Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

196. SCHODZĄC Z NEBO
Napisane 23 września 1946. A, 9175-9182

«Zawsze będziemy żałować tej góry i tego odpoczynku w Panu» – mówi Piotr, gdy przygotowują się do zejścia do doliny bardzo dzikim zboczem.

Znajdują się w łańcuchu bardzo wysokich gór. Na wschodzie, za doliną widać inne góry. Są też góry na południu i jeszcze wyższe – na północy. Na północnym zachodzie leży zielona dolina Jordanu, która się kończy w Morzu Martwym. Na zachodzie widać najpierw morze ciemnego koloru, a potem dalej – suchą i kamienistą pustynię, przerywaną jedynie wspaniałą oazą Engaddi, a następnie – góry Judy. Jak okiem sięgnąć – widok wspaniały, rozległy. I patrząc na tę żywą roślinność, pośród której – jak się zakłada lub jak to widać wyraźnie – mieszkają ludzie, zapomina się o ponurym widoku Jeziora Asfaltowego. Brak na nim żagli, życia. Zawsze jest ciemne, także w słońcu; smutne nawet od strony niskiego i rozległego półwyspu, który od wschodu dochodzi niemal do środka jeziora. Ale co za drogi, aby zejść do doliny! Jedynie dzikie zwierzęta mogą się czuć swobodnie na tych ścieżkach. Gdyby nie było można uchwycić się pni lub krzewów, nie można by zejść ze szczytu. Wywołuje to szemranie Iskarioty.

«A ja chciałbym tam jeszcze powrócić» – odpowiada mu Piotr.

«Masz szczególne upodobania. Tutaj jest jeszcze gorzej niż w pierwszym i drugim miejscu» [– stwierdza Judasz.]

«Ale nie gorzej niż w miejscu, w którym nasz Nauczyciel przygotowywał się do nauczania» – zauważa Jan. [Judasz mu odpowiada:] «Och! Dla ciebie zawsze wszystko jest piękne...»

«Tak, wszystko, co otacza mojego Nauczyciela, jest piękne i dobre i kocham to.»

«Uważaj, bo w tym wszystkim ja też jestem... i często są faryzeusze, saduceusze, uczeni w Piśmie, zwolennicy Heroda... Ich też kochasz?» [– pyta Judasz.]

«On ich kocha» [– mówi mu Jan.]

«A ty? Cha! Cha! Robisz, jak On, co? Ale On to On, a ty – to ty. Nie wiem, czy będziesz umiał zawsze ich kochać. Przecież bledniesz, kiedy słyszysz, jak mówi się o zdradzie i śmierci, albo kiedy widzisz tych, którzy tego pragną.»

«To znak, że jestem jeszcze bardzo niedoskonały, skoro drżę z obawy o Niego i z oburzania się na winnych» [– odpowiada Jan.]

«Ach, więc odczuwasz też gniew? Nie mogę w to uwierzyć... A gdybyś tak przypadkiem ujrzał pewnego dnia kogoś, kto rzeczywiście szkodziłby Nauczycielowi, co byś uczynił?» [– pyta dalej Judasz. Jan mu odpowiada:]

«Ja?! Pytasz mnie o to? Prawo mówi: „Oko za oko, ząb za ząb”. Moje ręce stałyby się pętlami wokół jego szyi...»

«O! O! A On mówi, że trzeba przebaczać! Czy to całe dobro, jakie wypłynęło z twojej medytacji?»

«Zostaw mnie, mącicielu! Dlaczego mnie kusisz i niepokoisz? Co ty masz w sercu? Chciałbym umieć w nim czytać...»

«Temu, kto bada wody Morza Martwego, nie ukazuje się tajemnica głębiny. Te wody to kamień grobowy na zgniliźnie, jaką przyjęły» – mówi za ich plecami Bartłomiej, który został na samym końcu. Inni – może dobrze, może źle – idą na przedzie i nic nie słyszeli. Ale Bartłomiej, tak. I wtrąca się do rozmowy ich dwóch, a jego spojrzenie wyraża napomnienie.

[Judasz mu odpowiada:] «O! Mędrzec Bartłomiej! Z pewnością nie chciałeś powiedzieć, że ja jestem jak Morze Słone!»

«To nie do ciebie mówiłem, ale do Jana. Chodź ze mną, synu Zebedeusza, ja cię nie będę niepokoił» – i ujmuje Jana za ramię, jakby on, stary, chciał się wesprzeć na zwinnym i młodym towarzyszu.

Judasz zostaje w tyle i wykonuje za nimi grubiański gest gniewu. Wygląda, jakby sam sobie coś przysięgał albo komuś groził...

«Co chciał powiedzieć Judasz? A ty co chciałeś powiedzieć?» – pyta Jan starego Natanaela.

«Nie myśl o tym, przyjacielu. Myślmy raczej o wszystkim, co Nauczyciel nam wyjaśnił w tych dniach. Jakże zrozumieliśmy [naród] izraelski!»

«To prawda. Ja jednak nie pojmuję tego, że świat nie rozumie!» [– wyznaje Jan.]

«My też nie, Janie, my Go nie rozumiemy w pełni. My Go nie chcemy zrozumieć. Widzisz, jakiej doświadczamy trudności w przyjęciu Jego mesjańskiej idei?»

«Tak. We wszystko wierzymy ślepo, ale nie w to. Czy ty, uczony, możesz mi wyjaśnić przyczyny tego? Stwierdzamy, że wobec Chrystusa rabbi są jak zaślepieni. Ale dlaczego nam samym nie udaje się [przyjąć] doskonałej idei duchowego królowania Mesjasza?»

«Wiele razy zadawałem sobie to pytanie. Chciałbym dojść do tego, co nazywasz doskonałą ideą. I wydaje mi się, że się uspokoiłem. Zrozumiałem, że temu przyjęciu sprzeciwia się w nas – pragnących iść za Nim nie tylko fizycznie i poprzez [słuchanie] nauki, lecz i duchowo – [dziedzictwo] wszystkich przeszłych wieków. Są one za nami, ale i w nas, w naszym wnętrzu. Widzisz? Spójrz na wschód, na południe i na zachód. Każdy kamień wiąże się z jakimś wspomnieniem i z imieniem. Każdy kamień, każde źródło, każda ścieżka, każda osada lub twierdza, każde miasto, każda rzeka, każda góra, o czym nam przypomina? O czym głośno mówi? O obietnicy Zbawiciela. O przejawach miłosierdzia Boga wobec Jego ludu. Tak mała na początku grupa rozeszła się wraz z Abrahamem po świecie, dochodząc aż do dalekiego Egiptu – jak kropla oliwy z przekłutego bukłaka – tworząc korzeń przyszłego ludu Izraela. Potem ten lud stawał się coraz liczniejszy i powrócił z Mojżeszem na ziemie ojca Abrahama, ubogacony obietnicami, coraz większymi i coraz pewniejszymi, oraz znakami ojcostwa Bożego. Stał się prawdziwym ludem, gdyż wyposażony został w Prawo najświętsze z praw.

Ale cóż się stało potem? To, co się stało z tym szczytem, który przed chwilą jaśniał od słońca. Spójrz teraz. Zakrywają go chmury i zmieniają jego wygląd. Gdybyśmy nie wiedzieli, że to on, i gdybyśmy musieli rozpoznać go, aby znaleźć pewną drogę, czy potrafilibyśmy to uczynić, kiedy się tak zmienił przez warstwy gęstych chmur przypominających pagórki i szczyty? Coś podobnego stało się w nas. Mesjasz jest tym, o kim mówił Bóg naszym ojcom, patriarchom i prorokom. Niezmienny. Ale my włożyliśmy w Jego [wyobrażenie] coś z nas, aby... rozumieć Go według naszej biednej ludzkiej mądrości. To sprawiło, że utworzyliśmy sobie Mesjasza, figurę Mesjasza tak fałszywą, że nie rozpoznajemy już Mesjasza prawdziwego.

I my również – wraz z wiekami i pokoleniami, które mamy za sobą – wierzymy w Mesjasza, jakiego sobie wyobraziliśmy: w mściciela, króla ludzkiego, bardzo ludzkiego. I nie udaje się nam – wbrew temu, co mówimy i uważamy – pojąć Tego, który jest Mesjaszem i Królem takim, jakim ma być rzeczywiście: takim, jakim Go pomyślał i chciał Bóg. To jest przyczyna, mój przyjacielu!»

«Ale czy w takim razie dojdziemy kiedykolwiek, przynajmniej my, do ujrzenia, do pragnienia prawdziwego Mesjasza, do uwierzenia w Niego?»

«Dojdziemy do tego. Gdybyśmy mieli tego nie osiągnąć, On by nas nie wybrał. A gdyby ludzkość nie miała nigdy dojść do korzystania z dobrodziejstw Mesjasza, Najwyższy nie wysłałby Go.»

«Ale On odkupi Grzech nawet bez pomocy ludzkości! Jedynie przez Swoje zasługi» [– mówi Jan.]

«Mój przyjacielu, to byłoby wielkie odkupienie z grzechu pierworodnego. Ale nie byłoby ono całkowite. My, poza grzechem pierworodnym, mamy w sobie jeszcze inne grzechy osobiste i dla wymazania ich potrzebny jest Odkupiciel oraz wiara tego, kto ucieka się do Niego jako do swego Zbawienia. Myślę, że Odkupienie będzie trwało aż do końca wieków. Chrystus od chwili, w której się stanie Odkupicielem i da Ludzkości Życie, jakie w Sobie posiada, nie będzie ani przez moment bezczynny. Będzie jak Źródło, które spragnionemu daje siebie stale, dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, rok po roku, wiek po wieku. Ludzkość zawsze będzie potrzebowała Życia. On nie będzie mógł przestać go dawać tym, którzy ufają i wierzą w Niego, z mądrością i sprawiedliwością.»

«Jesteś uczony, Natanaelu. Ja jestem biednym prostakiem» [– stwierdza Jan.]

«Ty dzięki duchowemu instynktowi czynisz to, czego ja dokonuję uciążliwym umysłowym rozmyślaniem: naszej przemiany z Izraelitów w chrześcijan... Ty jednak szybciej dojdziesz do celu, gdyż potrafisz raczej kochać niż tylko myśleć. Miłość cię niesie naprzód i przemienia.»

«Dobry jesteś, Natanaelu. Gdybyśmy wszyscy byli tacy, jak ty!» – Jan wzdycha głęboko.

«Nie myśl o tym, Janie! Módlmy się za Judasza» – mówi stary apostoł, który zrozumiał westchnienie Jana.

«O! Tutaj jesteście! Patrzyliśmy, czy idziecie. O czym tak rozmawialiście?» – pyta Tomasz z uśmiechem.

«Mówiliśmy o starym Izraelu. Gdzie jest Nauczyciel?»

«Poszedł naprzód z braćmi i z Izaakiem zobaczyć chorego pasterza. Polecił nam iść tą drogą aż do następnej, która prowadzi na szczyt.»

«Chodźmy więc.»

Schodzą teraz ścieżką mniej stromą aż do prawdziwej górskiej drogi, prowadzącej na Nebo. W lesie jest kilka domów. Niżej, niemal w dolinie – właściwa osada. Ukazuje swe białe domy położone na bardzo łagodnym stoku. Ze ścieżki, na której się znajdują, widzą ludzi przychodzących z osady.

«To tam zaczekamy na tego z Petry?» – pyta Piotr.

«Tak, to ta osada. Miejmy nadzieję, że przybył, bo wtedy jutro udamy się drogą nad Jordan. Nie wiem, co to jest, ale nie mam tutaj całkowitego spokoju » – stwierdza Mateusz.

«Nauczyciel powiedział, że chce iść o wiele dalej» – mówi Iskariota.

«Tak. Ale mam nadzieję, że Go przekonamy, aby tego nie robił.»

«Ależ czego ty się boisz? Heroda? Jego najemnych zbirów?» [– pyta Judasz.]

«Zbiry są nie tylko u Heroda. O! Oto Nauczyciel! Pasterzy jest wielu i są szczęśliwi. Zdobył ich. To koczownicy. Rozszerzą dobrą nowinę, że Mesjasz jest na ziemi» – mówi jeszcze Mateusz.

Jezus dochodzi do nich, a za Nim – pasterze i ich stada.

«Chodźmy. Ledwie mamy czas, aby dotrzeć do osady. Przenocują nas, znam ich.»

Jezus cieszy się, że przebywa pośród ludzi prostych, którzy potrafią wierzyć w Pana.


   

Przekład: "Vox Domini"