Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

190. «WINNEJ WSKAZUJĘ DROGĘ, KTÓRĄ MA PODĄŻAĆ, ABY SIĘ ZBAWIĆ»
Napisane tego samego dnia. A, 2337-2344
[Por. J 8,2-11]

Jezus mówi:

«Zranił Mnie brak miłości i szczerości u oskarżycieli. Oskarżenie nie było fałszywe. Niewiasta istotnie była winna. Im jednak brakowało szczerości, gdyż gorszyli się tym, co sami popełnili tysiące razy i jedynie o wiele większa przebiegłość i większe szczęście pozwoliło im to ukryć. Niewiasta, grzesząc po raz pierwszy, miała mniej sprytu i szczęścia. Ale nikt pośród jej oskarżycieli i oskarżycielek – kobiety bowiem chociaż nie podnosiły głosu, to oskarżały ją w głębi serca – nie był pozbawiony winy.

Jest cudzołożnikiem ten, kto dokonuje czynu i ten, kto pragnie tego czynu, a pragnie go ze wszystkich sił. Rozwiązłość istnieje tak w tym, kto grzeszy, jak i w tym, kto pragnie grzeszyć. Nie wystarczy nie popełniać zła, trzeba też go nie pragnąć.

 

Przypomnij sobie, Mario, pierwsze słowo twego Nauczyciela, kiedy cię wezwał na skraju przepaści, na którym stałaś: „Nie wystarczy nie czynić zła, trzeba też go nie pragnąć czynić.”

 

Kto pielęgnuje zmysłowe myśli i wywołuje zmysłowe wrażenia – przez specjalnie wyszukiwane lektury oraz widowiska i przez szkodliwe zwyczaje – jest tak samo nieczysty, jak ten, kto popełnia grzech fizycznie. Ośmielam się rzec: może być bardziej winny, gdyż swą myślą może grzeszyć przeciw naturze, a nie tylko przeciw moralności. Nie mówię już o tych, którzy faktycznie dopuszczają się prawdziwych czynów sprzecznych z naturą. Jedynym wytłumaczeniem jest dla nich choroba organiczna lub psychiczna. Ten, kto nie ma tego usprawiedliwienia, jest o dziesięć stopni niżej od najbardziej obrzydliwego zwierzęcia.

Aby osądzać sprawiedliwie, trzeba być pozbawionym winy. Odsyłam was do wcześniejszych dyktand, w których mówię o podstawowych zasadach, jakimi ma kierować się sędzia.

Były Mi znane serca faryzeuszów i uczonych w Piśmie oraz tych, którzy się do nich przyłączyli, aby się rzucić na winną. Sami grzeszyli przeciw Bogu i przeciw bliźniemu. Mieli w sobie winy przeciw religii, winy przeciw swym rodzicom, grzechy przeciw bliźniemu, a zwłaszcza liczne grzechy przeciw swym małżonkom. Gdybym nakazał, aby w cudowny sposób ich krew wypisała na ich czołach ich grzechy, pośród licznych win górowałoby „cudzołóstwo” popełnione czynem lub pragnieniem. Powiedziałem: „To, co pochodzi z serca, kala człowieka”. A poza Moim sercem nie było pośród sędziów takiego, którego serce nie byłoby skalane. Brakowało im szczerości i brakowało miłości. Nawet fakt, że byli do niej podobni przez pragnienie nasycenia zmysłów, nie doprowadził ich do okazania miłości. To Ja okazałem miłość upokorzonej niewieście. Jedynie Ja, który powinienem był czuć do niej odrazę. Ale zapamiętajcie to dobrze: „Im lepszym się jest, tym więcej ma się litości dla winnych”. Nie, nie ma pobłażania dla samego grzechu. Ale ma się współczucie dla słabych, którzy nie potrafili oprzeć się grzechowi.

Człowiek! O! Bardziej niż delikatna trzcina lub kruchy powój łamie się pod naciskiem pokusy i czepia się silnie tego, w czym ma nadzieję znaleźć pociechę.

Bardzo często grzech przychodzi, szczególnie u słabszej płci, z powodu szukania pociechy. Dlatego też mówię, że ten, komu brak uczucia wobec własnej żony a nawet wobec własnej córki, jest w dziewięćdziesięciu procentach odpowiedzialny za grzech swej małżonki lub swej córki i odpowie za nie.

Czynnikiem przyczyniającym się do cudzołóstwa i nierządu – i jako takie je potępiam – jest głupie uczucie, będące jedynie bezrozumnym zniewoleniem nakładanym przez mężczyznę kobiecie lub przez ojca – córce. Jest nim również brak uczuć lub, jeszcze gorzej, grzech własnej namiętności, który prowadzi męża do innych miłości, a rodziców – do innych trosk niż o ich dzieci. Jesteście istotami wyposażonymi w rozum i prowadzonymi prawem Boskim i prawem moralnym. A zatem zniżanie się do poziomu życia dzikusów lub zwierząt powinno napełniać przerażeniem waszą wielką pychę. Tymczasem pychęktóra w tym wypadku byłaby nawet użyteczna – posiadacie dla bardzo odmiennych spraw.

Patrzyłem na Piotra i Jana w odmienny sposób. Pierwszemu, człowiekowi, chciałem powiedzieć: „Ty też, Piotrze, nie uchybiaj miłości i szczerości”. Chciałem też powiedzieć mu jako Mojemu przyszłemu Kapłanowi: „Pamiętaj o tej godzinie i w przyszłości osądzaj tak, jak twój Nauczyciel”. Drugiemu zaś – młodemu, o duszy dziecięcej – chciałem powiedzieć: „Ty możesz osądzać, a nie osądzasz, bo masz serce takie samo, jak Ja. Dziękuję, umiłowany, że jesteś w takim stopniu Mój, że jesteś drugim Mną.” Oddaliłem obydwu, nim zawołałem niewiastę, żeby nie powiększać jej upokorzenia przez obecność dwóch świadków.

Uczcie się, o ludzie pozbawieni litości. Choćby ktoś był nie wiem jak winny, zawsze trzeba go traktować z szacunkiem i miłością. Nie cieszyć się jego upokorzeniem, nie rzucać się na niego, nawet przez ciekawskie spojrzenia. Litości, litości dla tego, kto upada!

Winnej wskazuję drogę, którą ma podążać, aby się zbawić. Ma wrócić do domu, pokornie poprosić o przebaczenie i otrzymać je dzięki prawemu życiu. Więcej nie ulegać ciału. Nie nadużywać Bożej Dobroci i dobroci ludzkiej, aby nie zapłacić bardziej surowo niż obecnie za ponowne popełnienie grzechu lub za popełnianie go wiele razy. Bóg przebacza, a przebacza dlatego, że jest Dobrocią. Człowiek jednak – choć powiedziałem: „Przebacz twemu bratu siedemdziesiąt siedem razy” – nie potrafi przebaczyć nawet dwa razy.

Nie dałem jej pokoju ani błogosławieństwa, gdyż nie miała w sobie zupełnego oderwania się od swego grzechu, które jest wymagane do otrzymania przebaczenia. W swym ciele i, niestety, w swym sercu nie miała obrzydzenia do grzechu. Maria z Magdali po skosztowaniu Mojego Słowa poczuła obrzydzenie do grzechu i przyszła do Mnie z całkowitym pragnieniem bycia inną. Ta kobieta jednak wahała się ciągle pomiędzy głosami ciała i ducha. I w zamęcie tej chwili nie potrafiła jeszcze przyłożyć topora do pnia swego ciała, aby go powalić i aby – jako okaleczona z jarzma swej pożądliwości – iść do Królestwa Bożego. Okaleczona z tego, co było dla niej zgubą, lecz ubogacona tym, co jest zbawieniem.

Chcesz wiedzieć, czy potem się zbawiła? Nie dla wszystkich byłem Zbawicielem. Dla wszystkich chciałem nim być, ale nie byłem nim, gdyż nie wszyscy mieli wolę bycia zbawionymi. I to była jedna ze strzał najbardziej przenikających Mnie w czasie Mojej agonii w Getsemani.

 

Idź w pokoju, Mario Maryi, i pragnij nie grzeszyć, nawet w drobiazgach. Pod płaszczem Maryi jest tylko to, co czyste. Pamiętaj o tym.

Pewnego dnia, Mario, Moja Matka powiedziała ci: „Ze łzami zanosiłam do Mego Syna prośby za ciebie”. A innym razem: „Pozostawiam Memu Synowi staranie o to, aby Mnie kochano... Kiedy Mnie kochacie, przychodzę, a Moje przybycie to radość i ocalenie.”

Matka chciała ciebie i dałem cię Jej. Raczej: zaniosłem cię Jej, gdyż wiem, że tam, gdzie Ja mogę ugiąć władzą, Ona was niesie pieszczotą miłości i prowadzi was jeszcze lepiej ode Mnie. Jej dotknięcie to pieczęć, przed którą umyka szatan. Teraz masz Jej szatę. Jeśli będziesz wierna modlitwom dwóch Zgromadzeń, będziesz co dnia rozmyślać nad życiem naszej Matki: nad Jej radościami i boleściami, czyli nad Moimi radościami i Moimi bólami. Od chwili bowiem, w której Słowo stało się Jezusem, razem z Nią – z tych samych powodów – radowałem się lub płakałem.

Widzisz więc, że kochać Maryję to kochać Jezusa. To kochać prościej. Ja daję ci do niesienia krzyż i układam cię na krzyżu. Mama natomiast niesie cię lub stoi pod krzyżem, aby cię przytulić do Swego Serca, które potrafi tylko kochać. Nawet w śmierci łono Maryi jest słodką kołyską. Kto przy Niej umiera, ten słyszy jedynie głosy chórów anielskich, wirujących wokół Maryi. Nie widzi ciemności, lecz słodkie promienie Gwiazdy Zarannej. Nie słyszy płaczu, lecz Jej śmiech. Nie zna przerażenia. Któż ośmieli się wyrwać z ramion Maryi – Nam, którzy kochamy – jedno z Jej [umierających] dzieci?

Nie mów Mi: ‘dziękuję’. Powiedz to Jej, bo zechciała nie pamiętać o niczym, z wyjątkiem małego dobra, jakie uczyniłaś, i miłości, jaką masz dla Niej. I to dlatego chciała ciebie, aby Swą stopą poskromić to, czego twojej dobrej woli nie udawało się ujarzmić. Wołaj: „Niech żyje Maryja!” I zostań u Jej stóp, u stóp Krzyża. Przyozdobisz twoją szatę rubinami Mojej Krwi i perłami Jej łez. Będziesz mieć królewską szatę, aby wejść do Mojego Królestwa.

Pozostań w pokoju. Błogosławię cię.»


   

Przekład: "Vox Domini"