Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

183. W ŚWIĄTYNI. «JESZCZE KRÓTKI CZAS BĘDĘ Z WAMI»
Napisane 5 września 1946. A, 9077-9085

 Nie zważając wcale na niechęć bliźnich, Jezus powraca w trzecim dniu do Świątyni. Jednak chyba nie spał w Jerozolimie, bo widać, że sandały ma bardzo zakurzone. Może spędził noc na wzgórzach otaczających Jerozolimę, a wraz z Nim musieli przebywać bracia Jakub i Juda wraz z pasterzem Józefem i z Salomonem. Spotykają się z innymi apostołami i uczniami w pobliżu wschodniego muru Świątyni.

«Przyszli, wiesz? Zarówno do nas jak i do najbardziej znanych uczniów. Dobrze się stało, że Cię tam nie było!»

«Zawsze musimy tak postępować.»

«Dobrze, ale porozmawiamy o tym potem. Chodźmy» [– odpowiada im Jezus.]

«Wielki tłum idzie przed Tobą i przed nami. Wychwalają Twoje cuda. Iluż wśród nich jest przekonanych i wierzy w Ciebie! Twoi bracia mieli co do tego rację» – mówi Jan apostoł.

«Szukali Cię nawet u Annalii, wiesz?»

«I w pałacu Joanny. Ale znaleźli jedynie Chuzę... ale w jakim nastroju! Przegonił ich jak psy i powiedział, że w jego domu nie chce szpiegów i że ma ich dość. Powiedział nam to Jonatan, który jest ze swym panem» – opowiada pasterz Daniel.

«Wiesz? Uczeni w Piśmie chcieli rozproszyć czekających na Ciebie. Usiłowali ich przekonać, że Ty nie jesteś Chrystusem. Oni jednak odpowiedzieli im: „Nie jest Chrystusem? W takim razie kim jest? Czy ktokolwiek inny będzie mógł kiedyś czynić cuda, jakie On czyni? Czy może czynili je ci, którzy nazywali siebie mesjaszami? Nie, nie. Będzie mogło powstać sto lub tysiąc oszustów – być może dzięki wam – którzy nazwą siebie mesjaszami, ale żaden z tych, którzy przyjdą, nigdy nie dokona więcej cudów, niż On ich uczynił, ani takich, jakie uczynił”. A ponieważ uczeni w Piśmie i faryzeusze utrzymywali, że czynisz je, bo jesteś Belzebubem, odpowiedzieli im: „O! W takim razie wy powinniście czynić bardzo głośne cuda, bo wy z pewnością jesteście Belzebubami, kiedy się was porówna ze Świętym”» – opowiada Piotr i śmieje się. Wszyscy zaczynają się śmiać na wspomnienie odpowiedzi tłumu i zgorszenia uczonych w Piśmie oraz faryzeuszów, którzy odeszli oburzeni.

Są już w obrębie Świątyni i szybko otacza ich tłum jeszcze liczniejszy niż w poprzednie dni.

«Pokój Tobie, Panie! Pokój! Pokój!» – wołają Izraelici.

«Witaj, Nauczycielu!» – mówią poganie witając Go.

«Niech pokój i światło przyjdzie do was» – odpowiada Jezus wszystkim jednym powitaniem.

«Baliśmy się, że Cię ujęli, albo że nie przyjdziesz z powodu ostrożności lub z odrazy. I rozeszlibyśmy się szukać Cię wszędzie» – mówi wielu.

Na twarzy Jezusa pojawia się blady uśmiech. Pyta:

«Nie chcecie więc Mnie stracić?»

«Gdybyśmy Cię stracili, Nauczycielu, któż by nam dawał pouczenia i łaski, jakich Ty nam udzielasz?»

«Moje pouczenia pozostaną w was i zrozumiecie jeszcze więcej, kiedy odejdę... A Moja nieobecność pośród ludzi nie przeszkodzi łaskom zstępować na tych, którzy będą się modlić z wiarą.»

«O, Nauczycielu! Naprawdę chcesz odejść? Powiedz nam, dokąd idziesz, a my pójdziemy za Tobą. Tak bardzo potrzebujemy Ciebie!»

«Nauczyciel mówi tak, aby się przekonać, czy Go kochamy. Gdzież miałby pójść Nauczyciel z Izraela, jeśli nie do Izraela, a więc – tutaj?» [– odzywa się ktoś. Jezus zaś odpowiada:]

[Por. J 7,33] «Zaprawdę powiadam wam, jeszcze krótki czas będę z wami. Idę do tych, do których Mnie posłał Ojciec. 

[Por. J 7,34] Potem będziecie Mnie szukać, ale Mnie nie znajdziecie. A gdzie Ja jestem, tam wy pójść nie możecie. Teraz jednak pozwólcie Mi odejść. Dziś nie będę przemawiał tutaj, w obrębie [Świątyni]. Gdzie indziej są biedni, którzy czekają na Mnie, a nie mogą tu przyjść, bo są bardzo chorzy. Po modlitwie pójdę do nich.»

I z pomocą uczniów toruje Sobie przejście na Dziedziniec Izraelitów. 

[Por. J 7,35] Pozostali spoglądają na siebie. «Dokądże On chce iść?»

«Z pewnością do Swego przyjaciela Łazarza. Jest tak bardzo chory.»

«Ja pytam o to, dokąd On pójdzie nie dzisiaj, ale kiedy opuści nas na zawsze. Czy nie słyszeliście, co powiedział? Nie będziemy umieli Go znaleźć...»

«Być może pójdzie zgromadzić Izraela ewangelizując naszych, którzy są rozproszeni wśród narodów. Diaspora pokłada nadzieję w Mesjaszu tak samo jak my.»

«A może pójdzie pouczać pogan, aby ich pociągnąć do Swego Królestwa?»

«Nie. To nie może tak być. Zawsze moglibyśmy Go wtedy znaleźć, nawet gdyby był w dalekiej Azji lub w środku Afryki albo w Rzymie czy w Galii, albo w Iberii, w Tracji albo u Sarmatów. Skoro mówi, że Go nie znajdziemy, nawet jeśli będziemy Go szukać, to oznacza, że nie będzie w żadnym z tych miejsc.»

[Por. J 7,36] «No, tak! Cóż ma znaczyć to, co powiedział: „Będziecie Mnie szukać, a nie znajdziecie Mnie, a gdzie Ja jestem, wy przyjść nie możecie”? „Jestem... a nie: „Będę...” Gdzie On więc jest? Czy nie jest pośród nas?»

«Mówię ci to, Judo: On się wydaje człowiekiem, ale to duch!»

«Ależ nie! Pośród uczniów są tacy, którzy Go widzieli zaraz po urodzeniu. Więcej nawet! Widzieli Jego Matkę brzemienną, na kilka godzin przed Jego narodzinami.»

«Ale czy to na pewno to samo niemowlę, które się teraz stało mężczyzną? Kto nas upewni, że to nie ktoś inny?»

«Ależ, nie! On mógłby być kimś innym i pasterze mogliby się mylić. Ale co do Jego Matki! Jego braci! Całej osady!»

«Pasterze poznali Matkę?»

«Oczywiście, że tak...»

«Zatem... dlaczego On mówi: „Gdzie Ja jestem, wy pójść nie możecie”? Dla nas to przyszłość: nie będziecie mogli. Dla Niego to teraźniejszość: jestem. Ten Człowiek nie ma więc przyszłości?»

«Nie wiem, co ci powiedzieć. Tak to jest.»

«Ja mówię, że to szaleniec.»

«Ty nim pewnie jesteś, szpiegu Sanhedrynu.»

«Ja – szpieg? Jestem żydem, który Go podziwia. Mówiliście, że On idzie do Łazarza?»

«Nic nie mówiliśmy, stary szpiegu. Nic nie wiemy. A gdybyśmy wiedzieli, nic byśmy ci nie powiedzieli. Idź powiedzieć tym, którzy cię wysłali, że mają go sami szukać. Szpieg! Donosiciel! Sprzedawczyk!...»

Mężczyzna widzi, że sprawy źle się mają i wycofuje się.

«My zostaniemy tutaj. Gdyby wychodził, ujrzymy Go. Ty zaś biegnij tą drogą! Ty – tamtą!... Powiedzcie nam, w którą stronę poszedł. Jemu zaś powiedzcie, żeby nie szedł do Łazarza.»

Ci, którzy mają dobre nogi, wybiegają szybko... i wracają...

«Nie ma Go... Wmieszał się w tłum i nikt nie potrafi nic powiedzieć...»

Jezus jednak jest bliżej niż myślą. Wyszedłszy przez jakieś drzwi okrążył wieżę Antonia i wyszedł z Miasta przez Bramę Owczą, kierując się do doliny Cedronu, w którego korycie jest niewiele wody. Jezus przechodzi przez rzekę, skacząc po kamieniach zanurzonych w wodzie, i idzie ku Górze Oliwnej. W tym miejscu oliwki są gęste i jeszcze pomieszane z zaroślami, które sprawiają, że ta część Jerozolimy jest ciemna, nawet mroczna, ściśnięta pomiędzy szarymi murami Świątyni dominującej z tej strony nad całą górą, a Górą Oliwną z drugiej strony. Bardziej na południu dolina rozjaśnia się i poszerza, ale tutaj jest naprawdę wąska. Wygląda tak, jakby olbrzymi szpon wyżłobił głęboki ślad między górą Moria a Górą Oliwną.

Jezus nie udaje się do Getsemani, lecz w stronę zupełnie przeciwną, na północ. Idzie cały czas po terenie górzystym, który następnie rozszerza się i zamienia w dziką dolinę. W niej, opartej bardziej o inne wzgórza – niskie, także dzikie i kamieniste – biegnie strumień rysujący zakole na północy miasta. Za oliwkami są drzewa nie dające owoców, cierniste, postrzępione, wykrzywione, splątane z kolcami, które wszędzie wnikają swymi szponami. To miejsce bardzo smutne, bardzo opustoszałe. Jest w nim coś piekielnego, apokaliptycznego. Kilka grobów, nic więcej. Nie ma nawet trędowatych. Dziwna jest ta samotnia, kontrastująca z tłumem miasta tak bliskiego i tak wypełnionego zgiełkiem i ludźmi. Tutaj, poza szmerem wody płynącej po kamieniach i szeptem wiatru w drzewach pochylających się ku tym kamieniom, nie słychać żadnego odgłosu. Brakuje nawet radosnej nuty ptaków, tak licznych w oliwkach Getsemani i Góry Oliwnej. Wiatr dość mocny z północnego wschodu, który wzbija w górę małe tumany kurzu, oddala hałas miasta. Cisza – cisza tego umarłego miejsca – króluje tu, przygniatając, a nawet przerażając.

«Ale czy naprawdę to właściwa droga?» – pyta Piotr Izaaka.

«Tak, tak. Są też inne drogi, kiedy się wychodzi Bramą Heroda, a jeszcze lepiej – Damasceńską. Ale dobrze będzie, jeśli poznacie ścieżki mniej znane. Przeszliśmy okolice, aby je poznać i wam je pokazać. Będziecie mogli w ten sposób iść, gdzie chcecie, nie korzystając z uczęszczanych dróg.»

«A... można zaufać tym z Nobe?» – pyta jeszcze Piotr.

«Jak twoim własnym domownikom. Tomasz [pouczał ich] w ubiegłą zimę, a zawsze – Nikodem, kapłan Jan, jego uczeń, i inni. Uczynili z tej osady miejsce należące do Niego.»

«A ty zrobiłeś więcej niż wszyscy!» – mówi pasterz Beniamin.

«O, ja! Jeśli nawet coś zrobiłem, to wszyscy tutaj dopomogli. Ale wierz mi, Nauczycielu, że wszędzie wokół tego miasta masz miejsca bezpieczne...»

«Także w Rama... – mówi Tomasz, który ręczy za swe miasto. – Mój ojciec i szwagier, wraz z Nikodemem, pomyśleli o Tobie.»

«W takim razie Emmaus – też» – mówi jakiś mężczyzna, który nie jest mi nieznany, ale nie umiem dokładnie powiedzieć, kim jest, bo w Judei jest kilka osad o nazwie ‘Emmaus’. Jest także Emmaus blisko Tarichei.

«To zbyt daleko, żeby chodzić tam i z powrotem, jak robię teraz. Ale z pewnością kilka razy tam pójdę» [– obiecuje Jezus.]

«I do mnie...» – mówi Salomon.

«Tam – na pewno, aby się zobaczyć ze starcem.»

«Jest też Beter.»

«I Betsur.»

«Nie pójdę do uczennic, ale kiedy to będzie konieczne poślę po nie» [– wyjaśnia Jezus.]

«Mam szczerego przyjaciela w pobliżu En-Rogel – odzywa się Szczepan – Jego dom jest dla Ciebie otwarty i nikt z nienawidzących Cię nie pomyśli, że jesteś tak blisko nich.»

«Ogrodnik królewskich ogrodów może Cię też ugościć. Jest zaprzyjaźniony z Manaenem, który mu dał tę posadę... poza tym... uzdrowiłeś go kiedyś...»

«Ja? Nie znam go...» [– mówi Jezus.]

«Był w czasie Paschy pośród biedaków, których uzdrowiłeś u Chuzy. Zranienie się brudnym sierpem wywołało gnicie nogi i jego pierwszy pan odesłał go z tego powodu. Żebrał dla swoich dzieci i Ty go uzdrowiłeś. Manaen umieścił go w ogrodach, prosząc dla niego o miejsce pracy, w chwili dobrego nastroju Antypasa. Teraz ten człowiek zrobi wszystko, co Manaen mu powie. I dla Ciebie...» – mówi pasterz Maciej.

«Nie widziałem nigdy z wami Manaena... – mówi Jezus, długo wpatrując się w Macieja, który mieni się na twarzy i jest zmieszany. – Chodź ze Mną naprzód.»

Uczeń idzie za Jezusem.

«Mów!»

«Panie... Manaen pobłądził... i bardzo cierpi. Tak samo jak Tymon i jeszcze kilku. Nie mają spokoju, bo Ty...»

«Chyba nie sądzą, że czuję do nich nienawiść...»

«O, nie! Ale... boją się Twoich słów i Twego oblicza.»

«O! To straszne! To właśnie dlatego, że się pomylili, powinni przyjść do Lekarstwa. Czy wiesz, gdzie oni są?»

«Tak, Nauczycielu.»

«Zatem idź ich odszukać i powiedz im, że czekam na nich w Nobe.»

Maciej oddala się, nie tracąc czasu.

Górska ścieżka wznosi się, ukazując całą Jerozolimę, tak jak ją widać od północy. Jezus i Jego uczniowie odwracają się od niej całkowicie i idą w kierunku zupełnie przeciwnym.


   

Przekład: "Vox Domini"