Ewangelia według św. Mateusza |
Ewangelia według św. Marka |
Ewangelia według św. Łukasza |
Ewangelia według św. Jana |
Maria Valtorta |
Księga IV - Trzeci rok życia publicznego |
– POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA – |
175. W DRODZE
DO ENGANNIM
Napisane 26 sierpnia 1946. A, 8989-8991
«Janie, świta. Wstań i idziemy» – mówi Jezus, potrząsając budzącym się apostołem.
«Nauczycielu! Słońce już wstało! Jak spałem! A Ty?»
«Ja też, koło ciebie, na naszych płaszczach.»
«Ach! Przekonałeś się, że wieśniacy nie przyjdą, i położyłeś się. Przewidywałem to...»
Jezus uśmiecha się i odpowiada:
«Przyszli, kiedy ułożenie gwiazd Niedźwiedzicy wskazywało [czas] piania koguta.»
«O! A ja nic nie słyszałem!... – Jan jest zmartwiony – Dlaczego mnie nie obudziłeś?»
«Byłeś taki zmęczony. Wyglądałeś jak dziecko śpiące w kołysce. Po co miałem cię budzić?»
«Żebym Ci dotrzymywał towarzystwa!»
«Ależ robiłeś to swoim spokojnym snem. Zasnąłeś, mówiąc o aniołach, o gwiazdach, o duszach, o świetle... i z pewnością nadal widziałeś we śnie aniołów, gwiazdy i twego Jezusa... Po co miałbym cię prowadzić ku niegodziwości świata, od którego byłeś tak daleko?» [– pyta Jezus.]
«A gdyby... gdyby zamiast wieśniaków przyszli tu złoczyńcy?»
«Wtedy bym cię zawołał. Któż jednak mógł tu przyjść?»
«No... Nie wiem... Na przykład Giokana... On Cię nienawidzi...»
«Wiem. Przyszli jednak tylko jego słudzy. Nikt nie zdradził... Myślałeś o tym, że ktoś mógłby powiedzieć, aby zaszkodzić Mnie i im, prawda?... Ale nikt nie zdradził i dobrze zrobiłem czekając tutaj na nich. Nowy zarządca jest godny swego pana i wydaje bardzo surowe nakazy. Nie uchybię miłości mówiąc, że są okrutne. Nazwanie ich inaczej byłoby kłamstwem... Przybiegli, kiedy tylko zapadła noc, modląc się do Pana, żeby im pozwolił Mnie spotkać. Bóg zawsze nagradza za wiarę, pociesza Swe nieszczęśliwe dzieci. Gdyby Mnie nie znaleźli, zostaliby tu do rana, a potem poszliby z powrotem, żeby o świcie być na polach... A tak spotkałem się z nimi i pobłogosławiłem im...»
«Jesteś smutny, bo widziałeś ich tak przybitych...» [– mówi Jan.]
«To prawda. Jaki smutek... Z powodu tego, co mówisz; z powodu tego, że nie miałem co dać ich wyczerpanym ciałom, i z powodu myśli, że już ich więcej nie zobaczę...»
«Powiedziałeś im o tym?»
«Nie. Po co powiększać ból tam, gdzie jest go już tak wiele?»
«Ja też bym ich chętnie po raz ostatni pożegnał» [– mówi Jan.]
«Dla ciebie to nie jest ostatni raz. Ty, przeciwnie, z twoimi współuczniami wiele będziesz się nimi zajmował, kiedy odejdę. Wszystkim wam powierzam tych, którzy idą za Mną, a szczególnie tych, którzy są najbardziej nieszczęśliwi i którzy w swej wierze mają jedyne wsparcie i jedyną radość w nadziei na Niebo.»
«O, mój Nauczycielu! Ja też powiem, jak twój brat Józef: idź w pokoju, Nauczycielu. Jak będę potrafił, tak będę kontynuował Twoją [misję]. Wierz mi.»
«Jestem tego pewien. Chodźmy... Droga się ożywia. Chmury gromadzą się na niebie i jest coraz mniej światła, zamiast coraz więcej. Będzie padać i wszyscy śpieszą do bliskiego postoju. Ale chmury były dla nas dobre. Noc była ciepła i deszcz nie spadł na nas, przebywających pod gołym niebem. Ojciec czuwa zawsze nad Swoimi ukochanymi dziećmi.»
«Ty jesteś ukochany, Nauczycielu. Ja...»
«Ty też jesteś ukochany, dlatego że Mnie kochasz.»
«O, to tak! Aż do śmierci...»
I wmieszani w tłum odchodzą na południe...