Ewangelia według św. Mateusza |
Ewangelia według św. Marka |
Ewangelia według św. Łukasza |
Ewangelia według św. Jana |
Maria Valtorta |
Księga IV - Trzeci rok życia publicznego |
– POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA – |
150. W GERGESIE. POWRÓT DO KAFARNAUM
Napisane 16 lipca 1946. A, 8715-8724
Dochodzą do brzegu jeziora w bezpośredniej okolicy Gergesy, kiedy czerwień zachodu słońca ustępuje przed zmrokiem fioletowym i spokojnym. Brzeg zapełniony jest ludźmi, którzy przygotowują łodzie na nocny połów lub kąpią się z radością w wodach jeziora nieco niespokojnego z powodu wywołującego jego poruszanie wiatru.
Szybko zauważają i rozpoznają Jezusa. Zanim więc wszedł do miasta, ono już wie, że przybył. Jak zwykle napływają ludzie. Przybywają, żeby Go posłuchać. Jakiś mężczyzna toruje sobie przejście pośród ludzi. Mówi, że rano szukali Go ludzie, którzy przybyli z Kafarnaum. Proszą Go, żeby tam natychmiast poszedł.
[Jezus mu odpowiada: «Pójdę] jeszcze tej nocy. Nie zostaję tutaj. A ponieważ nie ma tu naszych łodzi, proszę was, żebyście nam pożyczyli swoje.»
«Jak chcesz, Panie. Ale przemówisz do nas przed odejściem?»
«Tak, żeby w ten sposób pożegnać się z wami. Wkrótce opuszczę Galileę...» [– odpowiada Jezus proszącym.]
Jakaś zalana łzami niewiasta woła pośrodku tłumu, błagając, żeby ją przepuszczono do Nauczyciela.
«To Arria, poganka, która z miłości została Izraelitką. Kiedyś uzdrowiłeś jej męża, ale...»
«Pamiętam. Przepuśćcie ją!» [– nakazuje Jezus.]
Niewiasta podchodzi i z płaczem upada do stóp Jezusa.
«Co ci jest, niewiasto?» [– pyta Jezus.]
«Rabbi! Rabbi! Ulituj się nade mną! Symeon...»
[Przerywa, ale] ktoś z Gergesy pomaga jej i mówi:
«Nauczycielu, zdrowie, jakie mu przywróciłeś, źle wykorzystuje. Jego serce stało się twarde i chciwe. Nie wydaje się już nawet Izraelitą. Ta niewiasta naprawdę jest lepsza od niego, choć urodziła się w pogańskiej ziemi. Jego zatwardziałość i chciwość wywołuje kłótnie i nienawiść. W czasie jednej bójki zraniono go w głowę i lekarz powiedział, że na pewno oślepnie.»
«Ale cóż Ja mogę uczynić w takim wypadku?» [– pyta Jezus.]
«Ty... uzdrów go... Ona, jak widzisz, jest w rozpaczy... Ma wiele dzieci, jeszcze małych. Ślepota jej męża będzie oznaczać nędzę dla domu... To prawda, że to pieniądze nieuczciwie zdobyte... jednak śmierć stałaby się nieszczęściem... gdyż mąż to zawsze mąż, a ojciec – to zawsze ojciec... nawet jeśli zamiast okazywać miłość i dawać chleb – zdradza i bije...»
«Raz go uzdrowiłem i powiedziałem: „Nie grzesz już”. Ale on grzeszył jeszcze bardziej. Czyż nie obiecywał więcej nie grzeszyć? Czy nie złożył przyrzeczenia, że nie będzie już lichwiarzem i złodziejem, jeśli go uzdrowię, i że odda dobra nieuczciwie nabyte, komu może, a jeśli nie może, że wesprze nimi biednych?»
«Nauczycielu, to prawda. Byłem tam. Ale... temu człowiekowi brak zdecydowania w tym, co postanowił» [– stwierdza ktoś.]
«Dobrze powiedziałeś. To dotyczy nie tylko Symeona. Wielu jest takich, którzy – jak mówi Salomon – mają wagę i ciężarki fałszywe, i to nie tylko w znaczeniu materialnym, lecz także w osądach i w działaniach, i w odnoszeniu się do Boga. Tenże Salomon mówi: „Zgubą jest dla człowieka niszczenie świętości i żałowanie złożonej przysięgi”. A jednak zbyt wielu tak czyni... Niewiasto, nie płacz. Posłuchaj i bądź sprawiedliwa, bo wybrałaś religię sprawiedliwości. Co byś wybrała, gdybym ci przedstawił dwie możliwości. Takie: uzdrowić twego małżonka i pozwolić mu żyć, żeby nadal wyśmiewał się z Boga i gromadził grzechy w swej duszy, lub też nawrócić go, przebaczyć mu i pozwolić mu umrzeć? Wybieraj, a to, co wybierzesz, uczynię.»
Biedna niewiasta toczy ciężką walkę. Naturalna miłość, potrzeba męża – który lepiej lub gorzej, ale jednak zarobi pieniądze dla dzieci – skłania ją do wybrania „życia”. Natomiast jej nadprzyrodzona miłość do małżonka skłania ją do proszenia o „przebaczenie i śmierć”. Ludzie milczą, skupieni, wzruszeni, czekając na jej decyzję.
W końcu biedna niewiasta upada znowu na ziemię, chwytając się szaty Jezusa, jakby stamtąd czerpała siłę, i jęczy:
«Życie wieczne... Ale dopomóż mi, o Panie...»
I wydaje się, że umiera, tak przywiera twarzą do ziemi.
«Wybrałaś najlepszą cząstkę i bądź za to błogosławiona. Niewielu w Izraelu dorównuje ci w bojaźni Bożej i sprawiedliwości. Wstań. Chodźmy do niego.»
«Ale czy naprawdę, Panie, sprawisz, że umrze? I co ze mną będzie?»
Ludzka natura wyłania się z ognia ducha jak mityczny feniks. Cierpi i boi się po ludzku...
«Nie obawiaj się, niewiasto. Ty, Ja, my wszyscy wszystko powierzamy Ojcu Niebieskiemu i On zadziała z miłością. Czy potrafisz w to uwierzyć?»
«Tak, mój Panie...» [– odpowiada niewiasta.]
«W takim razie chodźmy. Odmówmy modlitwę wszystkich próśb i wszystkich pociech.»
Cały czas idąc w otoczeniu licznego tłumu, Jezus mówi powoli: ‘Ojcze nasz’. Grupa apostołów naśladuje Go. Zdania modlitwy wznoszą się jednolitym chórem głosów ponad hałasem tłumu, który – ogarnięty pragnieniem usłyszenia modlitwy Nauczyciela – powoli milknie. W uroczystej ciszy słychać więc doskonale ostatnie prośby.
«Ojciec udzieli ci codziennego chleba. Ja cię o tym zapewniam w Jego Imię – mówi Jezus do niewiasty. Potem – nie do niej samej, lecz do wszystkich – kieruje słowa: «I wasze winy zostaną wam wybaczone, jeśli wy przebaczycie winowajcy, który was obraził i skrzywdził. On potrzebuje waszego przebaczenia, aby je otrzymać od Boga. A wszyscy potrzebują opieki Bożej, żeby nie popaść w grzech jak Symeon. Pamiętajcie o tym.»
Doszli do domu. Jezus wchodzi tam z niewiastą oraz z Piotrem, Bartłomiejem i Zelotą.
Mężczyzna leży na posłaniu z twarzą okrytą opatrunkami i wilgotnymi ręcznikami. Jest niespokojny, majaczy. Jednak głos lub wola Jezusa doprowadza go do przytomności, więc woła:
«Przebacz! Przebacz! Już nie wrócę do grzechu. Twoje przebaczenie... jak poprzednim razem! Ale uzdrów mnie też jak poprzednio. Arria! Arria! Przysięgam, że będę dobry. Już nie będę gwałtowny ani nie będę oszukiwał, ani nie...» – mężczyzna gotów jest wszystko przysiąc, tak boi się śmierci...
«Dlaczego tego chcesz? – pyta Jezus – Żeby wynagradzać czy też dlatego, że się boisz Bożego sądu?»
«Tego! Tego! Umrzeć teraz – nie! To piekło!... Ukradłem, ukradłem pieniądze biedakowi! Posłużyłem się kłamstwem. Uderzyłem bliźniego i wywołałem cierpienie mojej rodziny. Och!....»
«Strach nie jest dobry. Trzeba skruchy. Prawdziwej. Zdecydowanej» [– mówi Jezus.]
«Śmierć albo ślepota! O! Kara! Nie widzieć już! Ciemności! Ciemności! Nie!...»
«Straszliwe są ciemności dla oczu, ale czy nie są gorsze dla ciebie ciemności serca? Czy się nie boisz ciemności piekielnych, wiecznych, straszliwych? Stałe pozbawienie siebie Boga? Nieustanne wyrzuty sumienia? Ból, że sam siebie zabiłeś, na zawsze, w swoim duchu? Czy nie kochasz swej małżonki? Nie kochasz swoich dzieci? A twego ojca, twej matki, twych braci, czy ich nie kochasz? Nie myślisz o tym, że nie będziesz już nigdy ich miał przy sobie, jeśli umrzesz potępiony?»
«Nie! Nie! Przebaczenia! Przebaczenia! Wynagrodzić tutaj, tak, tu... Nawet ślepota, Panie... ale nie piekło... Niech Bóg mnie nie przeklina! Panie! Panie! Ty wypędzasz demony i wybaczasz grzechy. Nie podnoś ręki, żeby mnie wyleczyć, lecz żeby mi wybaczyć i uwolnić mnie od demona, który mnie trzyma... Połóż mi rękę na sercu i na głowie... Uwolnij mnie, Panie...»
«Nie mogę uczynić dwóch cudów. Zastanów się. Jeśli cię uwolnię od demona, zostawię ci chorobę...»
«To nie ma znaczenia! Bądź Zbawicielem.»
«Niech się stanie, jak chcesz. Umiej korzystać z ostatniej udzielonej ci przeze Mnie łaski. Żegnaj.»
«Nie dotknąłeś mnie! Twoja dłoń! Twoja dłoń!»
Jezus zaspokaja jego prośbę i kładzie rękę na głowie i na piersi mężczyzny, który – w swych opatrunkach, nie widząc z powodu opasek i rany – po omacku i z drżeniem szuka dłoni Jezusa, żeby ją ująć. Po znalezieniu jej płacze nad nią. Nie pozwala Mu odejść, aż zasypia jak zmęczone dziecko, trzymając ciągle dłoń Jezusa i przyciągając ją do rozgorączkowanego policzka.
Jezus ostrożnie wyzwala rękę i wychodzi cicho z pomieszczenia, a za Nim – niewiasta i trzej apostołowie.
«Niech Bóg Ci odpłaci, Panie. Módl się za Swą służebnicę.»
«Wzrastaj dalej w sprawiedliwości, niewiasto, a Bóg będzie zawsze z tobą.»
Podnosi dłoń, żeby pobłogosławić dom, a niewiasta wychodzi na drogę.
Wzrasta szmer w tłumie z powodu tysiąca pytań zrodzonych przez ciekawość. Jezus jednak daje znak, żeby zamilkli i szli za Nim. Powraca na drogę. Powoli zapada noc. Jezus wchodzi do jednej łodzi, która kołysze się przy brzegu, i stamtąd przemawia:
«Nie. On nie umarł. Nie jest też uzdrowiony fizycznie. Jego duch zastanowił się nad grzechami, nadał właściwy kierunek myśli i uzyskał przebaczenie. Poprosił bowiem o [możliwość] zadośćuczynienia, aby otrzymać przebaczenie.
Wy wszyscy pomóżcie mu w jego drodze do Boga. Myślcie, że wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za duszę bliźniego. Biada człowiekowi, który gorszy! Ale biada także temu, który swoją nieprzejednaną postawą przeraża kogoś, kto dopiero co narodził się dla Dobra. Swoim nieprzejednaniem spycha go z drogi, na którą tamten wszedł. Wszyscy mogą być w pewnym stopniu nauczycielami, i to dobrymi nauczycielami, dla swego bliźniego. A mają nimi być szczególnie wtedy, kiedy bliźni jest słaby i nie zna mądrości Dobra. Wzywam was, żebyście byli cierpliwi, pełni łagodności i wielkoduszności wobec Symeona. Nie okazujcie mu nienawiści, urazy, pogardy, nie kpijcie z niego. Nie przypominajcie przeszłości ani sobie, ani jemu. Człowiek, który się podnosi po uzyskaniu przebaczenia, po okazaniu skruchy, po szczerym postanowieniu [poprawy], ma wolę, ale jest też obciążony dziedzictwem przeszłych namiętności, przyzwyczajeń. Trzeba umieć pomagać mu w wyzwalaniu się z tego. Bardzo roztropnie. Bez przypominania przeszłości. To byłoby nierozważne wobec miłości i wobec samego człowieka.
Przypominać grzech winnemu, który okazał skruchę, to poniżać go. Wystarczy, że przypomina o nim jego przebudzone sumienie. Przypominanie stworzeniu jego przeszłości [często] rozbudza ponownie namiętności, a czasem powoduje nawrót do opanowanych już złych skłonności, uleganie im. W najlepszym wypadku to zawsze wywołuje pokusy. Nie kuście waszego bliźniego, bądźcie roztropni i miłosierni. Jeśli Bóg was ustrzegł przed popełnieniem pewnych grzechów, to uwielbiajcie Go. Nie obnoście się jednak z waszą sprawiedliwością, żeby dręczyć tego, który nie był sprawiedliwy. Umiejcie zrozumieć błagalne spojrzenie człowieka nawróconego, który chciałby żebyście zapomnieli, a wiedząc, że nie zapominacie, błaga was, żebyście przynajmniej go nie przytłaczali przypominaniem mu przeszłości.
Nie mówcie: „jego duch był trędowaty”, usprawiedliwiając w ten sposób fakt odrzucania [bliźniego]. Trędowaty, po oczyszczeniach następujących po uzdrowieniu, zostaje ponownie przyjęty do ludu. Niech tak samo będzie z uzdrowionym z grzechu. Nie bądźcie jak ci, którzy uważają się za doskonałych, lecz nimi nie są, bo nie mają miłości do braci. Otoczcie miłością braci, którzy powrócili do łaski, aby dobre otoczenie przeszkodziło nowym upadkom.
Nie próbujcie być większymi od Boga, który nie odrzuca żałującego grzesznika, lecz przebacza mu i dopuszcza ponownie do Swej bliskości. Jeśli [bliźni] wyrządził wam krzywdę, której nie da się już naprawić, nie mścijcie się za nią teraz, kiedy nie jest już potężnym, którego się obawiano. Ale przebaczcie i miejcie wielką litość, bo on był biedny, [nie posiadał] dobroci – skarbu, który każdy człowiek może mieć, jeśli tylko tego chce. Kochajcie go, bo przez ból, który wam zadał, umożliwił wam zasługiwanie na większą nagrodę w Niebie. Dołączcie do tego wasze przebaczenie, a wasza nagroda stanie się jeszcze większa w Niebie.
I nie pogardzajcie nikim, nawet człowiekiem należącym do innej rasy. Widzicie, że kiedy Bóg pociąga ducha nawet jakiegoś poganina, to przekształca go w taki sposób, że przewyższa on sprawiedliwością wielu ludzi należących do ludu wybranego.
Odchodzę. Pamiętajcie teraz i zawsze te słowa oraz inne, które do was skierowałem.»
Piotr, który już był gotów, opiera wiosło o brzeg i łódź zaczyna płynąć. Za nią płyną dwie inne.
Jezioro, nieco niespokojne, wywołuje kołysanie łodzi, ale nikt się tym nie przejmuje, bo droga jest krótka. Czerwone światła kładą się na ciemnych wodach rubinowymi plamami i zabarwiają jakby krwią białą pianę.
«Nauczycielu, czy ten człowiek wyzdrowieje czy nie? Nic nie zrozumiałem» – pyta Piotr po chwili, trzymając ster.
Jezus nie odpowiada. Piotr daje znak Janowi, który siedzi w głębi łodzi u stóp Nauczyciela, z głową opartą o kolana Jezusa. I Jan cicho powtarza pytanie.
«Nie wyzdrowieje» [– odpowiada Jezus.]
«Dlaczego, Panie? Słuchając Twoich słów sądziłem, że wyzdrowieje, żeby wynagradzać» [– stwierdza Jan.]
«Nie, Janie. On znowu by grzeszył, bo to słaby duch.»
Jan na nowo kładzie głowę na kolanach Jezusa, mówiąc:
«Ale Ty mogłeś go umocnić...»
I zdaje się, że czyni Mu łagodny wyrzut.
Jezus uśmiecha się, zanurzając palce we włosach Swego Jana, a potem podnosi głos tak, żeby wszyscy usłyszeli Go, i daje ostatnie pouczenie w tym dniu:
«Zaprawdę powiadam wam, że nawet przy udzielaniu łaski trzeba brać pod uwagę jej przydatność. [I tak przedłużenie] życia nie zawsze jest darem [przynoszącym korzyść], dobrobyt nie zawsze jest takim darem, dziecko nie zawsze jest takim darem. Nie zawsze, tak, nawet wybór nie zawsze jest darem. Wszystko to staje się darem [przynoszącym korzyść] i nim pozostaje, kiedy ten, który go otrzymuje, umie z niego zrobić dobry użytek dla nadprzyrodzonych celów, [dla] uświęcenia. Ale kiedy zdrowie, dobrobyt, uczucia, misja prowadzą do ruiny własnego ducha, lepiej byłoby nigdy tego nie posiadać. I czasami największym darem, jakiego Bóg może udzielić, jest to, że nie daje On tego, co ludzie chcieliby mieć, bo posiadanie tego uważają za słuszne i dobre. Ojciec rodziny lub mądry lekarz wie, co trzeba dać dzieciom lub chorym, aby nie pogorszyć ich stanu lub nie doprowadzić do choroby. Podobnie Bóg wie, co trzeba dać dla dobra ducha.»
«Więc ten mężczyzna umrze! Nieszczęśliwy to dom!»
«A czy byłby bardziej szczęśliwy, gdyby w nim mieszkał potępieniec? A czy on byłby szczęśliwszy, gdyby nadal żył i grzeszył? Zaprawdę powiadam wam: śmierć jest darem, kiedy zapobiega nowym grzechom i kiedy zabiera człowieka w chwili, gdy jest pojednany ze swoim Panem.»
Kil łodzi skrzypi już na piaszczystym dnie jeziora w Kafarnaum.
«[Przybywamy] na czas. Dziś w nocy będzie burza. Jezioro wrze, na niebie nie ma gwiazd, jest czarne jak smoła. A słyszycie tam, za górami? Widzicie tę jasność? Błyskawice i grzmoty, a wkrótce – woda. Szybko! Wciągnijcie łodzie w bezpieczne miejsce, bo nie należą do nas! Niewiasty i dziecko – w drogę, nim zacznie padać. O! Pomóżcie nam!» – woła Piotr do innych rybaków, którzy wyciągają na brzeg sieci i kosze.
Silnymi ramionami ciągną łódź na plażę, a pierwsze fale już chłoszczą ich obnażone nogi i wyrzucają kamienie na brzeg.
Potem żwawo ruszają w drogę, podczas gdy pierwsze wielkie krople zmywają kurz ze spalonej ziemi, która wydziela silny zapach. [Widać] już błyskawice nad jeziorem, a grzmoty napełniają łoskotem przestrzeń zamkniętą pomiędzy wzgórzami i brzegiem.