Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

136. JEZUS MÓWI DO APOSTOŁÓW O MIŁOŚCI

Napisane 30 maja 1946. A, 8528-8541

Jezus kieruje się na północny wschód, przez co zwraca się tyłem do Równiny Ezdrelońskiej i idzie w kierunku Taboru. Pyta:

«Gdzie zostawiłeś łodzie, Szymonie, przybywając do Nazaretu?»

«Odesłałem je na połów, Nauczycielu. Ale powiedziałem, że co trzy dni mają się zjawiać w Tarichei... Nie wiedziałem, ile dni pozostanę z Tobą.»

«Bardzo dobrze. Kto z was chce iść uprzedzić Moją Matkę i Marię Alfeuszową, żeby do nas dołączyły w Tyberiadzie? Spotkanie jest w domu Józefa.»

«Nauczycielu... wszyscy byśmy chcieli. Zatem Ty powiedz, kto ma tam iść. Tak będzie lepiej.»

«W takim razie: Mateusz, Filip, Andrzej i Jakub, syn Zebedeusza. Niech inni idą ze Mną do Tarichei. Powiecie niewiastom, jaka jest przyczyna naszego spóźnienia. Niech zamkną domy i przyjdą. Zostaniemy razem przez cały miesiąc. Idźcie. Oto rozstaje dróg. Pokój niech będzie z wami.»

Całuje czterech odchodzących i idzie dalej z pozostałymi. Ale po kilku krokach zatrzymuje się i dostrzega Margcjama, który z pochyloną głową idzie nieco w tyle. Gdy młodzieniec dochodzi do Niego, Jezus ujmuje dłonią jego podbródek, żeby go zmusić do podniesienia głowy. Na przybrązowionej twarzy widać ślady po potokach łez. [Pyta go:] «Ty też poszedłbyś chętnie do Nazaretu?»

«Tak, Nauczycielu... ale uczyń, co chcesz.»

«Chcę, żebyś miał pociechę, synu... Idź, biegnij za nimi. Matka cię pocieszy.»

Całuje go i pozwala mu odejść. Margcjam biegnie, żeby dołączyć szybko do czterech [apostołów].

«To jeszcze dziecko...» – odzywa się Piotr.

«I bardzo cierpi... Wczoraj wieczorem znalazłem go zalanego łzami w kącie domu. Powiedział mi: „To tak jakby mój ojciec i moja matka wczoraj umarli... Śmierć starego ojca otwarła mi ranę w sercu...”» – opowiada Jan.

«Biedne dziecko!... Ale to i tak dobrze, że był obecny przy jego śmierci...» – mówi Zelota.

«Tak marzył o tym, żeby pomóc starcowi!... – mówi Piotr – Porfirea opowiadała mi, że podejmował najróżniejsze wyrzeczenia, żeby odłożyć pieniądze. Pracował w polach, robił wiązki chrustu do pieców, łowił ryby, pozbawiał się sera, żeby go sprzedać, miodu, żeby go sprzedać... To leżało mu na sercu i chciał mieć dziadka przy sobie... Niestety!»

«To poważnie myślący człowiek. Nie cofa się przed ofiarą i pracą. To zalety» – stwierdza Bartłomiej.

«Tak. To dobry syn i będzie w gronie najlepszych uczniów. Widzicie, jak samego siebie potrafi utrzymać w ryzach, nawet w chwilach wzburzenia... Jego strapione serce pragnęło Maryi, ale nie poprosił, żeby do Niej iść. Tak dobrze pojął, czym jest siła modlitwy, że przewyższył wielu dorosłych» – mówi Jezus.

«Czy uważasz, że on podejmuje ofiary wyznaczając sobie z góry cel?» – dopytuje się Tomasz.

«Jestem tego pewien» [– odpowiada mu Jezus.]

«To prawda – odzywa się Jakub, syn Alfeusza – Wczoraj dał owoce staruszkowi, mówiąc: „Módl się za ojca mojego ojca, którego utraciłem przed dwoma dniami”. Powiedziałem mu: „On odpoczywa w pokoju, Margcjamie. Czy nie wierzysz, że odpuszczenie Jezusa jest skuteczne?” Odpowiedział mi: „Wierzę, że jest skuteczne, ale ofiarowując cierpienia myślę o duszach, za które nikt się nie modli. Mówię sobie: jeśli to już niepotrzebne mojemu dziadkowi, to niech te ofiary pomogą tym, o których nikt nie myśli”. Byłem tym zbudowany.»

«Tak – mówi Piotr. – Wczoraj przyszedł do mnie i rzucając mi się na szyję, bo to jeszcze dziecko, stwierdził: „Teraz naprawdę jesteś dla mnie ojcem... i oddaję ci to, co twoja dobroć pozwoliła mi zaoszczędzić. Te pieniądze nie są już przydatne dziadkowi... A ty i Porfirea robicie dla mnie tak wiele...” Trudno mi było pohamować łzy. Odpowiedziałem: „Nie, synu. Te pieniądze damy jako jałmużny dla starców żyjących w nędzy albo dla biednych sierot, a Bóg je wykorzysta, żeby powiększyć spokój biednego dziadka”. I Margcjam spontanicznie pocałował mnie dwa razy, tak że... no... nie mogłem już zapanować nad łzami. A jak jest wdzięczny tobie, Bartłomieju, za zapłacenie wydatków [związanych z pogrzebem]. Mówił mi: „Dla mnie uczczenie dziadka nie ma ceny. Poproszę Bartłomieja, żeby mnie wziął za sługę.”»

«O! Biedne dziecko! Nawet na godzinę! On służy Panu i wszystkich nas buduje. Oddałem cześć sprawiedliwemu. Mogłem to uczynić, bo moje imię jest znane i łatwo było mi znaleźć kogoś, kto pożyczył pieniądze. W Betsaidzie zajmę się spłaceniem małego długu, w gruncie rzeczy nieznacznego...» – odpowiada Bartłomiej.

«Tak, jako pieniądz to mało, bo ci z Jizreel byli hojni. Jednak twoja miłość do współucznia nie jest czymś bez znaczenia, gdyż każdy czyn miłości posiada wielką wartość – stwierdza Jezus i kontynuuje: – Wy właśnie formujecie się w miłości bliźniego, która jest drugą częścią fundamentalnego przykazania Prawa Bożego. Zostało ono jednak naprawdę zaniedbane w Izraelu. Liczne przykazania, drobiazgowe [przepisy], które nastały po Prawie Synajskim, prostym i pełnym w swej skrótowości, wypaczyły pierwszą część fundamentalnego przykazania. Zamieniły je w zbiór rytów zewnętrznych, którym brak mocy, wartości, prawdy. Są to więc tylko zewnętrzne formy kultu, którym brak aktywnego udziału wnętrza poprzez wypełniane dzieła, przez pokonywane pokusy.

Jaką wartość może mieć w oczach Bożych popisywanie się jakimś kultem, kiedy potem, we wnętrzu, serce nie kocha Boga, nie unicestwia się w pełnej szacunku miłości do Boga, nie uwielbia Go i nie podziwia, miłując to, co On stworzył, poczynając od człowieka – arcydzieła ziemskiego Dzieła Stworzenia? Widzicie, dokąd zaprowadził błąd Izraela?

Na początku posiadał jedno przykazanie złożone z dwóch zasad. Stopniowo, wskutek upadku duchów, doszedł do wyraźnego odcięcia drugiego od pierwszego, jakby to była nieużyteczna gałąź. To jednak nie była niepotrzebna gałąź, nie było nawet dwóch gałęzi. To był jeden pień, który u podstawy przyozdabiały cnoty właściwe dla dwóch miłości: [Boga i bliźniego].

Spójrzcie na wielki figowiec, który wyrósł na tym wzgórzu. Wyrósł spontanicznie i niemal od korzenia, czyli od wyjścia z ziemi, jest podzielony na dwa odgałęzienia. Są one tak połączone, że ich kory się zespoliły. Ale każda gałąź wydała swe liście z dwóch stron w sposób tak zadziwiający, że tej małej wiosce usytuowanej na niewielkim wzgórzu nadano nazwę: „Dom figowca bliźniaka”. Otóż gdyby teraz chciało się rozdzielić dwa pnie, które w gruncie rzeczy stanowią jeden pień, trzeba by użyć siekiery lub piły. Ale co by się stało? To drzewo by umarło. Przy odrobinie zręczności siekiera lub piła przeszłaby tak, że tylko jeden z dwu pni zostałby zraniony. Jeden by ocalał. Drugi zaś zostałby skazany na nieuchronną śmierć. Ten, który by pozostał, chociaż żywy, byłby wątły i prawdopodobnie zmarniałby, nie dając już owocu lub dając go bardzo mało.

To samo stało się w Izraelu. Chciano podzielić, rozdzielić dwie części zjednoczone do tego stopnia, że są czymś jednym. Chciano poprawić to, co było doskonałe. Każde bowiem dzieło Boże jest doskonałe, każda myśl, każde słowo. Skoro Bóg na Synaju nakazał – w jednym poleceniu – miłość Boga Najświętszego oraz bliźniego, to jest jasne, że nie ma dwóch przykazań, które można by praktykować niezależnie jedno od drugiego. One stanowią jedno przykazanie.

Nigdy Mi nie dość formowania was w tej wzniosłej cnocie. Ona przewyższa wszystkie, wznosi się wraz z duchem do Nieba, gdyż jest jedyną, jaka istnieje w Niebie. Dlatego kładę nacisk na tę cnotę, duszę całego życia ducha. On traci życie, kiedy traci Miłość, bo wtedy traci Boga.

Zrozumiejcie Mnie. Przypuśćmy, że któregoś dnia przychodzi zapukać do waszych drzwi dwoje małżonków bardzo bogatych. Proszą o gościnę na całe życie. Czy moglibyście powiedzieć: „Przyjmujemy małżonka, ale nie chcemy małżonki”? Zapewne usłyszelibyście od małżonka słowa: „Tak nie może być. Nie mogę odłączyć się od ciała mojego ciała. Jeśli nie chcecie jej przyjąć, to ja też nie mogę się u was zatrzymać. Odchodzę ze wszystkimi skarbami, którymi chciałem się z wami podzielić”.

Bóg jest złączony z Miłością. Ona jest duchem Jego Ducha, prawdziwie i głębiej niż u dwojga małżonków, którzy mocno się kochają. Bóg jest Miłością. Tylko Miłość najbardziej ukazuje i wyjaśnia, kim jest Bóg. Pośród wszystkich Jego przymiotów ona jest cechą dominującą i przymiotem źródłowym. Wszystkie inne przymioty Boga rodzą się z miłości. Czym jest Potęga, jeśli nie miłością działającą? Czym jest Mądrość, jeśli nie miłością nauczającą? Czymże Miłosierdzie, jeśli nie miłością przebaczającą? Czym Sprawiedliwość, jeśli nie miłością zarządzającą? I mógłbym jeszcze dalej w ten sposób wyjaśniać wszystkie niezliczone przymioty Boga.

Teraz – po tym, co powiedziałem – czy możecie jeszcze myśleć, że ten, kto nie posiada miłości, ma Boga? Nie ma Go. Czy jeszcze możecie myśleć, że można przyjąć Boga nie przyjmując Miłości? Miłość jest jedyna. Obejmuje Stwórcę i stworzenia. Nie można posiadać jej jednej połowy – dawanej Stwórcy – ale nie posiadać drugiej połowy: [miłości] okazywanej bliźniemu. Bóg jest w stworzeniach przez Swój niezatarty znak – ze Swymi prawami Ojca, Małżonka, Króla. Dusza jest Jego tronem, ciało – świątynią. Kto więc nie miłuje swego brata i gardzi nim, ten gardzi, zasmuca, nie zna Pana domu swego brata, jego Króla, Ojca, Małżonka. To naturalne, że ten Wielki Byt – będący Wszystkim i obecny w bracie, we wszystkich braciach – uzna za Swoją obrazę znieważenie istoty mniejszej, mającej udział we Wszystkim, czyli pojedynczego człowieka. Dlatego też pouczałem was o dziełach miłosierdzia wobec ciała i ducha. To dlatego pouczałem was, żebyście nie gorszyli waszych braci. To dlatego uczyłem was nie osądzać, nie pogardzać, nie odrzucać braci, dobrych lub niedobrych, wiernych lub pogan, przyjaciół lub nieprzyjaciół, bogaczy lub biednych.

Kiedy w małżeńskim łożu dokonuje się poczęcie, dokonuje się ono przez taki sam akt, czy się to dzieje w łożu ze złota czy na ściółce z obory. A dziecko formujące się w łonie królewskim nie różni się od tego, które się kształtuje w łonie żebraczki. Poczęcie, formowanie się nowej istoty jest takie samo we wszystkich punktach ziemi, bez względu na religię mieszkańców. Wszystkie dzieci rodzą się tak, jak się narodził Abel i Kain z łona Ewy.

A równość w poczęciu, formowaniu się i sposobie rodzenia dzieci z mężczyzny i kobiety na ziemi, odpowiada innej równości – w Niebie: stworzeniu duszy, żeby ją wlać w embrion. Dzięki [duszy] staje się on embrionem ludzkim, a nie zwierzęcym, i ona towarzyszy mu od chwili jej stworzenia aż do śmierci. Potem żyje dalej, oczekując powszechnego zmartwychwstania, dla zjednoczenia się na nowo z ciałem zmartwychwstałym i otrzymania wraz z nim nagrody lub kary: nagrody lub kary zależnej od czynów dokonanych w czasie ziemskiego życia.

Nie myślcie, że Miłość jest niesprawiedliwa. [Nie myślcie,] że wielu ludzi – pomimo praktykowania cnoty w swej religii, uważanej za prawdziwą – pozostanie bez nagrody na wieki dlatego tylko, że nie należeli do Izraela lub do Chrystusa. Po końcu świata nie będzie żyła żadna inna cnota jak tylko Miłość, czyli Jedność ze Stwórcą każdego stworzenia, które żyło sprawiedliwie. Nie będzie licznych Niebios: jednego dla Izraelitów, jednego dla chrześcijan, jednego dla katolików, jednego dla pogan, jednego dla bałwochwalców. Nie będzie wielu, lecz tylko jedno Niebo. Tak samo będzie jedna nagroda: Bóg, Stwórca, zjednoczy się ze Swymi dziećmi, które żyły sprawiedliwie. W nich, dzięki pięknu duchów i ciał świętych, będzie On podziwiał samego Siebie, ciesząc się jako Ojciec i Bóg. Będzie jeden Pan. Nie będzie jednego Pana dla Izraela, jednego dla katolicyzmu, jednego dla każdej innej religii. Teraz odsłaniam przed wami wielką prawdę. Pamiętajcie o niej. Przekazujcie ją waszym następcom. Nie czekajcie ciągle, aż Duch Święty rozjaśni prawdy po latach lub wiekach ciemności. Słuchajcie.

Powiecie może: „Czy to sprawiedliwe? Przynależeliśmy do religii świętej, a na końcu świata zostaniemy potraktowani tak samo, jak poganie?” Odpowiadam wam: to tak samo sprawiedliwe, jak to – a jest to sprawiedliwość prawdziwa – że niektórzy, pomimo przynależności do religii świętej, nie osiągną szczęścia [wiecznego], gdyż nie żyli w sposób święty. Żyjący cnotą poganin – przekonany, że jego religia była dobra – osiągnie na końcu niebo, jedynie dlatego że praktykował wybraną cnotę. Kiedy [je posiądzie]? Na końcu świata. Wtedy gdy z czterech miejsc pobytu zmarłych pozostaną tylko dwa, a mianowicie: Raj i Piekło. Albowiem Sprawiedliwość w tamtej chwili będzie mogła zachować i dać tylko dwa królestwa wieczne tym, których drzewo wolnej woli wydało owoce dobre lub chciało owoców złych. Jakież jednak oczekiwanie, zanim praktykujący cnotę poganin dojdzie do nagrody!... O tym nie myślicie? A to oczekiwanie – szczególnie od chwili, gdy Odkupienie wraz ze wszystkimi następującymi po nim cudami dokona się i kiedy Ewangelia będzie głoszona światu – będzie oczyszczeniem dusz. [Będzie ono dotyczyć dusz,] które żyły sprawiedliwie w innych religiach, ale nie potrafiły przyjąć prawdziwej Wiary, poznając jej istnienie i doświadczając jej realności. Dla nich – otchłanie przez wieki wieków, aż do końca świata. Dla wierzących w Boga prawdziwego, którzy nie potrafili się zdobyć n na heroiczną świętość – długi Czyściec. Dla niektórych będzie on się mógł zakończyć dopiero na końcu świata.

Po ekspiacji jednak i po oczekiwaniu wszyscy dobrzy, bez względu na swoje pochodzenie, znajdą się po prawicy Boga. Źli zaś, jakiekolwiek było ich pochodzenie – po lewicy, a potem – w straszliwym Piekle. Zbawiciel zaś wejdzie z dobrymi do Królestwa wiecznego.»

«Panie, wybacz mi, jeśli Cię nie rozumiem. To, co powiedziałeś, jest bardzo trudne... przynajmniej dla mnie... Ciągle mówisz, że jesteś Zbawicielem i że zbawisz tych, którzy wierzą w Ciebie. A zatem ci, którzy nie wierzą – ponieważ Cię nie poznali, bo żyli wcześniej, albo z powodu ogromu świata nie mieli możności poznania Ciebie – jakże mogą osiągnąć zbawienie?» – pyta Bartłomiej.

«Powiem ci: dzięki sprawiedliwemu życiu, dobrym czynom, wierze, którą uważają za prawdziwą» [– wyjaśnia Jezus.]

«Ale oni nie zwracali się do Zbawiciela...»

«Jednak Zbawiciel będzie cierpiał za nich, także za nich. Nie myślisz o tym, Bartłomieju, jaką wartość i zasięg będą mieć Moje zasługi Człowieka-Boga?»

«Mój Panie, zawsze mniejszą od [zasług] Boga, a te miałeś przecież od zawsze...»

«Słuszna i niesłuszna jest twoja odpowiedź. Zasługi Boga są nieskończone, jak rzekłeś. Wszystko jest nieskończone w Bogu. Jednak Bóg nie ma zasług, to znaczy On nie zasługiwał. Ma przymioty, cnoty Mu właściwe. Jest Tym, Który Jest – Doskonałością, Nieskończonością, Wszechmocą. Żeby zasługiwać, trzeba z wysiłkiem wypełniać coś, co przewyższa naszą naturę. Nie jest więc zasługą na pykład spożywanie pokarmów. Ale jedzenie może stać się zasługą, kiedy je ograniczymy, podejmując prawdziwe ofiary, aby dać biednym to, co zaoszczędzimy. Milczenie też nie jest zasługą. Staje się nią jednak wtedy, gdy się milczy nie odpowiadając na zniewagę. I tak dalej.

Teraz rozumiesz, że Bóg – Doskonały, Nieskończony – nie może zmuszać Siebie samego [do ofiarowania czegoś]. Jednak Człowiek-Bóg może się przymuszać, uniżając nieskończoną Naturę Bożą do granic ludzkich, pokonując ludzką naturę, która jest w Nim realna – a nie nieobecna lub pozorna – ze wszystkimi zmysłami i uczuciami, z jej możliwością cierpienia, umierania, z jej wolną wolą.

Nikt nie lubi śmierci, szczególnie gdy ona jest bolesna, przedwczesna i niezasłużona. Nikt jej nie lubi. A jednak każdy człowiek musi umrzeć. Trzeba więc patrzeć na śmierć z takim samym spokojem, jak widzi się koniec wszystkiego, co żyje. Otóż Ja zmuszam Moją Ludzką Naturę do umiłowania śmierci. I nie tylko to. Wybrałem życie, żeby móc umrzeć. Dla Ludzkości.

Tak więc jako Człowiek-Bóg zdobywam takie zasługi, jakich – będąc Bogiem – nie mogę zdobyć. I dzięki tym nieskończonym zasługom będę miał nieskończoną moc nie tylko jako Bóg, ale także jako Człowiek, który składa Siebie w ofierze za wszystkich, czyli osiąga nieskończone granice Miłości. [Moje zasługi] są nieskończone ze względu na formę, w jakiej je zdobywam, ze względu na Boską Naturę połączoną z ludzką, ze względu na cnotę Miłości i Posłuszeństwa, dzięki którym mogę je wysługiwać [dla innych], ze względu na Męstwo, ze względu na Sprawiedliwość, Umiarkowanie, Roztropność, ze względu na wszystkie cnoty, które złożyłem w Moim sercu, aby było dobrze przyjęte przez Boga, Mego Ojca.

To przez ofiarę się zasługuje. Im większa ofiara, tym większa zasługa. Absolutna ofiara – absolutna zasługa. Doskonała ofiara – doskonała zasługa. I używana według świętej woli ofiary, której Ojciec mówi: „Niech będzie, jak chcesz!”, ponieważ ona bezgranicznie Go umiłowała i umiłowała bez granic bliźniego.

I to wam mówię. Najbiedniejszy z ludzi może być najbogatszy i wyświadczyć dobro bezgranicznej ilości braci, jeśli potrafi kochać aż do złożenia ofiary. Mówię wam: nawet jeśli nie macie już kawałka chleba, kubka wody, skrawka ubrania, możecie zawsze czynić dobro. Jak? Modląc się i cierpiąc za braci. Komu należy świadczyć dobro? Wszystkim. W jaki sposób? Na tysiące najróżniejszych świętych sposobów. Jeśli bowiem będziecie kochać, wtedy będziecie umieć jak Bóg działać, nauczać, przebaczać, zarządzać i zbawiać jak Człowiek-Bóg.»

«O, Panie, daj nam taką miłość!» – wzdycha Jan.

«Bóg wam ją daje, bo On daje wam Siebie. Ale powinniście ją przyjąć i praktykować coraz doskonalej. Nic nie może w was być oddzielone od miłości. To, co dotyczy materii i ducha. Wszystko czyńcie z miłością i dla Miłości. Poświęćcie wasze czyny, wasze dni, dorzućcie soli do waszych modlitw, światła – do waszych czynów. Światłem, smakiem, uświęceniem jest Miłość. Bez niej ryty są bez wartości, modlitwy – próżne, a ofiary – fałszywe. Zaprawdę powiadam wam, że uśmiech, którym ubogi was pozdrawia jako braci, ma więcej wartości niż worek monet. Ten bowiem ktoś może rzucić wam do stóp jedynie po to, żebyście go zauważyli. Umiejcie kochać, a Bóg będzie z wami, zawsze.»

«Naucz nas kochać w taki sposób, Panie.»

«Już od dwóch lat was tego uczę... Czyńcie to, co widzicie, że Ja czynię, a będziecie w Miłości i Miłość będzie w was. Będzie na was pieczęć, namaszczenie, korona, która sprawi, że rozpoznają w was sługi Boga-Miłości. Teraz odpocznijmy w tym cieniu. Jest tu trawa gęsta i wysoka, a drzewa łagodzą upał. Wieczorem pójdziemy dalej...»


   

Przekład: "Vox Domini"