Ewangelia według św. Mateusza |
Ewangelia według św. Marka |
Ewangelia według św. Łukasza |
Ewangelia według św. Jana |
Maria Valtorta |
Księga IV - Trzeci rok życia publicznego |
– POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA – |
127. SZABAT W SPOKOJU NAZARETU
Napisane 13 maja 1946. A, 8441-8450
Wiadomo, szabat to odpoczynek. Odpoczywają ludzie i także narzędzia pracy, które przykrywa się albo tylko starannie układa.
Teraz, kiedy czerwona łuna piątkowego letniego wieczoru zaczyna znikać, Maryja – która siedziała w cieniu wielkiej jabłoni przy Swoim najmniejszym krośnie – wstaje, okrywa je i z pomocą Tomasza zanosi do domu. Siedząca na stołku Aurea jeszcze nieporadną ręką zajmuje się szyciem szat, które dała jej Rzymianka, a Maryja dopasowała do jej rozmiarów. Maryja zachęca ją do starannego poskładania robótki i do ułożenia jej na półce w pokoju. Kiedy dziewczynka to robi, Matka wchodzi z Tomaszem do pracowni, w której Jezus wraz z Zelotą pospiesznie odkładają na miejsca piły, heble, śrubokręty, młotki, naczynia z farbą i klejem, oczyszczają warsztaty oraz podłogę z wiórów i odpadków drewna. Z wykonywanej pracy pozostają jedynie dwie deski, ułożone w kącie i ściśnięte imadłem, aby klej wysechł w takim złączeniu (być może ma to być w przyszłości szuflada), i taboret, w połowie pomalowany jeszcze świeżą farbą, która wydziela ostry zapach.
Aurea też wchodzi i pochyla się nad rytowniczą pracą Tomasza i podziwia ją. Pyta nieco zaciekawiona, a także instynktownie trochę zalotna, do czego to służy i czy jej byłoby w tym ładnie.
«Byłoby ci ładnie, ale jeszcze ładniej będzie ci, gdy będziesz dobra. To są ozdoby, które upiększają tylko ciało, lecz nie są pożyteczne dla ducha. Przeciwnie, rozwijając zalotność wyrządzają krzywdę duchowi.»
«W takim razie po co je robisz? – zadaje logiczne pytanie dziewczynka. – Czy chcesz wyrządzisz szkodę jakiemuś duchowi?»
Tomasz, zawsze dobroduszny, uśmiecha się z powodu tej uwagi i mówi: «Rzeczy zbyteczne wyrządzają szkodę słabemu duchowi. Lecz dla silnego ducha ozdoba pozostaje tym, czym jest, na przykład zapinką dla umocowania płaszcza na swoim miejscu.»
«Dla kogo to robisz? Dla twej małżonki?»
«Nie mam małżonki i nigdy nie będę jej miał.»
«A więc dla siostry?» [– pyta Aurea.]
«Ona ma więcej niż trzeba» [– odpowiada Tomasz.]
«W takim razie dla matki?»
«Biedna staruszka! Cóż ona by z tym zrobiła?»
«Ale to dla niewiasty...» [– pyta dalej Aurea.]
«Tak. Ale nie dla ciebie» [– stwierdza Tomasz.]
«O! Nawet o tym nie myślę... W dodatku teraz, kiedy powiedziałeś, że te rzeczy wyrządzają szkodę słabemu duchowi, nie chciałabym tego. Nawet sprułabym te hafty z szaty. Nie chcę zaszkodzić temu, co należy do mojego Pana!»
«Dzielna dziewczyna! Widzisz, że dzięki twojej woli wykonałaś pracę piękniejszą od mojej.»
«O! Mówisz tak, bo jesteś dobry!...»
«Mówię tak, bo taka jest prawda! Widzisz: wziąłem ten kawałek srebra, zrobiłem z niego potrzebne listki. Potem narzędziem – a raczej wieloma narzędziami – powyginałem je w ten sposób. Jednak pozostaje do wykonania to, co najważniejsze: połączyć różne części i to – w sposób naturalny. Na razie są ukończone tylko te dwa listki i kwiatek, który je połączy...»
I Tomasz podnosi wielkimi palcami delikatną łodyżkę konwalii, ściśniętą między listkami. Wszystko to doskonale przypomina naturalny [kwiat]. Wywołuje to szczególne wrażenie, gdy się widzi połyskiwanie czystego srebra w silnych i przybrązowionych palcach złotnika.
«O! To piękne! Na wyspie było ich wiele i mogłyśmy je zbierać przed wschodem słońca. My, jasnowłose, nie mogłyśmy nigdy wychodzić na słońce, aby mieć większą wartość. Brunetkom, przeciwnie, kazano przebywać na dworze, na słońcu, tak długo, aż czuły się źle, po to, żeby się bardziej opaliły. Oni je... jak to się nazywa, kiedy się coś sprzedaje jako coś innego?»
«Oszukiwanie... mylenie... nie wiem...»
«Właśnie, oni mylili się mówiąc, że one się urodziły w Arabii lub w Górnym Nilu. Sprzedali tak jedną jako pochodzącą od królowej Saby.»
«Coś takiego! Ale w takim razie to nie mylenie się, lecz oszukiwanie przez sprzedających. Tak się mówi. Co za ludzie! Piękna niespodzianka dla kupujących, kiedy ujrzeli, jak się rozjaśnia skóra fałszywej Etiopki! Czy słyszysz to, Nauczycielu? O iluż sprawach nie wiemy!...»
«Słyszę. Ale najsmutniejsze nie są te oszustwa... lecz los tych dziewcząt...» [– odpowiada Jezus.]
«To prawda... dusze sprofanowane na zawsze, stracone...»
«Nie. Bóg może zawsze zadziałać...»
«Dla mnie to zrobił. Ocaliłeś mnie!...» – mówi Aurea zwracając ku Panu spojrzenie jasne, pogodne.
I dodaje: «I jestem taka szczęśliwa!»
A nie mogąc objąć Jezusa, otacza ramieniem szyję Maryi, kładąc z ufną miłością jasną głowę na ramieniu Dziewicy. Dwie jasne głowy o różnych odcieniach odbijają się od ciemnego muru. Miły pomnik. Jednak Maryja myśli o wieczerzy. Wstają i odchodzą.
«Czy można wejść?» – od drzwi wychodzących na drogę dochodzi nieco ochrypły głos Piotra.
«Szymon! Otwórzcie!»
«Szymonie! Nie mogłeś pozostać z dala!» – mówi Tomasz, biegnąc ze śmiechem, aby otworzyć.
«Szymon! To było do przewidzenia...» – mówi uśmiechając się Zelota.
Ale w drzwiach ukazuje się nie tylko twarz Piotra. Są wszyscy apostołowie znad jeziora, z wyjątkiem Bartłomieja. Nie ma też Judasza. Jest z nimi również Juda i Jakub, synowie Alfeusza.
«Pokój wam! Ale dlaczego przyszliście w takim upale?»
«Bo... nie mogliśmy dłużej pozostać oddaleni. To już dwa i pół tygodnia, wiesz? Rozumiesz? Dwa i pół tygodnia, jak Ciebie już nie widzimy!» – stwierdza Piotr, a zdaje się mówić: „Dwa wieki! Tak wiele!”
«Ale powiedziałem wam, że macie czekać na Judasza w każdy szabat» [– odzywa się Jezus.]
«Tak. Ale dwa szabaty minęły, a on nie przyszedł... w trzeci zaś myśmy przyszli. Pozostał Natanael, który nie czuje się zbyt dobrze i przyjmie Judasza, jeśli przyjdzie... Ale z pewnością nie przyjdzie... Beniamin i Daniel, udający się na wielki Hermon, przechodzili przez Tyberiadę, zanim byli u nas. Powiedzieli nam, że widzieli go w Tyberiadzie i... Dobrze, powiem Ci o tym później...» – przerywa Piotr, którego jego brat ciągnie za ubranie.
«Dobrze. Powiesz Mi... Ale przecież tak bardzo pragnęliście odpocząć, a teraz, kiedy możecie to zrobić, uprawiacie takie biegi! Kiedy wyszliście?»
«Wczoraj wieczorem. Jezioro było jak lustro. Wysiedliśmy w Tarichei, aby uniknąć wchodzenia do Tyberiady, aby... aby nie spotkać Judasza...»
«Dlaczego?» [– pyta Jezus.]
«Dlatego, Nauczycielu, że chcieliśmy cieszyć się Tobą w pokoju.»
«Jesteście samolubni!» [– stwierdza Jezus.]
«Nie. On ma swoje radości... Ale... nie wiem, kto daje mu tak wiele pieniędzy, że może się tak rozkoszować... Tak, zrozumiałem, Andrzeju, ale nie ciągnij mnie tak mocno za ubranie. Mam tylko to jedno, wiesz o tym. Chcesz, żebym stąd odszedł w łachmanach?»
Andrzej się rumieni. Inni się śmieją. Jezus się uśmiecha.
«Dobrze. Wysiedliśmy w Tarichei także dlatego, że... nie czyń mi wyrzutów... bo był upał... z dala od Ciebie staję się zły... i kiedy myślałem, że on się oddalił od Ciebie, aby się połączyć z... Przestańże w końcu szarpać mnie za rękaw! Widzisz, że potrafię na czas zamilknąć!... Zatem, Nauczycielu, powodów było tak wiele... Nie chciałem grzeszyć, a gdybym ujrzał Judasza, zgrzeszyłbym. Dlatego skierowałem się ku Tarichei i o świcie udaliśmy się w drogę» [– wyjaśnia Piotr.]
«Przeszliście przez Kanę?» [– pyta Jezus.]
«Nie. Nałożylibyśmy drogi... Ale mimo to droga i tak była długa. I połowu nie ma... Zostawiliśmy ryby w domu, w którym się schroniliśmy przez kilka najbardziej upalnych godzin. A po godzinie nony poszliśmy, w połowie następnej... Istny piec!...»
«Mogliście sobie tego wszystkiego zaoszczędzić. Ja nie zwlekałbym z przyjściem...»
«Kiedy?» [– pyta Piotr.]
«Po opuszczeniu Lwa przez słońce.»
«I uważasz, że można tak długo wytrzymać bez Ciebie? Ależ stawilibyśmy czoła żarowi tysiąckroć silniejszemu, żeby przyjść do Ciebie i ujrzeć Cię. Nasz Nauczycielu! Nasz umiłowany Nauczycielu!» – i Piotr całuje swój odnaleziony Skarb.
«I pomyśleć, że kiedy jesteśmy razem, wy uskarżacie się tylko na pogodę, na długą drogę...» [– mówi Jezus.]
«To dlatego że jesteśmy głupi. Bo kiedy jesteśmy razem, nie zdajemy sobie dobrze sprawy z tego, kim jesteś dla nas... Ale teraz przyszliśmy. Mamy już miejsca: jedni u Marii Alfeuszowej, inni u Szymona, syna Alfeusza, inni u Izmaela, u Asera, u Alfeusza, blisko stąd. Teraz idziemy odpocząć, a jutro wieczorem odejdziemy, bardziej zadowoleni.»
«W poprzedni szabat mieliśmy tu Myrtę i Noemi, które przyszły zobaczyć się z dziewczynką» – mówi Tomasz.
«Widzisz więc, że tu każdy przychodzi, kiedy tylko może?»
«Tak, Piotrze. A co robiliście w tym czasie?»
«Łowiliśmy... malowaliśmy łodzie... naprawialiśmy sieci... Teraz Margcjam często wypływa z chłopcami, co zmniejsza wymówki mojej teściowej wobec „lenia, który doprowadza żonę do śmierci z głodu po tym, jak jej przyprowadził jakiegoś bękarta”. I pomyśleć, że Porfirei nigdy nie było tak dobrze, jak teraz, gdy ma Margcjama dla potrzeb swego serca i... dla reszty... Były trzy owce, a teraz jest ich już pięć. Wkrótce będzie jeszcze więcej... Są bardzo pożyteczne dla małej rodziny, takiej jak nasza! A Margcjam dzięki połowom troszczy się o to, czego ja już sam nie robię lub tylko bardzo rzadko. Ale ta niewiasta ma język żmijowy, choć jej córka ma gołębi... Ty jednak też pracowałeś, jak widzę...»
«Tak, Szymonie. Pracowaliśmy wszyscy. Moi bracia w swoim domu, Ja z nimi w Moim, aby sprawić radość naszym matkom i dać im wytchnienie» [– wyjaśnia Jezus.]
«Oczywiście! My także!» – mówią synowie Zebedeusza.
«A ja [sprawiłem radość] mojej małżonce, pracując przy ulach i w winnicach» – mówi Filip.
«A ty, Mateuszu?»
«Ja nie mam komu sprawiać radości... więc sprawiłem ją sobie samemu, zapisując to, co mi się najbardziej podoba, aby o tym pamiętać...»
«O! W takim razie opowiemy ci przypowieść o farbie. To z mojego powodu ją usłyszeliśmy, bo jestem mało doświadczonym malarzem...» – mówi Zelota.
«Ale szybko się nauczyłeś tego zajęcia. Spójrzcie, jak pięknie pomalował ten stołek!» – mówi Tadeusz.
Panuje pośród nich doskonała zgoda. I Jezus – z twarzą bardziej wypoczętą, odkąd jest w Swoim domu – rozpromienia się z radości, mając przy Sobie Swoich drogich apostołów.
Aurea wchodzi i staje zaskoczona na progu.
«O! Oto ona! Ależ spójrzcie, jak się dobrze miewa! Teraz wygląda w tej szacie naprawdę jak mała Izraelitka!» [– woła Piotr.]
Aurea oblewa się rumieńcem i nie wie, co powiedzieć, ale Piotr jest tak dobrotliwy i ojcowski, że dziewczynka szybko się opanowuje i mówi:
«Usiłuję nią być i... dzięki mojej Nauczycielce mam nadzieję, że mi się to wkrótce uda... Nauczycielu, powiem Twej Matce, że oni tu są...» – i oddala się natychmiast.
«To dobra dziewczynka» – stwierdza Zelota.
«Tak. Chciałbym, żeby została z nami, w Izraelu. Bartłomiej stracił dobrą okazję i radość, odrzucając ją...» – mówi Tomasz.
«Bartłomiej jest bardzo przywiązany do... przepisów» – mówi Filip, usprawiedliwiając go.
«To jego jedyna wada» – stwierdza Jezus.
Wchodzi Maryja...
«Pokój Tobie, Maryjo» – mówią przybyli z Kafarnaum.
«Pokój wam... Nie wiedziałam, że tu jesteście. Teraz zaraz się wami zajmę... Na razie chodźcie...»
«Nasza matka przyniesie z domu jedzenie... i również Salome. Nie troszcz się o nic, Maryjo» – mówi Jakub, syn Alfeusza.
«Chodźmy do ogrodu... Zrywa się wieczorny wiatr i dobrze nam tu...»
I wychodzą do ogrodu, siadają tu i tam. Prowadzą braterskie rozmowy, podczas gdy gołębie gruchają, kłócąc się o ostatni posiłek, który Aurea rzuca im na ziemię... Potem podlewają kwietniki lub pożyteczne i piękne jarzyny, potrzebne człowiekowi. Robią to radośnie. Maria Alfeuszowa, która właśnie przybyła, przygotowuje z Aureą i Maryją posiłek dla gości. Zapach skwierczących potraw miesza się z wonią podlewanej ziemi, a krzyki swarliwych ptaków, kłócących się o miejsca na gałęziach, mieszają się z głębokimi lub wysokimi głosami apostołów...