Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

95. JEZUS PRZEMAWIA W JOPPIE DO JUDASZA Z KARIOTU I DO POGAN

Napisane 20 września 1944. A, 3608-3625

Widzę Jezusa siedzącego na wewnętrznym dziedzińcu domu o dość porządnym wyglądzie, choć nie – zbytkownym. Wydaje się bardzo zmęczony. Siedzi na kamiennej ławie usytuowanej przy studni o niskiej cembrowinie. Nad nią jest łuk zielonej altany. Zaczynają się formować kiście winogron. Kwiaty musiały opaść niedawno i ziarna wyglądają jak proso zawieszone na zielonych szypułkach.

Jezus opiera prawy łokieć na prawym kolanie, a podbródek – w zagłębieniu dłoni. Czasem, jakby chcąc znaleźć bardziej wygodną pozycję, opiera się zgiętym ramieniem o skraj studni, a głowę – o ramię, jakby chciał zasnąć. Wtedy włosy zakrywają Jego zmęczone oblicze, blade i poważne, otoczone puklami jasnorudych włosów.

Jakaś niewiasta chodzi tam i z powrotem z rękami umączonymi, przechodząc z pomieszczenia w domu do klitki usytuowanej po drugiej stronie podwórza. Pewnie znajduje się tam piec. Za każdym razem patrzy na Jezusa, lecz nie mąci Jego odpoczynku. Musi się zbliżać wieczór, gdyż słońce ledwie muska czubek tarasu nad dachem, coraz słabiej i słabiej, aż go opuszcza.

Tuzin gołębi przyfruwa na swój ostatni posiłek, gruchając nad podwórzem. Krążą wokół Jezusa, jakby chciały zobaczyć, kim jest ten nieznajomy. Nieufne – nieśmielają się usiąść na ziemi. Jezus porzuca rozmyślanie. Uśmiecha się, wyciąga dłoń i mówi, jakby przemawiał do ludzi: «Jesteście głodne? Chodźcie!»

Najodważniejszy siada na tej dłoni, a po nim – jeden po drugim. Jezus się uśmiecha.

«Ja nic nie mam – mówi z powodu ich coraz głośniejszego gruchania. Potem woła głośno do niewiasty: – Niewiasto! Twoje gołębie są głodne. Czy masz dla nich ziarno?»

«Tak, Nauczycielu. Jest w woreczku pod krużgankiem. Idę.»

«Zostaw. Ja im dam. Lubię to.»

«One nie przyjdą. Nie znają Cię» [– mówi niewiasta.]

«O! Mam je na ramionach i nawet na głowie!...»

Jezus faktycznie idzie w dziwnym hełmie, utworzonym przez gołębia o piersi koloru ołowiu, który wygląda jak kosztowna, mieniąca się różnorodnie zbroja. Niewiasta, nie dowierzając, ukazuje się [w drzwiach] i woła: «Och!»

«Widzisz? Gołębie są lepsze od ludzi. Pojmują, że je kocham. Ludzie... nie.»

«Nie myśl, Nauczycielu, o tym, co się stało. Niewielu tu Cię nienawidzi. Inni, niemal wszyscy, kochają Cię, a przynajmniej szanują.»

«O! Nie to Mnie martwi. Mówię ci to, abyś zauważyła, że często zwierzęta są lepsze od ludzi.»

Jezus otworzył woreczek, zanurzył w nim Swą smukłą dłoń. Wyjmuje jasne ziarno i wkłada je w połę płaszcza. Zamyka worek i powraca na środek podwórza, broniąc się przed naporem gołębi, które chcą się same nakarmić [z poły Jego płaszcza]. Odchyla płaszcz i rzuca ziarno na ziemię. Śmieje się, widząc walki i kłótnie pierzastych łakomczuchów. Posiłek szybko się kończy i gołębie piją z płaskiego wydrążenia przy studni, zerkając na Jezusa.

«Teraz idźcie, nic już nie ma.»

Ptaki przyfruwają jeszcze na ramiona i kolana Jezusa, a potem wracają do gniazd. Jezus na nowo pogrąża się w rozmyślaniu.

Silne pukanie do drzwi. Niewiasta biegnie otworzyć. To uczniowie.

«Chodźcie – mówi Jezus. – Czy rozdzieliliście pieniądze ubogim?»

«Tak, Nauczycielu.»

«Do ostatniego pieniążka? Pamiętajcie, że to co jest nam dawane nie jest dla nas, lecz dla [okazania] miłosiernej miłości. My jesteśmy biedni i żyjemy z litości bliźniego. Nędzny to apostoł, który wykorzystuje swą misję do ludzkich celów!»

[Judasz odzywa się:] «A jeśli któregoś dnia będziemy bez chleba i zostaniemy oskarżeni o przekraczanie Prawa, bo wydłubiemy ziarno z kłosów jak wróble?»

«Czy kiedykolwiek brakowało ci czegoś, Judaszu – czegoś istotnego – odkąd jesteś ze Mną? Czy kiedykolwiek omdlałeś w drodze?»

«Nie, Nauczycielu» [– stwierdza Judasz.]

«Kiedy ci powiedziałem: „Chodź”, czy obiecałem ci wygodę i bogactwa? Czy mówiąc do słuchających Mnie, powiedziałem kiedykolwiek, że dam „Moim” korzyści na ziemi?» [– pyta Jezus.]

«Nie, Nauczycielu» [– odpowiada Iskariota.]

«A więc, Judaszu? Dlaczego do tego stopnia się zmieniłeś? Czy nie wiesz, czy nie czujesz, że twoje niezadowolenie, twoja oziębłość zadają Mi ból? Czy nie widzisz, że to niezadowolenie udziela się twoim braciom? Dlaczego, Judaszu, przyjacielu – ty, wezwany do takiego losu, ty, który z tak wielkim entuzjazmem przyszedłeś do Mojej miłości i do Mojego Światła – teraz Mnie opuszczasz?»

«Nauczycielu, nie opuszczam Cię. Jestem tym, który najbardziej troszczy się o Ciebie, o Twoje sprawy, o Twe powodzenie. Chciałbym widzieć, jak wszędzie odnosisz zwycięstwo, wierz mi.»

«Wiem o tym. Chcesz tego po ludzku. To już wiele. Ale Ja nie tego chcę, Judaszu, Mój przyjacielu... Ja przyszedłem po coś zupełnie innego... Nie po to, aby dać przyjaciołom okruchy ludzkiego tryumfu, lecz po to, aby dać wam zapłatę obfitą, utrzęsioną, sowitą; zapłatę, która jest tak pełna, że już przestaje być zapłatą: to uczestnictwo w Moim wiecznym Królestwie, to zjednoczenie w prawach dzieci Bożych... O! Judaszu! Dlaczego to najwyższe dziedzictwo nie wzbudza twego zapału? Osiąga się je przez wyrzeczenie, lecz ono nie zna zachodu. Chodź tu jeszcze bliżej, Judaszu.

Widzisz? Jesteśmy sami. Inni zrozumieli, że chciałem z tobą pomówić, z tobą, rozdzielającym Moje... bogactwa, jałmużny Syna Człowieczego, które Syn Boży otrzymuje, aby je dać człowiekowi w imię Boga i Człowieka. Poszli. Jesteśmy sami, Judaszu, w tej tak słodkiej wieczornej godzinie. Nasze serca wzlatują ku naszym odległym domom, ku naszym mamom, które z pewnością przygotowując swe samotne wieczerze. Myślą o nas i głaszczą ręką miejsce, na którym siadaliśmy, przed tą Bożą godziną, w której Najświętsza Wola pochwyciła nas, abyśmy ją pokochali w duchu i w prawdzie.

Nasze mamy! Moja, tak święta i tak czysta, która tak bardzo i was kocha i modli się za was, przyjaciół Jej Jezusa... Moja, która ma jedynie ten pokój w Swej udręce macierzyństwa Matki Chrystusa, że wie, iż otacza Mnie wasza miłość... Nie zawiedźcie Jej, nie rańcie tego serca Matki, przyjaciele. Nie łamcie go przez choćby jedno złe działanie!

Twoja mama, Judaszu. Twoja mama, kiedy ostatnio przechodziliśmy przez Kariot, nie przestawała Mnie błogosławić i chciała Mi ucałować stopy, bo jest szczęśliwa, że jej Judasz jest w Światłości Bożej. Mówiła mi: „O! Nauczycielu! Uczyń świętym mojego Judasza! Czegóż pragnie matczyne serce, jeśli nie dobra swego dziecka? A jakie dobro jest większe od Dobra wiecznego?” Rzeczywiście, jakie jest większe, Judaszu, od tego, do którego pragnę was doprowadzić i do którego dochodzi się, idąc Moją drogą? Twoja matka jest świętą niewiastą, Judaszu, prawdziwą córką Izraela. Ja nie chciałem, by Mi całowała stopy, gdyż wy jesteście Moimi przyjaciółmi i dlatego, że we wszystkich waszych matkach, w każdej dobrej matce, widzę Moją, Judaszu. I chciałbym, żebyście wy, w waszej [matce], widzieli Moją, Judaszu, w Jej straszliwym przeznaczeniu Współodkupicielki. [Wtedy] nie będziecie chcieli Jej zabić, bo... bo wydawałoby się wam, że zabijacie własną.

Judaszu, nie płacz. Po co płakać? Jeśli nie masz w sercu żadnego niepokoju w związku z twoją i Moją matką, to po co wylewać te łzy? Chodź tutaj, połóż głowę na Moim ramieniu i wyznaj twemu Przyjacielowi swój niepokój. Uchybiłeś? Czujesz, że jesteś bliski popełnienia błędu? O! Nie zostawaj sam! Pokonaj szatana z pomocą Tego, kto cię kocha. Ja jestem Jezusem, Judaszu. Ja jestem Jezusem, który uzdrawia chorych i przegania demony. Ja jestem Jezusem, który ocala... i który cię tak bardzo kocha i który dręczy się widząc cię tak osłabionego. Jestem Jezusem, który uczy przebaczać siedemdziesiąt siedem razy. Ale Ja, Ja... w tym, co Mnie dotyczy, to nie siedemdziesiąt razy, lecz siedemset, siedem tysięcy razy wam przebaczam... i nie ma grzechu, Judaszu, nie ma winy, Judaszu, nie ma winy, której Ja nie wybaczam, której Ja nie wybaczam, której Ja nie wybaczam, jeśli winny nawraca się, mówiąc Mi: „Jezu, zgrzeszyłem”. Mniej nawet: jeśli mówi tylko: „Jezu!”. Jeszcze mniej: jeśli tylko patrzy na Mnie, błagalnie. A wiesz, przyjacielu, komu wybaczam najpierw? Najbardziej winnym i najbardziej skruszonym. A jako pierwsze, wiesz, jakie grzechy przebaczam? Te, które są popełniane przeciwko Mnie.

Judaszu?... Nie znajdujesz ani jednego słowa, aby odpowiedzieć twemu Nauczycielowi?... Tak ciężkie jest twoje strapienie, że odbiera ci mowę? Boisz się, że ujawnię to [przed innymi]? Nie bój się! Od tak dawna chcę z tobą tak porozmawiać, trzymając cię przy Moim sercu. Jak dwaj bliźniacy, w jednej kołysce, zrodzeni razem, będący niemal tym samym ciałem; jak dwoje dzieci, które wymieniały się ciepłą piersią, czując wraz ze słodyczą matczynego mleka smak śliny brata.Teraz cię zatrzymam w ten sposób i nie puszczę cię, aż Mi powiesz, że mam cię uzdrowić. Nie obawiaj się, Judaszu. Ja chcę wyznania. Ale twoi towarzysze pomyślą, że to serdeczna rozmowa, tak będą błyszczeć wzajemnym pokojem i miłością nasze twarze po tej rozmowie. I sprawię, że będą myśleć tak coraz bardziej. Będę cię bowiem trzymał na Mojej piersi dziś wieczorem, przy wieczerzy, maczając Mój własny chleb i podając go tobie, jak ulubieńcowi. I to tobie pierwszemu podam kielich po dziękczynieniu Bogu. Będziesz królem uczty, Judaszu, będziesz nim rzeczywiście. O, duszo, którą kocham, będziesz Oblubienicą Oblubieńca, jeśli będziesz czysta i wolna, zostawiając twój kurz na Mojej oczyszczającej piersi.

Jeszcze nie mówisz, żeby Mi wyznać twój smutek?»

«Mówiłeś do mnie z taką słodyczą... o mamie... o domu... o Twej miłości... To chwila słabości... Jestem tak zmęczony!... I wydawało mi się, że od jakiegoś czasu już mnie nie kochasz...»

«Nie. To nie to. W twoich słowach jest tylko jedna prawda: ta, że jesteś zmęczony. Nie z powodu drogi, kurzu, słońca, błota, tłumu. Jesteś zmęczony sobą. Twoja dusza jest zmęczona twoim ciałem i twoim duchem. Tak zmęczona, że w końcu zgaśnie w śmiertelnym zmęczeniu. Biedna dusza, którą Ja wezwałem do wiecznych blasków! Biedna dusza, która wie, że Ja cię kocham, i która wyrzuca ci, że ją wyrywasz Mojej miłości! Biedna dusza, która ci wyrzuca daremnie – tak jak Ja na próżno głaszczę cię z Moją miłością – że działasz podstępnie wobec twego Nauczyciela. Ale to nie ty tak działasz. To ten, który nienawidzi ciebie i który Mnie nienawidzi. To dlatego ci mówiłem: „Nie zostawaj sam”. Dobrze więc, posłuchaj. Wiesz o tym, że Moje noce spędzam w dużej części na modlitwie. Jeśli pewnego dnia poczujesz w sobie odwagę, aby być mężczyzną, i wolę, aby być Moim, przyjdź do Mnie w czasie, gdy twoi towarzysze będą spać. Gwiazdy, kwiaty, ptaki są roztropnymi i dobrymi świadkami. Milczącymi. Litościwymi. Przejętymi grozą, że w ich świetle dokonuje się zbrodnia... Nie posiadają jednak głosu, aby powiedzieć ludziom: „On jest Kainem swego brata”. Rozumiesz, Judaszu?»

«Tak, Nauczycielu. Ale wierz mi: nie ma nic innego niż zmęczenie i wzruszenie... Kocham Cię całym sercem i...»

«Dobrze. To wystarczy.»

«Dasz mi pocałunek, Nauczycielu?»

«Tak, Judaszu. Dam ci ten i inne...»

Jezus wzdycha głęboko, ze smutkiem. Ale całuje Judasza w policzek. Potem ujmuje w dłonie jego głowę i trzyma ją tak ściśniętą, naprzeciw Siebie, w odległości kilkudziesięciu centymetrów. Patrzy, bada, przenika Swym bystrym spojrzeniem. A Judasz, ten nieszczęśnik, nie drży. Z pozoru pozostaje niewzruszony podczas tego badania. Tylko nieco pobladł i na chwilę zamknął oczy.

Jezus zaś całuje jego zamknięte powieki, potem usta, potem serce... zniżając głowę, by znaleźć serce ucznia... i mówi:

«To po to, aby rozpędzić te chmury, aby dać ci odczuć słodycz Jezusa, aby umocnić twe serce.»

Potem zostawia go i idzie w kierunku domu. Judasz podąża za Nim.

«Przychodzisz w samą porę, Nauczycielu! Wszystko jest przygotowane. Czekaliśmy tylko na Ciebie» – mówi Piotr.

«Dobrze. Rozmawiałem z Judaszem o wielu sprawach... Prawda, Judaszu? Trzeba by się zająć tym biednym staruszkiem, którego syn został zabity...»

«Ach!» – Judasz natychmiast korzysta z okazji, aby ostatecznie się opanować i odwrócić – o ile by istniały – jakieś podejrzenia.

«Ach, czy wiesz, Nauczycielu? Dziś zatrzymała nas grupa pogan pomieszana z żydami z rzymskich kolonii w Grecji. Chcieli dowiedzieć się o wielu sprawach. Odpowiedzieliśmy, jak potrafiliśmy. Z pewnością jednak ich nie przekonaliśmy. Jednak byli dobrzy i dali nam wiele pieniędzy. Będziemy mogli zrobić wiele dobrego» – [mówi] Judasz i kładzie na stole duży worek z miękkiej skóry, który wydaje srebrzysty dźwięk.

«To dobrze, Judaszu. Rozdzielisz pieniądze sprawiedliwie. Co chcieli wiedzieć ci poganie?» [– pyta Jezus.]

«To, co odnosi się do przyszłego życia... Czy człowiek ma duszę i czy ona jest nieśmiertelna. Podawali imiona swych nauczycieli. Ale my... co mogliśmy im powiedzieć?»

«Mieliście powiedzieć im, żeby tu przyszli.»

«Powiedzieliśmy. Być może przyjdą.»

Trwa posiłek. Judasz jest sąsiadem Jezusa, który podaje mu chleb umoczony w sosie, znajdującym się na półmisku z pieczonym mięsem. Właśnie spożywają małe czarne oliwki, gdy rozlega się pukanie do drzwi. Po chwili pani domu wchodzi, mówiąc:

«Nauczycielu, to do Ciebie.»

«Kto to?»

«Cudzoziemcy» [– odpowiada niewiasta.]

«Ależ to niemożliwe!» [– wołają apostołowie.]

«Nauczyciel jest zmęczony!»

«Cały dzień chodzi i przemawia!»

«Poza tym! Poganie w domu! Brrr!»

Dwunastu czyni zgiełk taki, jak cały tłum wzburzonych ludzi.

«Ciii! Spokój! Nie męczy Mnie słuchanie tego, który Mnie szuka. To Mój odpoczynek» [– uspokaja ich Jezus.]

«O tej porze!... To może być podstęp!»

«Nie. To nie podstęp. Bądźcie spokojni i odpoczywajcie. Ja odpocząłem, czekając na was. Idę. Nie proszę, żebyście szli ze Mną... choć... choć powiadam wam: to właśnie pomiędzy pogan będziecie musieli wnieść swój judaizm... który będzie już tylko chrześcijaństwem. Zaczekajcie tu na Mnie.»

«Idziesz sam? O! Nigdy!» – woła Piotr i wstaje.

«Zostań na swoim miejscu. Idę sam.»

Wychodzi. Staje w drzwiach wychodzących na ulicę. Wielu ludzi czeka na Niego w mroku.

«Pokój niech będzie z wami. Chcieliście Mnie ujrzeć?» [– pyta]

«Witaj, Nauczycielu!» – odzywa się jakiś szacowny starzec.

Ma na sobie rzymską szatę, wychodzącą spod małego okrągłego płaszcza z kapturem na głowie.

«Rozmawialiśmy dziś z Twoimi uczniami, ale nie potrafili nam udzielić wielu wyjaśnień. Chcieliśmy rozmawiać z Tobą.»

«To wy daliście tę hojną jałmużnę? Dziękuję wam w imieniu ubogich Boga – mówi Jezus i zwraca się do pani domu: – Niewiasto, wychodzę z nimi. Powiedz Moim, żeby przyszli Mnie odszukać na nabrzeżu, bo – o ile dobrze widzę – ci ludzie są kupcami ze sklepów...»

«I żeglarzami, Nauczycielu. Dobrze zauważyłeś.»

Wszyscy wychodzą razem na drogę rozjaśnioną pięknym jasnym blaskiem księżyca. Jezus [pyta:] «Z daleka przybywacie?»

Jest pośrodku grupy. U boku ma starca, który przemawiał jako pierwszy. To piękny starzec o wyraźnym rzymskim profilu. Z drugiej strony znajduje się inny, w średnim wieku. Ma twarz wyraźnie hebrajską. Obok idzie kilku [mężczyzn] raczej szczupłych o oliwkowej cerze, o oczach bystrych i nieco ironicznych, a dalej – inni, potężnie zbudowani, w różnym wieku. Dziesięć osób.

«Jesteśmy z rzymskich kolonii w Grecji i w Azji. Po części żydzi, po części – poganie... Z tego powodu nie ośmielaliśmy się przyjść... Jednak nas zapewniono, że Ty nie gardzisz poganami... jak inni... małoduszni żydzi, to znaczy, ci z Izraela. Gdzie indziej też są żydzi... mniej rygorystyczni, do tego stopnia że ja, Rzymianin, poślubiłem żydówkę z Likaonii, a on, Hebrajczyk z Efezu, poślubił Rzymiankę.»

«Ja nikim nie gardzę, lecz trzeba być wyrozumiałym dla tych, którzy nie potrafią jeszcze myśleć o tym, że skoro jest jeden Stworzyciel, to wszyscy ludzie posiadają tę samą krew.»

«Wiemy, że Ty jesteś wielki pośród filozofów. To, co mówisz, już to potwierdza: wielki i dobry.»

«Dobry jest ten, kto czyni dobro, a nie ten, kto dobrze mówi» [– odpowiada mu Jezus.]

«Ty mówisz dobrze i działasz dobrze. Zatem jesteś dobry» [– stwierdza mężczyzna.]

«Co chcecie wiedzieć o Mnie?» [– pyta Jezus.]

«Dziś... Nauczycielu, przebacz nam, jeśli męczymy Cię naszą ciekawością. Ale jest dobra ciekawość, która szuka Prawdy... Dziś chcieliśmy się dowiedzieć od Twoich [uczniów] prawdy o nauce, o której już wspominali filozofowie starożytnej Grecji. Ty zaś – jak nam powiedziano – pouczasz o niej w sposób szerszy i piękniejszy. Eunika, moja małżonka, rozmawiała z żydami, którzy Cię słuchali, i powtórzyła mi ich słowa. Wiesz, Eunika, Greczynka, jest wykształcona i zna słowa mędrców swej ojczyzny. Znalazła podobieństwo pomiędzy Twymi słowami, a słowami wielkiego greckiego filozofa. Słowa, które mówiłeś, dotarły nawet do Efezu. I tak, przybywszy do tego portu, jedni dla handlu, inni – z powodu obrzędów, spotkaliśmy się w gronie przyjaciół i rozmawialiśmy. Interesy nie przeszkadzają myśleć o sprawach wznioślejszych. Po napełnieniu magazynów i załadowaniu statków mamy teraz czas, aby rozwiać tę wątpliwość. Mówisz, że dusza jest wieczna. Sokrates powiedział, że jest nieśmiertelna. Czy znasz te słowa greckiego nauczyciela?»

«Nie. Nie uczyłem się w szkołach Rzymu ani Aten, ale mów. Mimo to, rozumiem cię. Nie jest Mi obca myśl greckiego filozofa.»

«Sokrates – przeciwnie do tego, w co wierzymy my z Rzymu, i przeciwnie do tego, co sądzą wasi saduceusze – przyjmuje i utrzymuje, że człowiek posiada duszę i że jest ona nieśmiertelna. Mówi, że – ponieważ dusza jest taka – śmierć jest dla niej jedynie wyzwoleniem i przejściem z więzienia do miejsca wolnego. Tam łączy się z tymi, których kochała, i tam poznaje mędrców, których myśli słyszała, i wielkich, i herosów, i poetów... Nie znajduje tam już niesprawiedliwości ani bólu, lecz wieczne szczęście w miejscu pokojowego pobytu, otwierając się na nieśmiertelne dusze, które żyły sprawiedliwie. A co Ty mówisz, Nauczycielu?»

«Zaprawdę powiadam ci, że grecki nauczyciel, choć był [wyznawcą] religii błędnej, która nie jest prawdziwa, mówił prawdę [twierdząc], że dusza jest nieśmiertelna. Jako poszukiwacz Prawdy i miłośnik Cnoty odczuwał w głębi swego ducha szept Głosu Boga nieznanego, Boga prawdziwego, Boga jedynego: Ojca Najwyższego, od którego przychodzę, aby ludzi przyprowadzić do Prawdy. Człowiek posiada duszę. Jedną. Prawdziwą. Wieczną. Panią. Godną nagrody lub kary. Całą Jego. Stworzoną przez Boga. Przeznaczoną, w Stwórczej Myśli, do powrotu do Boga. Wy, poganie, zbytnio oddajecie się kultowi ciała. Zaiste wspaniałe to dzieło, na którym znajduje się pieczęć wiecznego Palca.... Wy [jednak] nazbyt podziwiacie umysł, klejnot zamknięty w szkatule waszej głowy i wydzielający stamtąd delikatne promienie. Wielki to dar, najwyższy dar Boga Stwórcy, który was uformował według Swej Myśli i zgodnie z nią. Jest dziełem doskonałym pośród organów oraz członków ciała. I dał wam podobieństwo do Swojej Myśli i Umysłu... Jednak doskonałość podobieństwa znajduje się w duchu. Bóg bowiem nie ma członków ani nieprzejrzystości ciała, jak nie ma zmysłów ani zarzewia rozwiązłości. To Duch najczystszy, wieczny, doskonały, niezmienny, niestrudzony w Swym działaniu. Bez przerwy odnawia się w Swoim działaniu, które po ojcowsku dostosowuje do drogi wznoszenia się Swego stworzenia. Duch [ludzki], stworzony we wszystkich ludziach, biorąc początek od tego samego Źródła mocy i dobroci, nie zna różnic w początkowej doskonałości. Jeden jest tylko Duch Niestworzony, doskonały, który takim pozostał. Trzy zaś są duchy stworzone jako doskonałe...»

«Ty jesteś jednym z nich, Nauczycielu.»

«Nie Ja. Ja w Moim ciele mam Ducha, który nie został stworzony, lecz zrodzony przez Ojca dzięki obfitości miłości» [– wyjaśnia Jezus.]

«Któż więc?» [– pytają Go.]

«Dwoje pierwszych rodziców, od których pochodzi [ludzka] rasa. Stworzeni jako doskonali, potem popadli, z własnej woli, w niedoskonałość. Trzeci, stworzony dla radości Boga i Wszechświata, zbyt przewyższa możliwości myśli i wiary obecnego świata, abym mógł wam go wskazać. Powiedziałem, że duchy pochodzące z jednego Źródła, z tą samą miarą doskonałości, podlegają potem – zgodnie ze swymi zasługami i swoją wolą, podwójnej metamorfozie.»

«Zatem przyjmujesz powtórne życie?» [– pytają.]

«Jest tylko jedno życie. W nim dusza, która miała początkowe podobieństwo do Boga, przechodzi, dzięki sprawiedliwości realizowanej wiernie we wszystkich sprawach, do bardziej doskonałego podobieństwa, powiedziałbym – do drugiego stworzenia samej siebie. Przez nie ewoluuje ona ku podwójnemu podobieństwu do Stwórcy, czyniąc się zdolną do posiadania świętości, która jest doskonałością sprawiedliwości i synowskim podobieństwem do Ojca. Ona jest u błogosławionych, czyli u tych, o których wasz Sokrates mówi, że zamieszkują Hades. Ale Ja mówię wam, że kiedy Mądrość wypowie swe słowa i kiedy je potwierdzi swą Krwią, oni staną się błogosławionymi Raju, Królestwa, czyli Boga.»

«A gdzież są teraz?»

«Czekają» [– odpowiada Jezus.]

«Na co?»

«Na Ofiarę, Przebaczenie, Wyzwolenie» [– wyjaśnia im Jezus.]

«Mówi się, że Mesjasz będzie Odkupicielem i że to Ty... To prawda?»

«To prawda. Jestem nim Ja, który z wami mówię.»

«Zatem będziesz musiał umrzeć? Dlaczego, Nauczycielu? Świat tak bardzo potrzebuje Światła, a Ty chcesz go opuścić?»

«Ty, Grek, pytasz Mnie o to? Ty, w którym królują słowa Sokratesa?»

«Nauczycielu, Sokrates był sprawiedliwym. Ty jesteś świętym. Spójrz, jak ziemia potrzebuje świętości.»

«Ona wzrośnie dziesięć tysięcy razy potężniej dzięki każdemu cierpieniu, dzięki każdej ranie, dzięki każdej kropli Mojej Krwi.»

«Na Jupitera! Żaden stoik nie był większy od Ciebie. Ty się nie ograniczasz do głoszenia pogardy dla życia, lecz przygotowujesz się, aby je odrzucić!»

«Nie gardzę życiem. Kocham je jako coś najbardziej pożytecznego dla uzyskania zbawienia dla świata.»

«Ale jesteś [zbyt] młody, Nauczycielu, aby umierać!»

«Twój filozof mówi, że bogom drogi jest święty... a przecież nazwałeś Mnie świętym. Skoro jestem święty, muszę pragnąć powrotu do Świętości, od której przyszedłem. A zatem nigdy nie jest się zbyt młodym, aby nie odczuwać tego pragnienia. Sokrates mówi także, że ten, kto jest święty, lubi czynić rzeczy miłe bogom. A cóż milszego od oddania w objęcia Ojca dzieci, które wina oddaliła, oraz dania człowiekowi pokoju z Bogiem, źródłem wszelkiego dobra?»

«Mówisz, że nie znasz słów Sokratesa. Skąd zatem wiesz to, co mówisz?»

«Ja wiem wszystko. Myśl ludzka, kiedy jest myślą dobrą, jest tylko odbiciem jednej z Moich myśli. Co nie jest dobre, nie jest ze Mnie, lecz Ja czytałem to przez wieki i wiedziałem. Wiem i będę wiedział, kiedy to było, kiedy jest i kiedy zostanie powiedziane. Wiem.»

«Panie, przybądź do Rzymu, latarni świata. Tutaj otacza Cię nienawiść. Tam otoczy Cię cześć.»

«Ona otoczyłaby tylko człowieka, nie Nauczyciela tego, co nadprzyrodzone. Przybyłem dla tego, co nadprzyrodzone. Muszę to zanieść synom Ludu Bożego, choć są oni najbardziej twardzi wobec Słowa» [– wyjaśnia Jezus.]

«Zatem nie będzie Cię posiadać ani Rzym, ani Ateny?»

«Będą Mnie posiadać, nie bójcie się. Posiądą Mnie. Ci, którzy będą Mnie pragnąć, posiądą Mnie» [– zapewnia Jezus.]

«Ale skoro Cię zabiją...»

«Duch jest nieśmiertelny. Duch każdego człowieka. Czyż nie będzie takim Mój, Duch Syna Bożego? Przyjdę przez Mojego Ducha, który będzie działał... przyjdę... Widzę tłumy niezliczone i domy wznoszone w Moje Imię... Jestem wszędzie... Będę przemawiał w katedrach i w sercach... Moja ewangelizacja nie zazna spoczynku... Ewangelia obiegnie ziemię... Wszyscy dobrzy [przyjdą] do Mnie... I oto... wychodzę na czoło Mojego zastępu świętych i prowadzę go do Nieba. Przyjdźcie do Prawdy...»

«O, Panie! Mamy dusze ogarnięte formułami i błędami. W jaki sposób otworzymy im drzwi?» [– pytają.]

«Ja otworzę drzwi Piekieł. Otworzę drzwi waszego Hadesu i Mojej Otchłani. Czyż nie będę potrafił otworzyć waszych? Powiedzcie: „Chcę”, a rozpadną się one w proch pod wpływem Mojego Promienia jak zamek uczyniony ze skrzydeł motyla.»

«Kto przyjdzie w Twoje Imię?»

«Widzicie tego mężczyznę, który właśnie nadchodzi z drugim – jeszcze niemal chłopcem? Oni przybędą do Rzymu i do [całej] ziemi. A z nimi – wielu innych. Przybędą gorliwi, żeby was odnaleźć, zgromadzić, poprowadzić do Światłości, z miłości do odkupionych Moją Ofiarą. Tak jak teraz [są gorliwi] z powodu miłości do Mnie, nakłaniającej ich u Mego boku do rezygnacji ze spoczynku. Piotrze! Janie! Chodźcie. Skończyłem, tak myślę, i jestem dla was. Czy chcecie Mnie jeszcze o coś zapytać?»

«Nie, Nauczycielu. Odchodzimy, zabierając ze sobą Twe słowa.»

«Niech w was kiełkują i wzrastają, dzięki wiecznym korzeniom. Idźcie. Pokój niech będzie z wami.»

«Żegnaj, Nauczycielu.»


I wizja się kończy...

Jezus mówi jeszcze:

«Jesteś wyczerpana? Ciężkie dyktando, raczej dyktando niż wizja. Ale to był temat, którego niektórzy pragnęli. Kto? Dowiesz się w Moim Dniu. Teraz i ty także odejdź w pokoju.»

Dodaję od siebie, że rozmowa Jezusa z poganami toczyła się przy nadbrzeżu portowego miasta. Było bardzo wyraźne w blasku księżyca. Wiry spokojnych fal zamierały na podwodnych skałach falochronu wielkiego portu pełnego statków. Nie mogłam mówić o tym wcześniej, gdyż grupa nie przestawała rozmawiać i gdybym opisywała miejsce, umknęłaby mi ciągłość wypowiedzi. Rozmawiali chodząc tam i z powrotem po części nadbrzeża, w pobliżu portu. Droga była opustoszała, bez przechodniów, a wszyscy żeglarze powrócili na statki, których czerwone latarnie błyszczą w nocy jak rubinowe gwiazdy. Nie wiem, co to za miasto. Z pewnością jest piękne i znaczące.


   

Przekład: "Vox Domini"