Ewangelia według św. Mateusza |
Ewangelia według św. Marka |
Ewangelia według św. Łukasza |
Ewangelia według św. Jana |
Maria Valtorta |
Księga IV - Trzeci rok życia publicznego |
– POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA – |
83. W WIEJSKIM DOMU MARII, MATKI JUDASZA
Napisane 26 lutego 1946. A, 8072-8079
Dochodzą do wiejskiego domu Judasza w rześki i słoneczny poranek. Jabłonie są wilgotne od rosy. Trawa pod stopami to jeden kobierzec kwiatów, nad którym brzęczą pszczoły. Okna domu są już otwarte na oścież. Silna kobieta w ciemnej szacie wydaje polecenia. Łagodzi swą pozycję pani wielką dobrocią. Właśnie nakazuje sługom oraz wieśniakom, a własną ręką rozdziela pokarm, zanim każdego odeśle do pracy. Przez szeroko otwarte drzwi do przestronnej kuchni widać ją, jak chodzi tam i z powrotem. Rozmawia to z jednym, to z drugim. Udziela napomnień, stosownie do okoliczności. Czeka na nią gromadka gołębi, drepczących pod drzwiami. One też chcą otrzymać swą część.
Jezus podchodzi z uśmiechem. Jest już niemal na progu domu, gdy Maria, małżonka Szymona, wychodzi z woreczkiem w dłoniach, mówiąc:
«A teraz wy, gołąbki. To pierwszy posiłek. Potem odejdźcie, szczęśliwe, żeby w słońcu wychwalać Boga. Spokój! Jest dość dla wszystkich i nie potrzeba dziobać się nawzajem...»
I rozrzuca ziarno we wszystkich kierunkach, żeby przeszkodzić bójkom żarłocznych gołębi. Nie widzi Jezusa, bo ma pochyloną głowę. Schyla się, żeby pogłaskać ptaki, które z miłości dziobią jej palce stóp. Maria bierze jednego gołąbka w dłonie, głaszcze, potem stawia na ziemni i wzdycha.
Jezus robi jeszcze krok naprzód i mówi:
«Pokój tobie, Mario, i twemu domowi!»
«Nauczyciel!» – woła niewiasta.
Woreczek z ziarnem, jaki trzymała pod pachą, spada na ziemię. Ona zaś biegnie na spotkanie Jezusa. Gołębie wzbijają się w powietrze. Następnie na nowo siadają na ziemi i wytrwale szarpią wstążeczkę, żeby ją rozplątać, a potem – sukno [woreczka], żeby je rozerwać i zaspokoić swą żarłoczność.
«O, Panie! Jaki to dzień święty i szczęśliwy!»
I podchodzi, żeby uklęknąć i pocałować stopy Jezusa. On jednak powstrzymuje ją, mówiąc: «Matki Moich apostołów i święte Izraelitki nie muszą się korzyć jak niewolnice w Mojej obecności. Dały Mi swe wierne duchy i synów. Ja daję im szczególną miłość.»
Matka Judasza, wzruszona, całuje Mu więc ręce, mówiąc:
«Dziękuję, Panie!»
Potem unosi głowę i spogląda na małą grupę apostołów, którzy się zatrzymali przy ostatnich drzewach. Zaskoczona, że nie widzi syna wychodzącego jej na spotkanie, obserwuje uważnie grupę. Lęk sprawia, że blednie na twarzy. Niemal krzycząc pyta:
«Gdzie jest mój syn?» I patrzy na Jezusa z obawą i lękiem.
«Nie bój się, Mario. Wysłałem go z Szymonem Zelotą do Łazarza z misją. Gdybym mógł się zatrzymać w Masadzie tak długo, jak postanowiłem, zastałbym go tutaj. Ale nie mogłem się tam zatrzymać. Wrogie miasto wypędziło Mnie. Przybyłem więc tu pospiesznie, żeby znaleźć pociechę przy matce i aby jej dać pociechę wiedzy, że jej syn służy Panu» – mówi Jezus, kładąc silny nacisk na ostatnie słowa.
Maria jest jak zwiędły kwiat, odzyskujący świeżość. Kolory pojawiają się na jej policzkach, a światło – w spojrzeniu. Pyta:
«Naprawdę, Panie? Jest dobry? Uszczęśliwia Cię? Tak? O, radości! Radości matczynego serca! Tak wiele się modliłam! Tak wiele! Tyle jałmużn rozdzieliłam! Tak wiele! I pokutowałam... tak dużo... i czegóż bym nie uczyniła, aby uczynić mojego syna świętym? Dziękuję, Panie! Dziękuję, że tak go kochasz! Bo to Twoja miłość ocala mojego Judasza...»
«Tak. To „nasza” miłość go... podtrzymuje...»
«Nasza miłość! Jaki Ty jesteś dobry, Panie! Stawiasz moją biedną miłość tuż obok [Swojej], łączysz ją z Twoją, Boską!... O! Jakie słowa mi powiedziałeś! Jaka pewność! A wraz z tym jaką pociechę i jaki pokój mi dajesz! Kiedy była tylko moja biedna miłość, Judasz nie mógł zaczerpnąć z niej korzyści. Ale Ty, wraz z Twoim przebaczeniem... bo znasz jego winy... Ty z Twą nieskończoną miłością, która wydaje się wzrastać, w miarę jak on potrzebuje Ciebie po grzechu, o, Ty...! Mój Judasz w końcu pokona samego siebie na zawsze. Prawda, Nauczycielu?»
Niewiasta patrzy na Niego uważnie, poważnym i głębokim spojrzeniem, z rękoma złożonymi jak do modlitwy.
Jezus... o! Jezus, który nie może jej przytaknąć, a nie chce odmówić jej tej godziny pokoju dla rozproszenia jej lęków, znajduje słowo nie będące ani kłamstwem, ani obietnicą, które jednak niewiasta może przyjąć z ulgą. Mówi:
«Jego dobra wola, połączona z naszą miłością może dokonać prawdziwych cudów, Mario. Miej w sercu pokój, myśląc zawsze, że Bóg cię kocha. Bardzo... Że On cię rozumie. Bardzo. I że On będzie twoim Przyjacielem. Zawsze.»
Maria znowu całuje Jego ręce, żeby Mu podziękować, a potem mówi: «W oczekiwaniu na Judasza wejdź do mego domu. Tu jest miłość i pokój, błogosławiony Nauczycielu.»
...Jest wieczór. Zmrok powoli ogarnia wioskę. Ustają odgłosy jeden po drugim. Pozostaje tylko lekki wiatr w listowiu wprowadzając jedyny głos w tę ciszę. A potem słychać pierwszego świerszcza polnego w dojrzałych zbożach pól. I następnego... i jeszcze jednego. I całą wieś ogarnia cykanie monotonnego śpiewu... W końcu słowik wyśpiewuje ku gwiazdom swój pierwszy pełen pytań trel... Potem milknie, słucha i zaczyna od nowa... Na co czeka?... Może na pierwszy blask księżyca?... Słychać cichy szelest. Musiał przysiąść na gęstym orzechu przy domu, gdzie chyba uwił swe gniazdo. Zdaje się rozmawiać ze swą towarzyszką, która być może akurat wysiaduje jajeczka... [Słychać] uporczywe beczenie w niewielkiej odległości, odgłos dzwoneczków na drodze prowadzącej do Kariotu. Potem – cisza.
Jezus siedzi blisko Marii. Siedzą na ustawionych przed domem ławach. Odpoczywają w spokoju w gronie apostołów i domowników. Czas jest łagodny, spokojny. Ciała i umysły odczuwają ulgę. Jezus mówi mało, z przerwami. Pozwala apostołom opowiadać o Engaddi, o starym przewodniczącym synagogi, o cudzie. Maria i słudzy słuchają uważnie.
Coś porusza się pośród jabłoni. Jeśli jednak tutaj, na placyku przed domem, widać jeszcze trochę dzięki jasnym gwiazdom, których pełne jest niebo, to tam, w gęstwinie liści, światła nie ma wcale i dochodzi jedynie odgłos czegoś poruszającego się.
«Jakiś zwierz nocny? Zagubiona owieczka?» – zastanawiają się.
Wspomnienie owieczki przywodzi wielu na myśl owcę, która się uskarża, bo zabrano jej baranka na zabicie.
«Nie może znaleźć pociechy to zwierzę! – stwierdza zarządca. – Obawiam się, że utraci mleko. Od rana nie je, tylko beczy, beczy... Posłuchajcie jej!...»
«To przejdzie... Po to mają młode, abyśmy jedli baranki» – stwierdza filozoficznie jakiś sługa.
«Ale nie wszystkie owce są podobne. Ta jest mądrzejsza i cierpi bardziej. Słyszysz? Można by rzec, że płacze. Nie mów, że jestem głupia, Nauczycielu... Smuci mnie to, jakby to były łzy niewiasty, która utraciła syna...»
«Ale ty, o matko, odnajdujesz swego syna» – mówi Judasz z Kariotu, ukazując się z tyłu wraz z Szymonem i sprawiając, że wszyscy aż podskakują z zaskoczenia.
«Nauczycielu! Twoje błogosławieństwo przy powrocie, jak nam je dałeś, kiedy odchodziliśmy.»
«Dobrze, Judaszu» – [mówi] Jezus i całuje obydwu powracających apostołów.
«I twoje, mamo...»
Maria także całuje syna.
«Nie sądziliśmy, że Cię tu zastaniemy, Nauczycielu. Szliśmy niemal bez postoju i najczęściej skrótami, aby uniknąć zatrzymywania nas. Ale spotkaliśmy uczniów i uprzedziliśmy Joannę oraz Elizę, że wkrótce nas zobaczą» – wyjaśnia Szymon.
«Tak. I Szymon szedł jak młodzieniec. Nauczycielu, przekazaliśmy wiadomość. Łazarz czuje się bardzo źle. Upał sprawia, że jeszcze bardziej cierpi. Wskazane byłoby pójść do niego jak najszybciej... Nauczycielu, z wyjątkiem twierdzy Antonia – gdzie poszedłem, aby zrobić przyjemność Egli, bo przed odejściem do Jerycha chciała podziękować Klaudii - nigdzie nie chodziłem. Prawda, Szymonie?» [– mówi Judasz.]
«To prawda. A do Antonii weszliśmy w godzinie seksty – w dniu, kiedy upalna duchota skłoniła wszystkich do pozostania w domach. W czasie rozmowy Judasza z Klaudią, którą Albula Domicilla zawołała do ogrodu, mnie stawiało pytania kilka niewiast. Nie sądzę, żebym źle zrobił wyjaśniając im, jak potrafiłem, to, co chciały wiedzieć» [– relacjonuje Szymon.]
«Dobrze zrobiłeś. Jest w nich prawdziwa chęć poznania Prawdy» [– odpowiada Szymonowi Jezus.]
«A w Klaudii jest prawdziwe pragnienie udzielenia Ci pomocy. Odesłała Eglę, która poszła się pożegnać z Plautyną oraz z innymi, a mnie postawiła wiele pytań. Jeśli dobrze zrozumiałem, chce przekonać Piłata, żeby nie wierzył w oszczerstwa faryzeuszy, saduceuszy i innych. Poncjusz ufa tylko do pewnego stopnia swym centurionom. Są przydatni do walki, lecz niezbyt – do donosów. Musi więc wiele korzystać z [pomocy] swej małżonki, która wykazuje się inteligencją, a nawet sprytem, w zdobywaniu pewnych informacji. Tak naprawdę to Klaudia jest Prokonsulem. On jest nikim, a zachowuje swą pozycję dzięki temu, że jest [przy nim] ona – [osoba] potężna i doradzająca mu. Dały pieniądze dla biednych. Oto one.»
«Kiedy przybyliście? Nie wydajecie się zmęczeni ani zakurzeni» – pyta Jakub, syn Zebedeusza.
«Między tercją a sekstą. Szliśmy do Kariotu, żeby zobaczyć, czy jest tu moja matka, i żeby ją uprzedzić o Twoim nadejściu. Byłem taki, jak tego chciałeś, Nauczycielu. Nie pozwoliłem, żeby mnie kusiły ludzkie pragnienia. Prawda, Szymonie?» [– pyta Judasz.]
«To prawda» [– potwierdza Zelota.]
«Dobrze uczyniłeś [– chwali Judasza Jezus. –] Bądź zawsze posłuszny, a zbawisz siebie.»
«Tak, Nauczycielu. O! Teraz kiedy wiem, że Klaudia jest z nami, nie mam już moich głupich zrywów. Wszystkie jednak [wypływały] z miłości. Musisz to przyznać. Miłość nieuporządkowana... bezładna... ponieważ czuła, że brak jej doskonałości, brak pomocy dla osiągnięcia celu polegającego na tym, żebyś Ty był kochany, szanowany tak, jak na to zasługujesz, jak musi być. Teraz jestem spokojniejszy. Przyjemnie mi nawet czekać...»
Judasz śni na jawie. Jezus napomina go: «Judaszu, nie poddawaj się swym marzeniom. Trwaj w prawdzie. Ja jestem Światłością świata, a światłość zawsze będzie nienawidzona przez ciemności...»
Wzeszedł księżyc. Jego jasność zalewa wioskę, czyni twarze bladymi, srebrzy domy i drzewa. Orzech, na wschodzie, jest nią całkiem ogarnięty. Słowik przyjmuje zaproszenie księżyca. Rozlega się jego śpiew długi, melodyjny, zachowywany na czas powitania nocy i księżyca.