Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

71. ESSEŃCZYCY I FARYZEUSZE. PRZYPOWIEŚĆ O NIEWIERNYM ZARZĄDCY

Napisane 10 lutego 1946. A, 7946-7964

Wielki tłum oczekuje Nauczyciela, rozproszony u stóp stoków tej niemal samotnej góry. Wyłania się ona ze splotu otaczających ją dolin. Wynurzają się z nich jej zbocza. Właściwie raczej wyskakują, to powalone, to dość urwiste, w niektórych miejscach naprawdę strome. Aby dotrzeć do szczytu, trzeba iść ścieżką wykutą w wapiennej skale. W niektórych miejscach rysuje ona zbocza góry serpentynami. Czasem ogranicza ją zbocze góry, a z drugiej strony osuwa się przepaść. Ta kamienista ścieżka żółtawego koloru, barwiąca się niemal na czerwono, zdaje się wstęgą porzuconą w zakurzonej zieleni krzewów niskich i ciernistych. Można by rzec, że nawet liście są samymi kolcami. Pokrywają stoki jałowe i kamieniste. Tu i tam kwitnie intensywnie czerwonofioletowy kwiat. Wygląda jak pęk konopi lub kawałek sukna, oderwany z szat jakichś nieszczęśników, którzy przechodzili przez te zarośla. Ta męcząca szata góry – uczyniona z kolczastych szpikulców modrej zieleni, smutnej, okrytej jakby nietkniętym popiołem - rośnie kępkami nawet u jej stóp oraz na płaskowyżu pomiędzy nią a innymi górami. [Rośnie] zarówno na północnym zachodzie, jak i na południowym wschodzie, przeplatając się z pierwszymi kępami prawdziwej trawy i autentycznych krzewów, które nie są już bezużyteczne i mogące zadawać ból.

Ludzie obozują tam, cierpliwie czekając na przybycie Pana. To musi być dzień po przemowie do apostołów, gdyż ranek jest chłodny, a rosa jeszcze nie wyparowała z wszystkich łodyg. Upiększa kolce i liście, zwłaszcza w cieniu, zamienia w diamentowe płatki dziwne kwiaty ciernistych krzewów. To z pewnością godzina piękna dla tej smutnej góry. W innych bowiem godzinach, pod bezlitosnym słońcem lub w księżycowe noce, musi przybierać straszliwy wygląd miejsca piekielnej pokuty. Na wschodzie [widać] bogate i wielkie miasto na bardzo urodzajnej równinie. Nie można dostrzec nic innego z tej strony, niezbyt wzniesionej, na której znajdują się pielgrzymi. Jednak na szczycie oko cieszy się z pewnością niezrównanym widokiem na sąsiednie okolice. Sądzę, że – z powodu swej wysokości - wzniesienie musi górować ponad Morzem Martwym i ponad regionami na wschód od niej, aż do łańcuchów Samarii i do tych, w których się ukrywa Jerozolima. Nie byłam jednak na szczycie tej góry...

Apostołowie chodzą pomiędzy tłumem próbując utrzymać spokój i ład oraz umieścić w najlepszych miejscach chorych. Pomagają im uczniowie, być może ci, którzy już pracują w okolicy i którzy przyprowadzili na krańce Judei pielgrzymów pragnących usłyszeć Nauczyciela.

Jezus zjawia się nagle. Jest w szacie z białego lnu, owinięty czerwonym płaszczem, aby dostosować się zarówno do słonecznych godzin [dnia], jak i do chłodu nocy. Nie są to bowiem jeszcze letnie noce. Patrzy, nie dostrzeżony, na ludzi czekających na Niego i uśmiecha się. Wygląda, jakby wyszedł zza góry, z lekkiego wzniesienia, które jest na zachodzie. Schodzi szybko uciążliwą ścieżką. Pierwsze dostrzega Go jakieś dziecko. Być może śledziło lot ptaków w krzewach, które odfrunęły, wystraszone kamieniem toczącym się z wysoka. Być może Jezus przyciągnął jego wzrok. Widząc Go woła, zrywając się na równe nogi: «Pan!»

Wszyscy ludzie odwracają się. Dostrzegają Jezusa, który znajduje się teraz w małej odległości, najwyżej dwustu metrów. Już się przygotowują, by pobiec ku Niemu, lecz On czyni gest i mówi głosem brzmiącym czysto, być może wzmocnionym górskim echem: «Zostańcie na swoich miejscach.»

I wciąż się uśmiechając, schodzi ku czekającym na Niego. Zatrzymuje się w najwyższym miejscu płaskowyżu. Stamtąd wita ich:

«Pokój wszystkim.»

I ze szczególnym uśmiechem ponownie pozdrawia apostołów i uczniów, którzy tłoczą się wokół Niego.

Jezus promienieje pięknem. Słońce oświetla Jego twarz. Za Sobą ma zielonkawe zbocze góry. Można by rzec: senna wizja. Nie wiem, co tak mocno podkreśla Jego doskonałe piękno. Może godziny spędzone samotnie, może jakieś wydarzenia, o których nie wiem, może wylanie ojcowskiej serdeczności? Czyni Go to pełnym chwały i wzniosłym, spokojnym i pogodnym, rzekłabym: radosnym. [Wygląda,] jakby powracał ze spotkania z umiłowaną osobą i wyniósł z niego radość w całym wyglądzie, w uśmiechu, w spojrzeniu. Odbicie tego miłosnego Boskiego spotkania promieniuje na zewnątrz. To pomnożone setki setek razy to, co widać [na twarzy człowieka] po spotkaniu biednej ludzkiej miłości. Jezus jaśnieje. Opanowuje tym obecnych. Oni zaś, dotknięci podziwem, wpatrują się w Niego w ciszy. Są jakby onieśmieleni, wyczuwając tajemnicę jedności Najwyższego ze Swoim Słowem... To tajemnica, tajemna godzina miłości Ojca i Syna. Nikt jej nigdy nie pozna. Lecz On zachowuje jej odbicie, jakby po tym, gdy był Słowem Ojca – takim, jakim jest w Niebie – z trudnością powracał na nowo do bycia Synem Człowieczym. Nieskończoności, Wzniosłości trudno stać się ponownie “Człowiekiem”. Boskość wylewa się, wybucha, promieniuje z Człowieczeństwa, jak słodki olejek ze srebrnej porowatej wazy lub jak światło wydobywające się z paleniska, poprzez zasłonę z nieprzejrzystego szkła.

Jezus spuszcza promieniejące oczy, pochyla szczęśliwą twarz, ukrywa cudowny uśmiech, pochyla się nad chorymi, których głaszcze i uzdrawia. Oni zaś spoglądają, zaskoczeni, na to oblicze słoneczne i miłosne, pochylające się nad ich nędzą dla udzielenia im radości. Potem jednak unosi głowę i pokazuje tłumom, czym jest ta twarz pełna Pokoju, Święta, twarz Boga, który stał się ciałem, twarz jeszcze całkiem owiana jasnością pozostawioną przez ekstazę. Powtarza: «Pokój wam...»

Nawet Jego głos brzmi śpiewniej niż zwykle, są w nim nuty łagodne i zwycięskie... Potężny, unosi się nad oniemiałymi słuchaczami, szuka serc, głaszcze je, porusza, wzywa do miłowania.

Poza grupą faryzeuszy – suchych i szorstkich, kolczastych i nieprzystępnych bardziej niż sama góra, stojących z boku jak posągi niezrozumienia i nienawiści – jest jeszcze inna grupa. Odziani na biało [ludzie], w oddaleniu, słuchają ze skraju [zbocza]. Słyszę, że Bartłomiej i Iskariota nazywają członków tej grupy “esseńczykami”, a Piotr szepcze:

«I tak kurnik powiększył się o jeszcze jednego krogulca!»

Wszyscy są tym poruszeni.

«O! Zostaw ich. Słowo jest dla wszystkich!» – mówi Jezus.

Uśmiecha się do Swego Piotra, czyniącego aluzję do esseńczyków. Potem zaczyna przemawiać:

«Pięknie byłoby, gdyby człowiek był doskonały, jak pragnie tego Ojciec Niebieski. Doskonały we wszystkich swych myślach, uczuciach, czynach. Ale człowiek nie potrafi być doskonały i źle się posługuje darami Boga, który dał człowiekowi wolność działania. Nakazał mu jednak rzeczy dobre, doradził – doskonałe, aby człowiek nie mógł powiedzieć: “Nie wiedziałem.”

Jak człowiek posługuje się wolnością udzieloną mu przez Boga? Większa część ludzkości – w taki sposób, jak mogłoby się nią posługiwać dziecko. Reszta zaś tak, jak czyni to głupiec lub przestępca. Potem przychodzi śmierć i człowiek podlega Sędziemu, który pyta go surowo: “Jak używałeś i nadużywałeś tego, co ci dałem?” Straszliwe pytanie! Wtedy dobra ziemskie, dla których tak często człowiek staje się grzesznikiem, będą wyglądać na mniej [warte] od źdźbeł trawy! [Człowiek] – biedny wieczną nędzą, pozbawiony szaty, której nic nie może zastąpić – będzie [stał] upokorzony i drżący przed Majestatem Pana. Nie znajdzie ani jednego słowa na swe usprawiedliwienie. Na ziemi łatwo jest się usprawiedliwiać, zwodząc biednych ludzi. Jednak w Niebie nie można oszukać Boga. Nigdy. I Bóg nie zniża się do kompromisów. Nigdy.

Jak więc można się ocalić? Jak sprawić, żeby zbawieniu pomogło wszystko, nawet to, co pochodziło od Zepsucia, co nauczyło, jak z cennych metali i klejnotów uczynić narzędzia bogactwa, co rozpaliło pragnienia władzy i cielesne głody? Czy nie będzie mógł się zbawić człowiek, który był tak ubogi, że wciąż grzeszył pragnąc bez umiaru złota, władzy i kobiet, a przez to stawał się złodziejem tego wszystkiego, chcąc posiadać to, co miał bogaty? Czyż więc nigdy nie będzie mógł się zbawić człowiek biedny i bogaty? Owszem, może się zbawić. A jak? Sprawiając, że bogactwa posłużą Dobru; powodując, że nędza będzie służyć Dobru. Biedak, który nie zazdrości, który nie złorzeczy, nie nastaje na to, co posiada bliźni, ale się zadowala tym, co sam ma, sprawia, że jego pokorny stan służy osiągnięciu w przyszłości świętości. I większość ubogich potrafi naprawdę tak postępować. Mniej potrafią tak czynić bogaci. Dla nich bowiem bogactwo jest stałą szatańską zasadzką potrójnej pożądliwości.

[por. Łk 16,1] Posłuchajcie przypowieści, a zobaczycie, że bogaci także mogą się zbawić, będąc bogatymi, lub wynagrodzić za przeszłe winy, posługując się bogactwami, nawet jeśli zostały nieuczciwie nabyte. Bóg bowiem, Najlepszy, zostawia zawsze liczne środki Swoim synom, aby się zbawili.

Był więc bogacz, który miał zarządcę. Ten zaś miał wrogów. Jedni zazdrościli mu jego dobrej pozycji. Inni – bardzo zaprzyjaźnieni z bogaczem – troszczyli się o jego pomyślność. Oskarżyli więc zarządcę przed jego panem. “On albo trwoni twe dobra, albo sobie je przywłaszcza, albo nie dba dość o to, żeby je pomnożyć. Uważaj! Strzeż się!”

Bogacz, słysząc te powtarzane oskarżenia, nakazał, by zarządca stawił się przed nim. Rzekł do niego: “Powiedziano mi o tobie to i tamto. Dlaczegóż to tak postępowałeś? Rozlicz się przede mną, bo już więcej nie pozwolę ci się tym zajmować. Nie mogę ci dowierzać. Nie mogę dawać przykładu niesprawiedliwości, pozwalając na takie postępowanie, które by zachęciło innych do czynienia tego, co ty czynisz. Idź i wracaj jutro z wszystkimi zapisami. Przebadam je i poznam stan moich dóbr, zanim je powierzę nowemu zarządcy.” I odesłał zarządcę. Ten zaś odszedł, zamyślony, mówiąc do siebie: “Co teraz? Co ja teraz zrobię, skoro pan odbiera mi zarządzanie? Nie mam oszczędności, bo – przekonany, że uchodzę [w jego oczach] za uczciwego – ile sobie przywłaszczyłem, tyle też wydałem. Nająć się jako wieśniak i podwładny? To mi nie odpowiada. Nie jestem już przyzwyczajony do pracy i zbyt ociężały po hulankach. Prosić o jałmużnę? – to jeszcze mniej mi odpowiada. To zbyt upokarzające! Cóż począć?”

Po długich rozmyślaniach znalazł sposób, aby wyjść ze strasznej sytuacji. Powiedział: “Wiem! Jak dotąd zapewniałem sobie wygodne życie, tak odtąd będę zdobywał przyjaciół, którzy mnie przyjmą z wdzięczności, gdy nie będę już zarządcą. Kto oddaje przysługi, ten zawsze ma przyjaciół. Zacznijmy więc obdarowywać, aby i mnie obdarowano. A zacznijmy zaraz, zanim wiadomość się rozniesie i będzie zbyt późno.”

Udał się więc do licznych dłużników swego pana.

Zapytał pierwszego: “Ile jesteś winien mojemu panu za sumę, jaką ci pożyczył wiosną, przed trzema laty?”

Tamten odrzekł: “Sumę za sto baryłek oliwy i procent.”

“O! Mój biedaku! Mając tyle dzieci, dzieci chorych, musisz tyle oddać?! Czyż ci nie pożyczył sumy równej wartości trzydziestu baryłek?”

“Tak. Jednak byłem w naglącej potrzebie i on mi rzekł: ‘Daję ci, ale pod warunkiem że mi oddasz to, co ci ta suma przyniesie w ciągu trzech lat.’ Przyniosła mi równowartość stu baryłek i muszę je oddać.”

“Ależ to lichwiarz! Nie, nie. On jest bogaty, ty zaś ledwie masz się czym posilić. On ma niewielu krewnych, a twoja rodzina jest tak liczna. Napisz, że to ci przyniosło pięćdziesiąt baryłek i nie myśl już o tym. Ja przysięgnę, że to prawda, ty zaś na tym skorzystasz.”

“Ale nie zdradzisz mnie? A jeśli on się dowie?”

“Tak myślisz? Ja jestem zarządcą i to, co przysięgnę, jest święte. Czyń, jak ci mówię, i bądź szczęśliwy.”

Mężczyzna napisał, podpisał i rzekł: “Bądź błogosławiony, mój przyjacielu i wybawco! Jak mogę ci się odpłacić?”

“Ależ w żaden sposób! Gdybym jednak z powodu ciebie miał cierpieć i zostać wypędzony, czy przyjąłbyś mnie, z wdzięczności?”

“Ależ oczywiście! Oczywiście! Możesz na to liczyć.”

Zarządca odszukał innego dłużnika, z którym przeprowadził mniej więcej taką samą rozmowę. Ten miał oddać sto korców ziarna, gdyż podczas trzech lat suszy jego zbiory uległy zniszczeniu i musiał pożyczyć je u bogacza dla wyżywienia swej rodziny.

“Ależ nawet nie myśl o tym! Podwoić to, co on ci dał!? Odmawiać pszenicy?! Wymagać podwójnie od tego, który cierpi głód i ma dzieci, podczas gdy robaki zżerają jego zbyt wielkie zapasy!? Napisz: osiemdziesiąt.”

“A jeśli sobie przypomni, że mi dał dwadzieścia i znowu dwadzieścia, a potem – dziesięć?”

“Jakże może sobie przypomnieć? To ja ci je wydawałem, a ja nie chcę pamiętać. Rób, rób tak i wydostań się z tego. Potrzeba sprawiedliwości między biednymi i bogatymi! Gdybym ja był panem, zażądałbym jedynie pięćdziesięciu, a być może nawet dałbym ci je w prezencie”.

“Ty jesteś dobry. Gdyby wszyscy byli tacy, jak ty! Pamiętaj, że mój dom jest otwarty dla przyjaciela”.

Zarządca poszedł do innych. Tak samo oświadczył, że jest gotów cierpieć dla sprawiedliwości. Obietnice pomocy i błogosławieństwa spływały na niego. Upewniony co do swej przyszłości poszedł spokojnie na spotkanie z panem. Tamten zaś, ze swej strony, śledził zarządcę i odkrył jego grę. Mimo to pochwalił go mówiąc: “Twój sposób postępowania nie jest dobry i nie pochwalam go. Jednak podziwiam twą zapobiegliwość. Zaprawdę, zaprawdę dzieci tego świata bardziej są przezorne od synów Światłości.”

[por. Łk 16,9n] To, co powiedział bogacz, i Ja wam mówię: “Oszustwo nie jest dobre i za nie nigdy n nie pochwalę nikogo. Jednak zachęcam was, abyście byli przynajmniej jak dzieci tego świata: przezorni przez stosowanie środków tego świata, aby – używając ich jako monety – wejść do Królestwa Światłości”. To znaczy: bogactwami ziemskimi, środkami niesprawiedliwie podzielonymi i używanymi dla zdobycia przelotnej pomyślności, nie mającymi wartości w Królestwie wiecznym, jednajcie sobie przyjaciół, którzy otworzą wam jego drzwi. Czyńcie dobro tymi środkami, jakie posiadacie. Zwróćcie to, co wzięliście bezprawnie wy sami lub członkowie waszych rodzin. Wyzbądźcie się chorobliwej i grzesznej miłości do bogactw. A wszystkie te rzeczy będą jak przyjaciele, którzy w godzinie śmierci otworzą wam drzwi wieczne i przyjmą was w błogosławionych siedzibach.

Jak możecie domagać się, żeby Bóg dał wam rajskie dobra, skoro On widzi, że nie potraficie dobrze się posługiwać dobrami ziemskimi? Czy chcecie, żeby On - założenie niemożliwe - przył do Niebieskiego Jeruzalem osoby rozrzutne? Nie, nigdy. Tam będziemy żyć w miłości i wspaniałomyślności, i w sprawiedliwości. Wszyscy dla jednego i wszyscy dla wszystkich. Komunia świętych jest społecznością aktywną i uczciwą, społecznością świętą. I żaden niesprawiedliwy i niewierny nie będzie tam mógł wejść.

[por. Łk 16,10n] Nie mówcie: “Tam będziemy wierni i sprawiedliwi, bo tam będziemy mieć wszystko bez jakiegokolwiek lęku”. Nie. Kto jest niewierny w małych rzeczach, ten byłby niewierny nawet wtedy, gdyby posiadał Wszystko. A kto jest niesprawiedliwy w małych rzeczach, jest niesprawiedliwy i w wielkich. Bóg nie powierza prawdziwych bogactw temu, kto w ziemskiej próbie okazuje, że nie potrafi posługiwać się bogactwami ziemskimi. Jakże Bóg mógłby wam powierzyć pewnego dnia w Niebie misję duchów wspomagających braci na ziemi, skoro wy ukazaliście, że waszą umiejętnością jest tylko wyłudzanie, oszukiwanie i zachłanne zatrzymywanie? On więc odmówi wam tego skarbu, który dla was zachował. Da go tym, którzy potrafili na ziemi być przezorni, sprawiając, że to, co niesprawiedliwe i niezdrowe, służyło dziełom sprawiedliwym i zdrowym.

[por. Łk 16,13n] Nikt nie może służyć dwóm panom. Bo albo do jednego, albo do drugiego będzie należał; albo jednego, albo drugiego znienawidzi. Dwoma panami, których człowiek może wybrać, są Bóg i Mamona. A jeśli chcecie należeć do pierwszego, nie możecie wdziewać szat, słuchać głosu i posługiwać się środkami drugiego.»

Podnosi się jakiś głos z grupy esseńczyków: «Człowiek nie jest wolny w wyborze. Jest zmuszony iść za swym przeznaczeniem. Nie mówimy, że zostało ono przydzielone bez mądrości. Przeciwnie: doskonała Myśl ustaliła, zgodnie z doskonałym zamysłem, liczbę tych, którzy będą godni Nieba. To daremne, żeby inni usiłowali dojść do Niego. Tak to jest. Nie może być inaczej. Ktoś wychodząc z domu może znaleźć śmierć z powodu kamienia, oderwanego od gzymsu, gdy tymczasem inny z ciężkiej walki może wyjść bez najmniejszej rany. Tak samo ten, kto się chce ocalić, choć nie jest mu to przeznaczone, będzie jedynie grzeszył, nawet o tym nie wiedząc. Bo jest mu wyznaczone potępienie.»

«Nie, mężu. Nie jest tak. Zmień zdanie. Myśląc tak, bardzo ubliżasz Panu» [– odpowiada mu Jezus. Esseńczyk mówi na to:]

«Dlaczego? Wykaż mi to, a uznam moją winę.»

«Mówiąc tak, uznajajesz w swym umyśle, że Bóg jest niesprawiedliwy wobec Swoich stworzeń. Tymczasem On je tak samo stworzył i z taką samą miłością. On jest Ojcem. Jest doskonały w Swym ojcostwie, tak jak i w każdej innej dziedzinie. Jakże więc mógłby czynić różnice i kiedy człowiek jest poczęty, gdy jest jedynie niewinnym embrionem, przekląć go? W chwili, w której jest jeszcze niezdolny do grzeszenia?»

«[Czyni tak,] aby odpłacić za zniewagę, jaką zadał Mu człowiek» [– stwierdza esseńczyk.]

«Nie. Bóg tak nie odpłaca! On by się nie zadowolił ofiarą nędzną, niesprawiedliwą, narzuconą. Zniewagę zadaną Bogu może wynagrodzić jedynie Bóg, który stał się Człowiekiem. To On będzie Wynagradzającym, a nie ten czy tamten człowiek. Och! Oby to było możliwe, żebym musiał usuwać sam tylko grzech pierworodny, żeby na ziemi nie było Kaina ani Lameka, ani zepsutego Sodomity, ani zabójcy, anzłodzieja, ani cudzołożnika, ani wiarołomnego, ani bluźniercy, ani dzieci pozbawionych miłości do swoich rodziców, ani krzywoprzysięstw i tak dalej! Ale to nie Bóg jest autorem każdego z tych grzechów, lecz człowiek, który przez nie zawinił. Bóg pozostawił Swym dzieciom wolność wyboru Dobra lub Zła.»

«Niedobrze postąpił – stwierdza jakiś uczony w Piśmie. – Wystawił nas na próbę ponad nasze siły. Wiedząc, że jesteśmy słabi, nieświadomi, zatruci, wystawił nas na pokuszenie. To brak rozwagi i złośliwość. Ty, sprawiedliwy, musisz uznać, że mówię prawdę.»

«Wypowiadasz kłamstwo, aby Mnie wystawić na próbę. Bóg dał Adamowi i Ewie różne rady, a na co się zdały?» [– odpowiada mu Jezus.]

«Także wtedy źle postąpił. Nie powinien był umieszczać drzewa – pokusy w Ogrodzie» [– argumentuje dalej uczony.]

«W czym więc byłaby zasługa człowieka?» [– pyta Jezus]

«Obeszłoby się bez niej. Żyłby bez osobistej zasługi, jedynie przez zasługę Boga.»

«Oni chcą Cię wystawić na próbę, Nauczycielu. Zostaw te żmije i posłuchaj nas: nas, żyjących we wstrzemięźliwości i na rozmyślaniu» – woła znowu jakiś esseńczyk. [Jezus odzywa się:]

«Tak, żyjecie. Ale źle. Dlaczego nie żyjecie w sposób święty?»

Esseńczyk nie odpowiada, lecz pyta dalej:

«Dałeś mi przekonywujący argument za wolną wolą. Będę nad tym rozmyślał bez uprzedzeń, mając nadzieję to przyjąć. A powiedz mi jeszcze: czy rzeczywiście wierzysz w zmartwychwstanie ciała i w życie duchów przez nie dopełnione?»

«A ty chciałbyś, żeby Bóg w taki sposób zakończył życie człowieka?» [– stawia pytanie Jezus.]

«Ale dusza... ponieważ nagroda uczyni ją szczęśliwą... po co wskrzeszać materię? Czy to powiększy radość świętych?»

«Nic nie powiększy radości, jaką święty będzie miał, gdy posiądzie Boga. Albo raczej jedno ją powiększy w Dniu Ostatecznym: wiedza, że grzech już nie istnieje. Czy ci się to jednak nie wydaje słusznym, że jak w tym [obecnym] dniu ciało i dusza zostały połączone do walki, aby posiąść Niebo, tak w Dniu wieczności ciało i dusza będą połączone dla [otrzymania] nagrody? Czy nie jesteś o tym przekonany? Po co zatem żyjesz we wstrzemięźliwości i rozmyślaniu?»

«Po to, żeby... żeby być bardziej człowiekiem, panem pośród innych zwierząt, które dają posłuch swym pragnieniom bez trzymania ich na wodzy. I po to, żeby być wyższym od większości ludzi. Są splamieni zwierzęcością, nawet jeśli się popisują filakteriami i frędzlami, i posypywaniem się, i szerokimi szatami, i mówieniem o sobie “oddzieleni”...»

«Klątwa!»  Faryzeusze zostali ugodzeni pękiem strzał. W tłumie budzi to szmer zadowolenia. Ci zaś wiją się i wykrzykują jak opętani: «On nas obraża, Nauczycielu! Ty znasz naszą świętość. Broń nas!» – wołają gestykulując.

Jezus odpowiada: «Nawet on zna waszą obłudę. Szaty nie mają nic wspólnego ze świętością. Zasłużcie na to, żeby was chwalono, a będę mógł mówić.

Tobie zaś, esseńczyku, odpowiadam, że się zbytnio poświęcasz dla czegoś małego. Po co? Dla kogo? Na jaki czas? Dla ludzkiej pochwały. Dla śmiertelnego ciała. Na czas szybki jak lot sokoła. Wznieś twą ofiarę wyżej. Uwierz w Boga prawdziwego, w błogosławione zmartwychwstanie, w wolną wolę człowieka. Żyj jak asceta, lecz z racji nadprzyrodzonych. A wraz z twoim zmartwychwstałym ciałem będziesz się cieszył radością wieczną.»

«Za późno! Jestem stary! Być może zmarnowałem życie, pozostając w błądzącej sekcie... To koniec!...»

«Nie. Nigdy nie ma końca dla tego, kto pragnie dobra! Posłuchajcie, o wy, grzesznicy; wy, którzy jesteście w błędzie; wy wszyscy, bez względu na waszą przeszłość. Nawróćcie się. Przyjdźcie do Miłosierdzia. Ono otwiera przed wami ramiona. Ono wam wskazuje drogę. Ja jestem Źródłem czystym, Źródłem życia. Odrzućcie to, co dotąd sprowadzało was na złą drogę. Przyjdźcie nadzy do tej kąpieli. Przyobleczcie się w światłość. Niech każdy narodzi się na nowo. Kradliście jako złodzieje przy drodze lub jako wielcy panowie, przebiegli w handlu i w zarządzaniu? Przyjdźcie! Odczuwaliście nieczyste namiętności i [popełnialiście] występki? Przyjdźcie! Ciemiężyliście? Przyjdźcie! Przyjdźcie! Nawróćcie się. Przyjdźcie do miłości i do pokoju. O! Pozwólcie jednak miłości Bożej wylać się na was. Przynieście ulgę tej miłości, zatroskanej z powodu waszego uporu, waszego lęku, waszego wahania się. Proszę was o to w Imię Mojego i waszego Ojca. Przyjdźcie do Życia i do Prawdy, a będziecie mieć życie wieczne.»

Jakiś mężczyzna woła głośno pośrodku tłumu:

«Jestem bogaty i grzeszny. Co mam zrobić, aby przyjść?»

«Wyrzeknij się wszystkiego z miłości do Boga i do twojej duszy» [– odpowiada Jezus.]

[por. Łk 16,14n]  Faryzeusze szemrzą przeciw Jezusowi i drwią z Niego, że jest “handlarzem złudzeń i herezji”. Szydzą też z grzesznika, który “udaje świętego”. Mówią Mu, że heretycy są zawsze heretykami, a nimi właśnie są esseńczycy. Stwierdzają, że nagłe nawrócenia to chwilowe uniesienie i że nieczysty zawsze pozostanie nieczystym, złodziej - złodziejem, zabójca – zabójcą. Na koniec zaś mówią, że tylko oni, żyjący w doskonałej świętości, mają prawo do Nieba oraz do nauczania. [Jezus odzywa się do nich:]

«To był szczęśliwy dzień. Ziarno świętości wpadało do serc. Moja miłość, nakarmiona Bożym uśmiechem, dawała życie nasionom. Syn Człowieczy był szczęśliwy, uświęcając... Wy zaś zatruliście Mi ten dzień. Ale to nieważne. Powiadam wam jednak... a jeśli nie jestem łagodny, to wy jesteście temu winni... mówię wam, że wy należycie do tych, którzy sami sobie przypisują sprawiedliwość lub silą się na nią w obecności ludzi. Jednak nie jesteście sprawiedliwi. Bóg zna wasze serca. To, co za wielkie uchodzi w oczach ludzi, jest ohydą w obliczu wielkości i doskonałości Boga.

Przytaczacie dawne Prawo. Dlaczego zatem nim nie żyjecie? Zmieniacie Prawo na waszą korzyść, dokładacie do niego ciężary, które przynoszą wam zyski. Dlaczego więc nie pozwalacie Mi go zmienić na korzyść tych małych? Zdjąłbym z niego wszystkie nakładki i ciężkie niepotrzebne komplikacje przepisów stworzonych przez was. Są one tak liczne i tego rodzaju, że właściwe Prawo znika pod nimi i umiera zdławione. Ja lituję się nad tymi tłumami, nad tymi duszami, które szukają ulgi w Religii, a znajdują w niej zaciskającą się pętlę. Szukają miłości, a znajdują przerażenie...

[por. Łk 16,16n] Nie. Przyjdźcie, o mali z Izraela. Prawo jest miłością! Bóg jest miłością! Tak Ja mówię do tych, których wy przerażacie. Na Janie zatrzymuje się Prawo surowe i grożący prorocy, którzy Mnie przepowiedzieli. Nie udało się im powstrzymać grzechu pomimo krzyków ich niepokojących proroctw. Po Janie przychodzi Królestwo Boga, Królestwo miłości. A Ja mówię do pokornych: “Wejdźcie do niego, ono jest dla was”. I niech wszyscy, którzy mają dobrą wolę, usiłują do niego wejść. Dla tych jednak, którzy nie chcą ugiąć swych głów, uderzyć się w pierś, powiedzieć: “Zgrzeszyłem”, nie będzie Królestwa. Powiedziano: “Obrzezajcie sobie serce i niech nie twardnieje więcej wasz kark”.

Ta ziemia widziała cud Elizeusza, który osłodził gorzkie wody, dodając do nich soli. A czyż Ja nie rzucam soli Mądrości do waszych serc? Dlaczego więc jesteście gorsi od wód i nie zmieniacie waszego ducha? Nasyćcie wasze formuły Moją solą, a one nabiorą nowego smaku, gdyż przywrócą Prawu Jego pierwotną siłę – w was przede wszystkim, gdyż najbardziej tego potrzebujecie.

[por. Łk 16,17; Mt 5,17-18] Mówicie, że Ja zmieniam Prawo? Nie. Nie kłamcie. Przywracam Prawu jego pierwotny kształt, zdeformowany przez was. Właśnie to Prawo będzie trwało dłużej niż ziemia. Szybciej przeminie niebo i ziemia, niż choćby jeden ważny element lub jakaś rada [Prawa].

[por. Łk 16,18n] A jeśli będziecie je zmieniać, bo tak wam się podoba, i jeśli będziecie się zabawiać zawiłymi rozważaniami, aby znaleźć usprawiedliwienie dla waszych grzechów, wiedzcie, że to na nic się nie zda. To się nie przyda, o Samuelu! To się nie przyda, o Izajaszu! Na zawsze jest powiedziane: “Nie popełniaj cudzołóstwa”. Ja zaś to uzupełniam: “Kto oddala małżonkę, żeby wziąć inną, jest cudzołożnikiem. Także ten, kto poślubia niewiastę oddaloną przez swego męża, cudzołoży. To bowiem, co Bóg złączył, jedynie śmierć może rozdzielić.”

Słowa te są twarde dla grzeszników, którzy nie pokutują. Ci zaś – którzy zgrzeszyli, lecz smucą się i są w rozpaczy, że to uczynili – niech wiedzą, niech wierzą, że Bóg jest Dobrocią. Niech przyjdą do Tego, który rozgrzesza, przebacza i prowadzi do Życia. Idźcie z tą pewnością. Szerzcie ją w sercach [ludzkich]. Głoście miłosierdzie, które udziela wam pokoju, błogosławiąc was w Imię Pana.»

Ludzie oddalają się powoli – z powodu wąskości ścieżki lub też dlatego, że Jezus ich przyciąga. Ale odchodzą...

Pozostają apostołowie z Jezusem. Cały czas rozmawiając, udają się w drogę. Szukając cienia, idą naprzód w pobliżu potarganych zarośli tamaryszka. Ale stoi w nich esseńczyk: ten, który rozmawiał z Jezusem. Właśnie zdejmuje swą białą szatę.

Idący na przedzie Piotr zatrzymuje się, zaskoczony widokiem mężczyzny, który zostaje jedynie w krótkich spodenkach. Biegnie do tyłu i mówi: «Nauczycielu! Szaleniec! Ten, który z Tobą rozmawiał, ten esseńczyk... rozebrał się do naga. Płacze i wzdycha. Nie możemy tamtędy iść.»

Ale szczupły brodaty mężczyzna, już tylko w spodenkach i w sandałach, wychodzi z zagajnika i idzie w stronę Jezusa, płacząc i uderzając się w pierś. Upada na twarz:

«Jestem cudownie uzdrowionym w sercu. Uzdrowiłeś mi ducha. Byłem posłuszny Twemu słowu. Przyodziewam się w światłość, odrzucając wszelką inną myśl, która mnie oblekała błędem. [Odchodzę w miejsce] odosobnione, aby rozmyślać o Bogu prawdziwym, aby otrzymać życie i zmartwychwstanie. Czy to wystarczy? Daj mi nowe imię i wskaż mi miejsce, w którym będę żył Tobą i Twymi słowami...»

«To szaleniec! My nie moglibyśmy tak żyć... my, którzyśmy słyszeli tak wiele! A on... po jednej przemowie...» – mówią do siebie apostołowie.

Mężczyzna, usłyszawszy ich, mówi: «I chcecie stawiać granice Bogu? On mi złamał serce, aby mi dać wolnego ducha. Panie!...» – i błagalnie wyciąga ręce ku Jezusowi.

«Tak. Przyjmij imię Eliasza i bądź ogniem. Ta góra jest usiana grotami. Idź, a kiedy odczujesz, że ziemią wstrząsa straszliwe trzęsienie, wyjdź i odszukaj sługi Pana, aby się do nich przyłączyć. Powrócisz do życia, ażeby także być sługą. Odejdź.»

Mężczyzna całuje Mu stopy, wstaje i odchodzi.

«Przecież on idzie nagi?» – zauważają zaskoczeni [apostołowie].

«Dajcie mu płaszcz, nóż, hubkę, krzesiwo i chleb. Pójdzie dziś i jutro, a potem ukryje się, żeby się modlić tam, gdzie my się schroniliśmy. Bóg zaś zatroszczy się o potrzeby Swego syna.»

Andrzej i Jan biegną. Doganiają go w chwili, gdy już znika za zakrętem. Powracają i mówią:

«Wziął to. Wskazaliśmy mu także to miejsce, w którym przebywaliśmy. Jaka niespodziewana zdobycz, Panie!»

«Dzięki Bogu nawet na skałach rozkwitają kwiaty. On sprawia, że nawet na pustyniach serc, dla Mojej pociechy, powstają duchy dobrej woli. Teraz zaś chodźmy w stronę Jerycha. Zatrzymamy się w jakichś domach na wsi.»


   

Przekład: "Vox Domini"