Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

53. W RAMA. LICZBA WYBRANYCH

Napisane 17 grudnia 1945. A, 7359-7374

Tomasz, który szedł na tyłach grupy apostołów i rozmawiał z Manaenem oraz Bartłomiejem, opuszcza towarzyszy. Dochodzi do Nauczyciela, który jest z przodu, z Margcjamem i Izaakiem.

«Nauczycielu, wkrótce dojdziemy do Rama. Czy nie zechciałbyś pobłogosławić dziecka mojej siostry? Ona tak pragnie Cię ujrzeć! Moglibyśmy tam zostać, bo jest miejsce dla wszystkich. Spraw mi tę radość, Panie!» [ – mówi Tomasz.]

«Dobrze, z radością! Jutro wejdziemy wypoczęci do Jerozolimy» [– odpowiada mu Jezus.]

«O! W takim razie pójdę przed wszystkimi uprzedzić ich! Pozwolisz mi iść?» [– pyta Tomasz.]

«Idź. Ale pamiętaj, że nie jestem światowym przyjacielem. Nie nakłaniaj rodziny do wydatków. Traktuj Mnie jak “Nauczyciela”. Rozumiesz?»

«Tak, mój Panie. Powiem o tym krewnym. Pójdziesz ze mną, Margcjamie?» [– pyta Tomasz chłopca.]

«Jeśli Jezus zechce...» [– odpowiada Margcjam.]

«Idź, idź, synu» [– zgadza się Jezus.]

Inni, na widok Tomasza i Margcjama, którzy udają się w kierunku Rama – usytuowanego nieco na lewo od drogi, którą podążają, (sądzę, że prowadzi ona z Samarii do Jerozolimy) - przyspieszają kroku, żeby się dowiedzieć, co się stało.

«Idziemy do siostry Tomasza. Byłem we wszystkich domach waszych krewnych. Godzi się więc, abym poszedł także do niego. To dlatego wysłałem go przodem» [– wyjaśnia im Jezus. ]

Manaen mówi na to: «Jeśli więc pozwolisz, to dziś i ja pójdę przodem. Dowiem się, czy nie wydarzyło się coś nowego. Kiedy będziesz przechodził przez Bramę Damasceńską, będę tam, gdyby były jakieś kłopoty. Jeśli nie, spotkam się z Tobą... Ale gdzie, Panie?»

«W Betanii, Manaenie. Zaraz idę do Łazarza. Ale niewiasty zostawię w Jerozolimie. Idę sam. A właściwie mam do ciebie prośbę. Po dzisiejszym postoju odprowadź niewiasty do ich domów

«Jak chcesz, Panie» [– zgadza się Manaen.]

«Uprzedźcie woźnicę, aby podążył za nami do Rama» [– poleca Jezus.]

Wóz toczy się powoli, za grupą apostołów. Izaak i Zelota zatrzymali się, aby na niego zaczekać. Inni zaś weszli na ścieżkę, niezbyt stromą, prowadzącą na niewysokie wzgórze, na którym leży Rama.

Tomasz nie posiada się z radości i wydaje się jeszcze bardziej zarumieniony z powodu zadowolenia, rozjaśniającego mu twarz. Czeka na nich przy wejściu do osady. Biegnie na spotkanie Jezusa:

«Jakie szczęście, Nauczycielu! Cała moja rodzina jest tutaj! Mój ojciec, który tak pragnął Cię ujrzeć, moja matka, moi bracia! Jakże jestem zadowolony

I idzie u boku Jezusa, przechodząc przez całą miejscowość wyprężony jak zdobywca po odniesionym tryumfie.

Dom siostry Tomasza stoi na rozstajach dróg, we wschodniej części miasta. To typowy zamożny dom izraelski. Ma fasadę prawie zupełnie pozbawioną okien, żelazną bramę z wziernikiem, taras służący za dach. Mury ogrodu, wysokie i ciemne, ciągną się w głąb [posiadłości], aż za dom. Wystają ponad nimi konary drzew owocowych.

Służąca nie musi dziś spoglądać przez otwór w drzwiach. Brama jest otwarta na oścież. Wszyscy mieszkańcy domu zgromadzili się na dziedzińcu. Można dostrzec stałe wyciąganie się rąk dorosłych, którzy przytrzymują to chłopca, to jakąś dziewczynkę w gromadzie ściśniętych dzieci. One zaś, bardzo ożywione i poruszone nowiną, stale przełamują szeregi i ustaloną hierarchię. Wymykają się do przodu, na miejsca honorowe, tam gdzie w pierwszym rzędzie stoją rodzice Tomasza oraz jego siostra z małżonkiem.

Kiedy już Jezus jest na progu, któż może utrzymać w ryzach te wiercipięty!? Wyglądają jak kurczęta opuszczające gniazdo po nocnym spoczynku. Jezus przyjmuje ten rozgadany i miły zalew. Dzieci podbiegają Mu do kolan, ściskają je, podnoszą główki w poszukiwaniu całusa. Już nie można ich uspokoić, pomimo ostrzeżeń ojcowskich i matczynych czy nawet klapsów, rozdzielanych przez Tomasza dla wprowadzenia porządku.

«Zostaw je! Zostaw! Oby tak wszyscy byli jak one!» – woła Jezus, pochylając się, aby zadowolić całą tę gromadkę ożywionych dzieci.

W końcu może wejść, aby przyjąć bardziej szacowne powitania dorosłych. Szczególnie jednak podoba mi się powitanie Jezusa przez ojca Tomasza. To starzec, typowy żyd, którego Jezus podnosi [z kolan], chcąc go ucałować, “z wdzięczności za jego hojność, która Mu dała apostoła”.

«O! Bóg mnie umiłował bardziej niż kogokolwiek w Izraelu. Każdy Hebrajczyk poświęcił pierworodnego Panu, ja zaś mam dwóch poświęconych: pierwszego i ostatniego. A ostatni jest jeszcze bardziej poświęcony. Nie będąc bowiem lewitą ani kapłanem, czyni to, czego nawet Najwyższy Kapłan nie może robić: widzi stale Boga i otrzymuje Jego polecenia!» – mówi nieco drżącym starczym głosem. Drżenie zaś jeszcze bardziej się nasila z powodu wzruszenia. Na koniec mówi:

«Ty, który nie kłamiesz, powiedz mi tylko jedno, żeby sprawić radość mojej duszy. Powiedz mi, czy mój syn – w taki sposób, w jaki za Tobą idzie – godnie Ci służy i zasłuży na życie wieczne

«Bądź spokojny, ojcze. Twój Tomasz ma wielkie miejsce w sercu Boga dzięki swemu postępowaniu. Będzie też miał wielkie miejsce w Niebie dzięki temu, jak będzie służył Bogu aż do ostatniego tchnienia

Tomasz, wzruszony usłyszanymi słowami, łapie z trudem powietrze jak ryba wyciągnięta z wody. Starzec podnosi drżące ręce, a dwie łzy spływają mu po głębokich zmarszczkach, ginąc w patriarchalnej brodzie, i mówi:

«Niech będzie nad tobą błogosławieństwo Jakuba, błogosławieństwo patriarchy nad sprawiedliwym pośród synów. Niech Wszechmogący pobłogosławi cię błogosławieństwami niebios wysokich, błogosławieństwami niskiej otchłani, błogosławieństwami piersi i łona. Błogosławieństwa ojca twego niechaj przewyższą błogosławieństwa, jakie on sam otrzymał od swego ojca, [niech trwają] aż nadejdzie pragnienie pagórków wiecznych i niech spoczną na głowie Tomasza, na głowie nazirejczyka pomiędzy braćmi

A wszyscy odpowiadają: «Amen!»

«A teraz Ty, o Panie, pobłogosław ten dom, a zwłaszcza tych, którzy są krwią z mojej krwi...» – mówi starzec wskazując dzieci.

Jezus rozwiera ramiona i wypowiada błogosławieństwo mojżeszowe, a potem dodaje: «Niech Bóg, w obecności którego kroczyli wasi ojcowie, niech Bóg, który Mnie karmił od Mojego dzieciństwa do tego dnia, niech anioł, który Mnie uwolnił od wszelkiego zła, pobłogosławi tych małych, noszących Moje imię i także imiona Moich przodków, i niechaj się licznie mnożą na ziemi...»

Kończąc [Jezus] bierze na ręce ostatnie z dzieci z ramion matki. Całuje je w czoło i mówi:

«A w ciebie niech zstąpią jak miód i masło cnoty wybranych, które mieszkały w Sprawiedliwym, którego imię zostało ci dane, czyniąc go pełnym życia dla Nieba i przyozdobionym jak palma z jasnymi daktylami i jak cedr w królewskiej koronie liści.»

Wszyscy obecni są wzruszeni i oczarowani. Zaraz usta wszystkich wyrażają wybuch radości, który towarzyszy Jezusowi wchodzącemu do domu. Zatrzymuje się dopiero w sieni. Tu przedstawia gospodarzom Swą Matkę, uczennice, apostołów i uczniów...

...To już nie jest ani poranek, ani południe. Słabe promienie słońca z trudnością przenikają przez postrzępione chmury, bo pogoda wciąż się nie zmienia. Słońce nie będzie zwlekać z zachodem. To zmierzch.

Nie ma już ani niewiast, ani Izaaka, ani Manaena. Pozostał tylko Margcjam. Jest bardzo szczęśliwy u boku Jezusa. Wychodzi z domu wraz z Nim, z apostołami i wszystkimi mężczyznami – krewnymi Tomasza. Idą obejrzeć winnicę. Sprawia wrażenie szczególnie cennej. Zarówno ojciec jak i szwagier Tomasza wychwalają położenie winnicy i rzadkość winorośli, które na razie mają jedynie nowe, bardzo delikatne listki.

Jezus słucha życzliwie tych ciekawych wyjaśnień, dotyczących przycinania i okopywania, jakby to były najważniejsze sprawy na świecie. Na koniec pyta z uśmiechem Tomasza:

«Mam pobłogosławić tę posiadłość twej siostry - bliźniaczki

«O, mój Panie! Nie jestem Dorasem ani Izmaelem. Wiem, że Twój oddech, Twoja obecność w jakimś miejscu już są błogosławieństwem. Ale jeśli chcesz podnieść Swą prawicę nad tymi winoroślami, zrób to, a z pewnością owoc ich będzie święty» [– odpowiada apostoł.]

«I obfity, prawda? Co na to powiesz, ojcze?» [– pyta Jezus.]

«Wystarczy, że będzie święty. To wystarczy! A ja go wytłoczę i poślę Ci na przyszłą Paschę. Ty zaś posłużysz się nim w obrzędowym kielichu.»

«Zgoda. Liczę na to. Chcę na przyszłą Paschę spożyć wino prawdziwego Izraelity» [– mówi Jezus.]

Wychodzą z winnicy, aby dojść z powrotem do osady. Wieść o obecności Jezusa z Nazaretu już się rozeszła. Wszyscy ludzie z Rama są na drogach. Bardzo pragną podejść bliżej. Jezus na ich widok mówi do Tomasza:

«Dlaczego nie podchodzą? Może się Mnie boją? Powiedz im, że ich kocham

O! Tomaszowi nie trzeba tego mówić dwa razy! Chodzi tak szybko od jednej grupy do drugiej, że wygląda jak motyl, który fruwa od kwiatu do kwiatu. I nie trzeba też powtarzać tego dwa razy ludziom, którzy usłyszeli zaproszenie. Wszyscy biegną, przekazując sobie zachętę, gromadzą się wokół Jezusa. Kiedy dochodzą do rozstaju dróg, przy którym stoi dom Tomasza, stanowią już wielki cichy tłum rozmawiający z szacunkiem z apostołami i krewnymi Tomasza. Pytają o to i o owo.

Uświadamiam sobie, że Tomasz wiele się napracował w miesiącach zimowych i że znaczna część nauki ewangelicznej jest znana w tym mieście. Pragną jednak uzyskać od Jezusa jakieś szczególne wyjaśnienia. Ktoś, bardzo poruszony błogosławieństwem, jakie dzieci otrzymały od Jezusa w goszczącym Go domu, i tym, co powiedział o Tomaszu, pyta: «Czy one wszystkie będą sprawiedliwe z powodu Twego błogosławieństwa

«Nie przez nie, lecz z powodu swych czynów. Ja udzieliłem im sił Moim błogosławieństwem, aby je umocnić w ich postępowaniu. Lecz to one muszą podejmować czyny i robić tylko to, co sprawiedliwe, aby osiągnąć Niebo. Ja wszystkich błogosławię... jednak nie wszyscy się zbawią w Izraelu

«A nawet zbawi się ich niewielu, jeśli będą nadal postępować tak, jak dotąd...» – szepcze Tomasz.

«Cóż mówisz?» [– pyta ktoś.]

«Prawdę. Kto prześladuje Chrystusa i oczernia Go, kto nie wprowadza w czyn tego, czego On naucza, nie będzie miał udziału w Jego Królestwie» – mówi Tomasz swym silnym głosem.

Ktoś ciągnie apostoła za rękaw i pyta, wskazując Jezusa:

«Czy On jest bardzo surowy?»

«Nie. Przeciwnie, jest zbyt dobry» [– odpowiada Tomasz.]

«Ja... co mi powiesz, czy ja się zbawię? Nie należę do uczniów. Ale wiesz, jaki jestem i jak zawsze wierzyłem w to, co mi mówiłeś. Nie umiem jednak robić więcej. Co właściwie powinienem jeszcze robić, aby się zbawić?» [– pyta mężczyzna.]

«Jego o to zapytaj. On będzie miał rękę i osąd łagodniejszy od mojego.»

Mężczyzna podchodzi i mówi:

«Nauczycielu, jestem wierny Prawu, a odkąd Tomasz powtórzył mi Twoje słowa, próbuję robić więcej. Jednak mało jest we mnie wspaniałomyślności. Robię to, co koniecznie muszę zrobić. Unikam robienia tego, co nie jest dobre, gdyż boję się Piekła. Jednakże lubię moje wygody i... wyznaję, że usiłuję postępować tak, żeby nie grzeszyć, lecz także tak, żeby mnie to wiele nie kosztowało. Czy zbawię się, postępując w ten sposób

[Jezus mu odpowiada:] «Zbawisz się. Po co jednak odznaczać się skąpstwem wobec Boga, który jest dla ciebie tak wspaniałomyślny? Dlaczego wymagać dla siebie jedynie zbawienia otrzymanego z trudem, a nie – wielkiej świętości, która daje od razu wieczny pokój? Dalej, mężu! Bądź hojny dla swej duszy

Mężczyzna mówi pokornie:

«Zastanowię się nad tym, Panie. Zastanowię się. Wiem, że masz rację i że ja szkodzę mojej duszy, narażając ją na długie oczyszczenie, zanim otrzymam pokój...»

«Wspaniale! Ta myśl jest już początkiem doskonalenia siebie» [– chwali go Jezus.]

[por. Łk 13,23n]  Ktoś inny z Rama pyta: «Panie, czy niewielu się zbawi?»

[Jezus odpowiada:] «Gdyby człowiek umiał szanować samego siebie, a z miłością pełną szacunku podchodził do Boga, wszyscy ludzie zbawiliby się, jak Bóg tego pragnie. Człowiek jednak tak nie czyni. I jak głupiec bawi się świecidełkami, zamiast wziąć prawdziwe złoto. Bądźcie wspaniałomyślni, szukajcie Dobra. To was kosztuje? W tym właśnie leży zasługa.

[por. Łk 13,24n; Mt 7,13n] Usiłujcie wejść przez wąską bramę. Inną, szeroką i pociągającą, zwodzi was szatan, chcąc was sprowadzić na złą drogę. Droga do nieba jest ciasna, wąska, ogołocona i kamienista. Aby nią przejść, trzeba być zwinnym, lekkim, pozbawionym przepychu i materializmu. Trzeba być uduchowionym, aby to uczynić. W przeciwnym razie, gdy nadejdzie godzina śmierci, nie uda się wam jej pokonać. I zaprawdę ujrzy się wielu, którzy będą usiłowali wejść, nie potrafiąc jednak tego uczynić. Tak bardzo materializm uczyni ich otyłymi, tak będą ozdobieni światowym przepychem, zesztywniali przez skorupę grzechu... tak pycha, która stanowi ich szkielet, uniemożliwi im pochylenie się. I wtedy Pan Królestwa podejdzie i zamknie drzwi. Ci zaś, którzy zostaną na zewnątrz, ci, którzy nie potrafili wejść w stosownej chwili, pozostaną tam. Będą pukać i wołać:

“Panie, otwórz nam! My też tu jesteśmy!”

Lecz On im powie: “Zaprawdę nie znam was i nie wiem, skąd przychodzicie”.

A oni na to: “Jak to? Nie pamiętasz nas? Jedliśmy i piliśmy z Tobą, i słuchaliśmy Cię, kiedy nauczałeś na naszych placach.”

On jednak odpowie: “Zaprawdę nie poznaję was. W dodatku widzę, że jesteście nasyceni tym, o czym mówiłem jako o pokarmie nieczystym. Zaprawdę przyglądam się wam i widzę, że nie jesteście z Mojej rodziny. Zaprawdę widzę teraz, czyimi jesteście synami i poddanymi: Innego. Macie za ojca szatana, za matkę ciało, za pokarm pychę, za sługę nienawiść, za skarb – grzech. Wady – to wasze kosztowności. Na waszych sercach pisze: “Egoizm”. Wasze ręce są skalane okradaniem braci. Wynoście się stąd! Precz ode Mnie, wy wszyscy, którzy czynicie nieprawość!”

Z głębokości Nieba przyjdzie, w blasku chwały, Abraham, Izaak, Jakub i wszyscy prorocy oraz sprawiedliwi Królestwa Bożego. Wtedy ci, którzy nie posiadali miłości, lecz egoizm, a zamiast ofiary – [szukali] łatwego życia, zostaną odrzuceni precz i odesłani tam, gdzie płacz trwa na wieki i gdzie panuje tylko przerażenie. Ci zaś, którzy powstaną do zmartwychwstania chwały – przybywając ze wschodu i zachodu, z północy i południa - zgromadzą się na weselnej uczcie Baranka, Króla Królestwa Bożego. I wtedy się okaże, że wielu tych, którzy zdawali się “najmniejszymi” w zastępach ziemskich, stanie się pierwszymi w ludzie Królestwa. Okaże się też, że nie wszyscy potężni Izraela będą potężnymi w Niebie i że spośród tych, których Chrystus wybrał na Swe sługi, nie wszyscy zasłużą na wybranie na ucztę weselną. Przeciwnie, ujrzy się, że wielu - o których sądzono, że są “pierwszymi” – będzie nie tylko ostatnimi, ale nie będzie nawet ostatnimi. Wielu bowiem jest wezwanych, lecz niewielu ze swego wybraństwa potrafiło uczynić prawdziwą chwałę

[por. Łk 13,31n] W czasie przemawiania Jezusa przybywają faryzeusze, wraz z pielgrzymującymi do Jerozolimy lub z poszukującymi mieszkania. Widzą zgromadzenie i podchodzą bliżej. Szybko rozpoznają jasnowłosą głowę Jezusa, odbijającą się na tle ciemnego muru domu Tomasza.

«Pozwólcie nam przejść, bo chcemy powiedzieć słowo do Nazarejczyka» – wołają władczo.

Tłum rozstępuje się bez entuzjazmu. Apostołowie zauważają podchodzących do nich faryzeuszów.

«Pokój z Tobą, Nauczycielu!»

«Pokój z wami. Czego chcecie?»

«Udajesz się do Jerozolimy?» [– pytają.]

«Jak każdy wierny Izraelita» [– odpowiada Jezus.]

«Nie idź tam! Narażasz się na niebezpieczeństwo. Wiemy o tym, bo idziemy na spotkanie naszych rodzin. Przybyliśmy Cię ostrzec, bo dowiedzieliśmy się, że jesteś w Rama

«Od kogo, jeśli wolno spytać?» – pyta Piotr, podejrzliwy i gotów wzniecić kłótnię.

«Ciebie to nie dotyczy, mężu. Wiedz tylko to – ty, który nazywasz nas wężami - że wiele jest wężów przy Nauczycielu. Dobrze zrobisz, jeśli będziesz się wystrzegał zbyt licznych i zbyt potężnych uczniów.»

«Co?! Nie chcesz chyba rzucać podejrzeń na Manaena albo...» [– odzywa się Piotr. Jezus jednak reaguje:]

«Zamilknij, Piotrze. A ty, faryzeuszu, wiedz, że żadne niebezpieczeństwo nie może odwieść wiernego od wypełnienia obowiązku. Nic nie znaczy, jeśli się utraci życie. Czymś poważnym jest natomiast utrata duszy przez wykraczanie przeciw Prawu. Ty jednak wiesz o tym... i wiesz, że Ja to wiem. Dlaczego więc Mnie kusisz

«Ja Cię nie kuszę. Taka jest prawda. Wielu z nas może być Twymi nieprzyjaciółmi, ale nie wszyscy. My Cię nie nienawidzimy. Wiemy, że Herod Cię szuka, więc mówimy Ci: odejdź. Odejdź stąd, bo jeśli Herod Cię pochwyci, z pewnością Cię zabije. Tego chce» [– tłumaczy się faryzeusz.]

«Tego pragnie, lecz tego nie uczyni. Wiem o tym. Zresztą idźcie powiedzieć temu staremu lisowi, że Ten, którego szuka, jest w Jerozolimie. Rzeczywiście idę tam. Wypędzam demony, uzdrawiam, nie ukrywam się. I czynię to, i będę to czynił dziś, jutro i pojutrze, aż Mój czas się dopełni. Muszę iść, aż dojdę do kresu. I trzeba, abym dziś, a potem jeszcze raz i jeszcze jeden raz, i jeszcze jeden wszedł do Jerozolimy, gdyż to niemożliwe, aby Moja droga zatrzymała się wcześniej. Musi się zakończyć tam, gdzie się godzi, czyli w Jerozolimie.»

«Chrzciciel umarł gdzie indziej» [– oponują.]

«Umarł w świętości, a świętość oznacza: “Jerozolima”. Jeśli obecnie Jerozolima oznacza “Grzech”, to odnosi się to do tego, co wyłącznie ziemskie i czego wkrótce już nie będzie. Ja jednak mówię o tym, co jest wieczne i duchowe, to znaczy o Jerozolimie Niebieskiej. To w niej, w jej świętości, umierają wszyscy sprawiedliwi i prorocy. To w niej Ja umrę i daremnie chcecie Mnie doprowadzić do grzechu. I umrę nawet na wzgórzach [ziemskiej] Jerozolimy, ale nie z ręki Heroda, lecz z woli tych, którzy Mnie nienawidzą bardziej niż on. Widzą bowiem we Mnie przywłaszczającego sobie Kapłaństwo, którego oni pożądają, i Oczyszczającego Izrael ze wszystkich chorób, jakie go psują. Nie obarczajcie więc wyłącznie Heroda pragnieniem zabicia. Niech każdy weźmie swoją część, gdyż zaprawdę Baranek jest na górze, na którą zewsząd wspinają się wilki i szakale, aby mu poderżnąć gardło i...»

Faryzeusze uciekają pod naporem palących prawd... Jezus spogląda na uciekających.

[Por. Mt 23,37; Łk 13,34n] Potem odwraca się w kierunku południowym, ku bardziej promiennej jasności, która być może wskazuje na to, że Jerozolima jest w tamtych stronach. Odzywa się ze smutkiem: «Jerozolimo, Jerozolimo, która zabijasz swych proroków i kamienujesz tych, którzy są do ciebie wysyłani! Ileż razy chciałem zgromadzić twe dzieci, jak czyni ptak w gnieździe, w którym pod skrzydłami gromadzi swe pisklęta, a ty nie chciałaś! Tak! Pusty będzie Dom twego prawdziwego Pana. Przyjdzie On, uczyni zadość obrzędowi, jak powinien go spełnić pierwszy i ostatni z Izraela, a potem odejdzie. Już nie będzie przebywał w twoich murach, żeby oczyszczać je Swą obecnością. I zapewniam cię, że ani ty, ani twoi mieszkańcy już Mnie nie ujrzycie w Mojej prawdziwej postaci, aż do dnia, w którym powiecie: “Błogosławiony, który idzie w imię Pana”...

A wy, z Rama, pamiętajcie o tych słowach i o wszystkich innych, aby was Bóg nie ukarał. Bądźcie wierni... Idźcie. Pokój niech będzie z wami.»

Jezus odchodzi do domu Tomasza ze wszystkimi członkami jego rodziny i z apostołami.


18 grudnia. Mówi Jezus:

«Przed trzynastu laty położyłem na tobie pieczęć ciężaru choroby. Przerwałem słowo i działalność. Musiałaś przez lata zbawiać przez cierpienie. Potem uczyniłem cię źródłem, abyś zbawiała przez Słowo. Ustanowiłem cię rzeczniczką”. Dzisiaj, Mój ukryty fiołku, upoważniam cię do ujawnienia rzeczy usłyszanych i zobaczonych. Roztropnie, bez skąpstwa, święcie i dla świętego celu.

Było Moim wyraźnym i mocnym pragnieniem, żeby nikt nie mógł zaczerpnąć ze zbiornika, z którego się przez ciebie wylewa Moje Słowo, zanim wpierw nie będzie on całkowicie napełniony. Kiedy się chce zaczerpnąć po kropelkach, to naprawdę niezbyt Mi się podoba. Jest to bowiem działanie nieroztropne i pomniejszające, głupie. [Powoduje,] że się ktoś krztusi każdym haustem przy autentycznej krynicy, jeśli wypływająca z niej woda nie jest następnie zbierana w zbiorniki dla użycia jej we właściwym czasie, z należytą ostrożnością i ochroną. Wtedy by jej nie zanieczyściły elementy obce albo oderwane, albo inne. Przeciwnie, [jeśli woda z tego źródła] dzieli się i rozlewa tysiącami strumyczków, wtedy albo traci swe wspaniałe piękno, albo gubi się w niegodnej jałowości pustyni bardziej lub mniej racjonalistycznej i niedowierzającej, służąc nawet wybiegom duchów szyderczych i wrogich.

Dlatego, mały Janie, kiedy zobaczysz, że Moje słowo może stać się “balsamem” i zbawieniem, daj Moje słowo. Nie bój się. Zobaczysz jasno, komu jest dobrze je dać. Oświeca cię Światłość.

I módl się bardzo, bardzo, bardzo za kapłanów, którzy w czasie tych świąt wyjdą do ołtarzy po raz pierwszy. Niech to będzie prawdziwe Narodzenie. Narodzenie dla Chrystusa, z Chrystusem i przez Chrystusa. Tego potrzeba. Posiadanie świętych kapłanów nie zapobiegnie wojnom i rzeziom. Ale przynajmniej dzięki nim nie umrzecie wszyscy zdziczali, jakimi u podstaw jesteście. Powinienem – o! naprawdę powinienem – powtórzyć wypędzenie ze Świątyni tych, którzy ją profanują! Czuję głębokie obrzydzenie.

Fiołku Krzyża, módl się za sługi twojego Jezusa... Idź w pokoju, duszo Moja, Moja ukrzyżowana, Mój głosie, Moja córko, Moja radości...»

I ujmuje Swoimi długimi rękoma moją twarz pochylając się nade mną aż do muśnięcia mi włosami czoła i tchnie na moje oblicze


   

Przekład: "Vox Domini"