Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

45. NOWY UCZEŃ: MIKOŁAJ Z ANTIOCHII

Napisane 9 grudnia 1945. A, 7262-7273

Jezus jest zupełnie sam na tarasie domu Tomasza z Kafarnaum. Miasto wypoczywa w dzień szabatu. Mieszkańców jest mniej, gdyż ci, którzy najbardziej gorliwie wypełniają praktyki religijne, odeszli już do Jerozolimy. Podobnie uczynili ci, którzy udają się tam z rodzinami, z dziećmi. One nie mogą długo maszerować, zmusza to więc dorosłych do postojów i do pokonywania krótkich etapów. Dlatego też brakuje w tym dniu, nieco zamglonym, miłej złotej nuty dziecięcych [głosów].

Jezus jest bardzo zamyślony. Siedzi na niskiej ławie, w kącie blisko murku, zwrócony plecami do schodów, nieco zasłonięty murem. Opiera łokieć o kolano, a na dłoni, w geście zmęczenia, wsparł czoło, jakby cierpiał. Jego rozmyślanie przerywa jakieś dziecko, które chce się z Nim pożegnać przed odejściem do Jerozolimy.

«Jezu! Jezu!» – woła wstępując na kolejne stopnie schodów, bo nie widzi Jezusa, gdyż obmurowanie ukrywa Go przed oczyma stojących niżej. Ale Jezus jest tak skupiony, że nie słyszy delikatnego głosu i lekkiego kroku... Kiedy więc malec wchodzi na taras, trwa jeszcze w Swej pozycji ujawniającej cierpienie. font>

Dziecko jest onieśmielone. Zatrzymuje się na skraju tarasu, wkłada palec do ust i zastanawia się... Potem podejmuje decyzję i powoli podchodzi... teraz jest za Jezusem... Pochyla się, żeby zobaczyć, co Jezus robi... i mówi:

«Nie! Już dobrze! Nie płacz! Dlaczego? Z powodu niemądrych ludzi, wczoraj?... Mój ojciec rozmawiał z Jairem. Powiedzieli, że nie są Ciebie godni. Ale nie możesz płakać... Ja bardzo Cię kocham i także moja młodsza siostrzyczka, i Jakub, i Tobiasz, i Joanna, i Maria, i Micheasz, i wszyscy... wszystkie dzieci z Kafarnaum. Już nie płacz...»

I rzuca się Jezusowi na szyję, głaszcząc Go i mówiąc na koniec:

«...bo ja też będę płakał i będę cały czas płakał... przez całą drogę.»

«Nie, Dawidzie, już nie płaczę. Pocieszyłeś Mnie. Jesteś sam? Kiedy odchodzicie?» [– pyta Jezus.]

«Po zmierzchu. Łodzią aż do Tyberiady. Chodź z nami. Mój ojciec bardzo Cię kocha, wiesz?»

«Wiem o tym, drogi. Ale Ja muszę iść zobaczyć inne dzieci... Dziękuję ci za to, że przyszedłeś się ze Mną pożegnać, i błogosławię cię, mały Dawidzie. Daj Mi pocałunek na pożegnanie, a potem wracaj do matki. Czy wie, że tutaj jesteś?»

«Nie. Wymknąłem się, bo nie widziałem Cię z Twoimi uczniami, i pomyślałem, że płaczesz...»

«Już nie płaczę, widzisz. Idź do mamy, która może się niepokoi i szuka cię. Żegnaj. Uważaj na osły karawan. Widzisz? Wszędzie stoją.»

«Ale czy na pewno już nie płaczesz?»

«Nie. Już nie cierpię, odjąłeś Mi ból. Dziękuję, Moje dziecko.»

Malec w podskokach pokonuje schody. Jezus mu się przygląda. Potem potrząsa głową i wraca na miejsce, pogrążając się w Swym wcześniejszym bolesnym rozmyślaniu.

Mija czas. Widać zachodzące słońce, które przebłyskuje pomiędzy obłokami. Od schodów słychać głośny krok. Jezus podnosi głowę. Widzi Jaira, idącego w Jego stronę. Wita go. Jair odwzajemnia Mu się pełnym szacunku powitaniem.

«Jak to się stało, że cię tutaj widzę, Jairze?»

«Panie! Być może popełniłem błąd. Ale Ty, który znasz serca ludzi, ujrzysz w moim sercu, że nie było w nim złej intencji. Nie prosiłem Cię, żebyś dzisiaj przemawiał w synagodze. Tak bardzo jednak cierpiałem przez wzgląd na Ciebie wczoraj i widziałem, jak bardzo Ty cierpiałeś, że... nie ośmieliłem się. Pytałem Twoich [apostołów]. Powiedzieli mi: “On chce zostać sam”... Ale przed chwilą przyszedł Filip, ojciec Dawida, i powiedział mi, że jego mały widział Cię, jak płaczesz. Powiedział, że podziękowałeś chłopcu za to, że do Ciebie przyszedł. Ja też przyszedłem. Nauczycielu, ci, którzy pozostali w Kafarnaum, zgromadzą się w synagodze. Moja synagoga należy do Ciebie, Panie.»

«Dziękuję, Jairze. Dziś inni będą przemawiać w synagodze. Jeśli bym przyszedł, to jako zwykły wierny...»

«Nie będziemy Cię tam zatrzymywać. Twoją synagogą jest świat. Ale naprawdę nie przyjdziesz [przemówić], Nauczycielu?»

«Nie, Jairze. Zostanę tutaj przed Ojcem, który Mnie rozumie i nie znajduje we Mnie winy.»

Łza błyszczy w zasmuconym oku Jezusa.

«Ja również nie znajduję w Tobie winy... Żegnaj, Panie» [– mówi odchodząc Jair.]

«Żegnaj, Jairze...» [– odpowiada Jezus.]

Jezus siada ponownie, wciąż zamyślony.

Lekko jak gołębica wchodzi po schodach, w białej szacie, córka Jaira. Rozgląda się... Woła cicho:

«Mój Zbawicielu!»

Jezus odwraca głowę, widzi ją, uśmiecha się i mówi:

«Chodź tu do Mnie.»

«Dobrze, mój Panie. Ale ja chciałabym Cię zaprowadzić do innych. Dlaczego synagoga ma pozostać dziś milcząca?»

«Jest tam twój ojciec i tak wielu innych, żeby ją napełnić słowami» [– odpowiada jej Jezus.]

«To są tylko słowa [jak wiele innych]... Twoje zaś – jest Słowem [wyjątkowym]. O! Mój Panie! Dzięki Twemu Słowu przywróciłeś mnie mamie i mojemu ojcu, a byłam już martwa. Spójrz jednak na tych, którzy idą do synagogi! Wielu jest bardziej chorych ode mnie. Przyjdź dać im Życie.»

«Moja córko, ty zasługiwałaś na to... Żadne Moje słowo nie może dać życia temu, kto wybrał dla siebie śmierć» [– wyjaśnia Jezus.]

«Tak, mój Panie, ale przyjdź mimo to. Są tam też tacy, którzy coraz bardziej żyją, słuchając Ciebie... Chodź. Daj mi rękę i chodźmy. Jestem świadectwem Twojej mocy i jestem gotowa dać je nawet w obliczu Twoich wrogów, nawet za cenę utraty tego drugiego życia, które zresztą już do mnie nie należy. Ty mi je dałeś, dobry Nauczycielu, z litości dla matki i ojca. Ale ja...»

Dziewczyna, piękna młoda dziewczyna - która właściwie jest już młodziutką kobietą o łagodnych oczach, błyszczących na twarzy czystej i mądrej – milknie. Jej głos przerywa się z powodu potoku łez spływających z jej rzęs na policzki.

«Dlaczego teraz płaczesz?» – pyta Jezus, kładąc jej rękę na głowie.

«Bo... dowiedziałam się, że powiedziałeś, iż umrzesz...» [– wyznaje córka Jaira.]

«Wszyscy umierają, dziewczyno» [– mówi Jezus.]

«Ale nie tak, jak mówisz! Ja... o! Teraz wolałabym już nie żyć, żeby tego nie oglądać, aby tam nie być, kiedy... stanie się ta okropność...»

«A więc nie będzie cię tam, żeby Mnie pocieszyć, jak czynisz to teraz. Czy nie wiesz, że słowo – nawet jedno słowo – kogoś, kto jest czysty i Mnie kocha, odejmuje Mi każdą boleść?»

«Tak? O! Zatem już nie powinieneś jej mieć, bo kocham Cię bardziej niż matkę, bardziej niż ojca, bardziej niż życie!»

«Tak jest» [– mówi Jezus.]

«Zatem chodź. Nie zostawaj sam. Mów do mnie, do Jaira, do mamy, do małego Dawida, do tych wszystkich, którzy Cię kochają. Jest nas wielu i będzie nas jeszcze więcej. Ale nie zostawaj sam. Wtedy przychodzi przygnębienie...»

W końcu – instynktownie, po matczynemu, jak każda szlachetna niewiasta – mówi:

«Ze mną nikt Cię nie skrzywdzi. Ja Cię obronię.»

Jezus wstaje, żeby jej sprawić radość. Trzymając się za ręce przechodzą przez ulice i wchodzą do synagogi bocznymi drzwiami.

Jair, który właśnie czytał coś głośno z rulonu, milknie i mówi, pochylając się głęboko:

«Nauczycielu, proszę Cię, mów do tych, którzy są prawego serca. Przygotuj nas na Paschę Twoim świętym słowem.»

«Czytałeś właśnie Księgę Królewską, prawda?» [– pyta Jezus]

«Tak, Nauczycielu. Próbowałem wyjaśnić, że ten, kto odchodzi od Boga prawdziwego, oddaje się bałwochwalczemu kultowi złotych cielców.»

«Dobrze powiedziałeś. Nikt nie ma nic do powiedzenia?» [– pyta Jezus.]

W tłumie słychać szmery. Jedni chcą, żeby Jezus przemówił. Inni krzyczą:

«Śpieszy nam się. Modlimy się i kończymy to spotkanie. Idziemy do Jerozolimy. Tam będziemy słuchać rabbich.»

Wielu krzyczących to ci, którzy wczoraj wyszli [z synagogi], lecz szabat zatrzymał ich w Kafarnaum. Jezus spogląda na nich z ogromnym smutkiem i mówi:

«Spieszycie się. To prawda. Bóg też się spieszy, żeby was osądzić. Idźcie więc.»

Potem odwraca się do tych, którzy ich ganią:

«Nie czyńcie im wyrzutów. Każde drzewo wydaje swój owoc.»

«Panie, powtórz gest Nehemiasza! Przemów przeciw nim, Ty, Najwyższy Kapłan!» – woła Jair.

Wtóruje mu chór apostołów, uczniów i mieszkańców Kafarnaum. Jezus krzyżuje ramiona i – bardzo blady, wyraźnie udręczony, a jednak łagodny – woła:

«Pamiętaj o Mnie, Mój Boże! Łaskawie! Pamiętaj także łaskawie o nich! Ja im przebaczam!»

Synagoga pustoszeje i pozostają jedynie wierni Jezusowi... W kącie stoi jakiś cudzoziemiec. To mężczyzna silnie zbudowany. Nikt na niego nie patrzy i nikt z nim nie rozmawia. Zresztą on też się do nikogo nie odzywa. Wpatruje się tylko tak uporczywie w Jezusa, że Nauczyciel odwraca się w jego kierunku. Dostrzega go i pyta Jaira, kto to jest.

«Nie wiem. Z pewnością jakiś podróżny.»

Jezus zwraca się do niego z zapytaniem: «Kim jesteś?»

«Mikołaj, prozelita z Antiochii, który udaje się do Jerozolimy na Paschę.»

«Kogo szukasz?» [– pyta Jezus.]

«Ciebie, Panie, Jezusie z Nazaretu. Pragnę z Tobą porozmawiać» [– wyjaśnia nieznajomy.]

«Chodź...»

Jezus zabiera go ze sobą do ogrodu za synagogą, żeby go wysłuchać.

«Rozmawiałem w Antiochii z Feliksem, jednym z Twoich uczniów. Gorąco pragnąłem Cię poznać. On mi powiedział, że przebywasz w Kafarnaum i że masz Matkę w Nazarecie. I także, że chodzisz do Getsemani i do Betanii. Wieczny sprawił, że spotkałem Cię tutaj, w pierwszym miejscu. Byłem tu wczoraj... i byłem bardzo blisko dziś rano, kiedy płakałeś, modląc się przy źródle... Kocham Cię, Panie, bo jesteś święty i łagodny. Wierzę w Ciebie. Twoje dzieła, Twoje słowa już sprawiły, że jestem Twój. Jednak Twoje miłosierdzie, okazane przed chwilą winnym, sprawiło, że podjąłem decyzję. Panie, przyjmij mnie na miejsce tych, którzy Cię opuścili! Przychodzę do Ciebie ze wszystkim, co posiadam: z życiem i dobrami – ze wszystkim.» Mówiąc ostatnie słowa, ukląkł.

Jezus patrzy na niego uważnie, potem mówi: «Chodź. Od dziś należysz do Nauczyciela. Chodźmy do twoich towarzyszy.»

Wchodzą ponownie do synagogi, gdzie apostołowie i uczniowie prowadzą ożywioną rozmowę z Jairem.

«Oto nowy uczeń. Ojciec Mnie pociesza. Kochajcie go jak brata. Chodźmy podzielić się z nim chlebem i solą. Później, w nocy, odejdziecie z nim do Jerozolimy, a my popłyniemy łodzią do Hipposu... I nikomu nie wskazujcie Mojej drogi, żeby Mnie nie zatrzymano.»

Szabat już się skończył i ci, którzy chcą uciec od Jezusa, zgromadzili się tłumnie na plaży, aby się targować w sprawie przepłynięcia do Tyberiady. Kłócą się z Zebedeuszem, który nie chce im dać swojej łodzi, już przygotowanej, wraz z łodzią Piotra, na nocną wyprawę Jezusa i dwunastu.

«Idę mu pomóc!» – mówi rozgniewany Piotr.

Jezus, dla uniknięcia zbyt gwałtownych sprzeczek, przytrzymuje go mówiąc: «Nie idź sam. Chodźmy tam wszyscy.»

I idą... i doznają goryczy, bo widzą uciekających bez pożegnania, ucinających wszelkie dyskusje, byle tylko odejść od Jezusa... i słyszą kilka pogardliwych epitetów i gorzkich rad dla uczniów wiernych...

Jezus odwraca się, aby wrócić do domu po odejściu wrogiego tłumu. Mówi do nowego ucznia:

«Słyszysz ich? Oto, co cię czeka, kiedy pójdziesz za Mną.»

«Wiem o tym. To dlatego zostaję. Widziałem Cię w dniu chwały, pośród tłumu, który wiwatował i pozdrawiał Cię jako “króla”. Wzruszyłem wtedy ramionami, mówiąc sobie: “Jeszcze jeden biedny marzyciel! Jeszcze jedno nieszczęście dla Izraela!” Nie poszedłem za Tobą, bo wydawałeś mi się królem. Nawet o Tobie nie myślałem. Teraz idę za Tobą, bo w Twoich słowach i w Twej dobroci widzę Obiecanego Mesjasza.»

«Zaprawdę jesteś bardziej sprawiedliwy niż wielu w Izraelu. Jednak powtarzam to jeszcze raz: niech odejdzie ten, kto ma nadzieję we Mnie jako królu ziemskim. Niech odejdzie ten, kto czuje, że się zawstydzi wobec oskarżającego świata. Niech usunie się ten, kto się zgorszy widząc, że jestem traktowany jak złoczyńca. Mówię wam o tym teraz, gdy możecie jeszcze to uczynić bez kompromitowania się w oczach świata. Idźcie w ślad za tymi, którzy uciekają na łodziach, jeśli nie czujecie odwagi dzielenia Mojego losu w hańbie, aby go następnie dzielić w chwale.

[por. Mt 17,22-23; Mk 9,30-31; Łk 9,43-45] To bowiem się stanie: Syn Człowieczy zostanie oskarżony i potem wydany w ręce ludzi. Zabiją Go jak złoczyńcę sądząc, że Go pokonali. Daremnie jednak popełnią tę zbrodnię. Ja bowiem powstanę z martwych po trzech dniach i odniosę zwycięstwo. Błogosławieni, którzy pozostaną ze Mną aż do końca!»

Doszli do domu i Jezus powierza uczniom nowoprzybyłego. Idzie sam tam, gdzie był przedtem. Wchodzi następnie do pomieszczenia na górze i siada. Rozmyśla.

W chwilę później wchodzi Iskariota z Piotrem.

«Nauczycielu, Judasz skłonił mnie do pomyślenia o pewnych słusznych sprawach.»

«Powiedz, o jakich...» [– zachęca go Jezus.]

«Przyjmujesz tego Mikołaja, prozelitę, o którego przeszłości nic nie wiemy. Mieliśmy i mamy już tak wiele kłopotów. A teraz? Co o nim wiemy? Czy możemy mu ufać? Judasz słusznie mówi, że on może być szpiegiem wysłanym przez wrogów.»

«Ależ tak! [– odzywa się Judasz –] To zdrajca! Dlaczego nie chciał powiedzieć, skąd jest i kto go wysyła? Pytałem go, a on mi odpowiedział tylko: “Jestem Mikołaj z Antiochii, prozelita”. Mam poważne podejrzenia.»

«Przypominam ci [– odpowiada Judaszowi Jezus –] że on przyszedł, bo widzi, iż jestem zdradzany.»

«To może być kłamstwo! To może być podstęp!» [– przeciwstawia się Judasz.]

«Kto wszędzie widzi kłamstwo lub zdradę, jest duszą zdolną do czegoś takiego, bo ocenia biorąc siebie za wzór» – mówi Jezus poważnym tonem.

«Panie! Obrażasz mnie!» – krzyczy urażony Judasz.

«Opuść Mnie więc i odejdź z tymi, którzy Mnie opuszczają» [– odpowiada mu Jezus.]

Judasz wychodzi, trzaskając drzwiami.

«A jednak, Panie, Judasz nie we wszystkim się myli... Poza tym nie chciałbym, żeby... ten człowiek mówił o Janie. Ten Feliks, który go wysłał, to może być jedynie mąż z Endor...»

«Z pewnością, lecz Jan jest ostrożny. Przyjął ponownie swe stare imię. Bądź spokojny, Szymonie. Człowiek, który staje się uczniem, gdyż wie, że – po ludzku – Moja sprawa jest już przegrana, może mieć tylko prawego ducha. On bardzo różni się od tego, który właśnie wyszedł, a przyszedł do Mnie, bo miał nadzieję, że zostanie księciem potężnego króla... i nie potrafi uwierzyć, że Ja jestem jedynie Królem ducha...»

«Panie, podejrzewasz go?» [– dopytuje się Piotr.]

«Nikogo. Ale zaprawdę mówię ci, że tam, dokąd dojdzie Mikołaj, uczeń i prozelita, Judasz – syn Szymona, apostoł, Izraelita i Judejczyk – nie dojdzie.»

«Panie, chciałbym zapytać Mikołaja o... Jana.»

«Nie czyń tego. Jan niczym go nie obarczył, bo jest roztropny. Nie bądź więc ty nieroztropny.»

«Nie, Panie. Tylko Ciebie o to pytam...»

«Chodźmy, żeby przyśpieszyć posiłek. Kiedy zapadnie głęboka noc, odejdziemy... Szymonie... kochasz Mnie?» [– pyta Jezus.]

«O, mój Nauczycielu! Co Ty mówisz?» [– pyta zaskoczony Piotr.]

«Szymonie, Moje serce jest dziś bardziej posępne niż jezioro w burzliwą noc i jest tak samo poruszone, jak ono...»

«O! Mój Nauczycielu!... Cóż mam Ci powiedzieć, skoro jestem jeszcze bardziej niż Ty... posępny i wzburzony? Mówię Ci tylko: “Oto Twój Szymon i jeśli moje serce może Cię pocieszyć, weź je”. Mam tylko to. Jest ono jednak szczere.»

Jezus kładzie na chwilę głowę na szerokiej i silnej piersi Piotra. Potem wstaje i wychodzi z nim.


   

Przekład: "Vox Domini"