Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

20. BARTŁOMIEJ ODKRYWA PRZYCZYNĘ...

Napisane 17 listopada 1945. A, 7010-7018

Nazajutrz po szabacie.

Jezus jest wraz z sześcioma [apostołami] w izbie. Znajdują się tu bardzo ubogie posłania. Leżą jedno obok drugiego. Powieierzchnia, która pozostaje, wystarcza zaledwie, żeby móc przejść z jednego końca izby na drugi. Spożywają bardzo skromny posiłek, siedząc na posłaniach, bo nie ma tu ani stołu, ani stołków. Jan w pewnym momencie idzie usiąść na skraju okna, szukając słońca. Dzięki temu jako pierwszy dostrzega tych, na których czekają: Piotra, Szymona, Filipa i Bartłomieja. Idą akurat w kierunku domu. [Jan] woła ich, a potem wychodzi na zewnątrz, a za nim – inni. Zostaje tylko Jezus. Jego jedyny ruch to powstanie i zwrócenie się w kierunku drzwi...

Wśród tych, którzy właśnie wchodzą, łatwo można sobie wyobrazić żywiołowość Piotra i głęboki szacunek Szymona Zeloty. Jednak zaskakuje postawa Filipa, a zwłaszcza Bartłomieja. Wchodzą, rzekłabym, z lękiem i niepokojem. Jezus otwiera przed nimi ramiona, żeby mogli sobie przekazać pocałunek pokoju, już dany Piotrowi i Szymonowi. Apostołowie upadają na kolana, pochylają się, z czołami przy ziemi. Całujstopy Jezusa i tak pozostają... a przytłumione westchnienia Bartłomieja wskazują, że płacze w milczeniu nad stopami Jezusa.

«Skąd ta udręka, Bartłomieju? Nie przyjdziesz w ramiona Nauczyciela? A ty, Filipie, dlaczego jesteś tak pełen obaw? Gdybym nie wiedział, że jesteście uczciwymi ludźmi, w których sercu nie może mieszkać podstęp, musiałbym podejrzewać, że jesteście dwoma grzesznikami. Ale tak nie jest. No, dalej! Od tak dawna pragnę waszego pocałunku i ujrzenia przejrzystego spojrzenia waszych wiernych oczu...»

«My także, Panie... – mówi Bartłomiej podnosząc oblicze, na którym błyszczą łzy. – Pragnęliśmy jedynie Ciebie. Zastanawialiśmy się, w czym Ci uchybiliśmy, że zasłużyliśmy na pozostawanie tak długo w rozdzieleniu. I to wydawało nam się czymś niesprawiedliwym... Ale teraz wiemy... O, przebacz, Panie! Prosimy Cię o przebaczenie. Przede wszystkim ja, bo Filip został od Ciebie oddalony z mojego powodu. I jego już prosiłem [o wybaczenie]. Tylko ja jestem winny, ja, stary Izraelita, tak trudny do odnowienia. To ja Ci zadałem ból...»

Jezus pochyla się i podnosi siłą jego oraz Filipa. Obejmuje ich razem i mówi:

«Ależ o co ty siebie oskarżasz? Nie popełniłeś zła. Żadnego zła! I Filip także nie. Jesteście Moimi drogimi apostołami i dziś jestem szczęśliwy, że mam was ze Sobą, połączonych na zawsze...»

«Nie, nie... przez długi czas byliśmy nieświadomi przyczyny, dla której niedowierzałeś nam do tego stopnia, że wyłączyłeś nas z Twojej rodziny apostolskiej. Ale teraz już wiemy... I prosimy Cię o przebaczenie, o przebaczenie, przebaczenie... zwłaszcza ja, Jezu, mój Nauczycielu...»

Bartłomiej patrzy na Jezusa z niepokojem, z miłością, ze współczuciem. Ponieważ jest stary, wydaje się ojcem spoglądającym z niepokojem na swego syna. Patrzy na twarz Jezusa, wyszczuploną przez troskę, której nie zauważył, tak jak nie spostrzegł wychudzenia, postarzenia się... I nowe łzy płyną po policzkach Bartłomieja. Woła:

«Ale cóż oni Ci uczynili? Co nam zrobili, żeby nam kazać wszystkim tak cierpieć? Zdaje się, że zły duch wszedł pomiędzy nas, żeby mącić, zasmucać nas, osłabiać, uczynić apatycznymi i głupimi... Głupimi w takim stopniu, żebyśmy nie rozumieli, że Ty cierpisz... Przeciwnie, jeszcze nasilaliśmy Twoje cierpienia przez ciasnotę naszych umysłów, głupotę, ludzkie względy, naszą ludzką starość... Tak, stary człowiek tryumfował w nas, zawsze... a Twoja doskonała Młodość wciąż nie potrafiła nas odnowić. Właśnie to... to nie daje mi spokoju! Z całą moją miłością nie potrafiłem się odnowić, pojąć Ciebie i iść za Tobą... Jedynie fizycznie szedłem za Tobą... Ale chciałbym, żebyśmy podążali za Tobą duchowo... żebyśmy rozumieli Cię w Twej doskonałości... żebyśmy się stali zdolnymi do kontynuowania Twojego dzieła... O! Mój Nauczycielu! Mój Nauczycielu... odejdziesz pewnego dnia... po tak wielu walkach, zasadzkach, przykrościach, bólach... i z udręczeniem płynącym z wiedzy, że my wciąż nie jesteśmy przygotowani!...»

Bartłomiej skłania głowę na ramię Jezusa i płacze. Jest naprawdę zrozpaczony, złamany świadomością, że był pozbawionym rozumu uczniem.

«Natanaelu, nie poddawaj się przygnębieniu. Widzisz wszystko w powiększeniu, które cię zaskakuje. Przecież twój Jezus wiedział, że jesteście [tylko] ludźmi... i nie wymaga niczego ponad to, co możecie dać. O! Wy dacie Mi wszystko, naprawdę wszystko. Teraz musicie wzrastać, formować się... A to jest praca powolna. Ja jednak potrafię czekać i cieszyć się waszym dorastaniem, gdyż stale wzrastacie w Moim Życiu. Wszystko jest fazą waszego wzrastania we Mnie: nawet twój smutek, nawet [troska o] jedność pośród tych, którzy byli ze Mną; nawet litość zastępująca [teraz] surowość – a ta stanowiła waszą naturę – zastępująca egoizm, różne formy duchowego skąpstwa; także wasza obecna powaga... A zatem trwaj w pokoju, bo Ja znam wszystko: twoją szlachetność, dobrą wolę, szczodrość, szczerą miłość. Czy mógłbym wątpić w mojego mądrego Bartłomieja i w Filipa, tak zrównoważonego i wiernego? To znaczyłoby skrzywdzić Ojca, który Mi was przydzielił po to, żebyście należeli do Moich najdroższych. Ale teraz... Chodźmy, usiądźmy tutaj. Niech ci, którzy już wypoczęli, zajmą się zmęczonymi i głodnymi braćmi, dając im pożywienie i odpoczynek. A w tym czasie opowiedzcie waszemu Nauczycielowi i waszym braciom o tym, czego nie wiedzą.»

I Jezus siada na Swoim posłaniu z Filipem i Natanaelem, a Piotr i Szymon siadają na łóżku sąsiednim, naprzeciw Jezusa. [Posłania znajdują się tak blisko, że] są tuż obok siebie.

«Mów ty, Filipie. Ja już mówiłem. I ty byłeś bardziej sprawiedliwy ode mnie w tym czasie...»

«O! Bartłomieju! Sprawiedliwy! Zrozumiałem jedynie, że to nie była nieżyczliwość lub niestałość Nauczyciela, że nas nie chciał... I usiłowałem cię uspokoić... zapobiegając twym myślom o tym, co potem wywołałoby twój ból i wyrzuty sumienia, gdybyś [przypomniał sobie], że o tym myślałeś... Robiłem sobie wyrzuty tylko z powodu jednego... że cię powstrzymałem przed okazaniem nieposłuszeństwa Nauczycielowi. Chciałeś bowiem iść za Szymonem, synem Jony, gdy się udawał do Nazaretu po Margcjama... Potem... widziałem, że tak bardzo cierpiałeś cieleśnie i duchowo, iż powiedziałem sobie: “Lepiej było pozostawić go, żeby to uczynił! Nauczyciel wybaczyłby mu nieposłuszeństwo, a Bartłomiej nie miałby już duszy zatrutej tymi myślami”... Ale widzisz teraz! Gdybyś odszedł, nigdy nie otrzymałbyś klucza do tej zagadki... i być może podejrzenie, jakie miałeś, o niestałości Nauczyciela nigdy by nie upadło. A tak, jest przeciwnie...»

«Tak. Jest inaczej. Zrozumiałem. Nauczycielu, Szymon, syn Jony, i Szymon Zelota – których zasypałem pytaniami, żeby się wiele dowiedzieć, otrzymać potwierdzenie tego, o czym już wiedziałem – powiedzieli mi tylko: “Nauczyciel wiele cierpiał... do tego stopnia, że schudł i postarzał się. Cały Izrael, a my na pierwszym miejscu, odpowiadamy za to. On nas kocha i wybacza nam. Ale pragnie nie mówić o przeszłości. To dlatego radzimy wam nie pytać i nie mówić...” Ale ja chcę mówić. Co do pytania, nie będę Ci stawiał pytań, lecz muszę mówić, żebyś Ty wiedział. Bo nic nie może być ukryte w duszy Twego apostoła. Pewnego dnia – kiedy od dawna nie było już Szymona i innych - przyszedł do mnie Michael z Kany. To ktoś trochę spokrewniony, bardzo zaprzyjaźniony, towarzysz nauki, od dzieciństwa... Jestem pewien, że przyszedł w dobrej wierze, z życzliwości wobec mnie. Ten jednak, który go wysłał, nie ma dobrej woli. Chciał się dowiedzieć, dlaczego zostałem w domu... podczas gdy inni odeszli. I rzekł mi: “A zatem to prawda? Odszedłeś od nich, bo jako dobry Izraelita nie możesz pochwalać pewnych rzeczy. Inni chętnie zostawiają cię na boku, począwszy od Jezusa z Nazaretu, bo są pewni, że im nie pomożesz, choćbyś się stał tylko milczącym wspólnikiem. Dobrze robisz! Rozpoznaję w tobie męża z dawnych dni. Sądziłem, że się popsułeś, wyrzekając się Izraela. Ty jednak dobrze robisz dla twego ducha i dla dostatku własnego i rodziny. Bo tego, co się dzieje, nie wybaczy Sanhedryn i będą prześladowani ci, którzy wzięli w tym udział.” Ja mu powiedziałem: “Ależ o czym ty mówisz? Powiadam ci, że otrzymałem nakaz pozostania w domu z powodu pory roku i żeby kierować do Nazaretu ewentualnych wędrowców lub żeby im powiedzieć, że mają czekać na Nauczyciela pod koniec miesiąca Szebat w Kafarnaum, a ty mówisz mi o jakimś rozdzieleniu, o współudziale, o prześladowaniach. Wyjaśnij mi to!...” Prawda, Filipie, że tak mówiłem?»

Filip przytakuje.

«Wtedy – podejmuje [opowiadanie] Bartłomiej – Michael powiedział mi, że wiadomo, iż Ty przeciwstawiłeś się Radzie i nakazowi członków Sanhedrynu, zachowując przy Sobie Jana z Endor i Greczynkę... Panie, zadaję Ci ból, prawda? A jednak muszę mówić. Pytam Cię: czy to prawda, że oni byli w Nazarecie?»

«Tak. To prawda» [– odpowiada mu Jezus.]

«Czy to prawda, że odeszli z Tobą?»

«Tak. To prawda» [– potwierdza Jezus.]

«Filipie, Michael miał rację! Ale skąd mógł o tym wiedzieć?»

«Ależ stąd! – wykrzykuje gwałtownie Piotr – To są te żmije, które nas zatrzymały: Szymona i mnie, i kto wie, ilu jeszcze innych. To te żmije, co zwykle...»

Jezus zaś pyta spokojnie: «Nie powiedział ci nic innego? Bądź szczery wobec twego Nauczyciela, do końca.»

«Nic więcej. Chciał wiedzieć... Ale ja skłamałem Michaelowi. Powiedziałem: “Do Paschy zostaję w domu”. Bałem się, że będzie mnie śledził i... nie wiem... bałem się, że Ciebie skrzywdzi... Wtedy zrozumiałem, dlaczego mnie opuściłeś... Czułeś, że jestem jeszcze zbyt z Izraela... i zwątpiłeś we mnie...»

Bartłomiej zaczyna znowu płakać. [Jezus zaprzecza:] «Nie! Nie to! Naprawdę nie to. Ty nie byłeś potrzebny w tej godzinie przy twoich towarzyszach. Byłeś tam, w Betsaidzie. Każdy ma swoją misję, każdy wiek ma swoje ograniczenia z powodu trudu...»

«Nie, nie! Nie odsuwaj mnie już więcej z powodu żadnego utrudzenia, Panie. Na nic nie zważaj... Ty jesteś dobry i ja chcę pozostawać z Tobą. Karą jest dla mnie pozostawanie z dala od Ciebie... Ja – głupi, niezdatny do niczego – mógłbym Cię chociaż pocieszać, gdybym nie mógł nic więcej uczynić. Zrozumiałem... Wysłałeś ich z dwojgiem... Nie mów tego. Nie chcę tego wiedzieć. Ale uświadamiam sobie, że tak jest, i mówię to. Dobrze, zatem mogłem i powinienem był być z Tobą. Ale Ty mnie nie wziąłeś, żeby mnie ukarać za to, że jestem tak oporny w stawaniu się “nowym”. Ale przysięgam Ci, Nauczycielu, że to, co wycierpiałem, odnowiło mnie i że już nigdy nie ujrzysz starego Natanaela.»

«Widzisz więc, że dla wszystkich cierpienie skończyło się radością [– wyjaśnia Jezus. –] A teraz pójdziemy bez pośpiechu na spotkanie Tomasza i Judasza, nie czekając aż dojdą do umówionego miejsca. Potem wraz z nimi pójdziemy dalej... Jest tyle do zrobienia! Jutro o świcie udamy się w drogę.»

«I dobrze zrobisz. Pogoda zmieni się od północy. Biada uprawom...» – odzywa się Filip.

«Tak! Ostatnie grady wyniszczyły wiele pasów pól. Gdybyś to widział, Panie! Wydaje się, że ogień przeszedł w niektórych miejscach. To dziwne... to prawdziwe nieszczęścia... i jak mówię: to pasy pól...» – odzywa się Piotr.

«W czasie, kiedy was tu nie było, wiele razy padał grad. Pewnego dnia, w środku miesiąca Teb, zdawało się, że to istna klęska. Powiedziano mi, że na równinie trzeba na nowo obsiać pola. Najpierw było zbyt ciepło, ale teraz z przyjemnością szuka się słońca. Cofamy się... Jakie to dziwne znaki! Co to jest?» – zastanawia się Filip.

«Nic więcej jak tylko skutki [faz] księżyca. Nie myśl o tym. Nie to powinno na nas wywierać wrażenie. Pójdziemy teraz w kierunku równiny i będzie to piękny marsz. Jest chłodno, chociaż nie za bardzo... czas jest suchy. Chodźcie na razie na taras. Tam jest słońce. Na górze odpoczniemy wszyscy razem...» [– mówi Jezus.]


   

Przekład: "Vox Domini"