Ewangelia według św. Mateusza |
Ewangelia według św. Marka |
Ewangelia według św. Łukasza |
Ewangelia według św. Jana |
Maria Valtorta |
Księga III - Drugi rok życia publicznego |
– POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA – |
168. Z ENDOR DO MAGDALI
Napisane 14 października 1945. A, 6705-6713
Woda, woda, woda... Apostołowie, niezbyt zadowoleni z tego marszu w deszczu, podsuwają Jezusowi [myśl], że byłoby lepiej schronić się w Nazarecie, który nie jest daleko. Dlatego też Piotr mówi: «Potem moglibyśmy iść [dalej] z dzieckiem...»
«Nie» – Jezus [odpowiada] tak stanowczo, że nikt nie ośmiela się nalegać. Idzie przodem, całkiem sam... Inni – w tyle, w dwóch grupach, niezadowoleni. Potem jednak Piotr nie może się już opanować. Podchodzi do Jezusa i pyta nieco udręczony:
«Nauczycielu, chcesz mnie [przy Sobie]?»
«Zawsze jesteś Mi drogi, Szymonie. Chodź.»
Piotr się uspokaja. Idzie pośpiesznie u boku Jezusa, któremu długi krok pozwala swobodnie iść szybciej. Po chwili [Piotr] odzywa się: «Nauczycielu... pięknie byłoby mieć chłopca na święto...»
Jezus nie odpowiada.
«Nauczycielu, dlaczego nie sprawisz mi radości?»
«Szymonie, narażasz się na to, że odbiorę ci dziecko.»
«Nie! Panie! Dlaczego?» – Piotr jest przerażony wobec tej groźby i zrozpaczony.
«Bo nie chcę, żeby wiązało cię cokolwiek. Powiedziałem ci o tym, kiedy przyznałem ci Margcjama. Ty jednak coraz bardziej grzęźniesz w swym uczuciu.»
«Nie jest grzechem kochać... i kochać Margcjama. Ty też go kochasz...»
«Ale ta miłość nie przeszkadza Mi oddawać się całkowicie Mojej misji. Czy nie pamiętasz Moich słów o ludzkich uczuciach i Moich rad, tak jasnych, że są już rozkazami dla człowieka, który chce przyłożyć rękę do pługa? Czyżby zaczynał cię męczyć, Szymonie, synu Jony, heroizm konieczny u Mojego ucznia?»
Głos odpowiadającego Piotra jest ochrypły od łez:
«Nie, Panie. Wszystko pamiętam. Nie jestem zmęczony. Mam jednak wrażenie, że przeciwnie... że to Ty męczysz się mną, biednym Szymonem, który wszystko opuścił, żeby iść za Tobą...»
«Który wszystko odnalazł, idąc za Mną... to chcesz powiedzieć.»
«Nie... Tak... Nauczycielu... Jestem biednym człowiekiem...»
«Wiem o tym. Dlatego właśnie nad tobą pracuję, żeby uczynić z biednego człowieka męża, a z niego – świętego, Mojego Apostoła, Moją Skałę. Jestem nieugięty, żeby ciebie uczynić nieugiętym. Nie chcę, żebyś się stał miękki jak to błoto. Chcę, żebyś się stał skałą, obrobioną, doskonałą, Kamieniem fundamentu. Czy nie rozumiesz, że to z miłości? Nie pamiętasz Mędrca? On mówi, że kto kocha, ten jest surowy. Zrozum Mnie! Zrozum Mnie, przynajmniej ty! Czy nie widzisz, jak jestem przygnębiony, zasmucony przez ten ogrom niezrozumienia, przez tak wiele potyczek, przez liczne uchybienia miłości i przez jeszcze liczniejsze rozczarowania?»
«Ty jesteś... taki jesteś [przygnębiony], Nauczycielu? O! Miłosierdzia Bożego! A ja nie zauważałem tego! Jestem wielkim głupcem!... Ale odkąd? Ale przez kogo? Powiedz mi...»
«To niepotrzebne. Nie mógłbyś nic uczynić. Ja też nic nie mogę zrobić...»
«Czy naprawdę nic nie mogę zrobić, żeby Ci przynieść ulgę?» [– dopytuje się Piotr.]
«Powiedziałem ci: [musisz] pojąć, że Moja surowość to miłość. [Masz] widzieć w każdym Moim zachowaniu miłość wobec ciebie.»
«Tak, tak. Już nic nie mówię, mój drogi Nauczycielu! Już nic nie mówię. Ale przebacz temu wielkiemu durniowi, jakim jestem. Daj mi dowód, że mi przebaczasz...»
«Dowód! Samo Moje słowo powinno ci wystarczyć, lecz daję ci go. Posłuchaj: nie mogę iść do Nazaretu, bo w Nazarecie jest Jan z Endor i Syntyka, a prócz tego – Margcjam. I nikt nie może się o tym dowiedzieć...»
«Nawet my? Dlaczego?... Ach?... Nauczycielu?! Nauczycielu?! Nie dowierzasz komuś z nas?»
«Ostrożność uczy, że jeśli coś ma być trzymane w tajemnicy, to już dość, gdy dwie osoby o tym wiedzą. Można wyrządzić zło nawet jednym słowem, które się wymknie. Nie wszyscy i nie zawsze jesteście rozważni.»
«To prawda... Ja też nie jestem. Ale kiedy chcę, potrafię milczeć. I teraz będę milczał. O, tak! Będę milczał. Już nie będę Szymonem, synem Jony, jeśli nie będę potrafił zachować milczenia. Dziękuję, Nauczycielu, za Twój szacunek. To wielki dowód miłości... Zatem teraz idziemy do Tarichei?»
«Tak, a stamtąd łodziami [udamy się] do Magdali. Muszę odebrać złoto za klejnoty...»
«Widzisz, że potrafię milczeć. Nic nie powiedziałem Judaszowi z Kariotu, wiesz?»
Jezus nie komentuje wtrącenia [Piotra]. Mówi dalej:
«Kiedy będę miał to złoto, wszyscy będziecie wolni aż do dnia następującego po święcie Światła. Jeśli będę chciał [zobaczyć] kogoś z was, wezwę go do Nazaretu. Judejczycy, z wyjątkiem Szymona Zeloty, będą towarzyszyć siostrom Łazarza i ich służącym oraz Elizie z Betsur do domu w Betanii. Potem pójdą do swoich domów na święto. Wystarczy Mi, że powrócą pod koniec miesiąca Szebat, kiedy na nowo podejmiemy wędrówki. O tym wiesz tylko ty sam, prawda, Szymonie Piotrze?»
«Ja sam o tym wiem. Ale... Musisz jednak o tym powiedzieć...»
«Powiem to w stosownej chwili. Teraz idź do swych towarzyszy i bądź pewien Mojej miłości.»
Piotr, posłuszny i zadowolony, [odchodzi], a Jezus na nowo zagłębia się w Swoich myślach...
...Fale uderzają małą plażę w Magdali, kiedy – pod koniec listopadowego popołudnia – dwie łodzie w końcu tu dopływają. To nie są silne fale, lecz zawsze niemiłe dla wysiadających [z łodzi], gdyż moczą im ubrania. Jednak perspektywa znalezienia się wkrótce w domu Marii z Magdali sprawia, że znoszą bez szemrania niepożądaną kąpiel.
«Wyciągnijcie łodzie i dogońcie nas» – mówi Jezus do pomocników. I natychmiast idzie drogą wzdłuż wybrzeża, gdyż wysiedli na małym nabrzeżu, poza miastem – tam, gdzie znajdują się łodzie rybackie z Magdali.
«Judaszu, synu Szymona, i Tomaszu, chodźcie tutaj do Mnie» – woła Jezus. Dwaj [wezwani] biegną.
«Postanowiłem powierzyć wam poufne zadanie, które będzie także radością. Zadaniem tym będzie towarzyszenie siostrom Łazarza do Betanii, a wraz z nimi – Elizie. Dostatecznie was poważam, żeby wam powierzyć uczennice. Równocześnie zaniesiecie list ode Mnie do Łazarza. Potem, po wypełnieniu tego zadania, pójdziecie do swoich domów na święto Światła... Nie przerywaj Mi, Judaszu. Tego roku wszyscy będziemy świętować w naszych domach dzień poświęcenia Świątyni. To zima zbyt deszczowa, żeby wędrować. Widzicie też, że nie ma wielu chorych. Skorzystamy więc z tego, żeby wypocząć i zrobić przyjemność naszym rodzinom. Będę na was czekał w Kafarnaum przy końcu miesiąca Szebat.»
«Pozostajesz w Kafarnaum?» – pyta Tomasz.
«Nie jestem jeszcze pewny, gdzie pozostanę. Tu czy tam... dla Mnie to bez różnicy. Wystarczy, że Moja Matka jest blisko.»
«Wolałbym świętować dzień Poświęcenia z Tobą...» – odzywa się Iskariota.
«Wierzę, ale bądź posłuszny, jeśli chcesz Mi sprawić radość. Tym bardziej, że wasze posłuszeństwo da wam możliwość udzielenia pomocy uczniom, którzy rozproszyli się po trochu wszędzie. Powinniście Mi w tym pomóc! W rodzinach najstarsi pomagają rodzicom w uformowaniu najmłodszych dzieci. Wy jesteście starszymi braćmi uczniów młodszych od was i powinniście być szczęśliwi, że wam ufam. To dowodzi, że jestem zadowolony z waszej niedawnej pracy.»
Tomasz mówi spontanicznie:
«Jesteś zbyt dobry, Nauczycielu. A co do mnie to będę usiłował pracować teraz jeszcze lepiej. Przykro mi jednak, że Cię opuszczam... Ale to szybko minie... Mój stary ojciec będzie zadowolony, że będę z nim na święto... i również moje siostry... I moja siostra bliźniaczka!... Spodziewała się lub już ma dziecko... Mój pierwszy siostrzeniec... Jeśli to chłopiec i jeśli urodzi się, kiedy tam będę, jakie imię mu dać?»
«Józef» [– odpowiada Jezus.]
«A jeśli to dziewczynka?»
«Maria. Nie ma słodszego imienia.»
Judasz zaś, dumny z zadania, już się pyszni i czyni wiele planów... Całkowicie zapomniał, że ma się oddalić od Jezusa i że nieco wcześniej, kiedy zbliżało się Święto Namiotów – o ile dobrze sobie przypominam – protestował jak dzikie źrebię przeciw poleceniu Jezusa, że ma się od Niego na jakiś czas oddalić. Całkowicie traci z oczu podejrzenie, jakie miał wtedy, że Jezus chciał go oddalić. Zapomina o wszystkim... Jest szczęśliwy, że został uznany za kogoś, komu można powierzyć delikatne zadanie. Obiecuje:
«Przyniosę ci wiele pieniędzy dla ubogich...»
Wyciąga sakiewkę i dodaje:
«Weź to. To wszystko, co mamy. Nie mam nic innego. Daj mi tylko wsparcie na drogę, na naszą podróż z Betanii do domu.»
«Ale nie odchodzimy dziś wieczorem...» – zauważa Tomasz.
«Nieważne. Nie potrzeba już pieniędzy w domu Marii i w takim razie... Błogosławiony, kto nie musi się nimi już posługiwać... Wracając, przyniosę Twojej Matce nasiona kwiatów. Dostanę je od mojej matki. Chcę też przynieść prezent Margcjamowi...»
[Judasz] jest rozgorączkowany. Jezus przygląda mu się...
Teraz znajdują się w domu Marii z Magdali. Dają o sobie znać i wszyscy wchodzą. Niewiasty biegną radośnie na spotkanie Nauczyciela, który przybył szukać schronienia w ich domu...
Po wieczerzy, kiedy zmęczeni apostołowie odeszli, Jezus – siedząc pośrodku sali w otoczeniu uczennic – daje im poznać Swoje pragnienie ich jak najszybszego odejścia. W przeciwieństwie do apostołów żadna z nich nie protestuje. Pochylają głowy w geście zgody i potem wychodzą, żeby przygotować bagaże. Jezus wzywa jednak Magdalenę, która jest już na progu:
«Mario, dlaczego, kiedy przyszedłem, powiedziałaś Mi całkiem cicho: “Muszę z Tobą rozmawiać w tajemnicy?”»
«Nauczycielu, sprzedałam klejnoty. W Tyberiadzie. To Marcela je sprzedała, z pomocą Izaaka. Mam pieniądze w moim pokoju. Nie chciałam, żeby Judasz coś zobaczył...» – i czerwieni się żywo.
Jezus patrzy na nią uważnie, lecz nic nie mówi. Magdalena wychodzi i powraca z ciężką sakiewką. Podaje ją Jezusowi i mówi:
«Oto [sakiewka]. Dobrze zapłacono.»
«Dziękuję, Mario.»
«Dziękuję, Rabbuni, że poprosiłeś mnie o tę przysługę. Czy masz jeszcze do mnie jakieś prośby?»
«Nie, Mario. A czy ty masz Mi jeszcze coś do powiedzenia?»
«Nie, Panie. Pobłogosław mnie, mój Nauczycielu.»
«Tak. Błogosławię cię... Mario... Czy jesteś radosna, że wracasz do Łazarza? A gdyby Mnie już nie było w Palestynie, czy wtedy wróciłabyś chętnie do domu?»
«Tak, Panie, ale...» [– Magdalena przerywa.]
«Dokończ, Mario. Nie bój się wypowiedzieć swej myśli.»
«Chętniej jednak wracałabym tam, gdyby na miejscu Judasza z Kariotu był Szymon Zelota, wielki przyjaciel naszej rodziny» [– wyznaje Magdalena.]
«Potrzebuję go do ważnej misji» [– wyjaśnia jej Jezus.]
«To może Twoi bracia lub Jan o gołębim sercu?... [– mówi Magdalena –] Wszyscy... tak, tylko nie on... Panie, nie patrz na mnie surowo... Kto bowiem zakosztował rozwiązłości, czuje ją w swym otoczeniu... Nie boję się jej... Potrafię trzymać na dystans nawet kogoś większego od Judasza... a także moje przerażenie, że mi nie wybaczono, moje ja, i szatana, który z pewnością wokół mnie krąży... ale chociaż Maria, córka Teofila, nie boi się nikogo, to jednak Maria Jezusa ma obrzydzenie do występku, który ją ujarzmiał i... Panie... człowiek, który rozpala się z powodu zmysłów, budzi we mnie odrazę...»
«Nie jesteś sama w podróży, Mario... I jestem pewien, że twoja obecność nie spowoduje, że on się cofnie... Pamiętaj, że muszę odprawić Syntykę i Jana do Antiochii i że nikt nieroztropny nie może się o tym dowiedzieć...»
«To prawda. Zatem pójdę... Nauczycielu, kiedy się znowu zobaczymy?»
«Nie wiem, Mario. Być może dopiero na Paschę. Teraz odejdź w pokoju. Błogosławię cię tego wieczoru i [będę cię błogosławił] każdego dnia wieczorem, a z tobą – twoją siostrę i dobrego Łazarza.»
Maria pochyla się, żeby ucałować stopy Jezusa, i wychodzi, zostawiając Go samego w cichej izbie.