Ewangelia według św. Mateusza |
Ewangelia według św. Marka |
Ewangelia według św. Łukasza |
Ewangelia według św. Jana |
Maria Valtorta |
Księga III - Drugi rok życia publicznego |
– POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA – |
144. SIEDEMDZIESIĘCIU DWÓCH [UCZNIÓW] RELACJONUJE JEZUSOWI, CO UCZYNILI
Napisane 19 września 1945. A, 6472-6478
[por. Łk 10,17-20] W czasie długiego wieczoru, w ten pogodny październikowy dzień, siedemdziesięciu dwóch uczniów powraca z Eliaszem, Józefem i Lewim. Zmęczeni, okryci kurzem, lecz jakże szczęśliwi! Trzej pasterze są szczęśliwi, że teraz są wolni, żeby służyć Nauczycielowi. Szczęśliwi także [z tego powodu], że po tylu latach oddzielenia połączyli się z dawnymi towarzyszami. Siedemdziesięciu dwóch raduje się, że dobrze wypełnili pierwszą misję. Twarze jaśnieją bardziej niż małe lampki oświetlające chatki, zbudowane przez liczne grupy pielgrzymów.
Pośrodku znajduje się [szałas] Jezusa, a niżej – Maryi oraz Margcjama, który pomaga Jej przygotować wieczerzę. Wokół są chatki apostołów. Maria Alfeuszowa jest razem z Jakubem i Judą. Z Janem i Jakubem jest Maria Salome wraz z małżonkiem. Obok – Zuzanna z mężem, który nie jest apostołem ani... oficjalnie uczniem. Musi jednak posiadać prawo przebywania z nimi, bo pozwolił swej małżonce na całkowite przynależenie do Jezusa. Dalej, wokół, znajdują się chatki uczniów, takich, którzy mają rodzinę, oraz tych, którzy jej nie posiadają. Ci, którzy są sami – a jest to grupa najliczniejsza – gromadzą się z jednym lub z wieloma towarzyszami. Jan z Endor jest z samotnym Hermastesem. Poszukał chatki możliwie najbliżej Jezusa. Margcjam zagląda więc do niego często, zanosząc to czy tamto i ciesząc go swymi uwagami inteligentnego dziecka, napełnionego szczęściem przebywania z Jezusem, Maryją, Piotrem oraz z powodu święta.
Po wieczerzy Jezus kieruje się ku zboczom Góry Oliwnej i uczniowie tłumnie podążają za Nim. Oddzieleni od hałasu i od tłumu, po wspólnej modlitwie, w sposób bardziej rozwinięty relacjonują Jezusowi to, co było im dane uczynić wcześniej, kiedy odchodzili i powracali. Są zdumieni i radośni. Mówią:
«Czy wiesz, Nauczycielu, że nie tylko chorzy, lecz także demony poddawały się nam pod wpływem potęgi Twego Imienia? Coś takiego! Nauczycielu! My, biedni ludzie, mogliśmy uwolnić człowieka z budzącej trwogę mocy demona!...»
I opowiadają o licznych wydarzeniach tu i tam. O jednym jednak mówią:
«Krewni lub raczej matka oraz sąsiedzi przyprowadzili nam go siłą. Demon jednak drwił z nas, mówiąc: “Powróciłem tutaj z jego woli, po wypędzeniu mnie przez Jezusa z Nazaretu. I nie opuszczę go, bo on mnie kocha bardziej niż waszego Nauczyciela i szukał mnie”. Jednym zamachem, potężną siłą wyrwał człowieka temu, który go trzymał, i zrzucił z urwiska. Pobiegliśmy zobaczyć, czy czegoś sobie nie złamał. Ale nie! Biegał jak młoda gazela, wypowiadając niesamowite bluźnierstwa... Matka budziła naszą litość... Ale on! On! O, czy demon może tak działać?»
«Może... i jeszcze bardziej...» – mówi zasmucony Jezus.
«Być może... gdybyś Ty tam był...»
«Nie. Powiedziałem mu: “Idź i nie chciej ponownie wpaść w swój grzech”. On jednak chciał tego. Wiedział, że pragnie Zła i chciał tego. Jest stracony. Inaczej jest z tym, który staje się opętany z powodu swej prymitywnej niewiedzy, a inaczej z tym, który wie, że działając w jakiś sposób na nowo zaprzedaje się demonowi. Nie mówcie jednak o nim. To członek odcięty, bez nadziei. To zwolennik Zła. Uwielbiajmy raczej Pana za zwycięstwa, które wam dał. Znam imię winnego i znam imiona tych, którzy są ocaleni. Widziałem szatana spadającego z Nieba jak błyskawica, przez waszą zasługę połączoną z [mocą] Mojego Imienia. Widziałem także wasze ofiary, modlitwy i miłość, z jaką szliście ku nieszczęśliwym, żeby czynić to, co wam nakazałem zrobić. Działaliście z miłością i Bóg wam pobłogosławił. Inni też uczynią to, co wy czyniliście, lecz będą to robić bez miłości. I nie doprowadzą do nawróceń... Nie radujcie się jednak z tego, że duchy wam się poddawały, lecz cieszcie się, że wasze imiona są zapisane w Niebie. Nigdy ich stamtąd nie usuwajcie...»
«Nauczycielu – pyta uczeń, którego imienia nie znam – kiedy przyjdą ci, którzy nie doprowadzą do nawróceń? Być może wtedy, gdy Ciebie nie będzie już z nami?»
«Nie, Agabosie, w każdym czasie...»
«Jak to? Nawet teraz, gdy nas pouczasz i okazujesz miłość?»
«Nawet teraz. A co do miłości, to będę was zawsze kochał, nawet jeśli będziecie daleko ode Mnie. Moja miłość zawsze przybędzie do was i odczujecie ją.»
[Uczeń odzywa się:]
«O! To prawda. Odczułem to pewnego wieczoru, kiedy byłem smutny, bo nie potrafiłem odpowiedzieć komuś, kto mi zadał pytanie. Zamierzałem uciec ze wstydu, lecz przypomniałem sobie Twoje słowa: “Nie lękajcie się. Słowa, które trzeba powiedzieć, zostaną wam dane w stosownym momencie”. Wzywałem więc Ciebie w duchu. Powiedziałem sobie: “Jezus z pewnością mnie kocha. Wzywam Jego miłość na pomoc”. I miłość przyszła do mnie jak ogień, światło... siła... Człowiek, który stał naprzeciw mnie, przyglądał mi się z szyderczym uśmiechem, z ironią, mrugał do swych przyjaciół. Był pewny, że odniesie zwycięstwo w dyspucie. Otwarłem usta i jakby potok słów wyszedł radośnie z moich głupich ust. Nauczycielu, czy Ty naprawdę przyszedłeś, czy też to było złudzenie? Nie wiem tego. Wiem tylko, że na koniec ten mężczyzna, a był to młody uczony w Piśmie, zarzucił mi ręce na szyję, mówiąc: “Szczęśliwy jesteś i błogosławiony jest ten, który cię doprowadził do tej mądrości”. Wydawało mi się, że pragnie udać się na poszukiwanie Ciebie. Czy przyjdzie?»
[Jezus odpowiada mu:]
«Myśl człowieka jest niestała jak słowo napisane na wodzie, a jego wola porusza się jak skrzydła jaskółki, która frunie na ostatni posiłek w ciągu dnia. Módl się jednak za niego... Tak. To Ja przyszedłem do ciebie. A oprócz ciebie mieli Mnie również Maciej i Tymon, Jan z Endor oraz Szymon, Samuel i Jonasz. Jedni Mnie zauważyli, inni – nie. Ja jednak byłem z wami. I będę z tym, który Mi służy w miłości i prawdzie aż do końca wieków.»
«Nauczycielu, jeszcze nam nie powiedziałeś, czy pomiędzy obecnymi są osoby bez miłości...»
«Nie jest konieczne, żebyście to wiedzieli. Jeśli okazałbym gniew wobec towarzysza, który nie potrafi kochać, byłby to brak miłości z Mojej strony.»
«Czy jednak tacy są? To możesz powiedzieć...»
«Są. Miłość to coś najprostszego, najsłodszego i zarazem najrzadszego, co istnieje. Nawet jeśli się ją zasiewa, nie zawsze kiełkuje.»
«Ale jeśli my Cię nie kochamy, to któż może Cię kochać?»
Wybucha, jeśli można tak rzec, oburzenie pośród apostołów i uczniów, poruszonych podejrzeniem i bólem.
Jezus zamyka oczy. Nie chce nawet Swoim wzrokiem dać im wskazówki. Otwierając jednak dłonie, wykonuje gest pełen poddania się, łagodności i smutku, gest zrezygnowanego wyznania i posłusznego stwierdzenia. Mówi:
«Powinno tak być. Tak jednak nie jest. Wielu jeszcze nie zna siebie, lecz Ja ich znam i żal Mi ich.»
«O! Nauczycielu! Nauczycielu! Ale to nie będę ja, prawda? – dopytuje się Piotr.
Podchodzi całkiem blisko Jezusa i miażdżąc biednego Margcjama pomiędzy sobą a Nauczycielem. Chwyta krótkimi, umięśnionymi dłońmi Jezusa za ramiona i potrząsa Nim, szalony z przerażenia, że to być może on jest tym, który Go nie kocha.
Jezus otwiera oczy – promienne, a jednak smutne – i patrzy na twarz Piotra, pytającą i przerażoną. Odpowiada mu:
«Nie, Szymonie, synu Jony. To nie ty. Ty potrafisz kochać i będziesz umiał coraz bardziej miłować. Ty jesteś Moim Piotrem [- Skałą], Szymonie, synu Jony: dobrą skałą. To na niej oprę to, co jest dla Mnie najdroższe, i jestem pewien, że ty to udźwigniesz, nie znając zamętu.»
«Zatem to ja?» «Ja?» «Ja?» – pytanie przechodzi z ust do ust.
«Spokój! Uspokójcie się! Zachowajcie pokój i usiłujcie wszyscy posiadać miłość.»
«Ale kto z nas potrafi najbardziej kochać?»
Jezus patrzy po kolei na wszystkich. To pieszczota uśmiechu... Potem spuszcza oczy na Margcjama, wciąż ściśniętego pomiędzy Nim a Piotrem. Odsuwa nieco Piotra i zwracając głowę dziecka ku małemu tłumowi mówi:
«Oto ktoś z was, kto potrafi kochać najbardziej. Dziecko. Nie drżyjcie jednak wy, którzy macie już zarost na policzkach i nawet białe nitki między włosami. Kto rodzi się ponownie we Mnie, staje się “dzieckiem”. O! Idźcie w pokoju!
[por. Mt 13,16n] Chwalcie Boga, który was powołał, gdyż własnymi oczami oglądacie cuda Pana. Błogosławieni, którzy ujrzą to, co wy widzicie. Zapewniam was bowiem, że wielu proroków i królów pragnęło gorąco ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli. Wielu patriarchów chciało wiedzieć to, co wy wiecie, a nie wiedzieli. Wielu sprawiedliwych chciało usłyszeć to, co wy słyszycie, a nie było im dane usłyszeć tego. Teraz jednak wszyscy, którzy Mnie kochają, poznają wszystkie sprawy.»
«A potem? Kiedy odejdziesz, jak mówisz...»
«Potem wy będziecie mówić o Mnie. A potem... O! Wielkie [będą] zastępy – nie z powodu liczby lecz ze względu na łaskę – tych, którzy zobaczą, poznają i usłyszą to, co wy teraz widzicie, wiecie, słyszycie! O! Wielkie umiłowane zastępy Moich “małych - wielkich”! Oczy wieczne, umysły wieczne, uszy wieczne! Jakże to wytłumaczyć wam, którzy Mnie otaczacie, czym będzie życie na sposób wieczny, bardziej niż wieczny, [życie] bez granic tych, którzy będą Mnie kochać, i których Ja będę kochał aż do skończenia czasu? Będą “obywatelami Izraela” – nawet gdy będą żyli wtedy, gdy Izrael będzie jedynie wspomnieniem jako naród – i będą współczesnymi Jezusa, żyjącymi w Izraelu. I będą ze Mną, we Mnie, aż do poznania tego, co czas zatarł i co zmąciła pycha. Jakie dam im imię? Wy, apostołowie, wy, wierzący uczniowie, zostaniecie nazwani “chrześcijanami”. A oni? Jakie imię będą posiadać? Imię, które zostanie poznane w Niebie. Jaką nagrodę będą posiadać już na tej ziemi? Mój pocałunek, Moje słowo, ciepło Mojego ciała: całego, całego, całego Mnie. Ja – ich, oni – Mnie. Całkowita komunia...
Idźcie. Ja pozostaję, żeby się rozkoszować w duchu oglądaniem tych, którzy w przyszłości poznają Mnie i pokochają bez zastrzeżeń. Pokój niech będzie z wami.»