Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga III - Drugi rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

100. «WARTO STRACIĆ PRZYJAŹŃ, ABY ZDOBYĆ JEDNĄ DUSZĘ.»

Napisane 29 lipca 1945. A, 5815-5833

Jezus znajduje się na drodze, która od jeziora Meron prowadzi do Jeziora Galilejskiego. Są z Nim Zelota i Bartłomiej. Wydaje się, że oczekują blisko strumienia, z którego została tylko strużka wody, choć mimo to odżywia usychające się rośliny. Inni przybywają z dwóch różnych stron.

Dzień jest upalny, a jednak wiele osób podąża za trzema grupami, które musiały nauczać [wędrując] poprzez wsie, prowadząc chorych do uczniów Jezusa i mówiąc o Nim tym, którzy są zdrowi. Liczni cudownie uzdrowieni formują szczęśliwą grupę siedzącą pomiędzy drzewami. Radość jest w nich tak wielka, że nie odczuwają ani zmęczenia, ani gorąca, ani kurzu, ani oślepiającego światła nic z tego, co dręczy innych.

Kiedy grupa, na której czele znajduje się Juda Tadeusz, dochodzi jako pierwsza do Jezusa, wyraźnie ujawnia się zmęczenie ich samych oraz tych, którzy idą za nimi. Na końcu przychodzi grupa z Piotrem na czele, w której znajdują się osoby z Korozain i Betsaidy.

«Pracowaliśmy, Nauczycielu, lecz potrzeba więcej grup... Widzisz. Nie można iść daleko z powodu upału. Jak to więc zrobić? Można by powiedzieć, że im więcej pracujemy rozchodząc się po wioskach i idąc coraz dalej tym bardziej świat się powiększa. Nigdy nie zdawałem sobie sprawy z tego, że Galilea jest tak wielka. Pracujemy tylko na skrawku. To tylko jeden kąt, a nie udaje nam się go zewangelizować, tak jest rozległy i tak liczni są ci, którzy potrzebują i pragną Ciebie...» – wzdycha Piotr.

«To nie świat się powiększa, Szymonie – odpowiada Tadeusz. – To rozchodzi się wiedza o naszym Nauczycielu.»

«Tak, to prawda. Spójrz, ile ludzi. Niektórzy idą z nami od rana. W porze największego upału schroniliśmy się w lesie, ale nawet teraz, gdy ma się już ku wieczorowi, marsz jest uciążliwy. I ci biedni ludzie są o wiele dalej od swych domów niż my. Jeśli ich [liczba] będzie tak dalej wzrastać, nie wiem, co zrobimy...» – odzywa się Jakub, syn Zebedeusza.

«W październiku przyjdą też pasterze» – mówi Andrzej, żeby go pocieszyć.

«Ech, tak! Pasterze, uczniowie, dobrze! Ale oni służą tylko po to, by powiedzieć: “Jezus jest Zbawicielem. On jest tutaj.” Nic więcej – odpowiada Piotr. – No, ale przynajmniej ludzie wiedzą, gdzie Go znaleźć. Teraz zaś przeciwnie! Przychodzimy tutaj i oni tu przybiegają. Nim jednak tu dojdą, odchodzimy już gdzie indziej. Muszą więc za nami biegać. A z dziećmi i chorymi to dość uciążliwe.»

Jezus odzywa się:

«Masz rację, Szymonie Piotrze. Ja też lituję się nad tymi duszami i nad tłumami. Dla wielu nieznalezienie Mnie w danej chwili może być przyczyną nieuchronnego nieszczęścia. Spójrzcie, jak są zmęczeni i zagubieni ci, którzy jeszcze nie posiadają pewności Mojej Prawdy. Jak są spragnieni ci, który już zakosztowali Mojego słowa i nie potrafią już pozostawać bez niego, gdyż żadne inne słowo ich już nie zadowala. Są podobni do owiec bez pasterza, które błąkają się nie znajdując nikogo, kto by je prowadził i pasł. Zatroszczę się o to, jednak wy powinniście Mi pomóc wszystkimi waszymi siłami duchowymi, moralnymi i fizycznymi. Już nie w grupach wieloosobowych... powinniście umieć iść po dwóch. I poślemy po dwóch najlepszych uczniów. Żniwo bowiem jest naprawdę wielkie. O, tego lata przygotuję was do tej wielkiej misji. W miesiącu Tammuz przyłączą się do nas wraz z Izaakiem najlepsi uczniowie. I Ja was przygotuję. Jeszcze jednak nie będzie was dosyć. Żniwo bowiem jest naprawdę wielkie, pracownicy jednak są nieliczni. Proście zatem Pana ziemi, ażeby posłał robotników na Swoje żniwo.» [por. Łk 10,2]

«Tak, mój Panie. Ale nie zmieni się wiele sytuacja tych, którzy Cię szukają» – mówi Juda, syn Alfeusza.

«Dlaczego, bracie?»

«Ponieważ szukają nie tylko nauki i słowa Życia, lecz także uzdrowienia z ich słabości, chorób i wszelkich dolegliwości, które życie lub szatan przynoszą ich sferze niższej lub wyższej. A to możesz uczynić tylko Ty sam, gdyż w Tobie jest Potęga.»

«Ci, którzy są zjednoczeni ze Mną, dojdą do czynienia tego, co Ja robię, i wesprą biednych we wszystkich ich nieszczęściach. Ale jeszcze nie macie w sobie dość tego, co wystarcza, żeby to czynić. Usiłujcie przekroczyć samych siebie, deptać to, co tylko ludzkie, by pozwolić duchowi zatryumfować. Przyjmujcie nie tylko Moje słowo, ale jego ducha. To znaczy uświęcajcie się przez nie, a potem wszystko będziecie potrafili. A teraz [dajmy im] Moje słowo, gdyż nie zechcą odejść, zanim im nie dam słowa Bożego. A potem powrócimy do Kafarnaum. Także tam ktoś czeka...»

«Panie, czy to prawda, że Maria z Magdali prosiła Ciebie o przebaczenie w domu faryzeusza?»

«To prawda, Tomaszu.»

«I udzieliłeś jej go?» – dopytuje się Filip.

«Udzieliłem jej go.»

«Źle postąpiłeś!» – woła Bartłomiej.

«Dlaczego? Była w niej szczera skrucha i zasługiwała na przebaczenie.»

«Lecz nie powinieneś był jej przebaczać w tym domu, publicznie...» – wyrzuca Mu Iskariota.

«Nie widzę, w czym się pomyliłem.»

«W tym, że to faryzeusze, wiesz o tym. Ileż podchwytliwych myśli mają w głowach, jak Cię obserwują, jak Cię oczerniają, jak Cię nienawidzą. Jeden był tu w Kafarnaum przyjacielem Szymon... Ale Ty wzywasz do jego domu nierządnicę, aby znieważyć jego dom i zgorszyć zaprzyjaźnionego Szymona» [– wyrzuca Jezusowi Iskariota.]

«Ja jej nie wezwałem. To ona tam przyszła. To nie była nierządnica, lecz skruszona. To wiele zmienia. Skoro nie odczuwali odrazy przed zbliżaniem się do niej wcześniej i zawsze jej pragnęli nawet w Mojej obecności to teraz, gdy nie jest już ciałem, lecz duszą, nie powinno się czuć odrazy widząc, jak wchodzi, żeby uklęknąć u Moich stóp, płakać, oskarżać się, upokarzać w pokornym publicznym wyznaniu, jakie oznaczały jej łzy. Dom faryzeusza Szymona został uświęcony wielkim cudem: “wskrzeszeniem duszy”. Na placu w Kafarnaum, przed pięcioma dniami, zapytał Mnie: “Uczyniłeś ten jeden cud?” i sam odpowiedział: “Z pewnością nie”. I bardzo pragnął jakiś ujrzeć. Dałem mu go więc. Wybrałem go, żeby został świadkiem, swatem zaręczyn duszy z Łaską. Powinien być z tego powodu dumny.»

«Przeciwnie, jest z tego powodu zgorszony. Być może straciłeś przyjaciela» [– mówi Judasz.]

«Odnalazłem duszę. Warto stracić przyjaźń człowieka, jego biedną ludzką przyjaźń, ażeby przywrócić duszy przyjaźń z Bogiem.»

«To daremne. Z Tobą nie można rozumować po ludzku. Jesteśmy na ziemi, Nauczycielu! Przypomnij Sobie o tym. I górują prawa i myśli ziemskie. Ty działasz według metod Nieba. Poruszasz się w Swoim Niebie, jakie masz w sercu, widzisz wszystko poprzez jasność Nieba. Mój biedny Nauczycielu! Jakże jesteś niezdolny do życia pomiędzy nami, przewrotnymi! – Judasz Iskariota obejmuje Jezusa, podziwiając Go i zamartwiając się, a na koniec mówi: – I to mnie martwi, bo przysparzasz sobie tak wielu wrogów przez wybryki Twej doskonałości.»

«Nie trap się, Judaszu. Jest napisane, że tak będzie. Ale skądże wiesz, że Szymon czuje się znieważony?»

«Nie powiedział, że jest znieważony, lecz Tomaszowi i mnie dał do zrozumienia, że takich rzeczy się nie robi. Nie powinieneś był zapraszać jej do jego domu, do którego wchodzą tylko osoby szlachetne.»

«O! Nie mówmy o szlachetności osób, które chodzą do Szymona...» – odzywa się Piotr.

«Ja mógłbym dodać, że pot nierządnic wiele razy spłynął na posadzki, stoły i gdzie indziej u faryzeusza Szymona...» – mówi Mateusz.

«Ale nie publicznie» – odpowiada mu Iskariota.

«Nie, dzięki zrozumiałej obłudzie, która to ukrywa.»

«Widzisz zatem, że to coś zmienia.»

«Zmianą jest też wejście nierządnicy, która wchodzi, żeby powiedzieć: “Porzucam mój haniebny grzech”, zamiast wejść ze słowami: “Oto jestem dla ciebie, żebyśmy razem popełnili grzech”.»

«Mateusz ma rację» – mówią wszyscy.

«Tak, on ma rację – przyznaje Judasz – lecz oni nie rozumują tak, jak my, i trzeba dochodzić z nimi do kompromisów, przystosowywać się do nich, żeby ich mieć za przyjaciół.»

«To nigdy, Judaszu. W dziedzinie prawdy, szlachetności, postępowania moralnego nie ma przystosowywania się ani kompromisów – mówi Jezus gromkim głosem i kończy: – Zresztą, Ja wiem, że postąpiłem dobrze i dla dobra. To wystarczy. Chodźmy pożegnać tych zmęczonych ludzi.»

Idzie prosto ku rozproszonym pod drzewami ludziom, którzy spoglądają w Jego stronę, spragnieni usłyszenia Go.

«Pokój wam wszystkim, którzy z daleka i w upale przyszliście słuchać Dobrej Nowiny. Zaprawdę powiadam wam, że wy zaczynacie rozumieć prawdziwie to, czym jest Królestwo Boże, jak cenne jest posiadanie go i szczęśliwe przynależenie do niego. I żaden wysiłek dla was się nie liczy, chociaż dla innych tak, bo duch wami kieruje i mówi ciału: “Ciesz się, że cię uciskam. Dla twego szczęścia to robię. Kiedy będziesz zjednoczone ponownie ze mną, po ostatecznym zmartwychwstaniu, będziesz mnie kochać z powodu tego, że cię ciemiężyłem, i zobaczysz we mnie swego drugiego wybawiciela.” Czyż nie tak mówi wasz duch? Ależ oczywiście, że tak mówi! Na razie opieracie wasze czyny na pouczeniu Moich dawnych przypowieści. Teraz zaś daję wam inne światła, ażeby sprawić, iż coraz bardziej będziecie rozmiłowani w tym Królestwie, które was oczekuje i którego wartości nie można wymierzyć.

 

[por. Mt 13,44-46: Przypowieść o skarbie]

Posłuchajcie: Pewien człowiek, który poszedł przypadkowo na pole nabrać żyznej ziemi i zanieść ją do swego ogródka, w czasie kopania z trudem twardej ziemi znalazł, pod pewną jej warstwą, żyłę cennego metalu. Co robi wtedy ten człowiek? Przykrywa ponownie ziemią dokonane odkrycie. Nie przeszkadza mu, że musi popracować jeszcze więcej, bo odkrycie zasługuje na trud. Idzie potem do swego domu, gromadzi całe bogactwo: pieniądze i [cenne] przedmioty. Te ostatnie sprzedaje, aby mieć dużo pieniędzy. Potem idzie do właściciela pola i mówi mu: “Podoba mi się twoje pole. Za ile mi je sprzedasz?” “Ależ ja go nie sprzedaję” – odpowiada tamten. Człowiek jednak proponuje sumę coraz większą, nieproporcjonalną do wartości pola, i udaje mu się przekonać właściciela ziemi, który myśli: “Ten człowiek jest szaleńcem! Ale mimo to mam z tego korzyść. Biorę sumę, którą mi ofiarowuje. Nie jest to lichwa, bo to on sam chce mi ją dać. Dzięki tej sumie kupię sobie przynajmniej trzy inne pola, w dodatku piękniejsze”. Sprzedaje więc, przekonany, że dokonał doskonałego interesu. To jednak ktoś inny dokonuje wspaniałego interesu. Pozbawia się bowiem przedmiotów, które mogą zostać wyniesione przez złodzieja, utracone lub zużyte, i zapewnia sobie skarb, który – jako prawdziwy i naturalny – jest niewyczerpalny. To zatem [skarb] zasługujący na poświęcenie tego, co się ma, dla jego nabycia. Przez jakiś czas ma się jedynie pole, a w rzeczywistości posiada się na zawsze skarb w nim ukryty.

Wy to zrozumieliście, czyńcie więc jak człowiek z przypowieści. Porzućcie nietrwałe bogactwa, aby posiąść Królestwo Niebieskie. Sprzedajcie je głupim świata, odstępujcie je im, przyjmujcie wyśmiewanie się z was, gdyż w oczach świata wydaje się to głupim sposobem działania. Działajcie tak, zawsze w ten sposób, a Ojciec wasz, który jest w Niebie, z radością da wam pewnego dnia wasze miejsce w Królestwie.

Wracajcie do waszych domów, zanim nadejdzie szabat, i w dniu Pana pomyślcie nad przypowieścią o skarbie, którym jest Królestwo Niebieskie. Pokój niech będzie z wami.»

Zapada wieczór. Ludzie rozchodzą się wolno po drogach i polnych ścieżkach, Jezus zaś idzie w kierunku Kafarnaum. Dochodzi [do miasta] w nocy. Idą w milczeniu przez ciche miasto, w świetle księżyca, który jest jedyną lampą na tych mrocznych i tak źle wybrukowanych uliczkach. Wchodzą w milczeniu do małego ogrodu przy domu, sądząc, że wszyscy są już w łóżkach. Tymczasem w kuchni pali się lampa i na białe obmurowanie pobliskiego pieca padają trzy cienie poruszające się z powodu migotania płomienia.

«Ludzie czekają na Ciebie, Nauczycielu. Ależ tak nie może być! Zaraz idę im powiedzieć, że jesteś zbyt zmęczony. Idź w tym czasie na taras.»

«Nie, Szymonie. Idę do kuchni. Skoro Tomasz zatrzymał te osoby, to znak, że mają poważny powód.»

W międzyczasie przebywający w środku usłyszeli szept i Tomasz, właściciel domu, wychodzi na próg.

«Nauczycielu, jest ta niewiasta, co zwykle. Czeka na Ciebie od wczorajszego wieczora. Jest ze sługą. – dodaje ściszonym głosem: – Jest bardzo wzburzona. Cały czas płacze...»

«Dobrze. Powiedz jej, niech przyjdzie na górę. Gdzie spała?»

«Nie chciała spać. Ale wreszcie na kilka godzin przed świtem usunęła się do mojego pokoju. Sługa spał na jednym z waszych posłań.»

«To dobrze. Będzie tam spał jeszcze dziś, a ty prześpisz się na Moim posłaniu.»

«Nie, Nauczycielu. Pójdę na taras, na maty. Też dobrze się wyśpię.»

Jezus wchodzi na taras. Marta też wchodzi na górę.

«Pokój z tobą, Marto.»

Odpowiada Mu szloch.

«Jeszcze płaczesz? Czy nie jesteś szczęśliwa?»

Marta kręci głową, że nie.

«Dlaczegóż to?...»

Długa przerwa, pełna szlochania. Wreszcie jęk:

«Od wielu dni Marii nie ma. I nie znajdujemy jej. Ani ja, ani piastunka, ani Marcela nie umiemy jej znaleźć... Wyszła żądając wozu. Bardzo pięknie się ubrała... O! Nie chciała mojej szaty!... Nie była na wpół naga, choć ma jeszcze takie [stroje], lecz była bardzo prowokująca w tym... I wzięła ze sobą złoto i pachnidła... i już nie wróciła. Sługę odesłała przy pierwszych domach w Kafarnaum, mówiąc: “Powrócę w innym towarzystwie”. Ale już nie wróciła. Oszukała nas! A może poczuła się sama, kuszona... albo przytrafiło się jej jakieś nieszczęście... Już nie wróciła...»

I Marta upada na kolana, płacząc z głową na ramieniu, które oparła na stosie pustych worków. Jezus patrzy na nią i mówi powoli, [głosem] pewnym, władczym:

«Nie płacz. Maria przyszła do Mnie przed trzema wieczorami. Namaściła Mi stopy, położyła przy Moich stopach wszystkie swe klejnoty. W ten sposób poświęciła się na zawsze, zajmując miejsce pośród Moich uczniów. Nie oczerniaj jej w swoim sercu. Ona cię przewyższyła.»

«Zatem gdzie, gdzież jest moja siostra? – woła Marta, podnosząc wzburzone oblicze – Dlaczego nie wróciła do domu? Być może ktoś ją zaatakował? Być może wynajęła łódź i utopiła się? Być może porwał ją jakiś odrzucony kochanek? O! Maria! Moja Maria! Odnalazłam ją i zaraz ją utraciłam!»

Marta rzeczywiście jest nie do poznania. Już nie myśli o tym, że może być słyszana na dole. Nie myśli, że [przecież] Jezus może jej powiedzieć, gdzie jest jej siostra. Wpada w rozpacz, nad niczym się już nie zastanawiając.

Jezus ujmuje ją za nadgarstki i zmusza do uspokojenia się i posłuchania Go. Panuje nad nią Swym wysokim wzrostem i przenikliwym spojrzeniem:

«Dość! Chcę, żebyś wierzyła Moim słowom. Chcę, żebyś była wspaniałomyślna. Zrozumiałaś?»

Puszcza ją dopiero wtedy, gdy Marta się nieco uspokoiła.

«Twoja siostra poszła zakosztować swej radości, otaczając się świętą samotnością, bo ma w sobie nadwrażliwą wstydliwość [występującą u] tych, którzy zostali wyzwoleni. Powiedziałem ci to z wyprzedzeniem. Ona nie może znieść spojrzenia łagodnego, lecz badawczego krewnych, [patrzących] na jej nową szatę oblubienicy Łaski. A to, co Ja mówię, zawsze jest prawdziwe. Musisz Mi wierzyć.»

«Tak, Panie, tak. Lecz moja Maria była zbyt, zbyt... w mocy demona.... On ją nagle odzyskał, on...»

«On się mści na tobie za utraconą na zawsze zdobycz. Czy muszę więc patrzeć, jak ty, mocna, stajesz się jego ofiarą z powodu szalonego i bezpodstawnego przerażenia? Muszę patrzeć, jak z powodu tej, która teraz wierzy we Mnie, ty tracisz swą piękną wiarę ty, która zawsze ją posiadałaś? Marto! Spójrz na Mnie uważnie. Posłuchaj Mnie. Nie słuchaj szatana. Nie wiesz, że kiedy on jest zmuszony porzucić zdobycz z powodu zwycięstwa Boga nad nim, natychmiast zadaje sobie trud – ten niezmordowany dręczyciel istot [żywych], ten niestrudzony złodziej praw Boga – żeby znaleźć inne ofiary? Czy nie wiesz, że uzdrowienie jednego ducha umacniane jest właśnie udrękami kogoś drugiego tego, który opiera się atakom, będąc dobrym i wiernym? Czy nie wiesz, że wszystko, co dzieje się i istnieje w stworzeniach, jest powiązane? Wszystko postępuje zgodnie z odwiecznym prawem zależności i następstwa, przez co czyn jednego ma bardzo rozległe następstwa naturalne i nadprzyrodzone. Ty tu płaczesz, ty tutaj poznajesz straszną wątpliwość i pozostajesz wierna twojemu Chrystusowi także w tej godzinie ciemności. A tam, niedaleko, w miejscu, którego nie znasz, Maria czuje, jak topnieje ostatnia wątpliwość co do nieskończoności otrzymanego przebaczenia. Jej płacz zamienia się w uśmiech, a jej ciemność – w światłość. To twoja udręka zaprowadziła ją tam, gdzie jest pokój, tam gdzie się odnawiają dusze: przy Rodzicielce bez skazy, przy tej, która jest w takim stopniu Życiem, iż otrzymała [możność] dania światu Chrystusa, który jest Życiem. Twoja siostra jest u Mojej Matki. O, nie jest pierwszą, która podnosi żagle w tym porcie pokoju. Słodki promień żyjącej Gwiazdy – Maryi wezwał ją do tego łona miłości przez miłość do Jej Syna, milczącą, lecz aktywną! Twoja siostra jest w Nazarecie.»

«Ale jakże tam poszła, skoro nie zna Twojej Matki, Twego domu...? Sama... W nocy... Tak... Bez środków... W takiej sukni... Taką drogą... Jak?»

«Jak? Jak frunie zmęczona jaskółka do rodzinnego gniazda, przemierzając morza i góry, pokonując nawałnice, mgły i wrogie wichury. Jak lecą jaskółki do miejsc ich zimowania... dzięki instynktowi, który je prowadzi, dzięki ciepłu, które je zaprasza, dzięki słońcu, które je wzywa... ku Matce wszystkich... I ujrzymy ją, jak powraca o świcie szczęśliwa... wychodząca na zawsze z ciemności, z Matką u swego boku, Moją... i żeby już nigdy nie być sierotą... Możesz w to uwierzyć?»

«Tak, mój Panie.»

Marta jest jak oczarowana. Jezus naprawdę był władczy. Wysoki, stojący, a jednak lekko pochylony nad klęczącą Martą, mówił tonem tak przenikającym, jakby chciał, żeby wniknął we wzburzoną uczennicę. Niewiele razy widziałam Go [posługującego się] taką mocą dla przekonania Swoim słowem kogoś, kto Go słucha. Ale na końcu, co za światło, jaki uśmiech na Jego twarzy!...

Marta odpowiada na ten uśmiech pogodniejszą światłością [pojawiającą się] na jej twarzy.

«A teraz idź odpocząć w pokoju.»

Marta całuje ręce Jezusa i uspokojona schodzi na dół...


   

Przekład: "Vox Domini"