Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga III - Drugi rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA    –

87. PARALITYK PRZY SADZAWCE BETESDA

Napisane 21 lipca 1945. A, 5722-5749

Jezus jest w Jerozolimie, a dokładnie w okolicach [twierdzy] Antonia. Są z Nim wszyscy apostołowie z wyjątkiem Iskarioty. Wielki tłum śpieszy do Świątyni. Wszyscy są w szatach odświętnych – tak apostołowie jak i inni pielgrzymi – i dlatego myślę, że są to dni Pięćdziesiątnicy. Wielu żebraków miesza się z tłumem. Lamentują nad swoimi utrapieniami pobożnymi narzekaniami i kierują się ku lepszym miejscom, blisko bram Świątyni lub na skrzyżowania, przez które tłum idzie w jej kierunku. Jezus przechodzi obdarowując biedaków, którzy nie tylko opowiadają o swoich utrapieniach, lecz usiłują je ukazać. Mam wrażenie, że Jezus już był w Świątyni. Słyszę bowiem, jak apostołowie mówią o Gamalielu, który udaje, że ich nie widzi, chociaż Szczepan – jeden ze słuchających go – pokazał mu przechodzącego Jezusa. Słyszę też, że Bartłomiej pyta towarzyszy:

«Co chciał wyrazić ten uczony w Piśmie mówiąc: “Grupa baranów na nikczemną rzeź”?»

«Chyba mówił o jakichś swoich sprawach» – odpowiada Tomasz.

«Nie, on nas pokazywał palcem. Dobrze widziałem. Potem zaś drugie zdanie potwierdziło pierwsze: “Wkrótce Barankiem stanie się i On, ostrzyżony i zaprowadzony do rzeźni”.»

«Tak, ja też to słyszałem» – potwierdza Andrzej.

«Dobrze! Mnie zaś pali pragnienie, żeby się wrócić i zapytać towarzyszącego uczonemu w Piśmie, co wie o Judaszu, synu Szymona...» – mówi Piotr.

«Ależ on nic nie wie! Tym razem nie ma Judasza, bo jest rzeczywiście chory. Wiemy o tym. Może zbytnio cierpiał z powodu podróży, jaką odbyliśmy? My jesteśmy bardziej odporni, on zaś żył tutaj, w wygodach. Łatwo się męczy» – odpowiada Jakub, syn Alfeusza.

«Tak, o tym wiemy. Lecz ten uczony w Piśmie rzekł: “W grupie brak kameleona”. Czy kameleon nie jest zwierzęciem dowolnie zmieniającym swój kolor?» – dopytuje się Piotr.

«Tak, Szymonie. Ale z pewnością mówił o jego wciąż nowych szatach. On przywiązuje do tego taką wagę. Jest młody. Trzeba mu wybaczyć...» – odzywa się pojednawczym tonem Zelota.

«To też prawda. A jednak!... Dziwne słowa!» – kończy Piotr.

«Zawsze się wydaje, że oni nam grożą» – mówi Jakub, syn Zebedeusza.

«To dlatego, że czujemy się zagrożeni i widzimy groźby nawet tam, gdzie ich nie ma...» – zauważa Juda Tadeusz.

«I widzimy grzechy nawet tam, gdzie ich nie ma» – kończy Tomasz.

«To prawda! Podejrzenie to straszna rzecz... Kto wie, jak się dziś miewa Judasz? Cieszy się rajem i obecnością tamtych aniołów... Byłoby mi miło też się rozchorować, aby posiadać wszystkie te radości!» – mówi Piotr, a Bartłomiej na to:

«Miejmy nadzieję, że szybko wyzdrowieje. Trzeba skończyć wędrówkę, bo przynagla nas ciepła pora roku.»

«O! Nie brak mu starania, a poza tym... Gdyby coś się stało, Nauczyciel o to zadba...» – zapewnia Andrzej.

«Miał wysoką gorączkę, kiedy go pozostawiliśmy. Nie wiem, jak się jej nabawił, tak...» – odzywa się Jakub, syn Zebedeusza.

Mateusz mu odpowiada:

«Jak przychodzi gorączka! Przychodzi, bo przyjść musi. Ale to nic. Nauczyciel wcale się tym nie przejmuje. Gdyby coś mu groziło, nie opuściłby pałacu Joanny.»

Rzeczywiście, Jezus wcale się nie niepokoi. Rozmawia z Margcjamem oraz Janem i idzie naprzód, rozdając jałmużnę. Z pewnością wyjaśnia wiele rzeczy dziecku, bo widzę, jak pokazuje mu ten czy tamten szczegół.

[por. J 5,1-18]   Podchodzi do samych murów Świątyni w północno-wschodnim narożniku. Znajduje się tam wielki tłum, udający się do miejsca, w którym są krużganki przed Bramą, o której słyszę, że nazywają ją “Owczą”.

«To miejsce obmywania zwierząt składanych w ofierze – sadzawka Betesda. Popatrz teraz dobrze na wodę. Widzisz, że teraz jest nieruchoma? Za chwilę zobaczysz ją, jakby się poruszała, i podniesie się, dotykając tego wilgotnego znaku. Widzisz go? Wtedy zstępuje Anioł Pański, woda to odczuwa i czci go, jak potrafi. On przynosi wodzie rozkaz uleczenia człowieka gotowego zanurzyć się w niej. Widzisz tych ludzi? Ale wielu jest nieuważnych i nie widzą pierwszego poruszenia wody; albo też mocniejsi bez miłości odpychają słabszych. Nie trzeba nigdy rozpraszać się w obliczu znaków Bożych. Trzeba mieć duszę zawsze czuwającą, bo nigdy nie wiadomo, kiedy Bóg się ukaże lub wyśle Swojego Anioła. Nie można też być egoistą, nawet jeśli chodzi o zdrowie. Wielokrotnie z powodu sprzeczania się o to, kto ma dotknąć pierwszy lub kto tego najbardziej potrzebuje ci nieszczęśnicy tracą dobrodziejstwo [płynące z] przyjścia anielskiego.»

Jezus cierpliwie wyjaśnia Margcjamowi, który patrzy na Niego oczyma uważnymi, otwartymi szeroko. Równocześnie spogląda na wodę.

«Gdybym tak mógł zobaczyć Anioła, byłbym zadowolony.»

«Lewi, pasterz w twoim wieku, widział go. Patrz dobrze i ty i bądź gotów go wychwalać.»

Dziecko już niczym innym się nie zajmuje. Kieruje oczy to na wodę, to ponad wodę i już nic więcej nie słyszy ani nie widzi. Jezus tymczasem patrzy na ten mały tłum czekających chorych, niewidomych, kalekich, sparaliżowanych. Także apostołowie obserwują uważnie. Słońce wywołuje błyski światła na wodzie i wdziera się po królewsku w pięć ciągów krużganków otaczających sadzawki.

«O! O! – woła Margcjam – woda się podnosi, porusza, błyszczy! Jakie światło! Anioł!...»

Dziecko upada na kolana. Istotnie, w czasie ruchu woda w sadzawce wydaje się zwiększać swą objętość przez gwałtowną i potężną falę, która podnosi się i uderza o brzeg. Woda błyszczy jak zwierciadło w słońcu. Przez chwilę trwa ten olśniewający błysk. Jeden chromy rzuca się pośpiesznie do wody i w chwilę potem wychodzi z nogą, na której widać wielką, doskonale zagojoną bliznę. Inni uskarżają się i kłócą z uzdrowionym mężczyzną. Mówią mu, że wreszcie będzie mógł pracować, a oni – nie. I kłótnia trwa dalej. Jezus rozgląda się wokół Siebie i widzi na noszach jakiegoś paralityka, który cicho płacze. Podchodzi do niego, pochyla się, głaszcze go mówiąc: «Płaczesz?»

«Tak. Nikt nigdy nie pomyśli o mnie. Jestem tutaj... jestem tu i wszyscy zdrowieją, a ja – nigdy. Leżę tak już trzydzieści osiem lat. Wydałem wszystkie [pieniądze]. Moja rodzina umarła. Teraz zajmuje się mną daleki krewny. Przynosi mnie tu rano i zabiera wieczorem... Ale jakie to dla niego uciążliwe! O! Chciałbym umrzeć!»

«Nie rozpaczaj. Miałeś tak wiele cierpliwości i wiary! Bóg cię wysłucha.»

«Mam nadzieję... ale przychodzą na mnie chwile zwątpienia. Ty jesteś dobry, ale inni... Ten uzdrowiony mógłby przez wdzięczność dla Boga pozostać tutaj, aby dopomóc biednym braciom...»

«Rzeczywiście mógłby to uczynić. Ale nie żyw urazy. Oni o tym nie myślą, ale nie ze złej woli. Radość z powodu uzdrowienia czyni ich samolubnymi. Wybacz im...»

«Ty jesteś dobry. Nie zachowujesz się tak. Usiłuję przy pomocy rąk przesunąć się aż do tamtego miejsca, kiedy woda w sadzawce się porusza. Jednak zawsze ktoś mnie ubiega, a nie mogę pozostać na brzegu, gdyż by mnie zadeptali. A nawet gdybym tam pozostał, któż by mi pomógł zejść na dół? Gdybym Cię wcześniej ujrzał, poprosiłbym Cię o to...»

«Rzeczywiście chcesz być zdrowy? Zatem wstań, weź swoje łoże i chodź!» – Jezus prostuje się, aby wypowiedzieć to polecenie. Wydaje się, że kiedy wstaje, podnosi też paralityka, który prostuje się, a następnie wykonuje jeden, dwa, trzy kroki jakby nie wierzył za Jezusem, który odchodzi. Ponieważ rzeczywiście chodzi, wydaje okrzyk, który sprawia, że wszyscy się odwracają.

«Ale kimże Ty jesteś? W Imię Boga, powiedz mi! Być może jesteś Aniołem Pana?»

«Jestem więcej niż aniołem. Moje Imię jest Litość. Idź w pokoju.»

Wszyscy się gromadzą. Wszyscy chcą widzieć. Wszyscy chcą mówić. Chcą doznać uzdrowienia. Przybiegają jednak strażnicy świątynni. Sądzę, że strzegą też sadzawki i rozpraszają groźbami to hałaśliwe zgromadzenie.

Paralityk bierze nosze, czyli dwa drążki przyczepione do dwóch par kół i zniszczone płótno, przymocowane do drążków. Odchodzi szczęśliwy, wołając do Jezusa:

«Znajdę Cię. Nie zapomnę Twego imienia ani Twojej twarzy.»

[por. J 5,10n] Jezus wmieszał się w tłum i idzie w drugą stronę, ku murom. Jednak jeszcze nie minął ostatnich krużganków, a już przybywają w grupie, gnani jakby wściekłym wiatrem, żydzi z najbardziej wrogich ugrupowań. Pali ich pragnienie znieważenia Jezusa. Szukają, patrzą, obserwują. Nie udaje się im jednak pojąć, o co chodzi, i Jezus oddala się, podczas gdy oni, zawiedzeni, po zasięgnięciu informacji u strażników atakują biednego uzdrowionego i szczęśliwego paralityka. Wyrzucają mu: «Dlaczego niesiesz to posłanie? To szabat. Nie wolno ci tego robić!»

Mężczyzna patrzy na nich i mówi:

«Ja nic nie wiem. Wiem tylko, że ten, który mnie uzdrowił, powiedział do mnie: “Weź swoje łoże i chodź”. Tyle tylko wiem.»

«Z pewnością był to demon, skoro nakazał ci łamanie szabatu. Jak wyglądał? Kto to był? Żyd? Galilejczyk? Prozelita?»

«Nie wiem. Był tutaj. Zobaczył, że płaczę, i podszedł do mnie. Rozmawiał ze mną. Uzdrowił mnie. Odszedł, trzymając za rękę dziecko. Sądzę, że to był Jego syn, bo mógłby mieć syna w tym wieku.»

«Dziecko? A więc to nie był On!... Jak się nazywa, co ci powiedział? Nie zapytałeś Go o to? Nie kłam!»

«Powiedział mi, że nazywa się: Litość.»

«Jesteś głupcem! To nie jest imię!»

Mężczyzna wzrusza ramionami i odchodzi.

«To z pewnością był On. Uczeni w Piśmie Aniasz i Zacheusz widzieli Go w Świątyni.»

«Ale On nie ma dzieci!»

«A jednak to On. Był ze Swymi uczniami.»

«Jednak Judasza tam nie było. Jego znamy dobrze. Inni... to mogą być jacyś tam ludzie.»

«Nie, to byli oni.»

I dyskusja toczy się nadal, podczas gdy chorzy wypełniają krużganki...

Jezus wchodzi do Świątyni inną stroną, zachodnią. Naprzeciw niej jest miasto. Apostołowie idą za Nim. Jezus rozgląda się wokół Siebie. W końcu dostrzega tego, którego szuka: Jonatana, który też rozgląda się za Nauczycielem.

«Już z nim lepiej, Nauczycielu. Gorączka go opuszcza. Twoja Matka mówi, że ma nadzieję przybyć na przyszły szabat.»

«Dziękuję, Jonatanie. Byłeś punktualny.»

«Nie bardzo. Zatrzymał mnie Maksymin Łazarza. Szuka Cię. Poszedł do portyku Salomona.»

«Znajdę go. Pokój z tobą i zanieś Mój pokój Matce i uczennicom, a także – Judaszowi.»

Jezus odchodzi szybkim krokiem w kierunku portyku Salomona, gdzie istotnie znajduje się Maksymin.

«Łazarz wiedział, że tu jesteś. Chce się z Tobą widzieć, żeby powiedzieć Ci coś ważnego. Przyjdziesz?»

«Bez wątpienia i bez zwlekania. Możesz mu przekazać, żeby czekał na Mnie w tym tygodniu.»

Po kilku słowach Maksymin odchodzi.

«Chodźmy się jeszcze pomodlić, skoro tu wróciliśmy» – mówi Jezus i odchodzi na dziedziniec Hebrajczyków.

[por. J 5,14n] Jednak blisko niego spotyka uzdrowionego paralityka, który wrócił podziękować Panu. Uzdrowiony widzi Jezusa pośrodku tłumu, pozdrawia Go radośnie i opowiada Mu, co się wydarzyło przy sadzawce po Jego odejściu. Kończy słowami:

«Ktoś zdziwiony, widząc mnie tutaj w dobrym zdrowiu, powiedział mi, kim jesteś. Jesteś Mesjaszem. Czy to prawda?»

«Jestem nim. Ale nawet gdyby cię uzdrowiła woda lub inna moc, zawsze miałbyś to samo zobowiązanie wobec Boga: obowiązek posługiwania się twoim zdrowiem dla czynienia dobra. Jesteś uzdrowiony. Idź więc z dobrymi zamiarami. Podejmij na nowo życiową aktywność i już nigdy więcej nie grzesz. Oby Bóg nie musiał cię jeszcze bardziej ukarać. Żegnaj. Idź w pokoju.»

«Jestem stary... nic nie wiem... Chciałbym iść za Tobą, aby Ci służyć i aby posiąść wiedzę. Chcesz mnie?»

«Nikogo nie odrzucam. Zastanów się jednak, nim przyjdziesz. Jeśli się zdecydujesz, przyjdź.»

«Dokąd? Nie wiem, gdzie idziesz...»

«Poprzez świat. Wszędzie znajdziesz uczniów, którzy cię zaprowadzą do Mnie. Niech Pan oświeci cię w tym, co najlepsze.»

[por. J 5,15n] Jezus idzie na miejsce i modli się... Nie wiem, czy uzdrowiony poszedł specjalnie odnaleźć żydów lub też oni, stojąc na czatach, zatrzymali go i zapytali, czy ten, z którym rozmawiał to ten, który go uzdrowił. Widzę tylko, że mężczyzna rozmawia z żydami, a potem odchodzi. Oni zaś idą ku schodom, którymi Jezus musi zejść, aby udać się na inne dziedzińce i wyjść ze Świątyni. Kiedy nadchodzi, mówią bez powitania Go:

[por. J 5,18n] «Będziesz więc nadal gwałcił szabat, pomimo wszystkich zarzutów, jakie zostały Ci postawione? I Ty chcesz, aby Cię szanowano jako wysłannika Boga?»

«Wysłannika? Więcej jeszcze: Syna. Bóg bowiem jest Moim Ojcem. Jeśli nie chcecie Mnie szanować, powstrzymajcie się od tego, Ja jednak nie zaprzestanę z tego powodu wypełniać Mojej misji. Nie ma ani chwili, w której Bóg przestawałby działać. Także obecnie Ojciec Mój działa i Ja też działam, bo dobry syn, czyni to, co robi jego ojciec, i ponieważ przyszedłem, by działać na ziemi.»

Ludzie zbliżają się, aby słuchać dyskusji. Wśród nich są osoby, które znają Jezusa takie, które zostały przez Niego uzdrowione oraz inne, które widzą Go po raz pierwszy. Jedni Go kochają, inni – nienawidzą. Wielu jest niezdecydowanych. Apostołowie tworzą jedną grupę z Nauczycielem. Margcjam niemal się boi, a jego buzia jest bliska płaczu. Żydzi, mieszanina uczonych w Piśmie, faryzeuszy, saduceuszów, krzyczą głośno, zgorszeni:

«Ty masz śmiałość! O! Nazywasz się Synem Bożym! Świętokradztwo! Bóg jest Tym, Który Jest, i nie ma synów! Zawołajcie Gamaliela! Zawołajcie Sadoka! Zgromadźcie rabinów, niech posłuchają i niech to obalą.»

«Nie unoście się. Zawołajcie ich, a powiedzą wam – jeśli jest prawdą, iż wiedzą – że Bóg jest Jeden w Trójcy: Ojciec, Syn i Duch Święty, i że Słowo, to znaczy Syn Myśli, przyszedł zgodnie z tym, co zostało przepowiedziane, ażeby wybawić Izraela i świat z grzechu. Ja jestem Słowem. Jestem przepowiedzianym Mesjaszem. Nie ma zatem żadnego świętokradztwa, jeśli nadaję Ojcu imię Ojca Mojego.

Niepokoicie się, bo czynię cuda i przez to przyciągam do Mnie tłumy i je przekonuję. Oskarżacie Mnie, że jestem demonem, gdyż dokonuję cudów. Ale Belzebub jest na świecie od wieków i, zaprawdę, nie brakuje mu oddanych wielbicieli... Dlaczego zatem oni nie czynią tego, co Ja czynię?»

Tłum szemrze:

«To prawda! To prawda! Nikt nie robi tego, co On.»

[por. J 4,19n] Jezus mówi dalej: «Powiadam wam: to dlatego, że Ja wiem to, czego on nie wie, i mogę to, czego on nie może. Jeśli Ja spełniam dzieła Boga, to dlatego że jestem Jego Synem. Od siebie nikt nie może nic uczynić, tylko to, co widział, jak się czyni. Ja, Syn, mogę czynić tylko to, co widziałem u działającego Ojca, będąc z Nim Jedno od wieków, nie różniąc się pod względem natury ani mocy. Wszystko, co czyni Ojciec, i Ja to czynię, bo jestem Jego Synem. Ani Belzebub, ani inni nie umieją uczynić tego, co Ja czynię, gdyż Belzebub i inni nie potrafią tego, co Ja potrafię.

[por. J 5,20] Ojciec kocha Mnie, Swego Syna, a miłuje Mnie bezmiernie, tak jak i Ja Go kocham. Dlatego ukazał Mi i pokazuje wszystko, co czyni, abym i Ja czynił to, co On czyni: Ja na ziemi, w tym czasie Łaski, On – w Niebie, zanim jeszcze zaistniał Czas dla ziemi. I będzie Mi ukazywał dzieła coraz większe, abym i Ja je wykonywał i abyście wy się nimi zdumieli. Myśl Jego jest niewyczerpana w myśleniu. Ja Go naśladuję, będąc niewyczerpanym w spełnianiu tego, co Ojciec myśli i wraz z myślą – chce. Wy jeszcze nie wiecie, co Miłość stwarza, nie wyczerpując się. My jesteśmy Miłością. Dla Nas nie ma ograniczeń ani nie ma niczego, czego nie moglibyśmy uczynić dla trzech sfer człowieka: niższej, wyższej i duchowej.

[por. J 5,21] Istotnie, tak jak Ojciec wskrzesza umarłych i przywraca im życie, tak również Ja, Syn, mogę dawać życie tym, którym chcę, a nawet, ze względu na nieskończoną miłość, którą Ojciec ma do Syna, jest Mi udzielone nie tylko przywracać życie części niższej, ale także [przywracać] życie [części] wyższej, wyzwalając umysł człowieka i jego serce z błędów rozumowych i ze złych pożądliwości. W sferze duchowej zaś mogę przywracać duchowi wolność od grzechu.

[por. J 5,22] Ojciec nie sądzi nikogo, lecz wszelki sąd przekazał Synowi. Jest to bowiem Ten Syn, który Swoją własną ofiarą wykupił Ludzkość, aby ją wyzwolić. A czyni to Ojciec ze sprawiedliwości, bo słuszne jest, ażeby dać Temu, który płaci swą monetą; i ażeby Syn był czczony tak, jak już czczony jest Ojciec. Wiedzcie, że jeśli oddzielacie Ojca od Syna lub Syna od Ojca i nie pamiętacie o Miłości, nie kochacie Boga tak, jak powinien być kochany: prawdziwie i z mądrością. Popełniacie błąd, bo oddajecie kult jednemu tylko, podczas gdy On jest cudowną Trójcą. Kto bowiem nie oddaje czci Synowi, to tak jakby nie czcił Ojca. Ojciec bowiem, Bóg, nie akceptuje, żeby jedna tylko Osoba była otaczana kultem, lecz chce, aby była czczona Całość. Kto nie oddaje czci Synowi, nie czci też Ojca, który Go posłał dzięki doskonałej myśli miłości. Nie uznaje zatem, że Bóg potrafi wykonywać dzieła słuszne.

[por. J 5,24] Zaprawdę powiadam wam: kto słucha Mojego słowa i wierzy w Tego, który Mnie posłał, ma życie wieczne i nie jest winien potępienia, lecz przechodzi ze śmierci do życia. Wierzyć bowiem w Boga i przyjmować Moje słowo znaczy wzbudzić w sobie Życie, które nie umiera.

[por. J 5,25] Nadchodzi godzina a nawet dla wielu już nadeszła kiedy umarli usłyszą głos Syna Bożego i ten, który go usłyszy, rozbrzmiewający i ożywiający we wnętrzu serca, będzie żył.

I cóż na to powiesz, uczony w Piśmie?» – [pyta Jezus, przerywając Swoją wypowiedź.]

«Mówię, że umarli nic już nie słyszą i że Ty jesteś szalony.»

«Niebo cię przekona, że tak nie jest i że twoja wiedza jest niczym w porównaniu z wiedzą Bożą. Do tego stopnia uczyniliście czymś naturalnym to, co nadprzyrodzone, że nadajecie słowom tylko znaczenie ziemskie i bezpośrednie. Nauczaliście Haggady przy pomocy niewzruszonych formuł – waszych, nie wysilając się, żeby zrozumieć prawdę alegorii. Teraz więc w waszych duszach, zmęczonych z powodu nacisku tym, co ludzkie, a co tryumfuje nad duchem, nie wierzycie już nawet w to, czego nauczacie. I to jest powód, dla którego nie potraficie już walczyć z tajemnymi mocami.

Śmierć, o której mówię, nie jest śmiercią ciała, lecz ducha. Przyjdą tacy, którzy usłyszą uszami Moje słowo i przyjmą je do serca, i wprowadzą w czyn. Nawet jeśli są martwi duchowo, będą ponownie mieć życie, bo Moje Słowo jest Życiem, które jest wlewane. A Ja mogę je dać komu zechcę, gdyż we Mnie jest doskonałość Życia.

[por. J 5,26]  Albowiem jak Ojciec ma w Sobie Życie doskonałe, tak również Syn ma od Ojca Życie, w Sobie samym: [życie] doskonałe, pełne, wieczne, niewyczerpane i możliwe do przekazania.

[por. J 5,27] A wraz z Życiem Ojciec dał Mi władzę sądzenia, gdyż Syn Ojca jest Synem Człowieczym i może, i powinien sądzić człowieka.

[por. J 5,28] I nie dziwcie się z powodu tego pierwszego zmartwychwstania duchowego, którego dokonuję Moim słowem. Zobaczycie je jeszcze, bardziej wymowne dla waszych ociężałych zmysłów. Zaprawdę bowiem powiadam wam, że nie ma nic większego od niewidzialnego, ale realnego zmartwychwstania ducha. Wkrótce nadejdzie godzina, kiedy groby przeniknie głos Syna Bożego i wszyscy, którzy w nich się znajdują, usłyszą go. Ci, którzy czynili dobro, wyjdą z nich, ażeby pójść na zmartwychwstanie Życia wiecznego; a ci, którzy popełniali zło, na zmartwychwstanie wiecznego potępienia.

[por. J 5,30] Nie mówię, że uczynię to od Siebie samego, z Mojej tylko woli, lecz z woli Ojca zjednoczonego ze Mną. Ja mówię i sądzę według tego, co usłyszałem, i Mój sąd jest sprawiedliwy, bo nie szukam Mojej woli, lecz woli Tego, który Mnie posłał. Nie jestem odłączony od Ojca. Ja jestem w Nim, a On jest we Mnie. Ja znam Jego Myśl i ją przekładam na słowo i czyn.

[por. J 5,31] Tego, co mówię, aby dać świadectwo Sobie samemu, nie może przyjąć wasz nie wierzący duch, który chce we Mnie widzieć jedynie człowieka podobnego do was wszystkich.

[por. J 5,32] Jest także ktoś inny, kto daje świadectwo o Mnie. Mówicie, że czcicie go jako wielkiego proroka. Wiem, że jego świadectwo jest prawdziwe. Ale wy wy którzy mówicie, że go czcicie nie przyjmujecie jego świadectwa, bo różni się ono od waszej myśli, która jest Mi wroga. Wy nie przyjmujecie świadectwa człowieka sprawiedliwego, ostatniego Proroka Izraela, bo w tym, co się wam podoba mówicie, że on jest tylko człowiekiem i może pobłądzić.

[por. J 5,33] Posłaliście [ludzi], aby wypytywali Jana. Mieliście bowiem nadzieję, że powie o Mnie to, co chcielibyście usłyszeć; to, co wy o Mnie myślicie; to, co wy o Mnie chcecie myśleć. Ale Jan dał świadectwo o prawdzie i wy nie mogliście jej przyjąć. Ponieważ jednak Prorok mówi, że Jezus z Nazaretu jest Synem Bożym, wy – w skrytości serca, gdyż boicie się tłumów – mówicie, że Prorok jest szalony, podobnie jak Chrystus.

[por. J 5,34] Ja jednak nie otrzymuję świadectwa człowieka, choćby to był najświętszy z Izraela.

[por. J 5,35]  Powiadam wam: on był lampą płonącą i jaśniejącą, ale wy mało chcieliście się radować jej światłem. Kiedy to światło Mnie oświetliło, aby dać wam poznać Chrystusa, Kim jest, wy pozwoliliście, aby lampę postawiono pod korcem, a wcześniej, jeszcze wcześniej, wznieśliście między nią a wami mur, ażeby nie widzieć w jej świetle Chrystusa Pańskiego. Wdzięczny jestem Janowi za jego świadectwo i wdzięczny mu jest za nie Ojciec. Jan otrzyma wielką nagrodę za to świadectwo. [Będzie] pierwszym słońcem, które wam zajaśnieje pośród wszystkich ludzi tam w górze, płonąc tak, jak płoną wszyscy ci, którzy byli wierni Prawdzie i spragnieni Sprawiedliwości.

[por. J 5,36] Ja mam jednak świadectwo większe od Janowego. Tym świadectwem są Moje czyny. Albowiem dzieła, które Ojciec Mi dał do spełnienia, te dzieła Ja wykonuję i one świadczą, że Ojciec Mnie posłał, dając Mi wszelką władzę.

[por. J 5,37] I tak daje świadectwo na Moją korzyść Ten, który Mnie posłał: sam Ojciec. Wy nigdy nie słyszeliście Jego Głosu ani nie widzieliście Jego Oblicza. Ale Ja widziałem je i widzę; Ja Go słyszałem i słyszę. Wy nie macie – trwając w sobie – Jego Słowa, bo nie wierzycie w tego, którego On posłał.

[por. J 5,39] Badacie Pisma, bo sądzicie, że otrzymacie dzięki poznaniu ich Życie wieczne. I nie zauważacie, że to właśnie Pisma mówią o Mnie?

[por. J 5,40] Dlaczegóż więc wciąż nie chcecie przyjść do Mnie, aby mieć Życie? Mówię wam: to dlatego że odrzucacie to, co jest sprzeczne z waszymi zakorzenionymi poglądami. Brak wam pokory. Nie potraficie powiedzieć: “Pomyliłem się. Ten [człowiek] lub ta księga mówi dobrze i ja jestem w błędzie”. Tak postąpiliście z Janem, tak z Pismem Świętym, tak ze Słowem, które do was mówi. Nie potraficie już widzieć ani rozumieć, bo opasuje was pycha i ogłuszają wasze głosy.

[por. J 5,41] Uważacie, że mówię tak, bo oczekuję waszego uwielbienia? Nie, wiedzcie to: Ja nie szukam i nie przyjmuję chwały od ludzi. Szukam i pragnę tylko waszego wiecznego zbawienia. Takiej chwały szukam. To Moja chwała Zbawiciela. Nie mogłoby jej być, gdybym nie miał zbawionych, a powiększa się ona, im więcej mam zbawionych. Powinna Mi być ona oddawana przez duchy zbawione i przez Ojca, Ducha Najczystszego. Ale wy nie będziecie zbawieni. Poznałem was, jacy naprawdę jesteście.

[por. J 5,42] Wy nie macie w sobie miłości Bożej. Jesteście bez miłości. I dlatego nie przychodzicie do Miłości, która do was mówi, i nie wejdziecie do Królestwa Miłości. Tam was nie znają. Nie zna was Ojciec, bo wy nie znacie Mnie, który jestem w Ojcu. Nie chcecie Mnie znać.

[por. J 5,43] Przyszedłem w imię Ojca Mojego, a wy Mnie nie przyjmujecie. Jesteście za to gotowi przyjąć każdego, kto przychodzi we własnym imieniu, byle tylko mówił to, co wam się podoba. Mówicie, że jesteście duchami wiary. Nie. Nie jesteście nimi.

[por. J 5,44] Jakże możecie wierzyć, wy którzy żebrzecie o chwałę jedni u drugich, a nie szukacie chwały Niebios, która od Boga jedynie pochodzi? [Nie szukacie tej] chwały, która jest Prawdą, a nie grą interesów ograniczających się jedynie do ziemi i pieszczących tylko występną naturę ludzką upadłych synów Adama.

[por. J 5,45] Ja was nie będę oskarżał przed Ojcem. Nie myślcie tak. Jest ktoś, kto was oskarża. To Mojżesz, w którym pokładacie nadzieję. On was zgani za to, że nie mu wierzycie, bo nie wierzycie we Mnie, a przecież on o Mnie napisał, wy jednak Mnie nie rozpoznajecie według tego, co on o Mnie napisał. Nie wierzycie w słowa Mojżesza, który był kimś wielkim, na którego przysięgacie.

[por. J 5,47] Jakże więc możecie wierzyć w Moje słowa, słowa Syna Człowieczego, w którego nie wierzycie? Po ludzku mówiąc to logiczne. Tu jednak jesteśmy na płaszczyźnie ducha i wasze dusze są badane. Bóg je obserwuje w świetle Moich działań i porównuje czyny których dokonujecie z tym, czego Ja przyszedłem nauczyć. I Bóg was osądza.

Odchodzę. Przez dłuższy czas Mnie nie znajdziecie. Wierzcie jednak, że to nie jest tryumf, ale – kara. Chodźmy.»

Jezus przechodzi przez tłum, którego część osłupiała, a część wyszeptuje swe poparcie, które strach przed faryzeuszami utrzymuje na poziomie szeptu. Odchodzi.


   

Przekład: "Vox Domini"