Ewangelia według św. Mateusza |
Ewangelia według św. Marka |
Ewangelia według św. Łukasza |
Ewangelia według św. Jana |
Maria Valtorta |
Księga III - Drugi rok życia publicznego |
– POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA – |
81. [OPOWIADANIE O] NAUCZANIU
I CUDZIE W ASKALONIE
Napisane 15 lipca 1945. A, 5662-5673
Posłuszne otrzymanemu nakazowi małe grupki apostołów podchodzą jedna po drugiej do bram miasta. Jezusa jeszcze nie ma. Wkrótce jednak nadchodzi małą dróżką, wzdłuż murów.
«Nauczycielowi musiało pójść dobrze – mówi Mateusz. – Zobaczcie, jak się uśmiecha.»
Wychodzą Mu na spotkanie i przechodzą razem przez bramę, idąc ponownie główną drogą, biegnącą wzdłuż ogrodów warzywnych przedmieścia. Jezus pyta ich:
«I co? Co robiliście? Jak wam poszło? »
«Bardzo źle» – mówią razem Iskariota i Bartłomiej.
«Dlaczego? Co wam się przydarzyło?»
«O mało co, a zostalibyśmy ukamienowani. Musieliśmy uciekać. Odejdźmy z tego barbarzyńskiego kraju. Wróćmy tam, gdzie nas kochają. Ja tu nie będę więcej przemawiać. Nie chciałem mówić. Potem mnie przekonano, a Ty mnie nie powstrzymałeś. A przecież Ty znasz wydarzenia...» – Iskariota jest zaniepokojony.
«Ale co ci się stało?»
«Ech! Poszedłem z Mateuszem, Jakubem i Andrzejem. Udaliśmy się na plac sądów, bo tam są ludzie dystyngowani, którzy mają czas do tracenia go na wysłuchiwanie tego, kto mówi. Zadecydowaliśmy, że będzie mówił Mateusz, najbardziej nadający się do publicznego przemawiania i do takich właśnie klientów. I on rozpoczął. Zwrócił się do dwóch, którzy procesowali się, aby zdobyć pole przypadające w zagmatwanym spadku: “Nie miejcie do siebie nienawiści z powodu tego, co ginie i czego nie można zabrać ze sobą do drugiego życia. Ale miłujcie się, aby móc się cieszyć dobrami wiecznymi, zdobywanymi nie inną walką, jak tylko pokonywaniem złych namiętności, które powinno się zwalczać, aby zwyciężyć i posiąść Dobro.” Prawda, że tak powiedziałeś? A potem kontynuował, gdy dwóch lub trzech podeszło, aby posłuchać. “Posłuchacie Prawdy, która poucza świat, aby mógł posiąść pokój. Widzicie, że cierpi się z powodu zbytniego zainteresowania rzeczami, które giną. Ale ziemia nie jest wszystkim. Jest jeszcze Niebo. A w Niebie jest Bóg, tak jak na ziemi jest teraz Jego Mesjasz. On nas posyła, aby wam ogłosić, że czas Miłosierdzia nadszedł i że nie ma grzesznika, który mógłby powiedzieć: ‘nie zostanę wysłuchany’. Jeśli bowiem ktoś naprawdę żałuje, ten otrzymuje przebaczenie, zostaje wysłuchany, jest kochany i zaproszony do Królestwa Bożego.” Wielu ludzi zgromadziło się wtedy i byli tacy, którzy słuchali z szacunkiem. Inni stawiali pytania, przeszkadzając Mateuszowi. Ja sam nigdy nie odpowiadam, ażeby nie psuć mojego przemówienia. Mówię i odpowiadam poszczególnym osobom na końcu. Niech zapamiętają sobie to, co chcemy powiedzieć, i niech milczą. Ale Mateusz miał zamiar odpowiedzieć natychmiast!... I także nas zaczynali wypytywać. Ale był także ktoś, kto uśmiechał się szyderczo, mówiąc: “Oto nowy szaleniec! Z pewnością przychodzi z tej izraelskiej nory. To są chwasty, które się plenią wszędzie: Żydzi! Oto właśnie, oto ich odwieczne bujdy! Mają za kompana Boga. Posłuchaj ich! Jest na ostrzu ich miecza i w kwasie ich języka. Oto, proszę! Teraz wciągają w to swego Mesjasza. Jakiś nowy szaleniec, który nas będzie nękał, jak zawsze było przez wieki. Zaraza na Niego i na całą rasę!”
Wtedy straciłem cierpliwość. Odsunąłem na bok Mateusza, który nadal mówił uśmiechając się, jakby mu okazano cześć. Zacząłem mówić ja, biorąc Jeremiasza za podstawę mojego przemówienia: “Oto wody wychodzą z północy i stają się potokiem, który zalewa...” “Na ich szum” – powiedziałem – bo kara Boga nad wami, zła raso, będzie jak szum wielu wód... I będą wojska, i uzbrojeni na ziemi, i niebiescy procarze z Niebios... Wszyscy powstali na rozkaz Głowy Ludu Bożego, aby ukarać was za waszą krnąbrność... Na ich odgłos utracicie moc, opadnie pycha, serca, ramiona, uczucia, wszystko. Wygubieni zostaniecie, resztki wyspy grzechu, bramo Piekła! Powróciliście do buty, bo Herod was odbudował? Ale jeszcze bardziej zgoleni zostaniecie... będziecie całkiem łysi... nie do naprawienia... dotknięci wszelką karą w miastach i wioskach, w dolinach i na równinach. Proroctwo jeszcze nie umarło...” I chciałem mówić dalej, ale rzucili się na nas i tylko dlatego, że opatrznościowo przejeżdżała karawana drogą, mogliśmy umknąć, bo już leciały kamienie. Uderzyli w wielbłądy i w ich poganiaczy i zrobiło się zbiegowisko, a my wymknęliśmy się. Potem staliśmy spokojnie na jakimś podwórku przedmieścia. Ach, ja nie przyjdę tu więcej...» [– kończy opowiadanie Judasz.]
«Wybacz, ale ich obraziłeś! To twoja wina! Teraz można zrozumieć, dlaczego przyszli tak wrogo nastawieni, aby nas wypędzić! – wykrzykuje Natanael. Potem mówi dalej: – Posłuchaj, Nauczycielu. My – to znaczy Szymon, syn Jony, ja i Filip – poszliśmy w stronę wieży, która wychodzi na morze. Tam byli marynarze i właściciele statków, którzy ładowali towary na Cypr i do Grecji, i także jeszcze dalej. I przeklinali słońce, kurz, zmęczenie. Przeklinali swój los Filistynów, niewolników despotów – jak mówili – a przecież mogliby być królami. I bluźnili na proroków, na świątynię i na nas wszystkich. Chciałem stamtąd odejść, lecz Szymon nie chciał i stwierdził: “Nie, przeciwnie! To są właśnie ci grzesznicy, do których mamy się zbliżyć. Nauczyciel zrobiłby to, więc i my powinniśmy to uczynić.” “Mów zatem ty” – powiedziałem ja i także Filip. “A jeśli sobie nie poradzę?” – zapytał Szymon. “Wtedy ci pomożemy” – odrzekliśmy.
Szymon podszedł wtedy uśmiechnięty do dwu, którzy, spoceni, usiedli na wielkiej pace towarów, której nie udało im się władować na statek. Powiedział: “Ciężka, co?” “Strasznie ciężka, bo jesteśmy zmęczeni. A trzeba zakończyć ładowanie, bo właściciel tego chce. Chce odpłynąć w godzinie spokoju wód, bo tego wieczoru morze będzie bardziej wzburzone i trzeba będzie mijać skały podwodne, żeby uniknąć niebezpieczeństwa”. “Skały podwodne w morzu?” “Tak. Tam gdzie się kotłuje woda. Brzydkie miejsca.” “Prądy, ech? Oczywiście! Wiatr z południa obraca grzbiety fal i powoduje ich zderzanie się z tym prądem...” “Jesteś marynarzem?...” “Rybakiem. Wód słodkich. Ale woda jest zawsze wodą, a wiatr – wiatrem. I ja napiłem się [wody] nie jeden raz... i ładunek poszedł na dno nie jeden raz. Piękny i brzydki jest nasz zawód. Ale we wszystkim jest piękno i brzydota, dobro i zło. Na żadnym miejscu nie ma też samych złych ludzi ani żadna rasa nie jest cała okrutna. Z odrobiną dobrej woli można zawsze dojść do porozumienia i wszędzie są ludzie szlachetni. No, dalej! Chcę wam pomóc”, i Szymon zawołał Filipa mówiąc: “No, naprzód! Chwyć tam, a ja złapię tu... a ci porządni ludzie poprowadzą nas tam, na statek, do ładowni.” Filistyni jednak nie chcieli, ale potem nie przeszkadzali. Położywszy na miejscu pakę i inne jeszcze [towary], które były na pokładzie, Szymon zaczął wychwalać statek – jak on to potrafi – i morze, miasto tak piękne, widziane od morza. Okazał zainteresowanie żeglugą morską z miasta do miast innych krajów. I wszyscy wokół, wszyscy, dziękowali mu i chwalili go... Aż jeden zapytał: “A ty skąd jesteś? Mieszkasz nad Nilem?”“Nie, nad Morzem Galilejskim. Ale, jak widzicie, nie jestem tygrysem.” “To prawda. Szukasz pracy?” “Tak.” “Biorę cię, jeśli chcesz. Widzę, że jesteś zdolnym żeglarzem” – mówi właściciel. “Nie, to ja biorę ciebie.” [– odpowiedział mu Piotr.] “Mnie? Ale czyż nie powiedziałeś, że szukasz pracy?” “To prawda. Moją pracą jest prowadzenie ludzi do Mesjasza Bożego. Ty jesteś też człowiekiem. Jesteś więc pracą dla mnie.” “Ale ja jestem Filistynem!” “I co chcesz przez to powiedzieć?” “Chcę powiedzieć, że wy nas nienawidzicie, prześladujecie nas od najdawniejszych czasów. Mówili to wasi przywódcy, zawsze...” “Prorocy, co? Ale teraz Prorocy są głosami, które więcej nie rozbrzmiewają. Teraz jest Jeden: wielki, święty – Jezus. On nie krzyczy, ale wzywa przyjacielskim głosem. On nie przeklina, lecz błogosławi. Nie przynosi nieszczęść, lecz je usuwa. Nie kieruje się nienawiścią i nie chce, aby ludzie się nienawidzili. I kocha wszystkich, i chce, abyśmy kochali też nieprzyjaciół. W Jego Królestwie nie będzie już zwycięzców ani zwyciężonych; nie będzie już wolnych i niewolników; nie będzie przyjaciół i nieprzyjaciół. Nie będzie już więcej tych szkodliwych różnic, które przyszły przez ludzką nikczemność. Będą w nim tylko Jego naśladowcy, to znaczy ludzie żyjący miłością, wolnością, zwyciężający wszystko to, co jest brzemieniem i bólem. Proszę was, zechciejcie uwierzyć w moje słowa i pragnijcie Jego. Proroctwa zostały zapisane... ale On jest większy niż Prorocy, a dla tego, kto Go kocha, proroctwa zostały zniesione. Widzicie to wasze piękne miasto? Jeszcze piękniejsze odnajdziecie w Niebie, jeśli dojdziecie do miłowania Pana naszego Jezusa, Chrystusa Bożego.”
Tak mówił Szymon, dobrotliwy i natchniony równocześnie. Wszyscy go słuchali z uwagą i szacunkiem. Tak, z szacunkiem. Potem z jakiejś ulicy wylegli krzycząc mieszkańcy miasta, uzbrojeni w kije i kamienie. Zobaczyli nas i rozpoznali po innym odzieniu, że jesteśmy cudzoziemcami... i to cudzoziemcami – teraz rozumiem – należącymi do twojej rasy, o Judaszu. I uznali nas za ludzi twojego pokroju. Gdyby nas nie obronili ci ze statku, już bylibyśmy martwi! Spuścili szalupę i przewieźli nas drogą morską na plażę, blisko ogrodów południowych. Powróciliśmy stamtąd wraz z hodowcami kwiatów dla miejscowych bogaczy. Ale ty, Judaszu, niszczysz wszystko! Po co to obrzucanie [ich] obelgami?»
«To jest przecież prawda.»
«Ale trzeba umieć się nią posługiwać. Przecież Piotr nie kłamał, a potrafił przemawiać!» – odpowiada Natanael.
«O, ja... usiłowałem postawić się na miejscu Nauczyciela i pomyślałem: On byłby w taki sposób łagodny. To i ja także...» – mówi z prostotą Piotr.
«Ja lubię sposób mocny. Jest bardziej królewski.»
«To twój stały pogląd! Mylisz się, Judaszu. To już rok, jak Nauczyciel pragnie wyprostować twoje przekonanie. Ale nie może cię doprowadzić do poprawy. Jesteś tak uparty w błędzie jak ci Filistyni, na których się rzucasz» – gani go Szymon Zelota.
«Kiedyż mnie poprawiał pod tym względem? A ponadto każdy ma swój sposób i nim się posługuje » [– broni się Judasz.]
Szymon Zelota aż podskoczył na te słowa. Patrzy na Jezusa, który milczy i – przypominając [o czymś] spojrzeniem – odpowiada mu lekkim porozumiewawczym uśmiechem.
«To nie jest powód... – mówi spokojnie Jakub, syn Alfeusza, i kontynuuje: – Jesteśmy tu, żeby poprawiać siebie, zanim zaczniemy poprawiać [innych]. Nauczyciel stał się najpierw naszym Nauczycielem. Nie byłby nim, gdyby nie chciał, żebyśmy zmieniali nasze przyzwyczajenia i poglądy.»
«Był Nauczycielem mądrości...» [– odzywa się Judasz.]
«Był?... Jest.» – mówi poważnie Tadeusz.
«Co za subtelności! Jest, tak, jest.»
«Jest także Nauczycielem czegoś innego. Nie tylko mądrości. Jego pouczanie dotyczy wszystkiego, co jest w nas. On jest doskonały, my – niedoskonali. Usiłujmy więc stać się takimi...» – radzi łagodnie Jakub, syn Alfeusza.
«Nie widzę, żebym popełnił grzech. To dlatego, że to plemię jest przeklęte... Wszyscy nikczemni...»
«Nie, nie możesz tak mówić – przerywa [Judaszowi] Tomasz. – Jan poszedł do najniższych: do rybaków, którzy przynosili ryby na targ. I popatrz na tę mokrą torbę. To wyborna ryba. Pozbawili się zarobku, aby nam ją dać. Obawiając się, że ryba z rannego [połowu] wieczorem nie będzie już świeża, powrócili na morze i zabrali nas ze sobą. Wydawało się, że jesteśmy na Jeziorze Galilejskim. Zapewniam cię, że przypominało je miejsce, przypominały je łodzie pełne uważnych twarzy, a jeszcze bardziej przypominał je Jan. Wydawał się drugim Jezusem. Z jego uśmiechniętych ust wychodziły słodkie jak miód słowa, a jego uśmiech promieniował jak drugie słońce. Jakże był do Ciebie podobny, Nauczycielu! Byłem tym wzruszony. Pozostaliśmy trzy godziny na morzu w oczekiwaniu aż sieci rozciągnięte pośród boi napełnią się rybami. To były trzy szczęśliwe godziny. Potem chcieli Cię zobaczyć. Ale Jan powiedział: “Wyznaczam wam spotkanie w Kafarnaum”, tak jakby powiedział: “Wyznaczam wam spotkanie na placu waszej wioski”. A jednak przyrzekli: “Przyjdziemy”, i zapamiętali to. I musieliśmy walczyć, aby nas zbytnio nie przeciążyli rybami. Dali nam tę najpiękniejszą. Chodźmy ją upiec. Dziś wieczorem – wielkie przyjęcie, aby wynagrodzić wczorajszy post.»
«Ale cóż im powiedziałeś?» – pyta osłupiały Iskariota.
«Nic nadzwyczajnego. Mówiłem o Jezusie» – odpowiada Jan.
«Ale jak o Nim mówiłeś! Także Jan wziął [za podstawę przemówienia] Proroków. Ale [przedstawił] ich inaczej» – wyjaśnia Tomasz.
«Inaczej?» – pyta oszołomiony Iskariota.
«Tak. Ty wydobyłeś z Proroków surowość, on – słodycz. Bo ich surowość jest w końcu tylko i wyłącznie miłością, choćby gwałtowną, ale zawsze miłością ku duszom. Oni chcieliby, ażeby wszystkie dusze były wierne Panu. Nie wiem, czy dobrze to przemyślałeś, ty, wychowany pośród uczonych w Piśmie. Ja – tak, chociaż jestem złotnikiem. Także złoto trzeba kuć i obrabiać w żarze, ale po to, by je uczynić piękniejszym. Nie z powodu nienawiści, lecz – z miłości. Rozumiem to może dlatego, że jestem złotnikiem. [Jan] wziął Zachariasza i jego proroctwo na temat Chadraku i Damaszku i doszedł do miejsca: “Askalon, widząc to, z bojaźni zadrży, podobnie Gaza pogrąży się w trwodze i Ekron zawiedzie się w nadziei. Król z Gazy będzie usunięty...” i zaczął wyjaśniać, jak to wszystko się przydarzyło, bo człowiek oderwał się od Boga. Mówił o przyjściu Mesjasza, który jest przebaczeniem i miłością. Przyrzekł, że ludzie, którzy pójdą za Nauką Mesjasza, dojdą do posiadania godności królewskiej wiecznej i nieskończonej w Niebie, zamiast do biednej godności królewskiej, której synowie ziemi życzą sobie dla swego narodu. Powiedzieć to – to nic... Ale gdybyście go słyszeli... Wydawało się, że słychać muzykę i że unoszą nas aniołowie. I oto Prorocy – przez których ty otrzymałeś razy kijem – nam dali wyśmienite ryby.»
Judasz milczy oszołomiony.
«A wy?» – pyta Nauczyciel kuzynów i Zelotę.
«My poszliśmy w stronę doku, gdzie pracowali uszczelniacze statków. Także my woleliśmy iść do biednych. Ale byli tam i bogaci Filistyni, czuwający nad budową swych statków. Nie wiedzieliśmy, kto ma mówić, i wtedy, jak dzieci, zagraliśmy w punkty. Juda rzucił kostki i zdobył siedem punktów, ja – cztery, Szymon – dwa. Przypadło na Judę i mówił» – wyjaśnia Jakub, syn Alfeusza.
«Co powiedziałeś?» – dopytują się wszyscy.
«Powiedziałem po prostu, kim jestem, i że ze względu na ich gościnność proszę o łaskę przyjęcia słowa pielgrzyma. [Powiedziałem,] że widzę w nich braci mających to samo pochodzenie i cel oraz nadzieję – nie wspólną, lecz pełną miłości, że mogę doprowadzić ich do domu Ojca i do nazywania braćmi na wieczność, w wielkiej radości Nieba.
Powiedziałem następnie: Nasz prorok Sofoniasz rzekł: ‘I będzie wybrzeże morskie pastwiskiem – lęgowiskiem pasterzy i miejscem na zagrody dla trzód. Będzie także pas morski dla reszty z domu Judy: tam będą oni paśli swe stada, w domach Askalonu będą się wieczorem wylegiwali’. I rozwinąłem myśl, mówiąc: “Najwyższy Pasterz przybył do was uzbrojony nie w strzały, lecz w miłość. On powołuje się na przeszłość jedynie po to, by wyrazić ludziom Swe współczucie z powodu wielkiego zła, jakie sobie wyrządzają i jakie sobie wyrządzali, jak szalone dzieci, z nienawiści, podczas gdy mogli uniknąć tylu cierpień dzięki wzajemnej miłości, gdyż są braćmi. Ta ziemia – powiedziałem – będzie miejscem świętych pasterzy, sług Pasterza Najwyższego, którzy już wiedzą, że tu będą mieć swe pastwiska najżyźniejsze i najlepsze stada, a ich serca, pod koniec życia, będą mogły odpocząć, myśląc o waszych sercach, o sercach waszych synów, bardziej bliskich niż domy przyjaciół, bo będą miały za nauczyciela Jezusa, naszego Pana.”
Zrozumieli mnie. Zadawali mi, czy raczej nam, pytania. I Szymon opowiedział o swym uleczeniu, mój brat o Twojej dobroci względem ubogich. Oto dowód: pełna sakwa dla biednych, których spotkamy po drodze. I nam Prorocy nie przynieśli zła...»
Iskariota zamilkł.
«No cóż – mówi pocieszając go Jezus – innym razem Judasz zrobi lepiej. Sądził, że dobrze robi, postępując w ten sposób. Działając więc w uczciwym celu nie zgrzeszył w żaden sposób. Jestem zadowolony także z niego. Nie jest łatwe apostołowanie. Ale potem się nauczy. Jedno Mi się nie podoba. To, że nie miałem tych pieniędzy wcześniej i że was nie znalazłem. Byłyby potrzebne dla pewnej nieszczęśliwej rodziny.»
«Możemy iść z powrotem. Jest jeszcze wcześnie... Ale, wybacz, Nauczycielu. Jak ją znalazłeś. Co zrobiłeś? Naprawdę nic? Nie ewangelizowałeś?»
«Ja? Spacerowałem. Milczeniem powiedziałem pewnej nierządnicy: “Porzuć swój grzech”. Spotkałem dziecko, łobuza, którego ewangelizowałem, wymieniając z nim podarunki. Dałem mu zapinkę, którą Maria Salome przypięła Mi do płaszcza w Betanii, a on dał Mi to...» – Jezus wyjmuje karykaturalną kukiełkę. Wszyscy patrzą i śmieją się.
«Następnie poszedłem obejrzeć wspaniałe dywany, które pewien mieszkaniec Askalonu wytwarza i sprzedaje w Egipcie i gdzie indziej... Potem pocieszyłem małą dziewczynkę, która utraciła ojca, i uzdrowiłem jej matkę. To wszystko.»
«I to wydaje Ci się czymś małym?»
«Tak, bo potrzebne były także pieniądze, a Ja ich nie miałem.»
«Ależ wracamy tam... my, którzy... z nikim się nie sprzeczaliśmy» – mówi Tomasz.
«A twoja ryba?» – żartuje Jakub, syn Zebedeusza.
«Ryba? Oto ona. Wy, którzy macie na sobie klątwę, idźcie do starca udzielającego nam gościny i zacznijcie ją oporządzać. My idziemy do miasta.»
«Tak – zgadza się Jezus. – Ja jednak wskażę wam dom z daleka. Będzie tam wielu ludzi. Nie pójdę tam. Zatrzymaliby Mnie. Nie chcę obrazić oczekującego nas gospodarza, uchybiając jego zaproszeniu. Brak grzeczności jest zawsze sprzeczny z miłością.»
Iskariota jeszcze niżej spuszcza głowę i staje się bardzo czerwony. Zmienia tak bardzo kolor, przypominając sobie, ile razy popełnił ten błąd. Jezus mówi dalej:
«Wy pójdziecie do domu poszukać dziewczynkę. Jest tam tylko jedna córka, nie możecie się pomylić. Dacie jej tę sakiewkę i powiecie: “Bóg ci to posyła, bo potrafiłaś uwierzyć. To dla ciebie, dla mamy i dla młodszych braci.” Nic więcej. I zaraz wracajcie. Chodźmy.»
Grupa rozdziela się. Jezus, Jan, Tomasz i kuzyni idą do miasta, podczas gdy inni udają się do domu filistyńskiego ogrodnika.