Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga III - Drugi rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

55. Z SYCHEM DO BEROT

Napisane 19 czerwca 1945. A, 5377-5385

Jak rzeka wzbiera – kiedy wpływają do niej coraz to nowe dopływy – tak droga z Sychem do Jerozolimy mrowi się coraz bardziej od podróżnych, w miarę jak podrzędne drogi z wiosek wylewają nań wiernych, zdążających do Miasta Świętego. Ten napływ ludzi pomaga Piotrowi zabawiać dziecko przechodzące obok rodzinnych wzgórz, których ziemia pogrzebała jego rodziców. Chłopak nie zauważa tego.

Po długim nieprzerwanym marszu – minąwszy po lewej Szilo wznoszące się na górze – odpoczęli nieco i zjedli coś w zielonej dolinie, w której dźwięczą krystaliczne i czyste wody. Ponownie ruszają w drogę i wchodzą na wapienne wzgórze. Jest ono raczej obnażone. Słońce praży tu bezlitośnie swymi promieniami. Rozpoczyna się schodzenie w dół przez szereg bardzo pięknych winnic, ozdabiających swymi girlandami zbocza wapiennych gór o nasłonecznionych szczytach.

Piotr lekko się uśmiecha i daje znak Jezusowi, który także się uśmiecha. Dziecko nic nie zauważa, tak skupia się na słuchaniu Jana z Endor. Ten opowiada mu o różnych krajach, po których podróżował. Rosną w nich bardzo słodkie winogrona, które jednak nie służą do wyrabiania wina, lecz przysmaków lepszych niż miodowe placki.

Oto nowe wzniesienie, o wiele bardziej strome. Grupa apostołów – schodząc z zakurzonej i zatłoczonej głównej drogi – wolała iść tym skrótem przez lasy. Po przybyciu na szczyt widać jak lśni w oddali wyraźne już morze światła, górujące nad całkiem białymi zabudowaniami. Domy są być może pobielone wapnem.

«Jabesie! – woła Jezus. – Chodź tutaj. Widzisz ten złoty punkt? To jest Dom Pana. Tam złożysz przysięgę posłuszeństwa Prawu. Znasz je dobrze?»

«Mama mówiła mi o nim i ojciec mnie uczył przykazań. Umiem czytać i... i sądzę, że pamiętam to, co mi powiedzieli, zanim umarli...»

Dziecko – które przybiegło z uśmiechem na wezwanie Jezusa – płacze teraz z pochyloną główką. Jego ręka drży w dłoni Jezusa.

«Nie płacz. Posłuchaj. Czy wiesz, gdzie jesteśmy? To jest Betel. Tu święty Jakub miał swój anielski sen. Znasz go? Pamiętasz go?»

«Tak, Panie. Widział drabinę, która wychodziła z ziemi i sięgała Nieba. W górę i w dół wchodzili i zstępowali aniołowie. Mama mówiła mi, że w godzinie śmierci – jeśli będziemy zawsze dobrzy – zobaczymy to samo i pójdziemy po tej drabinie do Domu Bożego. To mi mówiła mama. Ale teraz już mi nic nie mówi... Wszystkie te rzeczy mam tutaj i to jest wszystko, co od niej mam...»

Łzy spływają po tak bardzo smutnej twarzyczce.

«Ależ nie płacz tak! Posłuchaj, Jabesie. Ja także mam Matkę, która nazywa się Maryja. Jest święta i dobra i umie mówić o takich rzeczach. Jest mądrzejsza od nauczyciela, a lepsza i piękniejsza od anioła. Teraz pójdziemy do Niej. Będzie cię bardzo kochała. Powie ci wiele. A z Nią jest mama Jana, także bardzo dobra, i nazywa się Maria. I matka Mojego brata Judy... również słodka jak plaster miodu... także ona nazywa się Maria. Będą cię bardzo kochać. Naprawdę bardzo. Ponieważ jesteś dzielnym dzieckiem i ze względu na Moją miłość, bo Ja cię bardzo kocham. Potem urośniesz pośród nich i kiedy staniesz się duży, będziesz świętym Bożym. Będziesz nauczał jak doktor, głosząc Jezusa, który ponownie dał ci Matkę, tutaj, i który otworzy bramy Niebios twojej zmarłej mamie, twojemu ojcu, i który także tobie je otworzy, gdy nadejdzie twoja godzina. Nie będziesz nawet musiał wstępować po długiej drabinie do Nieba, w godzinie śmierci. Będziesz po niej wstępował już w ciągu życia, będąc dobrym uczniem. I znajdziesz się tam, na progu otwartego Raju, i Ja tam będę, i powiem ci: “Przyjdź, Mój przyjacielu i synu Maryi”, i pozostaniemy razem.»

Jaśniejący uśmiech Jezusa – który idzie trochę pochylony, aby być bliżej podniesionej twarzyczki dziecka, drepczącego u Jego boku, z rączką w Jego dłoni – oraz cudowne opowiadanie osuszają łzy i wywołują uśmiech. Dziecko – które nie jest głupie, lecz tylko oszołomione przez ogrom cierpienia i stratę, jakiej doznało – zainteresowane opowiadaniem pyta:

«Powiedziałeś, że otworzysz bramy Niebios. Czyż nie są zamknięte z powodu wielkiego Grzechu? Mama mówiła mi, że nikt nie może tam wejść, dopóki nie przyjdzie przebaczenie, i że sprawiedliwi czekają na nie w Otchłani.»

«Tak jest. Ale potem Ja pójdę do Ojca, po przekazaniu słowa Bożego i... i po otrzymaniu przebaczenia, i powiem: “Ojcze Mój, wypełniłem całą Twoją wolę. Teraz chcę otrzymać nagrodę za Moją ofiarę. Niech przyjdą sprawiedliwi, którzy czekają na Twoje Królestwo”. A Ojciec Mi powie: “Niech będzie, jak chcesz”. I wtedy Ja zstąpię, aby wezwać wszystkich sprawiedliwych. Otchłań otworzy swe podwoje na dźwięk Mojego głosu i wyjdą rozradowani święci Patriarchowie, jaśniejący Prorocy, błogosławione niewiasty Izraela. A potem, wiesz, ile dzieci? Jak łąka w kwiatach – dzieci w każdym wieku! I śpiewając, pójdą za Mną, wstępując do pięknego Raju.»

«A będzie tam moja mama?»

«Oczywiście.»

«Nie powiedziałeś mi, że będzie z Tobą w bramie Nieba, kiedy i ja umrę...»

«Ani ona, ani twój ojciec nie będą musieli być w tej bramie. Jak jaśniejący aniołowie będą zawsze zlatywać z Nieba na ziemię, od Jezusa do swego małego Jabesa. Kiedy zaś będziesz miał umrzeć, zrobią tak, jak czynią te dwa ptaszki w tamtym żywopłocie. Widzisz je?»

Jezus bierze w ramiona dziecko, aby widziało lepiej.

«Widzisz, jak wysiadują jajeczka? Czekają, aż się otworzą, a potem rozłożą skrzydła nad swymi pisklętami, aby je strzec od wszelkiego zła. Następnie – gdy podrosną i będą przygotowane do fruwania – podtrzymają je swymi silnymi skrzydłami, prowadząc je coraz wyżej, wyżej i wyżej... w stronę słońca. Twoi rodzice uczynią podobnie z tobą.»

«Naprawdę tak będzie?»

«Właśnie tak.»

«A powiesz im, żeby nie zapomnieli przyjść?»

«To niepotrzebne, bo oni cię kochają, ale powiem im o tym.»

«O! Jak Cię kocham!»

Dziecko, jeszcze w ramionach Jezusa, tuli się do Jego szyi i całuje Go w porywie radości. Jezus odpowiada pocałunkiem i stawia chłopca na ziemi.

«No, dobrze! A teraz idziemy dalej. W stronę Miasta Świętego. Powinniśmy tam dotrzeć jutro wieczorem. [Ale czy wiesz,] po co taki pośpiech? Potrafisz to wytłumaczyć? Czy to nie byłoby to samo, gdybyśmy dotarli pojutrze?»

«Nie. To nie byłoby to samo. Ponieważ jutro jest dzień Przygotowania i po zachodzie słońca można przejść tylko sześć stadiów. Więcej nie można, bo zacznie się szabat i jego spoczynek.»

«Zatem próżnuje się w szabat...»

«Nie. Modli się do Najwyższego Pana.»

«A jak On się nazywa?»

«Adonai. Ale święci mogą wymawiać Jego Imię.»

«Także dobre dzieci. Powiedz je, jeśli je znasz.»

«Jahwe...»

Dziecko wypowiedziało to Imię, zmiękczając po dziecięcemu i wydłużając pierwszą spółgłoskę.

«A dlaczego modlimy się do Najwyższego Pana w szabat?»

«Bo On nakazał to Mojżeszowi, dając mu tablice Prawa.»

«Ach tak? I co powiedział?»

«Powiedział, żeby święcić szabat. Będziesz pracował przez sześć dni, ale siódmego odpoczniesz i pozwolisz odpocząć, bo i Ja tak uczyniłem po dziele stworzenia.»

«Jak to? Pan wypoczywał? Czyżby się zmęczył stwarzaniem? Czy to rzeczywiście On stworzył? Skąd to wiesz? Ja wiem, że Bóg nigdy się nie męczy.»

«Nie zmęczył się, gdyż Bóg nie chodzi, nie porusza rękami. Ale powiedział tak, aby pouczyć Adama i nas, i abyśmy mieli jeden dzień, kiedy będziemy myśleć o Nim. To On stworzył wszystko, naprawdę. Mówi o tym Księga Pana.»

«A czy to On napisał tę Księgę?»

«Nie. Ale jest Prawdą. Trzeba w nią wierzyć, żeby nie pójść do Lucyfera.»

«Powiedziałeś Mi, że Bóg nie chodzi ani nie porusza rękami. W jaki sposób zatem stwarzał? Jaki jest? Czyżby był posągiem?»

«Nie jest bożkiem, jest Bogiem. A Bóg jest... Bóg jest... pozwól Mi przypomnieć sobie, jak to mówiła moja mama, a jeszcze lepiej od niej – ten człowiek, który chodzi w Twoje imię do biedaków z Ezdrelonu... Mama mówiła, żebym zrozumiał Boga: “Bóg jest jak moja miłość do ciebie. Nie ma ciała, a jednak istnieje”.»

I ten mały człowiek, ze słodkim uśmiechem mówi:

«Bóg jest jedynym Wiecznym Duchem, Jedynym i Troistym, a Druga Osoba przyjęła ciało z miłości do nas, biednych, i ma imię... O, mój Panie! Teraz, kiedy o tym myślę... to jesteś Ty!»

Dziecko, oszołomione, rzuca się na ziemię w akcie adoracji. Wszyscy przybiegają sądząc, że upadło, ale Jezus nakazuje milczenie, kładąc palec na ustach. Potem mówi:

«Wstań, Jabesie! Dzieci nie powinny się Mnie bać.»

Dziecko podnosi głowę, pełne szacunku, i patrzy na Jezusa ze zmienioną twarzą, prawie z lękiem. Jezus uśmiecha się i wyciąga do niego rękę mówiąc:

«Jesteś pełen mądrości, mały Izraelito. Poprowadzimy dalej nasz egzamin. Rozpoznałeś Mnie już, a wiesz może, czy mówi o Mnie Księga?»

«O, tak, Panie! Od początku do teraz. Wszystko mówi o Tobie. Ty jesteś obiecanym Zbawicielem. Teraz rozumiem, dlaczego otworzysz bramy Otchłani. O, Panie, Panie! I Ty mnie tak bardzo kochasz?»

«Tak, Jabesie.»

«Nie, już nie Jabesie. Daj mi inne imię, które będzie mówiło, że mnie pokochałeś, że mnie zbawiłeś...»

«Imię wybiorę razem z Matką. Dobrze?»

«Ale niech właśnie to wyraża. Przyjmę je w dniu, gdy stanę się synem Prawa.»

«Przyjmiesz je od tego dnia.»

Minęli już Betel. Zatrzymują się na spożycie posiłku w małej dolince, świeżej i bogatej w wodę. Jabes jest nieco oszołomiony objawieniem i je w ciszy. Przyjmuje z czcią każdy kęs, który podaje mu Jezus. Stopniowo ośmiela się, szczególnie po pięknej zabawie z Janem, gdy inni wypoczywali na zielonej trawie. Powraca do Jezusa razem z uśmiechniętym Janem i rozmawiają w trójkę.

«Nie powiedziałeś Mi jeszcze, kto mówi o Mnie w Księdze.»

«Prorocy, Panie. A wcześniej jeszcze mówi o Tobie Księga po wypędzeniu Adama, potem... potem tam, gdzie jest mowa o Jakubie, Abrahamie i Mojżeszu... O!... Ojciec mówił mi, że udał się do Jana – nie do tego, do innego Jana, tamtego znad Jordanu – i że tamten wielki Prorok nazywał Cię Barankiem... Oto teraz rozumiem, baranka Mojżesza... Paschą jesteś Ty!»

Jan go pyta: «A który Prorok najlepiej o Nim prorokował?»

«Izajasz i Daniel. Ale... podoba mi się bardziej Daniel, teraz kiedy Cię kocham jak mojego ojca. Mogę tak powiedzieć? Powiedzieć, że kocham Cię, jak kochałem mojego ojca? Tak? No więc teraz wolę Daniela.»

«Dlaczego? Przecież Izajasz tak dużo mówi o Chrystusie.»

«Tak, ale mówi o cierpieniach Chrystusa. A Daniel mówi o pięknym aniele i o Twoim przyjściu. To prawda... on także mówi, że Chrystus zostanie ofiarowany. Ale ja myślę, że Baranek będzie ofiarowany szybko... a nie jak mówi Izajasz i Dawid... Zawsze płakałem, gdy mama mi to czytała, dlatego więcej mi o nich nie mówiła.»

I teraz dziecko prawie już płacze, głaskając rękę Jezusa.

«Nie myśl o tym teraz. Posłuchaj. Znasz przykazania?»

«Tak, Panie. Sądzę, że je znam. W lesie powtarzałem je, żeby nie zapomnieć, i aby słyszeć słowa mamy i taty. Ale teraz już nie płaczę, bo teraz mam Ciebie.»

Jednak tak naprawdę ma łzy w oczach. Jan śmieje się i obejmuje Jezusa mówiąc:

«Moje słowa! Wszyscy, którzy mają serce dziecka, mówią tak samo.»

«Tak. Ich słowa pochodzą od jedynej Mądrości. Teraz musimy iść, żeby dojść bardzo szybko do Berot. Jest coraz więcej ludzi, a pogoda [zmienia się] nie zapowiadając nic dobrego. Schronienia będą zdobywane szturmem. Nie chcę, abyście się pochorowali.»

Jan woła towarzyszy i rozpoczyna się marsz do Berot, przez równinę, niezbyt uprawianą, ale i nie tak suchą, jak wzniesienie za Szilo, które zostawili za sobą.


   

Przekład: "Vox Domini"