Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga III - Drugi rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA  –

40. POUCZENIE W KUCHNI, W DOMU PIOTRA.

WIADOMOŚĆ O POJMANIU CHRZCICIELA.

Napisane 7 czerwca 1945. A, 5254-5269.

Oto znowu znajdujemy się w kuchni Piotra. Posiłek był obfity, bo półmiski z resztkami ryby i mięsa, sera, suszonych lub przynajmniej pomarszczonych owoców, placków miodowych stoją na kredensie, przypominającym trochę nasze toskańskie skrzynie. Amfory i kubki są jeszcze w nieładzie na stole.

Małżonka Piotra musiała chyba dokonywać cudów, aby sprawić przyjemność mężowi, i pracowała cały dzień. Teraz, zmęczona, lecz zadowolona, pozostaje w kącie i słucha tego, co mówi jej mąż i inni. Patrzy na swego Szymona. Musi być dla niej wielkim człowiekiem, choć jest nieco wymagający. Kiedy słyszy, jak posługuje się nowymi słowami – ten, który przedtem mówił wyłącznie o łodziach, sieciach, rybach i pieniądzach – mruży oczy, jakby raziło ją zbyt silne światło. Piotr – czy to z radości, że gości Jezusa przy swoim stole, czy też z powodu obfitego posiłku, jaki im podano – jest jakby natchniony tego wieczora i ujawnia się w nim przyszły Piotr, który będzie przemawiał do tłumów. Nie wiem, jaka uwaga towarzysza sprowokowała Piotra do zaskakującej odpowiedzi:

«Stanie się z nimi jak z budowniczymi wieży Babel. Ich pycha spowoduje upadek ich nauk i zostaną nimi przywaleni.»

Andrzej oponuje:

«Bóg jest Miłosierdziem. Przeszkodzi upadkowi, żeby mieli czas się nawrócić.»

«Nawet o tym nie myśl. Dla uwieńczenia swej pychy posłużą się oszczerstwem i prześladowaniem. O! Już to przeczuwam. Będą nas prześladować, aby nas rozproszyć jako znienawidzonych świadków. Ale kiedy zdradliwie zaatakują Prawdę, Bóg pomści się i zginą.»

«Czy będziemy mieć siłę do wytrwania?» – pyta Tomasz.

«Właśnie... ja nie będę jej miał, lecz powierzam się Jemu.»

Piotr wskazuje Nauczyciela, który słucha i milczy, stojąc z głową nieco pochyloną, jakby dla ukrycia wyrazu Swej twarzy.

«Myślę, że Bóg nie da nam doświadczeń przewyższających nasze siły» – stwierdza Mateusz.

«Albo przynajmniej powiększy nasze siły, gdy wzrosną doświadczenia» – mówi Jakub, syn Alfeusza.

«On już to uczynił. Ja byłem bogaty i potężny. Gdyby Bóg nie zechciał mnie zachować dla Swoich planów, zginąłbym z rozpaczy, gdy byłem prześladowany i trędowaty. Targnąłbym się na siebie... Zamiast tego w moim całkowitym upadku zstąpiło na mnie nowe bogactwo, którego nigdy przedtem nie posiadałem, bogactwo pewności: “Bóg istnieje”. Przedtem... Bóg... Tak, byłem wierzącym, byłem wiernym Izraelitą. Była to jednak wiara sformalizowana. Wydawało mi się, że Jego nagroda była zawsze mniejsza, niż [zasługiwały na to] moje cnoty. Pozwalałem sobie na dyskutowanie z Bogiem, bo czułem się kimś ważnym na ziemi. Szymon Piotr ma rację. Ja także budowałem wieżę Babel z samouwielbienia i zadowolenia z własnego ja. Kiedy wszystko zwaliło się na mnie i kiedy byłem robakiem rozgniecionym pod ciężarem całej tej bezużytecznej ludzkiej natury, wtedy nie dyskutowałem już z Bogiem, lecz z samym sobą, z moim szalonym ja i skończyłem na zniszczeniu go. I im bardziej to robiłem – torując drogę Temu, który według mnie jest Bogiem immanentnym w stosunku do naszego bytu, do nas, istot ziemskich – tym bardziej otrzymywałem nową siłę, nowe bogactwo. Miałem pewność, że nie jestem sam i że Bóg czuwa nad człowiekiem zwyciężonym przez człowieka i przez zło» [– mówi Szymon Zelota.]

«Kim jest, według ciebie, Bóg, o którym powiedziałeś: “Bóg immanentny w stosunku do naszego bytu, do nas, istot ziemskich”? Co chcesz powiedzieć? Nie rozumiem i to wydaje mi się herezją. Bóg jest tym, którego znamy poprzez Prawo i Proroków. Nie ma innego» – mówi dość surowo Judasz Iskariota.

«Gdyby Jan tu był, powiedziałby to lepiej niż ja. Mówię ci po prostu tak, jak umiem. Bóg jest tym, którego znamy dzięki Prawu i Prorokom, to prawda. Jednak co o Nim wiemy? W jaki sposób [Go poznajemy]?»

Juda, syn Alfeusza, wybucha:

«Mało i źle. Prorocy, którzy nam Go opisali, znali Go jeszcze. My jednak mamy o Nim pojęcie niejasne, przesączone przez przeszkodę złożoną z licznych wyjaśnień nagromadzonych przez sekty...»

«Przez sekty? Ależ co ty mówisz! Nie ma u nas sekt. Jesteśmy synami Prawa. Wszyscy» – mówi Iskariota oburzony, napastliwy.

«Synowie praw, lecz nie – Prawa. Jest drobna różnica pomiędzy liczbą pojedynczą a mnogą. Oto co jest w rzeczywistości: jesteśmy synami tego, co stworzyliśmy, a już nie tego, co Bóg nam dał» – odpowiada Tadeusz.

«Prawa zrodziły się z Prawa» – mówi Iskariota.

«Choroby też zrodziły się z naszego ciała, a nie powiesz mi przecież, że są czymś dobrym» – odpowiada Tadeusz.

«Pomóżcie mi się wreszcie dowiedzieć, co to jest Bóg immanentny Szymona Zeloty» [– mówi] Iskariota, który nie potrafiąc odpowiedzieć na uwagę Judy, syna Alfeusza, próbuje powrócić do punktu wyjścia.

Szymon Zelota mówi:

«Abyśmy coś zrozumieli, naszym zmysłom potrzeba zawsze jakiegoś określenia. Każdy z nas – mówię o nas, wierzących – przyjmuje mocą wiary Najwyższego Pana i Stwórcę, Boga wiecznego, który jest w Niebie. Jednak każda istota potrzebuje więcej niż tej wiary nagiej, dziewiczej, bezcielesnej, odpowiedniej i wystarczającej aniołom, którzy widzą i kochają Boga w sposób duchowy, dzieląc z Nim naturę duchową i mając zdolność widzenia Boga. My mamy potrzebę stworzenia sobie “obrazu” Boga. Ten obraz jest uczyniony z istotnych cech, jakie przypisujemy Bogu, aby nadać imię Jego absolutnej i nieskończonej doskonałości. Im bardziej dusza się skupia, tym dokładniej poznaje Boga. Oto, co rozumiem przez ‘Bóg immanentny’. Nie jestem filozofem. Być może to pojęcie nie jest tu odpowiednie. Jednak w sumie Bóg immanentny to odczucie Boga, spostrzeganie Boga w naszym duchu, odczuwanie Go i rozumienie nie tylko jako abstrakcyjnego pojęcia, lecz jako rzeczywistej obecności, dającej nam siłę i nowy pokój.»

«No dobrze. Ale właściwie to jak Go odczuwasz? Jaka jest różnica pomiędzy odczuciem przez wiarę i odczuciem przez immanencję?» – pyta Iskariota nieco ironicznie. Włącza się Piotr:

«Bóg jest bezpieczeństwem, chłopcze. Odczuwasz Go – jak mówi Szymon używając terminu, którego dokładnie nie rozumiem, lecz którego ducha pojmuję. Uważam, że nasza bolączka polega na rozumieniu litery zamiast ducha Bożych słów – to znaczy, że udaje ci się uchwycić nie tylko pojęcie straszliwego majestatu, lecz najsłodszego ojcostwa Boga. Odczuwać Go oznacza, że – kiedy cały świat cię niesprawiedliwie osądza i potępia – Ten Jedyny, On, Przedwieczny, który jest dla ciebie Ojcem, nie osądza cię, lecz odpuszcza ci i pociesza cię. Odczuwać Go oznacza, że kiedy cały świat cię znienawidzi, ty będziesz odczuwał na sobie miłość większą niż cały świat. To oznacza, że sam – w więzieniu lub na pustyni – zawsze będziesz czuł, że Ktoś do ciebie przemawia słowami: “Bądź święty, aby być jak twój Ojciec”. To oznacza, że przez prawdziwą miłość do Boga - Ojca ostatecznie dochodzi się do odczuwania Go jako takiej właśnie Istoty, uznaje się Go, działa, przyjmuje lub porzuca [wszystko] ponad ludzką miarę, myśląc jedynie o odpłaceniu miłością za miłość, o naśladowaniu – jak to tylko możliwe – Boga w działaniach Jemu właściwych.»

«Jesteś pyszałkiem! Naśladować Boga! Tego ci nie wolno» – osądza Iskariota.

«To nie pycha. Miłość prowadzi do posłuszeństwa. Naśladowanie Boga wydaje mi się jedną z form okazywania posłuszeństwa, bo Bóg mówi, że stworzył nas na Swój obraz i podobieństwo» – odpowiada Piotr.

«To On nas stworzył i my nie powinniśmy wznosić się wyżej.»

«Ależ, jesteś biedakiem, jeśli myślisz w ten sposób, drogi chłopcze! Zapomniałeś, że upadliśmy i Bóg chce nas doprowadzić do tego, czym byliśmy.»

Jezus zabiera głos:

«Więcej nawet, Piotrze, Judaszu i wy wszyscy. Doskonałość Adama mogłaby wzrastać jeszcze bardziej dzięki miłości, [nawet gdyby nie zaistniał grzech pierworodny]. Przez nią stawałby się on coraz wierniejszym obrazem swojego Stwórcy. Adam bez zmazy grzechu byłby najczystszym odbiciem Boga. Dlatego też Ja mówię: “Bądźcie doskonali, jak doskonały jest wasz Ojciec Niebieski”. Jak Ojciec – a więc jak Bóg. Piotr powiedział bardzo dobrze, także Szymon. Proszę was, abyście pamiętali o ich słowach i stosowali je do waszych dusz.»

Mało brakuje, by małżonka Piotra nie omdlała z radości, słuchając takich pochwał dla męża. Płacze za swą zasłoną, spokojna i szczęśliwa. Piotr tak poczerwieniał, że wydaje się przechodzić atak apopleksji. Oniemiał na chwilę, a potem mówi:

«Dobrze, daj mi więc nagrodę. Przypowieść z dzisiejszego poranka...»

[por. Mt 13,10n, Mk 4,10n, Łk 8,9n] Inni przyłączają się do Piotra, mówiąc:

«Tak. Obiecałeś to. Przypowieści są bardzo użyteczne, aby zrozumieć porównanie, lecz my pojmujemy, że mają one sens, który je przekracza. Dlaczego mówisz do nich w przypowieściach?»

«Im bowiem nie jest dane zrozumieć więcej niż to, co Ja wyjaśniam. Wam dane jest o wiele więcej, gdyż wy, Moi apostołowie, musicie poznać tajemnicę i dlatego jest wam dawane zrozumienie tajemnic Królestwa Niebieskiego. Mówię wam więc: “Pytajcie, jeśli nie rozumiecie ducha przypowieści”. Wy dajecie wszystko i wszystko też jest wam dawane, abyście wy z kolei mogli dawać wszystko. Oddajecie Bogu wszystko: uczucia, czas, interesy, wolność, życie. I Bóg daje wam wszystko dla wynagrodzenia i dla uzdolnienia was do dawania wszystkiego w Jego imię temu, kto do was przychodzi. Tak więc temu, kto daje, będzie dane, i to w obfitości. Jednak temu, kto daje tylko częściowo lub nie dał wszystkiego, zostanie odebrane nawet to, co ma.

Mówię do nich w przypowieściach, aby patrząc widzieli tylko to, co oświetla ich pragnienie przylgnięcia do Boga; aby słuchając – również dzięki swemu pragnieniu przylgnięcia – słyszeli i rozumieli. Wy widzicie! Wielu słyszy Moje słowa, niewielu – [chce] przylgnąć do Boga. Ich duchy pozbawione są dobrej woli. Na nich spełnia się proroctwo Izajasza: “Słuchać będziecie waszymi uszami, a nie usłyszycie. Patrzeć będziecie waszymi oczami, a nie ujrzycie.” Bo lud ten ma nieczułe serce, uszy zatwardziałe i oczy zamknięte, aby nie widzieć i nie słyszeć, aby nie słyszeć swym sercem i nie nawrócić się, abym ich uzdrowił.

[por. Łk 10,23n] Jednak wy błogosławieni jesteście z powodu waszych oczu, które widzą, i waszych uszu, które słyszą, z powodu waszej dobrej woli! Zaprawdę powiadam wam, że wielu Proroków i wielu sprawiedliwych pragnęło widzieć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, słyszeć to, co wy słyszycie, a wcale nie usłyszeli. Spaliło ich pragnienie zrozumienia tajemnicy słów, lecz kiedy zgasło światło proroctwa słowa, które pozostały, stały się – nawet dla świętego, który je otrzymał – jak wygasły węgiel.

Jedynie Bóg Sam Siebie objawia. Kiedy odchodzi Jego światło, po osiągnięciu swego celu rozjaśnienia tajemnicy, niezdolność zrozumienia ściska – jak bandaże mumii – królewską prawdę otrzymanego słowa. Dlatego też powiedziałem ci tego ranka: “Pewnego dnia odnajdziesz wszystko, co ci dałem”. Teraz nie możesz zapamiętać. Jednak później światłość zstąpi na ciebie nie na chwilę, lecz na [czas] nierozerwalnego małżeństwa Ducha Przedwiecznego z twoim. Uczyni ona nieomylnym twoje nauczanie w tym, co dotyczy Królestwa Bożego. I jak stanie się to dla ciebie, tak będzie też dla twych następców, jeśli żyć będą [karmiąc się] Bogiem jako swoim jedynym chlebem.

[por. Mt 13,18n, Mk 4,14n Łk 8,11n] Posłuchajcie teraz ducha przypowieści. Mamy cztery rodzaje pól: urodzajne, zarośnięte cierniami, pokryte kamieniami i pełne ścieżek. Tak samo mamy cztery rodzaje duchów.

Są duchy szlachetne, duchy o dobrej woli, przygotowane swą pracą i dobrą pracą apostoła – ‘prawdziwego’ apostoła. Istnieją bowiem tacy, którzy noszą to imię, lecz nie posiadają apostolskiego ducha. Ci są groźniejszymi zabójcami dla kształtującej się woli niż ptaki, ciernie i kamienie. Wprowadzają taki zamęt swym nieprzejednaniem, pośpiechem, naganami, groźbami, że na zawsze oddalają od Boga. Są inni, którzy przeciwnie – przez stałe podlewanie łagodnością nie na miejscu – sprawiają, że nasienie gnije w zbyt wilgotnej ziemi. Przez swój brak siły pozbawiają mocy dusze, którymi się zajmują.

Pozostańmy jednak przy prawdziwych apostołach, którzy są czystymi zwierciadłami Boga. Oni są ojcowscy, miłosierni, cierpliwi i równocześnie silni jak ich Pan. Duchy przygotowane przez nich oraz przez wysiłek własnej woli podobne są do pól urodzajnych, pozbawionych kamieni i cierni, wolnych od chwastów i życicy. W nich rozwija się słowo Boże i wszelkie słowo. Ziarno kiełkuje i wytwarza kłos, dając tu plon stokrotny, tam sześćdziesięciokrotny, a jeszcze gdzie indziej – trzydziestokrotny.

Czy są tacy pośród idących za Mną? Oczywiście, i oni będą świętymi. Należą do nich [osoby] z wszystkich klas, z wszystkich krain. Są także poganie i nawet oni wydadzą plon stokrotny – dzięki swej dobrej woli, jedynie dzięki niej albo też dzięki niej oraz woli apostoła lub ucznia, który Mi ich przygotowuje.

Pola pełne cierni to takie, na które niedbalstwo pozwoliło przeniknąć ciernistej plątaninie własnych spraw, które tłumią dobre ziarno. Trzeba zawsze się pilnować, zawsze, zawsze. Nigdy nie można powiedzieć: “Och! Już jestem uformowany, obsiany i mogę być spokojny, bo wydam plon na życie wieczne”. Trzeba być czujnym, gdyż walka pomiędzy Dobrem a Złem jest stała. Czy kiedykolwiek obserwowaliście rodzinę mrówek, które wchodzą do domu? Oto są na palenisku. Niewiasta nie zostawia już na nim pożywienia i kładzie je na stole. Mrówki jednak je wywęszą w powietrzu i szturmują stół. Niewiasta stawia je w kredensie, a one przechodzą przez zamek. Niewiasta zawiesza zapasy na suficie, a one przebywają długą drogę wzdłuż murów i belek, schodzą po sznurkach i zjadają wszystko. Niewiasta je pali, zalewa wrzątkiem lub zatruwa i potem jest spokojna, sądząc, że je wyniszczyła. O! Jeśli nie czuwa, jaką ma niespodziankę! Oto wychodzą te, które właśnie się urodziły, i wszystko zaczyna się od nowa. Tak jest jak długo żyjemy. Trzeba mieć się na baczności, wykorzeniać wschodzące chwasty, w przeciwnym razie robią zadaszenie z cierni i duszą ziarno. Troski tego świata, ułuda bogactw wytwarzają gąszcz, duszą zasiane przez Boga rośliny i przeszkadzają im uformować kłosy.

Oto teraz pola pełne kamieni. Ileż ich jest w Izraelu! To ci, którzy należą do synów “praw”, jak powiedział bardzo słusznie Mój brat Juda. Nie ma w nich jedynego kamienia Świadectwa, nie ma w nich kamienia Prawa. Jest kamienisty grunt utworzony z małych, nędznych ludzkich praw ustanowionych przez ludzi. Tak bardzo ich wiele. Swoim ciężarem przywaliły nawet Kamień Prawa. To rumowisko, przeszkadzające jakiemukolwiek zakorzenieniu się ziarna. Korzeń nie jest już odżywiany. Nie ma już ziemi, nie ma odżywczych soków. Woda wywołuje gnicie, bo stoi jakby na kamiennej posadzce. Słońce ogrzewa ją i pali małe roślinki. To duchy tych, którzy złożonymi ludzkimi doktrynami zastąpili prostą naukę Boga. Oni przyjmują – i to nawet z radością – Moje słowo. W danej chwili ono ich porusza i przyciąga. Ale potem... Trzeba by heroizmu mozolnej orki w celu oczyszczenia pola, duszy i umysłu, z całej warstwy kamieni krasomówców. Wtedy ziarno wypuściłoby korzeń i uformowałoby silny pęd. Inaczej... nic nie wyda. Wystarczy lęk przed ludzkim prześladowaniem. Wystarczy myśl: “A co potem? Co zrobią mi mocni?” – i biedne ziarno usycha bez pożywienia. Wystarczy, że całe to kamieniste podłoże poruszy się z pustym hałasem wielu setek przepisów, które zajęły miejsce Przepisu, i oto człowiek ginie wraz z otrzymanym ziarnem... Izrael jest ich pełen. To wyjaśnia, w jakim stopniu droga ku Bogu idzie w kierunku przeciwnym drodze ludzkiej potęgi.

Wreszcie na koniec – pola pełne ścieżek, zakurzone, ogołocone. To ludzie tego świata, egoiści. Wygoda stanowi dla nich prawo, przyjemność jest ich celem. Nie trudzić się, spać, śmiać się, jeść... Duch tego świata jest ich królem. Pył światowości pokrywa teren, który staje się jałowy. Ptaki, czyli różne formy rozwiązłości, rzucają się na tysiące ścieżek utworzonych, aby ułatwić nam życie. Duch świata, to znaczy Zły, wydziobuje i niszczy wszelkie ziarno, które pada na ten teren otwarty dla wszelkich form zmysłowości i lekkomyślności.

Zrozumieliście? Czy macie jeszcze jakieś pytania? Nie? Możemy więc udać się na spoczynek, aby jutro iść do Kafarnaum. Zanim rozpoczniemy wędrówkę do Jerozolimy na Paschę, muszę jeszcze pójść w jedno miejsce.»

«Czy pójdziemy przez Arymateę?» – pyta Iskariota.

«To nie jest pewne. To zależy od...»

Ktoś gwałtownie puka do drzwi.

«Któż to może być o tej porze?» – zastanawia się Piotr wstając otworzyć.

Ukazuje się Jan – wstrząśnięty, pokryty kurzem, z widocznymi śladami łez na twarzy.

«Ty tutaj? – wołają wszyscy – Co się stało?»

Jezus wstaje i pyta tylko:

«Gdzie jest Matka?»

Jan podchodzi, klęka u stóp swego Nauczyciela, wyciągając ręce, jakby w poszukiwaniu pomocy. Mówi:

«Matka jest bezpieczna, ale płacze – jak i ja oraz jak wielu ludzi – i prosi Cię, abyś nie szedł wzdłuż brzegu Jordanu z naszej strony. Kazała mi z tego powodu wrócić, bo... bo Jan, Twój kuzyn, został wtrącony do więzienia...»

Jan płacze i wielkie wzruszenie ogarnia wszystkich obecnych. Jezus bardzo blednie, lecz nie okazuje wzburzenia. Mówi tylko:

«Wstań i opowiadaj.»

«Szedłem na południe z Matką i niewiastami. Także Izaak i Tymon byli z nami. Trzy niewiasty i trzech mężów... Byłem posłuszny Twemu rozkazowi, by zaprowadzić Maryję do Jana... Ach! Ty wiedziałeś, że to miało być ostatnie pożegnanie!... Burze ostatnich dni zatrzymały nas zaledwie na kilka godzin, ale to wystarczyło, żeby Jan nie mógł już ujrzeć Maryi... Dotarliśmy o godzinie szóstej, a jego ujęto o pianiu koguta...»

«Ale gdzie? Jak? Przez kogo? W jego grocie?» – wszyscy pytają, wszyscy chcą wiedzieć.

«Został zdradzony. Posłużono się Twoim Imieniem, żeby go zdradzić!»

«To straszne! Ale kto to był?» – krzyczą wszyscy.

Jan drżąc wypowiada cichutko tę potworność, której nawet powietrze wolałoby nie słyszeć:

«Jeden z jego uczniów...»

Zgiełk dochodzi do szczytu. Jedni przeklinają, inni płaczą, jeszcze inni, oszołomieni, trwają w bezruchu jak posągi. Jan rzuca się Jezusowi na szyję i woła:

«Boję się o Ciebie! O Ciebie! O Ciebie! Święci mają swych zdrajców, którzy sprzedają się za złoto... za złoto i z powodu lęku przed wielkimi, pragnąc nagrody... przez... przez posłuszeństwo szatanowi. Z tysiąca tysięcy powodów! O! Jezu, Jezu, Jezu! Co za ból! Mój pierwszy nauczyciel! Mój Jan, który oddał mnie Tobie!»

«Spokój, spokój! Na razie nic Mi się nie stanie.»

«A potem? Potem? Patrzę na siebie... Patrzę na nich... Boję się wszystkich, nawet siebie. Pomiędzy nami będzie Twój zdrajca...»

«Jesteś szalony? Sądzisz, że nie zostałby przez nas rozszarpany?» – krzyczy Piotr.

A Iskariota:

«O! Prawdziwy szaleniec! Ja nigdy nie zdradzę. Ale gdybym czuł się osłabiony do tego stopnia, aby to uczynić, zabiłbym siebie. To lepsze niż być zabójcą Boga.»

Jezus wyzwala się z objęć Jana i gwałtownie potrząsa Iskariotą, mówiąc mu:

«Nie bluźnij! Nic cię nie osłabi, jeśli ty tego nie chcesz. A gdyby to się zdarzyło, trzeba by płakać, a nie popełniać – prócz bogobójstwa – jeszcze innej zbrodni. Słabym staje się ten, kto zrywa żywą więź z Bogiem.»

Potem odwraca się do Jana, który płacze z głową opartą o stół, i mówi [do niego]:

«Mów po kolei. Ja także cierpię. To był Mój krewny i Mój Poprzednik.»

«Widziałem jego uczniów, tylko część z nich, przygnębionych i rozwścieczonych na zdrajcę. Inni towarzyszyli Janowi do więzienia, aby być blisko niego, gdy będzie umierał.»

«Ale on jeszcze nie umarł... Poprzednio potrafił się wydostać» – mówi Zelota, który bardzo kocha Jana i chce go pocieszyć.

«Nie umarł, lecz umrze» – odpowiada Jan.

«Tak. Umrze. On wie o tym tak dobrze, jak Ja to wiem. Nic ani nikt nie ocali go tym razem. Kiedy? Nie wiem... Wiem, że nie ujdzie żywy z rąk Heroda» [– mówi Jezus.]

«Tak, Heroda. Posłuchaj. On szedł ku tej gardzieli – przez którą i my przechodziliśmy powracając z Galilei, między górami Ebal i Garizim – bo zdrajca powiedział mu: “Mesjasz umiera, gdyż osaczyli Go wrogowie. Chce cię ujrzeć, aby powierzyć ci tajemnicę”. I Chrzciciel poszedł ze zdrajcą i kilkoma innymi. W cieniu wąwozu byli żołnierze Heroda, którzy go pojmali. Inni uciekli, zanosząc nowinę uczniom, blisko Enonu. Właśnie przybyli, kiedy dochodziłem z Matką. Straszne jest to, że był to jeden z naszych okolic... i że to faryzeusze z Kafarnaum są na czele spisku. Znaleźli Jana, by mu powiedzieć, że byłeś ich gościem i stamtąd odszedłeś do Judei... On nie opuściłby kryjówki dla nikogo, jedynie dla Ciebie...»

Po opowiadaniu Jana zapada śmiertelna cisza. Jezus wydaje się wyczerpany, Jego ciemnoniebieskie oczy są jakby zamglone. Pochylił głowę, dłoń spoczywa jeszcze na ramieniu Jana, porusza ją lekkie drżenie. Nikt nie ośmiela się mówić. Jezus przerywa ciszę:

«Pójdziemy do Judei inną drogą. Jednak jutro muszę iść do Kafarnaum, jak najwcześniej. Wypocznijcie. Idę między oliwki. Potrzebuję samotności.»

«Z pewnością będzie płakał» – szepcze Jakub, syn Alfeusza.

«Chodźmy za Nim, bracie» – mówi Juda Tadeusz.

«Nie. Pozwólcie Mu płakać. Wyjdźmy tylko po cichu i nasłuchujmy. Boję się zewsząd zasadzek» – odpowiada Zelota.

«Tak, chodźmy. My, rybacy – nad rzekę. Jeśli ktoś przybędzie stamtąd, zobaczymy go. Wy – pomiędzy drzewa oliwne. On jest z pewnością na zwykłym miejscu, blisko drzewa orzechowego. O świcie przygotujemy łodzie, aby być szybciej. Te węże! Co? Ja to mówiłem! Powiedz, chłopcze? Ale... czy Matka jest bezpieczna?»

«O, tak! Nawet pasterze, uczniowie Jana, poszli z Nią. Andrzeju... nie zobaczymy już naszego Jana!»

«Cicho! Milcz! Jakbym słyszał kukułkę... Jeden jest poprzednikiem drugiego i... i...»

«Na Świętą Arkę! Milczcie! Jeśli jeszcze będziecie mówić o złym losie Nauczyciela, dam wam odczuć smak mojego wiosła na waszych plecach!» – krzyczy rozjuszony Piotr. Potem zwraca się do tych, którzy stoją wśród drzew oliwnych:

«Wy weźcie kije, duże gałęzie. Są tam, na stosie, i rozejdźcie się z tą bronią. Pierwszego – który zbliży się do Jezusa, aby Mu zaszkodzić – zabijemy.»

«Uczniowie! Uczniowie! Trzeba być ostrożnym wobec nowych!» – woła Filip.

Nowy uczeń czuje się dotknięty i mówi:

«Nie dowierzasz mi? Przecież to On mnie wybrał i chciał.»

«Nie mówię o tobie, lecz o uczonych w Piśmie i faryzeuszach oraz o adorujących ich. To stamtąd przyjdzie zguba, wierzcie mi.»

Wychodzą i rozpraszają się. Jedni znajdują się w łodziach, inni – wśród oliwek na wzgórzach i wszystko się kończy.


   

Przekład: "Vox Domini"