Ewangelia według św. Mateusza |
Ewangelia według św. Marka |
Ewangelia według św. Łukasza |
Ewangelia według św. Jana |
Maria Valtorta |
Księga II - Pierwszy rok życia publicznego |
– POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA – |
70. JEZUS ODBIERA W MIEJSCOWOŚCI NADMORSKIEJ LISTY DOTYCZĄCE JONASZA
Napisane 11 lutego 1945. A, 4450-4465
Jezus znajduje się we wspaniałej nadmorskiej osadzie. Widać ją jak na mapie nad naturalną, wielką zatoką, dobrze chronioną, zdolną do przyjęcia licznych statków, umocnioną jeszcze bardziej przez portowy wał. Musi też służyć oddziałom wojska, bo widzę triery rzymskie z żołnierzami na pokładzie. Wysiadają na ląd dla zmiany albo dla wzmocnienia garnizonu. Port, to znaczy portowa osada, przypomina mi nieco Neapol, nad którym dominuje Wezuwiusz.
Jezus siedzi w ubogim domu, blisko portu, z pewnością w domu rybaków. Być może są to przyjaciele Piotra lub Jana, bo widzę, że czują się swobodnie w domu, jakby zaprzyjaźnieni z jego mieszkańcami. Nie widzę pasterza Józefa ani wciąż nieobecnego Iskarioty. Jezus rozmawia serdecznie z mieszkańcami domu i z innymi osobami, przybyłymi, aby Go słuchać. Nie jest to przemawianie, lecz słowa zawierające rady, pociechę, której tylko On potrafi udzielić.
Wchodzi Andrzej. Wydaje się, że poszedł wcześniej coś kupić, bo niesie w rękach bochny chleba. Cały się czerwieni, kiedy podchodzi, gdyż przyciąganie na siebie uwagi wszystkich musi być dla niego prawdziwą męką. Szepcze raczej niż mówi:
«Nauczycielu, czy mógłbyś pójść ze mną? Byłoby coś dobrego do zrobienia. Ty jeden możesz to uczynić.»
Jezus wstaje, nie pytając nawet, o jakie dobro chodzi.
Piotr natomiast pyta: «Gdzie Go prowadzisz? Jest tak zmęczony. To godzina wieczerzy. Czy oni nie mogą poczekać do jutra?»
«Nie... To trzeba zrobić zaraz. To jest...»
«Mówże, wylękniona gazelo! Popatrzcie, czyż mężczyzna dorosły i wielki jak on musi się tak zachowywać!... Można by powiedzieć, że to mała rybka zaplątana w sieć!»
Andrzej czerwieni się jeszcze bardziej. Jezus broni go, przyciągając do Siebie: «Podoba Mi się taki, jaki jest. Zostaw go. Twój brat jest jak woda korzystna dla zdrowia. Pracuje w głębinach i bez hałasu. Wychodzi z ziemi jak mały strumyczek, ale kto się do niego zbliży, jest uzdrowiony. Chodźmy, Andrzeju.»
«Ja też idę. Chcę widzieć, dokąd Cię prowadzi» – odpowiada Piotr. Andrzej błaga: «Nie, Nauczycielu. Tylko Ty i ja. Jeśli będzie ktoś jeszcze to nie będzie możliwe... To sprawa serca...»
«Cóż to jest? Teraz bawisz się w swata?»
Andrzej nie odpowiada bratu. Mówi do Jezusa:
«Chodzi o męża, który chce oddalić małżonkę i... ja mówiłem, ale nie robię tego dobrze. A jeśli Ty przemówisz, Ty... o! Tobie się powiedzie, bo mężczyzna nie jest zły. To... to jest... on Ci wyjaśni.»
Jezus wychodzi z Andrzejem nic nie mówiąc. Piotr waha się trochę, potem mówi:
«A jednak pójdę. Chcę przynajmniej wiedzieć, dokąd idą.»
Wychodzi, choć inni mówią mu, aby tego nie robił. Andrzej skręca w uliczkę. Piotr idzie za nim. Znowu skręca na mały plac targowy. Piotr cały czas idzie za nimi, przechodzi przez wrota wychodzące na obszerny dziedziniec otoczony domkami, niskimi i ubogimi. Mówię wrota, bo ponad nimi jest łuk, ale to tylko brama. Piotr ciągle idzie za nimi. Jezus wchodzi z Andrzejem do jednego z domków. Piotr zatrzymuje się na zewnątrz. Jakaś niewiasta widzi go i pyta:
«Jesteś krewnym Aawy? A ci dwaj także? Przyszliście ją zabrać?»
«Milcz, gadatliwa kokoszko! Nie powinni mnie widzieć.»
Uciszyć niewiastę! To trudna sprawa. Piotr może ją piorunować wzrokiem, a ona i tak idzie porozmawiać z innymi kumoszkami. W jednej chwili Piotra otacza krąg niewiast, dzieci, a nawet mężczyzn. Nawzajem nakazują sobie milczenie, czynią jednak zgiełk ujawniający ich obecność. Piotra ogarnia gniew... ale na nic.
Ze środka dochodzi głęboki, wspaniały, pełen pokoju głos Jezusa, a równocześnie złamany głos niewiasty i twardy, ochrypły głos mężczyzny.
«Skoro była dla ciebie zawsze dobrą małżonką, to po co ją oddalać? Czy kiedykolwiek w czymś ci uchybiła?»
«Nie, Nauczycielu – jęczy niewiasta. – Kochałam go jak źrenicę mojego oka.»
Mężczyzna [odpowiada] krótko i twardo:
«Nie. W niczym mi nie uchybiła poza bezpłodnością. A ja chcę mieć dzieci. Nie chcę przekleństwa Bożego nad moim imieniem.»
«To nie wina twej małżonki, jeśli tak jest» [– mówi Jezus.]
«On mnie oskarża, że to moja wina i wina rodziny. Widzi w tym oszustwo...» [– mówi kobieta.]
«Niewiasto, bądź szczera. Czy wiedziałaś o tym?»
«Nie. Jestem jak wszystkie inne kobiety. Nawet sam lekarz to powiedział. Ale nie mam dzieci.»
«Widzisz, że cię nie oszukała. Nawet ona cierpi z tego powodu. Odpowiedz mi szczerze: gdyby była matką, czy byś ją oddalił?» [– pyta Jezus]
«Nie. Przysięgam ci. Nie mam powodów. Jednak rabin powiedział tak i również pewien uczony w Piśmie: “Bezpłodna jest w domu przekleństwem Bożym. Masz prawo i obowiązek dać jej pismo rozwodowe i nie niszczyć swej płodności, pozbawiając siebie dzieci.” Robię więc to, co nakazuje Prawo.»
«Nie. Posłuchaj. Prawo mówi, że nie wolno popełniać cudzołóstwa, a ty je popełnisz. Przykazanie dane na początku jest takie, a nie inne. Jeśli – przez wzgląd na zatwardziałość waszych serc – Mojżesz pozwolił wam na rozwód, to stało się tak, by zapobiec związkom niemoralnym i konkubinatom, ohydnym w oczach Boga. Potem wasza rozwiązłość coraz bardziej poszerzała mojżeszowe zezwolenie, aż przyjęło formę bezlitosnych łańcuchów i morderczych kamieni. Taka jest aktualna sytuacja kobiety, będącej ciągle ofiarą waszej dominacji, kaprysów, głuchoty, waszego uczuciowego zaślepienia. Powiadam ci: Nie wolno ci uczynić tego, co masz zamiar zrobić. Akt ten jest obrazą Boga. Czy Abraham oddalił Sarę? A Jakub – Rachelę? A Elkana – Annę? A Manoach – swą małżonkę? Czy znasz Chrzciciela? Tak? Czyż jego matka nie była bezpłodna aż do starości, kiedy to poczęła świętego Bożego, podobnie jak żona Manoacha, która zrodziła Samsona; a Anna, małżonka Elkany, Samuela; a Rachela – Józefa i Sara – Izaaka? Bóg udzielił nagrody, widząc czystość małżonków, litując się nad bezpłodną i okazując wierność Swoim przyrzeczeniom. Udzielił nagrody świętowanej przez wieki. On daje uśmiech zapłakanej bezpłodnej, która nie jest już ani bezpłodną, ani pogardzaną, lecz matką, radosną i otoczoną chwałą. Nie wolno ci znieważać miłości twej małżonki. Bądź sprawiedliwy i uczciwy. Bóg da ci nagrodę, która przewyższy twe zasługi.»
«Nauczycielu, jesteś jedynym, który tak mówi... Ja nie wiedziałem. Pytałem uczonych i powiedzieli mi: “Uczyń to”. Nie usłyszałem jednak ani słowa o tym, że Bóg wynagradza Swymi darami dobre postępowanie. Jesteśmy w ich rękach... i zamykają nam oczy i serce żelazną ręką. Nie jestem zły, Nauczycielu. Nie pogardzaj mną.»
«Nie gardzę tobą. Budzisz we mnie więcej litości niż ta zapłakana niewiasta, bo jej boleść skończy się wraz z jej życiem. Twój [ból] rozpocznie się wtedy i to na wieki. Myśl o tym.»
«Nie, nie rozpocznie się. Ja tego nie chcę. Czy przysięgasz mi na Boga Abrahama, że to, co mi mówisz, jest prawdą?»
«Ja jestem Prawdą i Mądrością. Kto we Mnie wierzy, będzie miał w sobie sprawiedliwość, mądrość, miłość i pokój.»
«Chcę Ci wierzyć. Tak, chcę Ci wierzyć. Czuję, że jest w Tobie coś, czego nie ma w innych. Oto idę teraz do kapłana i powiem mu: “Nie oddalę jej. Zatrzymam ją i proszę tylko Boga, by mi pomógł odczuwać mniejszy ból z tego powodu, że nie mam dzieci”. Aawo, nie płacz. Powiemy Nauczycielowi, by jeszcze [do nas] przyszedł, abym był dobry, a ty... kochaj mnie nadal.»
Kobieta płacze jeszcze głośniej z powodu kontrastu pomiędzy przeszłym cierpieniem a aktualną radością. Jezus natomiast uśmiecha się.
«Nie płacz. Popatrz na Mnie. Popatrz na Mnie, niewiasto.»
Kobieta podnosi głowę i patrzy poprzez łzy na promienne oblicze Jezusa.
«Mężu, podejdź tutaj. Uklęknij przy twej małżonce. Teraz was pobłogosławię i uświęcę wasz związek. Słuchajcie:
“Panie, Boże naszych ojców, który z prochu ziemi uczyniłeś Adama i dałeś mu Ewę jako towarzyszkę, aby zaludniali dla Ciebie ziemię, wychowując [dzieci] w świętej bojaźni! Zstąp z Twoim błogosławieństwem i miłosierdziem, otwórz i daj płodność wnętrznościom, które Nieprzyjaciel trzymał zamknięte, by doprowadzić do podwójnego grzechu: cudzołóstwa i rozpaczy. Miej litość nad tym dwojgiem dzieci, Ojcze Święty, Najwyższy Stworzycielu. Uczyń ich szczęśliwymi i świętymi: ją – płodną jak szczep winny; jego – jej obrońcą, jak podtrzymującą podporę. Zstąp, o Życie, aby dać życie. Zstąp, o Ogniu, aby ogrzać. Zstąp, Mocny, aby działać. Zstąp! Przedwieczny, błogosławiący tych, którzy w Tobie pokładają nadzieję, spraw, żeby na przyszłe doroczne święto płodów rolnych ofiarowali Ci żyjący kiełek – pierworodnego, syna poświęconego Tobie”.»
Jezus modlił się donośnym głosem, z rękami na dwóch pochylonych głowach. Ludzie nie wytrzymują dłużej i otaczają ich. Piotr [stoi] w pierwszym rzędzie.
«Wstańcie. Miejcie wiarę i bądźcie święci.»
«O! Pozostań, Nauczycielu» – prosi dwoje pojednanych.
«Nie mogę. Powrócę. Wiele, wiele razy.»
«Pozostań. Zostań. Mów do nas!» – prosi tłum.
Jezus błogosławi ich bez zatrzymywania się. Obiecuje wkrótce powrócić i – z idącym w ślad za Nim małym zgromadzeniem – udaje się do domu, który udzielił Mu gościny.
«Mężu ciekawski, co mam ci uczynić?» – pyta w drodze Piotra.
«Co chcesz, jednak uczestniczyłem...»
Wchodzą do domu, odprawiając ludzi komentujących usłyszane słowa. Siadają za stołem. Piotr jest dalej ciekawy.
«Nauczycielu, czy oni naprawdę będą mieli syna?»
«Czy widziałeś, żebym obiecywał rzeczy, które się nie spełniają? Wydaje ci się, że mogę budzić ufność do Ojca, aby kłamać i sprawiać zawód?»
«Nie... ale... czy dla wszystkich małżonków mógłbyś to uczynić?»
«Mógłbym, jednak czynię to tam, gdzie widzę, że dziecko może spowodować uświęcenie. Tam, gdzie stałoby się przeszkodą, nie robię tego.»
Piotr przesuwa rękę po siwiejących włosach i milknie.
Wchodzi pasterz Józef. Cały pokryty kurzem jak po długim marszu.
«Ty? Jak to się stało?» – pyta Jezus, całując go na powitanie.
«Mam dla Ciebie listy. Twoja Matka mi je dała. Jeden jest od Niej. Oto one.»
Józef pokazuje trzy rulony z cienkiego pergaminu, obwiązane wstęgą. Największy jest zamknięty pieczęcią. Drugi jest tylko zawiązany. Trzeci ma pieczęć złamaną.
«Ten jest od Twojej Matki» – mówi Józef, wskazując na list, na którym jest węzeł.
Jezus odwija go i czyta, najpierw po cichu, a potem głośno:
«Mojemu umiłowanemu Synowi pokój i błogosławieństwo. Przyszedł do mnie, o pierwszej godzinie w pierwszym dniu miesiąca Elul, posłaniec z Betanii. Był to pasterz Izaak, któremu dłużna byłam w Twoim Imieniu pocałunek pokoju i pociechy oraz Moją wdzięczność. Przyniósł Mi te dwa listy, które Ci przesyłam. Ustnie powiedział mi, że przyjaciel, Łazarz z Betanii, prosi, byś uległ jego prośbie. Umiłowany Jezu, Mój błogosławiony Synu i Panie, chciałabym Cię teraz prosić o dwie rzeczy. Pierwsza, abyś przypomniał Sobie, że Mi obiecałeś wezwać Twą biedną Mamę dla pouczenia Jej Twoim Słowem. Druga – abyś nie przybywał do Nazaretu, zanim ze Mną nie porozmawiasz...”»
Jezus nagle przestaje czytać i wstaje. Podchodzi do Jakuba i Judy. Ściska ich mocno w ramionach i kończy, powtarzając z pamięci słowa: «”Alfeusz powrócił na łono Abrahama w czasie ostatniej pełni i wielka była żałoba w mieście...”»
Dwaj synowie [Alfeusza] płaczą na piersi Jezusa, który kończy:
«“W swej ostatniej godzinie wzywał Ciebie, jednak Ty byłeś daleko. Mimo to jest to pociecha dla Marii, która widzi w tym pewność przebaczenia Bożego i to powinno dać pokój także Moim dwom krewnym.” Słyszycie? To mówi Ona, a Ona wie, co mówi.»
«Daj mi list» – błaga Jakub.
«Nie, to sprawi ci ból.»
«Dlaczego? Czy może być coś straszniejszego niż śmierć ojca?...»
«To, że nas przeklął...» – wzdycha Juda.
«Nie, nie to» – mówi Jezus.
«Mówisz tak... żeby nas nie zasmucać. Ale tak właśnie jest.»
«Czytaj więc» [– mówi Jezus.]
Juda czyta: «”Jezu, proszę Cię i prosi o to Maria [Alfeuszowa], abyś nie przychodził do Nazaretu przed końcem żałoby. Miłość Nazarejczyków wobec Alfeusza sprawia, że nie są sprawiedliwi wobec Ciebie i Twoja Matka płacze nad tym. Nasz dobry przyjaciel Alfeusz pociesza Mnie i uspokaja osadę. Było tu wiele hałasu z powodu opowiadania Asera i Izmaela o małżonce Chuzy. Jednak obecnie Nazaret jest jak wzburzone przeciwnymi wiatrami morze. Błogosławię Cię, Mój Synu, i proszę Cię o pokój i błogosławieństwo dla Mojej duszy. Pokój kuzynom. Mama”.»
Apostołowie rozmawiają i pocieszają zapłakanych braci.
Piotr mówi: «A tego nie przeczytasz?»
Jezus daje znak, że przeczyta, i otwiera list Łazarza. Przywołuje Szymona Zelotę i razem, w kącie, czytają. Potem otwierają inny rulon i także go czytają. Widzę, że Zelota usiłuje przekonać Jezusa o czymś, ale Mu się nie udaje.
Jezus z rulonami w rękach idzie na środek pokoju i mówi:
«Posłuchajcie, przyjaciele. Wszyscy tworzymy jedną rodzinę i między nami nie ma tajemnic. Litość każe trzymać zło w tajemnicy, jednak słuszne jest dać poznać to, co dobre. Posłuchajcie, co pisze Łazarz z Betanii:
“Do Pana Jezusa. Pokój i błogosławieństwo. Pokój i pozdrowienie memu przyjacielowi, Szymonowi. Otrzymałem Twój list i jako sługa oddałem na Twoje potrzeby moje serce, słowo i wszystkie środki, aby Ci sprawić radość i mieć zaszczyt bycia dla Ciebie sługą, który nie jest bezużyteczny. Poszedłem do Dorasa, do jego pałacu w Judei, prosić o sprzedanie mi jego sługi Jonasza, jak tego pragnąłeś. Zapewniam, że gdyby nie prośba Szymona, Twego wiernego sługi, nie stanąłbym przed tym szakalem, pełnym szyderstwa, okrutnym i szkodliwym. Jednak dla Ciebie, Mojego Nauczyciela i Przyjaciela, czułem się zdolny stanąć przed uosobieniem Mamony. Myślę, że kto pracuje dla Ciebie, temu jesteś całkiem bliski i w rezultacie bronisz go. Z pewnością była mi udzielona pomoc, bo wbrew wszelkim przewidywaniom, zwyciężyłem. Twarda była to rozmowa i upokarzające pierwsze odmowy. Trzy razy musiałem się pochylać przed tym wszechmocnym argusem. Potem grał na zwłokę. Następnie [przysłał] ten oto list, godny żmii. A ja z ledwością mam odwagę powiedzieć Ci: ‘Ustąp, aby osiągnąć cel’, bo nie jest on godzien posiadania Ciebie. Jednak w przeciwnym razie nic się nie zdziała. W Twoim imieniu zgodziłem się i podpisałem. Jeśli źle uczyniłem, udziel mi nagany. Jednak wierz mi, że próbowałem jak najlepiej Ci służyć. Wczoraj przyszedł do mnie jeden z Twoich uczniów, Judejczyk. Mówił, że przychodzi w Twoim imieniu dowiedzieć się, czy są nowiny do zaniesienia Tobie. Nazywa się Judasz z Kariotu. Jednak wolałem czekać na Izaaka, aby Ci przekazać list. Zdziwiło mnie, że wysłałeś kogoś innego. Przecież wiesz, że w każdy szabat Izaak przychodzi do mnie odpocząć. Nie mam nic innego do powiedzenia Ci. Całuję jedynie Twe święte stopy. Proszę Cię, byś je skierował do Twego sługi i przyjaciela, Łazarza, jak obiecałeś. Pozdrowienie dla Szymona. Tobie, Nauczycielu i Przyjacielu, pocałunek pokoju i prośba o błogosławieństwo. Łazarz.”
A teraz oto drugi list:
“Do Łazarza. Pozdrowienie. Zdecydowałem. Będziesz miał Jonasza za podwójną cenę. Jednakże stawiam warunki i nie zmienię ich z żadnego powodu. Chcę, aby Jonasz najpierw zakończył doroczne zbiory, to znaczy, abym go zatrzymał aż do miesiąca Tisri – do końca tego miesiąca. Chcę, aby Jezus z Nazaretu sam przyszedł go odebrać. Domagam się, aby wszedł do mego domu, bo chcę Go poznać. Chcę zapłaty natychmiastowej po podpisaniu kontraktu. Żegnaj. Doras”.»
«Co za zaraza! – woła Piotr. – Ale kto płaci? Któż wie, ile on żąda, a my... my nie mamy ani denara!»
«To Szymon płaci, aby sprawić radość Mnie i biednemu Jonaszowi. Nabywa jedynie cień człowieka, który na nic mu nie będzie służył. Jednak zdobywa wielką zasługę dla Nieba.»
«Ty? O!» – wszyscy są zaskoczeni.
Zaskoczenie łagodzi [nawet] smutek synów Alfeusza.
«Dobrze byłoby dowiedzieć się, dlaczego Judasz z Kariotu udał się do Łazarza. Kto go tam wysłał? Ty?»
Jezus nie odpowiada Piotrowi. Jest bardzo zmartwiony i zamyślony. Porzuca rozmyślanie jedynie, by powiedzieć: «Dajcie wieczerzę Józefowi, potem pójdziemy wypocząć. Przygotuję zaraz odpowiedź dla Łazarza... Czy Izaak jest jeszcze w Nazarecie?»
«Czeka na mnie» [– mówi pasterz Józef.]
«Wszyscy tam pójdziemy» [– mówi Jezus.]
«O, nie! Twoja Matka powiedziała...» – wszyscy są wstrząśnięci.
«Uciszcie się. Taka jest Moja wola. U Matki przemawia jej kochające serce. Ja oceniam Moim rozumem. Wolę to uczynić, zanim nie ma Judasza. Chcę wyciągnąć przyjazną dłoń do kuzynów, Szymona i Józefa, i płakać wraz z nimi przed końcem żałoby. Potem powrócimy do Kafarnaum, w okolice jeziora Genezaret, oczekując na koniec miesiąca Tisri. Weźmiemy ze sobą Marie. Wasza matka potrzebuje miłości. Damy jej ją. A Moja [Matka] potrzebuje pokoju. Ja jestem Jej pokojem.»
«Sądzisz, że w Nazarecie...» – odzywa się Piotr.
«Nic nie sądzę.»
«A, to dobrze! Bo gdyby Ją skrzywdzili lub zadali Jej ból... wtedy mieliby ze mną do czynienia!» – mówi Piotr całkiem wzburzony.
Jezus głaszcze go, jednak jest pochłonięty [myślami]. Wydaje się smutny. Potem idzie usiąść pomiędzy Judą a Jakubem i obejmuje ich ramionami, aby ich pocieszyć.
Inni rozmawiają po cichu, z szacunku dla ich bólu.