Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga II - Pierwszy rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA    –

59. UZDROWIENIE ‘PIĘKNEJ Z KROZAIN’. PRZEMOWA W SYNAGODZE W KAFARNAUM

Napisane 1 lutego 1945. A, 4346-4358

Jezus wychodzi z domu teściowej Piotra, w tym samym czasie co uczniowie, z wyjątkiem Judy Tadeusza. Jakiś chłopiec widzi Go i oznajmia to nawet tym, którzy nie chcą wiedzieć. Jezus jest nad brzegiem jeziora. Siada na skraju łodzi Piotra. Natychmiast otaczają Go mieszkańcy, ciesząc się z Jego przybycia. Pytają Go o tysiące spraw. Jezus odpowiada im z niezrównaną cierpliwością, z uśmiechem i spokojem, jakby cały ten zgiełk był niebiańską harmonią.

Przybywa też przewodniczący synagogi. Jezus wstaje, aby go powitać. Ich wzajemne powitanie jest przepełnione wschodnią ceremonialnością.

«Nauczycielu, czy mogę liczyć na Ciebie, że pouczysz lud?»

«Oczywiście, jeśli ty tego pragniesz i lud również.»

«Pragnęliśmy tego stale ostatnimi czasy. Oni mogą to powiedzieć.»

Lud rzeczywiście potwierdza to nowym krzykiem.

«Zatem wieczorem będę u ciebie. Na razie odejdźcie wszyscy. Muszę iść na spotkanie z kimś, kto Mnie potrzebuje.»

Ludzie oddalają się niechętnie, a Jezus z Piotrem i Andrzejem wypływają łodzią na jezioro. Inni uczniowie pozostają na lądzie. Łódź przepływa krótki odcinek przy pomocy żagla, a potem dwóch rybaków popycha ją do zatoczki pomiędzy dwoma niewielkimi pagórkami. Wydaje się, że kiedyś te dwa wzniesienia były tylko jednym, lecz erozja lub trzęsienie ziemi wyżłobiły je pośrodku, tworząc maleńki fiord. Ponieważ nie jest to Norwegia, fiordu nie porastają drzewa iglaste, lecz jedynie rozczochrane drzewa oliwne. Wyrosły nie wiadomo jak na stromych stokach między osuwającymi się skałami i innymi, wychodzącymi na powierzchnię. Splatają swe listki poszarpane wiatrami od jeziora, które muszą tu mocno dąć. Listowie tworzy rodzaj zadaszenia, pod którym pieni się mały rozkapryszony strumyk, hałaśliwy, bo płynący wodospadem i całkiem spieniony przez metrowe uskoki, jak skrzaty pośród biegu wody.

Andrzej skacze do wody, aby przycumować łódź jak najbliżej i przyczepić ją do oliwnego pnia. Piotr w tym czasie zwija żagiel i mocuje deskę, aby zrobić most dla Jezusa.

«Ale – mówi Piotr – radziłbym Ci zdjąć sandały i ubranie i zrobić tak jak my. Ten wariat – Piotr wskazuje na mały strumyk – sprawia, że woda wiruje w jeziorze i mostek nie jest pewny przy tym kołysaniu.»

Jezus słucha bez protestu. Kiedy są na lądzie, wkładają sandały, a Jezus – długą szatę. Pozostali mają tylko ciemne spodnie odzienie.

«Gdzie ona jest?» – pyta Jezus.

«Ukryła się, słysząc głosy. Wiesz, z tym, co ma na sobie...»

«Zawołaj ją» [– poleca Jezus.]

Piotr woła donośnym głosem:

«Jestem uczniem Rabbiego z Kafarnaum i Rabbi jest tutaj. Wyjdź.»

Nikt nie daje znaku życia.

«Jest nieufna – wyjaśnia Andrzej. – Kiedyś ktoś ją zawołał, mówiąc: “Chodź, jest tu jedzenie”, a potem przyjął ją kamieniami. Widzieliśmy ją wtedy po raz pierwszy, bo ja przynajmniej nie przypominam sobie tego czasu, kiedy ona była ‘Piękną z Korozain’.»

«Co wtedy zrobiliście?» [– pyta Jezus.]

«Rzuciliśmy jej chleb i ryby, i łachman z sukna – kawałek żagla, którym się wycieraliśmy – ponieważ była naga. Potem uciekliśmy, by się nie zarazić.»

«Jak to się stało, że powróciliście?»

«Nauczycielu... Ty odszedłeś, a my myśleliśmy jedynie o tym, by coraz bardziej Cię znano. Myśleliśmy o wszystkich chorych, o wszystkich niewidomych, kalekich, niemych... i również o niej. Powiedzieliśmy sobie: “Spróbujmy”. Ty wiesz... wielu – o, z pewnością z naszej winy – traktowało nas jak szaleńców i nie chciało nas słuchać. Inni natomiast wierzyli nam. Do niej ja mówiłem. Przypłynąłem sam, łodzią, przy świetle księżyca. Zawołałem ją. Powiedziałem: “Na kamieniu, u stóp drzewa oliwnego jest chleb i ryby. Podejdź bez lęku.” I odszedłem. Musiała czekać, aż zniknę, bo nie widziałem jej. Za szóstym razem widziałem ją, jak stała na brzegu, dokładnie w tym miejscu, w którym jesteś. Czekała na mnie. Co za okropność! Nie uciekłem, bo myślałem o Tobie... Zapytała mnie: “Kim jesteś? Dlaczego się litujesz?” Odpowiedziałem jej: “Bo jestem uczniem Litości”. “Kto to jest?” “To Jezus z Galilei”. “I uczy was litości wobec nas?” “Wobec wszystkich.” “Ale czy wiesz, kim ja jestem?” “Jesteś ‘Piękną z Korozain’, a teraz – trędowatą.” “I nawet dla mnie jest litość?” “On mówi, że Jego litość ogarnia wszystkich, i że my powinniśmy, jak On, mieć litość wobec wszystkich.”

W tym momencie, Nauczycielu, trędowata zbluźniła, nie zdając sobie z tego sprawy. Powiedziała bowiem: “Zatem On także musiał być wielkim grzesznikiem”. Chciałem jej powiedzieć: “Bądź przeklęta z powodu twego języka”, lecz odpowiedziałem jej: “Nie, On jest Mesjaszem, świętym Bożym”. Nic więcej jej nie powiedziałem, bo pomyślałem: “W swym przygnębieniu ona nie potrafi myśleć o miłosierdziu Bożym.” Wtedy zaczęła płakać i powiedziała: “O! Jeśli jest Świętym, nie może, nie, nie może mieć litości nad ‘Piękną’. Dla trędowatej mógłby jeszcze być litościwy... ale nie dla ‘Pięknej’. A ja miałam nadzieję...” Zapytałem ją: “Czego się spodziewałaś, niewiasto?” “Uzdrowienia... powrotu do świata... pomiędzy ludzi... że umrę jako żebraczka, lecz pomiędzy ludźmi... a nie jak dzikie zwierzę, w norze bestii przejętych do mnie odrazą.”

Powiedziałem jej: “A przysięgasz mi, że – powróciwszy do świata – będziesz niewiastą prawą?” Ona na to: “Tak. Bóg mnie sprawiedliwie pokarał za moje grzechy. Głęboko za nie żałuję. Moja dusza doznaje kary, lecz znienawidziła grzech, na wieczność.” Wtedy wydawało mi się, że mogę w Twoje Imię obiecać jej zbawienie. Ona odpowiedziała: “Wróć, wróć jeszcze... Mów mi o Nim. Niech pozna Go moja dusza, nim ujrzą Go moje oczy...” I wracałem mówić jej o Tobie, jak umiem...»

«A Ja przychodzę przynieść ocalenie pierwszej nawróconej przez Mojego Andrzeja» [– mówi Jezus.]

To rzeczywiście Andrzej mówił cały czas. Piotr w tym czasie odszedł w górę strumienia, skacząc z kamienia na kamień i wołając trędowatą. Wreszcie wychyliła swą straszliwą twarz spomiędzy gałązek oliwki. Spojrzała i wydała okrzyk.

«Zejdź tu! – woła Piotr. – Nie chcę cię ukamienować! Tam, widzisz, jest Rabbi, Jezus.»

Kobieta stacza się ze wzniesienia. Wyrażam to w ten sposób, bo zeszła tak szybko, że doszła do stóp Jezusa, jeszcze zanim Piotr powrócił do Nauczyciela.

«Litości, Panie!»

«Czy wierzysz, że Ja mogę mieć litość?»

«Tak, bo Ty jesteś święty, a ja się nawróciłam. Ja jestem grzechem, lecz Ty jesteś Miłosierdziem. Twój uczeń pierwszy okazał mi miłosierdzie. Przyszedł dać mi chleb i wiarę. Oczyść mnie, Panie, ale najpierw duszę, a potem ciało. Jestem bowiem po trzykroć nieczysta. Jeśli [możesz] mi udzielić tylko jednego oczyszczenia, jedynego, proszę Cię o nie dla mojej grzesznej duszy. Zanim usłyszałam Twoje słowa, które on mi powtórzył, mówiłam sobie: “Doznać uzdrowienia, by powrócić pomiędzy ludzi”. Teraz, kiedy wiem, mówię: “Doznać uzdrowienia, by mieć życie wieczne.”»

«Daję ci przebaczenie. Nic więcej niż to, jednakże...»

«Bądź błogosławiony! Będę żyła w pokoju w mojej norze... wolna... o! Uwolniona od wyrzutów sumienia i lęków. Już nie lękam się śmierci – teraz, gdy mi wybaczono! Nie lękam się Boga po otrzymaniu rozgrzeszenia!»

«Idź do jeziora, obmyj się i pozostań tam, aż cię zawołam.»

Niewiasta – nędzna zjawa, szkielet kobiety [o ciele] zżartym przez trąd, z włosami w nieładzie, sztywnymi, całkiem siwymi – wstaje i schodzi do jeziora. Zanurza się w nim w swoich łachmanach, które skąpo ją okrywają.

«Dlaczego wysłałeś ją, aby się obmyła? To prawda... cuchnie tak, że można się rozchorować, ale... nie rozumiem» – mówi Piotr.

«Niewiasto, wyjdź [z wody] i przyjdź tutaj. Weź sukno, które jest na gałęzi».

Jest to sukno, w które wytarł się Jezus po przejściu przez bród z łodzi na ląd. Kobieta jest posłuszna, wychodzi, by wziąć suche sukno. Jest całkiem naga, bo w wodzie zostawiła łachmany. Pierwszym, który krzyczy, jest Piotr, patrzący na nią. Andrzej, bardziej powściągliwy, odwrócił się tyłem. Jednak i on – słysząc brata – odwraca się i także krzyczy. Niewiasta miała oczy tak wpatrzone w Jezusa, że nie zważała na nic. Słysząc ich krzyki, widząc wskazujące ją ręce, patrzy na siebie... Uświadamia sobie, że wraz z łachmanami pozostawiła w jeziorze trąd. Nie biegnie [do Jezusa], jak można by przypuszczać, lecz rzuca się do wody. Zwija się w kłębek, zawstydzona nagością, wzruszona do tego stopniu, że nie jest zdolna do niczego innego jak tylko do płaczu, łkania długiego, nie kończącego się, bardziej rozdzierającego niż krzyk.

Jezus podchodzi... jest blisko niej... rzuca jej sukno i delikatnie gładzi jej głowę, mówiąc: «Żegnaj. Bądź dobra. Zasłużyłaś na łaskę przez szczerość nawrócenia. Wzrastaj w wierze w Chrystusa i zachowaj posłuszeństwo wobec prawa oczyszczenia.»

Niewiasta cały czas płacze, płacze, płacze... Dopiero wtedy, gdy słyszy dźwięk podnoszonej przez Piotra deski wrzucanej do łodzi, podnosi głowę, wyciąga ramiona i krzyczy:

«Dziękuję, Panie. Dziękuję, błogosławiony. O! Błogosławiony! Błogosławiony!...»

Jezus żegna ją gestem ręki. Łódź okrąża ostrogę małego fiordu i znika...

...Jezus jest teraz ze wszystkimi uczniami. Wchodzi do synagogi w Kafarnaum po przejściu przez plac i wejściu na prowadzącą do niej drogę. Nowina o nowym cudzie musiała się już rozejść, bo wiele się szepta i komentuje.

Na progu wejścia do synagogi widzę przyszłego apostoła Mateusza. Jest tam i wydaje się, że się zastanawia, czy ma wejść czy wyjść. Nie wiem, czy jest zawstydzony czy też zaniepokojony przez wszystkie skierowane na niego spojrzenia, i przez jakieś niezbyt przyjemne epitety, którymi go obrzucają. Dwóch faryzeuszów, przystrojonych w płaszcze, ogarnia się nimi szczelnie, jakby się bali zarażenia dżumą przez muśnięcie szaty Mateusza.

Jezus, wchodząc, patrzy na niego przez chwilę i na moment się zatrzymuje. Jednak Mateusz spuszcza głowę. To wszystko. Gdy tylko go minęli, Piotr mówi do Jezusa:

«Czy wiesz, kim jest ten ufryzowany człowiek, pachnący bardziej niż niewiasta? To Mateusz, nasz poborca podatkowy... Po co tu przyszedł? To pierwszy raz. Być może nie znalazł towarzystwa? [Mam na myśli] szczególnie to towarzystwo, z którym spędza szabat. Wydaje na hulanki to, co zdziera z nas w podwójnych i potrójnych podatkach, aby mieć pieniądze dla przełożonych i na swoje występne prowadzenie się.»

Jezus popatrzył na Piotra tak surowo, że ten zaczerwienił się jak mak. Spuścił głowę i zatrzymał się, przez co z pierwszego rzędu apostołów znalazł się w ostatnim. Jezus zajął miejsce. Po kantykach i modlitwach z ludem odwraca się, aby przemówić. Przewodniczący synagogi pyta Go, czy chce rulon, jednak Jezus odpowiada:

«Nie potrzebuję. Już mam temat.»

I zaczyna [mówić]: «Wielki król Izraela, Dawid z Betlejem, po swoim grzechu zapłakał z sercem pełnym skruchy, wołając do Boga w swym żalu i prosząc Go o przebaczenie. Dawid miał ducha zaciemnionego mgłą zmysłów, co przeszkodziło mu ujrzeć Oblicze Boga i zrozumieć Jego słowa.

Powiedziałem: Oblicze. W ludzkim sercu jest miejsce, które zachowuje wspomnienie Bożego Oblicza, miejsce szczególnie wybrane. Jest ono naszym “Świętym Świętych”, skąd przychodzą święte natchnienia i święte postanowienia. To miejsce jest otoczone wonią jak ołtarz, płonące jak stos, brzmiące śpiewami jak siedziba serafinów. Kiedy jednak grzech rozszerza w nas swe opary, wtedy to miejsce zaciemnia się tak mocno, że znika światło, woń, śpiewy i nie pozostaje nic poza dławiącym odorem ciężkiego dymu i smakiem popiołu. Gdy jednak powraca jasność – bo sługa Boży zanosi ją nieszczęśnikowi pozbawionemu światła – wtedy widzi on swą brzydotę, swój upadek i, przerażony sobą, woła jak król Dawid: “Zmiłuj się nade mną, Boże, w łaskawości swojej, w ogromie swej litości zgładź nieprawość moją. Obmyj mnie zupełnie z mojej winy i oczyść mnie z grzechu mojego.” Nie mówi: “Nie mogę otrzymać przebaczenia i dlatego pozostaję w moim grzechu”, ale mówi: “Jestem upokorzony, mam serce złamane, ale proszę Cię, Ciebie, który wiesz, że zrodziłem się w grzechu, abyś mnie pokropił i obmył, abym stał się na nowo podobny do śniegu na górskich szczytach.” I mówi jeszcze: “Nie będę składał ofiar całopalnych z baranów i wołów. Moją ofiarą będzie serce prawdziwie skruszone. Wiem, że jego pragniesz od nas i nie wzgardzisz nim.”

Oto, co powiedział Dawid po swoim grzechu, kiedy Natan, sługa Pański, doprowadził go do skruchy. Tym bardziej powinni to mówić grzesznicy teraz, gdy Pan wysyła im nie jednego ze Swoich sług, lecz samego Odkupiciela, Swoje Słowo. To On – Sprawiedliwy, Nauczyciel nie tylko ludzi, lecz także istot niebieskich i piekieł. On wyszedł spomiędzy Swego ludu jak świetlany brzask po jutrzence, o porannym wschodzie słońca, błyszcząc w bezchmurnych przestworzach.

Czytaliście już, że człowiek – zdobycz Mamony – jest słabszy niż umierający suchotnik, nawet jeśli wcześniej był “silny”. Wiecie, jak Samson został pozbawiony wszelkiej siły, kiedy uległ zmysłowości. Chciałbym, abyście znali lekcję, udzieloną nam przez Samsona, syna Manoacha, przeznaczonego do zwyciężenia Filistynów, którzy uciskali Izrael. Pierwszym warunkiem wypełnienia jego misji było unikanie – od jego poczęcia – wszystkiego, co pobudza zmysły i łączy ludzkie wnętrzności z ciałami nieczystymi: to znaczy wina i tłustego mięsa, które rozpala w nerkach nieczysty płomień. Drugim warunkiem, by być wyzwolicielem, było poświęcenie Samsona od dzieciństwa Panu i pozostawanie w ustawicznym nazireacie. Poświęcony jest ten, kto żyje nie tylko w świętości zewnętrznej, ale w świętości wewnętrznej.

Jednak ciało to tylko ciało, a szatan jest Pokusą. I Pokusa – aby doprowadzić do odrzucenia Boga w sercu i w jego świętych postanowieniach – posługuje się kobietą, ciałem, które pobudza mężczyznę. Wtedy to chwieje się siła “mocnego” i staje się on słabym człowiekiem, który marnuje uzdolnienia udzielone mu przez Boga. I spójrzcie, Samson został związany siedmioma mocnymi linami, jeszcze nie wyschłymi, siedmioma nowymi powrozami, a siedem splotów jego włosów przytwierdzono palikami do ziemi. Zawsze zwyciężał. Jednak nie można na darmo wystawiać Pana na próbę, nawet Jego dobroci. Nie wolno tego [czynić]. On przebacza, przebacza, przebacza. Jednak wymaga pragnienia wyjścia z grzechu, aby móc nadal wybaczać. Głupcem jest ten, kto mówi: “Wybacz, Panie”, a nie ucieka przed tym, co stale doprowadza go do grzechu! Samson trzy razy zwyciężył, lecz nie umknął przed Dalilą, zmysłowością, grzechem. Kiedy [kobieta ta] naprzykrzała mu się aż do śmiertelnego wyczerpania, jak mówi Pismo, i jego siła duchowa już osłabła – jak dalej mówi Pismo – ujawnił sekret: “Siła moja w moich siedmiu splotach włosów”.

Może jest pośród was ktoś, kto zniechęcony i bardzo przygnębiony z powodu grzechu czuje, jak słabnie jego dusza – nic bowiem tak nie przygniata, jak świadomość popełnianego zła – i oddaje się on już, pokonany, Nieprzyjacielowi? Nie, kimkolwiek jesteś, nie czyń tego! Samson uległ pokusie ujawnienia tajemnicy swych siedmiu splotów, symbolizujących siedem jego cnót, to znaczy wierność nazireatowi. Zasnął, zmęczony, na kolanach niewiasty i został pokonany. Stracił oczy i stał się niewolnikiem pozbawionym mocy za to, że nie był wiernym swemu ślubowi. Stał się ponownie “mocnym” i “wyzwolicielem” dopiero wówczas, gdy odnalazł swą siłę w bólu prawdziwego nawrócenia... Skrucha, cierpliwość, stałość, heroizm... a wtedy, o grzesznicy, obiecuję wam, że staniecie się wyzwolicielami samych siebie. Zaprawdę powiadam wam, że nie ma chrztu, który się liczy, ani rytu, który czemuś służy, jeśli brak skruchy i chęci odrzucenia grzechu. Zaprawdę powiadam wam: nie ma grzesznika tak wielkiego, żeby nie mógł łzami skruchy sprawić, iż narodzą się na nowo cnoty, wyrwane przez grzech z jego serca.

Dziś pewna niewiasta – izraelska grzesznica, ukarana przez Boga za swój grzech – doznała miłosierdzia dzięki nawróceniu. Powiedziałem: [doznała] miłosierdzia. Mniej jednak otrzymają go ci, którzy nie okazali go jej i z zawziętością, bezlitośnie rzucili się na nią, biedną, już ukaraną. Czyż ludzie ci nie mieli w sobie trądu swej winy? Niech każdy zbada samego siebie... i niech okaże miłosierdzie, aby zasłużyć na litość dla siebie. Wyciągam do was rękę, dla tej nawróconej, która powraca do żywych, usunięta wcześniej pomiędzy umarłych. To Szymon, syn Jony, nie Ja, zbierze jałmużnę dla tej skruszonej, która już prawie żegnała się z życiem, a [teraz] powraca do Życia prawdziwego. I nie szemrajcie, wy, wielcy. Nie szemrajcie. Mnie nie było jeszcze na świecie, kiedy [nazywana] była ‘Piękną’. Wy już byliście na nim. I nie dodaję nic więcej.»

«Oskarżasz nas o to, że z nią cudzołożyliśmy?» – pyta, urażony, jeden z dwóch starszych.

«Niech każdy przebada swoje serce i zachowanie, Ja nie oskarżam. Przemawiam w imieniu Sprawiedliwości. Chodźmy.»

Jezus wychodzi razem ze Swoimi [uczniami]. Jednak dwaj mężczyźni zatrzymują Judasza Iskariotę. Wydaje się, że dość dobrze go znają. Słyszę, jak mówią:

«Nawet ty jesteś z Nim? Czy On jest rzeczywiście święty?»

Iskariota udziela jednej ze swoich zaskakujących odpowiedzi: «Życzę wam, byście doszli przynajmniej do zrozumienia Jego świętości.»

«A jednak to w szabat uzdrowił!» [– zauważają.]

«Nie. On przebaczył w szabat. Jakiż dzień jest bardziej odpowiedni do udzielania przebaczenia niż szabat? Czy nic mi nie dacie dla tej, która została uwolniona?»

«Nie dajemy naszych pieniędzy prostytutkom, lecz na ofiarę dla świętej Świątyni.»

Judasz wybucha lekceważącym śmiechem i pozostawia ich jak wrytych, aby dogonić Nauczyciela. Jezus wraca do domu Piotra, który do Niego mówi:

«Popatrz, mały Jakub, wychodząc z synagogi, dał mi dziś dwie sakiewki zamiast jednej. To zawsze od tego nieznajomego. Ale kim on jest, Nauczycielu? Ty to wiesz... Powiedz mi.»

Jezus się uśmiecha:

«Powiem ci, kiedy się nauczysz nie mówić źle o nikim.»


   

Przekład: "Vox Domini"