Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga II - Pierwszy rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA    –

30. JEZUS DOKONUJE CUDU

ZŁAMANIA OSTRZY PRZY BRAMIE RYBNEJ

Napisane 31 grudnia 1944. A, 4075-4081

Widzę Jezusa. Idzie zupełnie sam po zacienionej drodze. Można by powiedzieć, że jest to mała chłodna dolina, dobrze nawodniona. Mówię “mała dolina”, bo otaczają ją dwie skarpy ziemi, a pośrodku płynie mały strumyk.

Miejsce jest opustoszałe o tej rannej porze. Dzień ledwie wstał. Jest to piękny spokojny dzień na początku lata. Poza śpiewem ptaków w drzewach i smutnym gruchaniem dzikich turkawek – budujących gniazda w zagłębieniach mniej urodzajnego wzgórza – nic nie słychać. Są tam przede wszystkim drzewa oliwne na wzgórzu po stronie lewej, podczas gdy na drugim, bardziej obnażonym, rosną niskie krzaki: pistacje, cierniste akacje, agawy i inne. Ma się wrażenie, że nawet mały strumyk – którego obfite wody płyną pośrodku koryta – nie wydaje żadnego dźwięku i odchodzi, odbijając w wodach otaczającą go zieleń, która nadaje mu kolor ciemnego szmaragdu.

Jezus przechodzi przez mały prymitywny mostek i kontynuuje wędrówkę po drugim brzegu. “Mostek” to w połowie obciosany pień, przerzucony przez strumień, bez poręczy, bez jakiejkolwiek ochrony.

Widać teraz mury i bramy, sprzedawców jarzyn i żywności. Cisną się przy jeszcze zamkniętych bramach, chcąc wejść do miasta. Osły ryczą, jakby się kłóciły. Sami właściciele też nie żartują. Zniewagi, a nawet ciosy spadają nie tylko na krzyże osłów, lecz i na głowy ludzi.

Dwóch mężczyzn bierze się poważnie za bary z powodu osła jednego z nich, który poczęstował się z sałatą z kosza drugiego i zjadł jej niemało! Być może jest to jedynie pretekst do wzniecenia zadawnionego sporu. Dochodzi do tego, że spod ubrań wyjmują noże, krótkie i szerokie jak dłoń. Chyba są to krótkie, dobrze naostrzone sztylety. Błyszczą w słońcu. Niewiasty podnoszą krzyk, mężowie – coś szepcą. Nikt nic nie robi, aby ich rozdzielić, a oni przygotowują się do wiejskiego pojedynku.

Jezus, który zbliżał się w zamyśleniu, podnosi głowę. Widzi scenę i krokiem bardzo szybkim podbiega. Staje między dwoma [skłóconymi].

«Zatrzymajcie się, w Imię Boga!» – nakazuje.

«Nie! Chcę skończyć z tym przeklętym psem!»

«Ja też! [– odzywa się drugi –] Trzymasz nas za frędzle? Zrobię frędzle z Twoich wnętrzności!»

Obydwaj kręcą się wokół Jezusa. Potrącają Go, znieważają, nie chcąc, by ich rozdzielał. Usiłują dosięgnąć siebie nawzajem. Jezus ruchami płaszcza zmienia kierunek ciosów i zasłania im widok. Ma nawet rozdarty płaszcz. Tłum wrzeszczy:

«Odsuń się, Nazarejczyku, i odejdź stąd!»

On jednak nie rusza się i usiłuje ich uspokoić, przypominając im o Bogu. Bez skutku! Gniew czyni szalonymi walczących. Jezus dokona zaraz cudu. Nakazuje ostatni raz: «Rozkazuję wam zatrzymać się.»

«Nie! Odejdź! Idź Swoją drogą, nazarejski psie!»

Wtedy Jezus wyciąga ręce w Swojej postawie potężnej mocy. Nie mówi ani słowa, a ostrza [sztyletów] spadają w kawałkach na ziemię jak szklane płytki rozbite o skałę.

Dwaj [mężczyźni] patrzą na krótkie rękojeści, które pozostały im w dłoniach. Zaskoczenie tłumi gniew. Również tłum krzyczy ze zdumienia.

«A teraz – pyta Jezus surowo – gdzie jest wasza siła?»

Nawet żołnierze ze straży przy bramie – którzy przybiegli w chwili ostatnich okrzyków zdziwienia – patrzą zaskoczeni. Jeden pochyla się, zbiera kawałki ostrzy, próbuje je na paznokciu, nie wierząc, że to stal.

«A teraz – powtarza Jezus – gdzie jest wasza siła? Na czym opieracie swoje prawo? Na tych kawałkach metalu, które leżą teraz w pyle? Na tych kawałkach metalu, które nie miały innej siły, jak tylko grzech gniewu wobec brata? Ten grzech pozbawia was wszelkiego błogosławieństwa Bożego i w rezultacie całej siły. O! Biada tym, którzy opierają się na ludzkich środkach, aby zwyciężać, a zapominają, że to nie przemoc, lecz świętość czyni zwycięzcą na ziemi i poza nią! Ze sprawiedliwymi bowiem jest Bóg.

Posłuchajcie, wy wszyscy z Izraela, a także wy, żołnierze rzymscy. Słowo Boga przemawia do wszystkich ludzi i to nie Syn Człowieczy odmówi go poganom.

Drugie przykazanie Pana – to przykazanie miłości bliźniego. Bóg jest dobry i pragnie życzliwości pomiędzy Swymi synami. Ten, komu brakuje życzliwości względem bliźniego, nie może nazywać siebie synem Boga i Bóg nie może być z nim. Człowiek nie jest bezrozumnym zwierzęciem, które atakuje i ma prawo do zdobyczy. Człowiek ma rozum i duszę. Dzięki duszy powinien umieć zachowywać się w sposób święty. Ten, kto tak się nie zachowuje, stawia się niżej od zwierząt, poniża siebie aż do zespolenia się z demonami, bo im oddaje duszę przez grzech gniewu.

Miłujcie. Nie mówię wam nic innego. Miłujcie bliźniego jak pragnie tego Pan, Bóg Izraela. Nie miejcie w sobie krwi Kaina. A kiedy ją macie? Kiedy dla odrobiny pieniędzy potraficie być mordercami. Inni [stają się nimi] dla skrawka ziemi, dla lepszej pozycji, dla niewiasty. Czym jest to wszystko? Czy jest wieczne? Nie, trwa to krócej niż życie, które jest zaledwie chwilą w porównaniu z wiecznością. A co tracicie szukając tego wszystkiego? [Tracicie] pokój wieczny przyobiecany sprawiedliwym, Królestwo, do którego wszystkich razem prowadzi was Mesjasz. Idźcie drogą Prawdy. Podążajcie za Głosem Boga. Kochajcie się. Bądźcie uczciwi. Bądźcie powściągliwi. Bądźcie pokorni i sprawiedliwi. Idźcie i rozmyślajcie [nad tym].»

«Kim jesteś Ty, mówiący takie słowa? Ty, którego wola łamie ostrza? Tylko jeden może czynić takie rzeczy: Mesjasz. Nawet Chrzciciel nie jest większy od Niego. Czy Ty może jesteś Mesjaszem?» – pytają trzy może cztery stojące tam osoby.

«Jestem Nim.»

«Ty! Czy jesteś tym, który uzdrawia chorych i głosi Boga w Galilei?»

«To Ja jestem.»

«Mam starą matkę, która umiera. Ocal ją!»

«A ja, widzisz? Tracę siły z powodu choroby. Mam jeszcze całkiem małe dzieci. Uzdrów mnie!»

«Wracaj do domu. Matka przygotuje ci dziś wieczerzę. A ty, bądź uzdrowiony, chcę tego!»

Tłum wydaje okrzyk, potem pada pytanie:

«Jakie jest Twoje Imię? Twoje Imię?»

«Jezus z Nazaretu!»

«Jezus! Jezus! Hosanna! Hosanna!»

Tłum wpada w radosne uniesienie. Osły mogą robić, co chcą. Nikt się już nimi nie zajmuje. Matki przybiegają z miasta. Widać, że rozeszła się wieść o cudzie. Podnoszą niemowlęta. Jezus błogosławi je i uśmiecha się. Usiłuje przedrzeć się przez tłum – utworzony przez ludzi [stojących] kołem i wiwatujących na Jego cześć – aby wejść do miasta i dotrzeć tam, gdzie chce dojść. Jednak tłum nie chce o tym słyszeć: «Zostań z nami! W Judei! W Judei! My także jesteśmy synami Abrahama!» – wołają.

«Nauczycielu! – to Judasz podchodzi wprost do Niego. – Nauczycielu, wyprzedziłeś mnie. Ale co tu się dzieje?»

«Rabbi dokonał cudu! Nie w Galilei, [lecz] tutaj. To tu chcemy Go [mieć], [niech zostanie] z nami.»

«Widzisz, Nauczycielu? Cały Izrael Cię kocha. To słuszne, abyś tu pozostał. Po co stąd odchodzić?»

«Nie uchylam się [od tego], Judaszu. Przyszedłem tu jednak sam. [Uczyniłem to celowo,] by gwałtowność galilejskich uczniów nie drażniła judejskiego przeczulenia. Chcę zgromadzić – pod Bożym berłem – wszystkie owieczki z Izraela.»

«Dlatego też mówię Ci: weź mnie [– odpowiada Jezusowi Judasz. –] Jestem Żydem i wiem, jak postępować z moimi ziomkami. Pozostaniesz więc w Jerozolimie?»

«Przez kilka dni. Czekam na judejskiego ucznia. Potem pójdę przez Judeę...»

«O! Pójdę z Tobą. Będę Ci towarzyszył. Przybędziesz więc do mego miasta. Zaprowadzę Cię do mojego domu. Przyjdziesz, Nauczycielu?» [– pyta Judasz.]

«Przyjdę... Czy ty – który jesteś Judejczykiem i żyjesz blisko możnych – nic nie wiesz o Chrzcicielu?»

«Wiem, że jest jeszcze w wiezieniu. Chcą go jednak uwolnić, bo tłum grozi buntem, jeśli im nie oddadzą ich Proroka. Znasz go?»

«Znam» [– odpowiada Jezus.]

«Kochasz go? Co o nim myślisz?» [– pyta Judasz.]

«Myślę, że nie ma nikogo większego od niego, podobnego Eliaszowi.»

«Czy naprawdę uważasz go za Poprzednika?»

«Tak. On nim jest. To gwiazda poranna zapowiadająca słońce. Szczęśliwi, którzy – dzięki jego nauczaniu – przygotowali się na przyjście Słońca.»

«Jan jest surowy» [– odzywa się Judasz.]

«Nie bardziej dla innych, jak dla siebie» [– mówi Jezus.]

«To prawda, ale trudno jest naśladować go w pokucie. Ty jesteś dobry i kochać Cię – to proste.»

«A jednak...»

«Co “jednak”, Nauczycielu?» [– pyta Judasz.]

«A jednak, jak jego nienawidzą za surowość, tak Mnie znienawidzą za Moją dobroć, jedno bowiem i drugie zwiastuje Boga, a Boga nienawidzą źli. Jednak powiedziane jest, że tak będzie. Jak on poprzedza Mnie w nauczaniu, tak też poprzedzi Mnie w śmierci. Biada jednak zabójcom Pokuty i Łaski.»

«Skąd, Nauczycielu, te smutne przypuszczenia? Tłum Cię kocha, widzisz to...»

«To pewne. Tak, pokorny tłum Mnie kocha. Jednak ani cały tłum nie jest pokorny, ani nie składa się z samych pokornych. Moje przeczucie to nie smutek. To spokojna wizja przyszłości i zgoda na wolę Ojca, który po to Mnie posłał. I na to przyszedłem. Oto jesteśmy w Świątyni. Idę ku Bel Midrasz, aby nauczać tłumy. Zostań, jeśli chcesz.»

«Zostanę u Twego boku. Mam tylko jeden cel: służyć Ci i doprowadzić do Twego tryumfu.»

Wchodzą do Świątyni i wszystko się kończy.


   

Przekład: "Vox Domini"