Ewangelia według św. Mateusza |
Ewangelia według św. Marka |
Ewangelia według św. Łukasza |
Ewangelia według św. Jana |
Maria Valtorta |
Księga II - Pierwszy rok życia publicznego |
– POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA – |
[por. Mk 1,35-39; Łk 4,42-44]
Napisane 5 listopada 1944. A, 3953-3957
Widzę Jezusa, jak wychodzi z domu Piotra w Kafarnaum, starając się robić jak najmniej hałasu. Spędził tam widocznie noc, aby zrobić przyjemność Swojemu Piotrowi.
Panuje jeszcze głęboka noc. Niebo całe usiane jest gwiazdami. Jezioro słabo odbija ich blask. Można to raczej zgadnąć, bo spokojne jezioro – śpiące w świetle gwiazd – wyróżnia jedynie lekki szmer wody [uderzającej] o brzeg.
Jezus otwiera drzwi, patrzy na niebo, na jezioro, na drogę. Zastanawia się, a potem idzie nie wzdłuż jeziora, lecz w kierunku osady. Idzie tak jakiś czas, a potem kieruje się ku wsi. Wchodzi do niej, idzie dalej, w głąb. Kroczy po ścieżce, a potem – ku pierwszym pagórkom okolicy porośniętej drzewami oliwnymi. Wkracza w ten zielony i cichy spokój. Upada tam, modląc się.
Żarliwa modlitwa! Modli się na kolanach, a potem – jakby wzmocniony – podnosi się i dalej się modli, z twarzą wzniesioną w górę, z twarzą dodatkowo uduchowioną rodzącym się światłem pogodnego letniego świtu. Modli się teraz z uśmiechem, choć przedtem wydawał głębokie westchnienia, jakby pod wpływem duchowej troski. Modli się z otwartymi ramionami. Wydaje się żyjącym krzyżem, wzniesionym, anielskim – tak wielka słodycz z Niego promieniuje. Wygląda jakby błogosławił całą wieś, rodzący się dzień, znikające gwiazdy, wyłaniające się jezioro.
«Nauczycielu! [– woła Piotr. –] Tak długo Cię szukaliśmy! Widzieliśmy uchylone drzwi, kiedy powróciliśmy z rybami. Pomyśleliśmy, że wyszedłeś, jednak nie znaleźliśmy Ciebie. Wreszcie powiedział nam, [gdzie jesteś,] wieśniak napełniający kosze przed udaniem się z nimi do miasta. Wołaliśmy Ciebie: “Jezu! Jezu!”, a on powiedział: “Szukacie Rabbiego, który mówił do tłumów? Poszedł tą ścieżką, tam w górę, na to wzgórze. Powinien być w ogrodzie oliwnym Micheasza, bo często tam chodzi. Widziałem go wiele razy.” Miał rację. Nauczycielu, dlaczego wyszedłeś tak wcześnie? Dlaczego nie wypocząłeś? Może posłanie nie było wygodne...»
«Nie, Piotrze. Posłanie było bardzo odpowiednie i izba przyjemna, lecz mam zwyczaj często wychodzić o wczesnej porze, by wznieść Mego ducha i zjednoczyć się z Ojcem. Modlitwa stanowi siłę dla modlącego się i dla innych. Wszystko otrzymujemy dzięki modlitwie, [choć] Ojciec nie zawsze udziela łaski, o którą Go prosimy. Nie należy [jednak wtedy] myśleć, że to z Jego strony brak miłości. Trzeba wierzyć, że ta odmowa jest związana z planem, układającym najlepiej los każdej osoby. Modlitwa przynosi jednak – z całą pewnością – pokój i równowagę, co pozwala stawić czoła bardzo wielu dotykającym nas rzeczom, bez zbaczania z drogi świętości. Piotrze, czy wiesz, jak łatwo wszystko, co nas otacza, zaciemnia nasz umysł i wzburza serce? Jak można usłyszeć Boga w ciemności myśli i we wzburzeniu serca?»
«To prawda. Jednak my, my nie umiemy się modlić! Nie potrafimy wypowiadać pięknych słów, które Ty mówisz.»
«Mówcie to, co potraficie i jak potraficie. To nie słowa modlitw, lecz nastawienie im towarzyszące sprawia, że modlitwy są miłe Ojcu.»
«Chcielibyśmy tak się modlić, jak Ty.»
«Nauczę was także się modlić. Nauczę was najbardziej świętej modlitwy. Chcę jednak, aby wasze serca posiadały najpierw w sobie minimum świętości, światła, mądrości, by [ta modlitwa] nie stała się bezużyteczną formułką na waszych wargach. To w tym celu was pouczam. Później nauczę was świętej modlitwy. Czy chcieliście czegoś ode Mnie, że Mnie szukaliście?»
«Nie, Nauczycielu. Jednak tam mnóstwo ludzi wiele oczekuje od Ciebie! Przychodzili już do Kafarnaum – biedacy, chorzy, zasmuceni, ludzie dobrej woli, pragnący pouczenia. Powiedzieliśmy im, bo pytali o Ciebie: “Nauczyciel jest zmęczony i śpi. Odejdźcie i przyjdźcie w następny szabat.”»
«Nie, Szymonie. Nie można tak mówić. Nie ma tylko jednego dnia [dla okazywania] litości. Ja jestem Miłością, Światłością, Zbawieniem przez wszystkie dni tygodnia.»
«Jednak... jednak dotąd przemawiałeś tylko w szabat.»
«Bo nie byłem jeszcze znany. Ale powoli, w miarę jak będę [coraz bardziej] poznawany, każdego dnia będą wylewane łaski i Łaska. Zaprawdę powiadam wam, przyjdzie taki czas, kiedy Synowi Człowieczemu nie pozostawi się na spoczynek i posiłek nawet takiego czasu, jaki daje się na wytchnienie wróblowi, by odpoczął – siadając na gałązce – i nasycił się ziarnem.»
«To wtedy się rozchorujesz! Nie pozwolimy na to. Twoja dobroć nie może Cię unieszczęśliwić» [– protestuje Piotr.]
«Myślisz, że to mogłoby uczynić Mnie nieszczęśliwym? Mnie? O, jakże byłbym szczęśliwy, Piotrze – i nie żałowałbym nawet Nieba, w którym byłem w Ojcu – gdyby cały świat przyszedł Mnie słuchać, opłakiwać swe grzechy i złożyć cierpienia na Moim sercu, by znaleźć uzdrowienie duszy i ciała, gdybym się wyczerpał mówiąc do nich, wybaczając i rozlewając Moją dobroczynną moc!... Skąd byli ci ludzie, którzy przyszli do Mnie?»
«Z Korozain, z Betsaidy, z Kafarnaum. Przybyli nawet z Tyberiady, z Gergesy i z setek, setek miasteczek, rozsianych pomiędzy jednym a drugim miastem.»
«Idźcie im powiedzieć, że będę w Korozain, w Betsaidzie i w różnych miasteczkach.»
«A dlaczego nie w Kafarnaum?»
«Ponieważ jestem dla wszystkich i wszyscy powinni Mnie mieć, a poza tym... stary Izaak na Mnie czeka... Nie można zawieść jego nadziei.»
«Zaczekasz tu więc na nas?»
«Nie. Odchodzę, a wy pozostańcie w Kafarnaum, aby do Mnie przysyłać tłumy. Potem wrócę.»
«Zostaniemy sami...» – Piotr jest smutny.
«Nie trzeba się smucić. Posłuszeństwo uczyni cię radosnym i równocześnie przekonasz się, że jesteś uczniem pożytecznym. A z tobą inni, [postępując] jak ty» [– mówi Jezus.]
Piotr i Andrzej z Jakubem i Janem rozpogadzają się. Jezus błogosławi ich. Rozchodzą się.
Wizja się kończy.