Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga I   –  Przygotowanie

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA  –

40. OFIAROWANIE CHRZCICIELA W ŚWIĄTYNI

Napisane z 5 na 6 kwietnia 1944. A, 2687-2698

Z wygodnego wozu, do którego jest też przywiązany osiołek Maryi, wychodzi Zachariasz, Elżbieta i Maryja, która trzyma w ramionach małego Jana. Samuel ma baranka i koszyk z gołębiem. Stanęli przy zwykłej stajni. To zapewne miejsce postoju wszystkich pielgrzymujących do Świątyni, którzy tutaj zostawiają swoje zwierzęta. Maryja przywołuje właściciela [stajni] i pyta, czy nie przybył tu ktoś z Nazaretu, wczoraj lub tego ranka.

«Nikt, niewiasto» – odpowiada staruszek.

Maryja jest nieco zdziwiona, lecz nic nie mówi. Prosi Samuela o odwiązanie osła, potem dogania dwoje starych rodziców i tłumaczy spóźnienie Józefa:

«Coś musiało go zatrzymać, ale dziś z pewnością przybędzie.»

Bierze dziecko, które przedtem zostawiła Elżbiecie, i zdążają ku Świątyni. Straże pozdrawiają z szacunkiem Zachariasza. Witają go też i winszują mu kapłani. Dzisiaj Zachariasz – w szacie kapłana i radujący się swoim ojcostwem – wygląda bardzo pięknie. Ma wygląd patriarchy. Myślę, iż tak musiał wyglądać Abraham, gdy szedł złożyć Panu w ofierze Izaaka.

Jestem świadkiem obrzędu przedstawienia Panu nowego Izraelity i oczyszczenia jego matki. Ceremonia jest wspanialsza od tej, którą będzie miała Maryja. Kapłani urządzają dla kapłańskiego syna wielką uroczystość. Nadbiegają gromadnie i otaczają niewiasty i noworodka. Podchodzą też inni ludzie, zaciekawieni, i słyszę ich komentarze. Wszyscy udają się na wyznaczone miejsce. Maryja trzyma dziecko na rękach, ludzie sądzą więc, że jest matką. Ale pewna niewiasta mówi:

«To niemożliwe. Nie widzicie, że jest brzemienna? Niemowlę ma zaledwie kilka dni, a przecież Ona spodziewa się dziecka.»

«A jednak – mówi inna – tylko Ona może być matką. Tamta jest stara. To jakaś krewna. W tym wieku nie można już być matką.»

«Chodźmy za nimi, a zobaczymy, kto ma rację.»

I zdumienie wzrasta, gdy spostrzegają, że tą, która właśnie dopełnia obrzędu oczyszczenia, jest Elżbieta. To ona składa na ofiarę całopalną beczącego baranka i gołąbka – na ofiarę za grzechy.

«To ona jest matką, widziałaś?»

«Nie!»

«Tak!»

Ludzie szepczą jeszcze z niedowierzaniem. Tak hałasują, że władcze: “Pssst!” dochodzi z grupy kapłanów obecnych przy obrzędzie. Ludzie milkną na chwilę. Szmer jednak staje się silniejszy, gdy Elżbieta, promieniując świętą dumą, bierze dziecko i wkracza do Świątyni, żeby okazać je Panu.

«To jednak ona!»

«Zawsze matka dokonuje ofiarowania.»

«Czy to nie cud?»

«Kim będzie dziecko dane niewieście w tak późnym wieku?»

«Co to za znak?»

«Nie wiecie? – mówi ktoś, kto przybiegł zdyszany. – To syn kapłana Zachariasza z pokolenia Aarona: tego, który stracił głos podczas ofiary kadzielnej w Sanktuarium.»

«Dziwne rzeczy! Dziwne! A teraz znów mówi! Narodziny syna rozwiązały mu język!»

«Jakiż to duch przemówił do niego, zawiązując mu język, by nie mówił o sekretach Boga?»

«Tajemnica! Jaką prawdę poznał Zachariasz?»

«Czyżby jego syn był oczekiwanym przez Izraela Mesjaszem?»

«Urodził się co prawda w Judei, ale nie w Betlejem i nie z dziewicy. Nie może więc być Mesjaszem.»

«Kimże zatem będzie?»

Jednak odpowiedź na te pytania pozostaje Bożą tajemnicą i ludzie nie potrafią zaspokoić swojej ciekawości.

Uroczystość skończyła się. Teraz kapłani składają życzenia matce i maleństwu. Jedyną, której nie zauważa się, jest Maryja. Niektórzy nawet stronią od Niej z odrazą zauważając, w jakim jest stanie. Po skończeniu życzeń większość ludzi odchodzi. Maryja zaś chce zaraz wrócić do zajazdu, aby sprawdzić, czy przybył Józef. Nie ma go jednak. Maryja jest zawiedziona i zamyślona. Elżbieta martwi się o Nią:

«Możemy zostać aż do seksty, ale potem trzeba jechać, żeby dotrzeć do domu przed zmrokiem. [Jan] jest jeszcze za mały, by przebywać nocą poza domem.»

Maryja odpowiada spokojnie i ze smutkiem:

«Pozostanę na dziedzińcu Świątyni. Odnajdę Moje nauczycielki... Nie wiem... Coś zrobię.»

Zachariasz poddaje pomysł, który wszyscy uznają za dobry:

«Chodźmy do krewnych Zebedeusza. Z pewnością Józef tam będzie Cię szukał. A jeśli tam nie przyjdzie, to będzie Ci łatwiej znaleźć kogoś, kto będzie Ci towarzyszył do Galilei. W tym domu stale jest jakiś rybak znad Genezaret, który przybywa lub odchodzi.»

Odbierają osiołka Maryi i idą do krewnych Zebedeusza. To ci sami, którzy udzielili gościny Józefowi i Maryi przed czterema miesiącami. Godziny mijają szybko, a Józefa nie ma. Maryja koi troskę kołysząc dziecko, ale widać, że jest zamyślona. Jakby dla ukrycia Swego stanu nie zdjęła płaszcza – pomimo wielkiego upału, z powodu którego wszyscy się pocą.

Wreszcie ktoś kołacze do drzwi i wchodzi Józef. Twarz Maryi wypogadza się i rozjaśnia. Józef pozdrawia Ją, bo Ona pierwsza wstaje i wita go z szacunkiem.

«Błogosławieństwo Boga nad Tobą, Maryjo!» [– mówi Józef.]

«I nad tobą, Józefie. I chwała Bogu, żeś przybył! Zachariasz z Elżbietą mieli już odjechać, żeby dotrzeć do domu przed nocą.»

«Twój posłaniec przybył do Nazaretu, kiedy akurat pracowałem w Kanie. Dowiedziałem się o tym ubiegłego wieczoru i od razu wyruszyłem. Chociaż szedłem bez przystanku, spóźniłem się, bo mój osioł zgubił podkowę. Wybacz.»

«To ty wybacz, że tak długo zostałam poza Nazaretem! Ale widzisz, byli tacy szczęśliwi, że mają Mnie przy sobie. Chciałam im sprawić radość i zostałam aż do tej chwili.»

«Dobrze zrobiłaś, Niewiasto. A gdzie jest dziecko?»

Wchodzą do sąsiedniego pokoju, gdzie Elżbieta właśnie karmi małego Jana, przed udaniem się w drogę. Józef chwali przed rodzicami siłę dziecka, które Elżbieta przestaje karmić i pokazuje Józefowi. Odstawiony od piersi malec wykręca się i krzyczy, jakby go obdzierano ze skóry. Wszyscy śmieją się z tych protestów. Ze śmiechem przyłączają się do ich rozmowy również krewni Zebedeusza, którzy nadeszli ze świeżymi owocami, mlekiem, chlebem i z wielkim półmiskiem ryb.

Maryja mówi niewiele. Siedzi spokojnie i cicho w kącie, trzymając pod płaszczem ręce na kolanach. Nawet wtedy gdy pije mleko z miseczki i je kiść winogron z kawałkiem chleba, mówi mało i niewiele się porusza. Przygląda się Józefowi z niepokojem i badawczo. On także się Jej przygląda. Po pewnym czasie, pochylając się nad Jej ramieniem, pyta:

«Jesteś zmęczona lub chora? Jesteś taka blada i smutna.»

«Żal Mi rozstawać się z małym Janem. Pokochałam go. Nosiłam go na Moim sercu od pierwszej chwili narodzin...»

Józef nie zadaje więcej pytań. Nadszedł czas odejścia dla Zachariasza. Wóz zatrzymuje się pod drzwiami i wszyscy wychodzą. Dwie kuzynki obejmują się czule. Maryja wiele razy całuje maleństwo, zanim położy je na kolanach matki siedzącej już w wozie. Potem żegna Zachariasza i prosi go o błogosławieństwo. Gdy klęka przed kapłanem, płaszcz ześlizguje się z Jej ramion i w jaskrawym świetle letniego popołudnia ukazują się Jej zaokrąglone kształty. Nie wiem, czy Józef to zauważa w tej chwili, gdyż żegna się właśnie z Elżbietą. Wóz się już oddala.

Józef wraca do domu wraz z Maryją, która znowu zajmuje Swe miejsce w kącie, w półmroku.

«Jeśli Ci nocna podróż nie przeszkadza, proponuję wyruszyć o zmierzchu. W dzień jest wielki upał. Noc zaś jest chłodna i spokojna. Mówię to z powodu Ciebie, żebyś nie była narażona na palące słońce. Mnie nie przeszkadza wystawianie siebie na żar. Ale Ty...»

«Jak chcesz, Józefie. Ja też myślę, że lepiej będzie podróżować nocą» [– odpowiada Maryja.]

«Dom jest wysprzątany, ogród – także. Zobaczysz piękne kwiaty! Przyjeżdżasz w samą porę, by ujrzeć, jak wszystkie kwitną. Jabłoń, figowiec i winorośl są obsypane owocami jak nigdy. Granat musiałem podeprzeć, bo jest bardzo obciążony całkiem już dużymi owocami. Takich nie widziano jeszcze nigdy o tej porze roku. A oliwka... Będziesz miała w bród oliwy! Kwitła w cudowny sposób i żaden kwiat się nie zmarnował. Każdy dał już malutką oliwkę. Gdy dojrzeją, drzewo będzie pokryte ciemnymi perłami. W całym Nazarecie tylko u Ciebie jest tak piękny ogród. Nawet krewni są zdumieni. Alfeusz twierdzi, że to cud.»

«Uczyniony twoimi rękoma.»

«O, nie! Jestem zwykłym człowiekiem. Cóż mogłem zrobić? Trochę troski o drzewa i trochę wody dla kwiatów! Wiesz, doprowadziłem wodę ze źródła do środka ogrodu, do groty, i umieściłem tam zbiornik. Dzięki temu nie będziesz musiała wychodzić po wodę. Doprowadziłem ją ze źródła, które znajduje się za gajem oliwnym Macieja. Źródło jest czyste i obfite w wodę. Sprowadziłem ją do Ciebie małym strumyczkiem. Zbudowałem mały kanał, dobrze przykryty, i teraz, kiedy płynie w nim woda, śpiewa jak harfa. Martwiłem się widząc, jak chodzisz do studni w osadzie i wracasz obciążona pełnymi wody amforami.»

«Dziękuję, Józefie. Jesteś dobry!»

Małżonkowie milkną, jakby zmęczeni. Józef nawet drzemie. Maryja się modli. Nadchodzi wieczór. Gospodarze nalegają, żeby zjedli coś jeszcze przed podróżą. Józef je chleb i ryby. Maryja – tylko mleko i owoce.

Potem odjeżdżają. Wsiadają na osły. Na swoim Józef umieszcza kuferek Maryi – tak jak wtedy, gdy przybyli. Zanim Maryja wsiądzie na osiołka, Józef bada siodło, czy jest bezpieczne. Widzę, że Józef przypatruje się baczniej Maryi, kiedy siada Ona w siodle. Nie odzywa się jednak. Podróż rozpoczyna się, kiedy na niebie zaczynają migotać pierwsze gwiazdy. Spieszą się do bramy miejskiej, nim zostanie zamknięta. Gdy opuszczają Jerozolimę i wjeżdżają na drogę główną wiodącą do Galilei, gwiazdy błyszczą już na całym spokojnym niebie. Okolicę spowiła ogromna cisza. Słychać tylko śpiew jakiegoś słowika i uderzenia kopyt dwu osiołków o drogę, twardą z powodu letnich upałów.


   

Przekład: "Vox Domini"