Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga I   –  Przygotowanie

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

36. NARODZINY CHRZCICIELA

(por. Łk 1,57nn)

Tego samego dnia A, 2649-2656

Pośród odrażających wydarzeń, jakich nam teraz dostarcza świat, zstępuje z Nieba to pełne pokoju widzenie. Nie wiem, jak się to może dziać, bo – pośród ciągłego stykania się z niegodziwością ludzi, tak kontrastującą z tym, co żyje we mnie – czuję się jak źdźbło słomy unoszone wiatrem.

Znowu widzę dom Elżbiety. Jest śliczny letni wieczór, rozjaśniony jeszcze przez zachodzące słońce. Widać już sierp księżyca. Wygląda jak srebrny przecinek, umieszczony na wielkim ciemnoniebieskim suknie nieba. Pachną mocno róże, a pszczoły odbywają ostatnie loty. Są jak złote krople w cichym i ciepłym powietrzu wieczoru. Z łąk dochodzi mocna woń schnącego w słońcu siana. To niemal zapach gorącego chleba, właśnie wyjętego z pieca. Może pachnie też bielizna, która wszędzie się suszy. Sara teraz ją składa.

Maryja przechadza się, podając ramię kuzynce. Spacerują wolno, tam i z powrotem, w ocienionym tunelu. Maryja patrzy bacznie na wszystko i choć jest zajęta Elżbietą, widzi, jak Sara stara się złożyć długie sukno zdjęte z żywopłotu.

«Usiądź i zaczekaj na Mnie» – mówi do krewnej. Idzie pomóc starej służącej naciągnąć płótno, żeby je wyrównać, i potem składa je starannie.

«Jest w nim słońce, jest jeszcze ciepłe – mówi z uśmiechem [Maryja]. Dodaje jeszcze, aby sprawić przyjemność kobiecie: – Po twoim praniu płótno stało się bielsze, niż było dotąd. Tylko ty potrafisz to tak dobrze zrobić.»

Uradowana Sara oddala się z pachnącym naręczem [prania]. Maryja powraca do Elżbiety i mówi:

«Jeszcze kilka kroków. To ci dobrze zrobi.»

Widząc, że zmęczona Elżbieta nie chce się ruszyć, mówi:

«Chodź, sprawdzimy tylko, czy twoje gołębie są wszystkie w gniazdach i czy mają świeżą wodę w zbiornikach. Potem wrócimy do domu.»

Gołębie są chyba ulubieńcami Elżbiety. Gdy podchodzą blisko prostej wieżyczki, zastają już wszystkie gołębie zgromadzone. Samiczki siedzą na jajkach, a samce stoją nieruchomo przed nimi. Widząc jednak dwie niewiasty, gruchają radośnie na powitanie. Elżbieta jest wzruszona. Ogarnia ją słabość właściwa jej stanowi i napełnia obawami, które wywołują płacz. Elżbieta, podtrzymywana przez kuzynkę, mówi:

«Gdybym umarła... biedne moje gołąbeczki! Ty nie zostaniesz... Gdybyś została w moim domu, nie miałoby dla mnie znaczenia, czy umrę. Doznałam największej radości, jakiej może zaznać niewiasta. A już pogodziłam się z losem myśląc, że nigdy jej nie zaznam. Nawet gdybym teraz umarła, nie miałabym prawa się skarżyć przed Panem, gdyż On – niech będzie błogosławiony – obsypał mnie dobrodziejstwami. Ale jest Zachariasz... i będzie dziecko. Starzec byłby bez małżonki jak ktoś zagubiony na pustyni. Drugi zaś – taki maleńki – bez mamy byłby jak kwiat skazany na śmierć z powodu zimna. Biedne dziecko, bez pieszczot matki!...»

«Skąd ten smutek? Bóg dał ci radość macierzyństwa i nie odbierze ci jej teraz, gdy będzie pełna. Mały Jan otrzyma wszystkie całusy mamy, a Zachariasz – całą troskę wiernej małżonki, aż do najpóźniejszej starości. Jesteście dwiema gałęziami tej samej rośliny. Jedno nie umrze pozostawiając drugie w osamotnieniu.»

«Jesteś dobra i pocieszasz mnie. Ale jestem za stara, żeby mieć dziecko. Teraz, gdy nadszedł czas narodzin, boję się.»

«O! Nie! Jezus jest tu! Nie trzeba się lękać tam, gdzie jest Jezus. Sama powiedziałaś, że Moje Dziecko ulżyło ci w cierpieniu, choć było [tak małe], jak dopiero co uformowany pączek. Teraz, kiedy już się bardziej ukształtował i żyje jako Moje Dziecko – a czuję bicie serduszka i zdaje Mi się, że dotykam wyjętego z gniazda ptaszka z lekko pulsującym serduszkiem – usunie wszelkie twoje zagrożenia. Musisz uwierzyć.»

«Wierzę. Gdybym jednak umarła... nie opuszczaj od razu Zachariasza. Wiem, że myślisz o Swoim domu. Ale zostań jeszcze trochę. Pomóż mojemu małżonkowi w pierwszym smutku...»

«Zostanę, żeby się cieszyć twoją i jego radością. Odjadę, gdy będziesz silna i spokojna. Uspokój się, Elżbieto, wszystko będzie dobrze. Twój dom wcale nie ucierpi w czasie twojego osłabienia. Zachariaszowi będzie służyć najbardziej miłująca służąca. Kwiaty też będą zadbane... i gołębie także. Będą one, jak i kwiaty, radosne, gdy powróci ich pani. Teraz wracajmy, ponieważ bledniesz...»

«Tak. Zdaje mi się, że znowu powraca ból. Może czas nadszedł. Maryjo, módl się za mnie.»

«Będę cię wspierała modlitwą, aż twój ból skończy się radością.»

Obie niewiasty wracają powoli do domu. Elżbieta idzie do swego pokoju. Maryja, zręczna i przewidująca, wydaje polecenia i przygotowuje wszystko, co może być potrzebne. Pociesza też zaniepokojonego Zachariasza.

Dom czuwa tej nocy. Słychać głosy obcych niewiast, wezwanych do udzielenia pomocy. Maryja czuwa jak latarnia morska w burzliwą noc. Cały dom Jej podlega. Ona zaś dogląda wszystkiego, miła i uśmiechnięta. I modli się. Kiedy nikt Jej nie wzywa z tego lub innego powodu, skupia się na modlitwie. Przebywa w pokoju, w którym spożywa się posiłki i pracuje. Razem z Nią jest Zachariasz, który wzdycha i przechadza się zmartwiony. Modlili się już wspólnie, ale Maryja kontynuuje modlitwę. Nawet wtedy gdy zmęczony starzec, przysunąwszy krzesło do stołu, milczy drzemiąc, Ona się modli. Gdy widzi, że [Zachariasz] usnął już zupełnie – oparłszy głowę na stole, na skrzyżowanych rękach – zdejmuje sandały i chodzi teraz boso, żeby nie hałasować. I faktycznie, poruszając się po pokoju, czyni mniej szelestu niż motyl. Bierze płaszcz Zachariasza i przykrywa go nim tak delikatnie, że ten śpi dalej, okryty ciepłą wełną, chroniącą go przed chłodem nocy, której powiew wchodzi przez często otwierane drzwi. Potem wraca do modlitwy. Gdy krzyki rodzącej stają się bardziej przenikliwe, Maryja modli się coraz żarliwiej, klęcząc, z rękami wzniesionymi.

Wchodzi Sara i daje znak, żeby przyszła. Maryja wybiega boso do ogrodu.

«Pani Cię potrzebuje» – mówi służąca.

«Idę» [– mówi] Maryja. Obchodzi dom i wchodzi po schodach... podobna do białego anioła krążącego w tę spokojną, gwieździstą noc. Wchodzi do pokoju Elżbiety.

«Och, Maryjo! Maryjo! Co za ból! Już nie mogę. Maryjo! Jaki ból trzeba znieść, żeby zostać matką!»

Maryja całuje ją i głaszcze czule.

«Maryjo! Maryjo! Pozwól mi położyć rękę na Twoim łonie!»

Maryja bierze obie pomarszczone i spuchnięte dłonie Elżbiety i kładzie je na Swoim zaokrąglonym brzuchu, przyciskając gładkimi, delikatnymi rękami. Są teraz same, mówi więc do niej cicho:

«Jezus jest tutaj, czuje cię i widzi. Ufaj, Elżbieto! Jego święte serce bije teraz silniej, dla twego dobra. Czuję je, jak bije, jakbym trzymała je w dłoniach. Rozumiem słowa, które Moje Dzieciątko chce powiedzieć przez te lekkie uderzenia: “Powiedz niewieście, żeby się nie lękała. Jeszcze trochę bólu, a potem, o wschodzie słońca – pośród tylu róż, które czekają, by rozchylić się pod pierwszym porannym promieniem – dom posiądzie swą najpiękniejszą różę. Będzie nią Jan, Mój Poprzednik”.»

Elżbieta kładzie głowę na łonie Maryi i cichutko płacze. Maryja trwa [bez ruchu] przez jakiś czas, bo wydaje się, że ból ustaje, pozwalając na chwilę wytchnienia. Daje znak, żeby wszyscy zachowali spokój. Stoi, biała i piękna w słabym świetle kaganka, jak anioł czuwający nad cierpiącą. Modli się. Zauważam, jak porusza wargami. Nawet gdybym tego nie widziała, poznałabym, że się modli, po zmieniającym się nagle wyrazie Jej twarzy.

Czas mija i Elżbiecie znów wracają bóle. Maryja całuje ją i wychodzi. Schodzi zwinnie, oświetlona światłem księżyca, i biegnie zobaczyć, czy starzec jeszcze śpi. Śpi nadal i jęczy przez sen. Maryja patrzy ze współczuciem i powraca do Swojej modlitwy.

Po pewnym czasie starzec budzi się, rzucając wkoło zdziwione spojrzenie, jakby nie przypominał sobie, dlaczego tu się znajduje. Potem jednak przypomina sobie. Porusza się i wydaje gardłowy dźwięk. Potem pisze: “Jeszcze się nie urodził?” Maryja zaprzecza ruchem głowy. Pisze więc dalej: “Co za ból! Moja biedna niewiasta! Czy to przeżyje?”

Maryja bierze go za rękę i zapewnia:

«Już wkrótce, o świcie, urodzi się dziecko. Wszystko będzie dobrze. Elżbieta jest silna. Pomyśl, jaki będzie piękny ten dzień – a już jest prawie – w którym twoje dziecko ujrzy światło! Najpiękniejszy dzień twego życia! Pan zachował dla ciebie wielkie łaski, a twoje dziecko je tobie zwiastuje.»

Zachariasz potrząsa smutnie głową, wskazując na nieme usta. Chciałby tak wiele rzec, lecz nie potrafi. Maryja rozumie i mówi:

«Pan sprawi, że twoja radość będzie pełna. Wierz Mu bez reszty, ufaj nieskończenie i miłuj bezgranicznie. Najwyższy wysłucha cię ponad oczekiwanie. On pragnie od ciebie pełnej wiary, która zmyje twoją dawną nieufność. Powtarzaj wraz ze Mną w sercu: “Wierzę”. Mów to każdym uderzeniem serca. Skarby Boże otwierają się dla tych, którzy wierzą Jemu i potędze Jego dobroci.»

Światło zaczyna zaglądać przez uchylone drzwi. Maryja otwiera je. Świt sprawia, że ziemia jest całkiem biała od rosy. [Czuć] silną woń ziemi i wilgotnych roślin. [Słychać] pierwsze trele ptaków, nawołujących się wśród gałęzi.

Starzec i Maryja stają we drzwiach. Są bladzi po bezsennej nocy. Światło brzasku sprawia, że wydają się jeszcze bledsi. Maryja zawiązuje sandały, idzie w stronę schodów i nasłuchuje. Ukazuje się jakaś niewiasta, daje znak i idzie z powrotem. Jeszcze nic.

Maryja idzie do jakiegoś pomieszczenia i wraca z gorącym mlekiem. Podaje je Zachariaszowi, aby wypił. Idzie do gołębi. Wraca i znów znika w pomieszczeniu, które chyba jest kuchnią. Krząta się, nasłuchuje. Jest tak żwawa i pogodna, jakby się znakomicie wyspała.

Zachariasz chodzi nerwowo tam i z powrotem po ogrodzie. Maryja patrzy na niego ze współczuciem. Potem wraca do pokoju, klęka przy krosnach i modli się żarliwie, bo lament cierpiącej stał się jeszcze bardziej rozdzierający. Chyli się do ziemi, prosząc Przedwiecznego. Zachariasz wchodzi i widzi Ją taką pochyloną. Biedny starzec płacze. Maryja wstaje i bierze go za rękę. Jest o wiele młodsza, a wydaje się matką tego nieszczęsnego starca. Pociesza go. Trwają jedno przy drugim, w słońcu różowiącym poranne powietrze, gdy dociera do nich radosna nowina:

«Urodził się! Urodził się! Chłopiec! Szczęśliwy ojcze! Chłopiec kwitnący jak róża, piękny jak słońce, silny i dobry jak matka. Raduj się, ojcze błogosławiony przez Pana, bo został ci dany syn, abyś mógł go ofiarować w Jego Świątyni. Chwała Bogu, który dał dziedzica temu domowi! Błogosławieństwo dla ciebie i dla syna, który ci się urodził! Niech jego potomstwo przedłuży twoje imię na wieki i na pokolenia i niech ono zawsze będzie związane z Przedwiecznym Panem.»

Maryja ze łzami radości błogosławi Pana. Potem otrzymują małego, którego przyniesiono do ojca, żeby go pobłogosławił. Zachariasz nie idzie do Elżbiety. Przyjmuje płaczące w niebogłosy niemowlę, lecz nie udaje się do małżonki. Idzie tam natomiast Maryja. Niesie z czułością maleństwo, które – odkąd znalazło się w Jej objęciach – natychmiast ucichło. Podążająca za Nią położna zauważa to.

«Niewiasto – mówi do Elżbiety – twoje dziecko zaraz zamilkło, kiedy Ona je wzięła. Zobacz, jak spokojnie śpi, a Bóg mi świadkiem, że jest żwawy i silny. Teraz, spójrz, wygląda jak gołąbek!»

Maryja kładzie maleństwo obok matki, głaszcze i układa jej siwe włosy.

«Urodziła się róża – mówi cicho. – Ty żyjesz i Zachariasz jest szczęśliwy.»

«Potrafi mówić?»

«Jeszcze nie, ale miej ufność w Panu. Teraz odpocznij. Będę przy tobie.»


   

Przekład: "Vox Domini"