Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga I   –  Przygotowanie

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

22. MAŁŻONKOWIE PRZYBYWAJĄ DO NAZARETU

(por. Mt 1,18; Łk 1,26-27)

Napisane 6 września 1944. A, 3564-3581

Bardzo niebieskie niebo łagodnego lutowego [dnia] rozpościera się nad wzgórzami Galilei. W cyklu mówiącym o dzieciństwie Dziewicy nie widziałam ich jeszcze. Odtąd tak do nich przywyknę, jakbym się sama tam urodziła.

Główny trakt jest wilgotny po niedawnym deszczu, który musiał spaść ubiegłej nocy. Nie ma jednak ani kurzu, ani błota. Droga jest równa i czysta jak miejska ulica. Biegnie pomiędzy dwoma rzędami żywopłotu kwitnących dzikich róż. To śnieżna przestrzeń, pachnąca goryczą i lasem. Przecinają ją liczne skupiska kaktusów o liściach wielkich i płaskich, najeżonych szpilkami i upstrzonych wielkimi, dziwacznymi owocami bez łodyg, rosnących na szczytach grubych i płaskich liści. Kształtem i kolorem przypominają mi zawsze morskie głębiny, z lasem korali i meduzami oraz innymi żyjątkami głębin morskich.

Żywopłoty służą za ogrodzenia oddzielające poszczególne posiadłości. Ciągną się we wszystkie strony, tworząc rysunek złożony z dziwacznych figur geometrycznych, krzywych i szpiczastych, najbardziej nieprawdopodobnych: romby, prostokąty i półkola, trójkąty o bokach ostrych lub zaokrąglonych. To rysunek cały obsypany bielą – jakby kapryśną wstęgą, położoną dla zabawy na polach. W górze szczebiocą i fruwają tysiące ptaków wszelkiego rodzaju. Cieszą się one miłością i wiją gniazda. Za żywopłotami rozsiane są jeszcze zielone uprawy zbóż, wyższe niż w Judei, oraz pełne kwiecia łąki. Rosną na nich setki kwitnących drzew owocowych. Wyglądają jak białe, różowe i czerwone roślinne obłoki, we wszystkich odcieniach bieli, różu i czerwieni, jak gdyby były odbiciem tamtych, znajdujących się na niebie obłoków. Wieczorna zorza nadaje im kolor różowy, liliowy i liliowoniebieski, jasnoniebieski, mieniący się lazurem fiolet, a także pomarańczowy i koralowy.

Lekki wieczorny wiatr strąca pierwsze płatki z drzew owocowych. Opadają one migocąc, podobne do gromady motyli, które szukają pyłku na polnych kwiatach. Pędy winorośli, jeszcze ogołocone z liści, pną się łukiem z jednego drzewa na drugie. Tylko gdzieniegdzie, na samym szczycie – tam gdzie słońce praży najmocniej – widać otwierające się niewinne, zdumione i drżące maleńkie listki. Słońce zachodzi spokojnie na bladolazurowym niebie, które światło czyni jeszcze jaśniejszym. W dali błyszczą śniegi Hermonu i inne odległe szczyty.

Drogą jedzie wóz, który wiezie Józefa i Maryję z Jej kuzynami. Podróż dobiega kresu. Maryja rozgląda się niespokojnie jak ktoś, kto chce nie tylko poznać, ale i rozpoznać to, co już kiedyś widział, a czego nie pamięta. I uśmiecha się, gdy powraca cień wspomnienia i jak błysk oświetla tę lub inną rzecz, to lub inne miejsce. Elżbieta i Zachariasz z Józefem przywołują Jej wspomnienia, wskazując na ten lub inny szczyt, na ten lub inny dom.

Zbliżają się już do miasta i na wzgórzu ukazuje im się Nazaret. Miasto, oświetlone z lewej strony przez zachodzące słońce, ukazuje małe, białe, szerokie i niskie domy z tarasami, zabarwione na różowo. Niektóre ściany, zwrócone ku słońcu, wydają się rozpalone pożarem, takie są czerwone. Błyszczą w słońcu kanały i niskie, niemal pozbawione cembrowiny studnie, z których, skrzypiąc, wyłaniają się wiadra z wodą do picia i do podlewania warzyw. Przy drodze stoją dzieci i niewiasty. Rzucają pełne ciekawości spojrzenia na wóz. Pozdrawiają dobrze znanego Józefa. Potem cichną, zakłopotane i onieśmielone trojgiem [nieznajomych].

Kiedy jednak wszyscy zbliżają się do właściwego miasteczka, nie widać tam ani zakłopotania, ani obawy. Mnóstwo ludzi w różnym wieku stoi przy wjeździe do miasta, pod witającym ich skromnym łukiem z kwiatów i liści. Gdy tylko wóz wytacza się zza węgła ostatniego domu nieregularnej wiejskiej zabudowy, rozbrzmiewają przenikliwe krzyki. Ludzie powiewają gałązkami i kwiatami. To niewiasty, dzieci i młodzi z Nazaretu witają Pannę Młodą. Mężowie, bardziej powściągliwi, pozdrawiają z powagą, stojąc za hałaśliwym, falującym ludzkim szpalerem.

Wóz jest teraz odsłonięty, bo słońce już nie dokucza. Maryja widzi więc dobrze ojczyste strony. Jest piękna jak kwiat. Odziana w biel i z jasnymi włosami uśmiecha się z dobrocią anioła do dzieci rzucających w Jej stronę kwiaty i posyłających całusy, do dziewcząt w Jej wieku wołających Ją po imieniu, do żon, matek i starców, którzy błogosławią Ją śpiewnymi głosami. Maryja kłania się mężom, zwłaszcza jednemu, który może jest rabinem lub ważną osobistością w miasteczku. Wóz toczy się powoli główną drogą. Idzie za nim większa część mieszkańców, dla których ich przybycie jest [wielkim] wydarzeniem.

«Oto Twój dom, Maryjo» – mówi Józef, wskazując batem domek, który znajduje się dokładnie u stóp pagórka. Za nim widać piękny i duży ogród cały w kwiatach, zakończony malutkim gajem oliwnym. Za nim żywopłot z głogu i kaktusów znaczy granicę posiadłości. Pola, należące niegdyś do Joachima, leżą dalej...

«Widzisz, niewiele Ci zostało – mówi Zachariasz. – Choroba ojca była długa i kosztowała bardzo dużo, tak jak i prace po szkodach uczynionych przez Rzym. Widzisz? Droga zabrała dróżkę i trzy główne pomieszczenia, więc dom został pomniejszony. Żeby go potem bez większych wydatków powiększyć, zużyto kawałek wzgórza, drążąc grotę. Joachim trzymał tam zbiory, a Anna – krosna. Urządzisz sobie teraz wszystko, jak zechcesz.»

«O, nic nie szkodzi! Wystarczy Mi to. Będę pracowała...»

«Nie, Maryjo – mówi Józef. – Ja będę pracować. Ty zajmiesz się tkaniem, szyciem i domem. Jestem młody i silny. Jestem Twoim małżonkiem. Nie dręcz mnie [myślą] o Twojej pracy.»

«Zrobię, jak zechcesz.»

«Tak, tego chcę. Wszystkie inne Twoje pragnienia są dla mnie rozkazem. Ale to – nie.»

Przybywają na miejsce. Wóz się zatrzymuje. Oczekują ich dwie czterdziestoletnie niewiasty i dwóch mężczyzn, około pięćdziesięcioletnich, w otoczeniu gromady dzieci i młodzieży.

«Niech Bóg da Ci pokój, Maryjo» – mówi najstarszy mężczyzna, a jedna z niewiast zbliża się do Maryi, obejmuje Ją i całuje.

«To mój brat Alfeusz i jego małżonka Maria, a to ich dzieci. Przyszli specjalnie, żeby Cię uczcić i powiedzieć, że ich dom zawsze należy do Ciebie» – mówi Józef.

«Tak, Maryjo, przychodź, jeśli Ci będzie smutno mieszkać samej. Pola są piękne wiosną, a nasz dom jest pośród kwitnących pól. Będziesz tam najpiękniejszym kwiatem» – mówi Maria Alfeuszowa.

«Dziękuję ci, Mario! Przyjdę bardzo chętnie. Będę czasem przychodzić, przyjdę z pewnością na gody. Ale chciałabym tak bardzo ujrzeć i przypomnieć Sobie Mój dom. Byłam całkiem mała, gdy go opuściłam, i nie pamiętam, jak wygląda... Teraz go odnajduję... Zdaje Mi się, że odzyskuję utraconą matkę i ukochanego ojca, słyszę echo ich słów... i zapach ich ostatniego tchnienia... Nie czuję już sieroctwa, mając wokół te mury... Zrozum Mnie, Mario!» – w głosie i oczach Maryi znać łzy i wzruszenie.

Maria Alfeuszowa odpowiada:

«Jak chcesz, kochana. Chcę, żebyś we mnie miała siostrę i przyjaciółkę, a nawet trochę matkę, bo jestem o wiele starsza od Ciebie.»

Teraz zbliża się druga niewiasta:

«Ja też Cię witam, Maryjo. Jestem Sara, przyjaciółka Twej matki. Byłam przy Twoich narodzinach. A to Alfeusz, krewny Alfeusza, wielki przyjaciel Twojej matki. Chętnie zrobię dla Ciebie to, co czyniłam dla Twojej matki. Patrz, mój dom leży najbliżej Twojego, a Twoje pola należą teraz do nas. Jeśli będziesz chciała, możesz odwiedzać nas o każdej porze. Zrobimy przejście w żywopłocie i będziemy razem, a jednocześnie każdy u siebie. A to jest mój małżonek.»

«Dziękuję wszystkim za wszystko. Za całe dobro wyświadczone Moim [rodzicom] i za to, które chcecie Mi jeszcze okazać. Niech Bóg Wszechmogący was za to błogosławi.»

Wyładowano już ciężkie skrzynie Maryi i wniesiono je do środka. Wszyscy wchodzą. Rozpoznaję wnętrze domku w Nazarecie. Tak będzie też wyglądał w przyszłości, za życia Jezusa.

Józef – jak jest w zwyczaju – bierze Maryję za rękę i wchodzą. Na progu jednak zatrzymuje się i mówi:

«Teraz chcę, żebyś na tym progu mi przyrzekła, że cokolwiek się stanie lub czegokolwiek będziesz potrzebowała, nie będziesz szukać innego przyjaciela ani innego pomocnika, jak tylko Józefa, do którego będziesz się zwracać. Przyrzeknij mi, że nie będziesz się w samotności dręczyć żadnymi troskami. Ja cały należę do Ciebie, pamiętaj o tym. Obdarowywanie Cię szczęściem na Twej drodze będzie moją radością. A ponieważ dawanie szczęścia nie zawsze jest w naszej mocy, będę się starał przynajmniej o to, by [Twoja droga] była spokojna i bezpieczna.»

«Obiecuję ci to, Józefie.»

Otwierają drzwi i okna. Zachodzące słońce zagląda ciekawie [do wnętrza]. Maryja zdejmuje płaszcz i welon. Ma jeszcze na Sobie cały ślubny strój, z wyjątkiem mirtowego wianka. Wchodzi do ukwieconego ogrodu. Patrzy i uśmiecha się. Obchodzi ogród, trzymając ciągle Józefa za rękę. Zdaje się brać na nowo w posiadanie utracone miejsce. Józef pokazuje, co zrobił.

«Widzisz? Wykopałem tu dół, żeby zbierała się woda deszczowa, bo winorośl jest wciąż spragniona. Tej oliwce uciąłem stare gałęzie, żeby odżyła. Dwie jabłonie zmarniały, więc posadziłem nowe i dodałem jeszcze figowce. Gdy podrosną, będą osłaniać dom przed palącym słońcem i ciekawskimi spojrzeniami. Winorośl jest stara. Wymieniłem tylko spróchniałe podpory i przyciąłem pędy. Mam nadzieję, że zrodzą wiele winogron. A tam, popatrz!» – dumnie prowadzi Ją na stok, który wznosi się, osłaniając dom, i stanowi granicę ogrodu od strony północnej.

«Wydrążyłem małą grotę, zabezpieczyłem ją. Kiedy wyrosną rośliny, będzie prawie taka sama jak ta, którą miałaś. Nie ma źródła... ale myślę, że uda mi się doprowadzić tu wodę ze strumyka. Będę pracował w długie letnie wieczory, gdy Cię przyjdę odwiedzić...»

«Jak to? – odzywa się Alfeusz – Nie urządzicie godów latem?»

«Nie. Maryja pragnie jeszcze utkać ciepłe kołdry. To jedyna rzecz, której brakuje w wyprawie. Jestem z tego zadowolony. Maryja jest bardzo młoda. Nie ma znaczenia, jeśli poczeka się rok lub więcej. W międzyczasie przywyknie do Swego domu...»

«No, tak! Zawsze nieco różniłeś się od innych i taki już pozostaniesz. Nie wiem, czy jest ktoś, kto by się nie śpieszył, żeby pojąć za żonę taki kwiat, jakim jest Maryja. Ty zaś chcesz zwlekać miesiącami!...»

«Gdy długo czeka się na radość, tym bardziej ona cieszy...» – odpowiada Józef z delikatnym uśmiechem.

Brat wzrusza ramionami i pyta: «Kiedy więc planujesz gody?»

«Kiedy Maryja rozpocznie szesnasty rok... jednak dopiero po święcie Namiotów. Zimowe wieczory będą miłe dla nowożeńców!...»

Patrzy na Maryję z uśmiechem pełnym słodyczy, tajemnego porozumienia i radosnej braterskiej czystości. Potem kontynuuje swój obchód:

«Tu jest izba [wydrążona] we wzniesieniu. Jeśli pozwolisz, urządzę sobie tu pracownię, kiedy się wprowadzę. Jest połączona z domem, ale do niego nie należy. Nie będzie więc śmieci ani hałasu. Jeśli jednak wolisz, żeby było inaczej...»

«Nie, Józefie, tak będzie najlepiej.»

Wracają do domu i zapalają lampy.

«Maryja jest zmęczona – mówi Józef. – Zostawmy Ją w spokoju z kuzynami.»

Wszyscy żegnają się i wychodzą. Józef zostaje jeszcze na chwilę. Rozmawia po cichu z Zachariaszem, a następnie mówi:

«Kuzyn zostawia Ci na jakiś czas Elżbietę. Cieszysz się? Ja tak, bo pomoże Ci... zostać doskonałą panią domu. Ułożycie razem – jak zechcesz – Twoje rzeczy i sprzęty. Ja też co wieczór przyjdę Ci pomóc. Elżbieta pomoże Ci zdobyć wełnę i wszystko, czego Ci potrzeba. Zapłacę za to. Pamiętaj, że obiecałaś mi zwracać się do mnie w każdej sprawie. Żegnaj, Maryjo. Śnij pierwszy sen pani w Swoim domu i niech anioł Boży czuwa nad tym, żeby był spokojny. Niech Pan zawsze będzie z Tobą.»

«Żegnaj, Józefie. Bądź i ty pod skrzydłami Bożego anioła. Dziękuję, Józefie, za wszystko. Na ile mogę, odwzajemniam twoją miłość Moją [miłością].»

Józef żegna kuzynów i odchodzi.

 

Widzenie znika. Jezus mówi:

«Ten cykl się zakończył. Podczas trwania tej tak miłej i słodkiej części twój Jezus unosił cię delikatnie daleko od zamętu ostatnich dni. Jak dziecina owinięta w miękką wełnę i złożona na aksamitnej poduszce zanurzałaś się w uszczęśliwiających widzeniach, żeby nie odczuwać strachu przed okrucieństwem ludzi, którzy nienawidzą się wzajemnie, zamiast miłować. Pewnych rzeczy nigdy nie będziesz mogła już znieść, a Ja nie chcę, żebyś umarła z ich powodu, dbam bowiem o Mojego “rzecznika”. Wkrótce ustanie na świecie przyczyna, z powodu której ofiary były dręczone różnymi utrapieniami. Także dla ciebie, Mario, ustanie czas tego okrutnego cierpienia z różnych przyczyn, wywołujących w tobie bolesne przeżycia. Ale nie przestaniesz cierpieć, jesteś bowiem ofiarą. Część twoich cierpień, tych [związanych z wojną], skończy się. Potem nadejdzie dzień, kiedy powiem ci jak umierającej Marii Magdalenie: “Odpocznij. Nadszedł dla ciebie czas odpoczynku. Daj Mi twe ciernie. Teraz jest czas róż. Odpocznij i czekaj. Błogosławię cię, błogosławiona...”

Dałem ci to jako obietnicę, ale ty jej nie zrozumiałaś, gdy nadszedł czas, kiedy byłaś pogrążona, okręcona, związana, przeszyta cierniami aż do głębi... Powtarzam ci to teraz z radością, jakiej doznaje tylko taka Miłość, jaką Ja jestem, wtedy gdy sprawia, że ustaje cierpienie ukochanej [istoty]. Mówię ci to teraz, gdy czas ofiary ustaje. Ja, który wiem, mówię ci ‘dziękuję’ w imieniu świata, który nie wie, w imieniu Włoch i Viareggio, w imieniu tej małej miejscowości, dokąd Mnie zaniosłaś (rozważ znaczenie tych słów). Mówię ci to ‘dziękuję’, które jest zarezerwowane dla ofiar całopalnych za ich poświęcenie się. Kiedy ukazałem ci [świętą] Cecylię, dziewiczą małżonkę, powiedziałem ci, że była cała nasycona Moją wonią i tym zapachem pociągnęła za sobą małżonka, szwagra, sługi, krewnych i przyjaciół. Ty odegrałaś, choć o tym nie wiesz – a mówię ci to Ja, który wiem – rolę Cecylii w tym oszalałym świecie. Jesteś napełniona Mną, Moim Słowem i zaniosłaś Moje pragnienia do ludzi. Najlepsi zrozumieli Mnie i za przykładem twoim, ofiary, poszło bardzo wielu. I jeżeli nie jest całkowicie zniszczona twoja ojczyzna ani najdroższe dla ciebie miejsca, to dlatego że wiele ofiarnych hostii, zetliło się dzięki twemu przykładowi i twojej posłudze. Dziękuję, błogosławiona. Lecz jeszcze kontynuuj. Bardzo pragnę ocalić ziemię. Wykupić ziemię. Wy, ofiary, jesteście monetą.

Mądrość, która pouczała świętych, uczy i ciebie bezpośrednio. Wznosi cię coraz wyżej w pojmowaniu Wiedzy o życiu i stosowaniu jej. Ty także rozbij swój mały namiot koło Domu Pana. Wbij kołki twego namiotu przy siedzibie Mądrości i pozostań tam, nigdy nie wychodząc. Wypoczywaj pod opieką miłującego cię Pana – jak ptaszek wśród kwitnących gałęzi – a On ochroni cię od wszelkiej duchowej niepogody. Oświetli cię chwała Boża, z której płyną dla ciebie słowa pokoju i prawdy. Zostań w pokoju. Błogosławię cię, błogosławiona.»

Zaraz potem mówi Maryja:

«Prezent dla Marii na imieniny od Mamy. Łańcuch prezentów. Jeśli znajdzie się pośród nich jakiś cierń, nie skarż się Panu, bo ukochał cię jak niewielu kocha. Na początku powiedziałam ci: “Piszesz teraz o Mnie. Ukoi to wszelkie twe troski.” Widzisz, że to prawda. Dar ten został zachowany dla ciebie na czas niepokoju, bo troszczymy się nie tylko o twego ducha, lecz umiemy też zatroszczyć się o materię. Nie jest ona królową, lecz służebnicą pożyteczną dla ducha, żeby mógł wypełnić swą misję. Bądź wdzięczna Najwyższemu, bo jest dla ciebie prawdziwym Ojcem, nawet w sensie ludzkiej uczuciowości. Kołysze cię słodkimi ekstazami, żeby ukryć przed tobą to, co cię przeraża. Kochaj Mnie coraz bardziej. Wprowadziłam cię w tajniki Moich pierwszych lat życia. Teraz wiesz wszystko o Mamie. W swoim losie ofiary kochaj Mnie jak córka i siostra. Kochaj miłością doskonałą Boga Ojca, Boga Syna i Boga Ducha Świętego. Niech błogosławieństwo Ojca, Syna i Ducha Świętego zstąpi na ciebie i pozostanie, przechodząc przez Moje ręce i nabierając woni Mojej macierzyńskiej miłości do ciebie. Bądź nadprzyrodzenie szczęśliwa.»


   

Przekład: "Vox Domini"