Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga I   –  Przygotowanie

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA    –

9. «ZA TRZY LATA BĘDZIESZ TAM, MOJA LILIO»

Napisane 28 sierpnia 1944. A, 3482-3487

Widzę Joachima i Annę razem z Zachariaszem i Elżbietą. Wychodzą właśnie z jakiegoś domu w Jerozolimie, należącego prawdopodobnie do ich znajomych lub przyjaciół. Zmierzają w kierunku Świątyni, na obrzęd oczyszczenia.

Anna trzyma w ramionach Córeczkę dokładnie owiniętą i okrytą jeszcze z wierzchu lekką wełnianą kołderką, ciepłą i miękką. Z jakąż troskliwością i miłością niesie Ją i uważa na swoje maleńkie dziecko. Od czasu do czasu unosi brzeg ciepłego i delikatnego okrycia. Sprawdza, czy Maryja może swobodnie oddychać, i potem szybko zakrywa, aby Ją ustrzec przed chłodem powietrza. Dzień jest piękny, lecz jednak chłodny, jest bowiem pełnia zimy.

Elżbieta ma w rękach jakieś zawiniątka. Joachim prowadzi dwa uwiązane, bielutkie, tłuste jagnięta – duże, już prawie baranki. Zachariasz nic nie niesie. Wygląda bardzo pięknie. Jest ubrany w białą lnianą szatę, która wystaje spod rozchylającego się płaszcza z ciężkiej białej wełny. Zachariasz jest w pełni sił męskich, znacznie młodszy niż wtedy, gdy go widziałam podczas narodzin Chrzciciela. Również Elżbieta, choć jest już dojrzałą niewiastą, wygląda młodo. Za każdym razem gdy zagląda do maleństwa, pochyla się z zachwytem nad śpiącą twarzyczką. Wygląda bardzo pięknie. Ma niebieską suknię o odcieniu ciemnofioletowym. Głowę osłania welon, spadający lekko na ramiona i na ciemniejszy od sukni płaszcz.

W świątecznych strojach Joachim i Anna wyglądają bardzo uroczyście. Wbrew swemu zwyczajowi Joachim nie ma brązowej tuniki, lecz długą, czerwoną szatę, o czerwieni św. Józefa, jak to nieraz dzisiaj nazywamy. Frędzle u płaszcza są zupełnie nowe i ładne. Na głowie ma rodzaj prostokątnego welonu, otoczonego obręczą ze skóry. Całe ubranie jest nowe i starannie wykończone.

A Anna! O, dzisiaj nie nosi swego zwykłego ciemnego odzienia. Ma jasną bladożółtą suknię koloru starej kości słoniowej, ściągniętą w talii, przy szyi i mankietach opaską ze srebra lub złota, jak mi się wydaje. Głowę okrywa bardzo przejrzysty welon, jakby z adamaszku, przytrzymany na czole opaską z wąskiej, kosztownej lamy. Na szyi ma misternie wykonaną kolię, na rękach – bransolety. Zachowuje się tak dostojnie, że naprawdę wygląda jak królowa. Jej płaszcz jest jasnożółty, cały obramowany pięknym greckim haftem, tkanym kolor na kolorze.

«Wyglądasz jak w dniu ślubu. Byłam wtedy małą dziewczynką, ale jeszcze pamiętam, jaka byłaś piękna i szczęśliwa» – mówi Elżbieta.

«Teraz jestem szczęśliwsza... Chciałam ubrać tę samą suknię na dzisiejszą uroczystość. Zachowałam ją na ten upragniony dzień... Straciłam jednak nadzieję, że założę ją z tej okazji.»

«Pan bardzo cię umiłował!...» – mówi Elżbieta i wzdycha.

«Dlatego też oddaję Mu to, co kocham najbardziej: mój Kwiat.»

«Jak to zrobisz, by się od Niej oderwać, gdy przyjdzie wyznaczona godzina?»

«Będę sobie przypominać, że Jej nie miałam i że to Bóg mi Ją dał. Teraz będę szczęśliwsza niż przedtem. Aby zachować pokój, kiedy [Maryja] będzie w Świątyni, powiem sobie: “Modli się przed Przybytkiem i prosi Boga Izraela także za Swoją mamę”. Odczuję jeszcze większy pokój, kiedy powiem sobie: “Należy cała do Boga. Kiedy nie będzie już nas, starych – którzyśmy otrzymali Ją z Nieba – On, Przedwieczny, pozostanie nadal Jej Ojcem”. Wierz mi, jestem przekonana, że to Dziecko nie należy do nas. Nie mogłam już [mieć dzieci]... To On złożył w moim łonie ten Boski dar, żeby otrzeć moje łzy, spełnić nasze nadzieje i [wysłuchać] modlitwy. Jesteśmy tylko Jej szczęśliwymi opiekunami... Niech On będzie za to błogosławiony!»

Doszli do murów Świątyni.

«Idźcie naprzód, przez Bramę Nikanora, ja zaś pójdę uprzedzić kapłana i dogonię was» – mówi Zachariasz i znika za bramą wychodzącą na wielki dziedziniec otoczony portykami.

Przechodzą powoli przez kolejne tarasy. Nie wiem, czy wspomniałam już kiedyś o tym, że obręb Świątyni to nie jeden poziom, lecz coraz wyżej położone tarasy. Wchodzi się na nie po szerokich stopniach. Na każdym z nich znajdują się dziedzińce, portyki i portale ozdobione marmurem, brązem i złotem.

Zanim dochodzą do umówionego miejsca, zatrzymują się i rozwijają przyniesione rzeczy: jakieś płaskie i duże omaszczone podpłomyki z białej mąki, dwa gołąbki w wiklinowej klatce i duże srebrne monety, bardzo ciężkie. Na szczęście w owym czasie nie istniały kieszenie, bo tak ciężkie monety rozerwałyby je.

Wszyscy stoją przed piękną Bramą Nikanora z masywnego brązu, jakby haftowanego srebrem. Zachariasz czeka już u boku kapłana, wyglądającego wspaniale w białym lnianym odzieniu. Anna zostaje pokropiona wodą do oczyszczeń – jak sądzę – potem otrzymuje polecenie zbliżenia się do ołtarza ofiarnego. Anna nie niesie już Dziecka. Wzięła je Elżbieta, która pozostała przed wejściem. Joachim idzie w ślad za małżonką, wlokąc nieszczęsne, beczące jagnię. A ja... robię to samo, co przy oczyszczeniu Maryi: zamykam oczy. Nie chcę widzieć, jak podrzynają mu gardło.

Anna jest już oczyszczona. Zachariasz szepce koledze parę słów do ucha, których ten słucha z uśmiechem. Potem kapłan zbliża się do wszystkich zgromadzonych, ciesząc się wraz z ojcem i matką z powodu ich radości i ich wierności złożonej obietnicy. Otrzymuje drugiego baranka, mąkę i podpłomyki. Mówi:

«Ta Dziewczynka jest więc poświęcona Panu? Jego błogosławieństwo będzie towarzyszyć Jej i wam. Oto nadchodzi Anna. Będzie jedną z Jej nauczycielek. To Anna, córka Fanuela, z pokolenia Asera. Podejdź tu, niewiasto. To Maleństwo zostało ofiarowane Świątyni jako ofiara pochwalna. Będziesz Jej nauczycielką i pod twą opieką będzie wzrastać Jej świętość.»

Anna, córka Fanuela, już całkiem siwa, zbliża się i głaszcze Dziecinę, która – obudzona – rozgląda się, patrząc niewinnymi oczyma. Jest zdziwiona otaczającą Ją bielą i złotem błyszczącym w promieniach słońca. Ceremonia – jak się wydaje – zakończyła się. Nie zauważyłam specjalnego obrzędu oddania Bogu Maryi. Być może wystarczyło powiedzieć to kapłanowi, a przede wszystkim Bogu, w świętym miejscu.

«Chciałabym złożyć ofiarę na Świątynię i potem udać się tam, gdzie ubiegłego roku ujrzałam światło» – mówi Anna.

Wszyscy tam idą wraz z Anną, córką Fanuela, która im towarzyszy. Nie wchodzą jednak do właściwej Świątyni. To zrozumiałe. Chodzi przecież o niewiastę i dziewczynkę. Dochodzą więc tylko do tego miejsca, w którym Maryja ofiaruje [w przyszłości] Syna. Stoją tuż przed bramą, szeroko otwartą na Dziedziniec Izraelitów. Patrzą w głąb mrocznego wnętrza. Dochodzą stamtąd łagodne śpiewy młodych dziewcząt. Widać tam jaśniejące, delikatne światła, które padają złocistym blaskiem na rzędy okrytych białymi welonami główek: dwa rzędy prawdziwych lilii.

«Za trzy lata będziesz tu także, moja Lilio» – obiecuje Anna Maryi, która patrzy jak urzeczona w kierunku oświetlonego wnętrza i uśmiecha się, słysząc spokojny śpiew.

«Zdaje się rozumieć – mówi Anna, córka Fanuela. – To śliczne Dziecko! Będę Ją kochać tak, jakbym to ja sama Ją zrodziła. Obiecuję ci to, matko, o ile wiek mi pozwoli.»

«Tak będzie, niewiasto – mówi Zachariasz – na pewno będziesz Ją przyjmować do grona poświęconych dziewcząt. I ja też. Chcę tu być, by już od samego początku prosić Ją o modlitwę w naszej intencji...» – [mówi i] patrzy na Elżbietę znacząco. Ona rozumie i wzdycha.

Obrzęd zakończył się i Anna, córka Fanuela, oddala się. Wszyscy wychodzą ze Świątyni rozmawiając. Słyszę, jak Joachim mówi:

«Ofiarowałbym nie tylko dwa najlepsze baranki, ale wszystkie... za tę radość i aby oddać chwałę Bogu.»

Niczego więcej nie widzę.


   

Przekład: "Vox Domini"