Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga VI - Męka Jezusa Chrystusa

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA    –

6. POŻEGNANIE Z ŁAZARZEM

Napisane 2 marca 1945. A,11378-11402

Jezus przebywa w Betanii. Jest wieczór, spokojny kwietniowy wieczór. Przez duże okna w sali jadalnej widać ogród Łazarza, cały w kwiatach. Dalej – sad niby obłok z delikatnych płatków. Wiatr łagodnie porusza zasłonami rozwieszonymi w drzwiach i sprawia, że drży światło świecznika pośrodku pomieszczenia. Ze spokojnym powiewem wieczornego wiatru wnika zapach świeżej zieleni, słodycz i gorycz kwitnących drzew owocowych, róż i innych kwiatów. Zlewa się z silnym zapachem tuberozy, konwalii i jaśminu, zmieszanej w wyjątkowej esencji, pozostającej jeszcze z balsamu, którym Maria z Magdali namaściła swego Jezusa. Jego włosy są nadal ciemniejsze z powodu tego namaszczenia. W sali znajduje się jeszcze Szymon, Piotr, Mateusz i Bartłomiej. Innych nie ma. Może wyszli dla wypełnienia swoich zadań.

Jezus wstał od stołu i patrzy na pergaminowy rulon, który podał Mu Łazarz. Maria z Magdali kręci się po sali... jak motyl przyciągany przez światło. Potrafi jedynie krążyć wokół swego Jezusa. Marta nadzoruje sługi. Zdejmują kosztowne obrusy rozłożone na stole.

Jezus kładzie rulon na wysokim kredensie, inkrustowanym kością słoniową, odbijającą się od czerni drewna i błyszczącą. Mówi:

«Łazarzu, wyjdźmy na zewnątrz. Muszę z tobą porozmawiać.»

«Już, Panie.» – Łazarz wstaje ze swego krzesła blisko okna. Idzie za Jezusem do ogrodu, w którym ostatnie światła dnia mieszają się z pierwszymi promieniami wspaniałego blasku księżyca.

Jezus idzie kierując się poza ogród, do miejsca, w którym znajduje się grób. Był to grób Łazarza, a teraz wygląda jak wielka różana rama, cała w kwiatach, wokół pustego otworu. Wysoko, na lekko pochylonej skale, jest wyryty napis: “Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!” Jezus staje tam. Nie widać już domu ukrytego w drzewach i krzewach. Panuje całkowita cisza i są zupełnie sami.

«Łazarzu, Mój przyjacielu – odzywa się Jezus, stojąc naprzeciw Swego przyjaciela i patrząc na niego z cieniem uśmiechu na twarzy, wychudzonej i bledszej niż zwykle – Łazarzu, Mój przyjacielu, czy wiesz, kim jestem?»

«Ty? Ależ jesteś Jezusem z Nazaretu, moim słodkim Jezusem, moim świętym Jezusem, moim potężnym Jezusem!»

«To dla ciebie. A kim jestem dla świata?»

«Ty jesteś Mesjaszem Izraela.»

«A jeszcze?»

«Ty jesteś Obiecanym, Oczekiwanym... Ale dlaczego pytasz mnie o to? Czyżbyś wątpił w moją wiarę?»

«Nie, Łazarzu. Ale chcę ci powierzyć pewną prawdę. Nikt – z wyjątkiem Mojej Matki i jednego z Moich [apostołów] – jej nie zna. Moja Matka – bo Ona zna wszystko. Jeden [z Moich] – gdyż ma w tym współudział. Pozostałym przekazywałem ją w ciągu tych trzech lat, w czasie których są ze Mną, wiele, wiele razy. Ale ich miłość działała jak środek usuwający wszelki smutek, jak osłona przed głoszoną prawdą. Nie mogli wszystkiego pojąć... I dobrze, że nie zrozumieli. W przeciwnym razie, aby przeszkodzić jednej zbrodni, popełniliby drugą. A to niepotrzebne. Bo jeśli coś musi się wydarzyć, stanie się, pomimo jakichkolwiek zabójstw. Tobie jednak chcę to powiedzieć.»

«Czyżbyś sądził, że kocham Cię mniej od nich? O jakiej zbrodni mówisz? Jaka zbrodnia musi się wydarzyć? Powiedz, w imię Boga!» – Łazarz jest wzburzony.

«Powiem, tak. Nie wątpię w twoją miłość. Do tego stopnia w nią nie wątpię, że powierzam jej i przekazuję Moją wolę...»

«O, Jezu mój! Ależ to robi ten, kto jest bliski śmierci! Ja to zrobiłem, gdy pojąłem, że Ty nie przychodzisz, a ja muszę umrzeć...»

«I Ja muszę umrzeć.»

«Nieeee!» – Łazarz wydaje głośny jęk.

«Nie krzycz. Niech nikt nie słyszy. Muszę porozmawiać tylko z tobą. Łazarzu, przyjacielu Mój, czy wiesz, co się dzieje w tej chwili, gdy jesteś przy Mnie, w przyjaźni wiernej, którą Mi ofiarowałeś od pierwszej chwili i która nigdy się nie zmieniła z żadnego powodu? Pewien człowiek, razem z innymi ludźmi, właśnie umawia się o cenę za Baranka. Czy wiesz, jak się nazywa ten Baranek? Jego imię to: Jezus z Nazaretu.»

«Nieee! To prawda, że są nieprzyjaciele. Ale nikt nie może Cię sprzedać! Kto? Któż to jest?»

«To jeden z Moich. Nie może nim być nikt inny jak jeden z tych, których najbardziej rozczarowałem, a który, zmęczony oczekiwaniem, pragnie wyzwolić się od Tego, który teraz stanowi dla niego tylko osobiste zagrożenie. Uważa, że odzyska szacunek – tak mu się wydaje – u wielkich tego świata. Tymczasem wzgardzi nim świat dobrych, a nawet – przestępców. Zmęczył się Mną, oczekując tego, co wszelkimi środkami usiłował osiągnąć: wielkość ludzką. Starał się o nią najpierw w Świątyni, następnie myślał, że zdobędzie ją wraz z Królem Izraela, a teraz znowu szuka jej w Świątyni i u Rzymian... Ma nadzieję... Ale Rzym, który potrafi wynagradzać swe wierne sługi.... umie zdeptać [butem] pogardy nikczemnych donosicieli. On jest zmęczony Mną, oczekiwaniem, brzemieniem... którym jest bycie dobrym. Dla złego człowieka bycie lub konieczność udawania, że jest się dobrym staje się brzemieniem o przygniatającym ciężarze. Można go wytrzymywać przez jakiś czas... a potem... już dłużej nie można... i człowiek wyzwala się od niego, aby stać się wolnym. Wolnym? Tak uważają źli. Tak i on sądzi. Nie jest to jednak wolność. Przynależność do Boga jest wolnością. Być przeciwko Bogu to zniewolenie pętami i łańcuchami, kulami i uderzeniami bata, jakiego żaden galernik przy wiosłach, jakiego żaden niewolnik przy budowach nie doznaje pod batem dozorcy więziennego.»

«Kto to? Powiedz mi. Kto to jest?»

«To niepotrzebne.»

«Ależ tak... Ach!... To może być tylko on... człowiek, który zawsze był plamą w Twoim zastępie, człowiek, który przed chwilą obraził moją siostrę. To Judasz z Kariotu!»

«Nie. To szatan. [por. J 6,70-71; 13,27] Bóg przyjął ciało we Mnie, Jezusie. Szatan przyjął ciało w nim, w Judaszu z Kariotu. Kiedyś... pewnego odległego dnia... tu w tym ogrodzie pocieszyłem w płaczu i wybaczyłem pewnemu duchowi, który wpadł w błoto. Powiedziałem, że opętanie jest zarażeniem przez szatana, który wszczepia swe soki w jakiś byt i go wynaturza. Powiedziałem, że jest to małżeństwo ducha z szatanem i ze zwierzęcością. Ale zawładnięcie jest czymś małym w porównaniu z wcieleniem. Mnie posiądą Moi święci i Ja ich posiądę. Ale tylko w Jezusie Chrystusie jest Bóg, taki jaki jest w Niebie, gdyż Ja jestem Bogiem, który stał się Ciałem. Tylko jedno jest Boskie Wcielenie. Tak też w jednym tylko będzie szatan, Lucyfer, tak jak jest w swoim królestwie, bo jedynie w zabójcy Syna Bożego jest szatan wcielony. Podczas gdy Ja z tobą rozmawiam, on stoi teraz przed Sanhedrynem i rozprawia, i zobowiązuje się [pomóc] w Moim zabójstwie. Ale to nie on, to szatan. Teraz posłuchaj, Łazarzu, wierny przyjacielu. Proszę cię o sprawienie Mi pewnej radości. Nigdy Mi niczego nie odmówiłeś. Twoja miłość była bardzo wielka i – nie uchybiając nigdy szacunkowi – była zawsze aktywna u Mego boku, poprzez tysiące form pomocy, poprzez jakże przezorne formy pomocy i mądre rady. Zawsze je przyjmowałem, bo widziałem w twoim sercu prawdziwe pragnienie Mojego dobra.»

«O, Panie mój! Było to moją radością zajmować się Tobą! Co teraz zrobię, gdy nie będę już musiał troszczyć się o Ciebie, mój Nauczycielu i Panie? Za mało, zbyt mało pozwoliłeś Mi zrobić! Moje zobowiązanie wobec Ciebie – który przywróciłeś Marię mojej miłości i czci, a mnie życiu – jest takie, że... O, dlaczego przywróciłeś mnie do życia, aby kazać mi przeżywać tę godzinę? Już całą grozę śmierci i cały niepokój ducha kuszonego strachem przez szatana w chwili stawiania się przed Sędzią Odwiecznym przeszedłem, a była to ciemność... Co Ci jest, Jezu? Dlaczego drżysz i stajesz się jeszcze bledszy, niż byłeś? Twoje oblicze jest bledsze od tej śnieżnej róży, która usycha w świetle księżyca. O, Nauczycielu! Wydaje się, że krew i życie Cię opuszcza...»

«Istotnie jestem jak ktoś, kto umiera z powodu otwartych żył. Cała Jerozolima – a chcę przez to powiedzieć: wszyscy nieprzyjaciele należący do potężnych Izraela – napada na Mnie ze spragnionymi paszczami i wysysa Mi życie i krew. Chcą doprowadzić do milczenia Głos, który przez trzy lata niepokoił ich, chociaż ich kochał... bo każde Moje słowo, choć było słowem miłości, było wstrząsem, który domagał się przebudzenia ich dusz. Oni jednak nie chcieli słuchać tej duszy – swojej duszy – którą skrępowali przy pomocy potrójnej zmysłowości. I nie tylko wielcy... Cała, cała Jerozolima zawzięła się właśnie na Niewinnego i chce Jego śmierci... A z Jerozolimą – Judea... a z Judeą – Perea, Idumea, Dekapol, Galilea, Syrofenicja... cały, cały Izrael zgromadził się w Syjonie na “Przejście” Chrystusa z życia do śmierci... Łazarzu, ty który umarłeś i zostałeś wskrzeszony, powiedz Mi: co znaczy umrzeć? Czego doświadczyłeś? Co sobie przypominasz?»

«Umrzeć?... Nie pamiętam dokładnie, co to było. Po wielkim cierpieniu następuje wielka niemoc... Wydawało mi się, że już więcej nie cierpię i zapadłem w wielki sen... Światło i odgłosy stawały się coraz słabsze i coraz bardziej odległe... Siostry i Maksymin mówią, że wydawałem im się bardzo cierpieć... nie pamiętam jednak tego...»

«Tak. Litość Ojca przytępia umierającym wrażliwość intelektualną. Cierpią jedynie w ciele, które jest tym, co ma zostać oczyszczone przez ten przedsionek czyśćca, którym jest agonia. Ale Ja... A ze śmierci co pamiętasz?»

«Nic, Nauczycielu. Mam ciemną przestrzeń w duchu... pusty obszar... Mam wyrwę w moim życiu, której nie potrafię wypełnić. Nie mam wspomnień. Gdybym popatrzył do wnętrza tej czarnej dziury, która trzymała mnie przez cztery dni – choć była to noc, a ja w niej byłem cieniem – nie zobaczyłbym [nic], lecz odczułbym wilgotny chłód, wychodzący z jej czeluści i wionący mi w twarz. Tak, to jedyne odczucie. Kiedy myślę o tych czterech dniach... nie mam nic. Nic. Nawet słowa.»

«Tak. Ci, którzy powracają, nie mogą mówić... Tajemnica odsłania się stopniowo przed tym, który tam wchodzi. Ale Ja, Łazarzu, Ja wiem, co wycierpię. Wiem, co wycierpię z pełną świadomością. Nie będzie żadnego złagodzenia przez napój ani przez niemoc, dzięki czemu mniej straszna byłaby dla Mnie agonia. Będę odczuwał Moją śmierć. Już ją odczuwam. Już umieram, Łazarzu. Jak chory na nieuleczalną chorobę ustawicznie umierałem w ciągu tych trzydziestu lat. I umieranie coraz bardziej się przyśpieszało, w miarę jak czas zbliżał Mnie do tej godziny. Najpierw umieraniem była wiedza o tym, że narodziłem się po to, aby być Odkupicielem. Potem umieraniem było to, że spotykałem się ze zwalczaniem, oskarżeniami, drwiną, prześladowaniem, przeszkodami... Co za zmęczenie! Następnie... umieraniem było posiadanie u boku, coraz bliżej – aż wreszcie przyczepionego do Mnie jak ośmiornica do rozbitka – tego, który jest Moim Zdrajcą. Co za obrzydzenie! Teraz umieram w udręce, gdyż będę musiał się pożegnać z najdroższymi przyjaciółmi i z Matką...»

«O, Nauczycielu! Płaczesz?! Wiem, że płakałeś przed moim grobem, gdyż mnie kochałeś. Ale teraz... Znowu płaczesz. Cały jesteś zimny... Ręce masz zimne jak ktoś umarły... Cierpisz... Tak bardzo cierpisz!...»

«Jestem Człowiekiem, Łazarzu. Nie tylko Bogiem. Mam ludzką wrażliwość i uczucia. I dusza Mi się napełnia udręką, gdy myślę o Matce... Powiadam ci, potworne stało się Moje udręczenie znoszenia bliskości Zdrajcy, szatańskiej nienawiści całego świata, głuchoty tych, którzy – jeśli nawet nie nienawidzą – to przecież nie potrafią kochać aktywnie... Kochać aktywnie to dążyć do tego, aby stać się takim, jakim chce mieć kogoś ukochana osoba i jak ona naucza... A tymczasem tutaj!... Tak, wielu Mnie kocha... Ale pozostali “sobą”. Nie przyjęli nowego “ja” z miłości do Mnie. Czy wiesz, kto potrafił pośród Moich najbliższych przemienić Swą naturę, aby stać się “Chrystusowym”, takim jakim Chrystus pragnie? Jedna istota: twoja siostra Maria. Ona odeszła od całkowitego zezwierzęcenia i zepsucia, aby dojść do duchowości anielskiej. A to jedynie dzięki sile miłości.»

«Ty ją wyzwoliłeś.»

«Wszystkich ocaliłem przez słowo. Ale tylko ona przemieniła się całkowicie dzięki działaniu miłości. Powiedziałem: tak straszliwe jest Moje cierpienie z powodu tego wszystkiego, że tęsknię jedynie za tym, by wszystko się dokonało. Moje siły uginają się... Krzyż będzie mniej uciążliwy niż ta udręka ducha i uczucia...»

«Krzyż?! Nieee! O, nie! Jest zbyt okrutny! Jest zbyt hańbiący! Nie!»

Łazarz – który trzymał od jakiegoś czasu lodowate ręce Jezusa, stojąc przez swoim Nauczycielem – pozostawia Go i osuwa się na kamienną ławę, znajdującą się blisko Pana. Zakrywa oblicze rękami i rozpaczliwie płacze. Jezus zbliża się do niego. Kładzie mu rękę na plecach wstrząsanych od płaczu i mówi:

«I cóż? Czyż Ja, który umieram, mam pocieszać ciebie, który żyjesz? Przyjacielu, potrzebuję sił i pomocy. Proszę cię o to. Tylko ty możesz Mi tego udzielić. Inni... Lepiej... żeby nic nie wiedzieli. Bo gdyby wiedzieli... Popłynęłaby krew. A Ja nie chcę, by baranki stały się wilkami, nawet z miłości do Niewinnego. Matka... O, co za przeszywający ból, kiedy o Niej mówię!... Matka przeżywa tak wielki niepokój! Także Ona jest wyczerpaną umierającą... To już trzydzieści trzy lata jak i Ona umiera, a teraz jest jedną raną, jako ofiara straszliwej męczarni. Zapewniam cię, toczyłem walkę między umysłem i sercem, między [uczuciem] miłości i rozumem, aby zadecydować, czy będzie słuszne oddalić Ją, odesłać Ją do Jej domu, gdzie ciągle śni o tej Miłości, która uczyniła Ją Matką, kosztuje smaku Jej płomiennego pocałunku, drży w ekstazie tego wspomnienia i oczyma duszy ciągle dostrzega powiew powietrza uderzonego i poruszonego łuną anielską. Do Galilei wiadomość o Mojej Śmierci doszłaby prawie w chwili, gdy mógłbym powiedzieć Jej: “Mamo, jestem Zwycięzcą!” Ale nie potrafię, nie, nie mogę tego uczynić. Biedny Jezus, obarczony grzechami świata potrzebuje umocnienia. I Matka Mi go udzieli. Jeszcze bardziej biedny świat potrzebuje dwóch Ofiar. Mężczyzna bowiem zgrzeszył wraz z niewiastą, Niewiasta więc powinna przyczynić się do odkupienia, kiedy Mężczyzna dokonuje Odkupienia. Ale dopóki ta godzina nie wybije, daję Matce uspokajający uśmiech... Ona drży... Wie. Przeczuwa zbliżanie się Udręki. Wiem to. Odsuwa to przez naturalny wstręt i z powodu świętej miłości, tak jak i we Mnie Śmierć budzi odrazę, bo jestem “Żywym”, który musi umrzeć. Ale biada, gdyby wiedziała, że za pięć dni... Nie dotrwałaby żywa do tej godziny, a Ja chcę Ją żywą, aby z Jej warg zaczerpnąć siły, tak jak wyssałem życie z Jej piersi. Także Bóg chce, aby była na Mojej Kalwarii, aby zmieszać wodę dziewiczych łez z winem Boskiej Krwi, dla sprawowania pierwszej Mszy. Czy wiesz, czym będzie Msza? Nie wiesz. Nie możesz wiedzieć. Będzie Moją śmiercią utrwaloną na zawsze dla rodzaju ludzkiego, żyjącego lub przeżywającego męki. Nie płacz, Łazarzu. Ona jest mocna. Nie płacze. Płakała przez całe Swoje matczyne życie. Teraz już nie płacze. Ukrzyżowała uśmiech na Swoim obliczu... Czy widziałeś, jakie stało się Jej oblicze w ostatnim czasie? Ukrzyżowała uśmiech na Swojej twarzy, aby Mnie wzmocnić. Proszę cię, naśladuj Moją Matkę. Nie potrafiłem już dłużej zachowywać dla siebie Mojej tajemnicy. Patrzyłem dokoła, szukając przyjaciela szczerego i pewnego. Spotkałem twoje wierne spojrzenie. Rzekłem: “[Powierzę ją] Łazarzowi”. Ja, kiedy miałeś kamień na sercu, szanowałem twą tajemnicę i broniłem jej nawet przed naturalną ciekawością serca. Proszę cię o taki sam szacunek wobec Mojej tajemnicy. Potem... po Mojej śmierci powiesz o niej. Przekażesz tę rozmowę. Aby stało się wiadome, że Jezus szedł świadomie na śmierć i nie były Mu tajne żadne łączące się z nią udręki: to co dotyczyło osób i Jego losu. Aby wiedziano, że chociaż jeszcze mógł się ocalić, nie chciał tego, bo Jego miłość do ludzi pragnęła gorąco tylko dopełnić ofiary dla nich.»

«O, ocal Siebie, Nauczycielu! Ocal się! Mogę Ci ułatwić ucieczkę jeszcze tej nocy. Niegdyś uciekłeś przecież do Egiptu. Uciekaj i teraz. Chodź! Weźmiemy ze sobą Maryję, siostry i pójdziemy. Żadne z moich bogactw nie wiąże mnie, wiedz o tym. Bogactwem moim, Marii i Marty jesteś Ty. Chodźmy.»

«Łazarzu, wtedy uciekłem, bo nie nadeszła jeszcze godzina. Teraz jest godzina. Pozostaję więc.»

«Zatem pójdę z Tobą, nie zostawię Cię.»

«Nie. Ty tu zostań. Temu, kto jest w odległości drogi szabatowej, wolno spożyć baranka w swoim domu. Zatem, jak zawsze, spożyjesz swego baranka. Jednak pozwól, by poszły ze Mną twoje siostry... Ze względu na Mamę... O, cóż skrywały przed Tobą, o Męczennico, róże Boskiej miłości! Otchłań! Otchłań! Z niej wychodzą teraz i rzucają się na Ciebie płomienie Nienawiści, by kąsać Twoje Serce! Siostry... tak. Są mocne i aktywne... a Mama, pochylona nad Moimi zwłokami, będzie istotą konającą. Jan nie wystarczy... Jan jest miłością. Ale jest jeszcze niedojrzały. O, dojrzeje i stanie się mężczyzną w udręce tych przyszłych dni. Ale Niewiasta potrzebuje niewiast w Swoich straszliwych ranach. Dasz Mi je?»

«Wszystko, wszystko zawsze Ci dawałem z radością. Bolało mnie tylko to, że chciałeś tak mało!...»

«Zauważ, że od nikogo innego nie przyjąłem tyle, ile od przyjaciół z Betanii. To było też jednym z zarzutów, który wiele razy Mi postawiono. Ale Ja, Człowiek, znajdowałem tu, pośród was, tyle pociech we wszystkich Moich ludzkich goryczach. W Nazarecie był Bóg, który radował się przy Jedynej rozkoszy Bożej. Tu był Człowiek. Przed śmiercią dziękuję ci, przyjacielu wierny, pełen miłości, szlachetny, troskliwy, powściągliwy, mądry, dyskretny i prawy. Dziękuję ci za wszystko. Mój Ojciec później da ci nagrodę...»

«Wszystko już otrzymałem wraz z Twoją miłością i z ocaleniem mojej Marii.»

«O, nie! Wiele jeszcze musisz otrzymać. I otrzymasz. Posłuchaj. Nie popadaj w przygnębienie. Daj Mi swój rozum, abym mógł ci powiedzieć to, o co chcę cię jeszcze poprosić. Pozostaniesz tu i będziesz czekał...»

«Nie, co to, to nie. Dlaczego Maria i Marta, a ja – nie?»

«Bo nie chcę, abyś uległ zepsuciu jak wszyscy mężczyźni. Jerozolima w przyszłych dniach zostanie zepsuta tak, jak psuje się powietrze wokół gnijącej padliny, która niespodziewanie umarła, zgnieciona piętą jakiegoś przechodnia. [To powietrze] jest skażone i zakażające. Wyziewy tej padliny doprowadzą do szaleństwa nawet mniej okrutnych, nawet samych Moich uczniów. Uciekną. I dokąd się udadzą w przerażeniu? Do Łazarza. Ileż razy w ciągu tych trzech lat przychodzili, aby szukać chleba, posłania, obrony, schronienia i Nauczyciela!... Teraz powrócą. Jak owce rozproszone przez wilka, który porwał pasterza, pobiegną do owczarni. Zgromadź je. Dodaj im odwagi. Powiedz im, że im przebaczam. Powierzam ci Moje przebaczenie dla nich. Nie zaznają pokoju dlatego, że uciekną. Powiedz im, żeby nie popadali w jeszcze większy grzech z powodu braku wiary w Moje przebaczenie.»

«Wszyscy uciekną?»

«Wszyscy z wyjątkiem Jana.»

«Nauczycielu... [Chyba] nie poprosisz mnie o przyjęcie Judasza? Każ mi umrzeć w mękach, ale nie wymagaj tego ode mnie. Wiele razy moja ręka drżała na mieczu, żądna zabicia hańby mojej rodziny. Ale nie zrobiłem tego nigdy, bo nie jestem gwałtowny. Byłem tylko do tego kuszony. Ale zapewniam Cię, że gdy zobaczę Judasza, poderżnę mu gardło jak kozłowi ofiarnemu.»

«Nie zobaczysz go nigdy więcej. Zapewniam cię.»

«Ucieknie? Nie szkodzi. Powiedziałem: “Jeśli go zobaczę.” Teraz mówię: Pójdę za nim, nawet na kraj świata, i zabiję go.»

«Nie powinieneś tego pragnąć.»

«Zrobię to.»

«Nie zrobisz tego, bo tam, gdzie on będzie, ty nie będziesz mógł pójść.»

«Do Sanhedrynu? Do Miejsca Świętego? I tam go dopadnę i zabiję.»

«Nie tam będzie.»

«U Heroda? Zostanę zabity, ale najpierw jego zabiję.»

«Będzie u szatana. A ty nigdy nie będziesz u szatana. Odrzuć natychmiast tę zbrodniczą myśl, bo inaczej cię zostawię.»

«O, och!... Ale... Tak, dla Ciebie... O, Nauczycielu! Nauczycielu! Nauczycielu!»

«Tak, twój Nauczyciel... Przyjmiesz uczniów, dodasz im otuchy. Umocnisz ich, aby odzyskali pokój. Ja jestem Pokojem. I także potem... Potem im pomożesz. Betania będzie zawsze Betanią, dopóki Nienawiść nie wedrze się do tego ogniska miłości – w przekonaniu, że rozproszyła jego płomienie. Tymczasem rozszerzy je tylko, aby zapalił się cały świat. Błogosławię cię, Łazarzu, za wszystko, co uczyniłeś, i za wszystko, co zrobisz.»

«Nic, nic. Wyrwałeś mnie śmierci, a nie pozwalasz mi Cię bronić. Czegóż więc dokonałem?»

«Dałeś Mi swe domy. Widzisz? Tak miało być: pierwsze mieszkanie w Syjonie – na ziemi należącej do ciebie. Ostatnie – także w jednym z nich. Tak było postanowione, że będę twoim Gościem. Ale przed śmiercią nie potrafiłbyś Mnie obronić. Zapytałem cię na początku tej rozmowy: “Wiesz, kim jestem?” Teraz Ja odpowiadam: “Jestem Odkupicielem”. Odkupiciel musi złożyć ofiarę aż do ostatecznego wyniszczenia. Uwierz w to więc. Ten, który wstąpi na krzyż i będzie wystawiony na spojrzenia i na szyderstwa świata, nie będzie żywym, lecz umarłym. Ja już umarłem, zabity wcześniej raczej przez brak miłości niż z powodu tortur. I jeszcze coś, przyjacielu. Jutro o świcie idę do Jerozolimy. I dowiesz się, że Syjon oklaskiwał jak zwycięzcę Mnie, swego łagodnego Króla, który wjedzie do niego siedząc na oślęciu. Niech cię nie zmyli ten tryumf i niech cię nie skłania do przekonania, że Mądrość, która do ciebie mówi, nie miała rozeznania w ten spokojny wieczór. Szybciej niż gwiazda spadająca, która znaczy niebo i znika w nieznanych przestworzach, rozproszy się poparcie ludu, a za pięć wieczorów, o tej samej godzinie, zacznie się dla Mnie udręka. Rozpocznie się od obłudnego pocałunku, który otworzy usta – te, które jutro będą wołać ‘hosanna’ – aby stały się chórem okropnych bluźnierstw i dzikich głosów potępienia.

Tak, będziesz go wreszcie mieć – o miasto Syjonie, o ludu Izraelski – Baranka paschalnego! Będziesz go mieć w tym bardzo bliskim obrzędzie. Oto On. Jest Ofiarą przygotowaną od wieków. Miłość Go zrodziła, przygotowując sobie za małżeńskie łoże łono, w którym nie było zmazy. I Miłość Go spala. Tak. Jest Ofiarą świadomą. Nie jest jak baranek, który wtedy – gdy rzeźnik ostrzy nóż, aby go zarżnąć – jeszcze skubie trawę na łące lub, nieświadomy, potrąca różowawym pyszczkiem krągłe matczyne sutki. Ja jestem Barankiem, który świadomie mówi: “Żegnaj!” – życiu, Matce, przyjaciołom – i idzie do składającego ofiarę, i mówi: “Oto jestem!”. Jestem Pokarmem człowieka. Szatan rozbudził głód, który nigdy nie zostanie nasycony, którego nie da się nasycić. Tylko jeden Pokarm go syci, bo usuwa ten głód. A tym Pokarmem jestem Ja. Oto, człowieku, twój chleb. Oto twoje wino. Spożywaj swą Paschę, o Ludzkości! Przejdź przez twoje morze, czerwone od szatańskich płomieni. Rób znak Moją Krwią, a przejdziesz, o plemię ludzkie, ochronione od ognia piekielnego. Możesz przejść. Niebiosa bowiem, naciskane Moim pragnieniem, już uchylają odwieczne wrota. Spójrzcie, o duchy umarłych! Popatrzcie, o ludzie żyjący! Patrzcie, o dusze, które w przyszłości zaistniejecie w ciałach! Zobaczcie, aniołowie z Raju! Popatrzcie, demony z Piekła! Spójrz, Ojcze, spójrz, o Duchu! Ofiara uśmiecha się. Już nie płacze...

Wszystko już powiedziałem. Żegnaj, przyjacielu. I ciebie nie ujrzę już przed śmiercią. Przekażmy sobie pożegnalny pocałunek. I nie popadaj w zwątpienie. Powiedzą ci: “To był szaleniec, to był demon, kłamca! Umarł, a mówił, że jest Życiem”. Im, a przede wszystkim sobie samemu, odpowiedz: “Był i jest Prawdą i Życiem. Jest Zwycięzcą śmierci. Wiem to. On nie może być wiecznym Umarłym. Czekam na Niego. I nie zużyje się cała oliwa w lampie – którą przyjaciel trzyma w pogotowiu, by oświecić świat, zaproszony na ucztę weselną Tryumfatora – kiedy On, Oblubieniec, powróci. A światła, tym razem, nie będzie można nigdy więcej zagasić. Wierz w to, Łazarzu. Bądź posłuszny Moim życzeniom. Czy słyszysz tego słowika, jak śpiewa – po milczeniu, w które popadł z powodu wybuchu twego płaczu? I ty czyń podobnie. Twoja dusza, po nieuniknionym płaczu nad Zabitym, niech wyśpiewuje hymn pewności twojej wiary. Bądź błogosławiony przez Ojca, przez Syna, przez Ducha Świętego.»

Jakże cierpiałam przez całą noc od 23.00 czwartku pierwszego marca do 5.00 rano w piątek! Widziałam Jezusa w udręce niewiele mniejszej od cierpienia w Getsemani, szczególnie kiedy mówił o Matce, o zdrajcy, i przeżywał odrazę wobec śmierci. Posłuchałam nakazu Jezusa, żeby spisywać to w specjalnym zeszycie, aby zrobić z tego bardzo szczegółowy opis Męki. Widział [ojciec] moją twarz tego poranka... słaby obraz przeżytego cierpienia... Nie powiem nic więcej z powodu niepokonalnego wstydu.


   

Przekład: "Vox Domini"