Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga V - Przygotowanie do Męki

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

 17. KŁÓTLIWOŚĆ JUDASZA W EFRAIM. POUCZENIE JEZUSA O PRAWDZIWYM KULCIE BOGA

Napisane 17 stycznia 1947. A, 9874-9883

To musi być inny szabat, gdyż apostołowie są znowu zgromadzeni w domu Marii, małżonki Jakuba. Dzieci są jeszcze między nimi, obok Jezusa, blisko paleniska. To właśnie skłania Judasza Iskariotę do powiedzenia:

«Minął tydzień, a krewni nie przybyli» – i śmieje się, potrząsając głową.

Jezus mu nie odpowiada. Głaszcze średnie dziecko. Judasz pyta Piotra i Jakuba, syna Alfeusza:

«Mówicie, że przeszliście obiema drogami, prowadzącymi do Sychem?»

«Tak. Ale to było niepotrzebne, kiedy się dobrze zastanowić. Z pewnością złodzieje nie chodzą uczęszczanymi drogami, zwłaszcza teraz, kiedy oddziały rzymskie nie przestają ich patrolować» – odpowiada Jakub, syn Alfeusza.

«A zatem, dlaczego szliście tamtędy?» – nalega Iskariota.

«Cóż!... Iść tu czy tam, to dla nas to samo. A więc udaliśmy się tymi drogami.»

«I nikt nie umiał wam nic powiedzieć?»

«O nic nie pytaliśmy.»

«Jak więc chcieliście się dowiedzieć, czy przechodzili tamtędy, czy nie? Czy osoby, które podążają jakąś drogą, niosą chorągwie lub zostawiają ślady? Nie. Wtedy bowiem odnaleźliby nas już chociaż przyjaciele. Tymczasem nikt tu nie przyszedł, odkąd tu jesteśmy» – [Judasz] śmieje się zjadliwie.

«Nie wiemy, dlaczego nikt tu nie przybył – mówi cierpliwe Jakub, syn Alfeusza. – Nauczyciel to wie. My tego nie wiemy. Ludzie nie zostawiają śladów swego przejścia, kiedy – jak my – wycofują się w miejsce nieznane ludziom. Przybyć do nich można tylko wtedy, jeśli powiedzą o miejscu schronienia. Nie wiemy, czy nasz Brat mówił o tym przyjaciołom.»

«O! Chciałbyś wierzyć i skłaniać do wiary, że On tego nie powiedział przynajmniej Łazarzowi i Nike?» [– odzywa się Judasz.]

Jezus nie odzywa się. Bierze jedno dziecko za rękę i wychodzi...

«Nie chcę w nic wierzyć. Ale nawet jeśli jest, jak mówisz, to przyczyn nieobecności przyjaciół nie możesz osądzać ani ty sam, ani nikt z nas nie może tego zrobić...»

«Łatwe są do zrozumienia te przyczyny! Nikt nie chce mieć kłopotów z Sanhedrynem, a jeszcze mniej chce ich mieć ten, kto jest bogaty i potężny. To wszystko! Tylko my umiemy się narażać na niebezpieczeństwa.»

«Bądź sprawiedliwy, Judaszu! Nauczyciel nie zmuszał nikogo z nas do pozostania z Nim. Dlaczego pozostałeś, skoro boisz się Sanhedrynu?» – pyta Jakub, syn Alfeusza.

«Możesz też odejść, kiedy chcesz. Nie jesteś przykuty łańcuchami...» – przerywa drugi Jakub, syn Zebedeusza.

«O, nie! Naprawdę nie! Jest się tutaj i tu się zostaje. Wszyscy. Kto chciał, miał odejść przedtem. Teraz nie. Ja się temu sprzeciwię, jeśli Nauczyciel się temu nie sprzeciwi» – mówi powoli, ale stanowczo Piotr, uderzając dłonią w stół.

«A dlaczego? Kim ty jesteś, żeby rozkazywać zamiast Nauczyciela?» – pyta go gwałtownie Iskariota.

«Człowiekiem, który rozumuje nie jak Bóg, jak On to czyni, ale jak człowiek.»

«Podejrzewasz mnie? Masz mnie za zdrajcę?» – mówi Judasz pobudzony.

«Ty to powiedziałeś. Nie to, że cię uważam, że jesteś taki dobrowolnie, ale jesteś tak... beztroski, Judaszu, tak zmienny! I masz zbyt wielu przyjaciół. I zbytnio lubisz się chełpić, wszystkim. Ty, och! Nie umiałbyś zamilknąć! Mówiłbyś, aby odpowiedzieć komuś podstępnemu albo aby pokazać, że jesteś apostołem. Dlatego jesteś tu i tu pozostaniesz. Tak nie zaszkodzisz i nie wywołasz w sobie wyrzutów sumienia.»

«Bóg nie ogranicza wolności człowieka, a ty chcesz to robić?»

«Chcę to zrobić. Ale powiedz mi wreszcie: czy ci deszcz pada na głowę? Brakuje ci chleba? Szkodzi ci powietrze? Lud cię obraża? Nic z tego. Dom jest solidny, chociaż nie jest bogaty, powietrze jest dobre, pożywienia nigdy nie brak, ludzie cię poważają. Dlaczego więc jesteś tu taki niespokojny, jakbyś był w więzieniu?»

«„Są dwa narody, których moja dusza nie może ścierpieć, a trzeci, którego nienawidzę, nie jest nawet narodem: ci z góry Edom, Filistyni i głupi lud, który zamieszkuje Sychem”. Odpowiadam ci słowami mędrca. Mam rację, myśląc tak samo. Spójrz, czy te ludy nas kochają!»

«Hmm! Zaprawdę, nie wydaje mi się, żeby inni, twoi i moi [rodacy], byli o wiele lepsi. Obrzucono nas kamieniami w Judei i w Galilei, w Judei bardziej niż w Galilei, a w Świątyni Judzkiej jeszcze bardziej niż w każdym innym miejscu. Nie uważam, że nas źle traktowano ani na ziemiach Filistynów, ani tu, ani gdzie indziej...» [– mówi Piotr. Judasz mu odpowiada:]

«Gdzie indziej? Na szczęście nie byliśmy gdzie indziej. A nawet, gdyby trzeba było iść gdzie indziej, nie poszedłbym i nie pójdę tam w przyszłości. Nie chcę się więcej zanieczyszczać!»

«Zanieczyszczać się? To nie to cię rozdrażnia, Judaszu, synu Szymona. Ty nie chcesz być skłócony z tymi ze Świątyni. To właśnie cię dręczy» – mówi spokojnie Szymon Zelota, który pozostał w kuchni z Piotrem, Jakubem, synem Alfeusza, oraz z Bartłomiejem. Inni odeszli, jeden po drugim, z dwojgiem dzieci, aby dołączyć do Nauczyciela. To ucieczka zasługująca na nagrodę, bo została dokonana, aby nie uchybiać miłości.

«Nie. Nie dlatego. Ale dlatego że nie lubię tracić mego czasu i dawać mądrości głupcom. Spójrz! Na co się zdało brać z nami Hermastesa? Odszedł i już nie wrócił. Józef mówi, że się odłączył od niego i powiedział, że powróci na Święto Namiotów. Czy go widziałeś? Odstępca...»

«Nie wiem, dlaczego nie powrócił, i nie osądzam. Pytam cię jednak: czy może on jest jedynym, który porzucił Nauczyciela i został wrogiem? Czy nie ma odstępców pośród nas, Judejczyków, i pośród Galilejczyków? Możesz to potwierdzić?» [– pyta Zelota. Judasz mu odpowiada:]

«Nie. To prawda. Ale czuję się tu nieswojo. Gdyby wiedziano, że tu jesteśmy! Gdyby wiedziano, że obcujemy z Samarytanami, wchodząc nawet do ich synagog w szabat! On chce to zrobić... Biada, gdyby to wiedziano! Oskarżenie byłoby uzasadnione...»

«A Nauczyciel skazany, to chcesz powiedzieć. Ale On już jest skazany. Został skazany, zanim się o tym dowiedziano. Został skazany zaraz po wskrzeszeniu Żyda w Judei. Jest znienawidzony i oskarżany o to, że jest Samarytaninem i przyjacielem celników i nierządnic. Jest oskarżany od... zawsze. A ty, bardziej niż wszyscy, wiesz, że tak jest!»

«Co chcesz powiedzieć Natanaelu? Co chcesz powiedzieć? Że mam w tym udział? Czegóż jeszcze się od was dowiem?»

Judasz jest bardzo wzburzony.

«Ależ, mój chłopcze, sprawiasz wrażenie myszy otoczonej wrogami! Ale nie jesteś myszą, a my nie jesteśmy uzbrojeni w kije, aby cię złapać i zabić. Po co tyle niepokoju? Jeśli twoje sumienie jest spokojne, dlaczego drażnią cię niewinne słowa? Co [takiego] mówi Bartłomiej, że jesteś tak wzburzony? Czy nie jest prawdą może, że nikt bardziej od nas, Jego apostołów – którzy śpimy przy Nim i żyjemy obok Niego – nie może wiedzieć i zaświadczyć, że On nie kocha człowieka-Samarytanina, człowieka-celnika, człowieka-grzesznika, niewiasty-nierządnicy, lecz ich dusze, i że On się o nie troszczy, tylko o nie. I jedynie Najwyższy może wiedzieć, na jaki wysiłek musi się zdobyć Najczystszy, aby podejść do tego, co my, ludzie i grzesznicy, nazywamy ‘śmieciem’, kiedy chodzi do Samarytan, celników i nierządnic. Ty nie rozumiesz i nie znasz jeszcze Jezusa, mój chłopcze! [Znasz Go nawet mniej] niż Samarytanie, Filistyni, Fenicjanie i wielu innych» – mówi Piotr ze smutkiem w ostatnich słowach.

Judasz nie odzywa się już. Inni też milkną.

Staruszka wchodzi, mówiąc:

«Na ulicy są mieszkańcy miasta. Mówią, że to godzina modlitwy szabatu i że Nauczyciel przyrzekł przemówić..»

«Powiem [Mu] to, niewiasto. A ty powiedz ludziom z Efraim, że zaraz przyjdziemy» – odpowiada jej Piotr i wychodzi do ogrodu, aby powiadomić Jezusa.

«A ty co robisz? Idziesz z nami? Jeśli nie chcesz iść, odejdź, wyjdź, nim dotknie Go boleśnie twoja odmowa» – mówi Zelota do Judasza.

«Idę z wami. Tu nie można rozmawiać! Wydaje się, że to ja jestem największym grzesznikiem. Wszystkie moje słowa są źle rozumiane.»

Wejście Jezusa do kuchni, zapobiega dalszym słowom.

Wychodzą na ulicę i przyłączają się do mieszkańców Efraim. Wchodzą z nimi do miasta zatrzymując się dopiero przed synagogą. Malachiasz jest u wejścia. Wita i zaprasza do środka.

Nie zauważam różnicy między miejscem modlitwy Samarytan a tymi, które widuję w innych regionach. Zawsze te same lampy, te same pulpity i takie same półki z leżącymi na nich rulonami, miejsce przewodniczącego lub tego, kto naucza zamiast niego. Tu jest chyba tylko mniej zwojów niż w innych synagogach.

«Odmówiliśmy już modlitwy w oczekiwaniu na Ciebie. Jeśli zechcesz przemówić... O który zwój poprosisz, Nauczycielu?»

«Nie potrzebuję żadnego. Poza tym nie będziesz miał tego, co chcę wyjaśnić» – odpowiada Jezus i następnie odwraca się ku ludziom. Zaczyna Swoje pouczenie:

«Kiedy Hebrajczycy zostali odesłani do swojej ojczyzny przez Cyrusa, króla Persów, aby odbudować Świątynię Salomona, zniszczoną pięćdziesiąt lat wcześniej, ołtarz został ponownie wzniesiony na swych podstawach. Płonęła na nim codzienna ofiara całopalna, wieczorem i rano, i ofiara specjalna z pierwocin każdego miesiąca, i ofiara świąt poświęconych Panu lub osobiste żertwy [wiernych]. Następnie, kiedy zostało ustanowione to, co było niezbędne i wymagane dla kultu, przyłożyli rękę – w drugim roku po powrocie – do tego, co można by nazwać oprawą kultu, jego stroną zewnętrzną. To nie grzech, gdyż uczyniono to po to, aby oddawać cześć Odwiecznemu, ale to nie było niezbędne. Kultem bowiem Boga jest miłość do Boga, a miłość wydziela zapach i pali się w sercu. Nie [uwielbia się Boga] przyciętymi kamieniami, cennym drewnem, złotem i kadzidłami. Wszystko to jest zewnętrzne, dawane bardziej dla zaspokojenia własnej pychy narodu lub miasta niż dla uczczenia Pana.

Bóg pragnie Świątyni ducha. On nie zadowala się Świątynią z murów i marmurów, w której brak duchów przepełnionych miłością. Zaprawdę, powiadam wam, że Bóg kocha jedynie świątynię serca czystego i miłującego i w niej ustanowi Swą siedzibę ze Swymi światłami. Głupie są spory, które dzielą regiony i miasta według piękna szczególnych miejsc modlitwy. Po co rywalizować bogactwem i ozdobami w domach, w których się wzywa Boga? Czy to, co skończone, może zaspokoić Nieskończonego, nawet gdyby to, co skończone, było dziesięć razy piękniejsze niż Świątynia Salomona i pałace królewskie zebrane razem? Bóg, Nieskończony, którego żaden materialny przepych ani żadna przestrzeń nie może zawrzeć w sobie ani Go uczcić, znajduje w sercu człowieka jedyne miejsce godne oddania Mu należytej czci i może, a nawet chce, w nim zostać zamknięty. Duch bowiem sprawiedliwego jest świątynią, nad którą unosi się, pośród zapachów miłości, Duch Boga, i wkrótce będzie on świątynią, w której Duch uczyni sobie rzeczywistą siedzibę, Jeden i Troisty, jak w Niebie.

I jest napisane, że gdy tylko murarze postawili fundamenty Świątyni, kapłani przybyli z ozdobami i trąbkami, a lewici z cymbałami, według zaleceń Dawida. I śpiewali, że „trzeba uwielbiać Boga, gdyż On jest dobry, a miłosierdzie Jego trwa na wieki”. Lud radował się. Wielu jednak kapłanów, przywódców, lewitów i starszych płakało myśląc o Świątyni, która istniała wcześniej. I nie można było odróżnić głosów skargi od głosów radości, tak były pomieszane. Czytamy jeszcze, że należący do ludów sąsiednich przeszkadzali budującym Świątynię. Chcieli się zemścić za to, że zostali odepchnięci przez budowniczych, kiedy zaproponowali pomoc w budowie. Oni także szukali Boga Izraela, Boga Jedynego i Prawdziwego. Te przeszkody przerwały prace, gdyż nie podobało się Bogu, aby trwały nadal. To czytamy w Księdze Ezdrasza.

Ile pouczeń i jakie daje urywek, który przedstawiłem?

[Jedno pouczenie] już zostało wypowiedziane: że kult ma być oddawany w sercu, a nie wyraża się go przez kamienie, drewno lub szaty, cymbały i śpiewy, w których nie ma ducha. Poza tym – nieobecność miłości wzajemnej jest zawsze przyczyną opóźnienia i przeszkód, nawet jeśli chodzi o cel, który jest dobry sam w sobie. Nie ma Boga tam, gdzie nie ma miłości. Zbędne jest szukanie Boga, jeśli nie spełnia się najpierw warunków, by móc Go znaleźć. Bóg znajduje się w miłości. Ten lub ci, których siedzibą jest miłość, znajdują Boga, nawet bez konieczności podejmowania uciążliwych poszukiwań. A kto ma Boga ze sobą, kończy pomyślnie wszystkie swoje przedsięwzięcia.

W psalmach, które wypłynęły z serca mędrca po medytacji nad bolesnymi wydarzeniami, które towarzyszyły odbudowie Świątyni i murów, jest powiedziane: „Jeśli Pan nie zbuduje domu, na próżno się trudzą wokół niego budowniczy. Jeśli Pan nie czuwa nad miastem i nie strzeże go, na próżno czuwają nad nim obrońcy”.

Jakże więc Bóg może być przy wznoszeniu domu, jeśli wie, że jego mieszkańcy nie mają Go w sercach, gdyż nie ma w nich miłości do sąsiadów? Jakże może strzec miasta i dawać siłę obrońcom, skoro nie może przebywać w nich, bo jest w nich nienawiść do sąsiadów? Czy było korzystne, o narody, oddzielenie się przeszkodą nienawiści? Czy to was uczyniło większymi? Bogatszymi? Bardziej szczęśliwymi? Nigdy nie przynosi pożytku nienawiść ani uraza, nigdy nie jest mocny ten, kto jest sam, nigdy nie jest kochany ten, kto nie kocha. I daremne jest, jak mówi psalm, wstawanie przed świtem, aby stać się wielkim, bogatym i szczęśliwym. Niech każdy zażywa swego spoczynku, aby się umocnić z powodu boleści życia, gdyż sen jest darem Bożym, jak jest nim światło i wszystko inne, czym cieszy się człowiek. Niech każdy zażywa spoczynku, ale niechaj w spoczynku i w czuwaniach ma za towarzyszkę miłość, a jego prace przyniosą mu korzyść i zyska jego rodzina i jego sprawy, a przede wszystkim rozkwitnie jego duch i zdobędzie królewski wieniec synów Najwyższego i dziedziców Jego Królestwa.

Powiedziano, że podczas śpiewów pochwalnych ludu niektórzy mocno płakali, gdyż z żalem myśleli o przeszłości. Ale nie było można odróżnić głosów w tym zgiełku.

Synowie Samarii! I wy, Moi apostołowie, synowie Judy i Galilei! Dzisiaj jeden wychwala, a inny płacze, kiedy nowa Świątynia Boża wznosi się na swoich wiecznych fundamentach. Także dziś są tacy, którzy przeciwstawiają się pracom i szukają Boga tam, gdzie Go nie ma. Teraz również są tacy, którzy chcą budować według nakazu Cyrusa, a nie według polecenia Bożego, to znaczy według nakazu świata, a nie – według głosów ducha. I teraz również są tacy, którzy wylewają nierozumne i ludzkie łzy żałując gorszej przeszłości, przeszłości, która nie była ani dobra, ani mądra, lecz taka, że wywołała oburzenie Boga. Teraz również mamy wszystko to, jakbyśmy wciąż byli we mgle minionych czasów, a nie – w świetle czasów Światłości.

Otwórzcie serca na Światłość, napełnijcie się Światłością, abyście ujrzeli, przynajmniej wy, do których mówię Ja-Światłość. To nowy czas. Wszystko jest w nim odbudowywane. Biada jednak tym, którzy nie będą chcieli wejść i będą przeszkadzać budowniczym Świątyni nowej wiary, której Ja jestem Kamieniem Węgielnym i której oddam całego Siebie, aby uczynić zaprawę [łączącą] kamienie, aby budowla się wzniosła zdrowa i mocna, wspaniała w ciągu wieków, rozległa jak ziemia, którą pokryje całą swoim światłem. Mówię światłem, a nie cieniem, gdyż Świątynia będzie uformowana przez duchy, a nie przez nieprzejrzystą materię. Kamień [węgielny] dla niej – to Ja z Moim Duchem Wiecznym, a kamieniami – wszyscy, którzy pójdą za Moim słowem i za nową wiarą, kamieniami niezniszczalnymi, kamieniami płonącymi, kamieniami świętymi. I światłość się rozszerzy po ziemi, światłość nowej Świątyni i okryje ją mądrością i świętością, a na zewnątrz pozostaną tylko ci, którzy swoimi nieczystymi łzami będą opłakiwać i żałować przeszłości, gdyż była dla nich źródłem korzyści i zaszczytów czysto ludzkich.

Otwórzcie się na ten czas i na nową Świątynię, o ludzie z Samarii! W niej wszystko jest nowe i nie istnieją już dawne podziały ani ograniczenia materii, myśli i ducha. Śpiewajcie, gdyż wygnanie poza miasto Boże wkrótce się skończy. Czy może cieszycie się będąc dla innych z Izraela jak wygnańcy, jak trędowaci? Czy jesteście szczęśliwi, że czujecie się jak wygnani z łona Bożego? Przecież to czujecie i wasze dusze to czują, wasze biedne dusze ściśnięte w waszych ciałach, nad którymi każecie panować waszej pysznej myśli, która nie chce powiedzieć innym ludziom: „Pobłądziliśmy, ale teraz wracamy do Owczarni jak rozproszone owce”. Nie chcecie tego powiedzieć innym ludziom, i to jest już złem. Powiedzcie to więc przynajmniej Bogu. Chociaż tłumicie krzyk waszej duszy, to Bóg słyszy jej jęk, bo jest nieszczęśliwa z powodu wygnania z domu Najświętszego Ojca wszystkich.

Posłuchajcie słów pieśni wstępowań. Jesteście bowiem pielgrzymami, którzy od wieków wstępują ku miastu wzniesionemu na górze, ku prawdziwemu Jeruzalem, Jeruzalem niebieskiemu. To stamtąd, z Nieba, wasze dusze zstąpiły, aby ożywić ciało, i to tam pragną powrócić. Dlaczego chcecie poświęcić wasze dusze, pozbawiając je dziedziczenia Królestwa? Jaką winę ponoszą za to, że zstąpiły do ciał poczętych w Samarii? Pochodzą od Jedynego Ojca. Mają tego samego Stwórcę, co dusze w Judei i Galilei, w Fenicji i w Dekapolu. Bóg jest celem dla każdego ducha. Każdy duch dąży ku temu Bogu, nawet jeśli różne formy bałwochwalstwa lub zgubnych herezji, schizmy, brak wiary, trzymają go w niewiedzy co do Boga prawdziwego. Byłaby ona zupełna, gdyby dusza nie miała w sobie embrionalnego, nie do zatarcia, wspomnienia Prawdy i gorącego pragnienia jej. O, powiększajcie to wspomnienie i to pragnienie. Otwórzcie bramy waszych dusz. Niechaj wejdzie tam Światłość! Niech wejdzie Życie! Niech wejdzie Prawda! Niechaj zostanie otwarta Droga! Niech wszystko wejdzie falami świetlistymi i życiodajnymi jak promienie słońca i fale, i wiatry czasu zrównania dnia z nocą, aby z tego embrionu wyrosło drzewo i wystrzeliło w górę, by być coraz bliżej swego Pana.

Powróćcie z wygnania! Śpiewajcie ze Mną: „Kiedy Pan wzywa nas do powrotu z niewoli, dusza wydaje się śnić z radości. Nasze usta napełniają się śmiechem, a nasz język – radością. Teraz powie się: ‘Pan uczynił wielkie rzeczy dla nas’.”

Tak, Pan uczynił wielkie rzeczy dla was i ogarnie was radość.

O, Mój Ojcze! Proszę cię za nimi, jak za wszystkimi. Spraw, niech powrócą, o Panie, ci więźniowie, ci, którzy – w Twoich oczach i w Moich – są skuci łańcuchami uporczywego błędu. Przyprowadź ich, o Ojcze, z powrotem jak potok, który wpada do wielkiej rzeki, do wielkiego morza Twego miłosierdzia i Twego pokoju. Ja i Moi słudzy, we łzach zasiewamy w nich Twoją prawdę. Ojcze, spraw, abyśmy w czasie wielkiego żniwa, mogli wszyscy – my, Twoi słudzy nauczający Twej Prawdy – żąć radośnie ziarno wyborne z Twoich spichlerzy w tych skibach, które teraz wydają się obsiane tylko bólem i jadem.

Ojcze! Ojcze! Spraw, przez wzgląd na nasze zmęczenie, łzy, boleści, pot, śmierć, które były i będą towarzyszami naszego zasiewu, byśmy mogli przyjść do Ciebie niosąc, jak snopy, pierwociny z tego narodu, dusze, na nowo zrodzone do Sprawiedliwości i Prawdy dla Twojej chwały. Amen.»

Absolutną ciszę, która – w tym tak wielkim tłumie wypełniającym synagogę i plac przed nią – naprawdę robiła wrażenie, przerywa szmer, który jest coraz głośniejszy, aż zamienia się ze szmeru w szept, z szeptu w silniejszy dźwięk, a z niego w okrzyki hosanna. Ludzie gestykulują, komentują, wykrzykują...

Jakże różni się ich reakcja od zakończeń przemówień w Świątyni! Malachiasz mówi w imieniu wszystkich:

«Ty jeden potrafisz mówić w ten sposób prawdę, bez obrażania i zawstydzania! Ty jesteś naprawdę Świętym Boga! Módl się o nasz pokój. Stwardnieliśmy przez wieki... wierzeń i wieki zniewag. Powinniśmy rozerwać tę naszą twardą powłokę. Okaż nam współczucie.»

«Więcej nawet: miłość. Miejcie dobrą wolę, a powłoka sama odpadnie. Niech Światłość przyjdzie do was.»

Jezus toruje Sobie drogę i wychodzi, za Nim idą apostołowie.


   

Przekład: "Vox Domini"