Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

80. POUCZENIE I CUD W ENGADDI

Napisane 21 lutego 1946. A, 8041-8054

Jezus kieruje się o zmierzchu w stronę głównego placu. To zmierzch, który barwą ognia czerwieni całkiem białe domy w Engaddi i nadaje Morzu Martwemu blask czarnej perłowej masy. Jest z Jezusem młodzieniec, który udzielił Mu gościny, a teraz prowadzi Go przez zakamarki miasta o zabudowie iście orientalnej.

Słońce musi mocno palić w tych tak odkrytych miejscach, naprzeciw ciężkiej tafli Morza Słonego. Znajduje się ono wyizolowane pośrodku suchej pustyni. Słońce praży bez litości sprawiając, że ziemia jest wypalona. Mam wrażenie, że w miesiącach letnich od morza dochodzą rozżarzone podmuchy. Dla swej obrony mieszkańcy Engaddi zbudowali wąskie uliczki. Jeszcze bardziej zwężają się one z powodu ścieków i gzymsów domów, które zbliżają się do siebie tak mocno, że kiedy się podnosi głowę widzi się w górze tylko wąski przesmyk liliowolazurowego nieba.

Domy są wysokie. Niemal wszystkie – piętrowe, uwieńczone tarasami. Mimo wysokości domów winorośle pną się w górę i rozciągają na nich swe pędy. Zapewniają cień i przynoszą radość swymi kiściami. [Winogrona] – dojrzałe w silnym słońcu, odbijającym się od murów i podłogi tarasu - muszą być słodkie jak rodzynki z Damaszku. Winorośle rywalizują ze sobą, aby sprawić przyjemność ludziom i ptakom. Te zaś są bardzo liczne i – od wróbli po gołębie – wiją gniazda w Engaddi. [Czynią to] na wysokich palmach, rosnących po trochu wszędzie, na rozłożystych drzewach owocowych, znajdujących się na dziedzińcach, w ogrodach ściśniętych między domami. [Winorośle] pochylają się nad uliczkami i opadają na pobielone mury pędami obciążonymi owocami, dojrzewającymi w radosnym słońcu. Wystają ponad bardzo licznymi archiwoltami, formującymi w niektórych miejscach prawdziwe galerie, poprzerywane to tu, to tam – z powodu wymogów architektonicznych. Wznoszą się ku błękitnemu niebu. Jest ono tak jednolite, ma kolor tak delikatny, że – gdyby było możliwe dotknięcie go – to, jak się wydaje, dotknęłoby się ciężkiego weluru lub gładkiej skóry, pomalowanej i zabarwionej przez mądrego artystę. Barwa nieba jest doskonała: intensywniejsza od koloru turkusa, a mniej – od szafiru, bardzo piękna, niezapomniana.

A wody... Ileż źródeł i fontann musi wytryskać na dziedzińcach i w ogrodach domów pośród zieleni tysięcy roślin! Idący opustoszałymi uliczkami – gdyż mieszkańcy są jeszcze przy pracy lub w domach – słyszą wodę, która płynie, pluska, szumi, jak liczne struny harfy poruszanej przez ukrytego artystę. A archiwolty, ciągłe zaułki uliczek wchłaniają odgłosy wód, wzmacniają je, pomnażają przez efekt echa, czyniąc z nich cały utwór na harfę i zwiększając ich wdzięk.

I palmy, palmy, palmy!... Na najmniejszym placu, szerokim jak pomieszczenie mieszkalne, [widać ich] pnie smukłe i bardzo wysokie. Wystrzelają w niebo wahadłowym ruchem liści szeleszczących, ściśniętych bardzo mocno, jak pędzel, na wierzchołku pnia. Cień, który w pełne południe pada z góry na maleńki plac i całkowicie go okrywa, pojawia się teraz w dziwacznej formie na murkach najwyższych tarasów.

Miasto jest czyste w porównaniu z miastami Palestyny. Być może fakt, że domy są przyciśnięte jeden do drugiego – a wszystkie posiadają dziedzińce i uprawne ogrody – dopomógł mieszkańcom w nauczeniu się unikania wyrzucania różnych nieczystości na ulice. Nauczyli się gromadzić je i łączyć z odchodami zwierzęcymi, aby otrzymać kompost przeznaczony do [nawożenia] drzew i klombów, oraz z powodu... bardzo rzadkiej troski o porządek. Uliczki są więc czyste, wysuszone słońcem. Nie ma na nich niemiłych kupek jarzyn, wyrzuconych na śmietnik, zniszczonych sandałów, brudnych szmat, odchodów i innych nieprzyjemnych rzeczy. A to widać nawet na ulicach samej Jerozolimy, gdy tylko wyjdzie się poza centrum miasta.

Oto pierwszy rolnik powraca z pracy na szarym osiołku. Dla ochrony przed muchami mężczyzna ozdobił całego czworonoga gałązkami jaśminu. Pod falującym przykryciem pachnących gałęzi zwierzę postępuje naprzód lekkim truchtem, potrząsając uszami i dzwonkami. Mężczyzna spogląda i pozdrawia. Młodzieniec mówi mu:

«Przyjdź na wielki plac. Posłuchasz Rabbiego, który jest z nami.»

Potem stado owiec zajmuje ulicę, nadchodząc z placyku w głębi, za którym dostrzec można pola. Posuwają się ściśnięte, jedna przy drugiej, stawiając nogi tam, gdzie postawiły je idące przodem. Głowy mają pochylone, jakby ciążyły im zbyt mocno na karkach, zbyt smukłych w stosunku do krągłych ciał. Idą krokiem zabawnym, drobnym truchtem, a ich bardzo tłuste ciała wyglądają jak tobołki umocowane na czterech prętach... Jezus, Jan i Piotr idą w ślad za mężczyzną, który jest z nimi. Przylegają do rozgrzanego muru jakiegoś domu, aby pozwolić przejść owcom. Jakiś mężczyzna i dziecko idą za stadem. Spoglądają i pozdrawiają.

Młodzieniec odzywa się:

«Zamknijcie owce i przyjdźcie z krewnymi na wielki plac. Rabbi z Galilei jest pośród nas. Będzie do nas przemawiał.»

A oto wychodzi pierwsza niewiasta. Otacza ją gromada dzieci. Idą gdzieś. Młodzieniec mówi do niej:

«Przyjdź z Janem i dziećmi posłuchać Rabbiego, którego zwą Mesjaszem.»

Domy otwierają się powoli w nadchodzącym wieczorze. W głębi można dostrzec zielone ogrody lub spokojne dziedzińce, na których gołębie spożywają ostatni posiłek. Młodzieniec wsuwa głowę do każdych otwartych drzwi i mówi:

«Przyjdźcie posłuchać Rabbiego, Pana.»

W końcu wchodzą na prostą uliczkę. To jedyna prosta uliczka tego miasta. Nie zostało ono bowiem zbudowane w taki sposób, jakby tego chciano, lecz tak, jak tego chciały palmy lub potężne drzewa pistacjowe. Z pewnością mają po sto lat. Mieszkańcy szanują je jak zacnych obywateli, gdyż to im zawdzięczają fakt, że nie umierają z powodu udaru słonecznego.

Oto w głębi – plac. Rolę kolumn spełniają tu pnie licznych palm. Można by rzec, że to jedna z hypostylowych sal starożytnych świątyń lub pałaców, wykonanych z obszernej przestrzeni, wypełnionych kolumnami. Stoją w równych odstępach. Ten las to jakby kamienie podtrzymujące sklepienie. Palmy pełnią tu rolę kolumn i są tak ściśnięte, że tworzą - wraz z liśćmi, które się ze sobą plączą – szmaragdowy sufit nad białym placem. Pośrodku niego znajduje się głęboki czworokątny [zbiornik] źródła. Napełniają go krystaliczne wody. Wytryskują z kolumienki pośrodku zbiornika i spadają do niższych części, w których gaszą pragnienie zwierzęta. Łagodne, domowe gołębie ruszyły właśnie do szturmu. Piją wodę lub na różowych łapkach pląsają menueta na najwyższym brzegu [zbiornika]. Inne opryskują swe piórka wodą, co nasila ich mienienie się z powodu kropli wody, które na chwilę okrywają pióra.

Tutaj są ludzie. Jest ośmiu apostołów, którzy poszli w różne strony w poszukiwaniu domów. Każdy zgromadził swych wiernych, pragnących posłuchać tego, którego ich apostoł wskazał jako obiecanego Mesjasza. Apostołowie pospiesznie podbiegają ze wszystkich stron do Nauczyciela. Są jak liczne komety, ciągnące za sobą w ogonie grupki swych zdobyczy. Jezus zaś podnosi rękę, aby pobłogosławić uczniów i osoby z Engaddi.

Juda Alfeusz mówi w imieniu wszystkich:

«Oto, Nauczycielu i Panie, uczyniliśmy to, co poleciłeś. Oni wiedzą, że dziś Łaska Boga jest pośród nich. Ale pragną też Słowa. Wielu zna Ciebie dzięki zasłyszanym pogłoskom, niektórzy spotkali Cię w Jerozolimie. Wszyscy, szczególnie niewiasty, pragną Cię poznać. Ale przede wszystkim – przewodniczący synagogi. Oto on. Podejdź, Abrahamie.»

Podchodzi mężczyzna naprawdę bardzo sędziwy. Jest wzruszony. Chciałby odezwać się, mówić. Jest jednak tak wzruszony, że nie znajduje ani jednego z przygotowanych słów. Pochyla się, aby uklęknąć, wspierając się na swej lasce. Jezus przeciwstawia się temu. Całuje go i mówi:

«Pokój sędziwemu i sprawiedliwemu słudze Boga!»

Ten zaś, coraz bardziej wzruszony, potrafi odpowiedzieć jedynie:

«Chwała Bogu! Moje oczy ujrzały Obiecanego! O cóż więcej mogę prosić Boga?»

I podnosząc ramiona w hieratycznej pozie, intonuje psalm Dawida:

«”Z niepokojem wyglądałem Pana, a On zwrócił się ku mnie... (Nie mówi całego psalmu. Wypowiada te urywki, które najbardziej odnoszą się do wydarzenia.) On usłyszał mój krzyk i wybawił mnie z otchłani nędzy i z bagna moczar... W moje usta włożył pieśń nową. Błogosławiony człowiek, który ufność swą złożył w Panu. Uczyniłeś wiele cudów, o Panie mój, Boże! Nie ma nikogo równego Tobie w wyrokach. Chciałbym je nazwać, mówić o nich, lecz ilość ich jest niezliczona. Nie chciałeś ofiary ani całopalenia, lecz otwarłeś moje uszy... (Jest coraz bardziej wzruszony). Jest powiedziane, że mam czynić Twoją wolę... Twoje Prawo jest w moim sercu. Głosiłem Twoją sprawiedliwość w wielkim zgromadzeniu. Oto nie zamykałem ust swoich, Ty to wiesz, Panie. Nie trzymałem w ukryciu Twej sprawiedliwości, lecz głosiłem prawdę i zbawienie pochodzące od Ciebie... Ty zaś, o Panie, nie oddalaj ode mnie Swego współczucia... Niezliczone nieszczęścia spadły na mnie... (Naprawdę płacze wypowiadając te słowa głosem, który łzy czynią jeszcze starszym i bardziej drżącym). Jestem żebrakiem i potrzebującym, lecz Pan troszczy się o mnie. Ty jesteś mi pomocą, mój obrońco, o mój Boże, nie zwlekaj!...”

Oto psalm, mój Panie, i dodaję ze swej strony: „Powiedz mi: ‘Chodź’, a ja powiem Ci to, co mówi psalm: ‘Oto jestem, idę!’...»

Milknie i płacze z całą swą wiarą w oczach, zamglonych z powodu lat. Ludzie wyjaśniają:

«Stracił córkę, która pozostawiła mu wnuki. Jego żona oślepła i straciła rozum z powodu licznych nieszczęść. Słuch zaginął o ich jedynym synu. Znikł tak nagle, któregoś dnia...»

Jezus kładzie dłoń na ramieniu starca i mówi do niego:

«Cierpienia sprawiedliwych mijają tak szybko jak jaskółka, w porównaniu z czasem trwania wiecznej nagrody. Ale pójdziemy przywrócić dawne oczy twojej Sarze i rozum z czasu jej młodości, aby cię pocieszyła w starości.»

«Ona się nazywa Gołębica» – zauważa ktoś z ludu.

«Dla niego jest jego księżniczką. Ale posłuchajcie przypowieści, którą wam przedstawię.»

«Nie pójdziesz najpierw uwolnić z ciemności oczu i umysłu mojej małżonki, aby mogła zakosztować Mądrości?» – mówi z niepokojem stary przewodniczący synagogi.

«Czy potrafisz uwierzyć, że Bóg może wszystko i że z innego świata pochodzi Jego moc?»

«Tak, o Panie. Przypominam sobie pewien wieczór sprzed wielu lat. Wtedy byłem szczęśliwy, ale nawet w radości zachowywałem wiarę. Bo to tak jest! Człowiek, kiedy jest szczęśliwy, może nawet zapomnieć o Bogu. Co do mnie to wierzyłem w Boga nawet w tym radosnym czasie, kiedy byłem młody, a moja małżonka – w dobrym zdrowiu. Moja Eliza dorastała, młoda dziewczyna, piękna jak palma, już zaręczona. Elizeusz zaś, dorównujący jej pięknem, przewyższał ją siłą, jak przystoi mężczyźnie... Poszedłem z synem do źródeł, które są blisko winnic stanowiących posag Gołębicy. Zostawiłem żonę i córkę przy krosnach, na których tkały weselne wiano... Ale być może Cię zanudzam? Marne marzenie senne, wspominające przeszłą radość... ale to innych nie interesuje...»

«Mów, mów!» [– zachęca go Jezus.]

«Poszedłem z dzieckiem... Źródła... Skoro przyszedłeś drogą od zachodu, wiesz, gdzie się one znajdują... Źródła były na granicy błogosławionego miejsca. Dalej widać było pustynię i białą drogę, z rzymskich kamieni, wtedy jeszcze dobrze widocznych w piaskach Judy... Później... i ten znak się skończył! Ale to nic, że w piaskach gubi się oznakowanie! Złem jest to, że zatarł się w umysłach Izraela znak Boży wysłany po to, aby Ciebie wskazać. W zbyt wielu umysłach!...

Syn powiedział mi: „Ojcze, spójrz! Wielka karawana! I konie, i wielbłądy, i słudzy, i panowie idą w kierunku Engaddi. Może dojdą do źródeł przed zmrokiem...” Podniosłem oczy znad gałązek, które mocowałem, bo opadły po obfitym owocowaniu i ujrzałem... Mężowie ci rzeczywiście zdążali do źródeł. Zsiedli i ujrzeli mnie. Zapytali, czy mogą w tym miejscu rozłożyć obóz na noc.

„Engaddi ma gościnne domy i jest całkiem blisko” – powiedziałem do nich.

„Nie. Będziemy czuwać, gotowi do ucieczki, bo Herod nas szuka. Stąd wartownicy będą obserwować każdą drogę i łatwo będzie uciec przed tropiącymi nas.”

„Jakiż to grzech popełniliście?” – zapytałem zaskoczony. Gotowy byłem wskazać im jaskinie naszych gór, bo dla nas to zwyczaj święty wobec prześladowanych. I dodałem: „Jesteście obcymi i z różnych miejsc... Nie wiem, czym mogliście zawinić wobec Heroda...?”

„Złożyliśmy hołd Mesjaszowi, który się narodził w Betlejem Judzkim. Przyprowadziła nas do Niego gwiazda Pana. Herod szuka Go, a zatem szuka i nas, abyśmy mu wskazali miejsce, gdzie On się znajduje. A szuka Go, aby Go zabić. My być może znajdziemy śmierć na pustyniach, na tej drodze długiej i nieznanej, lecz nie zdradzimy Świętego, który zstąpił z Nieba!”

Mesjasz! Marzenie każdego prawdziwego Izraelity! Moje marzenie! I On był na świecie! Był w Betlejem Judzkim według przepowiedni!... Prosiłem, trzymając syna w ramionach, o nowiny, o wieści, mówiąc: „Słuchaj, Elizeuszu! Pamiętaj! Ty z pewnością Go ujrzysz!” Miałem wówczas pięćdziesiąt lat i nie miałem nadziei Go ujrzeć... nie spodziewałem się żyć dość długo, aby Go ujrzeć jako [dorosłego] mężczyznę... A to Elizeusz... nie może Mu oddać czci...»

Starzec płacze znowu, ale uspokaja się i mówi:

«Trzej Mędrcy przemawiali z cierpliwą łagodnością. Opisali mi Twoje święte dzieciństwo, Matkę, ojca... Spędziłbym z nimi całą noc. Jednak Elizeusz zasnął na mojej piersi. Pożegnałem trzech Mędrców obiecując milczenie, aby im nie zaszkodzić przez możliwe donosy. Jednak opowiedziałem wszystko Gołębicy, w małżeńskiej komnacie. To było słońce pośród nieszczęść, jakie nas potem uderzyły. Następnie dowiedziałem się o masakrze... i przez lata nie wiedziałem, czy ocalałeś. Teraz wiem. Tylko ja, bo Eliza umarła, Elizeusza już nie ma, a Gołębica nie może usłyszeć szczęśliwej nowiny... jednak wiara w moc Boga, już żywa, osiągnęła doskonałość od tamtego dawnego wieczora. Wtedy trzech mężów z różnych ras zaświadczyło o potędze Bożej przez swe zjednoczenie się – dzięki głosom gwiazd i dusz – na drodze Bożej dla uwielbienia Jego Słowa.»

[Jezus mu odpowiada:]

«Twoja wiara zostanie nagrodzona. Teraz posłuchajcie.

Czym jest wiara? Jest ona czasem podobna do twardego ziarna palmy, maleńka, uformowana z krótkiego zdania: „Bóg istnieje”, sycona jedynym stwierdzeniem: „Widziałem Go”. Tak było z wiarą Abrahama we Mnie, dzięki słowom trzech Mędrców ze Wschodu. Tak było z wiarą naszego ludu od dawnych patriarchów, przekazywaną z pokolenia na pokolenie, od Adama – jego potomstwu. Od Adama - grzesznika. Uwierzono mu jednak, gdy powiedział: „Bóg istnieje, a my istniejemy, gdyż On nas stworzył. Poznałem Go”. Tak było z wiarą coraz doskonalszą, gdyż coraz bardziej objawianą, która przyszła potem jako dziedzictwo. Rozjaśniły ją Boże objawienia, anielskie zjawienia, światła Ducha... Ziarna zawsze maleńkie w porównaniu z Nieskończonym... Ziarna bardzo małe. Jednak zapuszczając korzenie, rozłupują twardą łupinę zwierzęcości, z jej wątpliwościami i skłonnościami. Pokonują szkodliwe chwasty namiętności, grzechów, pleśni duchowych upadków, czerwy wad, wszystko. I [kiełek wiary] wznosi się w sercach, rośnie, wystrzela ku słońcu, ku niebu, pnie się, wzbija w górę... aż do uwolnienia się z ograniczeń ciała... zatapia się w Bogu, w Jego doskonałym poznaniu, w Jego pełnym posiadaniu, ponad życiem i śmiercią, w prawdziwym Życiu.

Kto posiada wiarę, posiada drogę Życia. Kto potrafi wierzyć, nie błądzi. Widzi, rozpoznaje, służy Panu i osiąga zbawienie wieczne. Dla niego Dekalog to coś żyjącego. Każdy jego nakaz to perła zdobiąca jego przyszłą koronę. Dla niego jest zbawienie, obietnica Odkupiciela. Już umarł ten, który wierzył, zanim przyszedłem na ziemię? Nieważne. Jego wiara czyni go równym tym, którzy obecnie zbliżają się do Mnie z miłością i wiarą. Sprawiedliwi zmarli wkrótce posiądą radość, gdyż ich wiara zostanie nagrodzona. Po wypełnieniu woli Mojego Ojca pójdę i powiem: „Chodźcie!”. I wszyscy, którzy umarli w Wierze, wejdą razem ze Mną do Królestwa Pana.

Naśladujcie w wierze palmy waszej ziemi. Zrodziły się z małego nasienia, jednak tak wielkie mają pragnienie wzrastania; tak prosto kiełkują, zapominając o ziemi, rozmiłowane w słońcu, gwiazdach, niebie. Wierzcie we Mnie. Umiejcie wierzyć w to, w co wielu wierzy w Izraelu. Ja zaś obiecuję wam Królestwo niebieskie, dzięki zmazaniu grzechu pierworodnego i dzięki słusznej nagrodzie dla wszystkich tych, którzy wcielają w życie Moją naukę. Ona stanowi najsłodszą doskonałość doskonałego Dekalogu Boga.

Pozostaję pośród was dziś i jutro – w dniu świętego szabatu. Odejdę o świcie, nazajutrz po szabacie. Niech strapiony przyjdzie do Mnie! Niech wątpiący przyjdzie do Mnie! Niech spragniony Życia przyjdzie do Mnie! Bez lęku, gdyż Ja jestem Miłosierdziem i Miłością.»

Jezus czyni szeroki gest błogosławieństwa, żegnając słuchaczy odchodzących na wieczorny posiłek i spoczynek. Już ma się oddalić, gdy niska staruszka, aż dotąd ukrywająca się w zaułku uliczki, przeciska się przez tłum, który pragnie pozostać jeszcze z Nauczycielem. Pośród zaskoczonych okrzyków tego tłumu klęka u stóp Jezusa, wołając:

«Błogosławiony bądź Ty i Najwyższy, który Cię posyła! I łono, które Cię zrodziło, będące czymś więcej niż [zwykłym] łonem niewiasty, bo mogło nosić Ciebie!»

Krzyk mężczyzny zlewa się z jej [wołaniem]:

«Gołębico! Gołębico! O! Ty widzisz! Słyszysz! Mówisz rozumnie rozpoznając Pana! O, Boże! Boże moich ojców! Boże Abrahama, Izaaka i Jakuba! Boże proroków! Boże Jana, proroka! Boże! Mój Boże! Synu Ojca! Królu jak Ojciec! Zbawicielu z posłuszeństwa Ojcu! Boże, jak Ojciec, i mój Boże, Boże Twego sługi! Bądź błogosławiony, miłowany, naśladowany, uwielbiany wiecznie!»

I stary przewodniczący synagogi osuwa się na kolana, u boku swej [małżonki -] staruszki. Obejmując ją lewym ramieniem i przytulając do siebie, schyla się wraz z nią, aby ucałować stopy Zbawiciela. Krzyk radości w całym tłumie jest tak potężny, że wywołuje drżenie pni [drzew]. Przestraszone gołębie, które były już w swoich gniazdach, zrywają się do lotu, zataczając koło nad Engaddi – jakby po to, aby po całym mieście roznieść nowinę, że Zbawiciel jest w jego murach.


   

Przekład: "Vox Domini"