Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA    –

26. POZBAWIONY OWOCÓW FIGOWIEC.

DROGĄ W KIERUNKU SAFAD

Napisane 22 listopada 1945. A, 7050-7061

Droga do Safad już nie prowadzi przez równinę Korozain, lecz wspina się ku kilku górom. Są one dość wysokie i bujnie porasta je zieleń. Potok spływa z tych gór i z pewnością płynie do Jeziora Tyberiadzkiego.

Wędrowcy czekają na moście. Tutaj powinni przyjść inni, wysłani nad jezioro Meron. Rzeczywiście nie czekają długo. Pozostali bowiem przybywają na umówione spotkanie szybko i punktualnie. Przyłączają się radośnie do Nauczyciela i do towarzyszy, donosząc o przebiegu swej wędrówki. Uczyniły ją błogosławioną pewne cuda, czynione kolejno przez “wszystkich apostołów” – jak mówią. Ale Judasz z Kariotu prostuje:

«Z wyjątkiem mnie. Nic mi się nie udało.»

I jest mu ogromnie ciężko to wyznać, bo go to bardzo dręczy.

«Powiedzieliśmy ci, że to dlatego, iż byliśmy przy wielkim grzeszniku – mówi mu Jakub, syn Zebedeusza. I wyjaśnia: – Wiesz, Nauczycielu? To Jakub. Jest bardzo chory. I dlatego Cię wzywa. Boi się śmierci i sądu Bożego. Ale jest bardziej skąpy niż kiedykolwiek dotąd. Teraz bowiem przewiduje prawdziwą katastrofę dla swoich zbiorów, całkowicie zniszczonych przez grad. Stracił całe ziarno i nie może obsiać [pól] powtórnie, bo jest chory. Jego służąca jest wyczerpana ze zmęczenia i z głodu. Rzeczywiście, człowiek ten oszczędza nawet na mące na chleb, tak bardzo jest wystraszony, że pewnego dnia zabraknie mu jedzenia, a służąca nie będzie potrafiła uprawiać pola. Być może zgrzeszyliśmy, bo pracowaliśmy cały piątek i po zmierzchu, aż do pierwszej godziny dnia... i nawet przy pochodniach i z zapalonym ogniem, żeby widzieć... Uprawialiśmy [jego] wielkie pole. Filip, Jan i Andrzej to potrafią, ja też. Pracowaliśmy. Szymon, Mateusz i Bartłomiej szli za nami, czyszcząc skiby z ziarna obumarłego i z tego, które wykiełkowało. Judasz poszedł prosić w Twoje Imię o trochę ziarna do Judy i Anny, obiecując, że dziś do nich przyjdziemy. Otrzymał je i to najlepsze. Wtedy powiedzieliśmy: “Obsiejemy jutro”. To dlatego trochę się spóźniliśmy. Zaczęliśmy o zmierzchu. Niech Przedwieczny wybaczy nam przez wzgląd na powód, dla którego zgrzeszyliśmy. Judasz w tym czasie został przy łóżku Jakuba, żeby go nawrócić. On potrafi przemawiać lepiej od nas. A przynajmniej tak, jak mówiłby Bartłomiej i Zelota. Ale Jakub był głuchy na wszelkie przekonywanie. Chciał uzdrowienia, bo choroba go kosztuje. Znieważał służącą [mówiąc, że] nie jest nic warta. Ponieważ mówił: “Nawrócę się, jeśli wyzdrowieję”, Judasz, żeby go uspokoić, położył na niego ręce. Ale Jakub dalej był tak samo chory, jak wcześniej. Judasz powiedział nam o tym, zniechęcony. My też próbowaliśmy przed pójściem na spoczynek, ale nie wyprosiliśmy cudu. Judasz teraz utrzymuje, że tak było dlatego, iż popadł u Ciebie w niełaskę i sprawił Ci przykrość. Czuje się upokorzony. Ale my mówimy, że to dlatego, iż miał przed sobą upartego grzesznika, który domagał się wszystkiego, czego chciał, stawiając warunki i wydając polecenia nawet Bogu. Kto ma rację?»

«Wy. Powiedzieliście prawdę. A Juda i Anna? Ich pola?»

«Trochę zniszczone [– odpowiada Andrzej. –] Oni jednak mają środki i wszystko jest już naprawione. Są dobrzy. Masz. Wysyłają Ci tę ofiarę i żywność. Mają nadzieję kiedyś Cię ujrzeć. Zasmuca tylko stan duszy Jakuba. Ja chciałbym uzdrowić raczej jego duszę niż ciało...»

«A gdzie indziej?» [– pyta Jezus.]

«O! Na drodze z Deberat, blisko wioski, uzdrowiliśmy kogoś. Mateusz dokonał uzdrowienia. To był chory na gorączkę. Właśnie wracał od lekarza, który uznał go za straconego. Pozostaliśmy u niego i gorączka nie powróciła od zmierzchu do świtu. Twierdził, że czuje się dobrze i jest silny. Potem w Tyberiadzie Andrzej uzdrowił przewoźnika. Złamał sobie ramię spadając z mostu. Położył na niego ręce i jego ramię stało się zdrowe. Wyobraź sobie tego człowieka! Zawiózł nas bez zapłaty do Magdali i do Kafarnaum, potem do Betsaidy. Został tam, bo tam się znajdują uczniowie: Tymon z Aery, Filip z Arbeli, Hermastes i Marek, syn Jozjasza – jeden z tych, którzy zostali wyzwoleni od demona blisko Gamali. Przewoźnik Józef także chce być uczniem... Dzieci u Joanny czują się dobrze. Wyglądają zupełnie inaczej. Były w ogrodzie i bawiły się z Joanną i Chuzą...»

«Widziałem je. Ja też tam byłem. Mówcie dalej...»

«A w Magdali Bartłomiej nawrócił występne serce i uzdrowił ułomne ciało. Jak dobrze przemawiał! Pokazał, jak brak porządku ducha prowadzi do nieładu ciała i że każde towarzystwo nieuczciwości rodzi utratę spokoju, zdrowia, a w końcu – duszy. Kiedy ujrzał, że się nawrócił i że [go] przekonał, wtedy włożył na niego ręce i ten człowiek wyzdrowiał. Chcieli nas zatrzymać w Magdali, ale się nie zgodziliśmy. Po noclegu udaliśmy się naszą drogą do Kafarnaum. Było tam pięć osób, które [szukały] Ciebie, chcąc prosić o łaskę. I właśnie miały wrócić, zniechęcone. Uzdrowiliśmy je. Z nikim się nie widzieliśmy, bo zaraz popłynęliśmy do Betsaidy, żeby uniknąć pytań Eliasza, Uriasza i ich towarzyszy. W Betsaidzie...! Ale teraz na ciebie kolej, opowiedz Andrzeju, swemu bratu...» – mówi na koniec Jakub, syn Zebedeusza, który cały czas opowiadał.

«O! Nauczycielu! O! Szymonie! Gdybyście widzieli Margcjama! Nie można go już poznać!...»

«O, biada! Przecież nie stał się chyba niewiastą?» – woła pytająco Piotr.

«Nie, wcale nie! To piękny młody chłopiec, wysoki i szczupły z powodu szybkiego rozwoju... Coś cudownego! Trudno nam było go rozpoznać. Jest wysoki jak twoja małżonka i jak ja...»

«No, dobrze... Ani ja, ani ty, ani Porfirea nie mamy [wzrostu] palmy! Można by nas raczej porównać do krzewów tarniny...» – odzywa się Piotr, który jednak cieszy się słysząc, że jego przybrany syn rośnie.

«Tak, bracie. Ale w czasie Święta Światła chłopak był jeszcze dzieckiem, które z trudem sięgało nam do ramion. A teraz ma wzrost, głos i powagę młodzieńca. To tak jak z tymi drzewami, których wzrost zatrzymuje się na kilka lat, potem zaś – w jednej chwili, kiedy się tego nie spodziewamy - zaskakująco się rozwijają. Twoja małżonka miała wiele pracy z wydłużaniem jego szat i z wykonywaniem nowych. Zrobiła je z wielkimi zakładkami i fałdami. Przewiduje bowiem, że Margcjam jeszcze urośnie. Poza tym wzrasta jego mądrość. Nauczycielu: mądra pokora Natanaela nie powiedziała ci, że przez prawie dwa miesiące Bartłomiej służył za nauczyciela najmniejszemu i najbardziej heroicznemu z uczniów, który wstaje przed świtem, żeby paść owce, porąbać drwa, nabrać wody, rozpalić ogień, pozamiatać, kupić co trzeba. [Robi to] z miłości do swej przybranej matki. Potem zaś, po południu, aż do późna w nocy, uczy się i pisze jak mały doktor. Pomyśl! Zgromadził wokół siebie wszystkie dzieci z Betsaidy i w szabat udziela im małych pouczeń ewangelicznych. I dzięki temu dzieci - których się nie wpuszcza do synagogi, żeby nie przeszkadzały w zgromadzeniach – mają swój dzień modlitwy jak dorośli. Matki mówiły mi, że przyjemnie jest słuchać, jak on mówi, i że dzieci kochają go, słuchają z szacunkiem i stają się lepsze. Jakim on będzie uczniem!»

«No popatrz! Popatrz... jestem wzruszony... Mój Margcjam! Ale już w Nazarecie... co... jakim był bohaterem dla... tej dziewczynki. Dla Racheli, prawda?» – Piotr na czas zamilkł i czerwieni się z obawy, że powiedział zbyt wiele.

Na szczęście Jezus przychodzi mu z pomocą, a Judasz jest zamyślony i roztargniony lub udaje takiego. Jezus mówi:

«Tak, dla Racheli. Masz dobrą pamięć. Jest zdrowa, a pola wydadzą wiele zboża. Szedłem tamtędy z Jakubem. Tak wiele może [sprawić] ofiara sprawiedliwego dziecka.»

«W Betsaidzie Jakub dokonał cudownego uzdrowienia małego chromego, a Mateusz w drodze do domu Jakuba uzdrowił dziecko. I jeszcze dziś na placu tej wioski blisko mostu, Filip i Jan uzdrowili najpierw kogoś, kto miał chore oczy, a potem – opętane dziecko» [– opowiadają dalej. Jezus odpowiada:]

«Wszyscy postąpiliście dobrze, bardzo dobrze. Teraz pójdziemy do tej wioski na zboczu i zatrzymamy się w jakimś domu na nocleg.»

«A Ty, mój Nauczycielu, co robiłeś? Jak się miewa Maryja? A druga Maria?» – pyta Jan.

«Czują się dobrze i pozdrawiają was. Właśnie przygotowują szaty i wszystko co potrzebne do wiosennej podróży. I czynią to z niecierpliwością, bo chcą już być z nami.»

«Zuzanna i Joanna także, i nasza matka ma tę samą troskę...» – mówi wciąż Jan.

Bartłomiej dodaje: «Moja małżonka także wraz z córkami chce przybyć w tym roku, po tylu latach, do Jerozolimy. Mówi, że już nigdy nie będzie tak pięknie, jak w tym roku... Nie wiem, dlaczego tak mówi, ale utrzymuje, że czuje to w swoim sercu.»

«Z pewnością więc i moja [małżonka] przybędzie. Nie powiedziała mi tego. Ale Maria robi zawsze to samo, co Anna...» – odzywa się Filip.

«A siostry Łazarza? Wy je widzieliście...» – pyta Szymon Zelota.

«Cierpią, ale są posłuszne nakazowi Nauczyciela i z konieczności... Łazarz bardzo cierpi, prawda, Judaszu? Niemal cały czas leży. Z wielkim niepokojem czekają na Nauczyciela» – mówi Tomasz.

«Pascha wkrótce nadejdzie i pójdziemy do Łazarza.»

«A co Ty robiłeś w Nazarecie i w Korozain?» [– pytają Jezusa.]

«W Nazarecie pozdrowiłem Moich krewnych i przyjaciół oraz krewnych dwóch uczniów. W Korozain przemawiałem w synagodze i uzdrowiłem niewiastę. Byliśmy u wdowy. Straciła matkę. To [dla niej] ból, lecz równocześnie ulga, bo niewiele ma środków do życia i opiekowanie się niesprawną wymagało czasu. Z powodu tego wdowa nie mogła pracować. [Teraz zaś] zaczęła tkać dla innych... nie jest już pogrążona w rozpaczy. Ma zapewnione to, co konieczne [do życia], i cieszy się z tego. Józef chodzi codziennie do stolarza przy “Studni Jakuba”, żeby się uczyć zawodu.»

«Czy stali się lepsi ci ludzie z Korozain?» – pyta Mateusz.

«Nie, Mateuszu – odpowiada otwarcie Jezus. – Są coraz gorsi. I źle nas potraktowali. Oczywiście najpotężniejsi.... a nie prosty lud...»

«To naprawdę złe miejsce. Nie trzeba tam więcej chodzić...» – stwierdza Filip.

«To byłoby cierpieniem dla ucznia Eliasza i dla wdowy oraz dla niewiasty dziś uzdrowionej i dla innych dobrych» [– mówi Jezus.]

«Tak, lecz jest ich tak niewielu, że... ja bym się więcej nie zajmował tym miejscem. Sam to powiedziałeś: “Niemożliwe do obrobienia”» – mówi Tomasz.

«Czym innym jest żywica, czym innym – serca [– mówi na to Jezus. –] Coś w nich pozostaje... jak ziarno, które wpadło głęboko w zbite bryły ziemi. Trzeba wiele czasu, żeby się przebiło, lecz w końcu wykiełkuje. Tak samo jest z Korozain. Pewnego dnia zrodzi się to, co posiałem. Nie trzeba się zniechęcać po pierwszych niepowodzeniach.

[por. Łk 13,6-9] Posłuchajcie tej przypowieści. Można by ją zatytułować: “Przypowieść o dobrym ogrodniku”.

Pewien bogaty człowiek posiadał wielką i piękną winnicę. Znajdowały się w niej figowce różnych gatunków. Winnicą zajmował się jeden ze sług, doświadczony ogrodnik. Znał się na przycinaniu drzew owocowych. Wypełniał to zadanie z miłości do swego pana i do drzew. Co roku, w najlepszej porze, bogaty człowiek przychodził wiele razy do swej winnicy, żeby popatrzeć, jak dojrzewają winogrona oraz figi. Sam zrywał je z drzew i kosztował. Pewnego dnia podszedł do figowca, który rodził wspaniałe owoce. Było to jedyne drzewo tego gatunku istniejące w jego winnicy. Jednak w tym dniu, podobnie jak w dwóch poprzednich latach, znalazł na nim tylko liście. Nie było na nim owoców. Zawołał pracownika winnicy i powiedział do niego:

“To już trzeci rok przychodzę po owoce z tego drzewa, a znajduję tylko liście. Widocznie to drzewo przestało owocować. Wytnij je. Bez pożytku zajmuje tu tylko miejsce i zabiera ci czas, nic nie dając w zamian. Wytnij je, spal i oczyść teren z jego korzeni, a na jego miejsce posadź nowe drzewo. Za kilka lat wyda owoce.”

Ogrodnik, pełen cierpliwości i miłości, odpowiedział: “Masz rację. Ale pozwól mi zająć się nim jeszcze w tym roku. Nie chcę go wycinać. Przeciwnie, z jeszcze większą troską okopię je dokoła, włożę nawóz i oczyszczę je. Kto wie, może wyda jeszcze owoc? Jeśli po tej ostatniej próbie nie będzie owocować, wytnę je, zgodnie z twoim życzeniem.”

Korozain jest figowcem, który nie owocuje. Ja jestem dobrym Ogrodnikiem, a niecierpliwym bogaczem – wy. Pozwólcie działać dobremu Ogrodnikowi» [– wyjaśnia Swą przypowieść Jezus.]

«Dobrze, jednak Twoja przypowieść nie ma zakończenia. Czy figowiec w następnym roku przyniósł owoce?» – pyta Zelota.

«Nie dał owoców i wycięto go. Jednak ogrodnik nie był obwiniony za wycięcie drzewa jeszcze młodego i bujnego, bo wypełnił cały swój obowiązek. Ja też nie chcę być obwiniony z powodu tych, do których muszę przyłożyć topór, żeby ich wyciąć z Mojej winnicy. Znajdują się bowiem w niej drzewa nie przynoszące owocu i zatrute, gniazda żmij, pochłaniających ich odżywcze soki, pasożyty i szkodniki... Psują uczniów lub im szkodzą. Wnikają szkodliwymi korzeniami, rozrastając się w Mojej winnicy, choć nie są wezwani... Buntują się przeciw jakiemukolwiek szczepieniu. Weszli jedynie po to, żeby szpiegować, oczerniać, wyjaławiać Moje pole. Tych wytnę, kiedy już uczynię wszystko w celu ich nawrócenia. A na razie, zanim użyję siekiery, próbuję nożyc, ogrodniczego noża, przycinam gałęzie i przeszczepiam... O! To będzie ciężka praca dla Mnie, który pracuję, oraz dla tych, którzy są jej poddawani. Ale trzeba to zrobić, żeby można było powiedzieć w Niebie: “On wszystko uczynił, lecz tamci stawali się coraz bardziej jałowi i źli. [Stawali się coraz gorsi,] im bardziej przycinał, szczepił, okopywał, nawoził - w pocie i we łzach, w trudzie i krwi... Oto jesteśmy w wiosce. Idźcie wszyscy poszukać mieszkania. Ty, Judaszu z Kariotu, zostań ze Mną.»

Pozostają sami i w mroku wieczoru idą jeden przy drugim. Milczą. Wreszcie Jezus odzywa się, jakby mówił sam do Siebie:

«A przecież nawet jeśli popadło się w niełaskę u Boga, sprzeciwiając się Jego Prawu, można zawsze stać się tym, kim się było, odrzucając grzech...»

Judasz nie odpowiada. Jezus więc mówi dalej:

«I jeśli pojęło się, że nie można mieć mocy Bożej – gdyż nie ma Boga tam, gdzie jest szatan – można z łatwością temu zaradzić: trzeba tylko przedkładać to, czego Bóg udziela, ponad to, czego pragnie nasza pycha.»

Judasz milczy. Są już przy pierwszym domu wioski. Jezus, jakby wciąż mówił do Siebie, ciągnie dalej: «I pomyśleć, że wycierpiałem długą pokutę, żeby on okazał skruchę i powrócił do swego Ojca...»

Judasz wykonuje gwałtowny ruch, podnosi głowę, patrzy na Jezusa... ale nic nie mówi. Jezus też na niego patrzy... a potem pyta:

«Judaszu, do kogo mówię?»

«Do mnie, Nauczycielu. To z powodu Ciebie nie mam już mocy. Bo Ty mi ją odebrałeś, żeby dać więcej Janowi, Szymonowi, Jakubowi – wszystkim, z wyjątkiem mnie. Ty mnie nie kochasz! Oto powód! I ja dojdę do tego, że nie będę kochał Ciebie. Przeklnę godzinę, w której Cię pokochałem, doprowadzając siebie do ruiny w oczach świata dla króla, który nie potrafi walczyć, który pozwala nad Sobą zapanować nawet motłochowi. To nie tego oczekiwałem od Ciebie!»

«Ani Ja od ciebie. Ja jednak nigdy cię nie zwodziłem. Nigdy cię nie zmuszałem. Dlaczego zatem pozostajesz przy Mnie?»

«Bo Cię kocham. Nie mogę już odłączyć się od Ciebie. Przyciągasz Mnie i budzisz odrazę. Pragnę Ciebie jak powietrza, żeby oddychać i... budzisz we mnie lęk. Ach! Jestem przeklęty! Jestem potępiony! Dlaczego nie wypędzasz tego demona Ty, który potrafisz?»

Twarz Judasza zsiniała i wykrzywiła się. Wygląda na obłąkanego, pełen jest lęku i nienawiści... Już przywodzi na myśl, choć jeszcze słabo, szatańską maskę Judasza z Wielkiego Piątku.

Twarz Jezusa przypomina ubiczowanego Nazarejczyka, który – siedząc na wywróconym kuble, na dziedzińcu Pretorium - patrzy z całą Swą litością pełną miłości na tych, którzy z Niego szydzą.

Mówi i zdaje się, że już słychać szloch w Jego głosie:

«Dlaczego nie ma w tobie skruchy, lecz tylko nienawiść do Boga, jakby to On był winien twego grzechu?»

Judasz wyrzuca przez zęby straszliwe przekleństwo...

«Nauczycielu, znaleźliśmy – mówią [powracający] uczniowie. – Pięciu w jednym miejscu; trzech – w innym; dwóch – w trzecim i po jednym – w dwóch innych domach. Nie można było znaleźć czegoś lepszego.»

«To dobrze – odpowiada Jezus. – Ja idę z Judaszem z Kariotu...»

«Nie [– przerywa Mu Judasz. –] Wolę być sam. Jestem niespokojny. Nie pozwoliłbym Ci wypocząć...»

«Jak chcesz... W takim razie idę z Bartłomiejem. Wy zróbcie, jak chcecie. Na razie chodźmy tam, gdzie jest najwięcej miejsca, żeby móc spożyć wspólnie wieczerzę.»


   

Przekład: "Vox Domini"