Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

24. JEZUS W NAZARECIE ZE SWOIMI KUZYNAMI, Z PIOTREM ORAZ Z TOMASZEM

Napisane 20 listopada 1945. A, 7036-7042

Jezus znajduje się znowu ze Swoimi [apostołami] na drodze prowadzącej od Ezdrelonu do Nazaretu. Musieli gdzieś spędzić noc, bo jest ranek. Jakiś czas idą w milczeniu. Jezus idzie sam na przedzie, a potem, aż do rozdroża – razem z Piotrem i Szymonem, których przywołał do Siebie. Tu droga z Nazaretu przecina się z drogą idącą na północny wschód. Teraz góry są blisko z obydwu stron. Jezus daje znak, żeby zamilkły rozmowy. Mówi:

«Teraz się rozdzielimy. Ja pójdę do Nazaretu z Moimi braćmi, z Piotrem i Tomaszem. Wy, pod przewodnictwem Szymona Zeloty, idźcie drogą prowadzącą w kierunku Taboru tą dla karawan, do Deberat, Tyberiady, Magdali, Kafarnaum. Stamtąd zaś idźcie w stronę jeziora Meron i zostańcie u Jakuba, żeby zobaczyć, czy się nawrócił. Zanieście Moje błogosławieństwo Judzie i Annie. Zamieszkajcie tam, gdzie udzielą wam gościny najbardziej natarczywie, ale tylko na jedną noc w każdym miejscu. W wieczór szabatu spotkamy się na drodze do Safad. Szabat spędzę w Korozain, w domu wdowy. Idźcie ją uprzedzić. W ten sposób udzielimy pokoju duszy Judasza. Przekona się bowiem, że Jana [z Endor] nie ma już w tych gościnnych miejscach.»

«Nauczycielu! Ja przecież wierzę!...» [– woła Judasz]

«Ale będzie dobrze, jeśli się upewnisz, żebyś nie musiał się już czerwienić przed Kajfaszem i Annaszem, jak Ja nie czerwienię się przed tobą ani przed żadnym człowiekiem, zapewniając, że Jana nie ma już z nami. Tomasza zabieram ze Sobą do Nazaretu. Dzięki temu i on będzie mógł się uspokoić co do tego miejsca, widząc na własne oczy...»

«Ja, Nauczycielu? [– przerywa Tomasz –] Czy mnie to też dotyczy? Przecież mnie żal, że już nie widzę tego człowieka. Był kiedyś tym, kim był, ale odkąd nas poznał stawał się coraz lepszy, [przewyższając] najwyśmienitszych faryzeuszy. Wystarczy mi pewność, że się Ciebie nie zaparł ani nie zadał Ci bólu. Poza tym... czy jest na ziemi, czy na łonie Abrahama mnie to nie obchodzi. Wierz mi. Nawet gdyby był w moim domu... naprawdę nie czułbym do niego odrazy. Mam nadzieję, że nie myślisz, iż Twój Tomasz ma w sercu coś ponad naturalną ciekawość. Nie ma we mnie żadnej niechęci ani żadnej podniety, by dochodzić w sposób mniej lub bardziej prawy, by usiłować wyśledzić świadomie czy nieświadomie, lub z czyjegoś upoważnienia, żadnej chęci zaszkodzenia...»

«Obrażasz mnie! – Judasz wpada w gwałtowną wściekłość – Siejesz podejrzenia! Kłamiesz! Widziałeś, że nigdy moje zachowanie nie było tak święte, jak w tym czasie. Dlaczego więc to mówisz? Co możesz o mnie powiedzieć? Mów!»

«Cisza! [– mówi Jezus –] Tomasz Mnie odpowiadał. Do Mnie tylko mówił. Wierzę słowom Tomasza, ale taka jest Moja wola i niech tak będzie. Nikt z was nie ma prawa wyrzucać Mi Mojego postępowania.»

«Ja Ci nie robię wyrzutów... tylko zraniło mnie podejrzenie i...» [– tłumaczy się Judasz.]

«Jest was dwunastu. Dlaczego tylko ty poczułeś się zraniony, skoro mówiłem do wszystkich?» – pyta Tomasz.

«Bo to ja szukałem Jana...» [– wyjaśnia Judasz.]

Jezus mówi: «Inni twoi towarzysze także to robili i [jeszcze] inni to uczynią. A mimo to nikt nie uzna, że słowa Tomasza go obrażają. Nie jest przecież grzechem pytać szczerze o współucznia. Nie wywołuje cierpienia usłyszenie słów takich jak te, które właśnie zostały wypowiedziane, gdy jest w nas sama miłość i uczciwość, gdy nie ma wyrzutów sumienia w sercu. Nie wywoła się [przez takie słowa] nadwrażliwości serca, chyba że już je zranił ząb wyrzutów sumienia. Dlaczego w obecności towarzyszy czynisz ten zarzut? Czy chcesz, żeby cię podejrzewano o grzech? Gniew i pycha – to dwóch złych kompanów, Judaszu. Prowadzą do majaczenia. Kto majaczy, ten widzi rzeczy nie istniejące; mówi to, czego nie powinien mówić... Tak samo jak chciwość i rozwiązłość prowadzą do grzesznych działań, dla ich zaspokojenia... Uwolnij się od tych złych służebnic... I wiedz jeszcze i to, że w czasie tych wielu dni, bardzo wielu, kiedy nie było ciebie między nami, panowała zgoda, zawsze. Było posłuszeństwo i szacunek, zawsze. Kochaliśmy się, rozumiesz?... Żegnaj, żegnajcie, przyjaciele. Idźcie i miłujcie. Rozumiecie? Kochajcie się, współczujcie sobie nawzajem, mówcie mało i dobrze postępujcie. Pokój niech będzie z wami.»

Błogosławi ich, a kiedy skręcają w prawo, Jezus idzie dalej [tą samą] drogą z kuzynami, Piotrem i Tomaszem. Zapadła głęboka cisza. Potem Piotr, osamotniony w swym gromkim okrzyku, wybucha: «Ależ!...» Jest to [być może] konkluzja nie wiadomo jak długiego rozmyślania. Inni spoglądają na niego...

Jezus natychmiast ucina możliwość postawienia mu pytań, mówiąc: «Czy wy dwaj jesteście zadowoleni, że idziecie ze Mną do Nazaretu?»

Obejmuje ramiona Piotra i Tomasza.

«Pytasz o to?» – mówi Piotr żywiołowo jak zwykle.

Tomasz jest spokojniejszy. Jego okrągłe oblicze jaśnieje radością. Dodaje [do słów Piotra]:

«Czy nie wiesz, że dla mnie być blisko Twojej Matki to taka słodycz, że brak mi słów, żeby to wyrazić? Maryja to moja miłość. Nie jestem niewinny i nie widziałem nic niestosownego w założeniu rodziny. Już nawet przyglądałem się młodym dziewczętom, nie wiedząc, którą pojąć za żonę. Ale teraz! Teraz! No, cóż, moją miłością jest Maryja. To miłość nieuchwytna dla zmysłów. Zmysły zamierają, gdy pomyśli się o Niej! To miłość uszczęśliwiająca ducha. O! Wszystko, co widziałem u niewiast - nawet najdroższych, takich jak moja matka i moja siostra - bliźniaczka – wszystko, co poznałem w nich dobrego, porównuję z tym, co widzę w Twojej Matce, i mówię sobie: “W Niej jest wszelka sprawiedliwość, pełnia łaski i całe piękno. Jej miły duch to kobierzec rajskich kwiatów... Jej postać to poemat...” O! My z Izraela nie ośmielamy się myśleć o aniołach i z pełnym bojaźni szacunkiem spoglądamy na cherubinów Świętego świętych!... Głupi jesteśmy, bo nie odczuwamy dziesięciokrotnie większej bojaźni, kiedy patrzymy na Nią! Na Tę, która – jestem tego pewien – przewyższa w oczach Boga wszelkie piękno anielskie...»

Jezus patrzy na apostoła zakochanego w Jego Matce, uduchowionego, tak uczucia do Maryi przemieniają dobroduszny wyraz twarzy [Tomasza].

«Dobrze, w takim razie spędzimy z Nią kilka godzin. Pozostaniemy tam do pojutrza. Potem pójdziemy do Tyberiady zobaczyć się z dziećmi. Popłyniemy łodzią do Kafarnaum.»

«A do Betsaidy?» – dopytuje się Piotr.

«W drodze powrotnej, Szymonie. Wracając, weźmiemy Margcjama w podróż paschalną.»

...Jest wieczór tego samego dnia, w Nazarecie, w małym domku, gdzie Piotr i Tomasz już śpią. Odbywa się słodka rozmowa Matki z Synem.

«Wszystko dobrze się ułożyło, Moja Matko. Są spokojni. Twoje modlitwy dopomogły pielgrzymom i teraz – jak rosa działająca na spalone rośliny – leczą się ze swego bólu.»

«Chciałabym uleczyć Twój [ból], Mój Synu! Jakże musiałeś cierpieć! Spójrz, tu, na skroniach. Twoja skóra jest poorana i także tu, na policzkach, a Twoje czoło znaczy zmarszczka jak cięcie mieczem. Kto Cię tak zranił, Moje Serce?»

«Cierpienie konieczności zadania cierpienia, Mamo.»

«Tylko to, Mój Jezu? Uczniowie nie wywołali Twego smutku?»

«Nie, Mamo. Byli dobrzy jak święci.»

«Ci, którzy byli z Tobą... Ale Ja mówię o wszystkich...»

«Widzisz, że przyprowadziłem Tomasza, żeby mu wynagrodzić [nieobecność]. Chciałem przyprowadzić także innych, którzy nie byli tu poprzednio. Ale musiałem odesłać ich gdzie indziej...»

«A Judasz z Kariotu?» [– pyta dalej Maryja.]

«Jest z nimi...» [– odpowiada wymijająco Jezus.]

Maryja obejmuje Syna i kładzie głowę na Jego ramieniu, płacząc. Jezus głaszcze Jej włosy i pyta: «Dlaczego płaczesz, Mamo?»

Maryja milczy i płacze nadal. Dopiero gdy Jezus pyta po raz trzeci, szepcze:

«Z powodu Mojego strachu... Cały czas chciałabym, żeby on Cię opuścił... Grzeszę, prawda, przez to pragnienie? Ale ta obawa o Ciebie, jaką odczuwam z jego powodu, jest tak silna, tak silna...»

«Jedynie zniknięcie z powodu śmierci zmieniłoby coś. Ale dlaczego miałby umierać?» [– pyta Jezus.]

«Nie jestem zła do tego stopnia, żeby tego pragnąć... On też ma matkę! I ma duszę... Duszę, która może się jeszcze ocalić. Ale... O! Mój Synu! Czy śmierć nie byłaby dla niego dobrem?»

Jezus wzdycha i szepcze:

«Jest wielu, dla których śmierć byłaby dobrem... – potem mówi głośniej: – Czy nie masz wieści o starej Joannie? O jej polach?»

«Byłam u niej po gradobiciu z Marią Alfeuszową i z Salome, małżonką Szymona. Ale jej ziarno, zasiane z opóźnieniem, jeszcze wtedy nie wzeszło, więc nie doznało szkody. Przed trzema dniami Maria poszła do niej raz jeszcze. Mówiła, że jej [pole] wygląda jak dywan. Ma najpiękniejsze pola w okolicy. Rachel czuje się dobrze, a staruszka jest szczęśliwa. Maria Alfeuszowa jest teraz zadowolona, że Szymon stanął całkowicie po Twojej stronie. Jutro z pewnością go zobaczysz. Przychodzi każdego dnia. Dziś odszedł tuż przed Twoim przybyciem. Wiesz? Nikt niczego nie spostrzegł. Gdyby zauważyli, że tamci tu byli, ktoś by coś powiedział. Ale jeśli naprawdę nie jesteś zmęczony, opowiedz Mi o ich podróży...»

I Jezus opowiada wszystko Swej uważnej Matce. Nie mówi jednak o Swoim cierpieniu w grocie w Jiftach El.


   

Przekład: "Vox Domini"