Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

5. BÓL, MODLITWA, POKUTA JEZUSA

Napisane 2 listopada 1945. A, 6834-6843

Jezus jest znowu u stóp masywu, na którym wznosi się Jiftach El, lecz nie jest na drodze głównej (nazwijmy ją tak) ani na drodze dla zwierząt jucznych, po której wcześniej jechał wóz. Idzie ścieżką dla kozłów, bardzo stromą, całkiem rozłupaną, z głębokimi pęknięciami, [jakby] przyczepioną do góry. Określiłabym ją jako wykutą w pionowej ścianie, jakby zarysowaną na niej olbrzymim pazurem. Ogranicza ją przepaść zstępująca prostopadle ku nowym głębinom, w dole zaś pieni się gwałtownie potok. Jeden fałszywy krok oznaczałby tu beznadziejny upadek. Spowodowałby [potoczenie się i] odbijanie od zarośli aż do ciernistych krzewów lub innych dzikich roślin, które wyrosły, nie wiadomo jak, w pęknięciach skały. Nie rosną pionowo, jak zwykłe rośliny, lecz poziomo. Zmusza je do tego sytuacja. Fałszywy krok oznaczałby rozszarpanie przez kolczaste grzebienie tych roślin lub stłuczenie pleców, które uderzyłyby o twarde pnie, chylące się ku przepaści. Fałszywy krok znaczyłby rozdarcie przez ostre kamienie, wystające ze skał przepaści. Fałszywy krok spowodowałby zakrwawienie, roztrzaskanie się i wpadnięcie do spienionych wód gniewnego potoku, utonięcie i pozostanie w jego korycie z ostrych skał, chłostanych gwałtownością potoku.font>

A jednak Jezus idzie tą ścieżką, tą rysą w skale jeszcze bardziej niebezpieczną z powodu wilgoci, wznoszącej się z parującego potoku, ściekającej po wyższej ścianie, skraplającej się z drzew, które wyrosły na tej ścianie i na lekko wklęsłym szczycie.

Idzie powoli i ostrożnie, uważnie stawiając kroki na wystających kamieniach. Niektóre się ruszają. Czasem musi całkowicie przylgnąć do ściany, tak ścieżka staje się wąska. Żeby przejść przez miejsca najbardziej niebezpieczne, chwyta się gałęzi zwisających ze ściany. W ten sposób obchodzi stronę zachodnią i dochodzi do południowego stoku. Tutaj góra po stromym spadzie od szczytu staje się bardziej wklęsła niż gdzie indziej. Przydaje ścieżce szerokości, lecz za to odbiera jej wysokość do tego stopnia, że w niektórych miejscach Jezus musi iść naprzód pochylając się, żeby nie uderzyć głową o skały.

Być może ma zamiar zatrzymać się tam, gdzie ścieżka nagle się kończy, jakby przez osunięcie się. Jednak rozgląda się i widzi, że pod uskokiem znajduje się grota. Jest to raczej pęknięcie w skale niż grota. Schodzi tam po obsuniętych kamieniach. Wchodzi. Z przodu – szczelina, lecz w głębi – obszerna grota, jakby góra była wyżłobiona dawno temu ciosami oskardów, w niewiadomym celu. Widać wyraźnie miejsca, gdzie naturalne zakrzywienia skały łączą się z wyżłobieniami dokonanymi przez człowieka, który po stronie przeciwległej do szczeliny wejścia, otwarł coś w rodzaju korytarza w głębi, z którego dochodzi smuga światła. Widać drzewa wskazujące, jak ten korytarz wdziera się od południa na wschód, przecinając ostrogę góry.

Jezus wsuwa się przez korytarz mroczny i wąski. Przemierza go, aż dochodzi do otwarcia znajdującego się ponad drogą, którą przemierzył z uczniami i wozem, żeby dojść do Jiftach El. Naprzeciw Niego znajdują się góry otaczające jezioro Galilejskie, dalej – dolina. W kierunku północno-wschodnim błyszczy wielki Hermon w swej śnieżnej szacie. Proste schody wyżłobione w zboczu góry... Tu nie jest ono pionowe ani się nie wznosi, ani nie opada. Schody te prowadzą do drogi dla jucznych zwierząt, która jest w dolinie, i również do szczytu, gdzie się znajduje osada Jiftach El.

Jezus cieszy się z o odkrycia. Wraca do przestronnej groty i szuka osłoniętego miejsca. Gromadzi tam suche liście wepchnięte przez wiatr do jaskini. Bardzo nędzne posłanie, warstwa suchych liści dzieląca Jego ciało od podłoża nagiego i lodowatego... Upada na nie, pozostając w bezruchu, rozciągnięty, z rękoma na głowie, z oczyma wpatrzonymi w kamieniste sklepienie, zamyślony, można by powiedzieć: nieprzytomny. Jest jak ktoś, kto zniósł wysiłek lub ból ponad siły. Potem powoli zaczynają płynąc Mu z oczu łzy, bez szlochu. Ciekną po obu stronach twarzy, giną we włosach za uszami i z pewnością spadają na suche liście...

Płacze długo, bez słowa, bez ruchu... Potem siada, z głową między kolanami... Podnosi ją i otacza splecionymi dłońmi, i wzywa z całej Swej duszy oddaloną Matkę:

«Mamo! Mamo! Mamo! Moja wieczna słodyczy! O, Mamo! O, Mamo! Jakżebym chciał, żebyś była całkiem blisko! Dlaczego nie mam Ciebie zawsze, jedyna pociecho Boga?»

Tylko jama groty odpowiada szmerem niedoskonałego echa na Jego słowa, na Jego płacz. Wydaje się, że i ona szlocha w swych krawędziach, skałach i w małych stalaktytach, które zwisają w tym kącie, który jest być może najbardziej wystawiony na działanie wewnętrznych wód.

Łzy Jezusa płyną nadal, choć spokojej, jakby już samo przywołanie Matki Go pocieszyło. Powoli zamieniają się w monolog:

«Odeszli... Ale dlaczego? Przez kogo? Dlaczego musiałem zadać im ten ból? Po co muszę go zadawać, skoro już świat napełnia nim Mój dzień?.... Judasz!...»

Któż wie, dokąd biegnie myśl Jezusa, który podnosi głowę znad kolan i patrzy przed Siebie, z oczyma rozszerzonymi i z wydłużoną twarzą kogoś, kogo pochłonęły duchowe obrazy przyszłości lub głębokie rozmyślanie. Już nie płacze, lecz w sposób widoczny cierpi. Potem wydaje się odpowiadać niewidzialnemu rozmówcy, a dla uczynienia tego wstaje:

«Jestem człowiekiem, Ojcze. Jestem człowiekiem. Cnota przyjaźni, zranionej i rozszarpanej we Mnie, boleśnie się skręca i żali... Wiem, że muszę wszystko wycierpieć. Wiem o tym. Jako Bóg wiem to i jako Bóg chcę tego dla dobra ludzi. Jako człowiek również to wiem, gdyż Mój boski duch przekazuje to Mojej ludzkiej [naturze]. I także jako człowiek chcę tego dla dobra ludzi. Lecz jakże to wielki ból, o Mój Ojcze!

Ta godzina jest o wiele straszniejsza od tej, gdy żyłem z Twoim i Moim duchem na pustyni... To obecne kuszenie jest o wiele silniejsze... [pokusa], żeby nie kochać i nie znosić u Mego boku istoty występnej i dręczącej, która nosi imię Judasza. On jest przyczyną wielkiej boleści, która Mnie poi i syci, i która dręczy dusze, jakim udzieliłem pokoju.

Ojcze, czuję to. Stajesz się coraz bardziej surowy dla Twego Syna, w miarę jak zbliża się kres Mojego zadośćuczynienia za rodzaj ludzki. Coraz bardziej oddala się ode Mnie Twoja słodycz, a ukazuje się Mojemu duchowi surowość Twego oblicza. Czuje się on coraz bardziej odpychany w głębokości: tam, gdzie Ludzkość, dotknięta Twą karą, jęczy od tysiącleci.

Słodkie było cierpienie, miła droga u początków istnienia, przyjemna także wtedy, gdy z syna stolarza, stałem się Nauczycielem świata, wyrywając Siebie Matce, żeby dać Tobie, Ojcze, upadłego człowieka. W porównaniu z chwilą obecną miła była walka z Nieprzyjacielem, w czasie kuszenia na pustyni. [Wtedy bowiem] stawiłem mu czoła, śmiało jak heros o nietkniętych siłach... O! Mój Ojcze!... teraz Moje siły są nadwątlone brakiem miłości [ze strony ludzi] i znajomością zbyt wielu osób i zbyt wielu rzeczy...

[Wtedy] wiedziałem, że kiedy szatan odejdzie - i odszedł – kuszenie się skończy i aniołowie przyjdą pocieszyć Twego Syna za to, że był człowiekiem, poddanym pokusie Demona.

Teraz jednak [pokusa] się nie skończy wraz z przeminięciem godziny, w której Przyjaciel cierpiał z powodu oddalenia przyjaciół oraz z powodu przyjaciela - krzywoprzysięzcy, który szkodzi z bliska i z daleka. Ona się nie skończy. Nie przyjdą Twoi aniołowie pocieszyć Mnie w tej godzinie i po niej. Przyjdzie świat z całą swą nienawiścią, drwinami, niezrozumieniem... Przyjdzie też i będzie coraz bliżej krzywoprzysięzca, zdrajca, zaprzedany szatanowi... i będzie coraz bardziej zakłamany, coraz bardziej występny, Ojcze!!...»

Ten autentyczny krzyk rozdarcia, trwogi, błagania i wzburzenie Jezusa przypomina mi godzinę [agonii w] Getsemani.

«Ojcze! Wiem o tym, widzę to... W tym czasie gdy Ja tutaj cierpię i będę cierpiał, w czasie gdy Ja ofiarowuję Tobie Moje cierpienie za jego nawrócenie i za tych, którzy zostali wyrwani z Moich objęć i właśnie udają się, z przeszytymi sercami ku swemu przeznaczeniu, on zaprzedaje się, żeby stać się większym ode Mnie, Syna Człowieczego!

To Ja jestem Synem Człowieczym, prawda? Tak. Ale nie tylko Ja nim jestem... Rodzaj ludzki... Płodna Ewa wydała na świat synów. Ja jestem Ablem, Niewinnym, jednak i Kainowi nie brak potomstwa wśród ludzi. Jestem Pierworodnym, bo jestem takim, jakim byłby człowiek, bez skazy w Twoich oczach. On zaś – zrodzony w grzechu – jest pierworodnym [z ludzi], jakimi się stali po ugryzieniu zatrutego owocu. On nie poprzestaje na tym, że ma w sobie odpychające kwasy i bluźnierstwa kłamstwa, sprzeciw wobec miłości, żądzę krwi, chciwość pieniądza, pychę i rozwiązłość... Właśnie teraz jest tak rozwścieczony, że choć mógłby się stać aniołem, jest człowiekiem, który się staje demonem... “I Lucyfer chciał być podobny do Boga. Dlatego został wygnany z Raju i – zamieniony w demona – zamieszkał w Piekle.”

Ale, Ojcze! O, Mój Ojcze! Ja go kocham... Wciąż go kocham. To jest człowiek... To jeden z tych, dla których opuściłem Ciebie... W imię Mojego upokorzenia ocal go... Pozwól Mi go odkupić, Panie Najwyższy! To zadośćuczynienie jest bardziej dla niego niż dla innych! O! Znam nielogiczność tego, o co proszę, wiem bowiem dobrze o wszystkim, czym on jest!... Ale, Mój Ojcze, przez chwilę nie patrz na Mnie jak na Twoje Słowo. Popatrz jedynie na Moje Człowieczeństwo Sprawiedliwego... i pozwól, żebym na chwilę mógł być tylko “Człowiekiem” zdanym na Twą łaskę, Człowiekiem, który nie zna przyszłości, który może się łudzić... Człowiekiem, który – nie znając nieuchronnego losu - może się modlić z całkowitą nadzieją na wydarcie Ci cudu...

Cud! Cud dla Jezusa z Nazaretu, dla Jezusa, syna Maryi z Nazaretu, Naszej Wiecznie Miłującej! Cud, który zdruzgocze to, co jest skalane i zniweczy to! Zbawienie Judasza! Żył u Mego boku, pił Moje słowa, dzielił ze Mną chleb, spał na Mojej piersi... Nie on... niech to nie on będzie Moim szatanem!...

Nie proszę Cię o to, żebym nie był zdradzony... To musi się stać i tak będzie... żeby przez Mój ból zdradzonego zostały zmazane wszelkie kłamstwa, jak przez Mój ból sprzedanego zostaną odpokutowane wszelkie [formy] skąpstwa... jak przez Moją udrękę przeklętego zostaną odpokutowane wszystkie bluźnierstwa... a przez to, że Mi nie uwierzą, zostanie udzielona wiara tym, którym brak wiary teraz i potem... jak przez Moją mękę zostaną oczyszczone grzechy cielesne... Lecz proszę Cię: nie on... nie on, Judasz, Mój przyjaciel, Mój apostoł!...

Chciałbym, żeby nikt nie zdradzał... nikogo... nawet kogoś najbardziej dalekiego, [mieszkającego] w lodach północy lub w upałach tropikalnej strefy... Chciałbym, żebyś tylko Ty był niszczącym ofiary, jak czyniłeś to wtedy, gdy pochłaniałeś Swym ogniem ofiary całopalne... Ale ponieważ muszę umrzeć z ręki człowieka i ponieważ prawdziwym oprawcą będzie kat - przyjaciel, zdrajca, człowiek zepsuty, mający w sobie odór szatana, który już w siebie wchłania, chcąc być podobnym do Mnie w mocy... tak on myśli w swej pysze i żądzy... ponieważ to z ręki człowieka mam umrzeć, Ojcze, udziel Mi tego, żeby nie był zdrajcą ten, którego nazywam przyjacielem i kocham go jako takiego.

Pomnóż, Mój Ojcze, Moje udręki, lecz ofiaruj Mi duszę Judasza... Składam tę modlitwę na ołtarzu Mojej Osoby - Ofiary... Ojcze, przyjmij ją!...

Niebo jest zamknięte i milczące!... To jest zatem ta potworność, jaką będę przeżywał w Sobie aż do Śmierci?

Niebo jest milczące i zamknięte!.... To jest więc ta cisza i więzienie, w jakim Mój duch zgaśnie?

Niebo jest zamknięte i milczące!... Zatem to będzie najwyższą udręką Męczennika?...

Ojcze, niech się stanie Twoja Wola, nie – Moja... Ale przez wzgląd na Moje udręki.... o, przynajmniej to! Z powodu Moich udręk daj, Mój Ojcze, pokój i złudzenie innemu męczennikowi Judasza, Janowi z Endor... On jest naprawdę lepszy od wielu. Przemierzył drogę, jaką niewielu zna i pozna. Dla niego wszystko, co jest Odkupieniem, już się dokonało. Daj mu więc Twój pełny i doskonały pokój, żebym miał go w Mojej Chwale... kiedy już dokona się wszystko dla uczczenia Ciebie przeze Mnie, przez [Moje] posłuszeństwo... Mój Ojcze!...»

Jezus osunął się powoli na kolana i teraz płacze, z twarzą przy ziemi, i modli się. Światło krótkiego zimowego dnia zamiera przed czasem w mrocznej jaskini, a odgłos strumienia nabiera mocy, w miarę jak mrok ogarnia dolinę...


   

Przekład: "Vox Domini"