Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga III - Drugi rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

125. NAJŚWIĘTSZA MARYJA: «MOJA LITOŚĆ JEST SILNIEJSZA NIŻ WSZYSTKO»

Napisane 4 sierpnia 1945. A, 6244-6263

Wchodzą i schodzą ze wzgórz, po których wiedzie ścieżka prowadząca do Nazaretu. Korzystają z cienia drzew oliwnych i sadów porastających większą część tego regionu, żyznego i uprawnego.

Jezus kieruje się w stronę Nazaretu. Doszedłszy jednak do rozstaju, gdzie krzyżuje się droga wiodąca do Ptolemaidy, zatrzymuje się i mówi:

«Zatrzymajmy się w pobliżu tego domu, w którym zatrzymywałem się już wiele razy. Spożyjmy posiłek. Gdy słońce będzie podążać swym biegiem, pozostańmy razem, zanim znowu się rozdzielimy. My pójdziemy do Tyberiady, Moja Matka i Maria – do Nazaretu, a Jan z Hermastesem – do Szikaminon.»

Kierują się przez ogród oliwny ku wiejskiemu domowi. Jest niski i duży, przyozdobiony nieodzownym figowcem. Otaczają go girlandy winorośli, która pnie się wzdłuż schodków, rozciągając swe pnącza na tarasie. [Jezus mówi:]

«Pokój niech będzie z wami. Oto znowu jestem.»

«Wejdź, Nauczycielu. Jesteś zawsze mile widziany. Niech Bóg da też pokój Tobie i Twoim bliskim» – odpowiada starszy mężczyzna, który przechodził przez podwórze z naręczem gałęzi. Potem woła:

«Sara! Sara! To Nauczyciel ze Swymi uczniami. Dorzuć mąki do chleba!»

Z pomieszczenia wychodzi kobieta, cała biała od przesiewanej mąki. W ręce trzyma jeszcze sito. Klęka z uśmiechem przed Jezusem.

«Pokój tobie, niewiasto. Przyprowadziłem Matkę, jak ci to obiecałem. Oto Ona. A ta – to Jej szwagierka, matka Jakuba i Judy. Gdzie Dina i Filip?»

Kobieta, po przywitaniu się z dwiema Mariami, odpowiada:

«Dina urodziła wczoraj trzecią córeczkę. Trochę nam smutno, że nie został nam dany chłopczyk, ale i tak jesteśmy radośni, prawda, Matatiaszu?»

«Tak, bo to piękna dziewczynka i jest to przecież nasza krew. Pokażemy Ci ją. Filip udał się odebrać Annę i Noemi od swych rodziców, ale wkrótce powróci.»

Kobieta idzie z powrotem do swego chleba. Mężczyzna w tym czasie, po włożeniu gałęzi do paleniska, zajmuje się gośćmi. Podaje im stołki i świeżo udojone mleko – dla tych, którzy chcą – a tym, którzy wolą – owoce i oliwki.

Parter jest chłodny i zacieniony, przestronny, otwarty z przodu i z tyłu domu przez dwoje drzwi. Jedne osłania potężny figowiec, a drugie – żywopłot z gwieździstych kwiatów. To rodzaj słoneczników – z kształtu – lecz mają mniejsze od nich korony. Wielka jasność barwy szmaragdu wchodzi więc do wielkiego pomieszczenia, przynosząc ulgę oczom zmęczonym zbyt silnym słonecznym światłem. Są tu ławy i stoły – w wielkim pomieszczeniu, w którym być może niewiasty przędą i tkają, a mężczyźni naprawiają narzędzia rolnicze lub przechowują zapasy mąki i owoców. Tę myśl nasuwają belki nastroszone haczykami, stoliki i półki, a ponadto długie drewniane skrzynie wzdłuż murów. Obfite włókna lnu lub konopi, [leżące] wzdłuż muru pobielonego wapnem, wydają się rozplecionymi warkoczami. Tkanina w kolorze płomiennej czerwieni, rozciągnięta na krosnach i odkryta, wydaje się rozweselać całe otoczenie swym kolorem radosnym i podniosłym.

Pani domu powraca, po skończeniu [wyrabiania] chleba, i pyta gości, czy chcą zobaczyć noworodka. Jezus odpowiada:

«Oczywiście, pobłogosławię dziewczynkę.»

Maryja też wstaje i mówi: «Pójdę przywitać się z matką.»

Wszystkie kobiety wychodzą.

«Dobrze nam tutaj» – odzywa się Bartłomiej. Widać, że jest bardzo zmęczony.

«Tak, jest cień i cisza. Skończy się na tym, że się zdrzemniemy» – potwierdza Piotr już na wpół śpiący.

«Za trzy dni będziecie na dłużej w domach. Odpoczniecie, bo pójdziecie ewangelizować okolice blisko Kafarnaum» – mówi Jezus.

«A Ty?»

«Ja będę w Kafarnaum prawie przez cały czas i zatrzymam się też w Betsaidzie. Będę ewangelizował tych, którzy tam do Mnie przyjdą. Potem, na początku miesiąca Tiszri, podejmiemy na nowo nasze wędrówki. Wieczorem jednak będę was nadal doskonalił...»

Jezus milknie, zauważając, że senność [apostołów] czyni Jego słowa niepotrzebnymi. Uśmiecha się, kręcąc głową i spoglądając na grupę osób wyczerpanych zmęczeniem. W pozach bardziej lub mniej wygodnych ogarnia ich sen. Cisza domu i zalanej słońcem wsi jest całkowita. Można by rzec: miejsce zaczarowane. Jezus siada na progu, blisko parkanu z kwiatów, i patrzy przez zarośla na łagodne pagórki Galilei, zupełnie szare z powodu znieruchomiałych oliwek.

[Słychać] lekki odgłos kroków, któremu towarzyszy delikatna skarga noworodka ponad Jego głową. Jezus podnosi głowę, uśmiechając się do Swej Matki, która schodzi, niosąc w ramionach mały biały pakunek. Wyłania się z niego mała różowa główka i dwie poruszające się piąstki.

«Spójrz, Jezu, jakie piękne dziecko! Trochę przypomina Ciebie, kiedy miałeś jeden dzień. Byłeś jak ono – jasnowłosy. Wydawałoby się, że nie miałeś włosów, gdyby nie to, że już wtedy unosiły się lekkimi loczkami jak kłębuszki obłoku. I miałeś cerę jak róża. Popatrz, popatrz, teraz – kiedy otwiera oczka w tym cieniu i kiedy szuka piersi – ma Twoje ciemnoniebieskie oczy... O! Kochana! Ale Ja nie mam mleka, malutka różyczko, Moja gołąbeczko!»

Matka Boża kołysze maleństwo. Płacz uspokaja się, [przechodząc] w prawdziwe gruchanie jak małej turkaweczki. Zasypia.

«Mamo, czy tak robiłaś ze Mną?» – pyta Jezus, przyglądając się, jak Jego Matka kołysze dziewczynkę, tuląc policzek do jej jasnej główki.

«Tak, Synu. Do Ciebie jednak mówiłam: “Mój mały baranku”. Śliczna jest, prawda?»

«Jest śliczna i silna. Matka może być szczęśliwa» – potwierdza Jezus, także pochylony, aby spojrzeć na sen niewinnej.

«Przeciwnie. Nie jest szczęśliwa... Mąż jest obrażony, bo wszystkie jego dzieci to córki. To prawda, że przy polach, jakie posiadamy, byłoby lepiej mieć chłopców, ale to nie jest wina naszej córki...» – mówi wzdychając pani domu, która właśnie przyszła.

«Są młodzi. Kochają się i będą mieć też chłopców» – mówi z przekonaniem Pan.

«Oto Filip... teraz okaże swój smutek...» – mówi zmieszana niewiasta. I dodaje głośniej: «Filipie, jest tu Rabbi z Nazaretu.»

«Jestem szczęśliwy widząc Cię. Pokój Tobie, Nauczycielu.»

«I tobie, Filipie. Widziałem twoją małą. Nawet jeszcze teraz na nią patrzę, bo naprawdę zasługuje na pochwały. Bóg ci błogosławi, dając ci piękne dzieci, zdrowe i dobre. Powinieneś być Mu wdzięczny. Nie odpowiadasz? Wydajesz się zmartwiony...»

«Miałem nadzieję, że to będzie syn!»

«Nie powiesz Mi, że jesteś niesprawiedliwy oskarżając niewinne dziecko o to, że jest dziewczynką? Ani też – że jesteś szorstki wobec twej małżonki?» – pyta Jezus surowo.

«Chciałem chłopca! Dla Pana i dla mnie!» – krzyczy urażony.

«I sądzisz, że go otrzymasz przez niesprawiedliwość i bunt? Czy może czytałeś w myślach Boga? Czy jesteś kimś większym od Niego, żeby Mu mówić: “Uczyń to, bo to jest słuszne”? Ta niewiasta, która jest Moją uczennicą, nie ma dzieci. Potrafiła jednak powiedzieć Mi: “Błogosławię moją bezpłodność, która dodaje mi skrzydeł, by podążać za Tobą”. A ta, matka czterech synów, tęskni za chwilą, w której wszyscy czterej nie będą już do niej należeć. Czy to prawda, Zuzanno i Mario? Słyszysz je? Ty zaś – mając od niewielu lat za żonę płodną niewiastę, pobłogosławiony przez trzy pączki róży, które proszą Cię o miłość – jesteś obrażony? Na kogo? Dlaczego? Nie potrafisz tego powiedzieć? Ja ci to powiem: dlatego, że jesteś egoistą. Porzuć zaraz twoją niechęć, otwórz ramiona przed tym dzieckiem, które zrodziło się też z ciebie, i kochaj je. No, weź ją!»

Jezus bierze lniany pakunek i składa go w ramionach młodego ojca. Potem mówi:

«Idź do twojej małżonki, która płacze, i powiedz jej, że ją kochasz. W przeciwnym razie Bóg nigdy nie da ci w przyszłości syna. Ja ci to mówię. Idź!...»

Mężczyzna wchodzi do pokoju, w którym znajduje się jego małżonka.

«Dziękuję, Nauczycielu! – mówi bardzo cicho jego teściowa – Od wczoraj był bardzo okrutny...»

Mężczyzna schodzi z powrotem po kilku minutach i mówi:

«Zrobiłem to, Panie. Żona dziękuje Ci i powiedziała, żebym Cię zapytał o imię dla małej, bo... bo w mojej niesłusznej nienawiści wymyśliłem dla niej imię zbyt niemiłe...»

«Nazwij ją Maria. Wypiła łzy goryczy z pierwszą kroplą mleka, goryczy spowodowanej twą twardością. Może się nazywać Maria. Maryja będzie ją kochać. Prawda, Matko?»

«Tak, biedna mała. Jest taka milutka i z pewnością będzie dobra, stając się gwiazdką na Niebie.»

Wracają do pomieszczenia, w którym śpią twardym snem zmęczeni apostołowie – z wyjątkiem Iskarioty, wydającego się siedzieć na rozżarzonych węglach.

«Chciałeś się ze Mną zobaczyć, Judaszu?» – pyta Jezus.

«Nie, Nauczycielu, ale nie udaje mi się zasnąć i chciałbym wyjść na chwilę.»

«Któż ci przeszkadza? Ja też wychodzę. Idę na ten pagórek. Jest cały w cieniu... Odpocznę nieco, modląc się. Czy chcesz iść ze Mną?»

«Nie, Nauczycielu. Przeszkadzałbym Ci, bo nie jestem w nastroju do modlitwy. Być może... być może nie czuję się dobrze i to odbiera mi spokój...»

«Zostań więc. Ja nikogo nie przymuszam. Żegnaj. Żegnaj, niewiasto. Matko, kiedy Jan z Endor się obudzi, poślij go do Mnie, samego.»

«Dobrze, Synu. Pokój niech będzie z Tobą.»

Jezus wychodzi. Maria [Alfeuszowa] i Zuzanna pochylają się, żeby obejrzeć tkaninę na krosnach. Maryja siada z rękoma na kolanach. Być może i Ona się modli.

Marię Alfeuszową szybko męczy oglądanie pracy. Siada w najciemniejszym kącie i szybko zasypia. Zuzanna zamierza pójść w ślad za nią. Pozostaje przebudzona Maryja i Judasz. Ona – całkowicie skupiona, on – patrzący na Nią, z szeroko otwartymi oczyma, ani na chwilę nie spuszczający Jej z oczu.

Wreszcie wstaje i podchodzi do Niej, cicho, bez hałasu. Nie wiem, dlaczego – pomimo swego niewątpliwego piękna – przywodzi mi na myśl kota lub węża, który zbliża się do swej zdobyczy. Być może to przez antypatię, jaką odczuwam w stosunku do niego, nawet jego krok widzę jako podstępny i okrutny... Cichym głosem woła Ją: «Maryjo!»

«Czego chcesz ode Mnie, Judaszu?» – pyta cicho Maryja i patrzy na niego Swoim bardzo łagodnym spojrzeniem.

«Chciałbym z Tobą pomówić...»

«Mów. Słucham cię.»

«Nie tutaj... Nie chciałbym, żeby mnie usłyszano... Czy nie mogłabyś wyjść na chwilę na zewnątrz? Tam też jest cień...»

«Chodźmy więc, ale spójrz... Wszyscy śpią... Mógłbyś mówić także tutaj» – mówi Dziewica. Jednak wstaje i wychodzi pierwsza, opierając się o wysoki kwiecisty żywopłot.

«Czego chcesz ode Mnie, Judaszu?» – pyta ponownie, przeszywając przenikliwym wzrokiem apostoła, który jest nieco zmieszany i – jak widać – trudno mu znaleźć słowa.

«Źle się czujesz? A może zrobiłeś coś złego i nie wiesz, jak to powiedzieć? Albo może czujesz, że wkrótce uczynisz coś złego, i jest ci ciężko przyznać się, że jesteś kuszony? Mów, synu. Jak leczyłam twoje ciało, tak samo zatroszczę się o twoją duszę. Powiedz Mi, co cię niepokoi, i jeśli mogę, przywrócę ci spokój. Jeśli nie będę mogła [uczynić tego] sama, powiem o tym Jezusowi. Nawet gdybyś wiele nagrzeszył, On ci wybaczy, gdy Ja poproszę Go o przebaczenie dla ciebie. Jezus naprawdę przebaczyłby ci natychmiast... Ale być może wstydzisz się zwrócić do Niego, Nauczyciela. Ja jestem Matką... Nie wstydzisz się zwrócić do Mnie...»

«Tak. Nie odczuwam wstydu, bo Ty jesteś Matką i to tak dobrą. Ty jesteś prawdziwym pokojem między nami. Ja... ja czuję wielki niepokój. Mam bardzo zły charakter, Maryjo. Nie wiem, co mam we krwi i w sercu... Od czasu do czasu nie potrafię już im nakazywać... i wtedy uczyniłbym rzeczy najdziwniejsze... i najgorsze.»

«Nawet z Jezusem w pobliżu nie potrafisz się przeciwstawić temu, który cię kusi?»

«Nawet wtedy. I cierpię z tego powodu, wierz mi. Ale tak jest. Jestem nieszczęśliwy.»

«Będę się modlić za ciebie, Judaszu.»

«To nie wystarczy.»

«Poproszę o modlitwę sprawiedliwych, nie mówiąc za kogo jest ta modlitwa.»

«To nie wystarczy.»

«Poproszę o modlitwę dzieci. Tak wiele ich przychodzi do Mnie, do Mego ogrodu, jak ptaszki szukające ziarna. A ziarnem są pieszczoty i słowa, jakie im daję. Mówię o Bogu... I one, niewinne, wolą to bardziej niż gry i opowieści. Modlitwa dzieci jest miła Panu.»

«Nigdy tak bardzo jak Twoja, ale to jeszcze nie wystarczy.»

«Powiem Jezusowi, żeby wstawiał się u Ojca za tobą.»

«To jeszcze nie wystarczy.»

«Ależ nie ma już nic ponad to! Modlitwa Jezusa pokonuje nawet demony...»

«Tak, ale Jezus nie będzie się modlił zawsze i ja znowu stanę się sobą... Jezus nie przestaje o tym mówić i pewnego dnia On odejdzie. Muszę myśleć o czasie, gdy będę bez Niego. Jezus chce nas teraz wysłać, abyśmy ewangelizowali. Boję się odejść szerzyć słowo Boże z tym moim nieprzyjacielem, którym jestem ja sam. Chciałbym być uformowany na tę godzinę.»

«Ależ, Mój synu, jeśli Samemu Jezusowi się nie uda, cóż chcesz, żebym Ja mogła [uczynić]?»

«Ty, Matko! Pozwól mi pozostać jakiś czas z Tobą. Poganie i nierządnice pozostawały [przy Tobie]. Ja też mogę pozostać. Jeśli nie chcesz, żebym zostawał na noc tam, gdzie Ty mieszkasz, pójdę spać do Alfeusza albo do Marii, [córki] Kleofasa, ale dzień spędzę z Tobą, z dziećmi. Wcześniej wiele razy usiłowałem działać sam i było gorzej. Jeśli pójdę do Jerozolimy, mam zbyt wielu złych przyjaciół... i w sytuacji, w jakiej się znajduję, kiedy to mnie ogarnia, staję się ich igraszką... Gdy idę do innego miasta, jest tak samo. Pokusa, jakiej [doświadczam] w drodze, rozpala mnie równocześnie z tą, o której powiedziałem. Jeśli idę do Kariotu, do mojej matki, zniewala mnie pycha. Jeśli spędzam czas samotnie, cisza rozszarpuje mnie głosami szatana. Ale u Ciebie... O! U Ciebie czuję, że będzie inaczej!... Obiecaj, że mogę przyjść! Powiedz Jezusowi, żeby mi pozwolił! Czy chcesz, żebym się potępił? Boisz się mnie? Patrzysz na mnie spojrzeniem zranionej gazeli, nie mającej już siły uciec przed tymi, którzy ją osaczyli. Ale ja Cię nie znieważę. Mam matkę, ja też... Kocham Cię bardziej niż moją matkę. Miej litość nad grzesznikiem, Maryjo! Spójrz, płaczę u Twoich stóp... Jeśli mnie odrzucisz, to może oznaczać moją duchową śmierć...»

Judasz rzeczywiście płacze u stóp Maryi, która spogląda na niego wzrokiem, w którym litość i niepokój miesza się z lękiem. Jest bardzo blada. Pomimo to robi krok do przodu, bo niemal zanurzyła się w żywopłocie, aby uciec przed Judaszem, który zbytnio się przybliżał. Kładzie dłoń na brunatnych włosach Iskarioty.

«Uspokój się! Niech nikt nie słyszy. Pomówię z Jezusem i jeśli On zechce... przyjdziesz do Mojego domu. Ja się nie troszczę o osąd świata. On nie rani Mojej duszy. Przeraziłoby Mnie jedynie, gdybym Ja była winna wobec Boga. Oszczerstwo jest Mi obojętne. Ale Ja nie zostanę oczerniona, gdyż Nazaret wie, że Jego córka nie jest zgorszeniem dla Swego miasta. Poza tym, niech będzie, co ma być. Zależy Mi, żebyś ocalił swego ducha. Poszukam Jezusa. Zostań w pokoju.»

Maryja otula się welonem, białym jak Jej szata. Odchodzi pośpiesznie ścieżką prowadzącą na mały pagórek, porośnięty drzewami oliwnymi. Szuka Swego Jezusa. Znajduje Go pogrążonego w głębokiej medytacji.

«Synu, to Ja... Wysłuchaj Mnie!»

«O, Mamo! Przyszłaś modlić się ze Mną? Jaką radość, jaką ulgę Mi dajesz!»

«Co [się stało], Mój Synu? Twój duch jest zmęczony? Smutny? Powiedz Twojej Matce!»

«[Jestem] zmęczony, jak powiedziałaś, i przygnębiony... nie tyle przez utrudzenie i nędzę, jaką dostrzegam w sercach, ile przez brak zmiany, jaki zauważam u tych, którzy są Moimi przyjaciółmi. Nie chcę jednak być wobec nich niesprawiedliwy. Jeden Mnie męczy. To Judasz, syn Szymona...»

«Synu, właśnie z nim rozmawiałam...»

«Skrzywdził Cię? Wywołał Twój ból?»

«Nie. Ale zasmucił Mnie tak, jakbym widziała kogoś bardzo zakażonego... Biedny syn! Jakże jego duch jest chory!»

«I miałaś nad nim litość? Nie bałaś się już? Kiedyś się bałaś...»

«Mój Synu, Moja litość jest większa niż lęk. I chciałabym pomóc Tobie i jemu... ocalić jego ducha. Ty wszystko możesz i nie potrzebujesz Mnie. Ale mówisz, że wszyscy muszą współpracować z Chrystusem w zbawianiu... a ten syn tak bardzo potrzebuje ocalenia!»

«Cóż więcej mam uczynić niż to, co dla niego czynię?»

«Nie możesz zrobić więcej, ale możesz pozwolić Mnie działać. On prosił Mnie, abym pozwoliła mu pozostać w Naszym domu, bo wydaje mu się, że będzie mógł wyzwolić się od swego potwora... Kręcisz głową? Nie chcesz? Powiem mu to...»

«Nie, Mamo. Nie chodzi o to, że Ja nie chcę. Kręcę głową, bo wiem, że to daremne. Judasz jest jak ktoś, kto tonie, ale – chociaż czuje, że tonie – odrzuca z powodu pychy linę, którą mu się podaje, żeby go doprowadzić na brzeg. Czasem – przejęty trwogą, że się utopi – szuka pomocy i woła o nią, chwyta, a potem... znowu ogarnięty pychą wypuszcza linę, odpycha, chce zupełnie sam wyjść z opresji... i pogrąża się coraz bardziej w błotnistej wodzie, która go wciąga. Ale żeby nikt nie mógł powiedzieć, że odłożyłem lekarstwo bez spróbowania go, niechże zostanie jeszcze uczyniona i ta próba, biedna Mamo... Tak, biedna Mamo, która wydajesz Siebie z miłości do duszy na cierpienie posiadania w pobliżu kogoś... kto wywołuje Twój lęk.»

«Nie, Jezu. Nie mów tego. Jestem biedną niewiastą, bo poddaję się jeszcze antypatiom. Wyrzuć Mi to. Zasługuję na to. Nie powinnam czuć odrazy do nikogo, z miłości do Ciebie. Ale z innych powodów nie jestem biedna. O! Gdybym mogła przywrócić Ci Judasza duchowo uzdrowionego! Dać Ci duszę to dać skarb, a kto daje skarby, ten nie jest biedny. Synu!... Powiem zaraz Judaszowi: tak. Zgadzasz się? Powiedziałeś: “Przyjdzie czas, kiedy powiesz: ‘Jakże trudno jest być Matką Odkupiciela’.” Powiedziałam to już raz... z powodu Aglae... Cóż to jest jeden raz? Ludzkość jest tak liczna! A Ty jesteś Odkupicielem wszystkich. Synu!... Synu!... Jak trzymałam w Moich ramionach niemowlę, abyś je pobłogosławił, pozwól Mi wziąć w ramiona Judasza i doprowadzić go, żebyś i jego pobłogosławił...»

«Mamo... Mamo... On na to nie zasługuje...»

«Mój Jezu, kiedy wahałeś się, czy dać Margcjama Piotrowi, powiedziałam Ci, że to mu przyniesie korzyść. Nie możesz powiedzieć, że od tamtej chwili Piotr nie stał się innym człowiekiem... Pozwól Mi zrobić to z Judaszem.»

«Niech będzie, jak chcesz! I bądź błogosławiona za Swoje nastawienie pełne miłości do Mnie i do Judasza! Teraz módlmy się razem, Mamo. Tak słodko jest modlić się z Tobą!...»

...Ledwie zaczął zapadać zmierzch, kiedy – jak widzę – wychodzą z domu, w którym zostali przyjęci. Jan z Endor i Hermastes żegnają się z Jezusem, zaraz po dojściu do drogi. Maryja z niewiastami idzie Swoją drogą z Synem, między oliwkami na wzgórzach. Rozmawiają oczywiście o wydarzeniach tego dnia. Piotr mówi:

«Co za szaleniec z tego Filipa! Byłby niemal wyparł się żony i córki, gdybyś nie przemówił mu do rozsądku.»

«Miejmy jednak nadzieję, że zachowa swą obecną skruchę i nie ogarnie go znowu jego mania gardzenia kobietami. W końcu... to dzięki kobietom świat idzie naprzód» – mówi Tomasz i wielu śmieje się z jego uwagi.

«Oczywiście, to prawda. One jednak są bardziej nieczyste niż my i...» – odzywa się Bartłomiej.

«Coś takiego! Co do nieczystości... my też nie jesteśmy aniołami! Chciałbym więc wiedzieć, czy po Odkupieniu wciąż tak samo będzie z niewiastą. Uczy się nas czcić matki, mieć największy szacunek dla sióstr, córek, ciotek, synowych, szwagierek, a potem... klątwa tu, klątwa tam! W Świątyni [przebywać]... nie ma mowy... Nawiedzać ją często? Nie [wolno]... To Ewa zgrzeszyła. Zgoda, ale Adam też. Czy nie wystarczy, że Bóg ukarał Ewę?» [– mówi Tomasz.]

«Ależ, Tomaszu! Nawet Mojżesz uważa niewiastę za nieczystą...» [– odzywa się Bartłomiej.]

«A on bez niewiasty, [córki faraona], zginąłby w topieli... Jednak, posłuchaj, Bartłomieju. Przypominam ci, że – choć nie jestem wykształcony jak ty i jestem tylko złotnikiem – Mojżesz mówi o nieczystościach cielesnych niewiasty, aby ją szanowano, a nie po to, by rzucać na nią klątwę.»

Dyskusja ożywia się. Jezus – który był właśnie z przodu z niewiastami oraz z Janem i Judaszem Iskariotą – staje, odwraca się i wtrąca:

«Bóg miał przed Sobą lud moralnie i duchowo nie uformowany, skażony kontaktami z bałwochwalcami. Chciał ich uczynić ludem mocnym fizycznie i duchowo. Dał więc jako nakazy zasady zbawienne dla sił fizycznych i zbawienne dla szlachetności zwyczajów. Nie mógł uczynić inaczej dla pohamowania pożądliwości mężczyzn, ażeby grzechy – z powodu których została zatopiona ziemia i spalona Sodoma i Gomora – nie powtórzyły się. W przyszłości jednak odkupiona niewiasta nie będzie tak uciskana, jak jest obecnie. Pozostaną zakazy [wynikające z] ostrożności, odnoszące się do ciała, ale zostaną uchylone przeszkody w jej przychodzeniu do Pana. Ja już je usuwam, aby przygotować pierwsze kapłanki przyszłych czasów.»

«O! Czy będą kapłanki?!» – pyta Filip zaskoczony.

«Nie pojmujcie źle. One nie będą miały kapłaństwa takiego jak mężczyźni. Nie będą konsekrować ani rozdawać darów Bożych – tych darów, których jeszcze obecnie nie znacie. Jednak będą należały do grupy kapłańskiej dzięki współpracy z kapłanem dla dobra dusz, na liczne sposoby.»

«Czy będą przemawiać?» – dopytuje się z niedowierzaniem Bartłomiej.

«Jak już przemawia Moja Matka.»

«Będą odbywać podróże apostolskie?» – pyta Mateusz.

«Tak, zanosząc daleko Wiarę i – muszę to powiedzieć – z jeszcze większym heroizmem niż mężczyźni.»

«Będą czynić cuda?» – pyta ze śmiechem Iskariota.

«Niektóre będą czynić cuda. Nie uważajcie jednak cudu za coś najistotniejszego. Święte niewiasty dokonają wielu cudów nawrócenia przez modlitwę.»

«Hmm! Niewiasty modlące się tak bardzo, że dokonają cudów?!» – szemrze Natanael.

«Nie bądź ograniczony jak uczony w Piśmie, Bartłomieju. Czym jest, według ciebie, modlitwa?»

«To zwracanie się do Boga przy pomocy znanych nam formuł.»

«To i jeszcze więcej. Modlitwa to rozmowa serca z Bogiem i ona powinna być zwykłym stanem człowieka. Niewiasta – z powodu swego życia bardziej na uboczu niż my i przez swe zdolności uczuciowe, silniejsze niż nasze – jest bardziej niż my zdolna do rozmowy z Bogiem. Znajduje w niej ona pociechę w swych boleściach, ulgę – w swych trudach. Te trudy nie są związane tylko z prowadzeniem domu i rodzeniem dzieci, lecz także łączą się ze znoszeniem nas – mężczyzn. Niewiasta znajduje w modlitwie to, co osusza jej łzy i przywraca uśmiech sercu. Ona bowiem potrafi rozmawiać z Bogiem i będzie to umiała czynić jeszcze bardziej w przyszłości. Mężczyźni staną się gigantami nauczania, niewiasty zaś zawsze będą tymi, które przez swe modlitwy podtrzymują olbrzymów, nawet świat. Wielu bowiem nieszczęść uniknie się dzięki ich modlitwom... i wielu kar się uniknie... Dokonają więc cudu, niewidzialnego przez większość czasu, znanego tylko Bogu, a jednak rzeczywistego.»

«Ty także dziś uczyniłeś niewidzialny cud, a jednak rzeczywisty, prawda, Nauczycielu?» – pyta Tadeusz.

«Tak, bracie.»

«Byłoby lepiej uczynić go widocznym» – zauważa Filip.

«Chciałbyś, żebym dziewczynkę zamienił w chłopca? Cud istotnie jest zmianą rzeczy określonych, zatem jest dobroczynną zmianą [pewnego] porządku. Bóg zezwala na to, ulegając modlitwie człowieka. Przez to pokazuje mu, że go kocha, lub przekonuje go, że On jest Tym, który jest. Zważywszy jednak, że Bóg jest porządkiem, On nie przekracza w sposób przesadny [ustalonego] ładu. Dziecko urodziło się dziewczynką i nią pozostanie.»

«Byłam tak strapiona dziś rano!» – wzdycha Dziewica.

«Dlaczego? Odrzucana dziewczynka nie była Twoją [córką] – mówi Zuzanna i dodaje: – Kiedy ja widzę jakieś nieszczęśliwe dziecko, mówię sobie: “Jakie to szczęście, że nie mam dzieci!”»

«Nie mów tak, Zuzanno! To brak miłości. Ja też mogłabym tak powiedzieć, bo Moje jedyne Macierzyństwo było ponad prawami naturalnymi. Ale nie mówię tak, bo zawsze myślę: “Gdyby Bóg nie chciał, żebym była Dziewicą, być może to nasienie znalazłoby się we Mnie i to Ja byłabym Matką tego nieszczęśliwego [dziecka]”. I tak lituję się nad wszystkimi... Mówię bowiem: “Ono mogłoby być Moim dzieckiem”. Jako Matka chciałabym, żeby wszystkie [te dzieci] były dobre, zdrowe, kochane i miłe, bo takie jest pragnienie matek względem ich dzieci» – odpowiada łagodnie Maryja.

Wydaje się, że Jezus otacza Ją światłem, tak jest rozpromieniony patrząc na Nią.

«To dlatego mnie okazałaś litość...» – mówi cicho Iskariota.

«Wszystkim. Nawet gdyby chodziło o zabójcę Mojego Syna... Bo myślę, że on najbardziej potrzebowałby przebaczenia... i miłości. Z pewnością cały świat by go znienawidził.»

«Niewiasto, wiele trudu musiałabyś sobie zadać, żeby go obronić, żeby dać mu czas na nawrócenie... Ja bym go od razu usunął...» – mówi Piotr.

«Oto jesteśmy w miejscu rozstania, Matko. Bóg niech będzie z Tobą. I z tobą, Mario. I także z tobą, Judaszu.»

Całują się i Jezus dodaje jeszcze:

«Pamiętaj, że udzieliłem ci czegoś wielkiego, Judaszu. Spożytkuj to dla dobra, nie dla zła. Żegnaj.»

Jezus z jedenastoma, którzy pozostali, oraz z Zuzanną idzie szybko na wschód. Maryja zaś, Jej szwagierka i Iskariota idą prosto.


   

Przekład: "Vox Domini"