Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga III - Drugi rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

106. W DOMU W KANIE

Napisane 4 sierpnia 1945. A, 5902-5924

W domu w Kanie jest święto z okazji przybycia Jezusa. To święto nieco mniejsze niż to, jakie miało miejsce przy cudzie w czasie zaślubin. Brak muzyków, nie ma gości, dom nie jest przyozdobiony kwiatami i zielonymi palmami, nie ma stołów dla licznych gości ani starosty przy kredensach, ani stągwi napełnionych wodą. Nad wszystkim jednak góruje miłość, jaką teraz okazuje się w słusznej formie i wymiarze [Jezusowi], nie jako gościowi - [zwykłemu] człowiekowi – być może nieco spokrewnionemu lecz jako Gościowi - Nauczycielowi, którego prawdziwą Naturę znają oraz uznają i którego słowo [przyjmują ze] czcią jako Boskie. Także serca [mieszkańców] Kany kochają w pełni Wielkiego Przyjaciela. Jezus ukazał się w Swej lnianej szacie u wejścia do ogrodu, pośród zieleni ziemi i czerwieni zmierzchu. Upiększa wszystko Swą obecnością, udzielając pokoju nie tylko duszom, ku którym zwraca się ze Swym powitaniem, lecz nawet rzeczom.

Faktycznie, wydaje mi się, że zasłona podniosłego, a jednak radosnego pokoju rozciąga się wszędzie, gdzie zwraca się Jego błękitne oko. Czystość i pokój spływają z Jego źrenic, tak jak nauka płynie z Jego ust, a miłość z Jego serca.

Temu, kto będzie czytał te stronice, wyda się niemożliwe to, co mówię. A jednak to samo miejsce, które przed przybyciem Jezusa było zwykłym miejscem – w którym ruch zajęć wyklucza pokój, jakby obcy wirowi pracy – wydaje się uszlachetnione, kiedy tylko On się ukazuje. Sama praca przybiera formę uporządkowaną, co zakłada obecność nadprzyrodzonej myśli, łączącej się z pracą ręczną. Nie wiem, czy wyjaśniam to dobrze. Jezus nigdy nie jest nieprzystępny, nawet w chwilach największej odrazy do jakiegoś wydarzenia, które ma miejsce. Zawsze jest pełen dostojeństwa i godności. Ta nadprzyrodzona podniosłość udziela się otoczeniu, w którym się znajduje. Jezus, nawet w chwilach największej radości lub największego zniechęcenia, nigdy nie jest ani wesołkowaty, ani płaczliwy, nie ma twarzy zmienionej od śmiechu, ani nie ma [na niej] żadnego śladu melancholii.

Jego uśmiech jest niezrównany. Żaden malarz nie będzie go mógł nigdy oddać. Wydaje się, że to światło promienieje z Jego serca: światło promienne w godzinach największej radości z powodu duszy, która dostępuje wybawienia lub z powodu innej, która zbliża się do doskonałości. To uśmiech, rzekłabym, w kolorze róż, gdy pochwala spontaniczne działania Swych przyjaciół lub uczniów i cieszy się ich sąsiedztwem. To uśmiech lazurowy, jeśli pozostać przy [określaniu go] kolorami, anielski, gdy pochyla się nad dziećmi, aby ich słuchać, pouczyć, błogosławić. To uśmiech powściągliwy z powodu litości, gdy patrzy na jakąś nędzę ciała lub ducha. Wreszcie – uśmiech Boski, kiedy mówi o Ojcu lub o Swej Matce albo kiedy patrzy lub słucha najczystszej Matki.

Nie mogę powiedzieć, żebym Go widziała melancholijnego, nawet w chwilach największego rozdarcia: w cierpieniach zdrady, w bólu pocenia się krwią, w katuszach Męki. Jeśli smutek okrywa bardzo łagodny błysk Jego uśmiechu, to nie wystarczy, żeby zatrzeć [wyraz] pokoju, który wydaje się diademem z rajskich klejnotów, ukazującym się na Jego czole bez zmarszczki i rozświetlającym swym światłem całą Jego Boską Osobę.

I tak samo nie mogę powiedzieć, żebym Go kiedykolwiek widziała oddającego się nadmimiernej wesołości. Nie jest Mu obcy szczery wybuch śmiechu, jeśli takie są okoliczności, zaraz po tym wraca jednak do Swej pogody pełnej godności. Kiedy się śmieje, cudownie się odmładza do tego stopnia, że ma twarz jakby 20-letniego młodzieńca. Wydaje się wtedy, że i świat się odmładza pod wpływem Jego pięknego, szczerego śmiechu, dźwięcznego, gromkiego.

Nie mogę też powiedzieć, żebym Go widziała, jak czyni coś z pośpiechem. Czy mówi, czy się porusza, robi to zawsze spokojnie. Nie jest nigdy ani powolny, ani zniechęcony. Być może jest tak dlatego, że jako osoba wysokiego wzrostu, może robić duże kroki i nie musi biec, gdy droga jest długa. Może z łatwością dosięgnąć przedmiotów oddalonych i nie musi się podnosić, by je wziąć. Oczywiście, nawet w Jego gestach jest majestat wielkiego pana.

A głos? To już od niemal dwóch lat Go słyszę. Mimo to czasem tracę zrozumienie tego, co do mnie mówi, tak bardzo zagłębiam się w badanie Jego głosu. A dobry Jezus, patrząc na mnie ze Swym uśmiechem dobrego Nauczyciela, cierpliwie powtarza to, co powiedział. [Chce] uniknąć tego, żeby w dyktandach pojawiały się przerwy z powodu szczęśliwości, jakiej doświadczam słuchając Jego głosu, rozkoszując się nim, badając jego tembr i piękno. Jednak po dwóch latach nie umiałabym dokładnie powiedzieć, do jakiego rejestru głosów go zlasyfikować. Całkowicie wykluczam głos niski, jak i lekki tenor. Jednak wciąż nie wiem, czy ma on moc tenora czy to doskonały baryton z o wielkiej skali rozpiętości. Może tak jest. Czasem bowiem Jego głos przybiera intonację brązu, niemal przytłumiony, bardzo głęboki, szczególnie gdy rozmawia twarzą w twarz z grzesznikiem, aby go przyprowadzić do Łaski, lub kiedy wskazuje tłumom odstępstwa ludzi. Ale potem gdy chodzi o przeanalizowanie i wskazanie rzeczy zakazanych i ujawnienie obłudy brąz [głosu] staje się wyraźniejszy i przeszywający jak uderzenie pioruna, gdy narzuca Prawdę i Swą wolę. Dźwięczy zaś jak złota blaszka uderzona kryształowym młotkiem, kiedy się wznosi, by wyśpiewać hymn do Miłosierdzia lub by pochwalić dzieła Boga. Brzmienie pełne uczucia przyjmuje wtedy, gdy mówi do Matki i o Matce. Głos jest wtedy prawdziwie naznaczony miłością miłością pełną synowskiego szacunku i miłości Bożej, która wychwala najdoskonalsze ze Swoich dzieł. I takim tonem, choć mniej wyrazistym, posługuje się mówiąc do Swych ulubieńców, do nawróconych, do dzieci. I nigdy się nie męczy, nawet w najdłuższych przemowach. Głos ten nadaje znaczenie i uzupełnia słowa, wyrażając moc lub łagodność, zależnie od potrzeby.

Pozostaję czasem z piórem w dłoni i słucham, a potem zauważam, że rozwinięcie myśli poszło zbyt daleko i już nie umiem jej uchwycić... i czekam, aż dobry Jezus powtórzy, jak czyni to, kiedy mi przerywają, aby mnie nauczyć cierpliwego znoszenia dokuczliwych spraw i osób. Sami możecie zrozumieć; jak są nieprzyjemne, kiedy odbierają mi doskonałą radość słuchania Jezusa...

Teraz w Kanie Jezus dziękuje Zuzannie za gościnę udzieloną Aglae. Są na uboczu, w liściastej altanie, obciążonej kiściami [winogron], które zaczynają dojrzewać. Inni wypoczywają w przestronnej kuchni.

«Niewiasta była naprawdę bardzo dobra, Nauczycielu. Naprawdę nie była obciążeniem. Chciała mi zawsze pomagać w praniu, w sprzątaniu domu na Paschę, jak służąca. Pracowała, zapewniam Cię, jak niewolnica, aby pomóc mi ukończyć ubrania na Paschę. Usuwała się roztropnie, kiedy tylko ktoś przychodził, i starała się nie zostawać nawet z moim mężem. Mówiła mało w obecności rodziny, mało jadła. Wstawała zawsze przed świtem, aby się umyć, zanim wstali mężczyźni. Zastawałam zawsze rozpalony ogień i zamieciony dom. Kiedy byłyśmy same, pytała o Ciebie i prosiła, żebym ją nauczyła psalmów naszej religii. Mawiała: “Żebym umiała modlić się, jak się modli Nauczyciel.” A teraz, czy skończyło się jej cierpienie? Bo co do cierpienia... to cierpiała wiele. Wszystkiego się bała i wzdychała, i płakała wiele. Czy teraz jest szczęśliwa?»

«Tak, nadprzyrodzenie szczęśliwa. Wyzwolona ze swoich lęków. W pokoju. Dziękuję ci za dobro, jakie jej wyświadczyłaś.»

«O! Mój Panie! Jakie dobro? Dałam jej tylko miłość w Twoje imię, bo nie potrafię uczynić nic innego. To była biedna siostra. Rozumiałam ją. Z wdzięczności dla Najwyższego, który zachował mnie w Swej łasce, kochałam ją.»

«I uczyniłaś więcej, niż gdybyś nauczała w Bel Midrasz. Teraz masz tutaj drugą. Rozpoznałaś ją?»

«A któż nie zna jej w tych stronach?»

«Wszyscy [ją znają], to prawda. Ale wy jeszcze nie znacie ani wy, ani osada drugiej Marii, tej, która będzie zawsze wierna swemu powołaniu. Zawsze. Proszę cię, żebyś w to wierzyła.»

«Ty to mówisz. Ty wiesz. Ja wierzę.»

«Powiedz też: “kocham”. Wiem, że jest trudniej współczuć i przebaczyć komuś z naszych niż komuś, kogo tłumaczy to, że jest poganinem. Ale skoro ból patrzenia na odstępców w rodzinie był silny, niech będzie silniejsze współczucie i także przebaczenie. Ja przebaczyłem za cały Izrael» – kończy Jezus, akcentując słowa.

«Ja też przebaczę, bo myślę, że uczeń powinien czynić to, co robi Nauczyciel.»

«Jesteś w prawdzie i Bóg cieszy się z tego. Chodźmy do innych. Zapada noc. Słodki będzie wypoczynek w ciszy wieczoru.»

«Nic nam nie powiesz, Nauczycielu?»

«Jeszcze nie wiem.»

Wchodzą do kuchni, gdzie przygotowano potrawy i napoje na bliską wieczerzę. Zuzanna podchodzi i mówi z młodzieńczą twarzą, lekko się rumieniąc:

«Czy moje siostry zechcą pójść ze mną do górnej izby? Musimy szybko przygotować stoły na posiłek, bo potem trzeba rozłożyć łoża biesiadne dla mężczyzn. Mogłabym tam pójść sama, ale to zabrałoby mi więcej czasu.»

«Ja też pójdę, Zuzanno» – mówi Dziewica.

«Nie. My wystarczymy i dzięki temu zawrzemy znajomość, bo praca łączy jak braterstwo.»

Wychodzą razem, Jezus zaś, po wypiciu wody pomieszanej z jakimś syropem, idzie w chłodzie altany usiąść z Matką, apostołami i mężczyznami domu. Starsza pani domu oraz służące kończą przygotowanie posiłku.

Słychać dochodzące z górnej izby głosy trzech uczennic przygotowujących stoły. Zuzanna opowiada o cudzie, do jakiego doszło przy zaślubinach, i Maria z Magdali odpowiada:

«Przemienić wodę w wino to coś wielkiego. Ale przemienić grzesznicę w uczennicę to jeszcze potężniejsze. Bóg chce, żebym się stała jak to wino, żebym była lepsza.»

«Nie wątp w to. On wszystko przemienia w sposób doskonały. Była tutaj jedna kobieta, w dodatku poganka, przemieniona przez Niego i w uczuciach, i w wierze. Czy możesz wątpić, że stanie się to z tobą, która należysz do Izraela?»

«Niewiasta? Młoda?»

«Młoda. Bardzo piękna.»

«Gdzie jest teraz?» – dopytuje się Marta.

«Tylko Nauczyciel to wie.»

«Ach! Zatem to jest ta, o której ci mówiłam. Łazarz był z Jezusem tego wieczoru i usłyszał słowa wypowiedziane do niej. Jakiż zapach był w tym pokoju! Łazarz miał nim przenikniętą szatę przez wiele dni. A jednak Jezus stwierdził, iż przewyższał go zapach skruchy jej nawróconego serca. Kto wie, dokąd odeszła? W samotność, tak sądzę...»

«Ona żyje w samotności, to była cudzoziemka. Ja tu... i jestem znana. Jej zadośćuczynienie w samotności, moje – w życiu, pośród ludzi, którzy mnie znają. Nie zazdroszczę jej losu, bo jestem z Nauczycielem. Ale mam nadzieję móc ją kiedyś naśladować, żeby mnie nic nie odrywało do Niego...»

«Opuściłabyś Go?»

«Nie. Ale On mówi, że odchodzi. Wtedy mój duch podąży za Nim. Z Nim mogę rzucić wyzwanie światu. Bez Niego lękałabym się świata. Oddzielę się pustynią od świata.»

«A Łazarz i ja? Co zrobimy?»

«To co robiliście w bólu. Będziecie się kochać i mnie kochać... nie rumieniąc się. Wtedy [też] będziecie sami, ale będziecie wiedzieć, że ja jestem z Panem... i że w Panu będę was kochać.»

«Maria jest mocna i zdecydowana w swych postanowieniach» – mówi Piotr, który ją usłyszał.

Zelota odpowiada:

«To proste ostrze, jak ojciec. Z matki ma rysy, z ojca – niezłomnego ducha.»

Niewiasta niezłomnego ducha schodzi teraz szybko powiedzieć swym towarzyszom, że stoły są gotowe.

...Wieś znika w nocy pogodnej, lecz na razie bezksiężycowej. Jedynie lekka poświata gwiazd sprawia, że ukazują się ciemne skupiska drzew i białe – domów. Nic więcej. Nocne ptaki latają w swych nocnych lotach wokół domu Zuzanny, w pogoni za owadami. Ocierają się też o osoby siedzące na tarasie wokół lampy, która rzuca lekkie żółtawe światło na twarze osób zgromadzonych wokół Jezusa. Marta, która musi się bardzo bać nietoperzy, krzyczy, gdy tylko któryś ją muska. Jezus zajmuje się ćmami, przyciąganymi przez [światło] lampy. Swą smukłą dłonią usiłuje je od niej odgonić.

«To całkowicie głupie istoty, tak jedne, jak i drugie – odzywa się Tomasz. – Pierwsze biorą nas za muchy, drugie lampę uznają za słońce i palą się w niej. Nie mają nawet cienia mózgu.»

«To zwierzęta. Chcesz, żeby myślały?» – pyta Iskariota.

«Nie. Chciałbym, żeby miały chociaż instynkt.»

«Nie mają czasu go zdobyć. Mówię o ćmach, bo po pierwszej próbie są martwe. Instynkt budzi się i rozwija po pierwszych bolesnych doświadczeniach» – tłumaczy Jakub, syn Alfeusza.

«A nietoperze? One powinny go mieć, bo żyją przez lata, a są głupie, o!» – mówi Tomasz.

«Nie, Tomaszu, nie bardziej niż ludzie. Nawet ludzie wydają się często głupsi od nietoperzy. Wzlatują czy raczej fruwają jak pijani wokół rzeczy, które wywołują jedynie cierpienie. Oto Mój brat, poruszając płaszczem, uderzył jednego nietoperza. Daj Mi go» – mówi Jezus.

Jakub, syn Zebedeusza, do stóp którego upadł nietoperz i teraz ogłuszony porusza się niezdarnie, bierze go dwoma palcami za jedno z membranowych skrzydeł, jakby to była brudna szmata, i unosząc go w powietrzu, kładzie go na kolana Jezusa.

«Oto nieroztropny... Zostawcie go, a zobaczycie, że pozbiera siły, ale się nie poprawi.»

«To szczególne ocalenie, Nauczycielu. Ja bym go zabił» – mówi Iskariota.

«Nie. Po co? On też ma życie i zależy mu na nim» – mówi Jezus.

«Nie można tego powiedzieć. Albo nie wie, że je ma, albo mu na nim nie zależy. Wystawia je na niebezpieczeństwo!»

«O! Judaszu! Judaszu! Jakże byłbyś surowy wobec grzeszników, wobec ludzi! Nawet ludzie wiedzą, że mają jedno i jedyne życie, a nie wahają się narażać na niebezpieczeństwo i jednego, i drugiego...»

«Mamy życie jedno i drugie?»

«Życie ciała i ducha, wiesz o tym.»

«Ach! Sądziłem, że czynisz aluzję do reinkarnacji. Niektórzy w nią wierzą.»

«Nie ma reinkarnacji, lecz dwie [formy] życia. A jednak człowiek wystawia na niebezpieczeństwo obydwie. Gdybyś był Bogiem, jak osądziłbyś człowieka, który jest wyposażony w rozum i w dodatku w instynkt?»

«Surowo... chyba że chodziłoby o ludzi intelektualnie ograniczonych.»

«Nie wziąłbyś pod uwagę okoliczności, które czynią szalonym duchowo?»

«Nie brałbym tego pod uwagę.»

«W takim razie nie miałbyś litości nad kimś, kto zna Boga i Prawo, a pomimo to grzeszy.»

«Nie miałbym litości, bo człowiek musi umieć postępować.»

«Powinien.»

«Musi, Nauczycielu. To wstyd nie do wybaczenia, żeby osoba dorosła wpadała w pewne grzechy tym bardziej że żadna siła nie popycha w nie.»

«Jakie to grzechy, według ciebie?»

«Przede wszystkim zmysłowe. To nieuleczalna degradacja...»

Maria z Magdali spuszcza głowę. Judasz mówi dalej:

«...to zniszczenie nawet dla drugich, bo ciało nieczystych wydziela rodzaj kwasu, który mąci także najczystszych i prowadzi do naśladowania...»

Kiedy Magdalena coraz bardziej spuszcza głowę, Piotr mówi:

«Ojej! Nie bądź taki surowy. Pierwszą, która dopuściła się tego niewybaczalnego występku, była Ewa. I chyba mi nie powiesz, że była zepsuta przez nieczysty kwas wydzielany przez jakiegoś rozpustnika. Zresztą wiedz, że co się mnie tyczy, nie odczuwam żadnego zamętu, nawet jeśli siedzę obok kogoś rozwiązłego. To jego sprawa...»

«Sąsiedztwo zawsze kala. Jeśli nie ciało, to duszę, a to jeszcze gorsze.»

«Wydajesz mi się faryzeuszem! Ale wybacz mi, w takim razie trzeba by się zamknąć w kryształowej wieży i pozostawać tam, w zamknięciu.»

«I nie sądź, Szymonie, że to by ci się na coś przydało. To w samotności znajdują się pokusy najbardziej przejmujące trwogą» – odzywa się Zelota.

«No, dobrze! Zostałyby sny. Nic złego...» – mówi Piotr.

«Nic złego? A czy nie wiesz, że pokusa wpływa na wyobraźnię i popycha ją ku poszukiwaniu jakiegoś sposobu zaspokojenia zewu instynktu? Ten sposób otwiera drogę wydoskonalenia się w grzechu, w którym zmysłowość łączy się z myślą» – mówi Iskariota.

«Nic o tym nie wiem, drogi Judaszu. To być może dlatego, że nigdy nie rozmyślałem nad pewnymi sprawami. Widzę, że daleko odeszliśmy od nietoperzy... i dobrze, że ty nie jesteś Bogiem. Inaczej, z twą surowością, zostałbyś sam w Raju. Co na to powiesz, Nauczycielu?»

«Powiem, że jest dobrze nie być zbyt bezwzględnym. Aniołowie Pana słyszą słowa ludzi i zapisują je w wiecznych księgach, i mogłoby być nieprzyjemne usłyszeć pewnego dnia: “Niech ci się stanie tak, jak osądzałeś”. Mówię, że Bóg Mnie wysłał, bo chce przebaczyć wszystkie winy, z których człowiek się nawraca. Bóg wie, jak człowiek jest słaby z powodu szatana. Judaszu, odpowiedz Mi, czy uznajesz, że szatan może posiąść duszę do tego stopnia, że wpływa na nią przymusem, co pomniejsza jej grzech w oczach Boga?»

«Nie. Nie przyjmuję tego. Szatan może zaatakować jedynie sferę niższą.»

«Ależ ty bluźnisz, Judaszu, synu Szymona!» – mówią niemal równocześnie Zelota i Bartłomiej.

«Dlaczego? W czym?»

«Zaprzeczasz Bogu i Pismu. Tam czytamy, że Lucyfer atakuje też sferę najwyższą, a Bóg, przez usta Swego Słowa powiedział nam to nieskończoną ilość razy» – odpowiada Bartłomiej.

«Powiedziano też, że człowiek posiada wolną wolę. Oznacza to, że wolności ludzkiej myśli i uczucia szatan nie może pogwałcić. Także Bóg tego nie czyni.»

«Bóg nie, On bowiem jest Ładem i Uczciwością, lecz szatan – tak, on bowiem jest Nieporządkiem i Nienawiścią» – odpowiada Zelota.

«Nienawiść nie jest uczuciem sprzecznym z Uczciwością, źle mówisz» [– zaprzecza Judasz.]

«Dobrze mówię. Bóg jest Uczciwością. Nie uchybia więc słowu, jakie dał o pozostawieniu człowiekowi wolności działania. Demon zaś nie obiecywał człowiekowi wolnej woli [i jej nie daje]. Zatem nie kłamie temu słowu, [nie jest więc nieuczciwy]. Prawdą jednak jest, że jest Nienawiścią. Z tego powodu zamierza się na Boga i na człowieka. Atakuje, napadając na wolność intelektualną człowieka bardziej niż na ciało. Doprowadza wolność myśli do zniewolenia, do opętań, z powodu których człowiek czyni rzeczy, których by nie uczynił, gdyby był wyzwolony od szatana» – podtrzymuje [swe zdanie] Zelota.

«Nie przyjmuję tego» [– odzywa się Judasz.]

«A opętani? Zaprzeczasz temu, co oczywiste!» – krzyczy Juda Tadeusz.

«Opętani są głusi lub niemi, lub szaleni, ale nie rozpustni» [– tłumaczy Judasz Iskariota.]

«Myślisz tylko o tym grzechu!» – stwierdza ironicznie Tomasz.

[Judasz odpowiada mu:]

«Bo jest najbardziej powszechny i najbardziej upodlający.»

«Ach! Sądziłem, że to ten, który znasz najlepiej» – mówi Tomasz ze śmiechem.

Judasz wypręża się, chcąc zareagować. Potem opanowuje się i schodzi ze schodów. Oddala się w pola. Cisza... Andrzej mówi:

«Jego myśl nie jest całkowicie fałszywa. Można by powiedzieć, że szatan posługuje się swą władzą, [jaką może mieć] nad zmysłami: nad oczami, słuchem, mową i nad mózgiem. Jak zatem, Nauczycielu, wyjaśnić pewne formy nikczemności? Być może nie są opętaniami? Na przykład pewien Doras?...»

«Pewien Doras, jak mówisz, aby nie uchybić miłości... i Bóg niech ci za to da nagrodę... albo też jakaś Maria, bo o niej myślimy po jasnych i sprzecznych z miłością uwagach Judasza... i ona, i wszyscy inni byli całkowicie opętani przez szatana, który rozszerza swą potęgę na trzy sfery człowieka. Są to opętania najbardziej tyrańskie i najsubtelniejsze. Wyzwalają się z nich jedynie ci, którzy są jeszcze na tyle mało zniszczeni w swym duchu, żeby umieć pojąć zaproszenie do Światła. Doras nie był rozwiązły, a mimo to nie potrafił przyjść do Wyzwoliciela. W tym tkwi różnica. Co do lunatyków, niemych, głuchych, ślepych z powodu działania demona, to krewni usiłują przyprowadzić ich do Mnie i myślą o tym. U opętanych duchowo to [najpierw] sam ich duch usiłuje odnaleźć wolność. Z tego powodu, prócz uwolnienia, otrzymują też przebaczenie, gdyż ich wola rozpoczęła uwalnianie się spod władzy demona.

A teraz chodźmy odpocząć. Mario, ty wiesz, co oznacza być pochwyconym, módl się więc za tych, którzy co jakiś czas poddają się działaniu Nieprzyjaciela, popełniając grzech i zadając cierpienie.»

«Tak, mój Nauczycielu. I bez urazy.»

«Pokój wszystkim. Pozostawmy tu przyczynę tylu dyskusji. Ciemności z ciemnościami, na zewnątrz, w nocy... A my wejdźmy, żeby spać pod okiem aniołów» [– mówi Jezus.]

Układa na ławce nietoperza, który wykonuje pierwsze próby lotu, i odchodzi z apostołami do górnej izby, a niewiasty wraz z właścicielami domu idą na dół.


   

Przekład: "Vox Domini"