Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga III - Drugi rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

104. JEZUS DO FILIPA:

«JA JESTEM POTĘŻNYM MIŁUJĄCYM». PRZYPOWIEŚĆ O ZNALEZIONEJ DRACHMIE

Napisane 2 sierpnia 1945. A, 5868-5882

Łódź sunie wzdłuż wybrzeża od Kafarnaum do Magdali. Maria z Magdali znajduje się po raz pierwszy w swej zwyczajnej pozie nawróconej: siedzi na dnie łodzi u stóp Jezusa. On siedzi wyprostowany na jednej z ławek. Wygląd twarzy Magdaleny różni się bardzo od wczorajszego. To nie jest jeszcze rozpromieniona twarz Magdaleny, biegnącej na spotkanie Jezusa za każdym razem, gdy przychodzi do Betanii. Jednak jest to już twarz pozbawiona obaw i udręk. Spojrzenie ma teraz poważne i pełne pewności. Początkowo była upokorzona, gdy na nią patrzono. Teraz w pełnej godności powadze [spojrzenia] błyszczy od czasu do czasu iskierka radości, gdy słyszy Jezusa, mówiącego z apostołami lub z Jego Matktką i Martą.

Mówią o dobroci Porfirei, tak prostej i tak kochającej. Rozprawiają o serdecznym przyjęciu przez Salome i przez niewiasty w rodzinach Bartłomieja i Filipa. Ten ostatni mówi:

«Gdyby nie to, że są jeszcze zbyt młode i może matka nie chce, żeby chodziły po drogach, one też poszłyby za Tobą, Nauczycielu» [– mówi Filip o swoich córkach.]

«Ich dusze idą za Mną. To jest też święta miłość. Filipie, posłuchaj Mnie. Twoja jstarsza córka właśnie ma się zaręczyć, prawda?»

«Tak, Nauczycielu. To godny oblubieniec i będzie dobrym małżonkiem. Prawda, Bartłomieju?»

«To prawda. Gwarantuję, bo znam rodzinę. Nie ja to zaproponowałem, ale gdybym nie był zajęty przy Nauczycielu, uczyniłbym to ze spokojną pewnością, że powstanie święta rodzina.»

«Jednak dziewczyna prosiła Mnie, żebym ci powiedział, abyś nic nie robił w tej sprawie.»

«Narzeczony jej się nie podoba? Jest w błędzie, ale młodość jest szalona. Mam nadzieję, że uda się ją przekonać. Nie ma powodów, by odrzucić wspaniałego małżonka. Chyba że... nie, to niemożliwe!» – stwierdza Filip.

«Chyba że...? Dokończ, Filipie» – mówi Jezus, aby go ośmielić.

«Chyba że kocha innego. Ale to niemożliwe! Ona nigdy nie wychodzi z domu, a w domu prowadzi życie bardzo samotne. To niemożliwe!»

«Filipie, są zakochani, którzy wnikają w domy nawet najbardziej zamknięte; którzy potrafią mówić do tych, których kochają, pomimo wszelkich zapór i wszelkich ochron; którzy obalają wszelkie przeszkody wdowieństwa czy młodości dobrze strzeżonej albo... jeszcze inne [przeszkody]... i którzy biorą te, które kochają. Są też zakochani, którym nie można się oprzeć, bo są w swej woli niezłomni i tak ujmujący, że pokonują wszelki opór, nawet ze strony demona. To jednego z tych kocha twoja córka... i to najpotężniejszego.»

«Ale kogo? Kogoś z dworu Heroda?»

«To nie jest potęga!»

«Kogoś... kogoś z domu Prokonsula, rzymskiego patrycjusza? Nie pozwolę na to za żadną cenę. Czysta krew z Izraela nie zmiesza się z krwią nieczystą. Raczej zabiję moją córkę. Nie uśmiechaj się, Nauczycielu! Ja cierpię!»

«Bo jesteś jak spłoszony koń. Widzisz cienie tam, gdzie jest samo światło. Bądź jednak spokojny. Czyż Prokonsul nie jest sługą? Czyż nie są sługami jego przyjaciele partycjusze i czyż nie jest sługą Cezar?»

«Ależ Ty żartujesz, Nauczycielu! Chciałeś mnie przestraszyć. Nie ma człowieka większego od Cezara i większego pana niż on.»

«Ja jestem, Filipie.»

«Ty? Ty chcesz poślubić moją córkę?»

«Nie. Jej duszę. Ja jestem miłującym, który wnika do domów najlepiej zamkniętych i do serc zabezpieczonych siedemdziesięcioma siedmioma zamkami. Ja jejestem Tym, który potrafi mówić, pomimo wszelkich barier i straży. Ja jestem Tym, który obala wszelkie przeszkody i bierze to, co chce wziąć: czystych i grzeszników, dziewice i wdowy, wolnych od występków i zniewolonych nimi. I wszystkim daję duszę jedyną i nową, odnowioną, uszczęśliwioną, wiecznie młodą. Moje zaślubiny. I nikt nie może Mi odmówić oddania Mi Moich słodkich zdobyczy. Ani ojciec, ani matka, ani dzieci, ani nawet szatan. Przemówię do duszy dziewczyny, jak do twojej córki, lub do grzesznika zanurzonego w grzechu i trzymanego przez szatana siedmioma łańcuchami, i ich dusze przyjdą do Mnie. I nic ani nikt już Mi jej nie wyrwie. Żadne bogactwo, moc, uciechy świata nie dają doskonałej radości, która należy do jednoczących się z Moim Ubóstwem, Moim Umartwieniem. Pozbawieni wszelkiego biednego dobra, przyodziani we wszelkie dobra niebieskie... Radośni pogodą przynależenia do Boga, jedynie do Boga... Oni są panami ziemi i Nieba. Ziemi, bo nad nią panują, Nieba – bo je osiągają.»

«Ale to nigdy nie istniało w naszym Prawie!» – woła Bartłomiej.

«Zrzuć z siebie starego człowieka, Natanaelu. Gdy ujrzałem cię po raz pierwszy, pozdrowiłem cię jako doskonałego Izraelitę, bez oszustwa. Teraz jednak należysz do Chrystusa, nie do Izraela. Bądź Chrystusowy bez oszustwa i podstępu. Przyoblecz tę nową mentalność, inaczej nie będziesz mógł pojąć tak wielkiego piękna Odkupienia, jakie przyszedłem przynieść całej ludzkości.»

Filiptrąca się, mówiąc:

«I powiadasz, że moja córka została przez Ciebie wezwana? I co ona teraz będzie robić? Ja Ci jej, oczywiście, wcale nie odmawiam. Chciałbym jednak wiedzieć tylko po to, żeby dopomóc na czym polega Twoje wezwanie...»

«Na doprowadzeniu poświęconych przez dziewiczą miłość lilii do ogrodu Chrystusa. Będzie ich tak wiele w nadchodzących wiekach!... Tak wiele!... Pachnące kobierce dla zrównoważenia ścieków występków. Dusze modlące się dla zrównoważenia bluźnierców i bezbożnych... Pomoc we wszystkich ludzkich nieszczęściach i radość Boga.»

Maria z Magdali otwiera usta, żeby postawić pytanie. Czyni to czerwieniąc się jeszcze, lecz z większą swobodą niż w inne dni:

«A my, ruiny, które podnosisz, czym się staniemy?»

«Tym, czym są wasze siostry - dziewice...»

«O! To niemożliwe! Zbytnio chodziłyśmy po błocie i... i... i to jest niemożliwe.»

«Mario, Mario! Jezus nigdy nie wybacza połowicznie. Powiedziałem ci, że ci wybaczyłem. I tak jest. Ty i wszyscy, którzy grzeszyli jak ty a którym Moja miłość przebacza i ich zaślubia będziecie pachnieć, modlić się, kochać, pocieszać. [To] dusze, które w oczach Boga są męczennikami, które posiadły świadomość grzechu i zdolne są leczyć go tam, gdzie się znajduje. Są więc Bogu tak drogie, jak dziewice.»

«Męczennikami? W czym, Nauczycielu?»

«[W walce] ze sobą i ze wspomnieniami przeszłości... i przez pragnienie miłości oraz wynagrodzenia.»

«Mam w to wierzyć?...» – Magdalena patrzy na wszystkich, którzy są w łodzi, szukając potwierdzenia dla swej budzącej się nadziei.

«Zapytaj o to Szymona. Mówiłem o tobie i o was, grzesznikach w ogóle, pewnego wieczoru rozświetlonego gwiazdami, w twoim ogrodzie. I wszyscy twoi bracia mogą ci powiedzieć, czy Moje słowo nie wyśpiewało cudów Miłosierdzia i nawrócenia dla wszystkich odkupionych.»

«Chłopiec też mi o tym mówił swym anielskim głosem. Powróciłam z orzeźwioną duszą z tej lekcji. Dał mi wiedzę o Tobie jeszcze lepszą niż moja siostra, do tego stopnia, że dziś czuję się na tyle odważna, by zmierzyć się z Magdalą. Teraz, gdy mi to powiedziałeś, czuję, jak rośnie moja siła. Zgorszyłam świat, lecz, przysięgam Ci, mój Panie, że teraz świat, patrząc na mnie, dojdzie do zrozumienia, czym jest Twoja moc.»

Jezus kładzie jej na chwilę rękę na głowie, a Najświętsza Maryja uśmiecha się do niej, jak to Ona potrafi: rajskim uśmiechem.

Oto Magdala leżąca nad brzegiem jeziora, słońce wstające naprzeciw nich, góra Arbela, która chroni przed wiatrami od tyłu, i wąska dolina o urwistych i dzikich zboczach, z których spływa uchodząc do jeziora mały strumień. Kieruje się ku zachodowi ze stromymi brzegami, pełnymi fascynującego i surowego piękna.

«Nauczycielu – woła Jan z drugiej łodzi – oto dolina naszego zacisza...»

Jego twarz promienieje, jakby zapaliło się w nim słońce.

«Nasza dolina, tak. Dobrze ją rozpoznałem.»

«Nie można nie pamiętać miejsc, w których poznaliśmy Boga» – odpowiada Jan.

«Zatem ja będę zawsze pamiętać to jezioro, bo to na nim Cię poznałam. Czy wiesz, Marto, że to tutaj ujrzałam Nauczyciela kiedyś rano?...»

«Tak, i omal nie poszliśmy wszyscy na dno, my i wy. Niewiasto, wierz mi, że twoi wioślarze byli niewiele warci» – mówi Piotr.

«Niewiele warci byli zarówno wioślarze, jak i ci, którzy byli z nimi... jednak to było pierwsze spotkanie i ma wielką wartość. A potem widziałam Cię na górze... a potem w Magdali, a potem w Kafarnaum. Ile spotkań, tyle zerwanych łańcuchów... Ale Kafarnaum to miejsce najpiękniejsze. To tam mnie uwolniłeś...»

Schodzą na ląd. Ci z drugiej łodzi już zeszli. Wchodzą do miasta. Zwykła albo i niezwykła ciekawość ze strony mieszkańców Magdali musi być udręką dla Magdaleny, lecz znosi to heroicznie, idąc za Nauczycielem. On jest na przedzie, pośrodku wszystkich Swoich apostołów, z tyłu idą trzy niewiasty. Szept jest bardzo silny. Nie brak ironii. Ludzie, którzy w czasie gdy Maria była wpływową panią Magdali okazywali jej szacunek z obawy przed prześladowaniem teraz widząc ją i wiedząc, że nie ma łączności z potężnymi przyjaciółmi, lecz jest pokorna i wstrzemięźliwa, pozwalają sobie na okazywanie jej pogardy. Rzucają mało pochlebne epitety. Marta, cierpiąca tak samo jak ona, pyta:

«Chcesz iść do domu?»

«Nie. Nie opuszczę Nauczyciela. A Jego zanim dom nie zostanie oczyszczony z każdego śladu przeszłości nie zaproszę do wejścia tam.»

«Ale cierpisz, siostro!»

«Zasłużyłam na to.»

Cierpi w sposób widoczny. To nie tylko upał wywołuje pot perlący się na twarzy i rumieniec zalewający jej nawet szyję. Przechodzą przez całą Magdalę, udając się do ubogich dzielnic aż do domu, w którym niegdyś się zatrzymali. Kobieta jest zaskoczona. Podnosi głowę znad balii i widzi pozdrawiającego ją Jezusa i dobrze znaną damę z Magdali. [Widzi], że nie jest ubrana wytwornie, nie ma już klejnotów, a na głowie ma lekki welon. Ubrana jest w liliowoniebieską szatę, zapiętą pod szyję, wąską, która z pewnością do niej nie należy, choć usiłowano ją dopasować do jej wymiarów. Owinięta jest ciężkim płaszczem, który musi być torturą w tym upale.

«Czy pozwolisz Mi zatrzymać się w twoim domu i przemówić do tych, którzy idą za Mną?»

To znaczy do całej Magdali, wszyscy bowiem mieszkańcy podążyli za grupą apostołów.

«I Ty mnie o to pytasz, Panie? Ależ mój dom należy do Ciebie.»

I śpieszy się, żeby przynieść stołki i ławki dla niewiast i apostołów. Przechodząc obok Magdaleny, pochyla się nisko jak niewolnica.

«Pokój tobie, siostro» – odpowiada Maria.

Zaskoczenie jest tak wielkie, że niewiasta upuszcza małą ławkę, którą miała w rękach. Ale nic nie mówi. Jej zachowanie nasuwa mi jednak myśl, że Maria traktowała raczej z wyższością ludzi, którzy zależeli od niej. Zdziwienie niewiasty rośnie, gdy słyszy, że [Magdalena] pyta ją, jak się czują dzieci, gdzie są, czy połów był dobry.

«Mają się dobrze... Chodzą do szkoły albo do mojej matki. Jedynie najmłodszy śpi w kołysce. Połów był dobry. Mój mąż zaniesie ci dziesięcinę...»

«Nie, już nie trzeba. Zatrzymaj ją dla dzieci. Pozwolisz mi zobaczyć małego?»

«Chodź.»

[por. Łk 15,8-10] Ludzie napływają z ulicy. Jezus zaczyna mówić:

«Pewna niewiasta miała dziesięć drachm w sakiewce. Kiedy jednak poruszyła się, sakiewka wypadła jej zza pazuchy i otwarła się, a monety rozsypały się na ziemię. Pozbierała je z pomocą obecnych sąsiadek i policzyła. Było ich dziewięć. Nie odnalazła się dziesiąta. Ponieważ zbliżał się wieczór i brakowało światła, niewiasta zapaliła lampę i postawiła ją na podłodze. Wziąwszy miotłę, zabrała się do uważnego zamiatania, ażeby zobaczyć, czy moneta nie potoczyła się daleko od miejsca, w którym upadła. Lecz nie znalazła drachmy. Przyjaciółki odeszły, zmęczone szukaniem. Niewiasta przestawiała skrzynię, półkę, inny ciężki kufer, podniosła amfory i dzbanki, umieszczone we wnęce w ścianie. Drachmy jednak nie znalazła. Wtedy na kolanach zaczęła szukać w śmieciach leżących opodal domu, chcąc sprawdzić, czy drachma nie wytoczyła się z domu i nie wpadła do obierzyn z jarzyn. I wreszcie znalazła drachmę, całą ubrudzoną, niemal pogrążoną w śmieciach, które na nią spadły.

Niewiasta, przepełniona radością, wzięła monetę, umyła, otarła. Drachma była teraz piękniejsza niż wcześniej. I pokazała ją sąsiadkom, wezwanym ponownie głośnymi okrzykami tym, które odeszły po pierwszych poszukiwaniach. Rzekła im: “Oto jest! Widzicie? Radziłyście mi, żebym się już dłużej nie trudziła, lecz ja obstawałam przy tym i znalazłam zgubioną drachmę. Cieszcie się więc ze mną, bo nie mogłam znieść bólu utraty jednego z moich skarbów.”

Również wasz Nauczyciel, a z Nim Jego apostołowie, czyni jak niewiasta z przypowieści. On wie, że jeden ruch może sprawić, iż skarb upadnie. Każda dusza jest skarbem i szatan, który nienawidzi Boga, wywołuje złe poruszenia, chcąc spowodować upadek biednych dusz. Są tacy, którzy [jak moneta] upadają w pobliżu sakiewki, to znaczy odchodzą na małą odległość od chroniącego dusze Prawa Bożego. Są tacy, którzy odchodzą dalej, to znaczy bardziej oddalają się od Boga i Jego Prawa. Są wreszcie tacy, którzy toczą się aż do odpadków, śmieci, błota. I tam w końcu zginęliby, spaleni w ogniu wiecznym, jak śmieci palone w specjalnych miejscach.

Nauczyciel wie o tym i szuka niestrudzenie utraconych monet. Szuka ich wszędzie z miłością. To Jego skarby. Nic Go nie męczy ani nic nie zraża. On szuka, szuka, porusza, wymiata, aż znajdzie. A kiedy znajdzie, wtedy myje Swym przebaczeniem odnalezioną duszę, woła jej przyjaciół, czyli cały Raj i wszystkich dobrych tej ziemi. Mówi: “Cieszcie się ze Mną, bo odnalazłem to, co się zgubiło, a [teraz] jest piękniejsze niż wcześniej, bo Moje przebaczenie uczyniło je czymś nowym.”

Zaprawdę mówię wam, wielkie święto jest w Niebie i aniołowie Boży oraz dobrzy na ziemi cieszą się z jednego grzesznika, który się nawraca. Zaprawdę, powiadam wam, nie ma nic piękniejszego niż łzy skruchy. Zaprawdę mówię wam, że tylko demony nie potrafią, nie umieją cieszyć się z tego nawrócenia, będącego tryumfem Boga. I mówię wam też, że sposób, w jaki człowiek przyjmuje nawrócenie grzesznika, stanowi miarę jego dobroci i związku z Bogiem. Pokój niech będzie z wami.»

Wszyscy pojmują pouczenie i patrzą na Magdalenę, która przyszła i usiadła we drzwiach z niemowlęciem na rękach, być może po to, by dodać sobie pewności. Ludzie odchodzą powoli. Pozostaje tylko pani małego domu i jej matka, która przyszła z dziećmi. Brakuje Beniamina, który jest jeszcze w szkole.


   

Przekład: "Vox Domini"