Ewangelia według św. Mateusza |
Ewangelia według św. Marka |
Ewangelia według św. Łukasza |
Ewangelia według św. Jana |
Maria Valtorta |
Księga III - Drugi rok życia publicznego |
– POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA – |
W DOMU FARYZEUSZA SZYMONA
[por. Łk 7,36-50]
Napisane 21 stycznia 1944. A, 1556-1564
Aby mnie pocieszyć w licznych cierpieniach i pomóc mi zapomnieć o złości ludzi, mój Jezus udziela mi tej słodkiej wizji.
Widzę bardzo okazałą salę. Kosztowna lampa o licznych ramionach wisi pośrodku i jest cała zapalona. Na ścianach – bardzo piękne sukna, miejsca do siedzenia ozdabia markieteria. Są inkrustowane kością słoniową i kosztownymi blaszkami. Są tu też bardzo piękne meble.
Pośrodku czworokątny stół, uformowany z czterech połączonych [mniejszych] stołów. Z pewnością ustawiono go tak dla licznych biesiadników (to sami mężczyźni) i przykryto bardzo ładnymi obrusami oraz kosztowną zastawą. Znajdują się na nim liczne amfory i drogocenne puchary. Słudzy zaś kręcą się wokół niego, przynosząc półmiski z daniami i nalewając wino. Pośrodku czworokąta nie ma nikogo. Widzę bardzo piękną posadzkę, w której odbija się światło lampy oliwnej. Za to na zewnątrz znajdują się liczne łoża biesiadne, wszystkie zajęte przez ucztujących.
Mam wrażenie, że znajduję się w mrocznym rogu, w głębi sali, blisko drzwi szeroko otwartych na zewnątrz. Równocześnie wejście zasłania ciężkie sukno lub dywan zwisający z odrzwi.
W miejscu najbardziej oddalonym od drzwi znajduje się pan domu wraz ze znaczącymi zaproszonymi. To mężczyzna starszy, odziany w białą obszerną tunikę, ściśniętą w talii haftowanym pasem. Cała szata, także przy szyi i mankietach, ma haftowane pasy. Wykonane są w taki sposób, jakby to były wyhaftowane wstęgi lub galony, jeśli ktoś tak to woli nazwać. Twarz tego starszego mężczyzny nie podoba mi się. To twarz złośliwa, zimna, pyszna i chciwa. Po przeciwnej stronie, naprzeciw niego, znajduje się mój Jezus. Widzę Go z boku, a właściwie nawet z tyłu. Ma Swą zwykłą białą szatę, sandały, włosy o zwyczajnej długości, przedzielone z przodu przedziałkiem.
Zauważam, że zarówno On jak i wszyscy biesiadnicy nie leżą prostopadle do stołu – sądziłam, że tak leży się na łożach biesiadnych – lecz równolegle. W wizji wesela w Kanie nie zwróciłam na ten szczegół większej uwagi. Widziałam, że jedzono opierając się na lewym łokciu, ale wydawało mi się, że nie leżeli, bo łoża nie były tak zbytkowne i o wiele krótsze. Te to prawdziwe łoża, podobne do współczesnych tureckich kanap.
Jezus ma za sąsiada Jana i ponieważ opiera się lewym łokciem (jak wszyscy), dlatego uczeń znajduje się unieruchomiony pomiędzy stołem, a ciałem Jezusa. Jego lewy łokieć znajduje się na wysokości pachwiny Nauczyciela, tak że Mu nie przeszkadza w jedzeniu. Może też oprzeć się o Jego pierś, gdyby chciał.
Nie ma niewiast. Wszyscy mówią, a pan domu zwraca się od czasu do czasu do Jezusa z poufałością pełną ostentacji i z widoczną wyższością. Jest oczywiste, że chce pokazać Jezusowi, a także pozostałym obecnym, że uczynił Mu wielki zaszczyt zapraszając Go do swego bogatego domu – Jego, biednego proroka, którego osądza się też jako nieco egzaltowanego...
Widzę, że Jezus odpowiada grzecznie, spokojnie. Uśmiecha się lekko jak zwykle do tych, którzy Mu zadają pytania; Jego uśmiech staje się natomiast promienny, jeśli tym, który pyta albo nawet tylko patrzy, jest Jan.
Widzę, jak podnosi się kosztowne sukno okrywające otwór drzwiowy, i wchodzi niewiasta – młoda, przepiękna, bogato odziana i starannie uczesana. Ma bardzo gęste jasne włosy, które tworzą na jej głowie prawdziwą ozdobę z kosmyków uczesanych artystycznie. Wygląda jakby nosiła złoty kask, cały rzeźbiony, tak bardzo fryzura jest błyszcząca i gęsta. Ma na sobie szatę, którą określiłabym jako bardzo ekscentryczną i skomplikowaną, jeśli porównam ją z suknią, którą zawsze widywałam u Dziewicy Maryi. Sprzączki na ramionach, klejnoty dla podtrzymania marszczeń, na piersiach złote łańcuszki, aby je uwydatnić, pas ze złotymi guzami i drogocennymi kamieniami... Szata prowokująca, która ukazuje linie jej przepięknego ciała. Na głowie ma welon tak delikatny, że... niczego nie zakrywa. Stanowi tylko ozdobę i nic więcej. Na nogach ma kosztowne sandały ze złotymi ozdobami – sandały z czerwonej skóry, splecione w kostkach.
Wszyscy z wyjątkiem Jezusa odwracają się, żeby na nią spojrzeć. Jan obserwuje ją przez chwilę, potem odwraca się do Jezusa. Inni wpatrują się w nią bacznie i pożądliwie. Jest to wyraźne i niestosowne. Niewiasta jednak nie patrzy na nich wcale i nie zważa na szept – jaki się podnosi od chwili, gdy weszła – ani na mrugnięcia oczyma wszystkich biesiadników z wyjątkiem Jezusa i ucznia. Jezus zachowuje się, jakby niczego nie zauważył: nadal mówi do pana domu, kończąc rozmowę, jaką z nim rozpoczął.
Niewiasta idzie w stronę Jezusa i klęka u stóp Nauczyciela. Stawia na ziemi małą wazę w kształcie amfory, bardzo wybrzuszonej. Zdejmuje z głowy welon, odpinając kosztowną spinkę, która go mocowała do włosów. Zdejmuje pierścienie z palców i kładzie wszystko na łożu, przy stopach Jezusa. Potem ujmuje w swe ręce Jego stopy – najpierw prawą, potem lewą – i zdejmuje Mu sandały. Stawia je na posadzce, potem szlochając całuje Mu stopy i opiera o nie czoło. Głaszcze, a jej łzy spadają jak deszcz, błyszczą w świetle lampy i zwilżają te kochane stopy.
Jezus lekko, nieznacznie odwraca głowę i Jego lazurowe spojrzenie pada przez chwilę na pochyloną głowę. To spojrzenie, które udziela rozgrzeszenia. Potem ponownie patrzy na środek [sali]. Nie przeszkadza kobiecie płakać. Inni jednak – nie. Żartują między sobą, mrugają do siebie, szydzą. A faryzeusz siada na chwilę, aby lepiej widzieć. Jego wzrok wyraża pragnienie, gniew, ironię. Pożąda tej kobiety, jego uczucie jest jawne. Z drugiej strony jest rozgniewany, że weszła tak swobodnie, a to mogłoby innym nasunąć myśl, że kobieta... jest bywalcem tego domu. I wreszcie ironiczne spojrzenie przeznaczone jest dla Jezusa...
Niewiasta na nic nie zważa. Nadal wylewa obfite łzy, bez krzyku. Jedynie wielkie łzy i rzadki szloch... Wreszcie rozplata włosy, wyjmując złote spinki, które podtrzymywały na miejscu jej skomplikowane uczesanie, i także te spinki kładzie obok pierścieni i wielkiej zapinki do podtrzymywania welonu. Złote włosy rozsypują się na ramiona. Bierze je dwiema rękami, przekłada do przodu i ociera nimi mokre stopy Jezusa, aż stają się suche. Potem zanurza palce w wazie i wyjmuje z niego balsam lekko żółty i bardzo pachnący. Woń przypominająca lilie i tuberozy rozchodzi się po sali. Niewiasta wyjmuje olejek szczodrze. Nakłada, rozciera, całuje i głaszcze.
Jezus od czasu do czasu patrzy na nią z pełną miłości litością. Jan, który odwrócił się zaskoczony, słysząc szloch, nie potrafi oderwać wzroku od Jezusa i niewiasty. Patrzy to na Niego, to na nią.
Twarz faryzeusza staje się coraz bardziej odpychająca. Tu słyszę słowa znane z Ewangelii... a słyszę je wypowiadane takim tonem i towarzyszy im takie spojrzenie, że głowa starego zawziętego faryzeusza pochyla się.
Słyszę słowa odpuszczenia grzechów skierowane do niewiasty, która odchodzi, zostawiając klejnoty u stóp Jezusa. Welonem okryła rozplecione włosy, związując jak najlepiej. Jezus – wypowiadając słowa “Idź w pokoju” – kładzie jej z wielką słodyczą na chwilę ręce na pochylonej głowie.