Ewangelia według św. Mateusza |
Ewangelia według św. Marka |
Ewangelia według św. Łukasza |
Ewangelia według św. Jana |
Maria Valtorta |
Księga III - Drugi rok życia publicznego |
– POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA – |
74. W JUTCIE. KAZANIE W DOMU IZAAKA
Napisane 8 lipca 1945. A, 5594-5604.
Cała Jutta przybiegła, by otoczyć Jezusa. Mieszkańcy mają polne kwiaty ze zboczy górskich, niosą pierwociny upraw. Oprócz tego – uśmiechy dzieci i błogosławieństwa mieszkańców. I zanim jeszcze Jezus mógł postawić nogę w wiosce, już otaczają Go ci, którzy – powiadomieni przez Judasza z Kariotu i przez Jana, wysłanych wcześniej – przybiegli z tym, co najlepszego znaleźli, aby uczcić Zbawiciela, a przede wszystkim ze swoją miłością.
Jezus błogosławi gestem i słowem dorosłych i dzieci. Wszyscy gromadzą się przy Nim, całując Jego szaty i ręce, kładąc Mu w ramiona dzieci, aby je pobłogosławił pocałunkiem. Pierwsza czyni to Sara, podając Mu swego cudownego dziesięciomiesięcznego amorka, którym jest teraz mały Jezus.
Ich miłość utrudnia marsz, tak jest gwałtowna. Unosi jak fala. Sądzę, że Jezusa niesie do przodu bardziej ta fala niż Jego własne stopy. Zapewne Jego Serce unosi się w górę w jasność nieba z powodu radości, którą sprawia Mu ta miłość. Ma oblicze jaśniejące jak w chwilach największej radości Boga-Człowieka. Nie jest to ani potężne oblicze o przenikliwym spojrzeniu godzin cudu, ani oblicze pełne majestatu, gdy ujawnia Swą stałą jedność z Ojcem, ani też oblicze surowe, gdy gani grzech. Wtedy jaśnieje odmiennym światłem. To obecne jest światłem godzin wytchnienia całego Jego ja, atakowanego zewsząd – zmuszanego do stałego czuwania nad każdym najmniejszym Swoim gestem lub słowem – lub kogoś innego, omotanego wszelkimi zasadzkami świata, które jak złośliwa pajęczyna, zarzucają szatańskie sieci na Boskiego Motyla: Boga-Człowieka. Usiłują one powstrzymać Jego lot i uwięzić Jego ducha, aby nie zbawił świata. [Usiłują] uciszyć Jego słowo, ażeby przez pouczenie nie rozpraszało najwyższych i zawinionych form niewiedzy ziemi. [Próbują] związać Mu ręce – Jego ręce Wiecznego Kapłana – aby nie uświęcały ludzi zdeprawowanych przez demona i ciało. [Próbują] zawiązać Mu oczy, aby doskonałość Jego spojrzenia – które jest magnesem, przebaczeniem, miłością i czarem pokonującym wszelki opór, nie będący doskonałym oporem szatańskim – nie przyciągnęło do Niego serc.
O, czyż nie tak postępują zawsze wobec Chrystusa Jego nieprzyjaciele? Wciąż błędna Nauka i Herezja, nadal Nienawiść i Zazdrość, ciągle nieprzyjaciele Ludzkości, którzy z niej wyrośli jak zatrute gałęzie z dobrej rośliny... Czyż nie czynią oni tego wszystkiego, aby Ludzkość umarła?... Ci, którzy nienawidzą jej bardziej niż Chrystusa. Nienawidzą ją bowiem aktywnie, pozbawiając radości, dechrystianizując, podczas gdy Jezusowi nie potrafią odebrać niczego, gdyż On jest Bogiem, a oni – prochem? Tak, czynią to. Ale Chrystus chroni się w sercach wiernych i z nich patrzy, z nich mówi, z nich błogosławi Ludzkość, a następnie... następnie oddaje się tym sercom a one... dotykają Nieba przez swe szczęście. Choć pozostają tu, to jednak płoną aż do doznania cudownego zawrotu wszystkiego co jest ich bytem: w zmysłach i w organach, w uczuciach i w umyśle, w duchu wreszcie... Łzy i uśmiechy, jęki i śpiew, wyczerpanie, a nawet pośpiech życia są naszymi towarzyszami, a nawet bardziej niż towarzyszami: są samym naszym bytem. Jak kości są w ciele, żyły i nerwy pod skórą i wszystko tworzy jednego człowieka, tak też rzeczy te rozpalone, zrodzone – gdyż Jezus się nam dał – są w nas, w naszej biednej naturze ludzkiej. Czymże jesteśmy w tych chwilach, które nie mogą trwać wiecznie, bo gdyby trwały dłużej niż tylko chwile, umarlibyśmy spaleni i rozdarci? Nie jesteśmy już ludźmi. Nie jesteśmy już zwierzętami obdarzonymi rozumem, żyjącymi na ziemi. Jesteśmy, jesteśmy... o Panie, pozwól, że to powiem jeden raz, nie z pychy, lecz aby opiewać Twoją chwałę, bo Twoje spojrzenie pali mnie i doprowadza mnie do szaleństwa... Jesteśmy serafinami. I dziwię się, że z nas nie wychodzi żar i płomienie, odczuwalne dla osób i dla materii, tak jak się dzieje, kiedy ukazują się potępieni. Skoro płomień piekielny naprawdę jest taki, że sam jego odblask emanujący z potępionego może zapalić drewno i stopić metale, to czymże jest Twój płomień, o Boże, który pod każdym względem jesteś nieskończony i doskonały?
Nie umiera się od tej gorączki, to nie ona nas spala. To nie gorączka chorób ciała nas pochłania. Ty jesteś naszą gorączką, Miłości! I od niej się płonie, umiera, spala, od niej się rozrywają włókna serca, które nie potrafi się oprzeć czemuś tak wielkiemu. Źle się wyraziłam, bo miłość jest szaleństwem... Miłość jest wodospadem, który zrywa zapory i zstępuje, obalając wszystko, co nim nie jest. Miłość jest natłokiem odczuć w umyśle, całkowicie prawdziwych, całkowicie obecnych, ale nie potrafi ich zapisać ręka, tak szybki jest umysł w tłumaczeniu na myśli odczucia, którego doznaje serce. Nie jest prawdą, że się umiera. Żyje się... Prawdziwym życiem, dziesięciokrotnie bardziej intensywnym... Życiem podwójnym, żyjąc jako ludzie i jako błogosławieni: życiem ziemi i życiem Nieba. Zbliżamy się i przekraczamy – o jestem tego pewna – życie bez skaz, bez pomniejszeń ani ograniczeń, które Ty, Ojcze, Synu i Duchu Święty, Ty, Boże Stwórco, Jedyny w Trójcy, dałeś Adamowi, jako zapowiedź życia [które miało nastąpić] po wstąpieniu do Ciebie, żeby radować się w Niebie po spokojnym przejściu przez Raj Ziemski do Niebieskiego, po wędrówce w pełnych miłości ramionach aniołów – tak jak był słodki sen i uniesienie Maryi do Nieba – aby przybyć do Ciebie, do Ciebie, do Ciebie!
Żyje się prawdziwym Życiem. A potem odnajdujemy się znowu tutaj i – jak ja to robię teraz – jesteśmy zdumieni, zawstydzeni, że powędrowaliśmy tak daleko. I mówimy: “Panie, nie jestem godzien czegoś tak wielkiego. Wybacz, Panie!” I bijemy się w piersi z obawy, że wpadliśmy w pychę. Pozwalamy, by opadła jeszcze bardziej gęsta zasłona na tę wspaniałość, która – jeśli nie płonie nadal z jeszcze pełniejszym żarem, z litości dla naszych ograniczeń – zbiera się jednak w naszym sercu, gotowym rozpalić się mocniej w nowej chwili szczęśliwości, chcianej przez Boga. Zstępuje zasłona na sanktuarium, w którym Bóg rozpala Swe ognie, Swe światła, Swe miłości... i wyczerpani, a jednak nabrawszy sił, kontynuujemy marsz... upojeni winem silnym i słodkim, które nie przytępia rozumu, lecz nie pozwala odwrócić oczu ani myśli ku czemuś, co nie jest Panem. Ty, mój Jezu, ogniwo, które łączy naszą nędzę z Boskością, środek naszego odkupienia z naszej winy, Twórca szczęśliwości naszej duszy, Ty – Syn, który Swymi poranionymi rękami wkładasz nasze dłonie w duchowe ręce Ojca i Ducha, abyśmy i my byli w Was, teraz i na wieki. Amen.
Dokąd to podążyłam [myślami], gdy Jezus palił Swym wzrokiem miłości mnie i mieszkańców Jutty? Zauważył ojciec, że już wcale się nie odzywam lub bardzo rzadko mówię o sobie. Ileż rzeczy mogłabym powiedzieć! Zobowiązuje mnie jednak do zamilknięcia zmęczenie i słabość fizyczna – która mnie ogarnia natychmiast po dyktandach – a także duchowa wstydliwość, coraz większa, ciągle wzrastająca. Jednak dziś... Wzbiłam się zbyt wysoko, a ojciec wie, że powietrze stratosfery sprawia, iż człowiek traci kontrolę... Nie miałam już możliwości kontrolowania się... Poza tym sądzę, że gdybyśmy zawsze milczeli – my, ludzie porwani tym wirem miłości – skończyłoby się to pęknięciem, jak jest z nabojami czy też z piecami zbyt przegrzanymi, a zamkniętymi.
Niech mi to ojciec wybaczy, a teraz dalej...
Jezus wchodzi do Jutty. Prowadzą Go na plac targowy, a stąd do biednego domku, w którym Izaak cierpiał przez trzydzieści lat.
Wyjaśniają Mu:
«Tu przychodzimy, żeby mówić o Tobie i aby modlić się jak w najprawdziwszej synagodze. Bo tu zaczęliśmy Cię poznawać i tu modlitwy świętego przypominały nam Ciebie. Wejdź. Zobacz, jak tu urządziliśmy.»
Mały domek jeszcze przed rokiem składał się z trzech skromnych izb: z pierwszej, w której chory Izaak żebrał, drugiej – spiżarni i trzeciej – kuchni wychodzącej na podwórko. [Obecnie] stanowią jedno pomieszczenie. Są tu ławy dla gromadzących się. Na podwórzu, w małej rupieciarni, złożono nieliczne przedmioty Izaaka, niemal jak relikwie. Szacunek mieszkańców Jutty uczynił podwórko mniej przygnębiającym. Posadzono tam pnące rośliny, które teraz okrywają kwiatami prymitywny płot i tworzą początek sklepienia. [Powstaje ono] z roślin przyczepionych do sznurów, rozciągniętych w formie sieci nad podwórzem, na wysokości niskiego dachu.
Jezus chwali ich i mówi:
«Tu możemy się zatrzymać. Proszę was tylko o udzielenie gościny kobietom i dziecku.»
«O, nasz Nauczycielu! Nigdy tak się nie stanie! Przyjdziemy tu z Tobą i będziesz do nas przemawiać, ale Ty i Twoi [uczniowie] jesteście naszymi gośćmi. Udziel nam błogosławieństwa goszczenia Ciebie i sług Bożych. Żałujemy tylko, że nie ma takiej samej ilości domów...»
Jezus zgadza się i wychodzi z domku [Izaaka], idąc do domu Sary, która nie ustępuje nikomu prawa do ugoszczenia posiłkiem Jezusa i Jego [uczniów]...
...Jezus przemawia w domu Izaaka. Ludzie tłoczą się w izbie i na podwórku. Zgromadzili się licznie także na placu. Jezus, aby wszyscy Go słyszeli, staje pośrodku izby, tak że Jego głos dochodzi na podwórko i na plac. Chyba mówi na temat jakiejś poruszonej wcześniej w pytaniu sprawy lub wydarzenia.
«Nie miejcie co do tego wątpliwości. Jak mówi Jeremiasz: oni poznają w swoim doświadczeniu, jak bolesne i gorzkie jest porzucenie Pana. Nie ma ługu sodowego ani drzewnego, przyjaciele, który mógłby doprowadzić do obmycia śladu niektórych przestępstw. Nawet ogień piekielny nie niszczy tego znaku. Jest nie do usunięcia.
Także tutaj trzeba uznać słuszność słów Jeremiasza. Naprawdę nasi wielcy Izraela są podobni do dzikich osłów, o których mówi Prorok. Przyzwyczajeni są do pustyni w swoim sercu... Bo wierzcie, dopóki ktoś jest z Bogiem – nawet jeśli jest ubogi jak Hiob, nawet osamotniony czy nagi – nie jest nigdy sam, nie jest nigdy biedny, nie jest nigdy ogołocony, nie jest nigdy pustynią. Jednak tamci usunęli Boga ze swych serc i dlatego znajdują się na wyjałowionej pustyni. Jak dzikie oślice węszą w powiewie wiatru samców, które tu – w naszym wypadku, [w odniesieniu] do ich pożądania – noszą imię władzy, pieniądza a także rozpusty prawdziwej i właściwej. Za tym zapachem idą aż od popełnienia zbrodni. Tak. Idą za nim i za nim pójdą. Nie wiedzą, że to nie nogi mają odsłonięte, lecz serce, które wystawione jest na strzały Boga. On pomści ich zbrodnię. Jakże wtedy będą zawstydzeni królowie, książęta, kapłani, uczeni w Piśmie, którzy naprawdę powiedzieli i mówią temu, co jest niczym lub gorzej – grzechem: “Ty jesteś dla mnie ojcem. Ty mnie zrodziłeś”!
Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, że Mojżesz roztrzaskał w gniewie Tablice Prawa, widząc lud oddany bałwochwalstwu, a potem wszedł ponownie na górę, modlił się, adorował i otrzymał. I tak jest od wieków. A nie ustało jeszcze ani nie ustanie, a nawet wzrasta – jak zaczyn złożony w mące – bałwochwalstwo w sercach ludzi. Teraz prawie każdy człowiek ma swego złotego cielca. Ziemia jest gajem bożków, bo każde serce jest ołtarzem, z trudnością [poświęcanym] dla Boga. Kto nie ma jakiejś złej namiętności, posiada inną; kto nie ma jednej pożądliwości, posiada inną, o innym imieniu. Kto nie oddaje się cały złotu, jest cały dla pozycji; kto nie oddaje się cały ciału jest cały dla egoizmu. Ileż ja, które stały się złotymi cielcami, jest adorowanych w sercach! Dlatego nadejdzie dzień, gdy uderzeni zawołają do Pana i usłyszą odpowiedź: “Zwróć się do twoich bogów. Ja ciebie nie znam”. Ja ciebie nie znam! To straszne słowo, jeśli wypowiada je Bóg do człowieka. Bóg stworzył cały rodzaj ludzki i zna każdego pojedynczego człowieka. Jeśli zatem mówi: “Ja ciebie nie znam”, to oznacza, że wymazał tego człowieka z pamięci potęgą Swojej woli. Ja ciebie nie znam! Czyżby zbyt surowy był Bóg w Swym wyroku? Nie. Przecież to człowiek krzyczał do Niego: “Ja Ciebie nie znam!”, więc i Niebo odpowiedziało człowiekowi: “Ja ciebie nie znam”. Wiernie, jak echo... Zastanówcie się: człowiek jest zobowiązany do poznania Boga z powodu długu wdzięczności i dla uszanowania własnego rozumu.
Z powodu wdzięczności. Bóg stworzył człowieka, dając mu wspaniały dar życia i udzielając mu najwspanialszego daru Łaski. Kiedy człowiek utracił ją z własnej winy, usłyszał wielką obietnicę: “Ja ci przywrócę Łaskę”. To Bóg, znieważony, mówi w ten sposób do obrażającego, jakby On, Bóg, był winowajcą zobowiązanym do naprawienia. I Bóg podtrzymuje obietnicę. Oto Ja jestem tutaj, aby przywrócić Łaskę człowiekowi. Bóg nie ogranicza się do dania tego, co nadprzyrodzone, ale skłania Swą Istotę Duchową do zatroszczenia się o uciążliwe potrzeby ciała i krwi człowieka. Daje więc ciepło słońca, przynosi ulgę przez wodę, udziela zbóż i zwierząt wszelkiego rodzaju. I tak człowiek ma od Boga wszystkie środki do życia. On jest Dobroczyńcą. Trzeba więc być Mu wdzięcznym i okazywać to przez wysiłek poznawania Go.
Ze względu na szacunek wobec swego rozumu. Człowiek upośledzony umysłowo, niedorozwinięty, nie jest wdzięczny temu, kto się o niego troszczy, bo nie rozumie właściwie wartości tej troski. Wobec osoby, która go myje i karmi, prowadzi lub kładzie na posłanie, czuwa, żeby nie przydarzyło mu się coś złego, żywi nienawiść, bo – okrutny z powodu swej dolegliwości – myli pielęgnację z dręczeniem. Człowiek, który uchybia wobec Boga, jest kimś, kto hańbi samego siebie, bo jest wyposażony w rozum. Tylko upośledzeni i szaleni nie radzą sobie z odróżnieniem ojca od obcego, dobroczyńcy od nieprzyjaciela. Człowiek rozumny zna swego ojca i dobroczyńcę. Znajduje radość w coraz lepszym poznawaniu go oraz rzeczy, których nie zna, bo wydarzyły się przed jego narodzeniem. Lubi poznawać to, czym obdarzył go ojciec lub dobroczyńca. Tak trzeba postępować także wobec Pana i okazywać, że jest się kimś inteligentnym, a nie bezrozumnym. Ale zbyt wielu w Izraelu przypomina szaleńców, którzy nie rozpoznają ani ojca, ani dobroczyńcy.
Jeremiasz zadaje sobie pytanie: “Czy może dziewica zapomnieć o swych klejnotach, a oblubienica o swoich przepaskach?” O, tak! Izrael składa się z tych głupich panien, z tych bezwstydnych żon, które zapomniały o swoich ozdobach i uczciwych przepaskach, nakładając na siebie świecidełka nierządnicy. To coraz częściej spotyka się w klasach, które powinny być nauczycielami dla ludu. I nagana Boża kieruje się do nich wraz z gniewem i Bożym płaczem: “Dlaczego usiłujesz ukazać szlachetność swego działania, aby znaleźć miłość, ty, który nauczasz tylko zepsucia i twego sposobu postępowania, a na połach szaty masz krew ubogich i niewinnych?”
Przyjaciele, oddalenie jest dobrem i złem. Być bardzo daleko od miejsc, gdzie mówię z łatwością, jest złem, bo przeszkadza wam słuchać słów Życia. Nad tym ubolewacie. To prawda. Ale jest też dobrem. Trzyma was bowiem daleko od miejsc, gdzie fermentuje grzech, gdzie wrze zepsucie i syczy podstęp, gdzie serca wzbudzają podejrzenia i kłamstwa pod Moim adresem, aby oddziaływać na Mnie, przeszkadzając Mi w Moich dziełach. Ja wolę, abyście byli daleko od zepsutych. Zatroszczę się o waszą formację. Widzicie, że już Bóg zadbał o to, abyśmy się poznali, a dzięki temu pokochali. Nim się ujrzeliśmy, już Mnie znaliście. Izaak stał się dla was [Moim] głosicielem. Poślę wam wielu Izaaków, głoszących wam Moje słowa. A wiedzcie też, iż Bóg może mówić wszędzie Sam na sam z duchem człowieka i wychowywać go w Swej nauce.
Nie obawiajcie się, że gdy zostaniecie sami, możecie popaść w błędy. Nie. Jeśli nie będziecie chcieli, nie staniecie się niewierni Panu i Jego Chrystusowi. Zresztą, niech wie ten, kto naprawdę nie potrafi pozostawać daleko od Mesjasza, że On otwiera przed nim serce i ramiona i mówi mu: “Przyjdź!”. Niech więc przyjdą ci, którzy pragną przyjść. Niech pozostaną ci, którzy chcą pozostać. Ale niech jedni i drudzy przepowiadają Chrystusa uczciwym życiem. Głoście Go przeciwko nieuczciwości, która gnieździ się w zbyt wielu sercach. Przepowiadajcie Go wobec lekkomyślności niezliczonych, którzy nie potrafią wytrwać w wierności i zapominają o swoich ozdobach i przepaskach dla duszy, wezwanej na zaślubiny Chrystusa. Powiedzieliście Mi, uszczęśliwieni: “Odkąd tu przyszedłeś, nie ma chorych ani umarłych. Twoje błogosławieństwo nas strzegło.” Tak, zbawienie to wielka rzecz. Ale pozwólcie, aby Moje przyjście uczyniło was wszystkich zdrowymi duchowo, zawsze i pod każdym względem. Dlatego błogosławię was i daję Mój pokój wam, waszym dzieciom, polom, domom, plonom, trzodom, sadom. Posługujcie się nimi w sposób święty, nie żyjąc dla tego wszystkiego, lecz dzięki temu wszystkiemu. Dajcie to, co zdobywacie, człowiekowi, który jest tego pozbawiony. Otrzymacie w ten sposób utrzęsioną miarę błogosławieństw Ojca i miejsce w Niebie. Idźcie. Ja pozostanę, żeby się modlić...»