Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga III - Drugi rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA    –

61. AGLAE U NAUCZYCIELA

[por. Mt 26,6-16]

Napisane 25 czerwca 1945. A, 5443-5452

Jezus wchodzi sam do domu Zeloty. Po bardzo upalnym słonecznym dniu zapada cichy i pogodny zmierzch. Jezus ukazuje się w drzwiach kuchni. Pozdrawia. Potem wchodzi po schodach i rozmyśla w przygotowanej już do wieczerzy izbie, która [mieści się] na najwyższym poziomie. Pan nie wydaje się radosny. Często wzdycha i chodzi tam i z powrotem po pomieszczeniu. Od czasu do czasu spogląda na wieś, widoczną przez liczne drzwi wielkiego pomieszczenia, tworzącego sześcian nad parterem. Wychodzi także pospacerować po tarasie wokół domu. Zatrzymuje się z tyłu, aby popatrzeć na uprzejmego Jana z Endor, który czerpie wodę ze studni, aby ją zanieść bardzo zapracowanej Salome. Patrzy, potrząsa głową, wzdycha. Moc Jego spojrzenia przyciąga Jana, który odwraca się, patrzy i pyta:

«Potrzebujesz mnie, Nauczycielu?»

«Nie, patrzyłem tylko na ciebie.»

«Jan jest dobry – mówi Salome. – Pomaga mi.»

«Za tę pomoc także Bóg go wynagrodzi.»

Jezus po tych słowach wchodzi do izby i siada. Jest tak pogrążony [w myślach], że nie zauważa szmeru licznych głosów i hałasu wielu kroków w korytarzu przy wejściu, a potem dwojga stóp, które lekko wspinają się po zewnętrznych schodach i podchodzą do pomieszczenia. Dopiero gdy Maryja Go woła, podnosi głowę.

«Synu, Zuzanna przybyła do Jerozolimy z rodziną i zaraz przyprowadziła Mi Aglae. Czy zechcesz jej wysłuchać, gdy jeszcze jesteśmy sami?»

«Tak, Matko, zaraz. I niech nikt nie wchodzi przed zakończeniem tej rozmowy. Mam nadzieję, że stanie się to przed powrotem innych. Proszę Cię, abyś czuwała nad tym, by nie było niedyskretnych ciekawskich... żadnych... a szczególnie Judasza, syna Szymona.»

«Będę troskliwie nad tym czuwać...»

Maryja wychodzi. Wraca po chwili, trzymając Aglae za rękę. Ona nie ma już na sobie, jak wcześniej, szarego płaszcza ani welonu, który opadał jej na twarz, ani sandałów wysokich i wymyślnych, ze sprzączkami i paskami. Jest całkiem podobna do kobiet tego kraju. Sandały ma płaskie i niskie, bardzo proste – jak te, [które nosi] Maryja. Jej szata jest ciemnoniebieska. Na niej upięty ma płaszcz. Nosi biały welon jak Izraelitki z ludu, to znaczy ułożony na głowie [w taki sposób, że] rąbek opada na ramiona, a twarz jest zakryta tylko częściowo. Przed rozpoznaniem ustrzegło Aglae to, że jej ubiór przypominał szaty bardzo wielu innych niewiast, oraz fakt, że znajdowała się w grupie Galilejczyków.

Wchodzi z pochyloną głową, rumieniąc się coraz mocniej przy każdym kroku. Sądzę, że gdyby Maryja nie popchnęła jej w kierunku Jezusa, klęczałaby cały czas na progu.

«Oto, Synu, ta, która szuka Cię od dawna. Wysłuchaj jej» – mówi Maryja, kiedy [Aglae] znajduje się już blisko Jezusa. Spuszcza zasłony na otwarte drzwi i zamyka te, które są najbliżej schodów.

Aglae zdejmuje małą torbę, którą niosła na plecach, a potem klęka u stóp Jezusa i zalewa się łzami. Pochyla się aż do ziemi i płacze, z głową na ramionach skrzyżowanych, opartych o podłogę.

«Nie płacz tak. To już nie ten czas. Płakać musiałaś, kiedy żyłaś w nienawiści do Boga. Nie teraz, kiedy Go kochasz i jesteś przez Niego kochana.»

Ale Aglae ciągle płacze...

«Nie wierzysz, że tak jest?»

Pośród szlochania słychać głos:

«Kocham Go, to prawda, jak umiem, jak potrafię... Ale chociaż wiem i wierzę, że Bóg jest Dobrocią, nie potrafię ośmielić się ufać w Jego miłość do mnie. Zbyt wiele grzeszyłam... Może zdobędę któregoś dnia Jego miłość... Ale muszę jeszcze wiele płakać... Na razie jestem osamotniona w mojej miłości. Jestem sama... Nie jest to jednak pełna rozpaczy samotność lat przeszłych. To samotność napełniona pragnieniem Boga, dlatego nie jest już beznadziejna... Ale tak smutna, tak smutna...»

«Aglae, jakże źle znasz jeszcze Pana! Ta tęsknota za Nim jest dla ciebie dowodem, że Bóg odpowiada na twoją miłość, że jest twoim przyjacielem, że cię wzywa, że cię zaprasza, że pragnie ciebie. Bóg istnieje. Bóg nie potrafi trwać obojętnie wobec tęsknoty stworzenia, bo pragnienie to wzniecił w sercach On sam: Stwórca i Pan wszystkich stworzeń. Rozpalił to pragnienie, gdyż umiłował szczególną miłością duszę, która teraz za Nim tęskni. Pragnienie Boga zawsze poprzedza pragnienie stworzenia. On bowiem jest najdoskonalszy i dlatego Jego miłość jest o wiele bardziej aktywna i płomienna niż miłość stworzenia.»

«Ale jak, jakże Bóg może kochać błoto?»

«Nie próbuj pojąć tego rozumem. Bóg jest bezmiarem miłosierdzia, niepojętym dla ludzkiego umysłu. Ale to, czego rozum ludzki nie potrafi zrozumieć, pojmuje inteligencja miłości, miłość ducha. Ona rozumie i wchodzi pewnie w tajemnicę, którą jest Bóg i w tajemnicę odniesienia duszy do Boga. Wchodzi, mówię ci to. Wchodzi, gdyż Bóg tego chce.»

«O, mój Zbawicielu! A więc naprawdę dostąpiłam przebaczenia? Naprawdę jestem kochana? Mogę w to wierzyć?»

«Czy kiedykolwiek cię okłamałem?»

«O, nie, Panie! Wszystko, co mi powiedziałeś w Hebronie, sprawdziło się. Ocaliłeś mnie – jak powiedziałeś – przez Twoje Imię. Szukałeś mnie, biednej zatraconej duszy. Ty dałeś życie mojej martwej duszy, którą nosiłam w sobie. Powiedziałeś mi, że jeśli będę Cię szukać, znajdę Cię. I to było prawdą. Powiedziałeś, że jesteś wszędzie, gdzie człowiek potrzebuje lekarza i lekarstwa. I wszystko jest prawdą, wszystko, co powiedziałeś Aglae: od słów poranka czerwcowego, aż do tych, które usłyszałam w ‘Pięknej Rzece’...»

«Powinnaś więc wierzyć także w te słowa.»

«Tak, wierzę, wierzę! Ale powiedz mi: ‘Ja ci przebaczam’!»

«Przebaczam ci w imię Boga i Jezusa.»

«Dziękuję... A teraz... Co mam teraz czynić? Powiedz, mój Zbawicielu, co mam czynić, aby osiągnąć Życie Wieczne? Mężczyzna – nawet gdy tylko patrzy na mnie – już się psuje... Nie mogę żyć w strachu, że zostanę odkryta i osaczona... W czasie tej podróży drżałam przy każdym spojrzeniu mężczyzny. Nie chcę już grzeszyć ani skłaniać do grzechu. Pokaż mi, jak mam żyć. Cokolwiek to będzie, pójdę za tym. Widzisz, że jestem mocna nawet w niedostatkach... I nawet jeśli z powodu wielkiej biedy umrę, nie boję się tego. Nazwę śmierć ‘przyjaciółką moją’, bo mnie wyrwie z niebezpieczeństw ziemi – i to na zawsze. Powiedz, mój Zbawicielu.»

«Idź na miejsce pustynne.»

«Gdzie, Panie?»

«Gdzie chcesz. Gdzie cię poprowadzi twój duch.»

«Czy jednak będzie do tego zdolny mój duch, zaledwie uformowany?»

«Tak, ponieważ Bóg cię prowadzi.»

«A kto mi będzie mówił jeszcze o Bogu?»

«Twoja wskrzeszona dusza, na razie...»

«Czy już nigdy Cię nie zobaczę?»

«Nigdy więcej na ziemi. Ale wkrótce odkupię cię ze wszystkiego i wtedy przyjdę do twojego ducha, aby przygotować cię do wstąpienia do Boga.»

«Jak się dokona moje pełne odkupienie, skoro już Cię nie zobaczę? Jak mi je dasz?»

«Umierając za wszystkich grzeszników.»

«O, nie! Ty umrzesz!?»

«Aby dać wam Życie, muszę przyjąć śmierć. Przyszedłem po to w szacie ludzkiej. Nie płacz... Wkrótce przyjdziesz tam, gdzie Ja będę – po ofierze Mojej i twojej.»

«Mój Panie! Może chociaż umrę dla Ciebie?»

«Tak. Ale w inny sposób. Umierać będzie godzina po godzinie twoje ciało z powodu pragnienia twojej woli. Już prawie przez rok umiera. Kiedy już całe umrze, zawołam cię.»

«Czy będę mieć siłę zniszczyć moje występne ciało?»

«Tam, gdzie się znajdziesz, szatan zacznie napadać na ciebie z wściekłą gwałtownością w miarę jak będziesz coraz bardziej należeć do Nieba. W samotności jednak znajdziesz Mojego apostoła. Był on najpierw grzesznikiem, potem został ocalony.»

«A więc nie tego błogosławionego, który mi mówił o Tobie? Jest zbyt szlachetny, żeby mógł być kiedykolwiek grzesznikiem.»

«Nie tego. Innego. Przyjdzie do ciebie we właściwym czasie. Powie ci to, czego jeszcze nie możesz wiedzieć. Idź w pokoju. Błogosławieństwo Boga niech spocznie na tobie.»

Aglae – która ciągle była na kolanach – pochyla się, całując stopy Pana. Nie ośmiela się na nic więcej. Potem chwyta torbę, przewraca ją do góry dnem. Wypadają z niej proste szaty, mały brzęczący woreczek i pojemniczek z delikatnego różowego alabastru.

Aglae wkłada z powrotem ubrania, podnosi woreczek i mówi:

«To dla Twoich biednych. Reszta moich klejnotów. Zostawiłam tylko pieniądze na jedzenie, na czas podróży... bo – nawet gdybyś tego nie powiedział – udałabym się na jakieś oddalone miejsce. To jest dla Ciebie. Mniej słodkie niż zapach Twojej świętości. Ale nic lepszego nie mogę dać na ziemi. A mnie służyło do najgorszego... Proszę. Oby Bóg mi pozwolił pachnieć przynajmniej jak to, w Twojej obecności w Niebie.»

Usuwa korek amforki, wylewając jej zawartość na ziemię. Intensywny różany zapach wydobywa się falami z posadzki, w którą wsiąka cenny olejek. Aglae bierze z powrotem pustą amforkę.

«To na pamiątkę tej godziny» – mówi.

Potem pochyla się znowu, aby ucałować stopy Jezusa. Wstaje, wycofuje się, wychodzi, zamyka drzwi... Słychać jej kroki. Odchodzi w stronę schodów. Słychać jej głos. Zamienia kilka słów z Maryją... a potem – odgłos sandałów na stopniach. Potem już nic więcej.

Po Aglae zostaje jedynie woreczek u stóp Jezusa i przenikliwy zapach unoszący się w izbie. Jezus wstaje... bierze woreczek i wkłada w zanadrze. Idzie ku drzwiom wychodzącym na drogę. Uśmiecha się na widok niewiasty, która w płaszczu Izraelitki oddala się samotnie ku Betlejem. Czyni gest błogosławieństwa i potem udaje się na taras, wołając:

«Mamo!»

Maryja szybko wchodzi po schodach:

«Uszczęśliwiłeś ją, Synu. Odeszła umocniona i uspokojona.»

«Tak, Matko. Gdy powróci Andrzej, przyślij go do Mnie przed wszystkimi.»

Po chwili słychać głosy powracających apostołów...

Przybiega Andrzej:

«Nauczycielu, pytałeś o mnie?»

«Tak. Chodź tutaj. Niech nikt się o tym nie dowie, ale to słuszne, bym ci o tym powiedział. Andrzeju, dziękuję, w imieniu Pana i pewnej duszy.»

«Dziękujesz? Za co?»

«Nie czujesz tego zapachu? To wspomnienie po ukrytej pod woalem niewieście. Przyszła. Jest ocalona.»

Andrzej czerwieni się, upada na kolana i nie znajduje ani jednego słowa... Na koniec mówi:

«Teraz się cieszę. Niech Pan będzie błogosławiony!»

«Tak. Wstań. Nie mów innym, że przyszła.»

«Będę milczał, Panie.»

«Idź. Czy Judasz, syn Szymona, jest tutaj jeszcze?»

«Tak. Towarzyszył nam... mówiąc... wiele kłamstw. Dlaczego on tak postępuje, Panie?»

«Bo jest rozpieszczonym chłopcem. Powiedz Mi prawdę: kłóciliście się?»

«Nie. Mój brat jest zbyt szczęśliwy ze swoim dzieckiem, aby mieć na to ochotę, a inni... wiesz... są bardziej rozważni. Z pewnością jednak wszyscy czują w sercach niesmak. [Judasz] po wieczerzy odchodzi... do innych przyjaciół, jak mówi... Och, on gardzi prostytutkami!...»

«Bądź dobry, Andrzeju. Ty także powinieneś być szczęśliwy dziś wieczorem...»

«Tak, Nauczycielu. Ja też mam swoje niewidzialne, lecz słodkie ojcostwo. Odchodzę.»

Mija jedna chwila. Wchodzą apostołowie z dzieckiem i Janem z Endor. Za nimi idą niewiasty, niosące półmiski i światła. Jako ostatni przybywa Łazarz z Szymonem. Kiedy tylko wchodzą do izby, wołają:

«A więc ten zapach stąd pochodzi?!»

I wdychają powietrze przeniknięte różanym olejkiem, nasycone nim pomimo drzwi szeroko otwartych.

«Któż to napełnił tę izbę taką wonnością? Może Marta?» – pyta wielu.

«Moja siostra przez cały dzień nie opuszczała domu» – odpowiada Łazarz.

«Któż to więc? Jakiś asyryjski satrapa?» – żartuje Piotr.

«Miłość wybawionej» – mówi poważnie Jezus.

«Mogła – darując sobie to bezużyteczne popisywanie się wybawieniem – dać na biednych to, co wylała. Jest ich tak wielu i wiedzą, że im pomagamy. Nie mam już ani jednej monety – mówi Iskariota ogarnięty gniewem. – A musimy kupić baranka, wynająć izbę na posiłek paschalny i...»

«Ależ ja wam wszystko dałem...» – odzywa się Łazarz.

«To jednak nie jest właściwe. Obrzęd traci swe piękno. Prawo mówi: ”Weźmiesz baranka dla siebie i dla swojej rodziny”. Nie mówi: “Przyjmiesz baranka...”»

Bartłomiej odwraca się gwałtownie, otwiera usta, potem je zamyka. Piotr staje się karmazynowy, z trudem bowiem usiłuje zachować milczenie. Zelota jednak – który znajduje się w swoim domu i uważa, że wolno mu coś powiedzieć – odzywa się:

«Wszystko to są subtelności rabinów... Proszę cię, abyś je porzucił, i także o to, abyś zachowywał się z szacunkiem wobec mojego przyjaciela Łazarza.»

«Wspaniale, Szymonie! – Piotr nie mówi, lecz wybucha: – Wspaniale! Wydaje mi się także, że zapomina się o tym, iż tylko Nauczyciel ma prawo nauczać...»

Piotr mówi: “zapomina się”. Czyni przy tym heroiczny wysiłek, aby nie rzec: “Judasz zapomina”.

«To prawda... ale... jestem nerwowy, tak. Wybacz mi, Nauczycielu.»

«Tak. I Ja także ci odpowiem. Wdzięczność to wielka cnota. Jestem wdzięczny Łazarzowi tak samo, jak ta ocalona była Mi wdzięczna. Ja, Przywódca was wszystkich, rozlewam na Łazarza woń Mojego błogosławieństwa. Czynię to również za tych Moich apostołów, którzy nie potrafią tego zrobić. Niewiasta wylała na Moje stopy olejek – z radości, że została ocalona. Rozpoznała Króla i przyszła do Niego przed wieloma innymi, na których Król rozlał więcej miłości niż na nią. Nie zabraniajcie tego czynić, nie krytykujcie jej. Niewiasta ta nie będzie mogła Mi towarzyszyć, gdy będę ogłaszany Królem ani wtedy, gdy będę namaszczany. Ma już swój krzyż na ramionach. Piotrze, powiedziałeś, że może przybył tu asyryjski satrapa. Zaprawdę powiadam ci, że nawet kadzidło Magów, tak czyste i cenne, nie było słodsze ani cenniejsze od tego olejku. Olejek pomieszał się ze łzami, dlatego tak jest przenikliwy. Pokora podtrzymuje miłość i czyni ją doskonałą. Siądźmy do stołu, przyjaciele...»

I wizja się kończy na ofiarowaniu pokarmów.


   

Przekład: "Vox Domini"