Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga III - Drugi rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA    –

59. SPOTKANIE JEZUSA Z MATKĄ W BETANII

Napisane 23 czerwca 1945. A, 5415-5427

Zacienioną drogą, która łączy górę Oliwną z Betanią – można by rzec, że góra z zielonymi zaroślami dochodzi do samej Betanii – idzie Jezus bardzo szybko ze Swoimi [uczniami] do domu Łazarza. Jeszcze nie wszedł, a już Go rozpoznano i samowolni posłańcy biegną we wszystkie strony, ogłaszając Jego przybycie. Dzięki temu już biegnie Łazarz, z Maksyminem u swego boku, a z drugiej strony – Izaak z Tymonem i Józefem. Z innej strony przybywa Marta z Marcelą, która podnosi welon, skłania się i całuje szatę Jezusa. Zaraz za nimi biegnie Maria Alfeuszowa i Maria Salome. Oddają cześć Nauczycielowi, a potem całują synów. Jezus trzyma cały czas za rękę małego Jabesa. Potrącają go wszyscy ci nadciągający ludzie, a on patrzy na nich zaskoczony. Podobnie Jan z Endor, czując się obco, usuwa się na bok, w głąb grupy. A oto ścieżką prowadzącą do domu Szymona zbliża się Matka.

Jezus puszcza rękę Jabesa i łagodnie odsuwa przyjaciół, by pośpieszyć ku Niej. Znane słowa przeszywają powietrze, odrywając się jak miłosne solo od głosów tłumu:

«Synu!»

«Mamo!»

Przekazują Sobie pocałunek. W pocałunku Maryi jest niepokój Tej, która lękała się bardzo długo. Teraz – wyzwalając się z ogarniającego Ją strachu – odczuwa zmęczenie wysiłkiem, jaki wywoływało niebezpieczeństwo, które zagrażało Synowi...

Jezus głaszcze Ją. On rozumie i mówi:

«Oprócz Mojego anioła miałem Twojego, Matko. Czuwał nade Mną. Nic złego nie mogło Mi się stać.»

«Niech Panu będzie za to chwała. Bardzo cierpiałam!»

«Chciałem przybyć szybciej, ale musiałem iść inną drogą, aby okazać Ci posłuszeństwo. I dobrze się stało, bo Twój nakaz, Moja Matko, wydał jak zwykle piękne kwiaty.»

«Twoje posłuszeństwo, Synu!»

«Twoje mądre polecenie, Matko...»

I uśmiechają się do Siebie jak dwoje zakochanych.

Czyż jest możliwe, że ta Niewiasta jest matką tego Człowieka? A gdzie szesnaście lat różnicy? Świeżość i wdzięk twarzy oraz dziewiczego ciała czynią z Maryi siostrę Syna, który jest w pełni wspaniałego męskiego rozwoju.

«Nie zapytasz Mnie, skąd te piękne kwiaty?» – pyta Jezus cały czas się uśmiechając.

«Wiem, że Mój Jezus nic przede Mną nie ukryje.»

«Droga Mamo!»

Jezus jeszcze raz Ją całuje... Inni zatrzymali się w odległości kilku metrów i wydają się nie obserwować. Idę jednak o zakład, że nie ma nawet jednej pary oczu, które by nie spoglądały na tę słodką scenę, choć wydają się patrzeć gdzie indziej.

Tym, który patrzy bardziej od wszystkich, jest Jabes. Jezus zostawił go, kiedy pobiegł ucałować Matkę. Dziecko stoi samo, bo w natłoku pytań i odpowiedzi nikt już nie zważa na biednego chłopca... On patrzy, patrzy, potem pochyla głowę, walczy ze smutkiem... w końcu nie wytrzymuje i wybucha płaczem, wołając:

«Mamusiu! Mamusiu!»

Wszyscy, a najpierw Jezus i Maryja, odwracają się usiłując temu zapobiec, inni zaś pytają, kim jest to dziecko. Maria Alfeuszowa biegnie. Zbliża się też Piotr, gdyż byli razem, i obydwoje pytają:

«Dlaczego płaczesz?»

Zanim jednak w swym smutku Jabes może odzyskać głos, Maryja przybiega i bierze go w ramiona, mówiąc:

«Tak, Mój mały synku, Mamusia! Nie płacz już i wybacz Mi, że cię wcześniej nie zauważyłam. Oto, Moi przyjaciele, Mój mały syn...»

Wszyscy zdają sobie sprawę, że Jezus, przechodząc tych kilka metrów, zdążył powiedzieć:

«To osierocony chłopiec, którego wziąłem ze Sobą.»

Resztę Maryja odgadła. Dziecko płacze, lecz jest już mniej smutne, aż wreszcie – ponieważ Maryja trzyma go w ramionach i całuje – na twarzyczce jeszcze zalanej łzami pojawia się uśmiech.

«Chodź, otrę te łzy. Nie możesz już płakać! Pocałuj Mnie...»

Jabes... nie czekał na nic więcej, po tylu pieszczotach brodatych mężczyzn, jest szczęśliwy, mogąc pocałować delikatny policzek Maryi.

Jezus zaś szukał i odnalazł Jana z Endor, i idzie po niego, [stojącego] na osobności. Kiedy apostołowie witają się z Maryją, Jezus idzie ku Niej, trzymając za rękę Jana z Endor. Mówi:

«Matko, oto inny uczeń. Tych dwóch synów pozyskał Twój nakaz.»

«Twoje posłuszeństwo, Synu – powtarza Maryja, a potem wita się z mężczyzną [z Endor], mówiąc: – Pokój z tobą.»

Mąż z Endor, człowiek szorstki, niespokojny – który zmienił się już bardzo od tego ranka, kiedy kaprys Iskarioty zaprowadził Jezusa do Endor – wreszcie uwalnia się od swej przeszłości, gdy skłania się przed Maryją. Sądzę, że tak jest, kiedy bowiem się prostuje – po głębokim ukłonie – jego twarz wydaje się pogodna, jakby naprawdę [odzyskał] spokój.

Wszyscy idą w kierunku domu Szymona: Maryja z Jabesem w ramionach, Jezus trzymając za rękę Jana z Endor, a potem wokół nich i za nimi – Łazarz i Marta, apostołowie z Maksyminem, Izaak, Józef i Tymon.

Wchodzą do domu. Na progu stary sługa Szymona oddaje hołd Jezusowi i swemu panu.

«Pokój tobie, Józefie, i temu domowi» – mówi Jezus, unosząc w geście błogosławieństwa rękę, położoną wcześniej na białej głowie starego sługi.

Łazarz i Marta po pierwszym radosnym pozdrowieniu są nieco smutni i Jezus zadaje pytanie:

«Dlaczego, Moi przyjaciele?»

«Bo Ty nie jesteś z nami i dlatego, że wszyscy przychodzą do Ciebie z wyjątkiem duszy, którą tak chcielibyśmy widzieć jako Twoją.»

«Wzmocnijcie waszą cierpliwość, waszą ufność, waszą modlitwę. Poza tym Ja jestem z wami. Ten dom!... Ten dom to jedynie gniazdo, z którego Syn Człowieczy co dnia wyfrunie ku drogim przyjaciołom, tak bliskim w przestrzeni – a biorąc rzeczy w wymiarze nadprzyrodzonym – nieskończenie bliskim w miłości. Jesteście w Moim sercu, a Ja jestem w waszym. Czy można być jeszcze bliżej? Dziś wieczorem będziemy razem. Zechciejcie zasiąść do Mego stołu.»

«O, biada mi, a ja tak tu próżnuję! Chodź, Salome, mamy pracę!» – woła Maria Alfeuszowa. Jej krzyk wywołuje śmiech wszystkich, kiedy krewna Jezusa wstaje gwałtownie, aby biec do swych zajęć. Marta jednak idzie ku niej:

«Nie przejmuj się, Mario, jedzeniem. Wydam polecenia. Przygotuj tylko stoły. Przyślę ci stołki. Przydadzą się. Chodź, Marcelo. Zaraz wrócę, Nauczycielu.»

«Widziałem Józefa z Arymatei, Łazarzu. Przybędzie w poniedziałek z przyjaciółmi.»

«O! Zatem tego dnia będziesz należał do mnie!»

«Tak. Przybędzie, abyśmy byli razem, i także po to, by omówić ceremonię dotyczącą Jabesa. Janie, zaprowadź chłopca na taras. Niech się pobawi.»

Jan, syn Zebedeusza, zawsze posłuszny, wstaje natychmiast i po chwili słychać dziecięcy szczebiot i odgłos małych nóżek na tarasie otaczającym dom.

«Dziecko to wnuk jednego z wieśniaków Dorasa. Przeszedłem przez Ezdrelon...» – wyjaśnia Jezus Matce, przyjaciołom, niewiastom, pomiędzy którymi znajduje się Marta. Pośpieszyła się, aby nie stracić ani minuty z radości [przebywania] z Nauczycielem.

«Czy to prawda, że pola są opustoszałe i Doras chce je sprzedać?»

«Są opustoszałe. Czy je chce sprzedać – tego nie wiem. Jeden z wieśniaków Giokany mówił Mi o tym, ale nie wiem, czy to pewna [wiadomość].»

«Gdyby je sprzedawał, chętnie bym je zakupił, abyś miał schronienie nawet pośród tego gniazda węży» [– mówi Łazarz.]

«Nie sądzę, aby ci się to udało. Giokana jest zdecydowany je zdobyć.»

«Zobaczymy... ale mów dalej. Kim są wieśniacy? Ci, którzy tam byli, zostali wszyscy rozproszeni.»

«Tak. Ci pochodzą z jego ziem w Judei, przynajmniej starzec, który jest krewnym dziecka. Trzymał go w lesie jak dzikie zwierzątko, aby go Doras nie zauważył... i przebywał tam od zimy...»

«O! Biedne dziecko! Ale dlaczego?»

Wszystkie niewiasty są wstrząśnięte.

«Dlatego, że jego ojciec i matka zostali pogrzebani w czasie obsunięcia się ziemi w okolicach Emaus. Wszyscy: ojciec, matka, bracia. On uniknął śmierci, bo nie było go w domu. Zaprowadzono go do dziadka. Cóż jednak mógł uczynić wieśniak Dorasa? Ty, Izaaku, mówiłeś o Mnie jako o Zbawcy nawet w tym przypadku.»

«Czy źle uczyniłem, Panie?» – pyta pokornie Izaak.

«Dobrze zrobiłeś. Bóg tego chciał. Starzec dał Mi dziecko. W tych dniach ma też osiągnąć dojrzałość [w obliczu Prawa].»

«O, biedny! Ma dwanaście lat, a taki mały! Mój Juda był dwa razy wyższy w tym wieku... A Jezus? Jak kwiat!» – mówi Maria Alfeuszowa.

A Salome:

«Nawet moi synowie byli silniejsi!»

Marta szepcze:

«Naprawdę jest bardzo mały. Sądziłam, że nie ma jeszcze dziesięciu lat.»

«Ech! Głód to rzecz straszna! A on cierpiał głód odkąd się urodził. A teraz... Cóż mógłby mu dać stary człowiek tam, gdzie wszyscy cierpią głód?» – mówi Piotr.

«Tak, on wiele cierpiał. Jest jednak bardzo dobry i inteligentny. Zabrałem go ze Sobą, aby pocieszyć starca i małego.»

«Przyjmiesz go za Swego?»

«Nie. Nie mogę.»

«W takim razie ja go biorę.»

Piotr – widząc, jak rozwiewa się jego nadzieja – wydaje prawdziwy jęk i potem mówi:

«Panie! Wszystko dla Łazarza?»

Jezus się uśmiecha:

«Łazarzu, tak wiele już uczyniłeś i jestem ci za to wdzięczny. Tego dziecka jednak nie mogę ci powierzyć. To “nasze” dziecko. Należy do nas wszystkich. To radość apostołów i Nauczyciela. W dodatku tu wzrastałby w zbytku. Ja chcę ofiarować mu dar Mojego królewskiego płaszcza: “szlachetne ubóstwo”. To, którego Syn Człowieczy chce dla samego Siebie, aby móc zbliżyć się do największej nędzy, nie zawstydzając nikogo. Ty zaś niedawno otrzymałeś prezent ode Mnie...»

«A, tak! Starego patriarchę i jego córkę. To niewiasta bardzo pracowita, a starzec – bardzo dobry.»

«Gdzie teraz są? W jakim miejscu?»

«Ależ tu, w Betanii. Sądzisz, że mógłbym oddalić błogosławieństwo, jakie mi przysłałeś? Niewiasta pracuje przy lnie. Praca ta wymaga rąk delikatnych i wprawnych. Starca – ponieważ koniecznie chciał pracować – posłałem do uli. Wczoraj – prawda, siostro – jego długa broda była zupełnie ozłocona [miodem]. Mnóstwo pszczół przyczepiło się do niej, a on przemawiał do nich jak do córek. Jest szczęśliwy.»

«Wierzę! Bądź błogosławiony!» – mówi Jezus.

«Dziękuję, Nauczycielu. To dziecko jednak narazi Cię na wydatki! Czy pozwolisz mi przynajmniej...»

«To ja zajmę się jego świątecznym ubraniem!» – wykrzykuje Piotr. Wszyscy śmieją się z jego impulsywności.

«Bardzo dobrze, ale on będzie też potrzebował innych ubrań. Szymonie, bądź miły. Ja też nie mam dzieci. Pozwól mnie i Marcie znaleźć pociechę w tym, że damy mu uszyć ubranka.»

Piotr daje się natychmiast wzruszyć takimi błaganiami:

«Ubrania... tak... ale szatą na środową [uroczystość] ja się zajmę. Nauczyciel mi to obiecał i powiedział, że pójdę ją kupić jutro z Matką.»

Piotr mówi to wszystko nękany obawą, czy nie nastąpią jakieś zmiany na jego niekorzyść. Jezus uśmiecha się i mówi:

«Tak, Matko. Proszę Cię, abyś poszła jutro z Szymonem. Inaczej ten człowiek umrze ze strapienia. Poradzisz mu w wyborze.»

«Już powiedziałem: szata – czerwona, a pas – zielony. Będzie bardzo dobrze pasować. Lepsze od tego koloru, w którym jest obecnie.»

«Czerwień będzie bardzo ładna – mówi łagodnie Maryja – Jezus też miał czerwoną szatę. Powiedziałabym jednak, że do czerwonej [szaty] lepszy byłby czerwony pas albo przynajmniej z czerwonym haftem.»

«Tak postanowiłem, bo widziałem, że Judaszowi, który jest brunetem, dobrze pasują te zielone paski na czerwonej szacie» [– tłumaczy się Szymon.]

«Ależ one nie są zielone, przyjacielu!» – mówi ze śmiechem Iskariota.

«Nie? Jakiż to zatem jest kolor?»

«Nazywa się go ‘żyłą agatu’.»

«A skąd ja mam o tym wiedzieć?! Wydawał mi się zielony. Widziałem liście w takim kolorze...»

Najświętsza Maryja wkracza życzliwie [w rozmowę]:

«Szymon ma rację. To dokładnie taki kolor przybierają liście w czasie pierwszych deszczy w miesiącu Tiszri...»

«O! A skoro liście są zielone, określałem także ten pas jako zielony» – kończy Piotr, zadowolony. Łagodna [Maryja] wprowadziła pokój i radość nawet w tak błahej sprawie.

«Zawołacie małego?»

Chłopiec przybiega natychmiast, wraz z Janem.

«Jak się nazywasz?» – pyta Maryja, głaszcząc go.

«Nazywam się... nazywałem się Jabes. Teraz jednak oczekuję na imię...»

«Oczekujesz?»

«Tak. Jabes pragnie imienia, które oznaczałoby, że Ja go zbawiłem. Znajdziesz je, Matko. Imię [zawierające] miłość i zbawienie.»

Maryja zastanawia się... a potem mówi:

«Margcjam. Ty jesteś maleńką kroplą w morzu tych, których ocalił Jezus. Podoba ci się? Ono przypomina oprócz Mnie także Zbawienie.»

«Jest bardzo piękne» – mówi zadowolone dziecko.

«Czy to jednak nie jest imię żeńskie?» – dopytuje się Bartłomiej.

«Kiedy ten mały człowiek dorośnie, wtedy – zamieniając ‘m’ na ‘l’ – będziecie mogli zmienić je na imię mężczyzny. Teraz będzie nosił imię, które nadała mu Matka. Prawda?»

Dziecko zgadza się i Maryja je głaszcze.

Jej szwagierka mówi do Niej:

«To piękna wełna – dotyka płaszcza Jabesa – ale cóż za kolor! Co na to powiesz, jeśli zmienię go w ciemną czerwień. Będzie ładna.»

«Zrobimy to jutro wieczorem, bo dopiero jutro chłopiec będzie miał nową szatę. Teraz nie możemy mu jej zdjąć.»

Marta odzywa się do dziecka:

«Poszedłbyś ze mną, mały? Zaprowadzę cię niedaleko stąd i pokażę ci coś, a potem tu wrócimy...»

Jabes nie odmawia. Zawsze zgadza się na wszystko... jest jednak trochę onieśmielony tym, że ma iść z niewiastą właściwie nieznaną. Mówi nieśmiało i grzecznie:

«A czy Jan mógłby iść ze mną?»

«Ależ oczywiście!...»

Odchodzą. W czasie ich nieobecności toczą się rozmowy w licznych grupach. Opowiadania, komentarze, westchnienia nad zatwardziałością ludzi. Izaak opowiada o tym, czego mógł się dowiedzieć o Chrzcicielu. Niektórzy mówią, że jest w Macheroncie, inni – że w Tyberiadzie. Uczniowie jeszcze nie powrócili...

«Czy nie szli za nim?»

«Tak. Jednak w pobliżu Dok ci, którzy go zatrzymali, przeszli z więźniem przez rzekę i nie wiadomo, czy poszli w stronę jeziora, czy zeszli ku Macherontowi. Jan, Maciej i Symeon rozdzielili się, aby się dowiedzieć. Z pewnością go nie opuszczą.»

«A ty, Izaaku, z pewnością nie opuścisz tego nowego ucznia. Na razie jest ze Mną. Chcę, aby spędził ze Mną Paschę.»

«Ja będę ją przeżywał w Jerozolimie w domu Joanny. Widziała mnie i ofiarowała mi pomieszczenie dla mnie i dla towarzyszy. Wszyscy przyjdą tego roku. I będziemy z Jonatanem.»

«Nawet ci z Libanu?»

«Oni również [przyjdą]. Uczniowie Jana może nie będą mogli przyjść...»

«Ci od Giokany przyjdą, wiesz o tym?»

«Naprawdę? Będę przy bramie, tuż przy kapłanach składających ofiary. Ujrzę ich i przyprowadzę.»

«Oczekuj ich o ostatniej godzinie. Mają niewiele czasu, ale mają baranka.»

«Ja też. To wspaniałe. Łazarz mi go dał. Złożymy go w ofierze, a drugi przyda się im na drogę powrotną.»

Marta powraca z Janem i z dzieckiem. Ma ono na sobie lnianą szatę w białym kolorze, a na niej – czerwoną; na ramionach – płaszcz, także czerwony.

«Poznajesz je, Łazarzu? Widzisz, że wszystko się przydaje?»

Brat i siostra uśmiechają się do siebie. Jezus mówi:

«Dziękuję ci, Marto.»

«O! Mój Panie! Posiadam manię przechowywania wszystkiego. Odziedziczyłam to po mojej matce. Mam jeszcze wiele ubrań mego brata. Są mi drogie, bo dotykała ich matka. Od czasu do czasu wyjmuję coś dla jakiegoś dziecka. Teraz dam je Margcjamowi. Są nieco przydługie, ale można je skrócić. Łazarz, kiedy osiągnął dojrzałość, nie chciał ich już... Piękny kaprys, prawdziwy dziecięcy kaprys... a moja matka uległa, bo uwielbiała swego Łazarza.»

Marta głaszcze go z miłością. Łazarz bierze jej piękną dłoń, całuje i mówi:

«A ciebie nie?»

Uśmiechają się do siebie.

«To opatrznościowe» – zauważa wielu.

«Tak, mój kaprys przydał się na coś dobrego. Być może zostanie mi z tego powodu wybaczony.»

Wieczerza jest gotowa i każdy zajmuje swoje miejsce...

...Jezus może w spokoju porozmawiać z Matką, kiedy zapada noc. Weszli na taras, siedzą obok Siebie, trzymając się za ręce. Rozmawiają ze Sobą i słuchają się. Najpierw Jezus opowiada, co się przydarzyło. Potem Maryja mówi:

«Synu, po Twoim odejściu, zaraz potem, przyszła do Mnie pewna niewiasta... Szukała Ciebie. Wielka nędza. I wielkie odkupienie. To stworzenie jednak potrzebuje Twego przebaczenia, aby wytrwać w postanowieniu. Powierzyłam ją Zuzannie mówiąc, że to niewiasta, którą uleczyłeś. To prawda. Mogłabym ją zatrzymać u Siebie, gdyby Nasz dom nie był morzem, do którego wszyscy podpływają... a wielu w złych zamiarach. A ta niewiasta odczuwa już wstręt do świata. Czy chcesz wiedzieć, kto to jest?»

«Dusza. Powiedz Mi jednak jej imię, abym mógł ją przyjąć nie popełniając błędu.»

«To Aglae. Rzymianka, tancerka i grzesznica, którą zacząłeś zbawiać w Hebronie; która odnalazła Cię w “Pięknej Rzece”; która cierpiała z powodu odzyskanej uczciwości. Jak bardzo!... Wszystko Mi powiedziała... To straszne!...»

«Jej grzech?»

«Tak... ale powiedziałabym więcej: jak straszny jest świat. O! Mój Synu! Strzeż się faryzeuszy z Kafarnaum! Chcieli posłużyć się tą nieszczęśnicą, aby Ci wyrządzić krzywdę. Nawet nią...»

«Wiem o tym, Matko... Gdzie jest Aglae?»

«Przybędzie z Zuzanną przed Paschą.»

«To dobrze. Porozmawiam z nią. Będę tu każdego wieczora i z wyjątkiem wieczoru Paschy, który poświęcę rodzinie, będę na nią czekał. Musisz ją tylko zatrzymać, gdy przyjdzie. To wielkie odkupienie, jak rzekłaś. I tak spontaniczne! Zaprawdę powiadam Ci: w niewielu sercach Moje ziarno wypuszcza korzeń z taką siłą, jak stało się to w tej nieszczęśliwej glebie. I Andrzej wspomagał jej wzrost, aż do całkowitego uformowania.»

«Mówiła Mi o tym.»

«Matko, co odczułaś w obliczu takiego zniszczenia?»

«Wstręt i radość. Wydawało Mi się, że jestem na skraju piekielnej przepaści, lecz równocześnie czułam się jak w lazurze [nieba]. Jakim jesteś Bogiem, Mój Jezu, dokonując tych cudów!»

Pozostają w milczeniu, w blasku gwiazd i w bieli księżyca, który dochodzi do pełni. Milczący, zakochani. Odpoczywają jedno w miłości drugiego.


   

Przekład: "Vox Domini"