Ewangelia według św. Mateusza |
Ewangelia według św. Marka |
Ewangelia według św. Łukasza |
Ewangelia według św. Jana |
Maria Valtorta |
Księga II - Pierwszy rok życia publicznego |
– POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA – |
105. NOWY UCZEŃ. WYMARSZ DO GALILEI
Napisane 16 kwietnia 1945. A, 4856-4862
«Panie, spełniłem tylko obowiązek wobec Boga, wobec mego pana i wobec sumienia. Strzegłem tej kobiety, kiedy była moim gościem. Widziałem, że zawsze była uczciwa. Jeśli nawet była wcześniej grzesznicą, to obecnie nią nie jest. Po co miałem pytać o przeszłość, którą wymazała i usunęła? Mam synów... młodych i niebrzydkich. Ona zaś nigdy nie ukazała swej naprawdę pięknej twarzy ani nie dała usłyszeć swego głosu. Mogę powiedzieć, że usłyszałem dźwięk jej srebrzystego głosu dopiero wtedy, gdy krzyknęła z powodu rany. Kiedy indziej, gdy prosiła o niewiele – zawsze mnie lub moją żonę – szeptała spoza swej zasłony i to tak cicho, że trudno było ją usłyszeć. Zobacz też, jak była roztropna. Kiedy obawiała się, że jej obecność może szkodzić, odeszła... Przyrzekłem, że będę jej bronić i pomagać, ale ona tego nie chciała. Nie, to nie tak postępują kobiety zgubione! Będę się modlił za nią, jak o to prosiła, nawet bez tego upominku. Weź to, Panie, zamień na jałmużnę... dla jej dobra. Jeśli Ty to uczynisz, z pewnością przyniesie jej pokój.»
Zarządca mówi do Jezusa z szacunkiem. To piękny mężczyzna o szlachetnym obliczu i krępej sylwetce. Za nim stoi sześciu młodych chłopców, podobnych do ojca: sześć twarzy szczerych i inteligentnych. Także małżonka, kobieta niska, delikatna i bardzo łagodna, słucha swego męża, jakby słuchała jakiegoś boga. Cały czas go popiera skinieniem głowy.
Jezus bierze złotą bransoletę i podaje Piotrowi mówiąc:
«Dla biednych.»
Potem zwraca się do zarządcy: «Nie wszyscy w Izraelu mają taką prawość. Jesteś mądry, bo odróżniasz dobro od zła i idziesz za dobrem bez zważania na ludzi. W imię Ojca Przedwiecznego błogosławię ciebie, twoich synów, twoją małżonkę i twój dom. Zachowujcie ciągle takie nastawienie ducha, a Pan będzie zawsze z wami i osiągniecie życie wieczne. Teraz odchodzę, ale nie oznacza to, że nigdy więcej się nie zobaczymy. Wrócę, a wy możecie zawsze przyjść do Mnie. Za wszystko, co uczyniliście dla Mnie i dla tego biednego stworzenia, niech Bóg da wam Swój pokój.»
Zarządca, dzieci i kobieta jako ostatnia klękają i całują stopy Jezusa, który – po ostatnim geście błogosławieństwa - oddala się z uczniami, kierując się w stronę wioski.
«A jeśli ci niegodziwcy jeszcze tu są?» – pyta Filip.
«Nie można nikomu przeszkadzać rozmawiać na drodze» – odpowiada Juda, syn Alfeusza.
«Nie, ale my dla nich jesteśmy “wyklęci”.»
«O, zostaw ich! Przejmujesz się tym?»
«Ja nie mam innej troski, jak czynić to, czego chce Nauczyciel: unikać aktów przemocy. A oni, wiedząc o tym, wykorzystują to» – mruczy Piotr do swej brody. Sądzi zapewne, że Jezus rozmawiający z Szymonem i Iskariotą, nie słyszy. Jezus jednak słyszy i odwraca się - trochę surowy, trochę uśmiechnięty:
«Sądzisz, że zwyciężyłbym przemocą? Ależ to jest biedny ludzki sposób [działania] i użyteczny tylko na jakiś czas - dla zwycięstw ludzkich. Jak długo trwa takie zwycięstwo? Trwa dopóty, dopóki nie wywoła u uciśnionych reakcji. Wtedy, zjednoczeni, wywołują większą przemoc, która pokonuje wcześniejsze pognębienie. Nie chcę królestwa doczesnego. Pragnę królestwa wiecznego – Królestwa Niebieskiego. Ileż razy wam to mówiłem? Ileż razy muszę wam jeszcze to powtarzać? Czy kiedykolwiek to zrozumiecie? Tak, przyjdzie czas, kiedy to zrozumiecie.»
«Kiedy, mój Panie? Śpieszę się, żeby zrozumieć i wiedzieć więcej» – mówi Piotr.
«Kiedy? Kiedy zostaniecie zmieleni jak ziarno między kamieniem bólu i żalu. Moglibyście – i nawet powinniście - zrozumieć wcześniej. Ale w tym celu musielibyście skruszyć waszą ludzką naturę i wyzwolić ducha. A wy nie potraficie sami zmusić się do tego wysiłku. Ale zrozumiecie... zrozumiecie. Wtedy pojmiecie, że nie mogłem używać przemocy – środka ludzkiego – dla ustanowienia Królestwa Niebieskiego: Królestwa duchowego. Na razie nie bójcie się. Ludzie, którzy was niepokoją, nic wam nie zrobią. Wystarczy im, że Mnie przepędzili.»
«A czy nie było łatwiej zawiadomić przewodniczącego synagogi, żeby przyszedł do zarządcy lub czekał na nas przy głównej drodze?» [– pyta Tomasz]
«O, jakim ostrożnym mężem jest dziś Mój Tomasz! To nie byłoby łatwe... lub raczej: może byłoby łatwiejsze, lecz nie byłoby sprawiedliwe. Okazał dla Mnie bohaterstwo. Został znieważony we własnym domu z Mego powodu. Słuszne jest więc, że pójdę do jego domu, aby go pocieszyć.»
Tomasz wzrusza ramionami i nie mówi już nic.
Oto wioska – rozległa z domami pośrodku ogrodów, obecnie ogołoconych, i z wieloma zagrodami dla owiec. To musi być miejsce wypasu, gdyż słyszę z każdego miejsca beczenie stad, wchodzących na równinę lub z niej schodzących. Jest też zwykłe skrzyżowanie dróg, tworzące plac wioski ze źródłem. Tam właśnie znajduje się dom przewodniczącego synagogi.
Otwiera starsza kobieta mająca wyraźne znaki łez na twarzy. Widząc Pana drży z radości i pada na twarz ze słowami błogosławieństwa.
«Wstań, matko. Przyszedłem się pożegnać. Gdzie twój syn?»
«Tam... – wskazuje pokój wewnątrz domu. – Przyszedłeś go pocieszyć? Ja nie potrafię tego zrobić...»
«Jest więc przygnębiony? Cierpi, że Mnie bronił?»
«Nie, Panie. Ma jedną wątpliwość. Tobie powie. Zawołam go.»
«Nie, Ja tam idę. Wy tu poczekajcie. Chodźmy, niewiasto.»
Jezus przemierza kilka metrów przedsionka, popycha drzwi, wchodzi do pokoju i podchodzi cicho do siedzącego mężczyzny, pochylonego w stronę ziemi, zagubionego w bolesnym rozważaniu.
«Pokój tobie, Tymonie.»
«Panie! Ty?»
«Ja. Dlaczego jesteś tak smutny?»
«Panie... ja... Powiedzieli mi, że zgrzeszyłem. Powiedzieli, że jestem wyklęty. Badam siebie i wydaje mi się, że nie jestem. Ale oni... to są święci Izraela, a ja – biedny przewodniczący synagogi. Oni z pewnością mają rację. Teraz nie ośmielam się podnieść oczu w stronę zagniewanego oblicza Bożego. A tak bym Go potrzebował w tej chwili! Służyłbym Mu z prawdziwą miłością i starałbym się, by Go inni poznali. Teraz jestem pozbawiony tego dobra, bo Sanhedryn na pewno mnie przeklął.»
«Ale co ci sprawia ból? To, że nie jesteś już przewodniczącym synagogi czy to, że nie będziesz miał możliwości mówić o Bogu?»
«To drugie sprawia mi największy ból! Pytasz pewnie, czy smuci mnie, że - nie będąc przewodniczącym synagogi - utracę korzyści i cześć płynącą z tej funkcji. O to się nie troszczę. Mam tylko matkę, pochodzącą z Aera. Ma mały dom. Jest tam dach i środki do życia. Co do mnie... jestem młody, będę pracował. Ale jako grzesznik nie ośmielę się nigdy więcej mówić o Bogu.»
«Czym zgrzeszyłeś?»
«Mówią, że jestem wspólnikiem... O Panie! Nie każ mi tego mówić!...»
«Nie. Nie każę ci tego mówić. Ja też tego nie powiem. Ja i ty znamy ich oskarżenia i wiemy, że nie są prawdziwe. A więc nie zgrzeszyłeś. Ja ci to mówię.»
«Zatem mogę jeszcze ponieść oczy do Wszechmocnego? Mogę Cię...»
«Co, Mój synu?»
Jezus jest samą słodyczą, kiedy pochyla się nad człowiekiem, który zatrzymał się nagle jakby onieśmielony.
«Co? Mój Ojciec szuka twego spojrzenia i pragnie go. A Ja chcę twego serca i twojej myśli. Tak, Sanhedryn uderzy cię. Ja jednak otwieram do ciebie ramiona i mówię ci: “Chodź”. Chcesz być Moim uczniem? Widzę w tobie wszystko, co jest konieczne, aby zostać robotnikiem Wiecznego Pana. Pójdź do Mojej winnicy...»
«Naprawdę to mówisz, Nauczycielu? Matko... słyszysz? Jestem szczęśliwy, matko! Błogosławię to cierpienie, bo dało mi tę radość. O! Urządźmy wielkie święto, matko. Potem pójdę z Nauczycielem, a ty wrócisz do swego domu. Zaraz idę, Panie. Usunąłeś wszelką obawę i cierpienie, i strach przed Bogiem.»
«Nie. Poczekasz na decyzję Sanhedrynu z duszą spokojną i bez urazy. Pozostań na miejscu tak długo, jak długo cię pozostawią. Potem przyłączysz się do Mnie w Nazarecie lub w Kafarnaum. Żegnaj. Pokój niech będzie z tobą i z twoją matką.»
«Nie zatrzymasz się w moim domu?»
«Nie. Przyjdę do domu twojej matki.»
«Wioska nie jest wierna...»
«Nauczę ją wierności. Żegnaj, matko. Jesteś szczęśliwa?»
Jezus głaszcze ją. Postępuje tak zazwyczaj wobec starszych niewiast. Każdą z nich – jak zauważam – prawie zawsze nazywa “matką”.
«Jestem szczęśliwa, Panie. Wychowałam chłopca dla Pana. Pan bierze mi go jako sługę Swego Mesjasza. Niech Pan będzie za to błogosławiony. Błogosławiony bądź i Ty, który jesteś Jego Mesjaszem. Błogosławiona godzina, w której przyszedłeś! Błogosławione moje dziecko powołane do Twojej służby!»
«Błogosławiona niech będzie matka, święta jak Anna, małżonka Elkany. Pokój niech będzie z wami.»
Jezus wychodzi w ich towarzystwie. Dochodzą do uczniów, żegnają się jeszcze i rozpoczyna się powrót do Galilei.