Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga II - Pierwszy rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

100. JEZUS OPUSZCZA [DOLINĘ] “PIĘKNEJ RZEKI” I IDZIE W KIERUNKU BETANII

Napisane 18 marca 1945. A, 4763-4776

W [dolinie] “Pięknej Rzeki” nie ma pielgrzymów. Wydaje się to dziwne. Nie ma obozujących ludzi, którzy zostają na noc albo przynajmniej spożywają posiłki na powietrzu lub w szopie. Tylko posiadłość i dziś - porządek, bez żadnych śmieci zostawianych przez tłum.

Uczniom wypełnia czas praca ręczna. Niektórzy splatają wiklinę, aby zrobić z niej nowe koszyki na ryby. Inni zajmują się drobnymi pracami ziemnymi, kanalizacją wody z dachu, aby nie stała na klepisku. Jezus stoi pośrodku łąki i kruszy chleb dla wróbelków. Jak okiem sięgnąć – ani jednego człowieka, choć dzień jest pogodny. Andrzej idzie w stronę Jezusa. Powraca po wypełnieniu jakiegoś zadania:

«Pokój z Tobą, Nauczycielu.»

«I z tobą, Andrzeju. Chodź tu na chwilę do Mnie. Ty możesz być blisko ptaków. Jesteś jak one. Widzisz? Kiedy zauważają, że ten, kto zbliża się do nich, kocha je, nie lękają się. Zobacz, jak są ufne, spokojne, radosne. Przed chwilą były prawie u Moich stóp. Teraz, kiedy tu jesteś, są zaniepokojone. Ale popatrz, popatrz... Ten śmielszy wróbel podchodzi. Zrozumiał, że nie ma niebezpieczeństwa, a za nim są i inne. Widzisz, jak się sycą? Czyż nie jest tak samo z nami, dziećmi Ojca? On nas syci Swą miłością. A gdy jesteśmy pewni, że nas kocha i że nas wzywa do przyjaźni z Nim, dlaczego mamy się bać Jego i siebie? Jego przyjaźń powinna nam dać śmiałość nawet wobec ludzi. Wierz w to: tylko ten, kto źle się prowadzi, powinien bać się bliźnich. Nie ten, kto jest sprawiedliwy jak ty.»

Andrzej czerwieni się i nic nie mówi. Jezus przyciąga go do Siebie i mówi mu z uśmiechem: «Trzeba by połączyć, ciebie i Szymona, stopić was razem, a potem was odtworzyć. Bylibyście doskonali. A jednak... Czy uwierzysz, jeśli ci powiem: jesteś tak różny na początku, ale będziesz całkowicie równy Piotrowi przy końcu twej misji?»

«Ty to mówisz, więc to pewne. Nie pytam nawet, jak to się może stać, bo wszystko, co mówisz, jest prawdziwe. I będę zadowolony, że stanę się jak Szymon, mój brat, bo to sprawiedliwy człowiek i daje Ci radość. Szymon jest dzielny! Tak się cieszę, że on jest dzielny, odważny, silny, Ale inni również!...»

«A ty, nie?»

«O, ja!... Tylko Ty możesz być ze mnie zadowolony...»

«...i uznać, że pracujesz bez rozgłosu i głębiej niż inni. Wśród dwunastu są tacy, którzy tyle samo hałasują, ile pracują. Są i tacy, którzy o wiele więcej hałasują, niż pracują... i jeden, którego zadowala tylko praca... Praca pokorna, aktywna, ukryta... Inni mogą sądzić, że nie robi nic. A Ten, który widzi, wie. Te różnice pochodzą stąd, że nie jesteście jeszcze doskonali. I zawsze tak będzie pośród przyszłych uczniów, pośród tych, którzy przyjdą po was – aż do chwili gdy anioł powie donośnym głosem: “Czas się wypełnił”. Zawsze będą słudzy Chrystusa, nauczyciele, którzy będą umieć przyciągać spojrzenia na swoją pracę i na swoją osobę. Będą niestety i tacy, którzy będą samym tylko rozgłosem i gestami zewnętrznymi, tylko tym co zewnętrzne: fałszywi pasterze o teatralnych pozach... Kapłani? Nie – mimowie. Nic więcej. To nie gest czyni kogoś kapłanem ani nie szata. To nie kultura świecka ani kontakty ze światem i z potężnymi tworzą kapłana. To jego dusza. Dusza tak wielka, że pochłania ciało. Mój kapłan cały jest duchem... Takie jest Moje marzenie. Tacy będą Moi święci kapłani. Duch nie ma ani brzmiącego głosu, ani pozy aktora tragedii. Nie ma [materialnej] konsystencji, bo jest duchowy, i dlatego nie może nosić kostiumów ani masek. Jest tym, kim jest: duchem, płomieniem, światłem, miłością. Przemawia do ducha. Mówi czystością spojrzenia, czynów, słów, dzieł.

Człowiek patrzy i widzi kogoś, kto jest do niego podobny. A poza i ponad ciałem co widzi? Coś, co hamuje jego pośpieszny krok, co każe mu się zastanowić i wyciągnąć wniosek: “Ten człowiek, podobny do mnie, ma z człowieka tylko wygląd zewnętrzny. Ma duszę anioła.” I nawet jeśli jest zmysłowy, wyciąga wniosek: “Z jego powodu wierzę, że jest Bóg i Niebo”. A jeśli jest rozpustny, powie: “Ten człowiek jest mi równy, a jednak ma spojrzenie niebieskie. Powstrzymam moje zmysły, aby ich nie psuć.” A jeśli jest chciwy, postanowi: “Za przykładem tego, który nie jest przywiązany do bogactwa, przestanę być chciwy”. A jeśli ten człowiek jest wybuchowy, okrutny, w obliczu tej łagodności stanie się istotą pełną pokoju. Kapłan święty potrafi wszystko uczynić. I wierz: zawsze będą pośród was kapłani święci, którzy będą potrafili umrzeć z miłości do Boga i bliźniego. A będą umieli to zrobić z taką słodyczą – praktykując wcześniej, w ciągu całego życia doskonałość - i z taką łagodnością, że świat nawet tego nie zauważy. A to właśnie dzięki nim – bohaterom milczenia i wiernej działalności – świat nie staje się cały nieczysty i bałwochwalczy. I będą mieli twój uśmiech, czysty i nieśmiały. Bo zawsze będzie istnieć wielu Andrzejów. Będą dzięki Bogu i dla szczęścia świata!»

«Nie wierzyłem, że mogę zasłużyć na takie słowa... Nic nie zrobiłem, żeby je wywołać...»

«Pomogłeś Mi przyciągnąć do Boga jedno serce, a teraz już drugie prowadzisz do Światłości.»

«O, dlaczego on to wyjawił? Przyrzekł mi...»

«Nikt nic nie powiedział. Ja jednak wiem. Kiedy towarzysze odpoczywają, zmęczeni, jest trzech czuwających nad “Piękną Rzeką”: Apostoł o miłości milczącej, ale aktywnej wobec grzeszników; pewne stworzenie, którego dusza wyrywa się ku zbawieniu; i Zbawiciel, który modli się i czuwa, czeka i ma nadzieję... Moja nadzieja: że dusza znajdzie swe zbawienie... Dziękuję, Andrzeju. Postępuj tak dalej i bądź błogosławiony.»

«O, Nauczycielu! Ale nie mów o tym pozostałym... Całkiem sam - mówiąc do trędowatej na opustoszałej plaży lub odzywając się tu do osoby, której oblicza nie widzę - potrafię jeszcze odrobinę uczynić. Ale gdyby inni o tym wiedzieli, szczególnie Szymon, i gdyby przyszli... nie umiałbym nic zrobić... Ty też nie przychodź... bo wstydzę się mówić przed Tobą.»

«Nie przyjdę. Jezus nie przyjdzie. Ale Duch Boży będzie ci zawsze towarzyszył. Chodźmy do domu. Wołają nas na posiłek.»

Tak kończy się spotkanie Jezusa z uczniem.

Jeszcze jedzą, a już lampy są zapalone, gdyż szybko zapada noc. Wiatr również daje radę, by zamykać drzwi. Jednak od drzwi dochodzi pukanie i słychać radosny głos Jana.

«Wróciliście!»

«Byliście szybcy!»

«I co?»

«Jak jesteście obładowani!»

Wszyscy mówią równocześnie i pomagają trzem zdjąć z ramion ciężkie torby.

«Ostrożnie!»

«Pozwólcie nam powitać Nauczyciela!»

«Chwileczkę!...»

Panuje radosny rozgardiasz, rodzinny, z radości bycia [znowu] razem.

«Witam was, przyjaciele. Bóg dał wam dni spokojne?»

«Tak, Nauczycielu, ale brak uspokajających wiadomości. Przewidywałem to» – mówi Iskariota.

«Co się dzieje? Co?» – ciekawość zaczyna się budzić.

«Poczekajcie, niech się najpierw odświeżą.»

«Nie, Nauczycielu, najpierw damy Ci to, co mamy dla Ciebie i dla innych. Ale przede wszystkim... Janie, daj list.»

«Szymon go ma. Bałem się, że go zniszczę, będąc tak obładowany.»

Zelota – który aż do teraz walczył z Tomaszem, usiłującym mu dać wody na zmęczone nogi – przybiega, mówiąc: «Mam go tu, w pasie.»

Otwiera wewnętrzną kieszeń szerokiego pasa z czerwonej skóry i wyciąga z niej zwój, teraz spłaszczony.

«To od Twej Matki. Gdy byliśmy blisko Betanii, spotkaliśmy Jonatana, który szedł do Łazarza z listem i z wieloma innymi rzeczami. Jonatan idzie do Jerozolimy, gdyż Chuza porządkuje swój pałac... Być może Herod udaje się do Tyberiady... i Chuza nie chce mieć żony blisko Herodiady» – wyjaśnia Iskariota, gdy tymczasem Jezus rozwiązuje węzły rulonu i rozwija go.

Apostołowie rozmawiają, a Jezus czyta z uśmiechem szczęścia słowa Mamy. Potem mówi:

«Słuchajcie! Jest coś dla Galilejczyków. Moja Matka pisze:

“Dla Jezusa, Mojego słodkiego Syna i Pana, pokój i błogosławieństwo. Jonatan, sługa swego Pana, przyniósł mi miłe podarunki od Joanny, która prosi o błogosławieństwo jej Pana dla niej, dla małżonka i całego domu. Jonatan powiedział mi, że z polecenia Chuzy udaje się do Jerozolimy z nakazem otwarcia pałacu syjońskiego. Błogosławię Boga za to, bo mogę Ci przekazać Moje słowa i błogosławieństwa. Maria Alfeuszowa i Salome też przesyłają synom pocałunki i błogosławieństwa. A ponieważ Jonatan był nadzwyczaj dobry, są i pozdrowienia żony Piotra dla jej oddalonego małżonka, a nawet rodzin Filipa i Natanaela. Wszystkie niewiasty, o mężowie oddaleni, przesyłają wam odzież na zimowe miesiące, wykonaną igłą i na warsztacie tkackim, oraz owoc pracy w ogrodzie – słodki miód. Radzimy wam brać go z bardzo ciepłą wodą w wilgotne wieczory. Uważajcie na siebie. To właśnie matki i małżonki każą mi wam przekazać, dlatego to mówię. Mówię to też Memu Synowi. Nie poświęcałyśmy się nadaremnie, wierzcie w to. Korzystajcie ze skromnych podarunków, które my, uczennice uczniów Chrystusa, dajemy sługom Pana. Dajcie nam tylko tę radość, że jesteście zdrowi.

Myślę, że teraz już od prawie roku, Mój Synu umiłowany, nie jesteś tylko dla Mnie. Wydaje Mi się, że powróciłam do czasów, gdy byłeś już tu, gdyż czułam małe serduszko bijące w Moim łonie, ale mogłam też powiedzieć, że nie było Cię jeszcze, byłeś bowiem oddzielony przegrodą, która przeszkadzała głaskać Twe umiłowane ciało, i mogłam tylko adorować Twego ducha, o Synu Mój i godny czci Boże. Teraz też wiem, że jesteś tu, i że Twoje serce bije wraz z Moim, nigdy nie oddzielone ode Mnie, nawet jeśli jest oddalone. Nie mogę Cię jednak głaskać, słuchać, usługiwać Ci, uwielbiać Cię, Mesjaszu Pana i Jego biednej służebnicy.

Joanna chciała, abym poszła do niej. Nie chciała być sama w czasie Święta Świateł. Wolałam jednak pozostać tu, z Marią, by zapalić światła dla Mnie i dla Ciebie. Ale nawet gdybym była największą królową na ziemi i gdybym mogła zapalić tysiące i dziesiątki tysięcy świateł, byłabym pogrążona w nocy, bo Ciebie tu nie ma. Wtedy byłam w doskonałej światłości – w tamtej ciemnej grocie, gdy miałam Cię na Moim sercu, Światłość dla Mnie i Światłość dla świata. To po raz pierwszy mówię sobie: “Moje Dziecko dzisiaj ma rok więcej”, a nie mam [przy Sobie] Mojego Dziecka. I to będzie smutniejsze niż Twoje pierwsze urodziny w Matarea. Ty wypełniasz Swoją misję, a Ja – Moją. Oboje wypełniamy wolę Ojca i pracujemy dla chwały Bożej. To osusza wszelką łzę.

Drogi Synu, rozumiem, co robisz, na podstawie tego, co Mi powiedziano. Jak morskie fale przynoszą głos pełnego morza do wnętrza zatoki samotnej i zamkniętej, tak echo Twej świętej pracy dla chwały Pana dociera do naszego spokojnego domku, do Twojej Mamy, która cieszy się tym. Jednocześnie drży, bo choć wszyscy mówią o Tobie, jednak nie mówią z takimi samymi uczuciami. Przychodzą przyjaciele i ci, którym dobrze czyniłeś, by Mi powiedzieć: “Błogosławiony niech będzie Syn Twego łona!”. Przychodzą też Twoi nieprzyjaciele, którzy ranią Mi serce mówiąc: “Niech będzie przeklęty!” Ale za tych się modlę, bo to ludzie bardziej nieszczęśliwi niż poganie, którzy przychodzą Mnie pytać: “Gdzie jest mag, ten boski?” Oni nie wiedzą, że w swym błędzie wypowiadają wielką prawdę, gdyż Ty jesteś naprawdę kapłanem i wielkim, bo dawniej słowo to taki właśnie miało sens. I Ty jesteś boski, o Mój Jezu. Więc posyłam Ci ich mówiąc: “Jest w Betanii”. Myślę, że tak mam mówić, aż Mi dasz inne polecenia. I modlę się, za tych, którzy przychodzą szukać zbawienia – za tych, którzy [duchowo] umierają – ażeby znaleźli zbawienie dla wiecznego ducha.

A Ciebie proszę: nie martw się Moim cierpieniem. Ono jest wynagradzane przez tyle radości, przynoszonych Mi w słowach tych, którym uzdrowiłeś duszę i ciało. Maria miała i ma cierpienie jeszcze większe niż Moje. Tylko Mnie o tym powiedziała. Józef, syn Alfeusza, chce, abyś wiedział, że w czasie jego niedawnej podróży w interesach, jaką odbył do Jerozolimy, został zatrzymany i grożono mu z powodu Ciebie. To byli członkowie Wysokiej Rady. Myślę, że zostali poinformowani przez kogoś z możnych stąd. Któż bowiem mógłby wiedzieć, że Józef jest głową rodziny i Twoim bratem? Mówię Ci o tym, bo muszę być posłuszna jako niewiasta. Ale od siebie mówię Ci: chciałabym być blisko Ciebie, aby Cię umacniać. Jednak Ty decyduj, Mądrości Ojca, nie zważając na Moje łzy. Szymon, Twój [stryjeczny] brat, był prawie zdecydowany udać się w podróż [do Ciebie] wraz ze Mną. Ale surowość pory roku powstrzymała go, a bardziej jeszcze obawa, że Cię nie spotka. Powiedziano mu bowiem, tonem grożącym, że nie możesz zostać tam, gdzie jesteś.

Synu! Mój Synu! Mój godny czci i święty Synu! Stoję z ramionami wzniesionymi jak Mojżesz na górze, aby modlić się za Ciebie w czasie walki z nieprzyjaciółmi Boga i Twoimi nieprzyjaciółmi, Mój Jezu, którego świat nie kocha.

Zmarła Lia Izaakowa. Zmartwiłam się z tego powodu, gdyż była zawsze dla Mnie dobrą przyjaciółką. Jednak Moją największą troską jesteś Ty – daleko i nie kochany. Błogosławię Cię, Synu, i równocześnie przekazuję Ci pokój i błogosławieństwo. Proszę Cię, abyś go udzielił Twojej Mamie”.»

«Ci bezwstydnicy przychodzą nawet do domu!» – krzyczy Piotr.

A Juda Tadeusz wykrzykuje: «Józef.... mógłby zachować dla siebie tę wiadomość. Ale... śpieszył się z jej przekazaniem!»

«Wycie hieny nie przeraża żyjących» – wyrokuje Filip.

«Nieszczęściem nie są hieny, lecz tygrysy. Szukają żywej zdobyczy» – mówi Iskariota. Potem zwraca się do Zeloty:

«Powiedz, czego się dowiedzieliśmy.»

«Tak, Nauczycielu. Judasz miał rację obawiając się. Poszliśmy do Józefa z Arymatei i do Łazarza, jako Twoich jawnych przyjaciół. A potem, ja i Judasz – jakbym był towarzyszem jego dzieciństwa – do niektórych jego przyjaciół z Syjonu... I... Józef i Łazarz radzą Ci opuścić natychmiast to miejsce w czasie tych świąt. Nie zostawaj tu, Nauczycielu. To dla Twego dobra. Przyjaciele Judasza powiedzieli: “Uważajcie, bo już postanowiono przyjść Go zaskoczyć i oskarżyć... I właśnie w czasie tych dni świątecznych, gdy nie ma ludzi. Niech się wycofa na jakiś czas, aby zmylić te żmije. Śmierć Dorasa pobudziła ich jad i strach. Bo, poza nienawiścią, jest w nich strach. I strach ten każe im widzieć rzeczy nie istniejące, a nienawiść popycha ich nawet do mówienia kłamstw”.»

«Wszystko, wszystko o nas wiedzą! To obrzydliwe! Wszystko przekręcają! Wszystko wyolbrzymiają! A jeśli to nie wydaje im się wystarczające dla rzucenia klątwy, zmyślają. Budzi to we mnie obrzydzenie i przytłacza mnie. Mam ochotę uciec, iść... nie wiem... daleko. Ale poza Izrael, który jest samym grzechem...» – mówi Judasz, przygnębiony.

«Judaszu, Judaszu! Aby dać światu człowieka, kobieta nosi go przez dziewięć miesięcy. Ty zaś, aby dać światu poznanie Boga, chciałbyś to uczynić szybciej? To nie dziewięciu miesięcy, lecz tysięcy miesięcy będzie trzeba. I jak księżyc rodzi się i umiera w czasie każdego cyklu – ukazując się jak nowo narodzony, potem w pełni, potem ubywający – tak też będzie na świecie. Jak długo będzie istniał, zawsze będą fazy wzrastania i zmniejszania się religii. Ale nawet wtedy gdy będzie wydawała się martwa, będzie jednak żyła - jak księżyc, który istnieje, choć można by powiedzieć, że go już nie ma. A ten, kto będzie pracował dla tej religii, będzie miał pełną zasługę z tego, nawet jeśli na ziemi pozostanie tylko bardzo mała liczba wiernych dusz. Chodźmy dalej, bez łatwego entuzjazmu w tryumfach i bez zniechęceń w klęskach!»

«Ale jednak... odejdź stąd. My nie jesteśmy jeszcze zbyt silni. I czujemy, że przed Sanhedrynem będziemy się bać. Przynajmniej ja... Inni... nie wiem... Ale uważam, że jest nieroztropnie kusić los. Nie mamy serca trzech młodzieńców z dworu Nabuchodonozora.»

«Tak, Nauczycielu. Tak będzie lepiej.»

«I rozsądniej.»

«Judasz ma rację.»

«Widzisz, że nawet Twoja Matka i Twoi krewni...»

«... i Łazarz, i Józef...»

«Niech przyjdą tu na darmo.»

Jezus otwiera ramiona i mówi: «Niech będzie, jak chcecie. Ale potem tu wrócimy. Widzicie, ilu ludzi przybywa. Nie przymuszam ani nie wystawiam na próbę waszych dusz. Czuję, że nie są jeszcze gotowe... Ale zobaczmy, co przygotowały niewiasty.»

Wszyscy z iskrami radości w oczach i radosnymi okrzykami wyciągają z sakw paczki z ubraniami, sandałami, jedzeniem od matek i żon. Usiłują zainteresować Jezusa, aby podziwiał tak wielką łaskę Bożą. On jednak jest zatroskany i roztargniony. Czyta raz i drugi matczyny list. Ukrył się z lampą w najbardziej odległym rogu stołu, na którym są ubrania, jabłka, metalowe półmiski i sery. Zakrywając ręką oczy, wydaje się medytować. Cierpi.

«Popatrz, Nauczycielu, moja biedna małżonka... jaką piękną szatę mi zrobiła. A ten płaszcz z kapturem! Kto wie, ile się musiała namęczyć. Nie jest tak zręczna jak Twoja Matka» – mówi Piotr. Raduje się, trzymając w rękach swe skarby.

«Piękny, tak, piękny. To dzielna niewiasta» – odpowiada uprzejmie Jezus, ale wzrok ma bardzo daleki od tego, co Mu pokazują.

«Dla nas mama zrobiła dwie podwójne szaty. Biedna mama! Podobają Ci się, Jezu? Mają piękny kolor, prawda?» – mówi Jakub, syn Zebedeusza.

«Bardzo piękny, Jakubie. Będzie ci pasować.»

«Spójrz. Idę o zakład, że te paski zrobiła Twoja Matka. Ona tak ładnie haftuje. I także tę podwójną osłonę przed słońcem musiała wykonać Maryja. Ona jest taka sama jak Twoja. Szatę, nie... To z pewnością nasza mama ją utkała. Biedna mama! Po wylaniu tylu łez tego lata nie widzi dobrze i często nitka się przerywa. Kochana mama!» – Juda, syn Alfeusza, całuje ciężką czerwono-kasztanową szatę.

«Nie cieszysz się, Nauczycielu – zauważa w końcu Bartłomiej. – Nawet nie patrzysz na rzeczy, które Ci posłano.»

«Nie może się cieszyć» – odpowiada Szymon Zelota.

«Rozmyślam... Ale... Spakujcie wszystko. Ułóżcie wszystko na miejsce. To nie czas, by dać się przyłapać. I nie złapią nas. Gdy zapadnie noc, w świetle księżyca pójdziemy w stronę Dok, potem do Betanii.»

«Dlaczego do Dok?»

«Tam umiera pewna kobieta i czeka na Moje uzdrowienie.»

«Nie pójdziemy do zarządcy?» [– pyta Andrzej.]

«Nie, Andrzeju, do nikogo. W ten sposób nikt nie będzie kłamał, że nie wie, gdzie jesteśmy. Wam zależy, żeby nas nie śledzono, Mnie zaś, żeby nie sprawiać kłopotów Łazarzowi.»

«Ale Łazarz czeka na Ciebie.»

«I pójdziemy do niego lub raczej... Szymonie, czy ugości Mnie dom twego dawnego sługi?»

«Z radością, Nauczycielu. Wiesz teraz wszystko. Mogę więc Ci powiedzieć w imieniu Łazarza, w moim imieniu i w imieniu tego, który tam się znajduje: dom należy do Ciebie.»

«Chodźmy szybko, abyśmy byli w Betanii przed szabatem.»

Kiedy wszyscy rozchodzą się z lampami - przygotować, co jest potrzebne do niespodziewanego wymarszu – Jezus zostaje sam. Wchodzi Andrzej, idzie do Jezusa i mówi Mu:

«A ta niewiasta? Żal mi ją opuścić... teraz, gdy była bardzo bliska, by przyjść... Jest przezorna... Widziałeś to...»

«Idź i powiedz jej, że powrócimy za jakiś czas. W międzyczasie niech rozmyśla nad twoimi słowami...»

«Nad Twoimi, Panie. Ja przekazałem tylko Twoje słowa.»

«Idź i zrób to szybko. Uważaj, żeby nikt cię nie widział. Zaprawdę, na tym złym świecie, niewinni muszą się zachowywać tak, jakby byli najgorsi...»

Wszystko kończy się dla mnie na tej wielkiej prawdzie.


   

Przekład: "Vox Domini"