Ewangelia według św. Mateusza |
Ewangelia według św. Marka |
Ewangelia według św. Łukasza |
Ewangelia według św. Jana |
Maria Valtorta |
Księga II - Pierwszy rok życia publicznego |
– POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA – |
78. POWRÓT DO BRODU NA JORDANIE,
W POBLIŻU JERYCHA
Napisane 18 lutego 1945. A, 4518-4525
«Dziwi mnie, że nie ma tu Chrzciciela» – mówi Jan do Nauczyciela.
Wszyscy znajdują się na wschodnim brzegu Jordanu, blisko znanego brodu, przy którym Chrzciciel przedtem chrzcił.
«Nie ma go też na drugim brzegu» – zauważa Jakub.
«[Może] go zatrzymali, mając nadzieję na nową sakiewkę – mówi Piotr. – Ci ludzie Heroda to łotrzy!»
«Przejdziemy na drugi brzeg i dowiemy się» – mówi Jezus.
Rzeczywiście przechodzą. Pytają jednego z przeprawiających się na drugi brzeg: «Czy Chrzciciel już tutaj nie chrzci?»
«Nie. Jest przy granicy Samarii. Do tego go doprowadzili! Święty musi mieszkać przy Samarytanach, aby umknąć przed obywatelami Izraela! I dziwicie się, że Bóg nas opuszcza? Jedna rzecz mnie zadziwia, że nie traktuje całej Palestyny jak Sodomy i Gomory!...»
«Nie czyni tego przez wzgląd na tych, którzy – choć nie są całkiem sprawiedliwi – pragną sprawiedliwości i lgną do pouczeń tych, którzy uczą świętości» – odpowiada Jezus.
«Zatem jest ich dwóch: Chrzciciel i Mesjasz. Pierwszego znam, bo mu służyłem tu, nad Jordanem, przywożąc do niego wiernych łodzią, bez opłaty. On mówił, że trzeba się zadowolić sprawiedliwą zapłatą. Wydawało mi się więc słuszne zadowolić się zapłatą za inne usługi, które wykonywałem. Myślałem, że to niesprawiedliwe – wymagać zapłaty za przyprowadzenie duszy na oczyszczenie. Przyjaciele traktowali mnie jak szaleńca. Ale w końcu... Zadowalam się tą odrobiną, którą mam. Kto może w tym znaleźć coś godnego potępienia? Zresztą widzę, że nie umarłem z głodu, i mam nadzieję, że przy śmierci Abraham uśmiechnie się do mnie.»
«Masz rację, mężu. Kim jesteś?» – pyta Jezus.
«O! Noszę bardzo wielkie imię i śmieję się z niego, bo znam się tylko na wiosłach. Nazywam się Salomon.»
«Masz mądrość, by osądzić, że ten, kto współpracuje w oczyszczeniu, nie powinien brudzić się braniem pieniędzy. Mówię ci: to nie tylko Abraham, lecz Bóg Abrahama uśmiechnie się do ciebie przy śmierci jako do wiernego syna.»
«O! Mój Boże! Naprawdę!? Tak mi mówisz? Kim jesteś?»
«Jestem Sprawiedliwym.»
«Posłuchaj. Powiedziałem ci, że jest tylko dwóch takich w Izraelu. Jeden to Chrzciciel, a drugi – Mesjasz. Czyż więc jesteś Mesjaszem?»
«Jestem.»
«O! Przedwieczne miłosierdzie! Ale... słyszałem raz faryzeuszy, jak mówili... Zostawmy to... Nie chcę zbrudzić sobie ust. Nie jesteś przecież tym, czym Cię nazwali. Języki obłudne, gorsze niż u żmii!...»
«Ja ci to mówię: nie jesteś daleko od Światłości. Żegnaj, Salomonie. Pokój z tobą.»
«Dokąd idziesz, Panie?»
Mężczyzna jest oszołomiony objawieniem. Ma zupełnie zmieniony ton głosu. Najpierw był śmiałym, przemawiającym człowiekiem, teraz – to adorujący uczeń.
«Idę do Jerozolimy przez Jerycho na święto Namiotów.»
«Do Jerozolimy? Ale... Ty także?»
«Jestem synem Prawa, Ja także. Nie usuwam Prawa. Daję wam światło i moc, aby je doskonale wypełniać.»
«Jednak Jerozolima już Cię nienawidzi! Chcę powiedzieć – wielcy, faryzeusze z Jerozolimy. Mówiłem Ci, że słyszałem...»
«Zostaw ich. Oni spełniają swoje zadanie, to co uważają za swój obowiązek. Ja spełniam Mój. Zaprawdę powiadam ci, że nic nie będą mogli uczynić, zanim nie nadejdzie godzina.»
«Jaka godzina, Panie?» – pytają uczniowie i przewoźnik.
«Tryumfu Ciemności.»
«Czy będziesz żył aż do końca świata?»
«Nie. Nastanie ciemność straszliwsza niż ciemność zgasłych gwiazd i planety umarłej wraz z wszystkimi ludźmi. Będzie to wtedy, gdy ludzie zduszą Światłość, którą Ja jestem. W wielu zbrodnia już nadeszła. Żegnaj, Salomonie.»
«Pójdę za Tobą, Nauczycielu.»
«Nie. Za trzy dni przyjdź do Bel Midrasz. Pokój z tobą.»
Jezus udaje się w drogę, pośrodku zamyślonych uczniów.
«O czym myślicie? Nie lękajcie się ani o Mnie, ani o siebie. Przeszliśmy przez Dekapol i Pereę i wszędzie widzieliśmy rolników przy pracy w polu. W niektórych miejscach ziemia była jeszcze pokryta słomą i perzem, wysuszona, twarda, porośnięta szkodliwymi chwastami, przyniesionymi i zasianymi przez letnie wiatry, niosącymi ziarna ze smutnych pustkowi. To były pola ludzi leniwych i korzystających z życia.
Gdzie indziej ziemia była już zaorana pługiem i pozbawiona – ogniem i ręką – kamieni, cierni i perzu. A to, co wcześniej było szkodliwe – to znaczy nieużyteczne rośliny – dzięki oczyszczeniu ogniem lub przycinaniem, stało się użyteczne jako kompost lub sole potrzebne dla użyźnienia gleby. Ziemia płakała z powodu boleści zadawanej przez lemiesz, który rozdzierał ją i zagłębiał się w nią, i z powodu palenia ogniem, który dotykał jej ran. Jednak na wiosnę będzie roześmiana i powie: “Człowiek mnie dręczył, ale po to, aby mi dać ten obfity plon, który jest moją ozdobą i pięknem.” Te pola należały do ludzi, którzy potrafią czegoś chcieć.
Jeszcze gdzie indziej ziemia była już w doskonałym stanie, pozbawiona nawet popiołu – prawdziwe łoże małżeńskie dla zaślubin gleby i ziarna, dla płodnego małżeństwa, które wyda plon kłosów, tak godny pochwały. To były pola ludzi szlachetnych, których zadowala jedynie praca doskonała.
Tak. Z sercami jest tak samo. Ja jestem Lemieszem, a Moje Słowo – Ogniem: dla przygotowania do wiecznego tryumfu.
Są tacy, którzy – leniwi lub korzystający z życia – jeszcze Mnie nie szukają. Nie chcą Mnie. Cieszą się tylko swymi grzechami i dążą do zaspokajania złych namiętności. Pięknem i ozdobą z zieleni i kwiatów wydają im się tylko ciernie i kolce, które śmiertelnie rozdzierają ich ducha, wiążą go i zamieniają w wiązkę chrustu [nadającego się do wrzucenia] do ognia Gehenny. W tej chwili Dekapol i Perea są takimi... i nie tylko one. Nie proszą Mnie o cuda, bo nie chcą przycinania słowem ani [wypalania] żarem ognia. Ale ich godzina nadejdzie.
Gdzie indziej są ludzie, którzy przyjmują to przycinanie i ten żar, ale myślą: “To uciążliwe, jednak mnie oczyszcza i uczyni mnie urodzajnym w dobre czyny.” To są ci, którzy nie mają heroizmu, by [samemu] czynić, jednak Mnie pozwalają działać. To pierwszy krok na Mojej drodze.
Są wreszcie i tacy, którzy pomagają Mi aktywną i niestrudzoną pracą. Wykonują Moją pracę. Nie chodzą, lecz przelatują drogą Bożą. Ci są uczniami wiernymi. To wy i inni rozproszeni w Izraelu.»
«Jednak jest nas mało... przeciw tak wielkiej liczbie. Niewiele znaczymy... [a mamy] przeciw sobie potężnych. Jak Cię bronić, gdy chcą Ci zaszkodzić?»
«Przyjaciele, przypomnijcie sobie sen Jakuba. Widział wielką liczbę aniołów, którzy wstępowali i zstępowali po drabinie prowadzącej z Nieba do patriarchy. Wielka liczba, a przecież to była zaledwie cząstka anielskich legionów... Otóż nawet gdyby wszystkie legiony – które śpiewają Bogu “Alleluja” w Niebiosach – zstąpiły i otoczyły Mnie, aby Mnie bronić, gdy nadejdzie godzina, nic by nie mogły uczynić. Sprawiedliwość musi się dokonać...»
«Chciałeś powiedzieć: niesprawiedliwość! Przecież Ty jesteś Święty i jeśli ktoś Cię krzywdzi, jeśli Cię nienawidzi, to jest niesprawiedliwy.»
«To dlatego mówię, że niektórzy już dokonali zbrodni. Ten bowiem, u kogo wylęga się myśl zbrodnicza, już jest mordercą. Jeśli [ta myśl] dotyczy kradzieży – już jest złodziejem; jeśli jest cudzołożna – już jest cudzołożnikiem; jeśli zdradliwa – już jest zdrajcą. Ojciec to wie i Ja to wiem. Jednak On pozwala Mi iść i idę Moją drogą, bo po to przyszedłem. Ale zbiory muszą dojrzeć i będzie jeszcze jeden i drugi zasiew, zanim Chleb i Wino zostaną dane ludziom na pokarm.»
«Wydamy więc ucztę radości i pokoju?»
«Pokoju? Tak. Radości? Także, jednak... o, Piotrze! O Moi przyjaciele! Ileż łez będzie między pierwszym i drugim kielichem! I to dopiero po wypiciu ostatniej kropli z trzeciego kielicha wielka będzie radość pośród sprawiedliwych i zostanie zapewniony pokój ludziom, którzy mają prawą wolę.»
«I Ty będziesz tutaj, prawda?»
«Ja?... A kiedyż brakuje głowy rodziny w czasie uroczystości? Czyż Ja nie jestem Głową wielkiej rodziny Chrystusa?»
Szymon Zelota, który w ogóle nie mówił, odzywa się jakby sam do siebie: «”Kim jest Ten, który przybywa w szatach szkarłatnych? Ten wspaniały w swoim odzieniu, który kroczy z wielką swą mocą?” “Jestem Tym, który mówi sprawiedliwie, i strzegę, aby ocalić.” “Dlaczego krwawa jest Twoja suknia i szaty Twe, jak u tego, który wygniata winogrona w tłoczni?” “Sam jeden wygniatałem je do kadzi. Nadszedł rok mojej odpłaty.”
«Zrozumiałeś, Szymonie...» – zauważa Jezus.
«Zrozumiałem, mój Panie.»
Obydwaj patrzą na siebie. Inni rozglądają się, zaskoczeni, i pytają jeden drugiego: «Ale czy on mówi o czerwonych szatach, które Jezus ma teraz na Sobie, czy też o purpurze królewskiej, w którą zostanie przyobleczony, gdy nadejdzie godzina?»
Jezus pogrąża się w myślach i wydaje się już nic nie słyszeć. Piotr bierze Szymona na bok i prosi go: «Ty, który jesteś mądry i pokorny, wyjaśnij swe słowa mojej niewiedzy.»
«Tak, bracie! Jego imię – to Odkupiciel. Kielichy pokoju i radości pomiędzy człowiekiem i Bogiem, pomiędzy ziemią i Niebem, On wypełni Swoim Winem, sam siebie wygniatając w cierpieniu z miłości do nas wszystkich. Będzie więc obecny, choć będzie się wydawało, że moc Ciemności zgasiła Światło, którym jest On sam. O! Trzeba Go bardzo kochać, tego Chrystusa, naszego Chrystusa, bo wielu odmówi Mu miłości. Postępujmy tak, aby w godzinie zmiażdżenia Go nie można było odnieść do nas skargi Dawida: “sfora psów... – a my pomiędzy nimi – ...mnie opadła”.
«Tak mówisz?... Jednak my będziemy Go bronić, nawet gdyby nam przyszło z Nim umrzeć» – zapewnia Piotr.
«Będziemy Go bronić... Jednak jesteśmy tylko ludźmi, Piotrze. I nasza odwaga stopnieje, zanim połamią Mu kości... Tak. Będziemy jak woda zamarznięta na niebie, którą grom topi zamieniając w deszcz, a wiatr ją zamraża na ziemi. Tacy jesteśmy! Tacy jesteśmy! Nasza obecna odwaga – która czyni nas Jego uczniami z powodu Jego miłości i bliskości, zagęszczając ją w mocną śmiałość – stopi się pod uderzeniem pioruna szatana i demonów... I co z nas zostanie? Następnie – po tym upokarzającym i koniecznym doświadczeniu – wiara i miłość na nowo nas umocni i staniemy się jak kryształ, który nie lęka się już, że się złamie. Jednak będziemy to potrafili i będziemy do tego zdolni, jeśli teraz będziemy Go bardzo kochać – gdy jeszcze Go posiadamy. Wtedy... tak, myślę, że wtedy – wskutek działania Jego słowa – nie będziemy nieprzyjaciółmi i zdrajcami.»
«Jesteś mędrcem, Szymonie. Ja... jestem niepiśmienny i wstyd mi stawiać Mu tak wiele pytań. Boli mnie, gdy widzę tak wiele powodów do łez... Popatrz na Jego twarz, wydaje się pogrążona w ukrytych łzach. Popatrz na Jego oczy. Nie patrzą ani na niebo, ani na ziemię. Są otwarte na świat, którego nie znamy. Jakże On się wydaje wyczerpany i przytłoczony Swoim działaniem! Wydaje się, że myśli Go postarzają. O! Nie potrafię znieść takiego widoku! Nauczycielu! Nauczycielu! Uśmiechnij się. Nie mogę patrzeć na Twój smutek. Jesteś mi drogi jak syn i oddam Ci pierś za poduszkę, aby Cię uśpić i sprawić, że będziesz śnił o innych światach... O! Przebacz mi, że powiedziałem o Tobie “syn”! To dlatego, że Cię kocham, Jezu.»
«Jestem Synem... To jest Moje Imię. Nie jestem już smutny. Widzisz? Uśmiecham się, bo jesteście dla Mnie przyjaciółmi. Oto tam jest Jerycho, całe zaczerwienione wieczorną zorzą. Niech dwóch z was idzie poszukać mieszkania. Ja wraz z innymi uczniami zaczekam przy synagodze. Idźcie.»
Wszystko się kończy, kiedy Jan i Juda Tadeusz odchodzą szukać gościnnego domu.