Ewangelia według św. Mateusza |
Ewangelia według św. Marka |
Ewangelia według św. Łukasza |
Ewangelia według św. Jana |
Maria Valtorta |
Księga II - Pierwszy rok życia publicznego |
– POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA – |
63. JEZUS NA JEZIORZE W TYBERIADZIE. POUCZENIE UCZNIÓW W POBLIŻU MIASTA
Napisane 5 lutego 1945. A, 4389-4403
Jezus przebywa ze wszystkimi Swoimi [uczniami]. Jest ich odtąd trzynastu i On. Znajdują się po siedmiu w łodziach, na Jeziorze Galilejskim. Jezus jest w łodzi Piotra, w pierwszej, z Piotrem, Andrzejem, Szymonem, Józefem i dwoma kuzynami. W drugiej znajdują się dwaj synowie Zebedeusza z innymi: Iskariotą, Filipem, Tomaszem, Natanaelem i Mateuszem. Łodzie z żaglem płyną szybko. Pcha je chłodny wiatr od północy, formujący na wodzie liczne lekkie zmarszczki, ledwie zaznaczone przez linie piany. Rysuje je jakby na tiulu turkusowego lazuru pięknego spokojnego jeziora. [Łodzie] suną naprzód, pozostawiając za sobą dwa ślady, które łącząc się stapiają radosne piany w jeden śmiejący się ślad na powierzchni wody. Płyną razem, choć łódź Piotra wyprzedza drugą o dwa metry.
[Siedzący] w łodziach, które zbliżyły się do siebie na odległość kilku metrów, wymieniają teraz uwagi i prowadzą rozmowy. Wnioskuję z tego, że Galilejczycy pokazują i wyjaśniają Judejczykom miejsca na jeziorze, mówią o handlu, różnych osobistościach, odległościach pomiędzy punktem wypłynięcia a celem, to znaczy między Kafarnaum a Tyberiadą. Łodzie nie służą do połowu, lecz do transportu osób.
Jezus siedzi na dziobie. W sposób widoczny cieszy Go otaczające piękno, cisza, cały ten czysty lazur nieba i wód, otoczonych zielonymi brzegami, na których rozsiane są wioski, całkiem białe na zielonym tle. Wyłączył się z rozmów uczniów, jest bowiem na samym dziobie, niemalże leży na stosie żagli. Często pochyla głowę w kierunku szafirowego lustra jeziora, jakby badał dno i jakby ciekawiło Go to, co żyje w bardzo przejrzystych wodach. Któż jednak wie, o czym myśli... Piotr zadaje Jezusowi dwa pytania. Pierwsze – czy nie przeszkadza Mu słońce, które jest wysoko na wschodzie, bo całkiem zalewa łódź promieniami jeszcze nie palącymi, lecz już ciepłymi. Drugie – czy chce, jak inni, chleba i sera. Jezus nic nie chce: ani żagla [do osłony], ani chleba. Piotr zostawia Go w spokoju.
[W pewnym momencie] drogę przecina grupa małych łodzi, których używa się do popływania po jeziorze. To rodzaj szalup bogato przyozdobionych purpurowymi baldachimami i wspaniałymi poduszkami. Hałasy, wybuchy śmiechu, wonności, ciągną się za nimi. Łódki pełne są pięknych niewiast i radosnych Palestyńczyków oraz Rzymian. Raczej Rzymian a przynajmniej “nie-Palestyńczyków”. Musi tam być kilku Greków. Zgaduję to ze słów młodego, szczupłego mężczyzny, smukłego, brunatnego jak dojrzała oliwka. Jest cały wystrojony. Nosi krótkie czerwone ubranie, obszyte u dołu, w ciężkim stylu greckim i ściśnięte w pasie paskiem – arcydziełem sztuki złotniczej.
Mówi: «Hellada jest piękna, lecz moja olimpijska ojczyzna nie ma tego lazuru ani tych kwiatów. I naprawdę nie można się dziwić, że boginie opuściły ją, aby tu przybyć. Obsypujmy boginki – nie greckie, lecz żydowskie – kwiatami, różami i hołdami...»
I rzuca na kobiety w swej łodzi płatki wspaniałych róż. Rzuca je też na sąsiednią łódź. Rzymianin mu odpowiada:
«Rzucaj, rzucaj, Greku! Jednak Wenus jest ze mną. Ja nie obrywam płatków. Zbieram róże z pięknych ust. To słodsze!»
Pochyla się, całując uśmiechnięte usta Marii z Magdali, na wpół leżącej na poduszkach, z głową na piersi Rzymianina.
Teraz łódki płyną dokładnie w kierunku ciężkich łodzi i – czy to z powodu niezręczności wiosłujących, czy to z powodu wiatru – niewiele brakuje, by się zderzyły.
«Uważajcie, jeśli wam życie miłe!» – woła rozgniewany Piotr, wykonując obrót, by poderwać łódź dla uniknięcia zderzenia. Zniewagi ze strony mężczyzn i okrzyki przerażenia kobiet dochodzą ich z łodzi. Rzymianie obrażają Galilejczyków krzycząc:
«Oddalcie się hebrajskie psy!»
Piotr i inni Galilejczycy nie pozostawiają zniewagi bez odpowiedzi. Szczególnie Piotr – czerwony jak grzebień koguta, stojąc w kołyszącej się łodzi, z rękami u bioder – odpowiada ciosem na cios, nie oszczędzając ani Rzymian, ani Greków, ani żydów, ani żydówek. Wręcz przeciwnie, adresuje do nich całą kolekcję zaszczytnych tytułów, których nie napiszę. Spór kończy się, gdy plątanina kilów i wioseł jest rozwiązana. Potem każdy płynie w swoją stronę.
Jezus ani przez chwilę nie zmienił pozycji. Siedział, jakby nieobecny, nie patrząc ani na łodzie, ani na ludzi w łodziach. Nie odzywał się do nikogo. Wsparty na łokciu ciągle patrzył na odległy brzeg, jakby nic się nie przydarzyło. Spadł na Niego rzucony przez kogoś kwiat. Nie wiem, skąd się wziął. Z pewnością od jednej z kobiet, słyszę bowiem wybuch śmiechu, towarzyszący temu gestowi. Ale On... nic. Kwiat uderza Go prawie w twarz i spada na deski, kończąc lot u stóp wrzącego Piotra. Gdy łodzie już się zaczynają oddalać, widzę, że Magdalena podniosła się i, stojąc, patrzy w kierunku wskazanym jej przez towarzyszkę grzechu. Wlepia piękne oczy w spokojną i zamyśloną twarz Jezusa. Jakże Jego twarz oddalona jest od świata!...
«Powiedz no, Szymonie! – odzywa się Iskariota [do Zeloty] – Ty, który jesteś Judejczykiem jak ja. Powiedz mi: ta piękna jasnowłosa [kobieta] na piersi Rzymianina, ta, która przed chwilą wstała, czyż to nie siostra Łazarza z Betanii?»
«Ja nic nie wiem – odpowiada sucho Szymon Kananejczyk. – Niedawno powróciłem pomiędzy żyjących, a ta niewiasta jest młoda...»
«Mam nadzieję, że nie chcesz mi powiedzieć, że nie znasz Łazarza z Betanii! Wiem dobrze, że to twój przyjaciel, a także i to, że byłeś u niego z Nauczycielem.»
«A jeśli tak jest?»
«Jeśli tak jest, powinieneś znać także grzesznicę, którą jest siostra Łazarza. Znają ją nawet w grobach! Od dziesięciu lat mówi się o niej. Zaledwie dorosła, a już okazała swą płochość. A od czterech lat!... Nie możesz nie wiedzieć o tym zgorszeniu, nawet jeśli przebywałeś w “dolinie umarłych”. Cała Jerozolima o niej mówiła. Wtedy Łazarz przeniósł się do Betanii... Zresztą, dobrze zrobił. Nikt więcej nie wszedłby już do jego wspaniałego pałacu na Syjonie, do którego ona jeszcze przychodziła, odchodziła... Chcę powiedzieć: nikt święty. Na wsi... też wie się o tym!... Ona jest teraz dla każdego, tylko nie dla swego domu... Obecnie jest z pewnością w Magdali... Znalazła jakąś nową miłość... Nie odpowiadasz? Możesz zaprzeczyć?»
«Nie zaprzeczam. Milczę.»
«A więc to ona? Nawet ty ją rozpoznałeś!»
«Widziałem ją, gdy była zupełnie młoda. Wtedy była czysta. [Dopiero] teraz widzę ją ponownie... jednak ją rozpoznaję. Chociaż jest bezwstydna, sylwetką przypomina matkę, świętą.»
«Dlaczego więc prawie zaprzeczyłeś, że jest siostrą twego przyjaciela?»
«Nasze rany i tych, których kochamy, usiłujemy ukryć, szczególnie jeśli jesteśmy szlachetni.»
Judasz wybucha wymuszonym śmiechem.
«Dobrze powiedziałeś, Szymonie. Jesteś człowiekiem szlachetnym» – zauważa Piotr.
«Ty też ją rozpoznałeś? Z pewnością chodzisz do Magdali sprzedawać ryby i kto wie, ile razy ją widziałeś!...»
«Chłopcze, wiedz, że jeśli człowiek jest zmęczony uczciwą pracą, niewiasty już nie pociągają. Kocha się jedynie prawe łoże swej małżonki.»
«E! Przecież to, co piękne, wszystkim się podoba! Przynajmniej się na to patrzy.»
«Po co? Po to, aby powiedzieć: “To nie jest danie na mój stół”? Nie. Wiesz, jezioro i mój zawód nauczyły mnie wielu rzeczy. Oto jedna z nich: ryba słodkowodna, mieszkająca w głębinach, nie jest przeznaczona do wody słonej ani do spiętrzonej wody na powierzchni.»
«Co chcesz przez to powiedzieć?»
«Chcę powiedzieć, że każdy powinien pozostać na swoim miejscu, aby nie umrzeć śmiercią tragiczną...»
«Umierałeś z powodu Magdaleny?» [– pyta Judasz.]
«Nie. Mam twardą skórę. Ale... powiedz no... może to ty czujesz się źle z jej powodu?»
«Ja? Nawet na nią nie spojrzałem!...»
«Kłamca! Założę się, że dobrze się usadowiłeś, aby się nie znaleźć w pierwszej łodzi. Po to, aby być bliżej... Nawet mnie byś ścierpiał, żeby być bliżej... Prawdą jest to, co mówię, bo po tak wielu dniach milczenia zaszczyciłeś mnie swym słowem.»
«Ja? Ależ ona mnie nawet nie widziała! Patrzyła cały czas na Nauczyciela!»
«Cha! Cha! Cha! A mówiłeś, żeś na nią nie patrzył! Jak to zrobiłeś, żeby widzieć, gdzie ona patrzy, nie patrząc na nią?»
Po uwadze Piotra wszyscy się śmieją, z wyjątkiem Judasza, Jezusa i Szymona Zeloty. Jezus ucina dyskusję, której wydawał się nie słuchać. Pyta Piotra: «To Tyberiada?»
«Tak, Nauczycielu. Zaraz przybiję do brzegu.»
«Poczekaj, czy możesz zatrzymać się w tej spokojnej zatoce? Chciałbym mówić tylko do was.»
«Sprawdzę dno i powiem Ci.»
Piotr zanurza długą żerdź i kieruje się powoli ku brzegowi.
«Tak, mogę, Nauczycielu. Czy mam się zbliżyć jeszcze bardziej?»
«Najbliżej jak możesz. Tam jest cień i pustka. To mi się podoba.»
Piotr dopływa do brzegu. Ląd jest najwyżej w odległości piętnastu metrów.
«Teraz dotknąłbym [już] dna» [– mówi Piotr.]
«Zatrzymaj się. Zbliżcie się jak najbardziej i posłuchajcie...»
Jezus wstaje z miejsca i idzie usiąść pośrodku łodzi, na ławeczce umieszczonej między krawędziami. Ma naprzeciw Siebie drugą łódź. Wokół Niego znajdują się uczniowie z Jego łodzi.
«Posłuchajcie. Wydaje się wam, że wyłączam się czasem z waszych rozmów i że jestem wtedy leniwym Nauczycielem, nie strzegącym własnych uczniów. Wiedzcie, że Moja dusza nie opuszcza was ani na chwilę. Czy kiedykolwiek obserwowaliście lekarza badającego chorego, którego choroba nie jest określona i objawy jej są sobie przeciwstawne? Obserwuje go bacznie, kiedy go odwiedza: czy śpi czy czuwa, rano lub wieczorem, kiedy milczy i kiedy mówi. Wszystko może być objawem ukrytej choroby i wskazówką dla jej odkrycia. Wszystko może wskazać właściwe postępowanie. Ja robię to samo z wami. Jesteście ze Mną połączeni niewidocznymi, lecz bardzo czułymi nitkami. One są przywiązane do Mnie i przekazują Mi nawet najlżejsze poruszenia waszego ja. Pozwalam wam wierzyć w waszą wolność, abyście coraz bardziej ujawnili, kim naprawdę jesteście. To tak jak uczeń lub szaleniec sądzi, że opiekun już go nie widzi. Jesteście grupą osób. Jednak tworzycie trzon, to znaczy coś jednego. Jesteście złożonym organizmem. Rodzi się on do istnienia. Badam wszystkie jego cechy, lepsze lub gorsze, aby je uformować, połączyć, utemperować, rozwinąć różnorodne możliwości i uczynić z nich coś jednego i doskonałego. To dlatego was badam i obserwuję, nawet gdy śpicie.
[por. Mt 5,13; Mk 9,50; Łk 14,34]
Czym jesteście? Czym powinniście być? Wy jesteście solą ziemi. Tym powinniście być: solą ziemi. Sól zabezpiecza mięso przed zepsuciem i także inne pokarmy. Czy jednak sól mogłaby coś posolić, gdyby nie była słona? To dzięki wam chcę posolić świat, aby dać mu niebiański smak. Jednak jak będziecie mogli solić, jeśli sami utracicie smak?
Co sprawia, że tracicie niebiański smak? To co jest ludzkie. Woda morska, z prawdziwego morza, nie jest dobra do picia, tak bardzo jest słona, prawda? A jednak, kiedy ktoś weźmie kubek wody morskiej i wleje ją do dzbana z wodą słodką, wtedy można ją wypić. Wtedy woda morska jest tak bardzo rozcieńczona, że traci swój ostry smak. To co ludzkie jest jak słodka woda, mieszająca się z waszą niebiańską słonością.
Przypuśćmy, że – gdyby to było możliwe – rzeka zmieniłaby swój bieg: zamiast do morza wpływałaby do jeziora. Czy można by w nim odnaleźć strumień morskiej wody? Nie. Zgubiłby się w tej masie słodkiej wody. Tak samo jest z wami, gdy zanurzacie waszą misję lub raczej topicie ją w tym co ludzkie. Jesteście ludźmi. Tak. Wiem o tym. Jednak kim Ja jestem? Ja jestem Tym, który ma w Sobie całą moc. Co robię? Przekazuję wam tę siłę, bo was powołałem. Po cóż jednak wam ją przekazywać, jeśli rozpraszacie ją pod lawinami ludzkich uczuć i doznań?
[por. Mt 5,14n; Mk 4,21; Łk 8,16; 11,33]
Wy jesteście i macie być światłem świata. Wybrałem was, Ja, Światłość Boża, aby nadal oświecać świat, gdy wrócę do Ojca. Czy jednak możecie dać światło, jeśli jesteście latarniami zgaszonymi lub kopcącymi? Nie. Niepewne kopcenie dopalającej się świecy jest gorsze niż jej całkowite zgaśnięcie. Waszym dymem zaciemnicie blask światła, który serca mogą jeszcze posiadać. O! Nieszczęśliwi ci, którzy – szukając Boga – zwrócą się do apostołów, którzy zamiast światła dają dym! Otrzymają zgorszenie i śmierć. Jednak przekleństwo i kara dotknie niegodnych apostołów. Wielkie jest wasze przeznaczenie, ale też wielka i budząca lęk wasza misja! Pamiętajcie, że ten, komu wiele dano, musi więcej dawać. A wy otrzymaliście najwięcej pouczeń i darów. Pouczyłem was Ja, Słowo Boże, i otrzymacie od Boga dar bycia “uczniami”, to znaczy kontynuatorami dzieła Syna Bożego.
Chciałbym, abyście nie przestali zastanawiać się nad tym, że zostaliście wybrani. Chciałbym, abyście badali ten wybór i go doceniali... Chciałbym, abyście zastanawiali się tylko nad tym, czy jesteście zdolni do wierności, czy zachowujecie wierność. Może nawet nie tyle nad tym, że jesteście grzeszni i zatwardziali, lecz – czy jesteście wierni. Jeśli nie ma w was zapału apostolskiego, trzeba odejść. Świat dla tego, kto go kocha, jest tak przestronny, tak piękny, odpowiedni, zróżnicowany! Ofiarowuje wszystkim kwiaty i owoce dla zmysłowych uciech. Ja ofiarowuję tylko jedną rzecz: świętość. Na ziemi to rzecz najskromniejsza, najbiedniejsza, najtrudniejsza, najbardziej ciernista i najbardziej prześladowana z tego, co istnieje. W Niebie jej skromność zamienia się we wspaniałość, jej ubóstwo – w bogactwo, jej ciernie – w kwietne dywany, jej trudność – w ścieżkę łatwą i przyjemną, jej prześladowanie – w pokój i szczęśliwość. Jednak być świętym, tu na ziemi, to heroiczny wysiłek. Ja jedynie to wam ofiarowuję.
Czy chcecie ze Mną pozostać albo nie macie do tego odwagi? O! Nie patrzcie na siebie zaskoczeni i zasmuceni! Usłyszycie jeszcze wiele razy, jak stawiam wam to pytanie. I kiedy je usłyszycie, myślcie o tym, że Moje serce płacze, bo jest zranione widząc was głuchych na Moje wezwania. Zbadajcie więc siebie, a potem osądźcie, uczciwie i szczerze, i zadecydujcie. Zadecydujcie, abyście nie byli potępieni. Powiedzcie: “Nauczycielu, przyjaciele, zdaję sobie sprawę, że nie jestem stworzony, by iść tą drogą. Daję wam pocałunek na pożegnanie i proszę: módlcie się za mnie”. To lepsze niż zdrada. Tak to lepsze...
Co mówicie? Kogo zdradzić? Kogo? Mnie. Moją sprawę, to znaczy sprawę Boga, bo Ja jestem jedno z Ojcem, a wy... tak, wy zdradzilibyście siebie. Zdradzilibyście wasze dusze, oddając je szatanowi. Chcecie pozostać żydami? Nie zmuszam was do zmiany. Jednak nie zdradzajcie. Nie zdradzajcie waszej duszy, Chrystusa i Boga. Przysięgam wam, że ani Ja, ani ci, którzy są Mi wierni, nie będą was krytykować ani nie wydadzą was na pogardę tłumu wiernych. Przed chwilą jeden z waszych braci powiedział wielkie słowa: “Rany nasze i tych, których kochamy, usiłujemy ukryć.” Ten, kto by [od nas] odszedł, byłby jak rana, gangrena na apostolskim organizmie. Oddzieliłby się z powodu nieuleczalnej gangreny, pozostawiając bolesną bliznę, którą ukrywalibyśmy z największą troską.
Nie, nie płaczcie wy, najlepsi. Nie płaczcie. Nie mam do was żadnej urazy i nie jestem nieprzejednany w stosunku do was, tak ociężałych. Dopiero co was przyjąłem i nie mogę domagać się, żebyście już byli doskonali. Nie będę na to oczekiwał nawet po latach – po tym jak powiem wam bezużytecznie sto i dwieście razy te same rzeczy. Co więcej, posłuchajcie: po latach będziecie mniej gorliwi niż w obecnej godzinie, gdy jesteście neofitami. Takie jest życie... Taki jest człowiek... traci się cały rozpęd po pierwszym skoku. Jednak (Jezus powstał gwałtownie) przysięgam wam, że Ja zwyciężę. Oczyszczeni przez naturalną selekcję, umocnieni napojem nadprzyrodzonym, wy, najlepsi, staniecie się Moimi bohaterami. Bohaterowie Chrystusa. Bohaterowie Nieba. Moc Cezarów stanie się prochem w porównaniu z królewską godnością waszego kapłaństwa. Wy, biedacy z Galilei, wy, nieznani Judejczycy, wy, nieliczni w masie otaczających was ludzi będziecie bardziej znani, wychwalani, szanowani niż Cezarzy, niż wszyscy Cezarzy, jakich ziemia miała i mieć będzie. Będziecie znani, będziecie błogosławieni w bardzo bliskiej przyszłości i przez najbardziej oddalone wieki, aż do końca świata. To dla tego najwyższego przeznaczenia was wybrałem. Wy macie szczere pragnienie i zdolność, aby iść za nim, a Ja nadaję podstawowe cechy waszemu apostolskiemu charakterowi.
Być zawsze czujnym i gotowym. Niech biodra wasze będą przepasane, zawsze przepasane, a wasze lampy zapalone, jak u ludzi, którzy muszą zaraz odejść lub pobiec na spotkanie z kimś, kto nadchodzi. Rzeczywiście, jesteście, będziecie – aż zatrzyma was śmierć – niestrudzonymi pielgrzymami w poszukiwaniu tego, kto błądzi. Dopóki śmierć was nie zatrzyma, dopóty będziecie musieli trzymać wasze lampy wysoko i zapalone dla wskazania drogi zagubionym, powracającym do owczarni Chrystusa.
Musicie być wierni Panu, który wam powierzył tę służbę. Wynagrodzony zostanie sługa, którego pan znajdzie zawsze czuwającego i którego śmierć zastanie w stanie łaski. Nie możecie, nie wolno wam mówić: “Jestem młody, mam czas na zrobienie tego i tamtego, a potem pomyślę o Panu, o śmierci, o mojej duszy.” Młodzi umierają tak jak starzy, silni – tak jak słabi. A starzy tak jak młodzi, silni tak jak słabi są wystawieni na atak pokusy. Wiedzcie, że dusza może umrzeć przed ciałem i że możecie nosić w waszym łonie – nie wiedząc o tym – gnijącą duszę. Śmierć duszy jest tak niedostrzegalna! To jak śmierć kwiatu. Bez krzyku, bez konwulsji... [Dusza] gaśnie, pozwalając na zamarcie swego płomienia, tak jak więdnie korona [kwiatu]. Potem – czasem po długim okresie, a czasem natychmiast – ciało uświadamia sobie, że nosi w sobie zwłoki toczone przez robactwo. Staje się ono szalone z przerażenia i zabija się, by umknąć przed tym związkiem... O, nie ucieknie! Wpada, naprawdę z zarobaczoną duszą, do plątaniny węży w Gehennie.
Nie bądźcie nieuczciwi jak pośrednicy lub adwokaci, którzy zajmują się równocześnie dwoma wrogo do siebie nastawionymi klientami. Nie bądźcie fałszywi jak politycy, którzy mówią: “przyjacielu” do tego lub tamtego, a okazują się potem ich wrogami. Nie próbujcie iść za dwoma sposobami postępowania. Nie żartuje się z Boga i nie oszukuje Go. Postępujcie wobec ludzi, tak jak postępujecie wobec Boga, gdyż obrażanie ludzi jest obrażaniem Boga. Troszczcie się o to, żeby Bóg widział was takimi, jakimi chcecie, aby widzieli was ludzie.
Bądźcie pokorni. Nie możecie wyrzucać waszemu Nauczycielowi, że taki nie jest. Dam wam przykład. Działajcie tak, jak Ja działam. Bądźcie pokorni, łagodni, cierpliwi. Tak zdobywa się świat. Nie – gwałtem i siłą. Bądźcie silni i gwałtowni [walcząc] z własnymi wadami. Wyrwijcie je, nawet gdybyście musieli wyrwać sobie serce. Powiedziałem wam przed kilkoma dniami, żebyście czuwali nad waszymi spojrzeniami. Jednak nie umiecie tego czynić. Mówię wam: lepiej stać się ślepym – wydłubując sobie oczy pełne pożądań – niż stać się rozwiązłym.
Bądźcie szczerzy. Ja jestem Prawdą. Tak w rzeczach z Wysoka, jak w sprawach ludzkich. Chcę, abyście i wy byli szczerzy. Po co oszukiwać Mnie, braci, bliźniego? Po co zabawiać się oszukiwaniem? Kogo? Choć jesteście pyszni, nie macie poczucia godności, by powiedzieć: “Nie chcę, aby odkryto we mnie kłamcę”? I bądźcie szczerzy wobec Boga. Czy sądzicie, że możecie Go oszukać modlitwami długimi i pozornymi? O! Biedni synowie! Bóg widzi wasze serca!
Bądźcie dyskretni w czynieniu dobra. Nawet dając jałmużnę. Pewien celnik potrafił tak robić, nawet przed swym nawróceniem. Czyż wy nie umielibyście tak postępować? Tak, pochwalam cię, Mateuszu, za dyskretną ofiarę, jaką co tydzień sami – tylko Ojciec i Ja – znaliśmy. Ciebie daję za przykład. Ta powściągliwość jest także formą czystości, przyjaciele. Nie odkrywajcie waszej dobroci, tak samo jak nie obnażylibyście młodej dziewczyny na oczach tłumu. Bądźcie czyści, czyniąc dobro. Dobre działanie jest czyste, gdy nie łączy się z kryjącą się za nim myślą o pochwale lub szacunku ani z żadnymi pysznymi uczuciami.
Bądźcie małżonkami wiernymi powołaniu Bożemu. Nie możecie służyć dwom panom. Łoże małżeńskie nie jest równocześnie dla dwóch małżonek. Bóg i szatan nie mogą dzielić waszych objęć. Bóg i szatan nie mogą dzielić potrójnego objęcia człowieka, bo to byty przeciwstawne sobie. Sprzeciwiajcie się pragnieniu złota jak i pragnieniu ciała, pragnieniu cielesnemu oraz pragnieniu władzy. Oto, co daje wam szatan. O! Jego złudne bogactwa! Zaszczyty, sukcesy, władza, pieniądze – to nieczyste towary, które nabywacie za cenę waszych dusz. Poprzestawajcie na małym. Bóg daje wam to, co konieczne. To wystarczy. On wam to zapewnia, tak samo jak ptakom powietrznym, a wy jesteście czymś o wiele większym niż ptaki. Jednak On chce od was ufności i umiarkowania. Jeśli macie ufność, On was nie zawiedzie. Jeśli jesteście umiarkowani, Jego codzienny dar wam wystarczy.
Nie bądźcie [w sercu] poganami, należąc z imienia całkowicie do Boga. Poganie są tymi, którzy bardziej niż Boga kochają złoto i władzę, aby wydawać się półbogami. Bądźcie święci, a będziecie podobni do Boga na wieczność.
Nie bądźcie nieprzejednani. Wszyscy jesteście grzesznikami. Pragnijcie być dla innych takimi, jakimi chcielibyście, by inni byli dla was, to znaczy współczujący i gotowi wybaczyć.
Nie osądzajcie. O! Nie osądzajcie! Od niedawna jesteście ze Mną, a już widzieliście, ileż razy Ja, niewinny, byłem błędnie, źle osądzany. Byłem posądzany o nie istniejące grzechy. Źle osądzać – to obrażać. Tylko ten, kto jest naprawdę święty, nie odpowiada zniewagą na zniewagę. Powstrzymajcie się więc od obrażania, aby was nie obrażano. Nie uchybicie w ten sposób ani miłości, ani świętej, drogiej i słodkiej pokorze, która – wraz z czystością – jest nieprzyjaciółką szatana. Przebaczajcie, zawsze przebaczajcie. Powiedzcie: “Przebaczam, o Ojcze, aby od Ciebie otrzymać przebaczenie za moje niezliczone grzechy.”
Doskonalcie się z godziny na godzinę, cierpliwie, stanowczo, heroicznie. Czy ktoś wam mówi, że stać się dobrym to łatwe? Mówię wam: to najcięższa praca. Jednak Niebo jest zapłatą i warto wyczerpać się w tym wysiłku.
Kochajcie. O! Jakież słowo, jakie słowo mam wyrzec, aby wpoić w was miłość? Żadne [słowo] nie jest zdolne nawrócić was ku miłości, biedni ludzie, pobudzani przez szatana! Zatem mówię: “Ojcze, przyspiesz godzinę oczyszczenia. Ta ziemia jest wysuszona i ta trzoda jest chora, Twoja trzoda. Jednak jest rosa, która może wszystko zmiękczyć i oczyścić. Otwórz, otwórz źródło tej rosy. To Mnie, to Mnie musisz otworzyć, Ojcze. Oto Ja, Ojcze! Płonę, by wypełnić Twe życzenie, które jest Moim pragnieniem i Tego, który jest Odwieczną Miłością. Ojcze, Ojcze, Ojcze! Popatrz na Twego Baranka i bądź Tym, który poświęca Go na ofiarę.”»
Jezus mówi naprawdę w natchnieniu. Stoi z rozłożonymi ramionami, z twarzą zwróconą ku Niebu. W białym lnianym odzieniu odbija się od lazuru jeziora jak modlący się archanioł.