Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga II - Pierwszy rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA    –

44. JEZUS NA GÓRZE POSTU I PRZY SKALE KUSZENIA

Napisane 17 stycznia 1945. A, 4213-4229

Piękny świt w dzikim rejonie. Jutrzenka ponad górskim wzniesieniem. [Pojawia się] zaledwie pierwszy blask dnia. Na niebie widać ostatnie gwiazdy. Świeci jeszcze cienki rożek ubywającego księżyca, jak srebrny przecinek na ciemnym welurze nieba.

Wydaje się, że to samotna góra bez połączenia z innymi łańcuchami. Jednak to prawdziwa góra, a nie – wzgórze. Wierzchołek jest jeszcze o wiele wyżej, a już w połowie wysokości odkrywa się szeroki horyzont, co świadczy o tym, że to wzniesienie wyrasta o wiele powyżej poziomu ziemi. W orzeźwiającym rannym powietrzu toruje sobie drogę jeszcze niepewne światło białozielonkawej coraz jaśniejszej jutrzenki. Ukazują się kontury i zarysy, które rozmywała wcześniej mgła poprzedzająca dzień – wciąż mroczniejszy niż noc, bo światło gwiazd w tym przejściu pomiędzy nocą a dniem zmniejsza się i, powiedziałabym, zaciera się. Widzę, że góra jest skałą poprzecinaną szczelinami, tworzącymi groty, nory, górskie kryjówki. Tylko w miejscach – w których zgromadziło się nieco ziemi, aby móc wchłonąć wilgoć z nieba i ją zatrzymać – są kępki zieleni, rośliny nie mające nic poza kolczastą łodygą z rzadkimi liśćmi, drzewiaste krzewy tuż przy ziemi i rośliny, które wyglądają jak zielone pręty. Nie znam ich nazw.

W dole znajduje się przestrzeń jeszcze bardziej wysuszona, płaska, kamienista, która staje się coraz bardziej jałowa, w miarę jak zbliża się ciemne miejsce, co najmniej pięć razy dłuższe od swej szerokości. Sądzę, że chodzi o obfitą oazę, jaką wzbudzają podziemne wody w tym opustoszałym pejzażu. Jednak gdy światło staje się żywsze, widzę, że to przestrzeń wody – wody stojącej, ciemnej, martwej: jezioro nieskończonego smutku. W tym jeszcze nikłym świetle przywołuje to w mej pamięci wizję umarłego świata. Wydaje się, że jezioro wchłania w siebie ponuro wyglądające tu niebo i cały smutek otaczającego krajobrazu. Odnosi się wrażenie, że w nieruchomych wodach odbija się ciemna zieleń kolczastych roślin i sztywnej trawy. Na przestrzeni wielu kilometrów – na stokach wzniesień i na równinie – stanowią one jedyną ozdobę. Unosi się tu i rozpływa na całą okolicę jakaś czarodziejska moc mrocznego smutku. Jakże różni się to jezioro od promiennego i roześmianego jeziora Genezaret!

Duch staje się radośniejszy, gdy patrzy w górę, w niebo już absolutnie rozpogodzone, rozjaśniające się; gdy spogląda na światłość, która od wschodu rozszerza się jak błyszczący zalew. Jednak widok tej ogromnej połaci martwej wody ściska serce. Żaden ptak nad nią nie przelatuje. Nie ma żadnego zwierzęcia na jej brzegach. Nic. Gdy tak patrzę na to pustkowie, porusza mnie głos Jezusa:

«Oto jesteśmy na miejscu, na które chciałem was przyprowadzić.»

Odwracam się. Widzę za mną Jana, Szymona i Judasza, blisko kamienistego stoku góry, do którego prowadzi ścieżka... Trzeba by raczej powiedzieć: tam, gdzie długa praca wód w deszczowych porach spowodowała erozję wapiennych [skał], żłobiąc ledwo widoczny wielki kanał, służący wodom spływającym z góry i będący teraz drogą raczej dla dzikich kozłów niż dla ludzi. Jezus patrzy wokół i powtarza:

«To tu chciałem was przyprowadzić. Tu Chrystus przygotował się do Swojej misji.»

«Ależ tu nic nie ma!» [– wykrzykuje Judasz]

«Nic nie ma, jak powiedziałeś.»

«Z kim byłeś?»

«Z Moim Duchem i z Ojcem.»

«A! To był postój na kilka godzin!» [– mówi Judasz]

«Nie, Judaszu, nie na kilka godzin, lecz na wiele dni...»

«Kto Ci usługiwał? Gdzie spałeś?»

«Moim sługami były dzikie osły, które przychodziły spać nocą w swej jamie... w tej samej, w której również Ja się schroniłem. Miałem na Swych usługach orły, które mówiły Mi: “Nastał dzień”, gdy z dzikimi odgłosami wyruszały na polowanie. Moimi przyjaciółmi były małe zajączki, przychodzące skubać dziką trawę u Moich stóp... Moim pożywieniem i napojem było to, co stanowi pokarm i napój dzikich kwiatów: nocna rosa, a [w dzień] – światło słońca. Nic więcej.»

«Ale, po co?» [– pyta Judasz]

«Po to, aby się dobrze przygotować, jak powiedziałeś, do Mojej misji. Rzeczy dobrze przygotowane wieńczy powodzenie. Tak powiedziałeś. A Moja sprawa nie należy do małych, niepotrzebnych spraw [polegających na] postawieniu Siebie w świetle: Mnie, Pana panów. Polega ona na tym, by dać ludziom pojąć, kim jest Pan, i dzięki temu zrozumieniu sprawić, że pokochają Go w duchu prawdy. Nędzny to sługa Pana, który myśli o swoim sukcesie, a nie o tryumfie Boga! Kto szuka wyciągnięcia z tego korzyści, kto myśli o wzniesieniu się na tron wykonany... o! wykonany z Bożych spraw – poniżonych aż do walania się po ziemi tego, co jest sprawą Niebios... ten nie jest już sługą, nawet jeśli na takiego wygląda. To kupiec, handlarz, istota obłudna, która sama siebie zwodzi, oszukuje ludzi i pragnie oszukać Boga... To nieszczęśnik, który uważa siebie za księcia, a jest niewolnikiem... niewolnikiem demona – swego króla i swego pana kłamstwa. Tu, w tej kryjówce, Chrystus przez wiele dni żył w umartwieniu i na modlitwie, aby się przygotować do Swojej misji. A gdzie ty, Judaszu, chciałbyś, abym poszedł się przygotować?»

Judasz jest zmieszany, zdezorientowany. W końcu mówi:

«Nie wiem... Myślałem... do jakichś rabinów... do Esseńczyków... Nie wiem.»

«A mógłbym znaleźć rabina, który powiedziałby Mi więcej niż mówiła Mi moc i mądrość Boga? Czyż mógłbym Ja – Słowo Przedwieczne Ojca, które było, gdy Ojciec stwarzał człowieka, i które wie, jakim nieśmiertelnym duchem jest ożywiony i w jaką zdolność wolnego osądu wyposażył go Stworzyciel – czyż mógłbym iść szukać wiedzy i poznania do ludzi, którzy zaprzeczają nieśmiertelności duszy, odrzucają ostateczne zmartwychwstanie? Którzy zaprzeczają wolnej woli człowieka odrzucając tym samym cnoty i wady, czyny święte i złe, [sądząc, że wszystkim] kieruje przeznaczenie uznane za nieuchronne i niepokonane? Ach, nie!

Macie przeznaczenie, tak. Macie je. W umyśle Boga, który was stworzył, istnieje dla was przeznaczenie. Ojciec pragnie go dla was i jest to przeznaczenie miłości, pokoju i chwały: “świętość, która czyni was Jego synami”. Takie jest przeznaczenie, które obecne było w Bożej myśli, gdy z mułu został uczyniony Adam, i będzie obecne aż do stworzenia ostatniej duszy ludzkiej.

Jednak Ojciec nie gwałci waszej pozycji królewskiej. Król, jeśli jest więźniem, nie jest już królem: jest pozbawionym władzy. Jesteście królami, bo jesteście wolni w waszym małym osobistym królestwie: w waszym ja. W nim możecie robić, co chcecie i jak chcecie. Przed sobą macie, u granic waszego małego królestwa, Króla - przyjaciela i dwie wrogie potęgi. Przyjaciel wskazuje wam zasady, jakie wyznaczył dla uszczęśliwienia tych, którzy należą do Niego. Ukazuje wam je mówiąc: “Oto one. Dzięki nim macie zapewnione wieczne zwycięstwo.” Pokazuje je wam Ten, który jest Mądry i Święty, abyście mogli – jeśli tego chcecie – stosować je w życiu i zdobyć dzięki nim wieczną chwałę.

Dwoma wrogimi potęgami są szatan i ciało. Pod nazwą “ciało” ujmuję [ciało] wasze i świata, to znaczy przepych i pokusy świata: bogactwo, uroczystości, zaszczyty, moce pochodzące od świata, które się w nim znajdują, zdobyte nie zawsze bez oszustwa, których jeszcze mniej uczciwie się używa, jeśli człowiek dochodzi do ich [posiadania] przez zbieg okoliczności. Szatan, pan ciała i świata, zwraca się do nas sam i przez ciało. On także ma swoje zasady... O, ma je!... A ponieważ [wasze] “ja” otoczone jest ciałem – a ciało szuka ciała, jak cząsteczki żelaza kierują się ku magnesowi, i ponieważ śpiew Zwodziciela słodszy jest niż świergoty zakochanego słowika przy świetle księżyca w zapachu różanego krzewu – dlatego łatwiej jest iść ku jego zasadom, poddać się tym mocom i powiedzieć im: “Uważam was za przyjaciół. Wejdźcie.”

Wejdźcie... Czy widzieliście kiedykolwiek wspólnika [zła], który zawsze pozostaje uczciwy, nie domagając się sto razy więcej za okazaną jeden raz pomoc? Tak czynią [te zasady]. Wchodzą... Stają się paniami. Paniami? Nie – tyrankami. Przywiązują was, o ludzie, do swych galerniczych ław, przykuwają was do nich, nie pozwalają wam już zdjąć ich jarzma z karku, a ich bicze pozostawiają krwawe ślady, jeśli usiłujecie się uwolnić.

O! [Trzeba jednak] pozwolić na to bicie, które zamieni was w masę zmasakrowanego ciała. Umrze ono pod ich ciosami lub stanie się bezużyteczne do tego stopnia, że ich okrutna stopa je odepchnie. Jeśli potraficie zdobyć się na to męczeństwo, zadać sobie to męczeństwo, oto wtedy przechodzi Miłosierdzie. Tylko Ono może jeszcze mieć litość nad tą odpychającą nędzą, wobec której świat, jeden z dwóch panów, odczuwa odrazę i w którą drugi pan - szatan ciska z zemsty strzałami. A Miłosierdzie – jedyne, które przechodzi obok – pochyla się, przygarnia, troszczy się, leczy i mówi: “Chodź, nie lękaj się. Nie patrz na siebie. Twoje rany są już tylko bliznami, jednak są tak liczne, że przeraziłyby cię, tak cię zniekształcają. Jednak Ja na nie nie patrzę, patrzę na twoją wolę. Przez wzgląd na tę dobrą wolę jesteś naznaczony znakiem. I z powodu tego znaku mówię ci: kocham cię, chodź ze Mną” – i niesie ją do swego królestwa. Wtedy rozumiecie, że Miłosierdzie i królewska przyjaźń to ta sama Osoba. Odnajdujecie zasady, które On wam ukazywał i których nie chcieliście stosować. Teraz już chcecie tego... i dochodzicie najpierw do pokoju sumienia, a potem do Bożego pokoju.

Powiedzcie Mi więc: czy ten los został narzucony przez Jednego wszystkim, czy też każdy pragnął go osobiście dla siebie samego?»

«Każdy go chciał» [– odpowiada Szymon.]

«Dobrze osądzasz, Szymonie. Czyż mogłem – aby się przygotować – iść do tych, którzy zaprzeczają błogosławionemu zmartwychwstaniu i odrzucają dar Boga? [Nie, dlatego to] tu przyszedłem. Wziąłem Moją duszę Syna człowieczego i sam ją obrabiałem przez ostatnie dotknięcia, kończąc pracę trzydziestu lat uniżenia i przygotowania, aby doskonale rozpocząć Moją posługę. Teraz proszę was o pozostanie ze Mną przez kilka dni w tej kryjówce. Pobyt będzie mniej przygnębiający, bo będziemy czwórką przyjaciół broniących się przed smutkami, lękami, pokusami, potrzebami ciała. Ja byłem sam. To będzie mniej uciążliwe, bo teraz jest lato, a tu na wysokości jest górski wiatr łagodzący upał. Ja przybyłem tu pod koniec miesiąca Tebet i lodowaty wiatr wiał z ośnieżonych szczytów. Pobyt będzie mniej morderczy, gdyż będzie krótszy i mamy tu trochę żywności, która zaspokoi głód. W manierkach – które za Moim pozwoleniem dali nam pasterze – jest dość wody na ten krótki pobyt.

Ja... muszę wyrwać dwie dusze szatanowi. Jedynie pokutą można osiągnąć ten cel. Proszę was o pomoc. To także będzie służyło kształtowaniu. Poznacie, jak wyrywa się zdobycze Mamonie. Nie tyle słowami, co ofiarami... Słowa!... Szatański zgiełk przeszkadza je usłyszeć... Dusze będące zdobyczą Nieprzyjaciela unosi wir piekielnych głosów... Czy chcecie pozostać ze Mną? Jeśli nie chcecie, odejdźcie. Ja zostaję. Spotkamy się w Tekoa, blisko targowiska.»

«Nie, Nauczycielu, ja Ciebie nie opuszczę» – mówi Jan.

Wraz z nim woła Szymon:

«To dla naszego wyniesienia chcesz nas [mieć] ze Sobą w wyzwoleniu [tych dusz].»

Judasz... nie wydaje mi się ustosunkowany entuzjastycznie, ale przybiera odpowiednią minę... do tej sytuacji i mówi: «Zostaję.»

«Weźcie więc manierki, sakwy i zanieście je do środka. Zanim słońce stanie się upalne, połamcie drewno i zgromadźcie je przy wejściu. Noc jest tu chłodna, nawet w lecie, a niektóre zwierzęta są groźne. Zaraz zapalcie też jedną gałąź – tamtą, z gumodajnej akacji. Dobrze się pali. Przesuniemy ją wzdłuż szczelin, aby przegonić ogniem żmije i skorpiony. Idźcie...»

...[Widzę] to samo miejsce na górze, jednak teraz jest noc – noc bardzo gwieździsta. Nocny nieboskłon jest piękny, taki jakim cieszyć się mogą jedynie – jak sądzę – kraje należące już do tropikalnych. Gwiazdy są wielkie i świecą cudownym blaskiem. Wielkie konstelacje wyglądają jak brylantowe kiście, jasne topazy, blade szafiry, łagodne opale, delikatne rubiny. Migocą, zapalają się, gasną jak spojrzenie, kiedy powieki na chwilę zakrywają [oczy], i znowu nabierają jeszcze cudowniejszego blasku. Od czasu do czasu spadająca gwiazda znaczy niebo linią ognia i znika nie wiadomo gdzie za horyzontem. Ta świetlista linia wydaje się krzykiem radości gwiazdy oczarowanej swym lotem pośród nieogarnionych [niebieskich] łąk.

Jezus siedzi u wejścia groty i mówi do trzech [uczniów] siedzących wokół Niego. Chyba paliło się ognisko, bo pośrodku koła, jakie formują w czwórkę, na stosie głowni, widać jeszcze błyski żaru i jego odbicie czerwieni się na czterech obliczach.

«Tak, ten pobyt się skończył. Ten pobyt. Wtedy trwał czterdzieści dni... I jeszcze raz wam powtarzam: wtedy na tych wzgórzach była zima... i nie miałem jedzenia. Było trochę trudniej niż tym razem, prawda? Wiem, że cierpieliście i teraz. Odrobina [żywności], jaką mieliśmy i jaką wam dawałem, była niczym szczególnym dla [zaspokojenia] młodzieńczych apetytów. To było w sam raz, by zapobiec przewróceniu się ze słabości. Wody było jeszcze mniej z powodu skwarnego upału dnia. Mówicie, że nie było go w zimie. Tak, ale wtedy suchy wiatr, zstępujący ze szczytu, palił płuca. [Kiedy] wznosił się z równiny, przynosił pustynny pył i wysuszał jeszcze bardziej niż ten letni upał, który można złagodzić ssaniem kwaskowatych owoców, prawie już dojrzałych. Wtedy góra dawała jedynie wiatr i zniszczone mrozem trawy wokół szkieletów akacji.

Nie dałem wam wszystkiego [do jedzenia]. Zachowałem ostatnie chleby i ostatni ser z ostatnią manierką na powrót... Wiem, czym był powrót w stanie wyczerpania, w jakim się znalazłem po samotności na pustyni... Zbierzmy nasze rzeczy i chodźmy. Noc jest jeszcze jaśniejsza niż wtedy, gdy [tu] przybyliśmy. Nie ma księżyca, lecz niebo iskrzy się światłem. Chodźmy. Zachowajcie wspomnienie tego miejsca. Umiejcie przypomnieć sobie, w jaki sposób Chrystus przygotował się i jak przygotowują się apostołowie. Tak się przygotowują apostołowie, jak o tym pouczałem.»

Wstają. Szymon porusza gałęzią żar, roznieca go suchą trawą przed ugaszeniem stopami. W ogniu zapala gałąź akacji i trzyma ją w powietrzu przy wyjściu z groty. W tym czasie Judasz i Jan zbierają płaszcze, torby i manierki, z których tylko jedna jest jeszcze pełna. Potem [Szymon] gasi gałąź uderzając nią o skały. Bierze torbę i jak wszyscy inni zakłada płaszcz, mocuje go przy pasie, aby nie przeszkadzał w marszu.

Schodzą dróżką bardzo szybko, jeden za drugim, nie rozmawiając już ze sobą. Zmuszają do ucieczki małe zwierzątka skubiące resztki trawy, która przetrwała na słońcu. Droga jest długa i trudna. Wreszcie wychodzą na równinę. I tu jednak marsz nie jest zbyt swobodny. Kamienie i odłamki skalne toczą się zdradliwie pod nogami, raniąc je. Zamieniona w pył ziemia ukrywa je tak, że nie można ich uniknąć. [Poza tym] kolczaste krzewy, spalone słońcem, czepiają się stóp i utrudniają marsz, łapiąc za końce szaty. Jednak droga jest już bardziej prosta.

W górze gwiazdy są coraz piękniejsze. A oni idą, idą, idą godzinami. Ziemia jest coraz bardziej jałowa i coraz smutniejsza. Lśniące błyski iskrzą się w małych zagłębieniach ziemi, w otworach pomiędzy nierównościami terenu. Można by powiedzieć, że to błyski przyćmionych brylantów. Jan pochyla się, aby je zobaczyć. Jezus wyjaśnia mu:

«To podziemna sól. Ziemia jest nią przesycona. Wychodzi na powierzchnię z wiosennymi przyborami wód, a potem wysycha. Dlatego właśnie nie może tu przetrwać życie. Wschodnie morze przez głębokie żyły rozszerza śmierć na wielkim obszarze wokół [siebie]. Jedynie tam gdzie źródła słodkiej wody przeciwstawiają się jego działaniu, można znaleźć drzewa dające schronienie.»

Idą dalej. Potem Jezus zatrzymuje się blisko groty, przy której widziałam, jak kusił Go szatan.

«Zatrzymajmy się tu. Usiądźcie. Wkrótce zapieje kur. Od sześciu godzin idziemy i na pewno jesteście głodni, spragnieni, zmęczeni. Bierzcie, jedzcie i pijcie, siedząc wokół Mnie. Powiem wam jeszcze o jednej rzeczy, którą opowiecie przyjaciołom i światu.»

Jezus otwarł torbę i wyciągnął z niej chleb i ser. Łamie [je na części] i rozdziela. Nalewa wodę z tykwy do miseczki i również nią obdziela [uczniów].

«A Ty nie jesz, Nauczycielu?»

«Nie, [chcę] wam coś powiedzieć. Posłuchajcie. Kiedyś ktoś, pewien człowiek, zapytał Mnie, czy nigdy nie byłem kuszony. Zapytał Mnie, czy nigdy nie zgrzeszyłem. Pytał Mnie, czy w czasie kuszenia nigdy nie ustąpiłem. Był zaskoczony, że Ja, Mesjasz – aby wytrwać – prosiłem o pomoc Ojca mówiąc: “Ojcze, nie wódź Mnie na pokuszenie”...»

Jezus przemawia łagodnie, jakby opowiadał o wydarzeniu nikomu nieznanym... Judasz spuszcza głowę, jakby zmieszany. Jednak pozostali tak intensywnie wpatrują się w Jezusa, że nic nie zauważają. Jezus mówi dalej:

«...Teraz wy, Moi przyjaciele, będziecie mogli poznać to, co bardzo powierzchownie pojął tamten człowiek. Po Chrzcie, [który przyjąłem, choć] byłem czysty – ale nigdy człowiek nie jest dość czysty wobec Najwyższego, a pokora powiedzenia: “Jestem człowiekiem grzesznym”, jest już chrztem oczyszczającym serce – po Chrzcie przybyłem tutaj. Zostałem nazwany “Barankiem Bożym” przez tego, który – jako święty i prorok – widział Prawdę i widział Ducha zstępującego na Słowo i namaszczającego Je Swym krzyżmem miłości. Głos Ojca napełnił wtedy niebiosa dźwiękiem Jego słów: “Oto Mój Syn Umiłowany, w którym mam upodobanie”. Ty, Janie, byłeś obecny wtedy, gdy Jan powtórzył te słowa... Po Chrzcie, choć [jestem] czysty z natury i czysty dzięki Mej Osobie, chciałem “się przygotować”. Tak, Judaszu. Popatrz na Mnie. Moje oczy mówią ci to, czego jeszcze nie wypowiadają usta. Spójrz na Mnie, Judaszu. Patrz na twego Nauczyciela, który nie czuł się wyższym od człowieka z tego powodu, że był Mesjaszem. Choć wiedział, że będzie Człowiekiem, chciał nim być we wszystkim, z wyjątkiem ulegania złu. I tak to właśnie jest.»

Judasz podniósł teraz głowę i patrzy na Jezusa, którego ma naprzeciw siebie. Światło gwiazd sprawia, że oczy Jezusa błyszczą jak dwie gwiazdy oświetlając Jego blade oblicze.

«Aby się przygotować do bycia Nauczycielem, trzeba [najpierw] być uczniem. Ja wiedziałem wszystko jako Bóg. Moja inteligencja mogła Mi również pomóc zrozumieć – rozumowo i intelektualnie – walki człowieka. Jednak pewnego dnia jakiś Mój biedny przyjaciel, jeden Mój biedny syn mógłby Mi powiedzieć: “Ty nie wiesz, co to znaczy być człowiekiem, co znaczy mieć uczucia i namiętności”. Byłby to słuszny zarzut. Przybyłem tu, właśnie na tę górę, aby się przygotować... nie tylko do misji... lecz i na kuszenie. Widzicie? Tu, gdzie teraz jesteście, tu byłem kuszony. Przez kogo? Przez śmiertelnika? Nie. Zbyt nikła byłaby jego moc. Byłem kuszony przez samego szatana.

Byłem wyczerpany. Od czterdziestu dni nic nie jadłem... Dopóki jednak byłem zatopiony w modlitwie, wszystko się zacierało w radości rozmawiania z Bogiem: zacierało się, było znośne. Odczuwałem to jak materialne osłabienie, które ograniczało się do samej materii... Potem powróciłem do świata... na drogi świata... Odczuwałem potrzeby, jakimi żyje ten świat. Byłem głodny. Byłem spragniony. Odczułem przenikliwe zimno nocy na pustyni. Odczułem, że Moje ciało jest osłabione brakiem posiłku, posłania, długą drogą przebytą w tak wyczerpujących warunkach, że przeszkodziło Mi to iść dalej...

Ja bowiem też mam ciało, przyjaciele. Prawdziwe ciało. I jest ono poddane tym samym słabościom, jakie odczuwają wszystkie ciała. A wraz z ciałem mam też serce. Tak. Z człowieka wziąłem pierwszą i drugą z trzech części go konstytuujących. Wziąłem materię z jej wymogami i wrażliwość z jej uczuciami. Siłą Mojej woli nie dopuściłem, aby zrodziły się we Mnie jakiekolwiek złe namiętności. Pozwoliłem jednak wzrastać potężnie – jak stuletnim cedrom – świętym uczuciom synowskiej miłości, miłości do ojczyzny, do przyjaciół, do pracy i do wszystkiego, co wzniosłe i święte. Tutaj więc odczułem tęsknotę za oddaloną Mamą, doświadczałem potrzeby Jej troski o Moją kruchość człowieczą. Tu odczułem, jak odnawia się cierpienie oddzielenia od Jedynego, który potrafi kochać Mnie doskonale. Tu odczułem cierpienie, jakie jest dla Mnie zachowane, i głębię Jej boleści – biednej Mamy, której nie starczy łez, tak wiele będzie ich musiała wylać nad Swoim Synem z powodu ludzi. Tu doświadczyłem zmęczenia bohatera i ascety, który w chwili przeczucia, uświadamia sobie bezużyteczność Swego wysiłku... Zapłakałem... Smutek... jakby magiczne wezwanie dla szatana. Nie jest grzechem odczuwanie smutku w chwili udręczenia. Grzechem jest poddawanie się smutkowi i wpadanie w bezczynność lub rozpacz. Ale szatan przychodzi natychmiast, gdy widzi kogoś dotkniętego duchowym wyczerpaniem.

Przyszedł w szatach usłużnego podróżnika. Zawsze przybiera sympatyczny wygląd... Byłem głodny... w Moich żyłach [płynęła] krew trzydziestoletniego [człowieka]. On ofiarował Mi pomoc i rozpoczął od słów: “Powiedz tym kamieniom, aby stały się chlebem.” Ale jeszcze przedtem... tak... jeszcze przedtem mówił Mi o kobiecie... O! On potrafi o niej mówić. Zna ją do głębi. Rozpoczął od zepsucia jej, by z niej uczynić sojusznika w swoim dziele deprawowania. Ja nie jestem tylko Synem Bożym. Jestem Jezusem, rzemieślnikiem z Nazaretu.

Temu człowiekowi – który Mnie kiedyś pytał, czy znałem pokusę, i oskarżał Mnie prawie o niesprawiedliwe szczęście, bo nigdy nie zgrzeszyłem – temu człowiekowi powiedziałem: “To działanie uśmierza [pragnienie] zaspokojenia. Odparta zaś pokusa nie upada, lecz wzmaga się – szczególnie dlatego, że szatan ją pobudza.” Odrzuciłem podwójną pokusę: głodu kobiety i głodu chleba. Wiedzcie, że szatan proponował Mi [zaspokojenie] pierwszego – i miał rację, sądząc tylko po ludzku – [ukazując Mi kobietę] jako najlepszą sojuszniczkę, abym zyskał uznanie w świecie.

Pokusa, nie pokonana Moimi [słowami]: “Nie samymi zmysłami żyje człowiek” – zaczęła Mi wtedy mówić o Mojej misji. Po kuszeniu Młodzieńca, [pokusa] chciała zwieść [Mnie jako] Mesjasza. Skłaniała Mnie do unicestwienia niegodnych sług Świątyni poprzez cud... Jednak cudu, tego niebiańskiego płomienia, nie godzi się używać do robienia z niego wiklinowej obręczy, by służyła za koronę... I nie kusi się Boga, wymagając od Niego cudów dla ludzkich celów. A tego właśnie chciał szatan. Powód [rzucenia się ze Świątyni] przedstawiony [przez niego] stanowił tylko pretekst. Prawda była taka: “Otocz chwałą Siebie, bo jesteś Mesjaszem”. [Szatan chciał] Mnie doprowadzić do innej pożądliwości: do pychy.

Nie pokonany [jeszcze] przez Moje [słowa]: “Nie będziesz kusił Pana, twego Boga”, [szatan] usiłował Mnie podejść [posługując się] trzecią siłą swej natury: złotem. O, złoto! Wielką rzeczą jest chleb i bardzo wielką niewiasta dla tego, kto pożąda chleba i rozkoszy. Jakże wielką jest rzeczą poklask tłumów dla człowieka... Z powodu tych trzech rzeczy ileż jest popełnianych zbrodni! Ale Złoto... złoto... To klucz, który otwiera, środek zepsucia, alfa i omega dziewięćdziesięciu dziewięciu człowieczych działań na sto. Dla chleba i niewiasty człowiek [potrafi] stać się złodziejem. Dla [zdobycia] władzy – nawet zabójcą. Ale dla złota staje się bałwochwalcą. Król złota, szatan, ofiarował Mi swe złoto, abym go adorował... Przeszyłem go wiecznymi słowami: “Będziesz uwielbiał tylko Pana, twego Boga”. Wszystko to wydarzyło się tutaj.»

Jezus wstaje. Wydaje się wyższy niż zwykle na tle otaczającej Go równiny, w lekko fosforyzującym świetle gwiazd. Powstają też uczniowie. Jezus mówi dalej patrząc bardzo uważnie na Judasza:

«Wtedy przybyli aniołowie Pańscy... Człowiek wygrał potrójną walkę. [Syn] Człowieczy dowiedział się, co oznacza być człowiekiem, i zwyciężył. Był wyczerpany. Walka była bardziej wyczerpująca niż długotrwały post... Jednak duch górował... Sądzę, że Niebiosa zadrżały z radości w obliczu Mego dopełnienia jako stworzenia wyposażonego w poznanie. Sądzę, że od tej chwili weszła we Mnie moc cudu. Byłem Bogiem. Stałem się Człowiekiem. Teraz, pokonawszy zwierzę złączone z ludzką naturą, stałem się Bogiem-Człowiekiem. Jestem Nim. Jako Bóg mogę wszystko. Jako Człowiek wszystko znam. Postępujcie wy także tak jak Ja, jeśli chcecie czynić to, co Ja czynię. I czyńcie to na Moją pamiątkę.

Ten człowiek dziwił się, że poprosiłem o pomoc Ojca i że prosiłem Go, aby Mnie nie wodził na pokuszenie, czyli by Mnie nie pozostawiał na pastwę pokusy ponad Moje siły. Sądzę, że ten człowiek teraz, gdy o tym wie, już nie będzie się dziwił. Tak działajcie na Moją pamiątkę i aby zwyciężać jak Ja. Nigdy nie wątpcie – widząc Mnie silnym we wszystkich próbach życia, zwycięskim w walce z pięcioma zmysłami, z wrażliwością, z uczuciami – o Mojej naturze prawdziwego Człowieka i Boga. Pamiętajcie o tym wszystkim.

Obiecałem przyprowadzić was tam, gdzie poznacie Nauczyciela... od świtu Jego dnia – świtu czystego jak ten, który się budzi, do południa Jego życia. W to południe wyruszyłem na spotkanie zmierzchu Mojego życia...

Powiedziałem jednemu z was: “Ja także się przygotowywałem”. Widzicie, że to było prawdą. Dziękuję wam za to, że dotrzymaliście Mi towarzystwa zarówno w miejscu Mojego narodzenia jak i w miejscu Mojej pokuty. Już pierwsze zetknięcie się ze światem doprowadziło Mnie do osłabienia i przyniosło zniechęcenie. On jest zbyt niegodziwy. Teraz dusza Moja odżywiła się czymś najważniejszym: zjednoczeniem z Ojcem na modlitwie i w samotności. Mogę powrócić do świata, by wziąć ponownie Mój krzyż – Mój pierwszy krzyż Odkupiciela. Jest nim kontakt ze światem, w którym zbyt mało jest dusz, które nazywają się Maryja... które noszą imię Jan...

Teraz posłuchajcie, szczególnie ty, Janie. Wracamy do Matki i do przyjaciół. Proszę was, nie mówcie Matce o zatwardziałości, która przeciwstawiła się miłości Jej Syna. Zbytnio cierpiałaby z tego powodu. Przez to okrucieństwo człowieka będzie i tak bardzo cierpieć... tak, bardzo, bardzo. Nie dawajmy Jej tego kielicha już teraz. Kiedy zostanie Jej podany, będzie bardzo gorzki! Ta gorycz jak trucizna wśliźnie się do Jej świętych wnętrzności, do Jej żył; jak wąż, który będzie je kąsał, [usiłując] skuć lodem Jej serce. O! Nie mówcie Mojej Matce, że Betlejem i Hebron przegoniły Mnie jak psa! [Miejcie] dla Niej litość! Ty, Szymonie, jesteś dojrzały i dobry, jesteś roztropny i nie będziesz mówił, wiem o tym. Ty, Judaszu, jesteś Judejczykiem. Nie będziesz mówił przez wzgląd na swą ojczystą dumę. Jednak ty, Janie, jesteś młody i jesteś Galilejczykiem. Nie wpadaj w grzech pychy, krytykowania, okrucieństwa. Milcz. Później... później powiesz innym to, co teraz – zgodnie z Moją prośbą – masz okryć milczeniem. Nawet przed innymi [milcz]. Jest już tyle do opowiedzenia o tym, co dotyczy Chrystusa. Po co włączać to, co pochodzi od szatana i jest przeciwne Chrystusowi? Przyjaciele, czy Mi to przyrzekacie?»

«O, Nauczycielu! Oczywiście, że Ci to przyrzekamy! Bądź spokojny!»

«Dziękuję. Chodźmy do tamtej małej oazy. Tam jest źródło, zbiornik pełen świeżej wody, cień, zieleń. Droga ku rzece jest na skraju. Możemy znaleźć tam pożywienie i odpocząć aż do wieczora. Przy blasku gwiazd dojdziemy do rzeki, do brodu. Zaczekamy na Józefa albo przyłączymy się do niego, jeśli już przyszedł. Chodźmy.»

Wybierają się w drogę, podczas gdy na wschodzie pierwszy różowy brzask zapowiada nadchodzący dzień.


   

Przekład: "Vox Domini"