Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga II - Pierwszy rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

42. JEZUS W KARIOCIE. ŚMIERĆ STAREGO SAULA

Napisane 14 stycznia 1945. A, 4180-4196

Mam wrażenie, że najbardziej stroma część – to znaczy najściślejsze jądro gór Judei – znajduje się pomiędzy Hebronem a Juttą. Jednak mogę się mylić. Jeśli chodzi o dolinę otwierającą się szerzej ku dość obszernym przestrzeniom, [widzę tam] oderwane pojedyncze góry, nie tworzące łańcucha. Być może jest to jakiś klin pomiędzy dwoma łańcuchami [górskimi]. Nie wiem. Widzę to po raz pierwszy i nie rozumiem z tego zbyt wiele. Na dość wąskich polach, lecz dobrze utrzymanych – różnorodne uprawy zbóż: wszędzie jęczmień i żyto, także piękne winnice na ziemiach najbardziej nasłonecznionych. Potem, na wznoszącym się [terenie] drzewa: sosny, jodły oraz różne leśne rośliny. Droga... dyskretna prowadzi do małej wioski.

«To przedmieścia Kariotu. Proszę Cię, abyś wszedł do mego wiejskiego domu. Moja matka czeka tam na Ciebie. Potem pójdziemy do Kariotu» – mówi Judasz, który już nie umie się opanować, tak jest pobudzony.

Nie powiedziałam, ze Jezus jest już tylko z Judaszem, Szymonem i Janem. Nie ma pasterzy. Być może zostali na pastwiskach w Hebronie lub powrócili do Betlejem.

«Jak chcesz, Judaszu, ale moglibyśmy i tu się zatrzymać, by poznać twoją matkę.»

«O, nie! To wiejski dom. Moja matka przychodzi do niego w czasie zbiorów. Poza tym [okresem] jest w Kariocie. Nie chcesz, by moja osada Cię ujrzała? Nie chcesz im przynieść światła?» [– pyta Judasz]

«Oczywiście, że chcę, Judaszu. Wiesz już jednak, że nie zważam na prostotę miejsca, które udziela Mi gościny.»

«Dziś jednak jesteś moim gościem... a Judasz potrafi przyjmować.»

Idą jeszcze kilka metrów pomiędzy wiejskimi domkami. Zbliżają się mężczyźni i niewiasty, nawoływane przez dzieci. To oczywiste, że ciekawość została wzniecona. Judasz musiał narobić hałasu.

«Oto mój biedny dom. Wybacz jego ubóstwo.»

Jednak dom nie jest nędzny. To sześcian jednopiętrowy, lecz obszerny i dobrze utrzymany pośrodku bujnego i dostatniego warzywnika. Osobna, bardzo czysta dróżka prowadzi od drogi do domu.

«Czy pozwolisz mi pójść przed innymi, Nauczycielu?»

«Idź.»

Judasz odchodzi.

«Nauczycielu – mówi Szymon – Judasz przygotował wszystko z wielkim rozmachem. Nie wątpiłem, teraz jestem pewien. Ty mówisz, Nauczycielu, i masz rację: duch, duch... Ale on... on tego nie słyszy. On Cię nigdy nie zrozumie... albo bardzo późno» – poprawia się Szymon, by nie zasmucać Jezusa.

Jezus wzdycha i nic nie mówi. Judasz wychodzi z kobietą około pięćdziesięcioletnią. Jest dość wysoka, ale nie tak jak jej syn, który ma po niej czarne oczy i kręcone włosy. Jej oczy są jednak łagodne, raczej smutne, zaś oczy Judasza są władcze i chytre.

«Pozdrawiam Cię, Królu Izraela – mówi, pochylając się jak prawdziwa poddana. – Pozwól Twej służebnicy Ci usłużyć.»

«Pokój tobie, niewiasto. I niech Bóg będzie z tobą i z twoim synem.»

«O tak, z moim synem!»

To raczej westchnienie niż odpowiedź.

«Wstań, matko. Ja także mam Matkę i nie mogę pozwolić, byś Mi całowała stopy. W imię Mojej Matki daję ci pocałunek, niewiasto. Ona jest twoją siostrą... w miłości i bolesnym losie matek tych, którzy są naznaczeni.»

«Co chcesz powiedzieć, Mesjaszu?» – pyta Judasz nieco zaniepokojony.

Jezus jednak nie odpowiada. Całuje w policzki niewiastę, którą właśnie podniósł. Potem, trzymając ją za rękę, idzie w kierunku domu. Wchodzą do chłodnego pomieszczenia, zacienionego dzięki zasłonom w pasy. Wszystko jest gotowe: zimne napoje i również owoce. Matka Judasza przywołuje najpierw służącą, która przynosi wodę i ręczniki. Pani domu chce zdjąć Jezusowi sandały i obmyć pokryte kurzem nogi. Jednak Jezus protestuje:

«Nie, matko. Matka jest istotą zbyt świętą – szczególnie gdy jest tak szlachetna i dobra jak ty – abym mógł pozwolić, byś przyjęła postawę niewolnicy.»

Matka patrzy na Judasza... Dziwne spojrzenie. Potem wstaje. Jezus się odświeża. Kiedy chce nałożyć sandały, niewiasta podchodzi z parą nowych sandałów.

«To dla Ciebie, nasz Mesjaszu. Myślę, że dobrze je zrobiłam... jak chciał Judasz... Powiedział mi: “Nieco dłuższe od moich i takiej samej szerokości”.»

«Ale po co to, Judaszu?»

«Czy nie chcesz mi pozwolić, bym Ci ofiarował prezent? Czy nie jesteś moim Królem i Bogiem?»

«Tak, Judaszu, jednak nie powinieneś był sprawiać tyle kłopotu twej matce. Ty wiesz, jaki jestem...»

«Wiem. Jesteś święty. Jednak powinieneś się zaprezentować jako święty Król. To wzbudza szacunek. Dziewięciu na dziesięciu ludzi na świecie to głupcy. Trzeba więc takiej prezentacji, która wzbudza szacunek. Ja to wiem.»

Jezus ubrał nowe sandały z czerwonej skóry, z dziurkowanymi rzemykami i przyszwą aż do kostki. Są o wiele piękniejsze niż proste sandały rzemieślnicze, podobne do sandałów Judasza, jak czółenka, z których wychodzą tylko czubki palców.

«Jeszcze szata, mój Królu. Przygotowałam ją dla Judasza... Ale on Tobie ją oddaje. Jest z czystego lnu: świeża i nowa. Pozwól, by matka Cię ubrała... jakby chodziło o mojego syna.»

Jezus odwraca się, by spojrzeć na Judasza... ale nie odzywa się. Rozwiązuje Swą szatę przy szyi i opuszcza jasną tunikę z ramion pozostając tylko w spodniej tunice. Niewiasta podaje Mu piękną nową szatę. Podaje Mu również pas będący taśmą całą pokrytą haftem. Zwisa z niego sznur zakończony pomponami. Z pewnością te świeże i czyste szaty pasują na Jezusa, jednak On nie wydaje się zbyt szczęśliwy. W tym czasie pozostali obmyli się.

«Chodź, Nauczycielu. To owoce mego skromnego warzywnika, a to jest miód pitny, zrobiony przez matkę. Ty, Szymonie, może wolisz białe wino? Pij. Z mojej winnicy. A ty, Janie? To samo co Nauczyciel?»

Judasz tryska radością nalewając [napoje] do pięknych srebrnych kielichów. Pokazuje, jak jest zamożny. Matka mówi niewiele. Patrzy... patrzy... patrzy na swego Judasza... a potem znów patrzy na Jezusa... Jezus, zanim sam je, podaje jej najpiękniejszy owoc (wydaje mi się, że są to wielkie brzoskwinie – owoce żółtoczerwone, ale nie jabłka). A kiedy mówi [do niej]: “zawsze najpierw matka” – jej oczy zalewają się łzami.

«Mamo, czy reszta wykonana?» – pyta Judasz.

«Tak, synu, sądzę, że wszystko dobrze zrobiłam, jednak zawsze żyłam tutaj i nie wiem... nie znam zwyczajów królów.»

«Jakich zwyczajów, niewiasto? Jakich królów? Co zrobiłeś, Judaszu?»

«Czyż Ty nie jesteś Królem obiecanym Izraelowi? Nadszedł czas, aby świat Cię powitał [jako Króla] i to powinno po raz pierwszy zdarzyć się tu, w mojej osadzie, w moim domu. Czczę Ciebie pod tym tytułem. Z miłości do mnie i z szacunku dla Twego imienia Mesjasza, Chrystusa, Króla, jakim nazywali cię Prorocy z rozkazu Jahwe. Nie zaprzeczaj mi.»

«Niewiasto, przyjaciele, proszę was... muszę pomówić z Judaszem. Muszę mu udzielić kilku szczegółowych wskazówek.»

Matka i uczniowie wychodzą.

«Judaszu, co uczyniłeś? Czy do dziś aż tak mało Mnie zrozumiałeś? Po co Mnie poniżać, czyniąc ze Mnie potężnego tej ziemi, a nawet zarozumiałego, dążącego do [ziemskiej] potęgi? Czy nie rozumiesz, że to pomniejsza Moją misję, a nawet jej przeszkadza? Tak, przeszkadza, to niezaprzeczalne. Izrael jest poddany Rzymowi. Ty wiesz, co by się stało, gdyby chciano powstać przeciw Rzymowi i ktoś uczyniłby siebie ludowym przywódcą, gdyby [kogoś] podejrzewano o organizowanie wyzwoleńczej wojny. Widziałeś właśnie w tych dniach, jak rzucono się na Niemowlę, bo widziano w Nim przyszłego króla, według świata. I ty, ty! O! Judaszu, czego oczekujesz dla Mnie po tym cielesnym panowaniu? Czego się spodziewasz? Dałem ci czas do namysłu i do podjęcia decyzji. Rozmawiałem z tobą jasno od początku. Nawet cię odsunąłem, bo wiedziałem... bo wiem, tak, wiem, czytam, widzę, co jest w tobie. Dlaczego chcesz iść za Mną, jeśli nie chcesz być takim, jak Ja tego pragnę? Odejdź, Judaszu! Nie wyrządzaj szkody sobie i Mnie... Odejdź. Tak będzie lepiej dla ciebie. Nie jesteś robotnikiem do tej pracy.... To ciebie przerasta. W tobie jest pycha, pożądliwość ze swymi trzema odnogami.. duch panowania... nawet twoja matka się ciebie lęka... jest skłonność do kłamstwa... Nie, to nie taki powinien być ten, kto chce iść za Mną. Judaszu, nie ma we Mnie nienawiści do ciebie. Nie przeklinam cię. Mówię tylko z boleścią z powodu niemocy przemienienia kogoś, kogo kocham, mówię ci tylko: idź swoją drogą, zapewnij sobie miejsce w tym świecie, bo tego pragniesz, ale nie zostawaj ze Mną.

Moja droga!... Moje królowanie! O! Jakież będzie to cierpienie! Czy wiesz, gdzie będę Królem? Kiedy zostanie ogłoszona Moja Królewska Władza? To stanie się wtedy, gdy zostanę wyniesiony na hańbiącym drzewie, kiedy purpurą będzie Mi własna Krew, koroną – splecione ciernie, znakiem – szyderczy napis, a zamiast trąbek, cymbałów, organów i cytr pozdrawiających ogłoszonego Króla – bluźnierstwa całego ludu: Mojego ludu. A wiesz, przez czyje działanie wszystko to [nadejdzie]? Przez kogoś, kto Mnie nie zrozumie. Kto nic nie zrozumiał. [Przez] próżne serce z brązu, w którym pycha, zmysłowość, chciwość rozlały swe trucizny. Z nich zrodzi się plątanina węży, które staną się dla Mnie więzią, a... a dla niego – przekleństwem. Inni nie znają jeszcze tak dobrze Mego losu. Proszę cię, nie mów [im] o tym. Niech to pozostanie pomiędzy tobą a Mną. Zresztą... to było upomnienie... i będziesz [o tym] milczał, aby nie powiedzieć: “Zostałem skarcony...” Czy zrozumiałeś, Judaszu?»

Judasz jest tak czerwony, że aż fioletowy. Stoi przed Jezusem. Jest zmieszany. Spuścił głowę... Potem rzuca się na kolana i płacze z głową wspartą o kolana Jezusa.

«Kocham Cię, Nauczycielu. Nie odtrącaj mnie. Tak, jestem pyszny, jestem głupi, jednak nie odsyłaj mnie. Nie, Nauczycielu. To ostatni raz popełniam błąd. Masz rację, nie zastanowiłem się. Jednak nawet w tym błędzie jest miłość. Chciałem Cię przyjąć z takimi honorami... i żeby inni również Ci je oddawali... bo Cię kocham. Sam powiedziałeś przed trzema dniami: “Kiedy mylicie się bez złośliwości, lecz z nieznajomości tego, co jest prawdą, to nie jest błąd, lecz niedoskonały osąd, taki jak u dziecka. Ja jestem tu, aby uczynić was dorosłymi.” Oto, Nauczycielu, jestem u Twych kolan... Powiedziałeś, że będziesz dla mnie ojcem... [jestem] u Twych kolan, jakbyś był moim ojcem, i proszę Cię o przebaczenie. Proszę Cię, uczyń ze mnie “dorosłego”, świętego dorosłego... Nie odsyłaj mnie, Jezu, Jezu, Jezu... Nie! Nie wszystko jest we mnie złe. Widzisz, dla Ciebie wszystko opuściłem i przyszedłem. Jesteś dla mnie ważniejszy niż zaszczyty i korzyści, jakie otrzymywałem służąc innym. Ty, tak, Ty jesteś miłością biednego i nieszczęsnego Judasza, który chciałby Ci sprawiać jedynie radość, a przeciwnie – zadaje Ci ból...»

«Wystarczy, Judaszu. Jeszcze jeden raz, wybaczam ci...»

Jezus wydaje się zmęczony: «Przebaczam ci w nadziei... w nadziei, że w przyszłości Mnie zrozumiesz.»

«Tak, Nauczycielu, tak. A teraz mimo wszystko, teraz nie przygniataj mnie ciężarem odmowy. Uczyniłoby mnie to przedmiotem szyderstwa. Cały Kariot wie, że przybywam z Potomkiem Dawida, Królem Izraela, i przygotował się, aby Cię przyjąć w tym mieście... Sądziłem, że robię dobrze... przedstawiając Cię tak, abyś budził bojaźń i posłuszeństwo... [Chciałem to ukazać] Janowi i Szymonowi, a przez nich innym – tym, którzy Cię kochają, lecz traktują jak równego sobie... Nawet moja matka byłaby upokorzona jako matka syna-kłamcy pozbawionego rozumu. Ze względu na nią, mój Panie... i przysięgam Ci...»

«Nie Mnie przysięgaj, lecz przysięgnij samemu sobie, jeśli potrafisz, że nigdy już w ten sposób nie zgrzeszysz. Przez wzgląd na twoją matkę i na mieszkańców nie znieważę ich odejściem bez zatrzymania się. Wstań.»

«Co powiesz innym?» [– pyta Judasz.]

«Prawdę...»

«O, nie!»

«Prawdę, że wydałem ci polecenia na dziś. Zawsze jest sposób powiedzenia prawdy bez uszczerbku dla miłości. Chodźmy. Zawołaj twoją matkę i pozostałych.»

Jezus był surowy. Kiedy Judasz powraca z matką i uczniami zaczyna się na nowo uśmiechać. Kobieta bacznie obserwuje twarz Jezusa, lecz widzi na niej życzliwość. Uspokaja się. Wydaje mi się, że ma zatroskaną duszę. [Jezus mówi:]

«Pójdziemy do Kariotu? Odpocząłem i dziękuję ci, matko, za twą dobroć. Niech Niebiosa ci wynagrodzą i dadzą – z powodu miłości, jaką masz wobec Mnie – spoczynek i radość małżonkowi, którego opłakujesz.»

Niewiasta usiłuje ucałować rękę Jezusa. On jednak nie pozwala jej tego uczynić. Kładzie rękę na jej głowie i głaszcze ją.

«Wóz jest gotowy, Nauczycielu. Chodź.»

Podjeżdża wóz. Ciągną go woły. To piękny wóz, praktyczny. Położono na nim do siedzenia poduszki okryte czerwonymi pokrowcami.

«Wejdź, Nauczycielu.»

«Najpierw matka.»

Niewiasta wchodzi, następnie Jezus i inni.

«Tu, Nauczycielu» – mówi Judasz. Już nie nazywa Go “Królem”.

Jezus siada z przodu. Obok, blisko Niego, siada Judasz, z tyłu – niewiasta i uczniowie. Woźnica kłuje woły i kieruje nimi idąc z boku. To krótka trasa. Około czterysta metrów. Potem widać pierwsze domy Kariotu, który wydaje mi się małym, zwyczajnym miasteczkiem. Na nasłonecznionej drodze [stoi] mały chłopiec. Patrzy, a następnie [biegnie, jak] wystrzelony z procy. Kiedy wóz podjeżdża do pierwszych domów, znaczni [mieszkańcy] i lud są już tam, aby Go przyjąć: sukno i listowie, gałęzie i tkaniny wzdłuż całej drogi od jednego domu do następnego. Okrzyki radości i głębokie ukłony aż do ziemi. Jezus nie może zejść, więc z wysokości Swego chwiejnego tronu pozdrawia [wszystkich] i błogosławi.

Wóz toczy się naprzód, a potem zawraca wokół placu i wjeżdża w inną uliczkę. Zatrzymuje się przy domu z otwartymi drzwiami. Na progu stoją dwie, może trzy kobiety. Zatrzymują się. Wysiadają.

«Mój dom należy do Ciebie, Nauczycielu» [– mówi Judasz.]

«Pokój temu domowi, Judaszu, pokój i świętość.»

Wchodzą. Za przedsionkiem jest przestronna sala z niskimi miejscami do siedzenia i meblami przyozdobionymi markieterią. Z Jezusem i pozostałymi osobami wchodzą okoliczne osobistości. Ukłony, grzeczności, atmosfera uroczystego święta.

Wyniosły starzec wygłasza mowę: «To wielkie wydarzenie dla ziemi Kariotu – posiadać Ciebie, o Panie! Wielkie wydarzenie! Dzień szczęśliwy! To wielkie wydarzenie posiadać Ciebie i również widzieć, że jeden z synów [tej ziemi] jest Twoim przyjacielem i współpracownikiem. Błogosławiony ten, który Cię poznał przed wszystkimi innymi. Po stokroć bądź błogosławiony za to, że się ujawniłeś – Ty, Oczekiwany przez wszystkie pokolenia. Mów, Panie i Królu. Nasze serca czekają na Twoje słowa, jak ziemia wyschła i spalona czeka latem na pierwsze słodkie jesienne deszcze.»

«Dziękuję ci, kimkolwiek jesteś. Dziękuję mieszkańcom, którzy skłonili swe serca ku Słowu Ojca, ku Ojcu, którego jestem Słowem. Wiedzcie, że to nie Synowi Człowieczemu mówiącemu do was, lecz Panu Najwyższemu jest oddawane dziękczynienie i cześć za ten czas pokoju, w którym On odnowi z synami ludzkimi Swe złamane ojcostwo. Niech będzie uwielbiony prawdziwy Pan, Bóg Abrahama, który miał litość i miłość dla Swego ludu i dał mu obiecanego Odkupiciela. Nie Jezusowi, słudze Odwiecznej Woli, lecz tejże miłosnej Woli – dziękczynienie i uwielbienie.»

«Mówisz jak święty... Jestem przewodniczącym synagogi. To nie szabat, jednak przyjdź do mego domu wyjaśnić Prawo. Ty bowiem jesteś bardziej namaszczony Mądrością niż olejem konsekrującym królów.»

«Zaraz przyjdę» [– odpowiada Jezus.]

«Mój Pan jest być może zmęczony...» [– odzywa się Judasz]

«Nie, Judaszu, nigdy nie jestem zmęczony mówieniem o Bogu i nigdy nie chcę zawieść serc.»

«Chodź więc – mówi z naciskiem przewodniczący synagogi – cały Kariot jest tam! Czekają na Ciebie na zewnątrz.»

«Chodźmy.»

Wychodzą. Jezus [idzie] między Judaszem a przewodniczącym synagogi, wokół nich – znaczący mieszkańcy i tłum, tłum, tłum. Jezus przechodzi i błogosławi. Synagoga jest na placu. Wchodzą. Jezus podchodzi do miejsca, z którego się naucza. Zaczyna mówić. [Widzę] białość Jego wspaniałej szaty, natchnione oblicze i wyciągnięte w zwyczajowym geście ramiona.

«Ludu Kariotu, mówi Słowo Boga. Słuchajcie! Ten, który do was mówi, jest Słowem Boga. Jego władza pochodzi od Ojca i powróci do Ojca, kiedy dokona ewangelizacji Izraela. Niech serca otworzą się na prawdę, jak również duchy, aby nie zastygnąć w błędzie, z którego rodzi się zamęt.

Izajasz powiedział: “Przedmioty skradzione przez uzbrojonych żołnierzy, każdy płaszcz zbroczony krwią, pójdą na spalenie, na pastwę ognia. Albowiem Dziecię nam się narodziło, Syn został nam dany, na Jego barkach spoczęła władza. Nazwano Go imieniem: Przedziwny Doradca, Bóg Mocny, Odwieczny Ojciec, Książę Pokoju.” Oto Moje Imię. Pozostawmy Cezarom i Tetrarchom ich zdobycze. Co do Mnie, to dokonam kradzieży, lecz nie takiej, która zasługuje na karę ognia. Przeciwnie, wyrwę [bowiem] szatanowi z ognia liczne zdobycze, by je wprowadzić do Królestwa pokoju, którego jestem Księciem, i przyszłego wieku – wieczności, której jestem Ojcem.

Dawid – z którego rodu pochodzę, jak było to przepowiedziane przez tych, którzy mieli wizje dzięki ich świętości miłej Bogu i zostali wybrani, by o Nim pouczać – mówi: “Bóg wybrał jednego... mojego potomka... dzieło jednak jest wielkie, nie chodzi bowiem o przygotowanie domu dla człowieka, lecz siedziby dla Boga”.

Tak więc Bóg, Król królów, wybrał jednego, Swego Syna, by zbudować Swój dom w sercach. Przygotował na to materiał. O! Ileż złota miłości! Miedzi i srebra, żelaza i rzadkich gatunków drzew oraz szlachetnych kamieni! Wszystko to jest przechowywane w Jego Słowie i Ono wykorzystuje te materiały dla zbudowania w was siedziby Boga. Jednak jeśli człowiek nie pomoże Panu, na próżno Pan będzie chciał zbudować Swój dom. Na złoto odpowiada się złotem, na srebro – srebrem, na miedź – miedzią, a na żelazo – żelazem. Oznacza to, że za miłość trzeba dawać miłość; wstrzemięźliwość, aby służyć Czystości; wytrwałość, ażeby być wiernym; moc, aby wytrwać w dobru. Ponadto [trzeba] przynieść dziś kamień, jutro – drewno; dziś – ofiarę, jutro – pracę i budować, ciągle budować świątynię Boga w sobie.

Nauczyciel – Mesjasz, wieczny Król Izraela – wzywa was, odwieczny ludu Boży. Jednak On chce, abyście byli czyści dla tego dzieła. Precz z pychą! Bogu – uwielbienie. Precz z ludzkimi myślami, do Boga należy królestwo. Powiedzcie pokornie wraz ze Mną: “Wszystko należy do Ciebie, Ojcze. Dla Ciebie jest wszystko, co dobre. Naucz nas poznawać Cię i Tobie służyć w prawdzie”. Powiedzcie: “Kimże jestem?” I uznajcie, że będziecie czymś dopiero wtedy, gdy staniecie się oczyszczonymi siedzibami, w które Bóg będzie mógł zstąpić i w nich odpocząć.

Wszyscy pielgrzymi i obcy na tej ziemi, umiejcie się zjednoczyć i iść ku obiecanemu Królestwu. Drogą są przykazania, wypełniane nie z lęku przed karą, lecz z miłości do Ciebie, Ojcze Święty. Arką jest serce doskonałe, w którym znajduje się odżywcza manna mądrości i kwitnie gałąź czystej woli. Aby dom był oświetlony, przyjdźcie do Światłości świata. To Ja wam je przynoszę. Ja przynoszę wam Światłość. Nic innego. Nie posiadam bogactw ani nie obiecuję zaszczytów ziemskich, a jednak posiadam wszystkie nadprzyrodzone bogactwa Mego Ojca. Tym, którzy pójdą za Bogiem w miłości i miłosierdziu, obiecuję wieczną chwałę Niebios. Pokój wam.»

Ludzie, którzy słuchali z uwagą, szeptają nieco poruszeni. Jezus rozmawia z przewodniczącym synagogi. Idą przyłączyć się do innej grupy, być może [miejscowych] osobistości.

«Nauczycielu... czyżbyś nie był Królem Izraela? Mówiono nam...»

«Jestem Nim.»

«Ale powiedziałeś...»

«...że nie posiadam ani nie obiecuję ziemskich bogactw. Mogę mówić tylko prawdę. I tak jest. Znam wasze myśli. Błąd pochodzi z mylnej interpretacji i z wielkiego szacunku, jakim darzycie Najwyższego. Powiedziano wam: “Mesjasz nadchodzi”, a wy myśleliście, jak wielu w Izraelu, że Mesjasz i król to to samo. Wznieście wyżej waszego ducha. Obserwujcie to piękne letnie niebo. Czyż nie wydaje się wam, że tam się kończy, że jego granice są tam, gdzie przestrzeń wydaje się szafirowym sklepieniem? Nie, dalej są inne warstwy, czystsze, bardziej lazurowe – aż do niewyobrażalnego lazuru Raju, do którego Mesjasz wprowadzi sprawiedliwych, umarłych w Panu. Podobna jest różnica pomiędzy mesjańską władzą królewską, wyobrażoną sobie przez człowieka, a autentycznym królowaniem: zupełnie Boskim.»

«Czy jednak my, biedni ludzie, możemy wznosić nasze oczy aż to takich wysokości?»

«Wystarczy tego chcieć. Jeśli będziecie tego pragnąć, pomogę wam.»

«Jak więc mamy Cię nazywać, skoro nie jesteś królem?»

«Nauczycielem, Jezusem, jak chcecie. Jestem Nauczycielem i jestem Jezusem – Zbawicielem.»

Jakiś starzec mówi: «Posłuchaj, Panie. Przed wielu laty, bardzo dawno temu, w okresie spisu [ludności], doszła do nas wieść, że w Betlejem narodził się Zbawiciel... I ja poszedłem wraz z innymi... Widziałem Niemowlę takie jak inne, ale uwielbiałem Je z wiarą. Potem dowiedziałem się, że był inny, święty, imieniem Jan. Kto jest prawdziwym Mesjaszem?»

«Ten, którego uwielbiłeś. Drugi jest Jego Poprzednikiem – wielkim świętym w oczach Najwyższego, ale nie Mesjaszem.»

«Więc to byłeś Ty?»

«To byłem Ja. A co ujrzałeś wokół nowo narodzonego Dziecięcia, którym wtedy byłem?»

«Ubóstwo i schludność, szlachetność i czystość... Miły rzemieślnik, poważny, nazywał się Józef. Rzemieślnik, lecz z rodu Dawida. Młoda Matka, jasnowłosa i życzliwa, która nosiła imię Maryja. Wobec Jej wdzięku bledną najpiękniejsze róże Engaddi i brzydkie wydają się lilie królewskich kwietników. A Niemowlę miało wielkie niebiańskie oczy, jasnozłote włosy... Nic więcej nie widziałem... I słyszę jeszcze głos Matki, która mi mówi: “W Imię Mojego Syna mówię ci: niech Pan będzie z tobą aż do wiecznego spotkania i niech Jego Łaska idzie przed tobą na twojej drodze.” Mam osiemdziesiąt cztery lata... Jestem u kresu mojej drogi. Nie miałem już nadziei spotkać Łaski Boga. Jednak, przeciwnie – znalazłem Ją... i teraz nie chcę już widzieć innego światła jak Twoje... Tak, widzę Ciebie pod tym mizernym odzieniem, którym jest ciało, jakie na Siebie przyjąłeś. Widzę Ciebie! Posłuchajcie głosu tego, który – umierając – widzi Światłość Boga!»

Ludzie gromadzą się wokół natchnionego starca, który znajduje się w grupie blisko Jezusa. Sędziwy człowiek, nie wspierając się już na lasce, podnosi trzęsące się ramiona i głowę, całkiem siwą, z długą brodą, na pół przedzieloną – prawdziwe oblicze patriarchy lub proroka.

«Widzę Go: Wybranego, Najwyższego, Doskonałego – który zstąpił pomiędzy nas mocą Swej miłości – jak wstępuje na prawicę Ojca i staje się z Nim Jedno. Oto On! Nie jest to jednak Głos ani Istota Niematerialna, w postaci której Mojżesz widział Najwyższego. Nie jest też taki, jakim Go poznała pierwsza para [ludzi], gdy przemawiał do niej w wieczornym powiewie, o czym mówi Księga Rodzaju. Widzę Go, jak wstępuje do Przedwiecznego ze Swoim rzeczywistym Ciałem. To Ciało iskrzące się! Ciało chwalebne! O! Błysk Boskiego Ciała! O, piękności Boga-Człowieka! To jest Król! Tak. To jest Król. Nie – Izraela, lecz świata. Przed Nim pochylają się wszystkie królestwa tej ziemi. Wszystkie berła i wszystkie korony są unicestwione w blasku Jego berła i Jego klejnotów. Korona... tak, nosi na skroniach koronę. Berło... ma w Swoim ręku berło. Na piersi – pektorał: perły i rubiny błyszczą na nim wspaniałością nigdy dotąd nie widzianą. Wychodzą z niego płomienie, jakby z gorejącego ogniska. Na rękach ma dwa rubiny i otoczkę z rubinów na Swoich świętych stopach. Światłości, światłości rubinów! Patrzcie, o ludy, na przedwiecznego Króla! Widzę Cię! Widzę Cię! Wznoszę się z Tobą... Ach! Panie! Nasz Odkupicielu!... Światłość wzrasta w mej duszy... Król jest przyozdobiony Swoją Krwią! Korona – to zakrwawione ciernie, a berłem jest krzyż... Oto Człowiek! Oto On! To Ty!... Panie, ze względu na Twoją ofiarę miej litość nad Twym sługą. Jezu, Twemu miłosierdziu oddaję mego ducha.»

Starzec, który aż dotąd trzymał się prosto – jakby odmłodzony ogniem prorockim – nagle, w mgnieniu oka, byłby upadł, gdyby Jezus nie podtrzymał go szybko na Swej piersi.

«Saulu!»

«Saul umiera!»

«Pomocy!»

«Biegnijcie!»

«Pokój sprawiedliwemu, który umiera» – mówi Jezus i powoli przyklęka, chcąc swobodniej podtrzymać coraz bardziej bezwładnego starca. Nastaje cisza. Potem Jezus kładzie go zupełnie na ziemi. Wstaje i mówi: «Pokój jego duchowi. Umarł, ujrzawszy Światło, [dlatego] w czasie oczekiwania, które będzie trwało krótko, będzie widział oblicze Boga i będzie szczęśliwy. Dla tych, którzy będą umierać w Panu, nie ma śmierci, czyli zerwania z życiem.»

Obecni, po kilku chwilach, oddalają się komentując wydarzenie. Pozostają tylko osobistości, Jezus, Jego [uczniowie] i przewodniczący synagogi.

«On prorokował, Panie?»

«Oczy jego ujrzały Prawdę. Chodźmy.» – Wychodzą.

«Nauczycielu, Saul umarł napełniony Duchem Bożym. Dotykaliśmy go. Jesteśmy czyści czy nieczyści?»

«Nieczyści.»

«A Ty?»

«Na równi z innymi. Ja nie zmieniam Prawa. Takie jest prawo i Izraelita je wypełnia. Jesteśmy nieczyści. W trzecim i siódmym dniu dokonamy oczyszczenia. Do tego czasu jesteśmy nieczyści. Judaszu, nie wracam do twej matki. Nie chcę wnosić nieczystości w jej dom. Uprzedź ją, przez kogo możesz. Pokój tej osadzie. Chodźmy.»


   

Przekład: "Vox Domini"