Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga II - Pierwszy rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

18. TOMASZ ZOSTAJE UCZNIEM

Napisane 27 października 1944. A, 3871-3882

Dziś rano, budząc się z bardzo głębokiego, trwającego wiele godzin snu, w czasie modlitwy, w oczekiwaniu na nastanie dnia, widzę znowu tę samą scenę:

Jesteśmy nadal w tym samym miejscu: w kuchni szerokiej i niskiej, z okopconymi murami, ledwie oświetlonej małą lampką oliwną, postawioną na prostym, długim i wąskim stole, przy którym siedzi osiem osób: Jezus i jego uczniowie, oprócz tego gospodarz domu. Po czterech z każdej strony stołu.

Jezus siedzi odwrócony na stołku. Znajdują się tu jedynie taborety na trzech nogach, bez oparcia – zupełnie proste wyposażenie. Jezus rozmawia jeszcze z Tomaszem, kładzie rękę na ramieniu nowo przybyłego i mówi do niego: «Wstań, przyjacielu. Czy jadłeś wieczerzę?»

«Nie, Nauczycielu. Zrobiłem kilka kroków z tym drugim, który mi towarzyszył. Potem zostawiłem go i wróciłem. Powiedziałem mu, że chcę porozmawiać z uzdrowionym trędowatym... Powiedziałem mu to, sądząc, że będzie odczuwał wstręt przed zbliżeniem się do człowieka nieczystego. Dobrze zgadłem. Jednak szukałem Ciebie, a nie trędowatego... Chciałem Ci powiedzieć: “Zabierz mnie!”... Kręciłem się wokół ogrodu oliwnego, aż pewien młody człowiek zapytał mnie, co robię. Musiał mnie wziąć za osobnika o złych zamiarach. Był blisko granicy, tam gdzie się zaczyna posiadłość.»

Właściciel domu uśmiecha się.

«To mój syn – wyjaśnia. Po chwili dodaje: – Trzyma straż w tłoczni. Mamy w piwnicach, pod tłocznią, zbiory z całego roku. Zbiór był wyśmienity. Wiele z niego oliwy. Kiedy [w mieście] są tłumy, mieszają się weń włóczęgi. Okradają nie strzeżone miejsca. Dokładnie przed ośmioma laty, w dniu Przygotowania, wszystko nam skradli. Od tego czasu każdy z nas, po kolei, pilnuje [zbiorów] nocą. Matka zaniosła mu wieczerzę.»

«No więc [– kontynuuje Tomasz –] powiedział mi: “Czego chcesz?” A odezwał się takim tonem, że – aby ustrzec moje plecy od uderzeń batem – szybko wyjaśniłem: “Szukam Nauczyciela, który tu mieszka.” Odrzekł: “Jeśli prawdą jest to, co mówisz, chodź do domu”. Towarzyszył mi aż do tego miejsca i sam zapukał do drzwi. Odszedł, usłyszawszy moje pierwsze słowa.»

«Daleko stąd mieszkasz?»

«Po drugiej stronie miasta, blisko Bramy Wschodniej.»

«Jesteś sam?»

«Byłem z krewnymi. Jednak odeszli do innych krewnych przy drodze do Betlejem. Pozostałem, by szukać Ciebie dniem i nocą, aż Cię odnajdę.»

Jezus uśmiecha się i mówi: «Nikt na ciebie nie czeka?»

«Nikt, Nauczycielu.»

«Droga jest długa, a noc – ciemna. Rzymskie patrole przeszukują miasto. Mówię ci więc: jeśli chcesz, pozostań z nami.»

«O, Nauczycielu!» – Tomasz jest szczęśliwy.

«Zróbcie mu miejsce. I niech każdy da coś swojemu bratu.»

Jezus z leżącego przed Nim sera oddziela kawałek.

Wyjaśnia Tomaszowi: «Jesteśmy biedni i prawie skończyliśmy posiłek, lecz wszyscy dają ci z serca.»

Mówi do Jana siedzącego przy Nim: «Zrób miejsce przyjacielowi.»

Jan natychmiast wstaje i siada na końcu stołu obok gospodarza [domu]. Jezus mówi:

«Usiądź, Tomaszu, i jedz. – A potem zwraca się do wszystkich: – Tak będziecie czynić zawsze, przyjaciele, aby praktykować prawo miłości. Pielgrzyma zawsze chroni Prawo Boże. Jednak teraz, w Moje Imię, będziecie musieli kochać jeszcze bardziej. Kiedy ktoś przychodzi poprosić w Imię Boga o chleb, schronienie, łyk wody, w Imię Boga, dajcie mu to. Bóg was za to nagrodzi. Powinniście czynić tak wobec wszystkich, nawet wobec nieprzyjaciół. To jest nowe Prawo. Aż do dziś mówiono wam: “Kochajcie tych, którzy was kochają, a nienawidźcie waszych wrogów”, lecz Ja wam powiadam: “Miłujcie tych, którzy was nienawidzą”. O! Gdybyście wiedzieli, jak Bóg będzie was kochał, jeśli będziecie miłować tak, jak wam mówię! Gdy ktoś powie: “Chcę być twoim towarzyszem w służbie Pana, Prawdziwego Boga, i iść za Jego Barankiem”, wtedy powinien się dla was stać droższy niż brat tej samej krwi. Połączą was bowiem więzy wieczne: Chrystusowe.»

«A jeśli potem spostrzeżemy, że ktoś nie jest szczery? Łatwo powiedzieć: “Chcę zrobić to czy tamto”. Jednak słowa nie zawsze odpowiadają prawdzie!» – mówi Piotr jakby poirytowany. Nie wiem, dlaczego on – raczej dobrodusznego usposobienia – nie ma [dziś] humoru.

«Posłuchaj, Piotrze. Przemawiasz rozsądnie i słusznie. Jednak popatrz: lepiej zgrzeszyć dobrocią duszy i ufnością, niż nieufnością i zatwardziałością. Jeśli bowiem czynisz dobrze człowiekowi niegodnemu, jakie zło wyniknie z tego dla ciebie? Żadne. Przeciwnie, otrzymasz nagrodę od Boga, ty – zawsze wierny, podczas gdy ten drugi obciąży siebie winą za zawiedzenie twego zaufania» [– mówi Jezus.]

«Żadne zło? Ech! Zdarza się czasami, że niegodziwiec nie ogranicza się do niewdzięczności, lecz posuwa się dalej: aż do zniszczenia opinii, dziedzictwa, nawet życia.»

«To prawda. Czy jednak to pomniejszyłoby twoją zasługę? Nie. Nawet gdyby wszyscy ludzie dawali wiarę oszczerstwom, nawet gdybyś został przez nie pomniejszony – stawszy się uboższym niż Hiob – nawet gdyby okrutnik pozbawił cię życia, cóż by to zmieniło w oczach Boga? Nic. Byłaby to zmiana dla ciebie, lecz na lepsze, bo do zasługi dobroci, dorzuciłbyś zasługi męczeństwa ducha, utraty twego mienia, utraty życia.»

«Dobrze, dobrze! Niech tak będzie.» – Piotr już się nie odzywa. Nadąsany, podpiera głowę rękoma.

Jezus odwraca się do Tomasza: «Przyjacielu, powiedziałem ci przedtem w ogrodzie oliwnym: “Kiedy powrócę z Mojej wędrówki, jeśli jeszcze będziesz tego chciał, będziesz należał do Mnie.” Teraz mówię ci: “Czy jesteś gotowy sprawić przyjemność Jezusowi?”

«Oczywiście.»

«A jeśli ta przyjemność będzie wymagała od ciebie ofiary?»

«To nie będzie się liczyć, byle służyć Tobie. Czego chcesz?»

«Chciałbym ci powiedzieć... lecz jeśli łączą cię jakieś więzy... uczucia...»

«Nie, nic! Mam Ciebie! Mów.»

«Posłuchaj. Jutro o świcie trędowaty wyjdzie z grobów, aby znaleźć kogoś, kto uprzedzi kapłana. Rozpoczniesz od pójścia do grobów. To miłość. Potem powiesz głośno: “Ty, który wczoraj zostałeś oczyszczony, wyjdź na zewnątrz. Ten, który przysyła mnie do ciebie, to Jezus z Nazaretu, Mesjasz Izraela, to ten, który cię uzdrowił.” Zrób to w ten sposób, aby świat tych żyjących trupów poznał Moje Imię i zadrżał z nadziei. Niech ten, kto posiada nadzieję połączoną z wiarą, przyjdzie do Mnie, abym go uzdrowił. Oto pierwsze ujawnienie czystości, którą przynoszę, zmartwychwstania, którego jestem panem. Pewnego dnia dam czystość głębszą... Kiedyś zapieczętowane groby zwymiotują prawdziwych umarłych. Ukażą się, by śmiać się pustymi oczodołami i nagimi szczękami z radości dalekiej, a jednak takiej, którą odczuły szkielety, duchy uwolnione od oczekiwania w Otchłani. Pokażą się, by się rozradować z tego uwolnienia i by zadrżeć, wiedząc, komu je zawdzięczają...

Idź [tam]. Uczynisz to, o co cię poprosi, pomożesz mu tak, jakby był twoim bratem. Powiedz mu także: “Kiedy zostaniesz całkowicie oczyszczony, pójdziemy razem na drogę, nad rzekę, powyżej Dok i Efraim. Tam oczekuje ciebie i mnie Nauczyciel, Jezus, aby nam powiedzieć, jak możemy Mu służyć.”»

«Tak zrobię. A ten drugi?» [– pyta Tomasz]

«Kto? Iskariota?» [– pyta go Jezus]

«Tak, Nauczycielu» [– odpowiada Tomasz.]

«Dla niego nadal aktualna jest Moja rada. Zostaw go. Niech sam podejmie decyzję i długo się zastanowi. Unikaj nawet spotykania się z nim.»

«Pozostanę z trędowatym. W dolinie grobów przebywają tylko nieczyści lub ci, którzy przychodzą do nich z litości.»

Piotr mruczy coś pod nosem.

«Piotrze, co ci jest? [– pyta Jezus –] Milkniesz lub szemrzesz. Wydajesz się niezadowolony. Dlaczego?»

«Jestem niezadowolony. Jesteśmy pierwsi, a Ty nie czynisz nam prezentu z cudu. Jesteśmy pierwsi, a Ty, zapraszasz nieznanego, by usiadł przy Tobie. Jesteśmy pierwsi, a Ty jemu powierzasz zadanie, a nie – nam. My jesteśmy pierwsi, a... tak właśnie jest: wydaje się, że jesteśmy ostatni. Oczekujesz ich na drodze przy rzece. Na pewno po to, by powierzyć im jakąś misję. Dlaczego im, a nie nam?»

Jezus patrzy na niego. Nie gniewa się. Nawet się uśmiecha, jakby uśmiechał się do dziecka. Wstaje, idzie powoli ku Piotrowi, kładzie mu rękę na ramieniu i mówi z uśmiechem:

«Piotrze, Piotrze! Jesteś wielkim dzieckiem!»

Następnie mówi do Andrzeja siedzącego obok brata:

«Idź na Moje miejsce.»

Jezus siada przy Piotrze, obejmuje go ramieniem i trzymając go tak mówi: «Piotrze, wydaje ci się, że nie jestem sprawiedliwy, jednak nie jest niesprawiedliwością to, co czynię. Przeciwnie, dowodzi to, że wiem, ile jesteście warci. Zastanów się: kto potrzebuje wystawiania na próbę? Ten kogo nie jesteśmy jeszcze pewni. Tak! Wiedziałem, że mieliście pewność co do Mnie, więc nie musiałem dawać wam żadnych dowodów Mojej mocy. Tu w Jerozolimie potrzeba dowodów, bo występek, bezbożność, polityka, wiele rzeczy tego świata zaciemniło umysły w takim stopniu, że nie potrafią już dostrzec przechodzącej Światłości. Jednak tam, nad naszym pięknym czystym jeziorem i pod tak czystym niebem, tam ludziom uczciwym i pragnącym dobra, nie są konieczne dowody. Będziecie mieli cuda. Wyleję na was łaski potokami. Zauważ, jak was doceniłem. Wziąłem was, nie wymagając dowodów i nawet nie odczuwając potrzeby dawania wam ich, wiedziałem bowiem, kim jesteście: drogimi – jakże drogimi Mi – i bardzo wiernymi.»

Piotr odnajduje spokój: «Przebacz mi, Jezu.»

«Tak, wybaczam ci, bo twoje szemranie wynika z miłości. Jednak nie zazdrość więcej, Szymonie, synu Jony. Czy wiesz, jakie jest serce twego Jezusa? Czy widziałeś kiedyś morze, prawdziwe morze? Tak? Widzisz, Moje serce jest o wiele większe niż jego ogrom. Jest w nim miejsce dla wszystkich: dla całej ludzkości. Najmniejszy znajduje w nim miejsce podobnie jak największy. Grzesznik znajduje w nim miłość tak jak niewinny. Powierzam mu misję. To prawda. Czy chcesz Mi w tym przeszkodzić? Nie wy Mnie, lecz Ja was wybrałem. Mam więc wolność decydowania, w jaki sposób mogę się wami posługiwać. Jeśli zostawię tu kogoś, dając mu zadanie – które może być równocześnie próbą – tak jak miłosierdziem może być okres czasu pozostawiony Iskariocie – czy możesz Mi to wyrzucać? Skąd możesz wiedzieć, czy tobie nie pozostawiam misji ważniejszej? Czyż nie są dla ciebie najpiękniejszym dowodem miłości usłyszane słowa: “Pójdziesz ze Mną?”»

«To prawda, to prawda. Głupiec ze mnie. Wybacz...»

«Tak. Wybaczam to i każdą inną rzecz. Och! Piotrze... Proszę jednak was wszystkich: nigdy nie rozmawiajcie o zasługach i miejscach. Mogłem narodzić się jako król. Urodziłem się jednak jako biedak, w grocie. Mogłem być bogaty. Tymczasem żyłem z Mojej pracy, a teraz – z miłosierdzia. A jednak, wierzcie Mi, przyjaciele, nikt nie jest większy w oczach Boga ode Mnie: ode Mnie, który jestem tu sługą człowieka.»

«Ty, sługą? Nie, nigdy!» [– woła Piotr]

«Dlaczego, Piotrze?» [– pyta Jezus]

«Bo to ja będę Ci służył» [– odpowiada Piotr.]

«Nawet gdybyś Mi służył jak matka troszcząca się o swoje dziecko, przyszedłem, aby służyć [całej] ludzkości. Dla niej stanę się Zbawicielem. Jaka służba podobna jest do tej?»

«O, Nauczycielu! Ty wszystko wyjaśniasz. A to, co było zaciemnione, w jednej chwili rozjaśnia się!» [– mówi Piotr]

«Jesteś zadowolony, Piotrze? Zatem pozwól Mi skończyć rozmowę z Tomaszem... Czy jesteś pewien, że rozpoznasz trędowatego? Tylko on został uzdrowiony. Mógł już odejść przy blasku gwiazd, by znaleźć przychylnego przechodnia. A inny – pragnąc wejść do miasta, aby ujrzeć krewnych – może się za niego podawać. Oto jego opis. Byłem blisko niego o zmierzchu. Dobrze go widziałem. Jest wysoki i szczupły. Ma ciemną cerę, jak przy mieszanej krwi. Głębokie i bardzo ciemne oczy, pod białymi jak śnieg rzęsami. Włosy koloru lnu i raczej kręcone. Długi nos, płaski na końcu, jak u Libańczyków. Wystające i grube wargi, przede wszystkim dolna. Jest tak bardzo oliwkowy, że wargi wydają się fioletowe. Na czole ma dawną bliznę. To będzie jego jedyny znak teraz, gdy został oczyszczony ze strupów i brudu.»

«Jest stary, skoro jest całkiem siwy.»

«Nie, Filipie, tak się tylko wydaje. Trąd wywołał siwiznę.»

«Czy jest krwi mieszanej?»

«Być może, Piotrze. Przypomina narody afrykańskie.»

«Czy jest więc Izraelitą?»

«Dowiemy się. A gdyby nim nie był?»

«Ech! Jeśli nie jest [Izraelitą], to może odejść. Miał już [wystarczająco] dużo szczęścia, że został uzdrowiony.»

«Nie, Piotrze. Nawet gdyby był bałwochwalcą, Ja go nie odtrącę. Jezus przyszedł do wszystkich ludzi. Zaprawdę powiadam ci, że narody ciemności przewyższą synów narodu Światłości...»

Jezus wzdycha. Potem wstaje. Składa dziękczynienie Ojcu, odmawiając hymn. Udziela błogosławieństwa.

Tak kończy się widzenie. Notuję, iż mój wewnętrzny informator powiedział mi wczoraj wieczorem, gdy patrzyłam na trędowatego: «To jest Szymon, apostoł. Zobaczysz przybycie jego i Tadeusza do Nauczyciela.» Rano, po Komunii (to piątek), otwieram mszalik i widzę, że to dokładnie dziś jest wigilia św. Szymona i Judy, a jutrzejsza Ewangelia mówi właśnie o miłości, powtarzając słowa, które usłyszałam w czasie pierwszego widzenia. Judy Tadeusza jednak na razie nie widziałam.


   

Przekład: "Vox Domini"