Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga II - Pierwszy rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

14. JEZUS NA WESELU W KANIE

(por. J 2,1-11)

Napisane 16 stycznia 1944. A, 1498-1512

Widzę dom, prawdziwy wschodni dom: biały sześcian, bardziej szeroki niż wysoki, z nielicznymi wejściami. Ponad nim taras, służący jako dach i otoczony murkiem, o wysokości około jednego metra, zacienionym przez altanę z winorośli, pnących się aż do tego miejsca i rozciągających pędy aż do środka nasłonecznionego tarasu.

Zewnętrzne schody wznoszą się wzdłuż fasady na poziomie drzwi, które otwierają się lekko w połowie wysokości fasady. Poniżej, na najniższym poziomie, znajdują się z rzadka niskie drzwi: nie więcej niż dwoje z każdej strony. Prowadzą do niższych i zaciemnionych pomieszczeń. Dom wznosi się pośrodku podwórza, czy raczej trawnika. W centrum znajduje się studnia. Są tu figowce i jabłonie. Dom jest zwrócony ku drodze, lecz nie znajduje się przy niej. Jest nieco oddalony. Przez trawnik biegnie ścieżka aż do drogi. To chyba główny trakt.

Można by powiedzieć, że jest to dom na peryferiach Kany: dom rolników, którzy żyją pośrodku małej posiadłości. Poza domem rozciąga się wieś z przestrzeniami spokojnej zieleni. Świeci piękne słońce, a lazur nieba jest bardzo czysty. Na początku nie widzę nic innego. Dom stoi samotnie.

Następnie widzę dwie niewiasty w długich szatach i w płaszczach, służących także za zasłony. Zbliżają się drogą, a potem ścieżką. Jedna, starsza, ma około pięćdziesięciu lat. Ubrana jest w [szatę w] kolorze płowokasztanowym, jakby z naturalnej wełny. Druga ma na sobie szaty w jaśniejszych kolorach: ciemnożółtą suknię i lazurowy płaszcz. Wydaje się mieć około trzydziestu pięciu lat. Jest bardzo piękna, wysoka. Jej postać pełna jest godności, ale zarazem życzliwości i pokory. Kiedy podchodzi bliżej, zauważam blady kolor Jej twarzy, lazurowe oczy i jasne włosy, wyłaniające się na czole, spod welonu. Rozpoznaję w Niej Najświętszą Maryję. Kim jest druga, starsza brunetka, nie wiem. Rozmawiają ze sobą i Maryja się uśmiecha. Znajdują się już całkiem blisko domu, gdy ktoś – z pewnością mający za zadanie wypatrywać przybywających – uprzedza [o ich nadejściu]. Na spotkanie z nimi wychodzą mężczyźni i kobiety, wszyscy odświętnie ubrani. Witają je serdecznie, zwłaszcza Maryję.

Wydaje się, że jest wczesny poranek, może około godziny 9 lub wcześniej. Wieś ma jeszcze świeży wygląd pierwszych godzin dnia. Rosa sprawia, że trawy są bardziej zielone, a murawa nie jest zakurzona. Wydaje mi się, że to wiosna, bo trawa łąk nie jest spalona letnim słońcem, a na polach rosną zboża bez kłosów, całkiem zielone. Liście figowca i jabłoni są zielone i jeszcze delikatne, nie widzę jednak kwiatów na jabłoni. Nie dostrzegam owoców ani na jabłoni, ani na figowcu, ani na winorośli. Oznacza to, że jabłoń niedawno przekwitła, a małe owoce są jeszcze niewidoczne. Maryja bardzo serdecznie witana idzie po zewnętrznych schodach w towarzystwie starszego mężczyzny, który pewnie jest właścicielem. Wchodzi do wielkiej sali. Sala zajmuje chyba całe piętro lub jego pokaźną część.

Wydaje mi się teraz, że pomieszczenia na dole to w rzeczywistości pokoje mieszkalne, spiżarnie, składy i piwnice na wino. Piętro zaś służy do specjalnych celów, takich jak wyjątkowe uroczystości, magazynowanie płodów ziemi lub prace wymagające wiele miejsca. Sprząta się tu z okazji święta, przyozdabia tak jak dziś zielonymi gałęziami, wieńcami i udekorowanymi stołami. W centrum znajduje się już jeden stół, bardzo bogaty z licznymi amforami i półmiskami przybranymi owocami. Wzdłuż muru, po mojej prawej stronie, znajduje się stół, też przyozdobiony, lecz skromniej. Po lewej stronie znajduje się rodzaj długiego kredensu, na nim podręczne półmiski z serami i innymi pokarmami, które wydają mi się podpłomykami pokrytymi miodem i smakołykami. Na podłodze, także po mojej lewej stronie, są amfory i sześć wielkich waz, jakby miedzianych konwi. Według mnie to stągwie.

Maryja życzliwie słucha wszystkiego, co mówią Jej ludzie, potem zdejmuje płaszcz i chętnie pomaga ukończyć przygotowania stołu. Widzę, jak chodzi tam i z powrotem, ustawia łoża biesiadne, poprawia girlandy kwiatów, układa ładniej owoce, sprawdza, czy lampy mają dość oliwy. Uśmiecha się. Mówi bardzo mało i bardzo cicho. Za to słucha wiele i bardzo cierpliwie.

Od drogi słychać wielki hałas instrumentów muzycznych (raczej niezbyt zharmonizowanych). Wszyscy – z wyjątkiem Maryi – wybiegają na dwór. Wchodzi oblubienica, cała przyozdobiona i szczęśliwa, otoczona krewnymi i przyjaciółmi, u boku oblubieńca, który pierwszy wybiegł jej na spotkanie.

Wizja się zmienia. Zamiast domu, widzę wieś. Nie wiem, czy to Kana, czy inna sąsiednia wioska. Widzę Jezusa z Janem i [mężczyznę], którym może być Juda Tadeusz, lecz co do tego mogę się mylić. Jezus jest ubrany na biało i ma ciemnoniebieski płaszcz. Słysząc dźwięk muzyki, towarzysz Jezusa prosi o informacje jakiegoś wieśniaka i dzieli się nimi z Jezusem.

«Chodźmy sprawić radość Mojej Matce» – mówi Jezus uśmiechając się. Idzie w kierunku domu, poprzez pola, z dwoma towarzyszami.

Zapomniałam napisać, że miałam wrażenie, jakby Maryja była albo krewną, albo wielką przyjaciółką rodziców oblubieńca, widziałam bowiem ich wielką zażyłość.

Kiedy przybywa Jezus, człowiek wypatrujący gości ogłasza to innym. Pan domu – razem ze swoim synem, oblubieńcem, i Maryją – schodzi na spotkanie Jezusa. Wita Go z szacunkiem. Pozdrawia też dwóch pozostałych. Oblubieniec czyni to samo. Szczególnie podoba mi się pełne miłości i szacunku powitanie Syna przez Maryję i Maryi przez Syna. Nie ma wylewności, tylko słowa powitania: “Pokój Tobie”. Towarzyszy temu takie spojrzenie i taki uśmiech, że wart jest setek pocałunków i pieszczot. Wydaje się, że pocałunek drży na ustach Maryi, lecz go nie daje. Kładzie jedynie Swą małą, białą rękę na ramieniu Jezusa i muska pasmo Jego długich włosów. Dyskretna pieszczota Kochającej.

Jezus wchodzi po schodach razem z Matką. Za Nim idą dwaj uczniowie oraz gospodarz [domu]. Wchodzi do sali biesiadnej, w której niewiasty są zajęte dostawianiem miejsc i nakryć dla trzech gości, których chyba nie oczekiwano. Sądzę, że przybycie Jezusa nie było pewne, a dwóch pozostałych – całkiem nieprzewidziane. Słyszę wyraźnie głęboki, męski i bardzo łagodny głos Jezusa, który mówi wchodząc do sali: «Pokój temu domowi i błogosławieństwo Boga dla was wszystkich!»

Pozdrowienie wspólne i dostojne wszystkich obecnych.

Jezus dominuje nad wszystkimi postawą i wyglądem. Nieoczekiwany gość wydaje się królem tego przyjęcia, bardziej niż oblubieniec, bardziej niż gospodarz. Pokorny i uległy Jezus budzi szacunek. Zajmuje miejsce przy centralnym stole wraz z oblubieńcem, oblubienicą, rodzicami małżonków i największymi przyjaciółmi. Dwóm uczniom – przez szacunek dla Nauczyciela – wskazano miejsca przy tym samym stole. Jezus siedzi tyłem do muru, przy którym stoją stągwie. Nie widzi ich więc ani nie zauważa, jak starosta weselny stara się o dania z mięsem, wciągane przez otwór blisko kredensu.

Obserwuję. Żadna z kobiet – z wyjątkiem matek oblubieńców oraz Maryi – nie znajduje się przy tym stole. Wszystkie niewiasty, czyniące wielki hałas, znajdują się przy stole wzdłuż muru. Są obsługiwane po młodej parze i znaczących gościach. Jezus jest przy gospodarzu domu i naprzeciw Maryi, która jest przy oblubienicy.

Rozpoczyna się uczta. Zapewniam was, że nie brakuje apetytu ani pragnienia. Tylko dwoje je i pije mało: to Jezus i Jego Matka, która także bardzo mało mówi. Jezus mówi nieco więcej. Nawet jednak gdy mówi niewiele, nie jest ani posępny, ani lekceważący. Zachowuje się jak człowiek grzeczny, lecz małomówny. Kiedy Go pytają, odpowiada, interesuje się tym, co się do Niego mówi. Wypowiada Swoje zdanie, a potem trwa w skupieniu, jak ktoś przyzwyczajony do medytacji. Uśmiecha się, lecz nigdy się nie śmieje. Jeśli słyszy żart zbyt zuchwały, zachowuje się tak, jakby go nie słyszał. Maryja karmi się kontemplacją Swego Jezusa. Także Jan, znajdujący się na końcu stołu, słucha Go z natężoną uwagą. Maryja zauważa, że słudzy rozmawiają ze starostą i że jest on bardzo strapiony. Rozumie, że stało się coś bardzo nieprzyjemnego.

«Synu! – mówi cicho przyciągając tym słowem uwagę Jezusa. – Synu, oni nie mają już wina...»

«Niewiasto, cóż nam odtąd do Siebie?»

Jezus, wypowiadając to zdanie, uśmiecha się jeszcze łagodniej. Również Maryja uśmiecha się. Są jak dwoje znających prawdę, stanowiącą ich radosny sekret, inni zaś nic o nim nie wiedzą. Maryja nakazuje sługom: «Uczyńcie, co wam powie.»

Maryja wyczytała w uśmiechniętych oczach Syna przyzwolenie, zawierające wielkie pouczenie dla wszystkich ‘wezwanych’.

Jezus nakazuje sługom: «Napełnijcie stągwie wodą.»

Widzę, jak słudzy napełniają stągwie wodą przyniesioną ze studni. (Słyszę szczęk pracującej studni oraz wiadra, które – po napełnieniu – wciągane jest do góry, a potem znowu opada.) Widzę jak starosta weselny ze zdumionym spojrzeniem nalewa sobie trochę tego płynu i kosztuje z miną największego zaskoczenia. Rozmawia z panem domu oraz z panem młodym. Maryja patrzy na Syna i uśmiecha się. Kiedy Jezus uśmiecha się do Niej, opuszcza głowę, lekko się czerwieniąc. Jest szczęśliwa.

W sali słychać szept. Głowy zwracają się w kierunku Jezusa i Maryi. [Goście] wstają, aby lepiej widzieć. Idą w kierunku stągwi. Zapada cisza. Potem chórem chwalą Jezusa. On jednak wstaje i wypowiada tylko jedno zdanie: «Podziękujcie Maryi.»

Wychodzi. Na progu powtarza: «Pokój temu domowi i błogosławieństwo Boże nad wami wszystkimi. – Dodaje: – Pozdrawiam Cię, Matko.»


   

Przekład: "Vox Domini"