Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga I   –  Przygotowanie

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA    –

55. KOŁYSANKA DZIEWICY

Napisane 28 listopada 1944. A, 4012-4016

Dzisiejszego ranka miałam miłe przebudzenie. Zanurzona jeszcze w półśnie usłyszałam przeczysty głos śpiewający cichutko powolną kołysankę. Była podobna do kolędy na Boże Narodzenie, powolna i przypominająca dawne pieśni. Wsłuchiwałam się w treść i w ten coraz bardziej uszczęśliwiający mnie głos i przytomniałam pod wpływem jego brzmienia. Obudziłam się wreszcie i zrozumiałam. Powiedziałam: «Witam Cię, Maryjo, pełna Łaski!», bo to Mama śpiewała. Ona odpowiedziała: «Ja też cię witam. Przyjdź i bądź szczęśliwa!» i śpiewała głośniej.

Wtedy ujrzałam Ją – w domu betlejemskim, w izdebce – zajętą kołysaniem Jezusa, aby Go uśpić. W pokoju znajdowały się krosna Maryi i jakieś szycie. Wyglądało to tak, jakby Maryja przerwała pracę, żeby nakarmić Dziecię i zmienić pieluszki, a raczej szatki, bo ma już Ono kilka miesięcy... Sądzę, że sześć – najwyżej osiem... Zapewne zamierzała szyć dalej, gdy tylko Dziecko uśnie.

Był wieczór. Zmrok już zapadł prawie zupełnie, a pogodne niebo usiane było złotymi obłoczkami. Owce powracały właśnie do zagrody, skubiąc ostatnie trawy na ukwieconej łące i podnosząc pyszczki z pobekiwaniem. Dziecię zdawało się nieco pobudzone, jakby dokuczały Mu ząbki albo jakaś inna mała dziecięca dolegliwość.

Na skrawku papieru zanotowałam, jak umiałam, słowa pieśni, mimo półmroku panującego o tej bardzo wczesnej godzinie, i przepisuję je teraz:

«Obłoczki całkiem złociste – niby stada Pańskie.

Na kwitnącym pastwisku stoi i spogląda na was inne stado.

Choćbym miała wszystkie stada, które są na ziemi,

najmilszym Moim jagniątkiem byłbyś zawsze Ty.

Śpij, śpij, śpij, śpij... I już nie płacz....

Jaśnieją tysiące gwiazd – są na niebie i patrzą.

Nie pozwól już płakać Twym słodkim źrenicom.

Twoje oczy z szafiru są gwiazdami w Mym sercu.

Twój płacz to Mój ból! O! Nie płacz już...

Śpij, śpij, śpij, śpij... I już nie płacz...

Wszyscy aniołowie jaśnieją – ci, którzy są w Raju.

Koronę wiją Tobie, niewinnemu,

by się radować Twą twarzyczką, a Ty płaczesz.

Chcesz Mamy, chcesz Mamy, Mamy,

żeby Ci śpiewała “lili-laj”. Lili, lili, lili-laj...

Śpij, śpij, śpij, śpij... I już nie płacz...

Niebo już różowieje powracającą zorzą.

A Mama jeszcze czuwa, żebyś Ty nie płakał.

Gdy się zbudzisz, powiesz Mi: “Mamo!”,

a Ja Ci odpowiem: “Syneczku!”.

I razem z mlekiem dam Ci całusy, miłość i życie...

Śpij, śpij, śpij, śpij... I już nie płacz...

Nie możesz być bez Mamy, nawet gdy marzysz o Niebie.

Chodź, chodź! Uśpię Cię pod Moim welonem.

Zrobię Ci z piersi poduszkę, a z Moich ramion kołyskę.

Nie musisz się bać niczego, bo Ja jestem przy Tobie...

Śpij, śpij, śpij, śpij... I już nie płacz...

Zawsze będę przy Tobie. Tyś życiem jest Mego serca.

Zasnął... Wygląda jak kwiatek na matczynej piersi...

Zasnął... Zachowajcie milczenie! Może widzi Świętego Ojca...

Jego widok ukoił płacz Mojego słodkiego Jezusa...

Zasnął, zasnął, zasnął, zasnął... I już nie płacze...»

Trudno wyrazić urok tej sceny. Jest to kołysząca swe maleństwo matka. Ale jakaż to Matka i jakie Dzieciątko! Można więc sobie wyobrazić, jaki wdzięk, jaka miłość, jaka czystość i jakie Niebiosa są obecne w tej małej, a tak wielkiej i spokojnej scenie. Napełnia mnie radość, która trwa i umacnia się dzięki przypominającej mi się melodii. Będzie jej mógł ojciec posłuchać. Niestety nie posiadam srebrzystego, najczystszego głosu Maryi – dziewiczego głosu Dziewicy!... Wydam się chrapliwym akordeonem. Ale to nic. Zaśpiewam, jak umiem. Jakże piękna byłaby to kolęda do zaśpiewania w Boże Narodzenie przy żłóbku!

Z początku Mama poruszała powoli drewnianą kołyską. Potem – widząc, że Jezus nie może się utulić – wzięła Go na ręce. Usiadła przy otwartym oknie, tuż obok kołyski, i poruszała się lekko w rytm pieśni, powtarzając dwa razy kołysankę, aż mały Jezus zamknął oczka. Zwrócił główkę ku matczynej piersi i zasnął tak, wtulony buzią w Jej ciepło, z jedną rączką opartą tuż przy różowym policzku, złożonym na piersi Mamy, a z drugą – opuszczoną na Jej kolana. Welon Maryi osłaniał Święte Dzieciątko. Potem Maryja wstała i z niewysłowioną troskliwością złożyła Jezusa w kołysce. Przykryła Go małym kawałkiem płótna, kładąc na kołysce także Swój welon, żeby ochronić Jezusa przed owadami i [chłodem] powietrza. Pozostała w takiej postawie, podziwiając Swój śpiący Skarb.

Jedną rękę trzymała na sercu, drugą opierała się o krawędź kołyski. Trwała tak, gotowa w każdej chwili – gdyby Dziecko się przebudziło – zacząć kołysanie od nowa. Uśmiechała się, szczęśliwa. Stała lekko pochylona, podczas gdy mrok i cisza zstępowały na ziemię, ogarniając izdebkę Dziewicy.

Jakiż pokój! Jakie piękno! Jestem szczęśliwa!

Nie ma w tym widzeniu nic widowiskowego i może zostanie osądzone jako zbędne wśród innych, jako nie ujawniające nic szczególnego. Wiem. Dla mnie jednak to prawdziwa łaska. Tak przynajmniej uważam. Sprawia bowiem, że mój duch staje się spokojny, czysty i miłujący, jakby został odrodzony przez ręce Mamy. Myślę, że przez to i ojcu się spodoba. Jesteśmy “dziećmi”. Tak jest lepiej. Podobamy się Jezusowi. Niech inni, wykształceni i skomplikowani, myślą co chcą i nazwą nas “dziecinnymi”. My się tym nie zajmujemy, prawda?


   

Przekład: "Vox Domini"